Rajskie wakacje, Tarisa Resort & SPA objazd Rajskie Wakacje

6.0/6 (1 opinia)

Udostępnij
Dodaj do schowka
Rajskie wakacje, Tarisa Resort & SPA objazd Rajskie Wakacje
Galeria (14)
Rajskie wakacje, Tarisa Resort & SPA objazd Rajskie Wakacje
Rajskie wakacje, Tarisa Resort & SPA objazd Rajskie Wakacje
Rajskie wakacje, Tarisa Resort & SPA objazd Rajskie Wakacje
Zdjęcie mapy
Plan Wycieczki

Lecąc na wakacje z Rainbow masz zawsze w cenie:

Bagaż

rejestrowany i podręczny

Opieka

polskojęzycznego pilota

Ubezpieczenie

podstawowe

Uśmiechnięty pan na banerze

Oferta nie jest obecnie w sprzedaży

pani z lornetka

Marzysz o odpoczynku w tej okolicy?
Mamy dla Ciebie wiele innych propozycji!

Sprawdź inne oferty w okolicy

Opinie klientów

Obsługa hotelowa
6.0
Plaża
6.0
Pokój
6.0
Położenie i okolica
6.0
Rezydent
5.0
Sport i rozrywka
5.5
Wyżywienie
5.0
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.

6.0/6

Jadwiga 21.11.2018
Termin pobytu: listopad 2018

Czarterem do „raju”

Jeszcze 30 lat temu szczytem marzeń krajowego turysty (tych jako tako osiągalnych) były plaże Bułgarii, zaś wakacje na Rivierze, w Hiszpani bądź we Włoszech leżały w zasadzie wyłącznie w strefie marzeń. Miejsca takie jak Mauritius położone były poza także i tą sferą, tak jakby znajdowały się na innej planecie. Dziś do tego luksusowego raju nie trzeba nawet wizy, a bezpośredni lot Dreamlinerem przeniesie nas tam w niecałe 12 godzin. Mauritius słynie ze wspaniałych plaż, tropikalnego słońca, ciepłego morza oraz urokliwych krajobrazów i z tych powodów uważany jest na ogół za znakomitą destynację na wakacje o charakterze pobytowym, wypoczynkowo-plażowym. Nie powinno to jednak zniechęcać osób lubiących zwiedzanie i bardziej aktywny sposób spędzania urlopu. Wbrew pozorom nawet i tam jest oprócz plaż sporo rzeczy do zobaczenia, na tyle dużo, że podczas tygodniowego pobytu nie będzie z pewnością okazji do nudy. Właśnie z uwagi na turystyczne walory tej wyspy wybraliśmy 9-dniowy wariant „Rajskie wakacje” w ramach którego 4 dni poświęcone są na objazd Mauritiusa, zaś 2 dni pozostają do dyspozycji turystów i zagospodarowania według własnych upodobań. „Objazd” jest zresztą słowem nieco zbyt poważnie brzmiącym: po pierwsze największe dzienne odległości nie przekraczają tam ok. 150 km, zaś po drugie podczas całego pobytu turyści nocują stale w jednym, wybranym jeszcze w Polsce hotelu. Nie jest to więc typowy objazd wymagający stałego przenoszenia się do kolejnych miejscowości i stałego kontaktu z walizkami. Turyści mogą wybrać za swoją „bazę” jeden z kilku oferowanych hoteli. My wybraliśmy Tarisa Resort i nie żałowaliśmy. Hotel ma co prawda „tylko” 3 gwiazdki, ale ma też wszystko czego potrzebuje turysta: ładny basen, przestronne czyste i klimatyzowane pokoje wyposażone w obszerne loggie, bar, restaurację, windę itd. Ale najważniejsze jest coś innego- hotel jest bardzo zgrabnie położony, na skraju malowniczego lasku kazuarynowego, nad samym brzegiem oceanu, pomiędzy dwiema najładniejszymi plażami na wyspie. Skręcając po wyjściu nad brzeg morza w prawo ma się przed sobą długą i malowniczą plażę Mont Choisy, uważaną przez tubylców na najładniejszą plażę wyspy. Z kolei idąc w lewo wzdłuż brzegu po jakchiś 15 minutach dochodzi się do plaży Trou aux Biches, okrzykniętej niedawno najpiękniejszą plażą świata. Oczywiście jak dotąd nie wymyślono jeszcze żadnego obiektywnego sposobu oceny uroku plaży, trudno więc definitywnie potwierdzić, że Tru aux Biches bije pod kątem urody inne plaże, tym niemniej istotnie jest wyjątkowo urokliwa i jak na „best of the best” nawet stosunkowo niezatłoczona. W bezpośrednim pobliżu Tarisy nie ma żadnych sklepów, ale i z tym można sobie jakoś poradzić. Najbliższy supermarket położony jest na tyłach plaży Tru aux Biches, można do niego dojść idąc brzegiem morza lub ewentualnie wzdłuż ulicy, czego zresztą nie polecamy (nie jedzie się na Mauritius po to by spacerować poboczem szosy, poza tym większość kierowców pędzi tam na złamanie karku, a chodniki są wąskie, a i to nie wszędzie je przewidziano). Można też wybrać się do pobliskiego miasteczka Grand Baie, w którym wybór sklepów i to nie tylko spożywczych jest całkiem spory. Warto się tam wybrać, nawet jeśli nie odczuwa się żadnej potrzeby zakupowej. Na samym początku miasteczka rozciągniętego praktycznie przy jednej głównej ulicy położona jest świątynia tamilska z kolorowymi gopurami, licznymi wizerunkami bóstw i demonów. Z kolei przy przeciwległym końcu miasta usytuowana jest mniejsza, ale także warta uwagi świątynia hinduska. Do obu można wejść, można zwiedzać i robić zdjęcia pamiętając tylko o zdjęciu obuwia. Z kolei mniej więcej w centrum miasteczka napotkamy niewielki kościół katolicki i malowniczy meczet. Do miasteczka można dojechać taksówką (taksówki często stoją pod bramą hotelu i tylko czekają na chętnych), busikiem wynajętym w hotelu (trzeba tylko zgłosić taką potrzebę dzień wcześniej, cena 100 rupii), można też skorzystać z lokalnej komunikacji autobusowej (ta wersja jest najtańsza, bilety kosztują dosłownie grosze). Przystanek autobusu jest niemal pod samym hotelem. My skorzystaliśmy z jeszcze innej opcji- przypadkowy kierowca „dorabiający” sobie jako taksówkarz wziął za kurs tyle ile kosztuje autobusowy miejski bilet ulgowy w Polsce, a przy okazji zapoznał nas z topografią miasteczka. Pierwszy dzień objazdu poświęcony jest zwiedzaniu bliższej okolicy. Ogród botaniczny Sir Seewoosagur Ramgoolam jest bardzo rozległy, pięknie skomponowany i zagospodarowany. Może trochę mało w nim kwiatów, ale takie miejsca jak staw z liliami wodnymi czy basen z olbrzymimi liśćmi Wiktorii muszą się podobać. Podczas zwiedzania fabryki cukru zamienionej w muzeum jest okazja do przyjrzenia się technologii jego produkcji i sprawdzenia zawartości „cukru w cukrze”. Ale najciekawszy jest nie tyle sam cukier, ile inne produkty otrzymywane z trzciny cukrowej. Najbardziej interesującym z nich jest zapewne rum, produkowany na Mauritiusie w niezliczonej ilości odmian i smaków. Zwiedzanie fabryki kończy się degustacją, podczas której można sprawdzić swoje kompetencje w roli kipera. Radzimy sensownie rozłożyć siły, bo kolejny punkt programu, zwiedzanie pięknej kolonialnej rezydencji Labourdonnais, także kończy się degustacją J Wycieczka drugiego dnia jest najdłuższa. Najpierw rzut oka na pejzaż z wulkanicznego krateru w położonym na południu mieście Curepipe. Potem krótka wizyta w manufakturze produkującej miniaturowe modele statków. Potem najważniejszy punkt dnia- rezerwat Casela. Park składa się z dwóch części: pierwsza to typowy ogród zoologiczny z obszernymi wybiegami i platformami do obserwacji zwierząt. W tej części najważniejsze są afrykańskie koty: gepardy, lwy, karakale. Drugi, obszerniejszy fragment parku składa się ze sporych zagród po terenie których jeździ się przystosowanym do obserwacji zwierząt samochodem. Są tam liczne antylopy, są olbrzymie żółwie, żyrafy i nosorożce. Kto widział rezerwaty Kenii, Botswany czy Zimbabwe ten nie dozna w parku Casela jakichś szczególnych przeżyć, ale dla tych, którzy nie mieli okazji uczestniczyć w „prawdziwym” safari może to być bardzo interesujący dzień. Kończy go podziwianie malowniczego wodospadu i bodaj najczęściej fotografowanego miejsca na wyspie: ziemi o siedmiu kolorach w Parku Narodowym Chamarel. W miejscu tym gleba zabarwiona jest niemal surrealistycznie mozaiką plam w odcieniach fioletu, beżu, żółci, zieleni khaki. Nie jest to bynajmniej efekt wycieku odpadów z pobliskiej fabryki farb i lakierów:) Za przedziwne barwy odpowiadają tkwiące w glebie minerały, a zwłaszcza związki żelaza i aluminium. Trzeciego dnia program przewiduje odwiedzenie stolicy wyspy- Port Luis. W miejscowym muzeum jest okazja do poznania historii wyspy. W innym muzeum można podziwiać dwa najdroższe znaczki świata: błękitny i pomarańczowy znaczek o nominałach 1 oraz 2 pensów warte są dziś miliony dolarów. Warto więc po powrocie przeglądnąć swoją kolekcję w klaserze, gdyby przypadkiem trafił się tam któryś z tych znaczków, można już śmielej zacząć myśleć o rezerwacji imprez w sezonie wakacyjnym 2019! Bardzo eleganckim i efektownym miejscem jest Waterfront. W wielkim kompleksie handlowo-gastronomiczno- rozrywkowym można zrobić zakupy, zjeść lunch, napić się kawy czy po prostu pospacerować wzdłuż nabrzeża. Głównym celem ostatniej wycieczki jest najważniejsze na wyspie sanktuarium poświęcone Shivie. Miejsce bardzo malownicze, pełne wiernych, turystów, kolorowe i pachnące egzotyką. Jest też okazja do odwiedzenia plantacji herbaty, na której można zdegustować lokalne smaki tego napoju (przy okazji można też popróbować raz jeszcze rumu :). Wizyta na plantacji wanilii jest okazją do obejrzenia jeszcze jednej rezydencji kolonialnej i kolejnej degustacji … no przecież nie wanilii tylko oczywiście rumu. Wniosek nasuwa się sam: obojętnie co zwiedzasz na Mauritiusie, degustować będziesz rum:) Na koniec odwiedzamy też La Vanille Crocodile Park, ogród zoologiczny, którego główną atrakcją są olbrzymie żółwie. Żółwie te przebywają na otwartej przestrzeni, można do nich podejść, zrobić sobie zdjęcia a nawet trochę za nimi pobiegać, co nie powinno być wyzwaniem nawet dla turystów w wieku 90+. Pozostałe części parku przypominają już klasyczne ZOO, warto jednak zaglądnąć do niektórych pomieszczeń i obiektów. Szczególnie polecamy insektarium z potężną kolekcją niewiarygodnie kolorowych motyli i innych owadów, w tym budzących trwogę tarantul (na szczęście są już martwe, ale sam ich widok co wrażliwszych może przyprawić o trwogę, więc przed wejściem radzimy skonsultować się z lekarzem lub najbliższym farmaceutą :). W ogrodzie można też zobaczyć kilka zwierząt charakterystycznych dla fauny Madagaskaru, w tym lemury. Oczywiście w klatce nie robią takiego wrażenia jak w naturze, ale kto nie był na Madagaskarze ma choć okazję do przyjrzenia się tym przesympatycznym stworzeniom w „realu”, a nie tylko na fotce czy w telewizji. Komu mało jest tygodniowego pobytu lub uważa, że 4 dni objazdu "zabrały" mu zbyt dużo "plażowych" dni zawsze może zarezerwować sobie dodatkowy tydzień już czysto pobytowy, przeznaczony wyłącznie na leniuchowanie:) Podsumowując- warto na Mauritius się wybrać, warto nie pozostać tylko turystą plażowym, ale objechać choć trochę piękną wyspę i warto nacieszyć się barwnym, tropikalnym rajem, zwłaszcza w porze, kiedy w Europie zima "wyłącza" kolory!
Pokaż wszystkie opinie
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem