Opinie klientów o Antyle i Karaiby Południowe - Rejs z Cartageny

5.4 /6
opinii
Kajuta
5.6
Obsługa statku
5.9
Pilot
5.3
Program rejsu i wycieczki lokalne
4.7
Statek
5.8
Wyżywienie
5.7
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

6.0/6

Globtroter 31.03.2019

Słońce i morze z drinkiem Curacao

Dla osób , które pierwszy raz popłyną po Karaibach wszystkie krajobrazy i doznania będą „naj”. Najpiękniejsze plaże, piasek , drzewa, kwiaty, ptaki, woda, rybki, słońce i temperatura. Dla osób znających inną część Karaibów zaskoczeniem będą dosyć wysuszone wyspy i brak na nich obfitej tropikalnej roślinności. Ale Antyle Holenderskie nadrabiają długimi, piaszczystymi plażami i turkusową wodą. Wybrzeże Aruby to kwintesencja karaibskich plaż, Curacao to kolonialne wspomnienie Holandii, a Bonaire czaruje dostojnymi dzikimi flamingami, pokładami iskrzącej się soli i egzotycznymi rybkami pływającymi tuż przy brzegu. Panama, głównie podczas fakultatywnej wycieczki, pokaże bogactwo roślinności i bezmiar wody opływającej dżunglę w jej nienaruszonej, dzikiej postaci.Krótka wyprawa do wioski Indiandaje wstępne wyobrażenie o potędze dżungli, jej nieprzewidywalności i trudności życia w niej. Nawet dopłynięcie łodzią dłubankąnie jest wcale takie oczywiste. W tej części Karaibów chyba najbardziej widać tygiel rasowy i kulturowy obu Ameryk .W Cartagenie i na statku spotykaliśmy Metysów, Mulatów, Murzynów, Latynosów, Indian, potomków Inkówi „grupkę Polaków”. Naprawdę warto poobserwować tę niesamowitą różnorodność. Rejs po Karaibach z krótkim pobytem w Cartagenie to doskonały pomysł na wakacje w trakcie naszej zimy.

5.5/6

Tomasz 22.12.2019

Na skrzydłach w nieznane

Karaiby... Słyszało się o nich od dziecka. Ich nazwa w świadomości stawała się z czasem niemalże synonimem słów takich jak „raj” lub „harmonia”. Tkwiła tak w tej świadomości, aż pewnego zimnego i brzydkiego styczniowego dnia naszła człowieka genialna myśl - „Może by tam polecieć? Przecież jest tam ciepło.” Tak oto, praktycznie bez większego planowania, zupełnie spontanicznie, wsiedliśmy w samolot w kierunku wysp ABC (Aruba, Bonaire, Curacao) oraz Kolumbii i Panamy. Wycieczka organizowana przez Rainbow, w moim odczuciu, wręcz idealna na pierwszą daleką podróż. Zróżnicowana - zapewnia różnego rodzaju doznania: pozwala zasmakować egzotyki, odrobiny luksusu, innej kultury i przede wszystkim klimatu. Lot samolotem z Amsterdamu, co prawda długi (w naszym przypadku dodatkowo z międzylądowaniem w Bogocie), ale trzeba przyznać, że komfortowy. Posiłki wydawane w miarę regularnie, były całkiem smaczne a obsługa pomocna. Lądowanie w Kartagenie i tu pierwsze uderzenie gorąca. O tej porze roku temperatury sięgają tam 40 stopni w dzień, w nocy... niewiele mniej. Na szczęście bliskość morza niweluje związane z tym niedogodności. Dodatkowo hotel jest klimatyzowany i położony w dogodnej lokalizacji, w bogatej dzielnicy miasta - Bocagrande. Dzieje się tu dużo. Na każdym kroku knajpki z jedzeniem, sklepy z pamiątkami, sklepy spożywcze, kantory (nie trzeba szukać) i zachwycająco wysokie, białe wieżowce. Rozległe plaże i wręcz przecudowna starówka dostarczają atrakcji na cały pierwszy dzień. Z moich obserwacji, kilka rzeczy rzuca się tu w oczy. Ruch uliczny straszny (jak to w mieście), ale tak na dobrą sprawę, za co najmniej jego połowę odpowiadają taksówki, które zatrzymują się jak tylko zauważą, że ktoś wychodzi z budynku. Nie ma więc mowy o jakimkolwiek „próbowaniu” złapania transportu. Ten pojawia się od razu. Mimo wszystko polecam jednak spacer. Druga rzecz, to na plaży i w jej okolicach wręcz roi się od sprzedawców dosłownie wszystkiego. Podziwiam za noszenie całego asortymentu w tym upale. Nie widziałem chyba jedynie sprzedawcy pralek (może akurat tego dnia leczył plecy). Na dodatek sprzedawcy ci są niestety dość natarczywi. Hiszpańskie „no, gracias” opanowałem tam do perfekcji. Mimo to, na pewno warto zaliczyć tam pierwszą kąpiel w morzu, choć trzeba uważać na silne fale i oczywiście nie zostawiać niepilnowanych rzeczy. Trzeba pamiętać, że to Kolumbia. Następny dzień to przyjazd do portu i wyczekiwane rozpoczęcie rejsu. Dotarcie na miejsce to jedna z jaśniejszych momentów wyprawy (kto by się spodziewał po zwykłym porcie). Mieści się tam fantastyczne zoo z egzotycznymi zwierzętami (wiele z nich porusza się swobodnie po terenie), które można bez przeszkód zwiedzać, gdy jesteśmy rejestrowani. Warto zajrzeć tam w każdy zakamarek... i rozglądać się. Do wielu klatek z ptakami można wejść i zrobić sobie zdjęcie np. z tukanem. Niestety, po tym pozytywnym szoku przychodzi kubeł zimnej wody w postaci stania w kolejce na odprawę przez kilka godzin. Nie wiem, na ile to standardowy czas, a na ile fakt, że mieliśmy pecha, ale w tym momencie poznajemy „zapał do pracy” pracowników odpraw. Na szczęście, gdy już uda nam się wsiąść na statek, jest już tylko lepiej i przygoda z Karaibami rozpoczyna się na dobre. Wyspy ABC mają nieco inny, suchszy klimat i surowszy krajobraz niż najsłynniejsze wyspy Karaibów, takie jak Jamajka czy Dominikana, ale to w niczym im nie ujmuje. Wręcz przeciwnie. Ich położenie jest dalekie od najczęstszych dróg występowania huraganów. Mają również najwięcej słonecznych dni w skali roku. Wyspy te są stosunkowo blisko siebie, a każda z nich ma inny charakter. Aruba zasłynęła, szczególnie w ostatnim okresie, ze wspaniałych plaż i jest najbardziej turystyczną z odwiedzanych wysp. Mamy tam okazję odwiedzić zaskakująco bogatą w różnego rodzaju okazy motylarnię oraz interesujące formacje skalne, na które warto się wspiąć i zobaczyć widok na praktycznie całą wyspę. Bonaire z kolei jest bardzo dziewicza, ma niewielkie zaludnienie, a większość jej terenu zajmuje park narodowy, gdzie mamy okazję zobaczyć mnóstwo flamingów. Ciekawym miejscem są również chatki dawnych niewolników pracujących przy produkcji soli. Szczególnie intensywność koloru wody kontrastująca z białymi szczątkami rafy koralowej na brzegu oraz górami soli w tle, a także wspomnianymi chatkami zachwyciła nas tak bardzo, że chyba powstały tam najpiękniejsze zdjęcia z całej wyprawy. Curacao to coś pomiędzy Arubą i Bonaire. Nie brakuje tu pięknych plaż, wspaniałej przyrody (na każdym kroku spotykamy iguany), ale i malowniczej architektury w stolicy Willemstad zwanej Małym Amsterdamem. Zwiedzamy tu destylarnię słynnego na całym świecie likieru i akwarium morskie, gdzie mamy okazję nakarmić rekina lub flaminga. Jest tu też, w mojej ocenie, najlepiej zagospodarowana plaża, gdzie było chyba najwięcej pięknych, kolorowych rybek. To wszystko sprawia, że ciągle jest różnorodnie i nie mamy prawa się nudzić zwiedzając kolejno każdą wyspę. Po wyspiarskich przygodach przychodzi czas na Panamę. Tu mamy zupełnie inne doznania. Okazja do poobcowania z prawdziwą dżunglą daje niezwykły kontrast na tle wcześniejszych przeżyć. Krajobraz i klimat jest zupełnie inny, ale doświadczyć tego możemy jedynie, jeśli zdecydujemy się na wycieczkę, gdyż miasto Colon, w którym statek cumuje jest typowo portowe, pozbawione atrakcji i niebezpieczne. Miejscami wygląda tam jak po wojnie. Wycieczka oferuje nam natomiast zobaczenie na własne oczy kanału Panamskiego i podróż łódką do wioski Indian. Rzeka, którą pokonujemy jest teoretycznie zamieszkana przez kajmany, ale niestety dla nas niewidoczne (a może to dobrze?). W samej wiosce poznajemy jej mieszkańców i ich styl życia w zgodzie z naturą. Przywitani zostajemy pokazem tańca, otrzymujemy także miejscowy poczęstunek, dowiadujemy się co nieco o miejscowej społeczności. Ciekawe i bardziej interesujące przeżycie, niż mogłoby się wydawać. Panama to wspaniała wisienka na torcie w postaci całego rejsu. Zostaje nam jeszcze powrót do Kartageny i w naszym przypadku jeszcze jeden dzień w tym niesamowitym mieście. Powrót do kraju, choć też długi, mija jednak dużo szybciej... na rozmyślaniu o tym, czy człowiek przypadkiem nie urodził się nie po tej stronie globu, co trzeba.

5.5/6

Anna, Katowice 28.11.2019

ABC egzotyki... czyli rejs po Karaibach.

Wycieczka „Antyle i Karaiby Południowe - Rejs z Cartageny” była moją pierwszą egzotyczną wyprawą z biurem podróży Rainbow i jeszcze w trakcie jej trwania, każdy upływający dzień, tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że na pewno nie ostatnią. Ta, pełna doznań i niezapomniana, podróż rozpoczyna się na lotnisku w Warszawie - tam, po odnalezieniu na tablicy rozkładu lotów naszego samolotu, należy samodzielnie wydrukować bilet lotniczy skanując swój paszport w automacie biletowym, oddać bagaż oraz udać się na standardową kontrolę lotniczą. Pierwszy z (w sumie trzech) lotów samolotem rejsowym, trwający ok 1,5 godziny, jest do Amsterdamu - międzynarodowego portu lotniczego, gdzie po ok. 2,5 godziny pobytu na lotnisku i odprawie paszportowo - celnej następuje przesiadka do samolotu transkontynentalnego typu Boeing ze wszelkimi udogodnieniami (ekran fotelowy z możliwością śledzenia lotu, biblioteką filmową, słuchawkami itp). Ten lot - najdłuższy - trwający 10,5 godz. daje się we znaki, gdyż odbywa się w ciągu dnia, co odrobinę utrudnia dłuższe drzemki, a występujące dodatkowo 6-cio godzinne przesunięcie czasowe tylko zmaga uczucie zmęczenia. Tę drobną niedogodność niewątpliwie rekompensują jednak serwowane w czasie lotu posiłki, przekąski czy napoje a także fakt, że nadlatując nad ląd Ameryki można już zacząć napawać się widokiem przepięknych lazurowych atoli wysp Karaibskich a później także surowością i niedostępnością potężnych Andów. Międzylądowanie w Bogocie - stolicy Kolumbii wiąże się z opuszczeniem samolotu celem przejścia kolejnej kontroli granicznej i powrót do tego samego samolotu. Ostatni już lot trwa tylko 2 godziny i w końcu znajdujemy się na lotnisku Cartagena de Indias w Kolumbii. Na miejscu odbywa się kontrola paszportowa (podajemy wtedy również nazwę hotelu zakwaterowania - nasz hotel to „Charlotte”). Na zewnątrz czeka na grupę już autokar (załadunkiem bagaży zajmują się miejscowi tragarze na opłatą ok 1-2 dolarów) wraz naszą przewodniczką - Panią Natalią, która podczas jazdy do hotelu objaśnia m.in. - sposób zakwaterowania w hotelu, plan pobytu w Cartagenie, kursy i miejsca wymiany walut (miejscowa waluta to peso a wymieniamy zabrane ze sobą dolary, 1 USD = 2850 pesos) czy sposób poruszania się po mieście (turyści preferują taksówki). Sam przejazd autokarem, mimo iż jest już ciemno, wzbudza pierwszy zachwyt tym miastem, ze względu na mijane po drodze ok. 30-40 piętrowe wieżowce, niezliczoną ilość oświetlonych uliczek i gwar w jego, tętniącej życiem, turystycznej części, ciągnącej się wzdłuż samego wybrzeża, co tylko dodaje uroku. Zakwaterowanie w hotelu odbywa się sprawnie - pobyt jednak nie obejmuje obiadów ani kolacji stąd konieczność „ jedzenia na mieście”, które oferuje za to liczne restauracje, knajpki, fast-foody, bary (już pierwszego dnia jest okazja zasmakowania lokalnej kuchni). Nazajutrz, po śniadaniu, odbywa się krótkie spotkanie z naszym pilotem - Panią Natalią - celem omówienia i zakupu wycieczek fakultatywnych oraz objaśnienia części rejsowej wycieczki (transfer i zameldowanie na statku). Tego dnia też udajemy się na odkrywanie nieznanej dotąd cywilizacji i kultury tej części Ameryki. Zwiedzając Cartagenę należy wyzbyć się wszelkich, pojawiających się na pierwszy rzut oka, uprzedzeń, gdyż jest to miasto płynnie przechodzących skrajności. Zaczynając spacer w nowoczesnej części turystycznej, stanowiącej ogólny chaos, zwraca się uwagę na gęsto wybudowane wieżowce, budynki z sypiącym się tynkiem, dziury w chodnikach, instalacje kabli wiszące nad głowami, gwar mieszkańców czy niezatrzymujący się ruch drogowy a docierając do starówki (uznaną za najpiękniejszą w Ameryce Południowej) będącej oazą spokoju, wodząc wzrokiem, od razu można się zagubić w przepięknej kolonialnej architekturze z drewnianymi werandami i zwisającymi z nich kompozycjami kwiatów czy w labiryncie urokliwych i kolorowych uliczek. W tej części warto odwiedzić lokalny targ, przyjrzeć się miejskiemu folklorowi i nabyć przeróżne pamiątki czy zakupić owoce sprzedawane przez czarnoskóre kobiety w swoich tradycyjnych bardzo kolorowych strojach (koszt zdjęcia to 1 USD), zaciszne place i skwerki zachęcają do wyciszenia, a miejski gwar zagłuszają świergoty gwarków, kanarków i papug dostarczając kojące dla ucha bodźce. Miasto jest głównym portem w Kolumbii i najważniejszym w basenie Morza Karaibskiego otoczone jeszcze dawnymi (z czasów najazdów piratów) i ciągnącymi się kilometrami fortyfikacjami San Felipe, z murów których rozpościera się bardzo ładny widok na okolicę. Cartagena może być spokojnie zwiedzana bez przewodnika (opcja z przewodnikiem jest w formie dodatkowo płatnej wycieczki), trudno się tu zgubić - stare miasto jest raczej skoncentrowane a odległość od hotelu pozwala na samodzielną wyprawę. Po dość długim spacerze w miejskim skwarze do odpoczynku i relaksu zachęca wybrzeże czyli pobliskie, wyłącznie piaszczyste, plaże z dość wysokimi falami i cieplutką wodą (klimat Kolumbii jest upalny ale wilgotny i dla Polaka odpoczywającego tam zimą jest pozytywnym zaskoczeniem - temperatura oscyluje tam w okolicach 40 C w dzień a nocą jest niewiele chłodniej, więc od razu zapomina się o przygnębiającej, zimowej aurze w kraju). Wieczorem, dla miłośników imprez, jest możliwość wykupienia nocnego wyjazdu muzycznym autokarem do lokalnej dyskoteki i zakosztowania uroków miasta nocą, które właśnie wtedy, w rytmie salsy, budzi się do życia . Następnego dnia po śniadaniu, mniej więcej do południa, jest czas wolny, który najlepiej spędza się na świeżym powietrzu spacerując wzdłuż wybrzeża, wypatrując intensywnych barw kwiatów kolumbijskiej roślinności i łapiąc przyjemne promienie słonecznie, nawiewane nadmorską bryzą. Popołudniem odbywa się transfer autokarem do portu morskiego w Cartagenie, gdzie niestety jest dość długie (ponad 3 godzinne) oczekiwanie na kontrolę paszportową, odprawę celną, wydruk kart pokładowych i zaokrętowanie na statek. Początkowo można jednak ten czas wykorzystać relaksując się wśród kompleksu drzew, pomiędzy którymi, w dużej mierze zupełnie swobodnie, poruszają się egzotyczne zwierzęta (wyjce skaczące między gałęziami, pawie dumnie eksponujące swoje pióropusze wśród alejek, żółwie i iguany leniwie przemierzające swoje zagrody, mrówkojady ochoczo zażywające kąpieli czy tukany z zaciekawieniem podlatujące do turystów). Jest to świetna okazja do obserwacji niektórych okazów w ich rodzimym środowisku oraz nacieszenia oczu kolorami egzotyki, których dostarczają, bardzo liczne z resztą, rozmaicie ubarwione papugi oraz inne ptactwo tropikalne. Tutaj też, po raz pierwszy z bliska, możemy podziwiać flamingi - majestatyczne ptaki, które będą jeszcze częstym tematem rejsu po Karaibach. Późniejsza część zaokrętowania jest mniej przyjemna - w klimatyzowanej hali trzeba odczekać w kolejce prawie 3 godziny, by przejść procedury załadunkowe. Mając już karty pokładowe udajemy się do naszego statku Monarch (można podjechać autokarem lub przejść promenadą robiąc klimatyczne zdjęcia), w którym po zameldowaniu się w kabinach rozbrzmiewa syrena sygnalizująca próbny alarm ewakuacyjny, czyli obowiązkowa procedura bezpieczeństwa przed wypłynięciem w rejs (wtedy należy zabrać ze swojej kabiny kamizelkę ratunkową i udać się na wyznaczone miejsce zbiórki na 7 pokładzie w okolicy szalup ratunkowych). Stałym elementem każdorazowego wejścia na pokład jest natomiast okazanie karty pokładowej (która jest też kartą płatniczą na statku) i przejście kontroli bagażu podręcznego a przed zaokrętowaniem pobierany jest dodatkowo depozyt na karcie kredytowej (120 USD lub 100 Euro) dla zabezpieczenia ewentualnych szkód i osobistych wydatków na statku). Posiłki wydawane są w dwóch restauracjach: - a la carte - tu dla grup ustalone są oddzielne godziny obiadów i kolacji i za każdym razem jest do wyboru bogata karta specjałów kuchni (dania są wyszukane i smaczne) a przy okazji zawsze wieczorem przebywa tam p. Natalia, co stwarza okoliczność ewentualnych konsultacji w czasie rejsu; - restauracja główna - znajduje się na najwyższych pokładach statku z pięknymi widokami (np. na zachodzące słońce ginące w morskiej toni) - tu w ramach szwedzkiego stołu na bieżąco uzupełniane są potrawy (kuchnia europejska, hiszpańska, owoce morza) a godziny posiłków są mniej restrykcyjne. Rejs na pierwszą z wysp jest nocno-dzienno-nocny, co pozwala by na pokładzie statku wypocząć, zorientować się jego w układzie i rozmieszczeniu atrakcji, których jest pod dostatkiem (2 baseny, 2 jacuzzi, 2 brodziki, leżaki, występy artystyczne, animacje, konkursy, 3-piętrowy teatr z różnej tematyki spektaklami, wieczory muzyczne w kawiarniach, dyskoteki, butki w centrum handlowym). Aktywność i sport umożliwiają zaś: uniwersalne boisko, siłownia, ścianka wspinaczkowa. Za dodatkową opłatą można spędzić czas w kasynie, salonie gier, Spa, salonie piękności, na masażach czy w saunie. Internet na pokładzie jest płatny (100 USD/tydzień). Codzienne rankiem obsługa kabinowa dostarcza pokładowe biuletyny z dokładną rozpiską m. in. miejsca docelowego rejsu, godzin posiłków, harmonogramu spektakli, prognozowanej pogody a co najważniejsze lokalnej godziny (czas strefowy różni się między wyspami a lądem i samymi wyspami - trzeba pamiętać o zmianach czasu i pilnować przestawień zegarków). Zwiedzanie wysp oraz Panamy ma w tym rejsie charakter wycieczek fakultatywnych, więc dla osób, które nie wykupiły ich przed wypłynięciem u pilota jest możliwość: - wykupić je na miejscu (koszta są niższe), - wybrać się na samodzielne zwiedzanie lub - zostać na statku i korzystać z jego atrakcji. Opcja wcześniejszego wykupu jest o tyle wygodniejsza, że nie trzeba martwić się organizacją, pilnować czasu (statek odpływa z portów o wyznaczonych godzinach) a w wycieczkach uczestniczy p. Natalia dbająca o szczegółowy opis odwiedzanych miejsc. Poznawanie archipelagu wysp ABC Karaibów zaczyna się na Curacao, czyli największej i najbardziej zaludnionej z odwiedzanych. Terytorialnie należy ona do Holandii a słynie ze znanego na całym świecie likieru o niebieskiej barwie i tej samej nazwie. W destylarni tego trunku odkrywamy nie tylko sposób jego wytwarzania (powstaje ze skórek gorzkich pomarańczy) ale też degustujemy nowe eksperymentalne smaki oraz zakupujemy (ok 16 USD za butelkę) te wybrane. Willemstad - obowiązkowy punkt tego dnia - stolica wyspy i główny port - zwany jest Małym Amsterdamem, z uwagi na znajdujące się tu budowle, czyli urocze małe domki w stylu kolonialnym zaskakujące kolorystyką - są bowiem pomalowane na typowo karaibskie pastelowe barwy. (Stolica ta znajduje się a liście światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, właśnie dzięki portowi i zabytkowemu staremu miastu). Do starówki można przedostać się ruchowym mostem pontonowym lub kursującą co jakiś czas barką. Spacer wzdłuż portowego wybrzeża wzbogaca jeszcze widok wygrzewających się w promieniach zachodzącego słońca dorodnych iguan. Widok na stare miasto, port i zakotwiczony w nim nasz statek umożliwia nam wjazd kolorowym autokarem na most Juliany, z którego zauważyć można także nieczynną obecnie, a odgrywającą znaczącą dla wyspy rolę, rafinerię. Akwarium morskie to z kolei chyba największa atrakcja Curacao - wielogatunkowość spotkanych tam okazów zwierząt pomaga w zgłębieniu wiedzy na temat fauny zamieszkującej morza otaczające wyspy Karaibskie (są to np. płaszczki, skorupiaki, szkarłupnie, mureny, pławikoniki oraz mnóstwo gatunków egzotycznych ryb wyróżniających się neonowych i jaskrawym ubarwieniem). Dreszczyku emocji dostarcza tutaj możliwość karmienia rekinów (odbywająca się pod okiem opiekunów) oraz flamingów, przy których zupełnie inne emocje wyzwala tak bliska obecność tych niesamowitych ptaków a pokazy umiejętności akrobatycznych delfinów oraz fok urozmaicają edukacyjny charakter tego miejsca. Kolejna z wysp - Bonaire - najmniej zaludniona, również holenderska, przyciąga turystów szerokimi i piaszczystymi plażami zachęcającymi do windsurfingu ze względu na dość silnie wiejące wiatry a bliskość rafy koralowej (o jej obecności świadczą liczne wraki statków) również do nurkowania i snorkelingu. Większość powierzchni wyspy stanowi Park Narodowy Washington Slogbaai - miejsce globalnego stanowiska rozrodowo - lęgowego flamingów karmazynowych. Pobyt na jego terenie umożliwia nam przejazd autokarem, podczas którego zdobywamy unikalne informacje na temat rozmnażania i gniazdowania tego gatunku a podczas przejazdu w oddali widzimy nawet stada flamingów liczące ok. kilkuset osobników. W dalszej części zatrzymujemy się tuż przy słonych jeziorach, na obszarze których znajdują się góry soli, zwracające uwagę widowiskowo odbijając się w różowych basenach z solanką, wytwarzając przy tym zaskakujące ilości piany. Solniska te, będące jednocześnie charakterystycznym elementem krajobrazu wyspy, z punktu widzenia ekologii są siedliskiem i ostoją bardzo wielu gatunków zwierząt (flamingi, pelikany i inne ptactwo, jaszczurki jak iguany czy gekony) dla człowieka z kolei, na ich obszarze, już w XVIII w, zapoczątkowano światową produkcję soli, która po dzień dzisiejszy jest dla wyspy istotną gałęzią gospodarki. Z miejscem tym bezpośrednio wiąże się kolejna ciekawa atrakcja turystyczna - domki niewolnicze, czyli białe i żółte maleńkie budowle dające schronienie niewolnikom, którzy pracowali przy pozyskiwaniu i wydobyciu soli. Zdjęcia tych domków wykonane na tle przejścia lazuru w granat wód Morza Karaibskiego dają niezwykły efekt ze względu na kontrastujące ze sobą kolory. Aruba - zwiedzana przez nas jako ostatnia a wymieniana jako pierwsza z wysp w piosence ”Kokomo” zespołu The Beach Boys bez wątpienia zasłużyła na takie wyróżnienie. Nieco surowszy krajobraz wyspy to przede wszystkim kaktusy (w tym aloesy będące z kolei głównym towarem eksportowym), krzewy cierniste, gleby czerwonobrązowe oraz pozostałości po wulkanicznej geologii wyspy - kratery. Nieopisany zachwyt natomiast wzbudza linia brzegowa i samo wybrzeże - nieziemskie wręcz widoki z typowymi dla tropików przepięknymi białymi, piaszczystymi plażami zatopionymi w turkusowej, spokojnej wodzie. To szerokie spektrum odcieni niebieskiego morza tworzy dom dla prawdziwej tęczy kolorów jej mieszkańców - egzotycznych rybek. Nadmorską wizytówką Aruby są natomiast nie tylko standardowo występujące palmy, ale też drzewka Divi divi liczne spotykane na plażach, którym specyficzny kształt nadają wiejące tam północno - wschodnie wiatry. W głębi lądu natomiast warto przejść korytarzami ciekawych formacji skalnych Casibari, ze szczytów których rozlega się widok na dużą część wyspy czy zatrzymać się przy latarni morskiej - jej okolica z kolei dostarcza przyjemnych dla oka widoków na rozległe plaże. Punktem kulminacyjnym objazdu po wyspie jest wizyta na farmie motyli, gdzie niezapomnianych wrażeń dostarcza spacer w zamkniętym ogrodzie z tropikalną roślinnością wypełnionym zaskakującymi wielkością, mozaiką barw i kształtem bogactwem przedstawicieli motyli. Wyeksponowane tam formy rozwojowe tych owadów stwarzają niepowtarzalną okazję przyjrzeć się i zrozumieć ich całkowitą metamorfozę. Przy odrobinie szczęścia można również poczuć na sobie delikatne muśnięcia odnóży motyli, które wybrały nas na swoje miejsce odpoczynku w czasie lotu. Odrębnym ale nieodzownym i najbardziej wyczekiwanym momentem pobytu na każdej z wysp był niewątpliwie czas wolny spędzany na plaży. Dla jednych błogie lenistwo i kąpiele słoneczne w bajkowym otoczeniu rajskich wysp, dla innych aktywny wypoczynek kąpieli morskich wśród zdumiewających rybek. Pogoda (gwarantowana klimatem wysp, gdzie nie ma burz, huraganów a deszcz występuje niezwykle rzadko) rozpieszcza zarówno miejscowych jak i podróżnych - temperatura wody to komfortowe 27 C a otoczenia nie przekracza 30 C. Aura wysp sprawia, że będąc tam zapomina się o codzienności, traci poczucie czasu a malownicze krajobrazy i bodźce odbierane przez zmysły pozostawiają w pamięci obrazy, do których z błogością wraca się we wspomnieniach. Ostatnia, budująca chyba największe napięcie, z wypraw lądowych wiedzie przez Panamę, która od razu przywodzi na myśl słynny Kanał Panamski. Jednak będąc na miejscu widzimy, że ten kraj to coś znacznie więcej. Dopływając do miasto Colon, które spełnia obecnie przede wszystkim rolę strefy wolnocłowej, wsiadamy do autokaru by bezpiecznie móc przedostać się przez zaplecze typowego zaniedbanego miasta portowego Ameryki Środkowej, gdzie uwagę skupiają w szczególności rozpadające się budynki, ulice wyglądające jak wysypiska śmieci, bezdomne i wychudzone psy itp. Dojeżdżając jednak do naszego pierwszego postoju - punktu widokowego na Przesmyk Panamski, już na obrzeżach miasta obserwujemy stopniowo zmieniający się krajobraz, gdzie natura wypiera destrukcyjną ingerencję człowieka, czyli wjazd do dżungli panamskiej. Zasadnicze znaczenie w tej formacji roślinności mają epifity, które zdecydowanie zdominowały lokalne drzewa (dające i podporę i możliwość pięcia się na coraz wyższe ich partie) by docelowo stać się środowiskiem życia i pokarmem dla wielu organizmów czy gromadzić wodę. Wyłaniające się przed nami gęstwiny i bujność coraz bardziej wyszukanej różnorodności gatunkowej flory dżungli wzbudza podziw i fascynacje ale też i respekt wobec ich umiejętności przystosowawczych i niekontrolowanej ekspansji na nowe tereny. Wracając do Kanału Panamskiego, to dopiero zajmując miejsca na widowni śluzy Aqua Clara i widząc na własne oczy ilość i rozmiary przepływających przez niego transportowców, zdajemy sobie sprawę jak ogromne znaczenie miało jego wybudowanie i jak wpłynęło na światowy transport, handel oraz przemysł. Jako główna arteria wodna tego państwa stwarza bowiem nie tylko rynek zbytu i wymianę towarową ale przede wszystkim zapewnia miejsca pracy większości jego mieszkańców. Na ”deser” wrażeń związanych z Panamą zostawiamy za sobą cywilizację i udajemy się do wioski Indian plemienia Embera. Nasz autokar zatrzymuje się przy rzece Chagres, gdzie zmieniamy środek transportu na wąskie łodzie (podobne do dłubanek lub canoe), którymi musimy przeprawić się rzeką biegnącą w głębi dżungli. Na brzegu czekają już na nas przewoźnicy - mężczyźni plemienia ubrani jedynie w przepaski okrywające biodra. Zakładamy kamizelki ratunkowe a łodzie napędzane dodatkowo silnikiem mkną przez kompletną dzicz przez ok. 30 min., w czasie których odczuwamy nieustępliwą obecność nieprzewidywalnej dżungli. Dopływając do celu, zza zarośli, wyłaniają się małe, pokryte liśćmi, drewniane domki, wokół których beztrosko biegały bawiące się, radosne dzieci. Indianie przywitali nas uśmiechem, ludowym tańcem w tradycyjnych strojach i śpiewem przy akompaniamencie muzyki wybrzmiewającej z ich własnoręcznie robionych instrumentów. Po zakończeniu części artystycznej mieliśmy poczęstunek grillowaną rybą z bananami, by nabrać sił na późniejsze podążanie śladami seniora wioski, który oprowadzając nas opowiadał o codzienności jej mieszkańców. Wtedy też z uwagą wysłuchujemy ciekawostek o życiu rodzinnym plemienia, zajęciach kobiet i mężczyzn, tamtejszej roślinności i jej zastosowaniu w leczeniu schorzeń oraz zwierzynie hodowlanej. Tu, ku naszemu zaskoczeniu, domowym ptactwem w większości okazał się dobrze znamy nam drób - kury i koguty a jedynie niewielki odsetek to np. czubacze rude, udomowione są tam także tukany i papugi a występujące zaś dziko czaple białe i sępy swoją obecnością przypominają, że jednak jesteśmy w dżungli. Zwieńczeniem wizyty u gościnnych Indian jest możliwość nabycia pamiątek - misternie wykonanych rękodzieł tubylców - będących głównym dochodem mieszkańców tej wioski. Całość podróży zamyka powrotny nocno - dzienno - nocny rejs do Kolumbii - podczas którego odpoczywamy i bawimy się na statku. Dodatkowy dzień pobytu w Cartagenie pozwala nacieszyć się pogodą i urokami Kolumbii. Zaś powrót do Polski odbywa się już tylko 2 samolotami (pierwszy lot trwa ok. 9 godzin) z przesiadką w Amsterdamie (tu czekamy ok 3,5 godziny na drugi lot trwający niecałe 2 godziny), z czego obydwa loty są nocne, więc też znacznie mniej męczące dla organizmu. Podsumowując, aby nie rzucać się od razu w wir intensywnych podróży i zarazem nauczyć się degustować uroki i zalety eksplorowania egzotycznego piękna Świata, polecam zacząć od czegoś prostego - zwykłego alfabetu - wysp ABC Archipelagu Karaibskiego!

5.0/6

Mietek 05.02.2019

Rejs statkiem super atrakcja. Niezapomniane przeżycia ludzie, widoki .
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem