5.3/6 (470 opinii)
6.0/6
Polecam wycieczkę Wyspa Bogów, dzięki której można poczuć i zobaczyć kulturę i przyrodę Bali. Na szczególną pochwałę zasługuje pilot, p. Małgosia, która w bardzo ciekawy sposób przybliżyła nam historię, religię, mieszkańców Bali.
6.0/6
Po kolei. Lot Qatar Airways. Naczytałem się wcześniejszych opinii o fatalnych lotach z Rainbow Tours na Bali. No i cóż … . Idąc za głosem wcześniejszych opiniodawców i będąc przekonanym wraz z żoną (towarzyszką urlopu), że będziemy w samolocie siedzieli daleko od siebie, na dwa miesiące przed wyjazdem rozpoczęliśmy szybki kurs języka migowego. Do tego opracowaliśmy jeszcze parę znanych od olimpiady w Moskwie gestów przedramionami. Aby się w samolocie porozumiewać na odległość. Myśleliśmy jeszcze o kanaryjskim języku gwizdanym i indiańskich znakach dymnych, ale odstąpiliśmy od tego pomysłu. W samolocie nie sprawdziłoby się. No i co ? Dwa miesiące nauki pooooszszło w …. Siedzimy obok siebie. Może to tylko tak „na razie” ? Z Warszawy do Kataru. Ale gdzie tam. Z Dohy do Denpasar też nas posadzili obok siebie. Liczę jeszcze na drogę powrotną. Przecież nie mogę z tym językiem migowym zostać jak … A do tego wszystkiego już przed wyjazdem napisałem sobie paszkwil na biuro. I co ? Nic z wcześniejszych wysiłków. W drodze powrotnej siedzimy co prawda ja przed żoną, ale to się też liczy jako „koło siebie”. Niestety, Rainbow zawiódł nasze przewidywania i skazał na zbędny wysiłek. A ile ja się za to miganie nasłuchałem ? A sam lot ? Super ? Gdzie tam ! Jak można sponiewierać człowieka ? Wystarczy mu podać w ciągu sześciu godzin lotu dwa razy gorący posiłek. Ze sztućcami, butelką wody mineralnej, sałatką i deserem w osobnych pojemnikach do tego piwo albo podwójną whisky. Wszystko naraz. I to na rozkładany stolik o wymiarach 17 cm x 29 cm. Po posiłkach zaczyna się gorączkowe poszukiwanie w bagażu podręcznym czystej bluzki czy koszuli. A kiedy się przespać ? Normalnie śpię siedem godzin. Lot trwa sześć i pół. Do tego dwa razy budzą na „jedzenie”. Mam się cieszyć ! W związku z tym rozdawanie „klapek” na oczy i uszy było w moim przypadku zbędne. Skarpet też. Uraziło mnie to. I głównie o to mam żal. Że nie wziąłem. W domu by się przydały do spania! „Objazdówka”. I oto na lotnisku Denpasar pojawiła się ONA. Młoda, spokojna, wyważona, zdecydowana a zarazem opiekuńcza – od pierwszego spojrzenia wprowadziła nastrój prawdziwego urlopu na Bali. Pani Ola (za zgodą). Nasza opiekunka. Tuż za NIĄ łańcuchami kwiatów Plumerii wita nas Oka – balijski przedstawiciel lokalnego biura Panorama. Miesięczna nauka indonezyjskiego nie idzie w las – Selamat malam ! Nama saya … Dobry wieczór ! Mam na imię …, aż do jutra pozostawi na nich złudzenie, że to ktoś nowy przyleciał do konsulatu ! Ale mój indonezyjski przegrywa zdecydowanie z polskim indonezyjskiego przewodnika. Hotel Fontana wszyscy już opisali. Dam sobie spokój. Tylko potwierdzam pozytywne opinie. Niektóre zabawne – „hotel czysty”! A co, miałby być brudny ? „Ręczniki wymieniają …” – a mieli nie wymieniać ? „Śniadania monotonne” – 12 potraw. Lokalnych. Liczyłem ! Do tego 6 europejskich. Liczyłem ! Po śniadaniu nie polecam basenu. Można się nie wynurzyć. Ale co tam dla nas takie zagrożenie. Pierwszego dnia wycieczka o 1200. Zatem wstajemy o szóstej, o siódmej jesteśmy na śniadaniu i 720 na basen. Biegiem. Z ręcznikiem w garści, żeby rzucić z daleka na leżak. Zwalniamy. Na basenie pusto. Leżaki puste. Bez ręczników. Eeee, chyba brudne. Albo zepsute. Podchodzimy bliżej. Są czyste. Sprawne. Z pewną dozą podejrzliwości przysiadamy na końcu leżaka. Czekamy z niepokojem, aż ktoś nas pogoni. Nic z tych rzeczy. Powoli się rozkładamy jak na swoich. Czyżby sąsiedzi ze wschodu nie dotarli jeszcze na Bali ? Rodaków też nie ma ? I tak kameralnie, w samotności, w cieplutkim basenie i samotni na leżakach przeleżeliśmy do 1100. I głównie o to mam żal, że tak samotnie, na obczyźnie, nie było z kim polemizować o leżak. Wycieczki opisane już setki razy. Wszyscy mają rację. Na lotnisku napis głosi „Ostatni raj na Ziemi” – przywitanie zaiste znamienite. Zmysły nie nadążają za rejestrowanym przez umysł obrazem – Taman Ajun, Mengwi, Amlapura, Tanah Lot, Batubulan, taniec małp, Gianyar, Barong, Mas, górale balijscy, Tanah Tirtagangga, Bedulu, kopi luwak, Kintamani, Batur, bochenkowiec, Lebah, kaldera, Tampaksiring, Świątynia Matka, Sanur, sampoerna, Ulun Danu Beratan, srebro balijskie, Bedugul, Tirta Empul, Buyan, Taman Ujung, Kuta, Temblingan, Jetiluwih, Celuk, batik, Ubud, Penglipuran, tarasy ryżowe, Besakih, Agung, kecak, Klungkung, kreteki, Denpasar, Tenganan, Legian. Kto był, może spróbować rozróżnić i zidentyfikować te nazwy bez zaglądania do zdjęć. Komu się uda dostanie batonika „Milky way” gratis, a kto połączy jeszcze to w pary dostanie pięć batoników. I ta biedna, krucha Pani Ola to wszystko musiała spamiętać, opowiedzieć o tym i jeszcze sprawdzić czy zapamiętaliśmy. I głównie o to mam żal, że ten napis na lotnisku w oryginale brzmi „The last paradise in the world” a nie „Ostatni raj na Ziemi”. Niestety, dałem się zmanipulować i doprowadziłem się do stanu lekkiej depresji. „Panie, jak byłem w Tajlandii to taaaamm były świątynie. Te to są małe świątynie”, „Panie, a jak byłam w Wietnamie to taaaaamm było skuterków. Tutaj to ich prawie nie ma”. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że na czterdziestą rocznicę ślubu (pozdrawiamy towarzyszy podróży, którzy mieli trzydziestą rocznicę ślubu) nie zabrałem małżonki do Tajlandii albo chociaż do Wietnamu. Tylko na to nędzne Bali. Ale może jeszcze kiedyś się uda. Jeszcze nawet w Tunezji nie byłem, chociaż wszyscy Polacy już tam byli. I głównie o to mam żal, że te czterdzieści lat tak jakoś bez Tunezji nam zeszło. Manipulacja moim umysłem trwała dalej. Dziesięciominutowe spóźnienie młodych ludzi. „Gdzieś” się zagubili w mieście artystów. Można było usłyszeć z uznaniem dla M. „Panie, w Wietnamie to M…..(tu pada imię przewodniczki w Wietnamie) już by odjechała. Musieli by wracać taksówką !” I głównie to mam żal o ten Wietnam. I o Panią M. I o tę taksówkę. Ale, ale. Ubud i okolice. Region artystów sztuki wszelakiej. O tym trzeba napisać. Każdy dzień wycieczek zahacza gdzieś o okolice Ubud. Fascynujące srebrne arcydzieła (Małgosiu pozdrawiamy, Bracie Wojciechu pozdrawiamy), niepowtarzalne, drewniane maski Baronga (Małgosiu pozdrawiamy, Bracie Wojciechu pozdrawiamy), batikowe ciuchy przebijające „salonowe”, obrazy, wyroby z kamienia. Każdy według uznania znajdzie coś dla siebie. Część chce. Pozostali siedzą przed obiektami rękodzielników. Batik, srebro, drewno. Nawet nie obejrzą. „Panie, w Wietnamie to byyyyły ….”. I tylko o to mam żal, że ludzie na wycieczkach tak się nudzą. I za to płacą. Wieczorami, po wycieczkach penetrowaliśmy wraz z nowo poznanymi towarzyszami podróży (Małgosiu pozdrawiamy, Bracie Wojciechu pozdrawiamy) warungi. Po naszemu bary/jadłodajnie/restauracje. Z muzyką na żywo. Jedzenie wyśmienite. Piwo też. Muzyka niezła. Rodowity Indonezyjczyk. Śpiewa do własnego akompaniamentu. Zamarzyło się małżonce posłuchać Mercurego i zespołu Queen. Nowo poznany towarzysz podróży (Małgosiu pozdrawiamy, Bracie Wojciechu pozdrawiamy) – gentleman w każdym calu zamawia u grajka Mercurego i Queen. Artysta poślinionym palcem wskazującym wertuje śpiewnik. Jessssttt. Zaraz po przerwie będzie na zamówienie Queen i Mercury. Widzicie to ? Balijczyk. Ciemna karnacja. Długie czarne włosy. Wystające kości policzkowe. Lekko skośne oczy. Prawie jak Indianin. I On po angielsku nam zaśpiewa. I zaśpiewał. Presleya !!! I głównie o to mam żal, że na Bali Queen to Presley, a Mercury to planeta. I tak powoli tydzień „objazdówki” dobiegał końca. Wzięliśmy jeszcze dwa fakultety na drugi tydzień. Przy wyborze należy kierować się intuicją, duchową potrzebą i podpowiedzią opiekunów. Wspaniałe przeżycia. Oka, dowcipny, z ciągłym uśmiechem na ustach, codziennie w innym sarongu i z inną czapeczką, oprowadzał nas z polskim tekstem. Tym razem Pani Ola asystowała. Takie osoby jak Oka i Pani Ola warto poznać. Pani Ola – młody wiek, wielkie marzenia, piękny kraj. Cieszymy się Pani Olu, że doskonale Pani czyta i rozumie to hasło: historia każdego sukcesu zaczyna się od wielkiego marzenia. Życzymy jak najwięcej marzeń !!! I głównie o to mam do siebie żal, że nie zauważyłem kiedy przestałem marzyć. Epilog. Hotel Wina Holiday Villa Widziały gały co brały ? Widziały, widziały. I dlatego brały. Hotel bardzo klimatyczny. Ledwie wynurzał się z zieleni i kwiatów. Tradycji balijskiej więcej niż przez całą wycieczkę. Poprosiłem o pokój w odnowionej części. Jeszcze z Polski. I dostałem ! Co prawda bez widoku na basen (Ale sąsiad był fajny. Pers z Australii). Duuuuża kabina natryskowa. Nawet umywalka zmieściła się w łazience. Słyszałem, że u niektórych – nie ! Dobrze, że nie miałem starej odrapanej wanny. Nie lubię starych, odrapanych wanien. Telewizor też był. Płaski. Nówka. Ale nie wiem czy działał. Nie włączałem. Hotel z trzech części. Główna, odnowione pokoje, największy basen. W zasadzie trzy połączone. Druga część jest najbardziej kolorowa. Ma najładniejszy basen. Z leżakami w wodzie. Ale pokoje są w trakcie remontu. Podobno głośno. Część trzecia chyba dla rodzin z dziećmi bo jest mini plac zabaw i basen taki jakiś mini. Spacer tzw. rundka po całym obiekcie trwa trzy minuty. Poznajemy małżeństwo z Holandii. Jeszcze starsi od nas. Takie „Dzieci Kwiaty” z lat sześćdziesiątych. Ubiegłego wieku. O 10 rano nie jestem w stanie ich zdefiniować: to jest stan na wczoraj o dwudziestej trzeciej czy już na dzisiaj licząc od szóstej rano. Na wiadomość, że żona właśnie skończyła sześćdziesiąt lat Holender zagrał dla niej solo na basówce. Na sucho. Bez gitary. I tylko tego mi żal, że zabrałem na Bali kobietę (ciężko!) pracującą a do kraju przywiozłem emerytkę. A hotel jak trzy małpki. Nie zauważył, nie usłyszał …. i tylko żony mi żal. Raz, Holenderka przy śniadaniu, wskazując na moją rodaczkę (elegancką) pyta czy Polacy zawsze tak dużo jedzą ? Dlaczego pyta? Bo właśnie ta pani (nie z grupy Rainbow) włożyła sobie do koszyczka dwanaście kanapek. Bo jej się może na talerzu nie zmieściły ? Nie. Wyszła. Holenderka mruga do mnie znacząco okiem i też wychodzi. A koszyczek piękny. Foremny, prostokątny, zamykany na magnesik. Z plastikowymi pojemniczkami w środku. Żeby się przypadkiem nie zabrudził. I tylko tego koszyczka mi żal, bo nie tylko witamin i kalorii się najadł, ale i wstydu. I nie wiedzieć dlaczego ja wstydziłem się razem z koszyczkiem. Komary !!! Były. Widziałem. Dwa. Zapsikałem je repelentem. Na śmierć. Byłem świetnie przygotowany. Przypadał mi pojemnik repelentu na jednego komara. A w ogóle były takie jakieś endemiczno – anemiczne. Były jeszcze małe jaszczurki (więcej niż komarów) przyklejone rozczapierzonymi łapkami do sufitu. Ale sympatyczne. I jedna żaba. I tylko tego mi żal, że tak niema co napisać, … że karaluch….., że drugie śniadanie mi zjadł …. I tak naprawdę to tylko tego Bali mi żal. Że tam zostało. Że nie jest tu. Przypisy. -/ jak szybko przeliczać rupie na złotówki ? W zaokrągleniu 1 zł to 4000 rupii. Jeżeli cena wynosi np. 120 000 odejmujemy po trzy zera z końca i dzielimy przez 4 = 30 zł itd. np. 400 000 to 100 zł. -/ piwo najtaniej w sklepie 35 000 (0,65 l.), małe 25 000 -/ w listopadzie komarów nie ma, chociaż to już pora deszczowa -/ nie robić za dużo zdjęć bo na granicy powyżej tysiąca zabierają (losowo) -/ deszcz też nie padał -/ temperatura 35-38 'C (w nocy) -/ wilgotność tak pod 90% -/ pod żadnym pozorem nie pić wody z kranu (także po przegotowaniu), nawet zębów w tym nie myć -/ przydają się elektrolity do picia z wodą -/ jak braknie zapasów z kraju to whisky „Mc D……..” najtaniej w „Mini Mart” 374 000 rupii, indonezyjski arak trochę ponad 200 -/ dobre jedzenie w warugach po 50-60 tysi, ale i tak zawsze wychodzi stówka -/ z tymi zdjęciami to żartowałem – robić jak najwięcej -/ z wodą z kranu nie żartowałem -/ sampoerna od 13 000 (indonezyjskie) do 28 000 („koncernowe”) UWAGA ! paczki po 10, 12, 16 sztuk i różna grubość papierosów – pierwsze zakupy zawsze losowe -/ pyszna woda z kokosa, stawia na nogi -/ przed Świątynią Matką małe dziewczynki sprzedają widokówki (dwie za dolara) i mówią po polsku ! -/ koniecznie spróbować na farmie kopi luwak z procesem parzenia przy stoliku – po zobaczeniu luwaka i wyobrażeniu sobie jego procesu trawiennego, aromat świeżo parzonej kawy i jej smak nabierają innego wyrazu -/ nie przyzwyczajać się do sampoerny – w Polsce wychodzi drogo -/ rupie na lotnisko w ostateczności – jest drogo I tak naprawdę, tak naprawdę…. to niczego mi nie żal. Wspaniałe przeżycie. Dziękujemy Oka !!! Dziękujemy Olu !!! Dziękujemy Rainbow !!!
6.0/6
Wycieczka objazdowa po Bali stanowi połączenie bajkowych pełnych wspaniałych widoków z relaksem dla uczestnika. Przedłużona o wypoczynek w jednym z hoteli znajdujących się w resorcie hoteli ze wspaniałymi plażmi jest spełnieniem marzeń o wspaniały odpoczynku dla ducha oraz ciała.
6.0/6
Fantastyczne Bali. 1 tydzień objazdu (codzienne wyjazdy z jednego hotelu), 1 tydzień pobytu w raju. Hotel na objeździe w centrum miasta, blisko sklepy. Codzienne atrakcje. Wspaniała rezydentka plus miejscowa przewodniczka. Mnóstwo informacji, profesjonalna organizacja, wspaniałe miejsca, cudowne przeżycia. Hotel na pobycie z opcją all inclusive - super smaczne jedzenie (2 x restauracja włoska - z najwyższej półki (ekskluzywne, fantastyczne). Przemiła obsługa, włącznie z dniem wyjazdu (po mimo zdjętych opasek, obsługa traktowała nas na równych prawach z "opaskowcami", czyli pełen obiad, drinki do chwili wyjazdu :)