Opinie o Jawa i Bali - W krainie batiku

5.1/6
(26 opinii)
Intensywność programu
4.9
Pilot
5.4
Program wycieczki
5.1
Transport
5.4
Wyżywienie
5.3
Zakwaterowanie
5.6

Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.

    5.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    13

    Jawa i Bali - W krainie batiku

    K 22.02.2015

    Wspaniałe doładowanie akumulatorów w środku naszej (nie najzimniejszej, ale jednak) zimy.

    5.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    36

    W krainie batiku

    widziały gały 21.08.2015

    Wróciliśmy z wysp Jawy i Bali, gdzie mieszkają ludzie uśmiechnięci, choć drobni i mali. Po wyjściu z samolotu otworzył się oczekiwany przez nas tropikalny i egzotyczny świat. Od razu rzuciły nam się w oczy pogodne twarze mieszkańców, ich życzliwość i urok. Nie sądziliśmy, że będziemy dla nich jakąkolwiek atrakcją, a tu okazało się, że biała skóra i długi nos są dla nich wzorem piękna! Już w pierwszym dniu pobytu w Dżakarcie Jawajczycy spontanicznie podchodzili do nas z prośbą, byśmy zrobili sobie z nimi zdjęcia. Czuliśmy się trochę jak giganci w świecie liliputów, ponieważ nawet dorośli ludzie sięgali nam do pach. Braliśmy więc ich pod te pachy i wyglądaliśmy jak kwoki z pisklętami. Jawa jest wyspą o wydłużonym kształcie i jadąc z zachodu na wschód mieliśmy wrażenie, że Dżakarta nigdy się nie kończy. Nie było widać początku, ani końca miast, miasteczek i wiosek. Od czasu do czasu pojawiały się pola ryżowe, ale i one były wciśnięte między kolejne skupiska ludzkie. Dookoła roztaczała się też bujna przyroda i niewiarygodna ilość śmieci. Śmieci były wszędzie - na ulicach, w rzekach, w strumykach i kanałach. Ulice były aż czarne od motocyklistów. Często na jednym motocyklu siedziała czteroosobowa rodzinka z maluchami wciśniętymi lub stojącymi między rodzicami. Dzieci już od najmłodszych lat uczą się tańczyć i grać zgodnie z wielopokoleniową tradycją. W muzyce królują gamelan składający się z różnych gongów, fletów i bębnów oraz anklung, czyli rodzaj orkiestry na grzechotki bambusowe. Będąc w Bandungu mieliśmy okazję grać na anklungu. Siedząc na widowni , razem z setkami innych turystów, dostaliśmy grzechotki o różnej wysokości dźwięku i patrząc na ruchy mistrza-dyrygenta wspólnie zagraliśmy kilka popularnych melodii. Mimo, że mieliśmy ten instrument pierwszy raz w rękach wyszło perfekcyjnie !! Następnego dnia dotarliśmy do Borobudur, który nas zachwycił mimo gęstych chmur. Jest to świątynia buddyjska z VII i VIII w, po której się chodzi, wspina i pewnie medytuje, ale do tego trzeba skupienia, którego wśród tłumu turystów na pewno brakowało. Natomiast następnego dnia w pięknym słońcu odsłonił nam się hinduistyczny zespół świątynny z IX w. Prambanan. Mogliśmy podziwiać budowle niezwykle bogato zdobione płaskorzeźbami i posągami przedstawiającymi wyobrażenia hinduskich bóstw. Z każdego miejsca widok na świątynie był imponujący, nie można było oderwać oczu ! Jadąc na trasie zatrzymywaliśmy się na polach uprawnych herbaty, kosztowaliśmy najlepszej kawy Kopi luwak. Rikszami jechaliśmy do pałacu sułtanów. Zmęczone nogi moczyliśmy w gorących, błotnistych źródłach krateru Domas. Z krateru wydobywał się dym o siarczanym zapachu, a w bulgoczącej obok wodzie można było ugotować jajka. Odwiedziliśmy warsztaty batików, rzeźbiarzy i wyrobów ze srebra, w których artyści wystawiali swoje wyroby. Co dziwne, w Indonezji nie funkcjonuje wyraz „artysta”, tylko „robotnik”. Na koniec pobytu na Jawie wyruszyliśmy jeepami na wschód słońca nad wulkanem Bromo. Wstaliśmy w środku nocy , a było tak zimno, że mimo najcieplejszych ubrań dzwoniły nam zęby. Za to widoki i piękne słońce, które zaczęło nam malować krajobraz cieszyły nasze zaspane oczy. Z muzułmańskiej Jawy udaliśmy się samolotem do hinduistycznej Bali. I tu odsłonił się inny świat. Balijczycy są bardzo związani ze swoimi korzeniami. Z dumą trzymają się swoich tradycji i opierają się wpływom zewnętrznym. Widać że religia dominuje w ich życiu codziennym. Chodzą ubrani w tradycyjne sarongi, panowie mają na głowie zawiązaną chusteczkę, której węzełek z przodu wygląda jak wachlarzyk. Często we włosach mają kwiaty, a na czole między oczami ryż. W większości mieszkają w domach przypominających świątynie, kilka razy dziennie składają dary duchom. Według ich wierzeń duchy buszują na czubkach drzew, dachów, gór i należy o nie dbać, by się nie uzłośliwiły. Z respektem kładą na ziemi bambusowe koszyczki z darami dla demonów czyniąc przy tym tajemnicze ruchy. W koszyczkach są kwiaty, owoce, ryż i kadzidełka. W każdym dniu roku jakaś świątynia ma „urodziny” więc odświętnie ubrani Balijczycy, przy dźwiękach gamelanu idą w procesji niosąc dary, które potem wspólnie zjadają. Świątynie otoczone są murem. Do środka wchodzi się bramą pięknie ozdobioną rzeźbieniami bogów, bóstw i zwierząt. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów w świątyniach są wielopiętrowe daszki z trzciny cukrowej. W święto pełni księżyca Balijczycy oczyszczają się z grzechów. Mieliśmy okazję to obserwować, gdy nad oceanem kapłan ubrany na biało obmywał wodą „grzeszników”. Towarzyszyła temu radosna atmosfera, a dla nas miała magiczny posmak. Magiczne były również przedstawienia Ramayany, podczas których maski, stroje, tańce wprowadziły nas w baśniowy świat. Niezwykłe to dla nas przeżycia, a do tego przyjemny klimat, bogactwo roślin i zapachów, pyszne jedzenie, a zwłaszcza poranne omlety, które w rękach wprawnej kucharki wirowały w powietrzu jak motyle, dojrzałe na słońcu owoce, skaczące małpy, olbrzymie nietoperze spowodowały, że czuliśmy się jak wymarzonych wakacjach.

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    4

    Indonezja godna polecenia

    Liliana, Jadwisin 03.12.2015

    Generalnie ok, może warto, żeby biuro się zastanowiło nad zmianą programu na Jawie, wiem, że to nie jest pewnie łatwe, jak nie bardzo jest co zwiedzać. Ale wulkan nadrabia sytuację. Bali - rewelacja, szkoda tylko, że zwiedzanie fakultetami lub samemu. Ale polecam.

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    27

    Jawa i Bali - W krainie batiku

    Dorota, Bielsko-Biała 22.06.2015

    Wycieczka spełniła oczekiwania. Daleki kraj, inna kultura – warto było z bliska zobaczyć i chociaż trochę poznać dwie piękne wyspy. Oczarował nas wschód słońca nad wulkanem. A możliwość poczucia zapachów związanych z dymiącym wulkanem… długo pozostanie w naszej pamięci i stanowi ważny punkt w opowieściach o wycieczce. Natomiast na główny dla mnie punkt programu – świątynia w Borobudur – okazało się zdecydowanie za mało czasu. Rozumiem, że nie wszystkich bardzo interesują starożytne cywilizacje i ich zabytki, ale dla takiej świątyni naprawdę niezbędne jest poświęcenie więcej czasu, aby móc docenić jej wspaniałe detale, a nie tylko przebiec wokół.

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    4

    b.dobra

    Jan, Chrzanów 05.08.2014

    Pilot Karol Szatkowski - duża wiedza, zmysł organizacyjny zasługuje na 5+

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    24

    Raj na ziemi

    Beata, Bydgoszcz 03.04.2014

    Na wycieczce jest dużo przejazdów, no ale niestety na pewne sprawy nie ma się wpływu, odległości są jakie są, a Indonezja jest dodatkowo specyficznie ukształtowana, co nie było żadną tajemnicą przed wyjazdem. Ale i tak bilans na te 2 tygodnie wypada bardzo dobrze - widziałam 2 piękne wulkany, w tym wschód słońca nad Bromo to przeżycie jedyne w swoim rodzaju na całe życie, 2 niezwykłe świątynie na Jawie: Borobodur - jedna z największych świątyń buddyjskich świata z IX w., która pokryta jest płaskorzeźbami o łącznej długości 6 km(!) oraz hinduistyczną Prambanan, w stylu Angkoru, czyli jasne że musiała mi się spodobać. Jeśli chodzi o Bali to zachwyca wszechpanującą bujną zielenią, która nie bierze się znikąd, klimat jest tam bardzo wilgotny i sporo opadów, czego też niestety doświadczyłam. W końcu pojechałam na początku pory deszczowej, ale podobno w "suchej" (lipiec i sierpień) też może padać. Bali to zupełna egzotyka i to inna niż gdziekolwiek indziej, co jest absolutnym plusem tego miejsca, specyficzna architektura, spotykana tylko na tej wyspie. Piękna jest świątynia zbudowana na skale na morzu - Tanah Lot, największa i najważniejsza Pura Besakih zbudowana na wulkanie oraz najbardziej malowniczo położona Ulun Danu. Dla mnie ta ostatnia to esencja Bali, spotkanie wyobrażeń z rzeczywistością. Ludzie - mili, zainteresowani turystami, zaczepiają, dopytują się skąd się przyjechało, jak się podoba itd., sami proszą o foty, co ułatwia zadanie. Zwiedzanie świątyń możliwe tylko w "sukienkach", obwiązywali nas w sarongi (długie spódnice), także mężczyzn w spodniach do kostek (na zdjęciu grupowym wyglądamy bardzo ładnie, jak wycieczka szkolna ;) ). Hotele - świetne, nawet to schronisko w górach, którego się obawiałam ze schroniskiem ma niewiele wspólnego, jedyny mankament to ograniczenia w dostawie ciepłej wody - 25 l. na godzinę - i co? i okazuje się że 2 kobiety są w stanie wykąpać się w 25 l. wody w 5 minut jak trzeba! Jedzenie - dobre, lekkie, duży wybór, tylko smacznych słodkości jak to w Azji brak. Pilotka, Pani Iwona - bardzo fajna, kompetentna kobitka. Słońce - bardzo blisko równika, a więc grzeje bardzo i jest niebezpieczne, ja osobiście poparzyłam się i dostałam uczulenia mimo kremów z filtrem. Reasumując - jestem z wycieczki bardzo zadowolona, miejsca różnorodne - i znamienite zabytki i przyroda, w sumie dużo ciekawych, tylko niestety bardzo tam daleko, długo się leci, zwłaszcza jak lot jest przez Amsterdam lub Paryż.

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    18

    wrażenie pozytywne, chociaż nie bez uwag krytycznych

    Wojciech, Poznań 28.03.2014

    O pozytywach nie ma co pisać, gdyż jestem "stałym" klientem Rainbowtours i gdyby było "nie tak", to bym się z tym biurem po raz kolejny nie wybierał na daleką wyprawę. Zresztą moja ogóla ocena jest 5 buziek ! A zatem dlaczego nie 6 buziek ? Przede wszystkim dlatego, że agent sprzedający mi tę wycieczkę, jak również w katalogu z datami wyjazdów nikt nie wposmniał, że to PORA DESZCZOWA ! A jeśli już pora deszczowa, to mniej więcej wiadomo w których godzinach najczęściej pada rzęsisty deszcz... i pod te godziny należąło "ustawić" program zwiedzania. A wyszło tak, że w okresie bezdeszczowym zwiedzaliśmy to co pod dachem (pałace, muzea) a w deszczu najbardziej atrakcyjne jawajskie świątynie. I nie pomogły sugestie kierowane do przewodnika, by to zmienić - tak jakby najważniejszym celem wycieczki była wizyta w "fabryczne" wyrobów ze srebra, czy batiku, gdy na wolnym powietrzu było liche, bo liche - ale słoneczko ! Ale nic, to, zarówno program na Bali (w tym doskonały hotel z otoczeniem)jak i fajni współtowarzysze wycieczki zrekompensowali nienajlepsze wrażenia z Jawy.

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    12

    „Jawa i Bali – w krainie batiku” 26.06–09.07.2014.

    Robert, Łódź 10.07.2015

    26 VI 2014 r. (czwartek) Wylot z Warszawy zaplanowano na 17:15, zbiórkę na lotnisku wyznaczono 2 godziny wcześniej. Na lotnisku w okienku Rainbow Tours odebrałem dokumenty podróży i informacje dot. sposobu postępowania na trasie do Indonezji (lecieliśmy bez pilota). Lecieliśmy liniami KLM. O 19:13 wylądowaliśmy na lotnisku w Amsterdamie. Tam oczekiwaliśmy na lot do Jakarty, który zaplanowano na 20:50. Wystartowaliśmy bez większego opóźnienia. 27 VI 2014 r. (piątek) Kontynuowaliśmy nasz lot, o 8:40 czasu polskiego (czyli 14:40 czasu malezyjskiego) wylądowaliśmy w Kuala Lumpur - stolicy Malezji. Było to tylko międzylądowanie, tym niemniej jednak musieliśmy opuścić samolot i trochę poczekać na lotnisku. Wylot z Kuala Lumpur nastąpił o 16:20 czasu miejscowego. O 17:15 czasu miejscowego (18:15 czasu malezyjskiego, 12:15 czasu polskiego) wylądowaliśmy na lotnisku w Jakarcie. Tam czekał na nas nasz polski pilot - Karol Szatkowski. O 20:25 dojechaliśmy do hotelu „Santika Premiere”, w którym najpierw zjedliśmy kolację, a potem się zakwaterowaliśmy i udaliśmy na spoczynek po długiej podróży. 28 VI 2014 r. (sobota) Po śniadaniu w hotelu wyruszyliśmy autokarem na zwiedzanie stolicy Indonezji. Najpierw podjechaliśmy do rozległego, otoczonego drzewami Placu Niepodległości, w którego centrum stoi 137-metrowy Pomnik Narodowy – Monas. Na szczycie tego obelisku umocowano płomień wykonany z 35 kg czystego złota W jego podziemiach znajduje się Muzeum Wyzwolenia, w którym obejrzeliśmy dioramy przedstawiające sceny z historii Indonezji. Następnie wjechaliśmy windą na szczyt pomnika, a stamtąd mogliśmy podziwiać panoramę miasta. Potem podjechaliśmy do Muzeum Narodowego, które następnie zwiedziliśmy. Jest to najstarsze muzeum w Jakarcie. Na parterze głównego budynku znajduje się bogaty dział etnograficzny obrazujący różnorodność kulturową archipelagu. Zobaczyć tam można m.in. maski, kosze, przedmioty kultu, biżuterię, broń, rzeźby, makiety tradycyjnych domów. W innej części budynku znajduje się kolekcja chińskiej ceramiki z czasów dynastii Han, Tang, Song, Yuan i Ming. W jednej z sal można obejrzeć terakotę z okresu Majapahit (XIV-XV w.). Na dziedzińcu muzeum wystawiono dzieła rzeźbiarskie sztuki hinduistyczno-buddyjskiej m.in. przedstawienie Ganesi (bóg z głową słonia), liczne płaskorzeźby jawajskie z VIII i IX w. oraz posągi z Kalimantanu (z IX w.). W muzeum można ponadto zobaczyć m.in. przedmioty z brązu, bębny z epoki Dong Son (500 r. p.n.e.) oraz kolekcję tkanin. Dalej pojechaliśmy na plac Fatahillah w starej dzielnicy Kota, która była sercem Indonezji w czasach kolonizacji holenderskiej (wówczas nosiła ona nazwę Batavia). Zdobiony fontanną plac otaczają najważniejsze budynki epoki kolonialnej, obecnie w większości przekształcone w muzea. Wszystkie te budynki oglądaliśmy tylko z zewnątrz. Całą południową stronę placu zajmuje Muzeum Historyczne Jakarty, które mieści się w eleganckim budynku z neoklasyczną fasadą zwieńczoną dzwonnicą (z 1707 r.). Niegdyś był on symbolem władzy kolonialnej – siedzibą biur generalnego gubernatora i urzędu miasta, a także więzieniem i sądem. Po stronie zachodniej placu stoi budynek, w którym mieści się Muzeum Wayangu (czyli indonezyjskich kukiełek). Z kolei po stronie wschodniej w budynku (z XIX w.), w którym niegdyś mieścił się sąd utworzono Muzeum Sztuk Pięknych i Ceramiki. Wreszcie po stronie północnej placu zobaczyć można m.in. budynek indonezyjskiej Poczty oraz zabytkową, luksusową kawiarnię „Cafe Batavia”. Po obejrzeniu otoczenia placu Fatahillah podjechaliśmy jeszcze do starego portu Sunda Kelapa, po którym trochę się przespacerowaliśmy, oglądając zakotwiczone tam wielokolorowe żaglowce pinisi. Te słynne statki, znane z ciężkich, pękatych kadłubów i uniesionych dziobów, zostały zbudowane bez żadnego projektu. Następnie ruszyliśmy już w drogę do Bandung. Po drodze mieliśmy postój w restauracji, w której zjedliśmy lunch. Po dojechaniu do Bandung zakwaterowaliśmy się w hotelu Grand Preanger. 29 VI 2014 r. (niedziela) Po śniadaniu w hotelu wyruszyliśmy autokarem w drogę do wulkanu Tangkuban Perahu, ziejącego kraterami na wysokości 2076 m n.p.m. Wulkan jest nieaktywny od czasów ostatniej erupcji w 1969 r. Po dojechaniu na miejsce podziwialiśmy widoki na krater Kawah Ratu i okolice. Następnie wyruszyliśmy na trekking do mniejszego krateru - Kawah Domas usianego sadzawkami z gorącą wodą, z których wydobywają się siarkowe opary. Trasa trekkingu prowadziła prze tereny pokryte bujną, tropikalną roślinnością. Po dalszej jeździe autokarem zatrzymaliśmy się przy plantacjach herbaty. Następnie pojechaliśmy już do Ciater – ośrodka z gorącymi źródłami, którym przypisuje się właściwości lecznicze. Tam zażyliśmy relaksujących kąpieli w basenach z gorącą wodą i zjedliśmy lunch. Potem pojechaliśmy do miejsca, w którym kultywowany jest zwyczaj gry na tradycyjnym instrumencie angklung - swego rodzaju grzechotkach wykonanych z łodyg bambusa o różnej długości, zawieszonych na ramie i uderzanych o siebie. Zapoznaliśmy się z procesem produkcji instrumentu i obejrzeliśmy show, w którego programie oprócz pokazów gry na anklungu, były też tradycyjne tańce indonezyjskie i pokaz teatru lalek. Po przedstawieniu wróciliśmy do hotelu w Bandung. Wieczorem wystawialiśmy nasze bagaże główne, które zostały zabrane i przez noc jechały do Yogyakarty. 30 VI 2014 r. (poniedziałek) Po śniadaniu w hotelu taksówkami przejechaliśmy na dworzec kolejowy w Bandungu. Tam wsiedliśmy do pociągu, którym ruszyliśmy w dalszą drogę. Po drodze z okien pociągu mogliśmy podziwiać piękne widoki, m.in. malownicze wioski z polami ryżowymi, gajami palmowymi, bananowcami, czasem w tle pojawiały się góry. Wysiedliśmy na stacji w Kutoarjo, skąd autokarem ruszyliśmy w dalszą drogę. Dotarliśmy do Borobudur i następnie rozpoczęliśmy zwiedzanie tej jednej z największych i najlepiej zachowanych świątyń buddyjskich na świecie, wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Pochodząca z przełomu VIII i IX w n.e. świątynia była religijnym centrum buddyzmu na Jawie, a rangą jest porównywana z Angkor Wat w Kambodży czy Bagan w Birmie. Cechuje ją oryginalna architektura. Ma kształt ogromnego czworoboku, przypomina nieco spłaszczoną piramidę. Zbudowano ją z szarego andezytu (rodzaj skały wylewnej o strukturze porfirowej). Ściany ozdabia co najmniej 1460 tablic z płaskorzeźbami narracyjnymi oraz 1222 tablice z motywami dekoracyjnymi. Piramidalna konstrukcja świątyni odzwierciedla buddyjską wizję świata. Ma budowę tarasową, na pięciu czworobocznych tarasach dolnych znajdują się reliefy przedstawiające sceny z życia Buddy i dżataki (opowieści o poprzednich wcieleniach Buddy). Na trzech górnych tarasach kolistych mieszczą się 72 dagoby (stupy), zaś w każdej z nich (poza jedną) znajduje się figura Buddy. Całość wieńczy większa od innych dagoba. Bok najniższego tarasu ma 119 m długości, całość zaś wysokość 35 m. Budowla nie posiada pomieszczeń wewnętrznych, przeznaczona jest do rytualnej pielgrzymki, na trasie której rozmieszczone są płaskorzeźby przedstawiające sceny z życia Buddy o łącznej długości około 6 km. Borobudur stracił na znaczeniu w XI wieku. Dla świata budowlę odkrył w 1814 jeden z oficerów, w czasie brytyjskiego panowania na Jawie (1811-1814). Wicegubernator tej wyspy i późniejszy założyciel Singapuru Thomas Stamford Raffles zorganizował wówczas pierwsze prace konserwatorskie i wykopaliskowe. Kompleksową odbudowę prowadzili Holendrzy z Th. van Erp na czele w latach 1907-1911. Po zwiedzaniu ruszyliśmy dalej i już po zmroku dotarliśmy do Mendut, gdzie weszliśmy jeszcze do świątyni wzniesionej w 800 r. przez króla Indrę Candi Mendut. Ma ona sześcienną formę (dach nie został ukończony), balustrada schodów i zewnętrzne ściany udekorowano płaskorzeźbami i bodhisattwami (oświeconymi istotami). We wnętrzu świątyni znajdują się trzy posągi wysokości 3 m. Siedzący po europejsku Budda ma po swojej prawej stronie bodhisattwę Awalokiteśwarę, a po lewej skruszonego diabła Wadżrapaniego. Widzieliśmy też rosnące obok olbrzymie drzewo (figowiec) i stojący obok buddyjski klasztor. Następnie pojechaliśmy do Yogyakarty, gdzie zakwaterowaliśmy się w hotelu „Melia”. 1 VII 2014 r. (wtorek) Po śniadaniu w hotelu wyruszyliśmy na zwiedzanie Yogyakarty. Najpierw podjechaliśmy do wytwórni obrazów z batiku. Następnie becakami (rikszami napędzanymi siłą mięśni kierowcy) przejechaliśmy do wytwórni cygar. Potem przejechaliśmy do pałacu sułtana (kratonu), który też zwiedziliśmy. Otacza go biały mur (z 1785 r.) wysokości od 3 do 6 m. Sam kraton został wzniesiony w 1756 r. przez Hamengkubuwona I. Dalej wspomnę o kilku jego częściach. W miejscu zwanym Pendopo Pagelaran (pendopo to rodzaj tradycyjnego wielkiego jawajskiego pawilonu wspartego na kolumnach, zbudowanego na planie kwadratu lub prostokąta i otwartego ze wszystkich stron) niegdyś dygnitarze oczekiwali na spotkanie z sułtanem, obecnie wystawia się tam tradycyjne przedstawienia. Zaraz obok rozpościera się Siti Inggil (dosł. „podwyższone miejsce”), siedziba królów. Dalej mamy dwór Kemandungan. Strzegą go starzy służący w sarongach z krisami zawieszonymi na plecach i w tradycyjnych blankonach na głowach. Kolejny obiekt to dwór Srimenganti, w którym dominują dwa eleganckie pendopo. Dalej mamy dwór Pelaratan, którego drzwi strzegą dwa posrebrzane rakszasy (złośliwe duchy). W centrum tego dworu stoi Bangsal Kencana (dosł. „złoty pawilon”). To duże, oświetlone pendopo symbolizuje górę Meru – mityczną oś wszechświata. Podtrzymują go cztery tekowe filary, ozdobione delikatnie rzeźbionymi motywami hinduskimi, buddyjskimi i muzułmańskimi. Zaraz obok znajduje się Pendopo Bangsal Manis - sala bankietowa. Kolejny obiekt, to muzeum Hamengkubuwona IX. Zebrano w nim przedmioty należące do tego sułtana (żyjącego w latach 1912-88). Dalej mamy dwór Kesatrian, z pendopo, w którym odbywają się koncerty gamelanu (zespół instrumentów wykorzystywanych do wykonywania tradycyjnej indonezyjskiej muzyki). W dawnych apartamentach synów utworzono muzeum malarstwa, można tam zobaczyć drzewa genealogiczne i serię portretów sułtanów. Po zwiedzeniu kratonu pojechaliśmy do wytwórni lalek. Tam m.in. obejrzeliśmy pokaz teatru cieni. Potem odwiedziliśmy jeszcze dwie kolejne wytwórnie wyrobów z batiku (materiały, ubrania). Następnie wyruszyliśmy w drogę do Prambanan. W jego okolicy zatrzymaliśmy się przy restauracji, w której zjedliśmy lunch. Później udaliśmy się już do Prambanan, gdzie zwiedziliśmy największy i najbardziej imponujący kompleks świątyń hinduistycznych w Indonezji (wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO). Składa się on obecnie z ponad 50 świątyń. Zbudowany został w IX w. dla upamiętnienia zwycięstwa Rakai Pikatana władcy Sanjai nad Balaputrą ostatnim władcą Śailendry i był poświęcony Śiwie, Wisznu i Brahmie. Kompleks powstał jako trzy wielkie czworokąty zawierające 224 świątynie. Najważniejszym punktem jest wewnętrzny kwadrat, który zawiera m.in. najwyższe świątynie poświęcone Trimurti, czyli występującej w hinduizmie Wielkiej Trójcy Bogów: Brahma, Wisznu oraz Śiwa. Architektura hinduistycznego kompleksu jest typowa dla budowli sakralnych opartych na starożytnej wiedzy o budowaniu. Ukazuje ona model wszechświata w oparciu o hinduistyczną kosmologię. Każda budowla składa się z trzech stref. Pierwsza – Bhurloka to strefa Ziemi, najniższa strefa ludzi, zwierząt oraz demonów wraz z ich żądzami, pożądaniem i bezbożnym stylem życia. Druga – Bhuwarloka to strefa atmosfery tj. środkowa strefa świętych ludzi, ascetów, mniejszych bogów. Ludzie tutaj mają możliwość zobaczenia „światła dobra”. Trzecia - Swarloka to strefa Nieba, najwyższa i najświętsza kraina bogów. Najistotniejszym miejscem są 3 główne świątynie. Najwyższą świątynią jest Candi Siva wznosząca się na wysokość 47 metrów, podczas gdy u podstawy rozciąga się na 36 metrów. Balustrady tarasów świątyni są zdobione pięknymi płaskorzeźbami ukazującymi sceny z Ramajany. Po zwiedzaniu wróciliśmy do naszego hotelu w Yogyakarcie. 2 VII 2014 r. (środa) Po śniadaniu w hotelu wyruszyliśmy w dalszą drogę. Dojechaliśmy do targu staroci w Solo, a stamtąd pieszo przeszliśmy do sułtańskiego pałacu Mangkunegaran, który następnie zwiedziliśmy. Został on zbudowany w latach 1743-46. Kompleks pałacowy podobny jest do kratonu w Yogyakarcie lecz nie ma bulwaru procesyjnego i pałacu wypoczynkowego. Podobnie jak w Yogyakarcie również i w Solo cały kompleks pałacowy jest otoczony murem. Po wejściu główną bramą do pałacu ukazał się nam wielki tradycyjny, jawajski pendopo. W jego wnętrzu były zespoły gamelanów. Obok pendopo w głównym budynku obejrzeliśmy różne wystawy z prywatnymi kolekcjami dawnych władców.. Ponadto widzieliśmy jeszcze ogród, jadalnię, salę audiencyjną i powozownię. Po zwiedzaniu ruszyliśmy dalej. Po drodze mieliśmy postoje, zatrzymaliśmy się w Peringatan, gdzie mogliśmy przyjrzeć się plantacjom drzew tekowych oraz w Kuta Caruban, gdzie zjedliśmy lunch w miejscowej restauracji. Potem dotarliśmy na parking, na którym przesiedliśmy się do vanów (zabraliśmy tylko bagaże podręczne, główne pozostały w autokarze), którymi następnie pojechaliśmy do pięknie położonego w górzystej okolicy hotelu Bromo Cottage. 3 VII 2013 r. (czwartek) O 2:45 w nocy mieliśmy pobudkę. Jeepami wyruszyliśmy i w kierunku góry Penanjakan (2770 m n.p.m.) położonej na skraju kaldery Tengger. Ta położona na wys. 2000 m n.p.m. kaldera, to wielka pustynia o powierzchni 6 na 8 km, z której wyrastają szczyty wulkanów. Dotarliśmy do punktu widokowego na szczycie i tam czekaliśmy na wschód słońca, który miał nastąpić o 5:15. W końcu się doczekaliśmy i podziwialiśmy widoki. Z mgieł wyłonił się szczyt wulkanu Semeru (najwyższego szczytu na Jawie – 3676 m n.p.m.), z którego wydobyło się nieco dymu. Potem pojechaliśmy jeepami do tzw. Morza Piasku (równiny wokół kraterów wulkanicznych). Tam wysiedliśmy z jeepów i konno podjechaliśmy do stóp krateru wulkanu Bromo. Po 245 schodach wdrapaliśmy się do samej krawędzi krateru (na wys. 2392 m n.p.m.). Stamtąd mogliśmy spojrzeć do wnętrza krateru przypominającego piekielne usta, z których wydostaje się biała chmura o zapachu siarki. Ze szczytu Bromo mogliśmy też podziwiać wspaniałe widoki na okolicę, w tym na dwa inne wulkany kaldery: Kursi (2581 m n.p.m.) z zielonymi zboczami oraz Batok (2440 m n.p.m.), idealny stożek w kolorze głębokiej zieleni, regularnie żłobiony parowami. Potem wróciliśmy do hotelu Bromo Cottage, gdzie zjedliśmy śniadanie. Potem ruszyliśmy dalej. Po drodze zatrzymaliśmy się prywatnym domu z ogrodem, gdzie mogliśmy zobaczyć m.in. jak rosną rośliny, z których pozyskuje się gałkę muszkatołową, goździki czy kakao. Dojechaliśmy do lotniska w Surabaya. Stamtąd o 15:40 wylecieliśmy na Bali samolotem indonezyjskich linii lotniczych Garuda. O 16:22 czasu jawajskiego (czyli 17:22 czasu balijskiego) wylądowaliśmy na lotnisku na Bali. Stamtąd autokarem pojechaliśmy do Sanur, gdzie zostaliśmy zakwaterowani w hotelu Prama Sanur Beach. 4 VII 2014 r. (piątek) Po śniadaniu w hotelu wyruszyliśmy autokarem na wycieczkę fakultatywną po Bali. Przejechaliśmy m.in. przez wioskę kamieniarską i dotarliśmy do sklepu z wyrobami ze srebra. Następnym punktem programu był sklep z wyrobami z drewna. Potem dojechaliśmy do świątyni Goa Gajah (Jaskini Słonia) - hinduistycznego miejsca medytacji i ją zwiedziliśmy. Jest to jeden z najważniejszych pomników kultury z epoki starobalijskiej. Korzenie owianej legendami „groty słoni”, która swoją nazwę zawdzięcza Ganeszy, synowi Sziwy, z głową słonia, sięgają XI w. Nad wejściem do tej jaskini stworzonej ludzką ręką widać ogromny pysk demona. Potrójna linga jako symbol płodności Sziwy, posąg Ganeszy i różne inskrypcje we wnętrzu wskazują na to, że obiekt służył niegdyś jako miejsce medytacji mnichów. Potem pojechaliśmy do świątyni Kehen i także ją zwiedziliśmy. Jest to jedna ze świątyń królewskich i zarazem jeden z najpiękniejszych kompleksów sakralnych na wyspie. Zbudowany w XI w. pnie się po siedmiu tarasach. Do bramy głównej powadzą schody, wzdłuż których stoją fantazyjne kamienne figury. W zewnętrznym przedsionku świątyni wznosi się banian (figowiec bengalski) służący jako wieża dzwonów. W ceglane mury wkomponowano cenne talerze z chińskiej porcelany. Ukoronowaniem najświętszego miejsca na najwyższym tarasie jest 11-stopniowe meru (rodzaj świątyni z wielostopniowym, stożkowatym dachem), poświęcone hinduskiemu bogu Sziwie. Po zwiedzeniu świątyni dotarliśmy do restauracji „Lookout” położonej na wysokości ok. 1500 m n.p.m. (w wiosce Kintamani), z której roztaczały się wspaniałe widoki na aktywny wulkan (wys. 1717 m n.p.m.) i jezioro Batur. W tej wspaniałej scenerii spożyliśmy lunch. W dalszej drodze zatrzymaliśmy się przy plantacji kawy. Obok plantacji zwiedziliśmy jeszcze typowy balijski dom, z częścią świątynną, mieszkalną i użytkową. Następnie pojechaliśmy do świątyni Tirta Empul ze świętym źródłem. Balijczycy przypisują bijącemu tam źródłu właściwości lecznicze, dlatego założona w 962 r. świątynia źródła jest jednym z najliczniej odwiedzanych celów pielgrzymek na wyspie. Po zwiedzeniu Tirta Empul udaliśmy się następnie do świątyni Gunung Kawi Sebatu. Kompleks świątynny (poświęcony bogu Wisznie) leży w malowniczej, pełnej tropikalnej roślinności dolinie u podnóża góry Gunung Kawi. Miejsce to jest ważne dla Balijczyków, gdyż znajdują się w nim łaźnie publiczne, służące do rytualnych ablucji. Woda w zbiornikach pochodzi ze Świętego Źródła, które wg balijskich wierzeń uzdrawia ciało i koi duszę. W dalszej drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy malowniczych, tarasowych polach ryżowych i wróciliśmy do hotelu. 5 VII 2014 r. (sobota) Po śniadaniu w hotelu wyruszyliśmy autokarem na kolejną wycieczkę fakultatywną. Pierwszy postój mieliśmy przy plantacji truskawek. Następnie dojechaliśmy do hinduistycznej świątyni Ulun Danu Beratan. Powstała ona na początku XVII w. i jest malowniczo położona nad brzegiem jeziora Bratan. Otacza ją pięknie zadbany ogród. Plantatorzy ryżu z południa Bali składają tam ofiary Dewi Danu, bogini jezior i rzek. Czci się tam również innych bogów. Najbardziej charakterystyczna część kompleksu w postaci 11-stopniowego meru poświęcona jest Sziwie i jego małżonce Parwati. Smukła wieża świątyni symbolizuje otoczoną praoceanem kosmiczną górę Mahameru, centralny punkt wszechświata, przez wyznawców religii hinduistycznej uważany za siedzibę ich bogów. Po zwiedzeniu świątyni podjechaliśmy do miejsca, w którym można było sobie porobić zdjęcia z różnymi zwierzętami. Następnie podjechaliśmy w okolice wodospadu Gitgit. Pieszo dotarliśmy do stóp położonego pośród bujnej roślinności wodospadu (wysokości ok. 11 m) i tam w naturalnie utworzonej niecce była możliwość zażycia orzeźwiającej kąpieli. Następnie podjechaliśmy do restauracji (z widokiem na tarasy ryżowe), w której zjedliśmy lunch. Potem pojechaliśmy do świątyni Tanah Lot, zbudowanej na skalistej wysepce. Mogliśmy tam podziwiać piękne widoki na klify i ocean. Sama świątynia zalicza się do jednej z 9 najważniejszych świątyń królewskich i powstała w XVI w. Założył ją hinduski święty Sanghyang Nirartha, który wg legendy przedostał się z Jawy na Bali w skorupie orzecha kokosowego, aby ratować wyspę przed napływem islamu. Jemu też poświęcone jest tam trzystopniowe meru. W zalewanych morską wodą jaskiniach skalnych w pobliżu świątyni gnieździły się święte węże morskie, potomkowie pawęży i bogów wody Antabony i Basuki. Po zwiedzaniu wróciliśmy do hotelu. 6 VII 2014 r. (niedziela) Tego dnia do 15:30 mieliśmy czas wolny (ja wykorzystałem go na wizytę w Kucie i relaks przy hotelowym basenie). Potem pojechałem autokarem na kolejną wycieczkę oferowaną przez Rainbow do świątyni Luhur Uluwatu. To jedna z najstarszych (jej początki sięgają X w.) i najważniejszych świątyń na Bali. Wg balijskich wierzeń jest ona wyimaginowaną tarczą ochronną strzegącą wyspę przed złymi duchami i demonami zamieszkującymi morza. Jest spektakularnie umieszczona na krawędzi skalnego klifu, 80 metrów nad falami oceanu. Świątynia ma bardzo bogate i świetnie zachowane zdobienia wyrzeźbione w skale szarego koralowca. Na jej terenie mieszka spore stado małp makaków. Po obejrzeniu świątyni i wspaniałych widoków klifów obejrzeliśmy przedstawienie taneczne Kecak (zwane „małpim tańcem”) z motywami z eposu Ramajana. Potem wróciliśmy do hotelu. 7 VII 2014 r. (poniedziałek) Tego dnia mieliśmy czas wolny. Wykorzystałem go na relaks i zwiedzanie Bali Zoo. 8 VII 2014 (wtorek) Ponownie mieliśmy czas wolny. Ok. 17-stej pojechaliśmy autokarem na lotnisko. Wylot zaplanowano na 20:35. Lecieliśmy ponownie liniami KLM. O 23:05 wylądowaliśmy na lotnisku w Singapurze. I tym razem musieliśmy opuścić samolot i po pewnym czasie do niego wrócić. 9 VII 2014 (środa) Wylot z Singapuru zaplanowano na godzinę 00:30. O 12:37 czasu balijskiego/singapurskiego (czyli 6:37 czasu polskiego/holenderskiego) wylądowaliśmy na lotnisku w Amsterdamie. Tam oczekiwaliśmy na wylot do Warszawy, który zaplanowano na 9:50. Na lotnisku w Warszawie wylądowaliśmy o 11:32. Z uwagi na brak miejsca przedstawiłem tu skróconą relację, pełną zamieściłem na forum turystycznym, można się z nią zapoznać pod poniższym adresem: http://www.trip4cheap.pl/forum/relacje-indonezja/jawa-i-bali-w-krainie-batiku-z-rainbow-tours

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    36

    Podróż życia do raju

    Krystyna 18.10.2014

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    45

    Indonezja Jawa i Bali

    Agnieszka 15.07.2015

    Mieszanka kulturowa i religijna Dżakarty, wyjątkowe rzemiosło w Yogyakarcie, imponujące świątynie buddyjskie w Borobudur, największy i najbardziej imponujący kompleks świątyń hinduistycznych w Indonezji Prambanan, wulkan Bromo o wschodzie słońca, a na deser cudna Bali pełna świątyń i przyrody i groźny ale jednocześnie cudny Ocean Indyjski. Znaleźliśmy także czas na spacer w poszukiwaniu upominków i pamiątek. Wszędzie spotykaliśmy cudownie miłych i uśmiechniętych ludzi. W hotelach witano nas powitalnym drinkiem bezalkoholowych. Zjadaliśmy też przepyszne, bardzo bogate i różnorodne śniadania. Mnóstwo owoców, kuchnia regionalna wszystko bardzo smaczne i świeże. Bardzo mi smakowała narodowa sałatka indonezyjska Gado Gado która składa się z wodnego szpinaku, kiełków, listków salaty, tofu i jajka na twardo w sosie z curry wszystko polane sosem z orzeszków ziemnych. Kupiłam sobie taki sos i spróbuj zrobić sobie taką sałatkę. Pierwszy raz jadłam deser puding z czarnego ryżu z sosem kokosowym Podróż po Indonezji na Jawie i Bali pozwoliła poznać nam Jawę różnorodną często bardzo biedną, przeludnioną pełną wspaniałych świątyń i niesamowitej bogatej przyrody lasów równikowych oraz krainy wulkanów. Bali z niesamowitą ilością świątyń hinduistycznych, rzeźbiarzy, malarzy bardzo uzdolnionych wytwarzających wspaniałe rękodzieło. Zauroczyła mnie duża ilość warsztacików w których wytwarzane są śliczne drewniane meble.

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem