Opinie o Jawa i Bali - W krainie batiku

5.1/6
(26 opinii)
Intensywność programu
4.9
Pilot
5.4
Program wycieczki
5.1
Transport
5.4
Wyżywienie
5.3
Zakwaterowanie
5.6

Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    9

    termin wyjazdu maj 2015

    HANNA MAŁGORZATA, BYDGOSZCZ 08.06.2015

    polecam kolejny wspaniały wyjazd z tym biurem podróży

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    33

    BALI mnie urzekła

    KAZIMIERA, KRAPKOWICE 28.03.2014

    Wycieczka nie dla maruderów / długie jazdy autokarem, wczesne wstawanie/. Dla mnie wycieczka wspaniała choć za krótka. Dobrze by było dodać jeszcze 2 dni.Bali mnie urzekła swoją bujną roślinnością, kolorowymi kwiatami, egzotycznymi owocami, piękną plażą w "Sanur Beach". Wykupiliśmy dodatkowe wycieczki fakultatywne przez co mogliśmy zwiedzić prawie wszystkie najpiękniejsze miejsca na Bali.Jawa już oczyszczona po erupcji wulkanu i można było zwiedzić piękne świątynie m.in. Borobudu i Prambanan.Niezwykła była wycieczka na wulkan BROMO.Polecam wszystkim którzy wybierają się na Jawę. Wszystkie hotele były bardzo dobre,jedzenie pyszne. Przewodniczka Natalia osoba znająca się na swojej pracy, z dużym doświadczeniem i wiedzą. Przewodnicy tak jawajski jak i balijski bardzo pomocni i komunikatywni. Wycieczka ekstra.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    17

    Niezapomiane chwile na Jawie i Bali

    IRENEUSZ, CHOJNICE 03.04.2016

    Poraz kolejny podróżowaliśmy z RAINBOW. Tym razem udaliśmy się na Jawę i Bali. Była to najbardziej interesująca wyprawa. Wpływ na to miała niepowtarzalna uroda kraju. Urzekł nas świat roślinny i zwierzęcy, kultura i wyznania mieszkańców wysp oraz przepiękna architektura. Choć w tym czsie była pora deszczowa, to sprzyjało nam wszechobecne słońce. Miło zaskoczeni byliśmy pełną życzliwości, ciepła i otwartości postawą Indonezyjczyków. Całości dopełniła postawa Pani Iwony, naszej przewodniczki, osoby niebywale perfekcyjnej w pełnieniu swej funkcji. W niezwykle ciekawy sposób odkrywała uroki dotąd mało znanej nam części świata. Nie przekazywała tylko książkowych informacji, ale wzbogacała je o własne doświadczenia, odsłaniając stopniowo tradycje, obrzędy, mentalność i wierzenia rdzennych mieszkańców. Na zakończenie pragnę stwierdzić, że opisana podróż na zawsze zostanie w naszej pamięci. Tym samym zachęca do przeglądania Państwa ofert i wyboru wycieczki, będącej kolejnym odkrywaniem nowych lądów.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    25

    opinia na temat wyjazdu na Jawę i Bali

    Krzysztof z Kędzierzyna - Koźla 09.09.2014

    Ogólna ocena wycieczki jest jak najbardziej pozytywna. Mogę z czystym sumieniem ten wyjazd polecić.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    3

    Jawa i bali

    ludwik, chicago 22.05.2015

    wycieczka byla bardzo ladna

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    118

    w Krainie Wulkanów

    Tomasz, Poznań 30.04.2014

    Dla osób które przybywają pierwszy raz do Indonezji każdy dzień wycieczki jest niesłychanie intrygującym, pełnym doznań przeżyciem. Moja wycieczka odbyła się na przełomie sierpnia i września w porze suchej a co za tym idzie z wymarzoną słoneczną pogodą z niewielkim zachmurzeniem i bez deszczu. Drogi w Indonezji a zwłaszcza na Jawie są bardzo zakorkowane. Miliony motorów, riksz i samochodów oraz brak autostrad powodują że ruch jest intensywny. Akurat w tym czasie trwał Ramadan więc ruch uliczny był mniejszy niż zwykle i do hoteli przyjeżdżaliśmy planowo chociaż i tak były to godziny późno wieczorne. Przygodę "z krainą batiku" zaczęliśmy od obejrzenia Indonezji w "pigułce" czyli od wizyty w MUZEUM NARODOWYM w Jakarcie. Centralnym punktem stolicy jest MONAS TOWER, 132 m wieża, z której można podziwiać panoramę miasta. Nam udało się wjechać na szczyt bez większej kolejki. Mnie zaintrygowali rowerzyści poruszający się po okolicznym parku na 3 osobowych (!) rowerach. W XVIII i XIX przybyli do Indonezji Holendrzy którzy budowali kościoły i budynki w stylu kolonialnym. My odwiedziliśmy taką postkolonialną dzielnicę - Kota, z PLACEM FATAHILLAH. Turyści z Europy są swego rodzaju atrakcją dla tubylców, którzy chętnie podchodzą i proszą o zrobienie sobie wspólnego zdjęcia. Dla miłośników fotografii najciekawszy w stolicy jest stary port SUNDA KELAPA. Miejsce to jest pełne kolorowych, tradycyjnych, indonezyjskich, dwużaglowych statków PINISI. Można tu zobaczyć ręczny załadunek różnych towarów a także targi rybne. Po opuszczeniu Jakarty udaliśmy się do wulkanu TANGKUBAN PERAHU, niedaleko miasta BANDUNG. Miejsce jest malownicze a czasu na zwiedzanie mało więc trzeba wykorzystać maksymalnie czas na robienie zdjęć. W okolicach krateru bardzo wyczuwalny zapach siarki. W pobliżu znajdują się liczne kramiki z pamiątkami. Niesłychanie relaksacyjnym punktem wycieczki jest wizyta w ośrodku o nazwie Ciater Spa Relaks. Kąpiel w ciepłych źródłach bardzo przydaje się po trudach podróży. W Bandung odwiedziliśmy jeszcze wytwórnię wyrobów z BAMBUSA i wzięliśmy udział w widowiskowym pokazie gry na instrumentach muzycznych: GAMELANIE i ANKLUNGU. Przedstawienie wykonywały głównie dzieci, które uczą się w pobliskiej szkole gry na instrumentach. Podczas wycieczki jest to jedne z lepszych miejsc do zakupu wyrobów z bambusa. Z Bandung udaliśmy się pociągiem do YOGYAKARTY. Zwłaszcza w pierwszej części podróży roztaczały się przed nami bajkowe krajobrazy gór i pól ryżowych. Kolejny dzień w Yogyakarcie zaczęliśmy od przejażdżki BECAKIEM czyli trzykołową rykszą poruszaną siłą mięśni z pasażerem siedzącym z przodu. Następnie odwiedziliśmy fabryczkę produkującą CYGARA i wytwórnię BATIKU. W Yogyakarcie zwaną potocznie DŻOGDŻĄ obejrzeliśmy Pałac Sułtana, gdzie można było spotkać na każdym kroku sułtańską służbę, chodzącą boso, ubraną w charakterystyczne stroje z przypiętym do pasa tradycyjnym indonezyjskimi sztyletami. Wokół YOGYAKARTY i SURAKARTY, zwanej również SOLO można spotkać setki świątyń. My zwiedziliśmy BOROBODUR z imponującą świątynią buddyjską i klasztorem oraz pełne wdzięku hinduistyczne świątynie PRAMBANAN. W obydwu miejscach warte zwrócenia uwagi są płaskorzeźby na murach. Nam udało się jeszcze zobaczyć buddyjską świątynią w MENDUT ze znajdującym się w pobliżu i przykuwającym uwagę wielkim drzewem. Największe wrażenie w Indonezji zrobił na mnie PARK NARODOWY BROMO-TENGGER-SEMERU. Niesamowity obszar wulkaniczny ze wspaniałymi krajobrazami. Wspinaczka na szczyt góry BROMO zostaje nagrodzona widokiem wschodzącego słońca nad krawędzią krateru - widok, który pozostaje na długo w pamięci. Na równinie pod wulkanem, z uwagi na tumany kurzu wzniecane przez jeepy i kucyki, a także "wyziewy" wulkaniczne użytkownikom elektroniki a zwłaszcza lustrzanek cyfrowych zalecam należyte zabezpieczenie sprzętu przed uszkodzeniem. Podczas wycieczki dwukrotnie na dłużej pozostaje się bez bagaży: podczas podróży pociągiem oraz w czasie dojazdu i noclegu na BROMO COTTAGES. Dlatego należy przygotować sobie podręczną torbę z najpotrzebniejszym rzeczami. Zwłaszcza w hotelu na BROMO należy mieć ze sobą coś cieplejszego bo ranek jest bardzo zimny. Być w Indonezji i nie widzieć pokazów ludowych zespołów folklorystycznym to tak jakby nic nie widzieć. Koniecznie trzeba zobaczyć na Jawie przedstawienie RAMAYANY a na BALI tańce KECAK i KERIS. Wycieczki fakultatywne na Bali warte są swoich pieniędzy.W szczególności należy zobaczyć morską świątynie w TANAH LOT i sanktuarium w BESAKIH. Codziennie odbywają się tam kolorowe procesje. Warto w Indonezji przyjrzeć się bliżej mieszkańcom, którzy są bardzo uprzejmymi, życzliwi, gościnni i zawsze uśmiechnięci.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    34

    Jawa i Bali wrzesień 2015

    Iwona, Będzin 25.09.2015

    Wycieczka ze szczegółami została już opisana,ja mogę jedynie podzielić się moimi wrażeniami.Było cu- do- wnie...od samego początku do końca.Podróż inna niż wszystkie moje do tej pory,a było ich już sporo.Długość lotu nie przerazi jeśli latało się na długich trasach,bo przebiegła bardzo sprawnie bez zbędnej straty czasu.Opieka pilota pana Leszka super.Zawsze miły,uśmiechnięty gotowy do pracy każdego dnia.No i zasób wiadomości które chce za wszelką cenę przekazać w bardzo fajny sposób -umie po prostu zaciekawić - a ten radiowy głos... Dodatkowa współpraca miejscowej pilotki na Jawie również fantastyczna. .Hotele dobrej klasy, jedzenie pyszne a wrażenia-no cóż, jak można przekazać zapach zieleni,kwiatów,wody,najdroższej kawy na świecie,głosu mruczenia przez wulkan swojej melodii,zapachu siarki, huku wody oceanu,śpiewu ptaków czy wreszcie najpiękniejszego wschodu słońca jaki do tej pory widziałam.Niezapomniane chwile i dla tych chwil jeżdżę z Rainbow bo wiem że się nie zawiodę. Wszystkim polecam tę wycieczkę jest inna bo pobyt na wulkanie czyni ją jedną z atrakcyjniejszych.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    1

    pierwszy wyjazd do Azji

    Aleksandra 30.06.2016

    pierwszy wyjazd do Azji

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    207

    Kasia i ja 16.03.2019

    Pogniewałem się na Dział Kontroli Jakości i reklamacji (szczególnie na sędziego w swojej sprawie na drugim etapie zeszłorocznej skargi – panią J.P.) i miałem już w ogóle nie pisać. Ale jestem to winien najcudowniejszemu tandemowi pilotów: Pani Agnieszce i Jawajczykowi Czaczy (zapis fonetyczny) z biura Panorama (miejscowy kontrahent Rainbow) oraz tym z Państwa, którzy zastanawiacie się czy warto. Warto po trzykroć: ludzie, natura i architektura! Jestem to też winien samej Indonezji i jej wspaniałym mieszkańcom jako zadośćuczynienie za me lęki wynikające z wydumanych uprzedzeń. Ale przede wszystkim jestem to winien mojej Żonie Kasi, bo poprosiła, bym napisał. Jechaliśmy nieco wystraszeni (z Rainbow z powodu podejścia pani J.P. do klientów po raz ostatni): a bo to najludniejszy kraj muzułmański na Ziemi, a bo to Pacyficzny Pierścień Ognia (trzęsienia ziemi, aktywne wulkany i tsunami), a bo to pod równikiem to cywilizacji nie uświadczysz. W tym kontekście Indie wydawały nam się wzorem cywilizacji w naszym europejskim pojęciu. Zasadniczo nic bardziej błędnego poza faktycznym zagrożeniem ze strony sił natury. Pozostałe aspekty okazały się przez nas zupełnie wydumane. Demonizowaliśmy islam pomni różnorakich europejskich doświadczeń, a trafiliśmy do kraju, gdzie poza północna prowincją Sumatry: Aceh, nie ma prawa szariatu i fanatyzmu, za to panuje tolerancja i poszanowanie dla wszystkich religii i ruchów filozoficznych (np. buddyzm), a często spotyka się synkretyzm islamu z wierzeniami animistycznymi, za to fundamentalizmu nie uświadczyliśmy. Kobiety ubierają się jak chcą i nie są zepchnięte na margines życia społecznego, a tylko częsta, niemal formalna, prohibicja przypomina, że to właśnie ten najludniejszy na świecie kraj muzułmański. Ale nawet z tą prohibicją nie jest tak źle, bo o ile w Yogyakarcie nie ma nawet piwa w sklepach, to w restauracjach już nie ma problemu z dostępnością (choć cena jest odpowiednio wyższa, a na całej Jawie nie spotkaliśmy w sklepach mocniejszych trunków niż piwo i wino). No cóż, ale do Indonezji islam trafił głównie w sposób pokojowy, poprzez kupców, a nie poprzez świętą wojnę (nie wdając się w szczegóły: był podbój na Jawie królestwa Kediri oraz ostatniego państwa buddystyczno-hinduistycznego Jawy - Majapahit przez islamski Demak, ale generalnie ataki zbrojne były zjawiskiem marginalnym w historii Archipelagu i miały podłoże bardziej merkantylne niż religijne). W tym kontekście najlepiej widać magiczną różnicę słowa: „prawie”. To prawie ta sama religia, co w Afganistanie, Syrii etc. itp. Ludzie Indonezji, a konkretniej Jawajczycy i Balijczycy (bo innych prawdopodobnie nie poznałem) to temat na dłuższy wywód. Po uśmiechniętych i przesympatycznych potomkach Majów z Jukatanu, radosnych i życzliwych Hindusach (na których jednak potężnym cieniem kładą się liczne doniesienia o brutalnych gwałtach nawet na nieletnich), nie sądziłem, że spotkam ludzi bardziej otwartych na innych, bezinteresownych, chętnych do niesienia pomocy i uczciwych, a zarazem niezwykle pogodnych i cieszących się życiem mimo podwójnie trudnych warunków bytowania: bo i sama egzystencja nie jest najłatwiejsza, a przebiega w ciągłym stanie zagrożenia kataklizmami. A może właśnie dlatego? Ciężki los nauczył tych ludzi tego, co jest w życiu najważniejsze i pewnie dlatego, w miejsce bezrefleksyjnej gonitwy za dobrami materialnymi, zachowali w sobie taki pierwiastek Człowieczeństwa, o którym my dawno zapomnieliśmy. O ile kiedykolwiek w nas był. Ot, takie proste przykłady: pod Bromo żona nie wzięła zakupionych magnesów i odeszła, ja zaś polazłem robić zdjęcia nieświadomy sytuacji. A sprzedawca robił raban dopóki nie wróciłem po zakup, zawołany przez Rodaków. Yogyakarta (najbardziej po lokalnemu: Dżogdża) – przejście przez Malioboro jedną z głównych ulic. Sygnalizacja świetlna wzbudzana, więc wcisnąłem od razu przycisk z siłą wystarczającą w Polsce. I czekają dwie biedne polskie sierotki ze trzy minuty, a strumień samochodów nie maleje. Podchodzi sprzedawca z pobliskiego straganu, który zorientował się w czym rzecz i jak nie walnie w ten sam przycisk, aż zakolebało niemałym słupem. Ale od razu wskoczyło zielone światełko. On nie czekał na naszą reakcję czy podziękowania, po prostu wrócił do swojego stoiska. Pomoc nawet w drobnej sprawie jest tam odruchem. W Polsce ilu z nas zachowałoby się podobnie, a ilu dobrze bawiło nieporadnością wynikającą z braku znajomości lokalnej infrastruktury czy zwyczajów? Szacunek dla starszych jest podstawową zasadą społeczną, do tego stopnia, że czasem prowadzi to do sytuacji dla nas komicznych: Indonezja nie jest rynkiem, na którym najlepiej sprzedają się najnowsze modele telefonów, bo starszy członek rodziny może poprosić młodszego o zamianę czy pożyczenie aparatu, a temu nie wypada, a wręcz nie wolno odmówić… Bezpieczeństwo: w żadnym z miast nie byliśmy ostrzegani, aby nie zapuszczać się w jakieś enklawy po zmierzchu, bo grozi to nieprzyjemną przygodą (jak to było w innych rejonach świata). Oczywiście rozsądek należy zachować jak zawsze, i jak wszędzie, bo prowokacyjne zachowania grożą guzem lub utratą rzeczy wartościowych. Jedynym ostrzeżeniem było, by kobiety nie nosiły torebek od zewnętrznej strony idąc przy ulicy w Jakarcie. Klasyka wielkich miast Azji wschodniej i południowo-wschodniej, i nic godnego uwagi, szczególnie przy Phnom Pehn, Hanoi, Delhi czy nawet Bangkoku i Sajgonie. Wręcz przeciwnie, byliśmy zachęcani, by w ramach czasu wolnego chodzić i smakować jak najwięcej tego wspaniałego tortu o nazwie Jawa. Ciekawostką jest zaś fakt nie spotykany nigdzie indziej. Opowiedziane przez Pilotkę na wypadek sytuacji krytycznych (na szczęście nie musieliśmy sprawdzać): Indonezyjczycy świadomi kosztów połączeń wykonywanych na ich krajowe numery przez turystów, widząc że pokazany przez obcokrajowca numer jest indonezyjski, nie wahają się dzwonić z własnego telefonu, by pomóc zagubionemu skontaktować się z pilotem czy wezwać taksówkę. Dlatego naszym jedynym (zadanym jeszcze w autobusie z lotniska) zadaniem domowym było zapisanie, również na karteczkach noszonych przy sobie, a nie tylko w telefonach, indonezyjskiego numeru naszej superAgnieszki. Budzi wielki mój respekt indonezyjskie poszanowanie własnej tradycji i dziedzictwa w sferze zarówno kultury, jak i własności, dbałość o integralność wewnętrzną kraju pomimo różnorodności chyba największej na świecie. W Indonezji nie sprzedaje się ziemi obcokrajowcom. Nie dziedziczy się jej również poprzez małżeństwo. Nie ma podwójnych obywatelstw. Jeżeli umiera małżonek Indonezyjczyk, to drugi z małżonków (nie Indonezyjczyk) ma określony czas na sprzedaż nieruchomości. Prawo własności ziemi zostaje w kraju. Zatem nawet ogólnoświatowe marki i megakoncerny ich nie podkupią, choć i tam się panoszą bezwzględnie: u nas głosząc idee poszanowania praw człowieka i równości - tam wykorzystują pracę dzieci do nabijania sobie kabzy. I to jest w tym pięknym kraju, po wszechobecnej korupcji, z którą jednak co bardziej oświeceni politycy usiłują walczyć, najbardziej patologiczne zjawisko. Wydawać by się mogło, że nie ma w Indonezji żadnego systemu zabezpieczenia społecznego. Jednakże funkcjonują tam formy pomocy ubogim zarówno w sferze edukacji (mundurki – żeby dzieci nie różnicować wyglądem na biednych i bogatych, podręczniki, opłaty), jak i ochrony zdrowia, świadczone w pierwszym rzędzie przez lokalne jednostki administracyjne, a później przez państwo. Nie ma tam umierania na ulicach z braku ubezpieczenia – jeśli kogoś nie stać na operację, to i tak ją przeprowadzą, a po weryfikacji sytuacji materialnej, odpłatność umorzą. Inną sprawą jest kwestia, jak dzieci uczęszczają do szkół. Wiele z nich musi pracować, by pomóc rodzicom w utrzymaniu rodziny i nikt się tym nie przejmuje. Na szczęście jest tam wielka świadomość roli edukacji i duży wewnętrzny nacisk, by dobrze wykształcić przynajmniej jedno dziecko, co będzie premiowane później jego godnymi dochodami, gdyż w dawnej tradycji azjatyckiej, której Indonezja wciąż hołduje, jest zapewnienie rodzicom bytu na czas starości przez potomków. Całościowo to się sprawdza i nie wiem, czy nie lepiej niż u nas, nadmuchane do granic absurdu wielkimi ideami solidarności społecznej, formalne systemy zabezpieczenia społecznego. Na Jawie i Bali widziałem tylko jedną osobę żebrzącą. Kobietę z dzieckiem, bodajże w Dżogdży. Czego nie mogę powiedzieć o innych krajach Azji (oprócz Japonii – tam owszem, w Tokio w parku naprzeciw pałacu Mikado w okolicy mostu Seimon Ishibashi, koczowali bezdomni, ale nie pamiętam bym na całym Honsiu widział żebrzącego); a nawet o własnym kraju, czy rozwiniętych państwach Europy. Nie widziałem również żadnych dzikich koczowisk ludzi ubogich jak najpowszechniej widoczne jest to w Indiach. Wracając na chwilę do ludzi: nie czarujmy się, pieniądze psują wszystkich i wszędzie, dlatego należy szczególnie na Bali uważać przy wymianie pieniędzy i przeliczyć samemu, chyba że ma się absolutną pewność, co do kwoty. My nie liczyliśmy, ale w kantorze w Jakarcie (naprzeciw Santiki) i na Bali (na dole Beachwalk Center) osoby wydające pieniądze, kładły je na osobne kupki po 1 mln i liczyły przy nas po 2 razy z rękoma wciąż nad kontuarem. Do wymiany konieczne jest okazanie paszportu. Na lotnisku w Jakarcie kurs był znośny, ale nie najlepszy. W hotelach nie wymienialiśmy. Pewnym źródłem wymiany był też Czacza, co pierwszego dnia wieczorem było szczególnie istotne. Trzeba pamiętać, że kurs jest ruchomy w zależności od światowych notowań dolara. A na co należy uważać w kantorach? Jest to szczególnie dostrzegalne na Bali (bo Jawa jest mało turystyczna): zawyżone w stosunku do realnych kursy, kursy z dziwnymi końcówkami np. 13 999, upewnić się też należy, że jest magiczny napis: „no commission” oznaczający brak prowizji. Tych myków jest pewnie więcej, ale ja nie decydowałem się na wymianę w ulicznych budkach szumnie zwanych kantorami – to było bezpieczne w Wietnamie. Tu nie.

    5.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    36

    W poszukiwaniu wulkanów i raju na ziemi

    Adam, Wrocław 11.04.2014

    Podróż do Indonezji to długa droga, ale tych kilkadziesiąt godzin lotu samolotem rekompensują krajobrazy, piękne plaże, Wyspa Bali i oczywiście wspaniali otwarci i uśmiechnięci ludzie. Długi lot pozwala nabrać sił poprzez wypoczynek, sen, aby po wyruszeniu z Dżakarty rozpocząć poszukiwanie pięknych zabytków i wulkanów, których w Indonezji jest naprawdę wiele. Świątynie w Borobudur i Prambanan, przedstawienie Ramayany to głównie kulturalna część tej wycieczki. Głównym punktem na Wyspie Jawa jest kompleks 3 wulkanów: Semeri, Bromo i Batur, które koniecznie mimo trudów wczesnej pobudki, niesamowicie niskich temperatur w tej części świata należy zobaczyć. Wschód słońca nad wspomnianymi wulkanami pozwala ponownie docenić matkę naturę - krajobrazy księżycowe uwiecznione na kartach aparatów fotograficznych czy filmy video są dowodem, że tego miejsca każdy podróżnik nie powinien ominąć. Na koniec wycieczki jest wypoczynek na rajskich plażach Wyspy Bogów - Wyspie Bali. Wiele osób słyszało o tej wyspie i dlatego koniecznie trzeba ją odwiedzić korzystając z oferowanych wycieczek fakultatywnych - kultura tutejszej ludności, świątynie hinduistyczne, przedstawienie Kecak robiące niesamowite wrażenie - to punkty godne odwiedzenia. Oczywiście po trudach zwiedzania wyspy jest zasłużony wypoczynek w uroczej wiosce Sanur, w Hotelu Sanur Beach ciesząc się wspaniałą obsługą, wodą i wypoczynkiem na plaży, a wieczorami można wyruszyć na małe zakupy wzdłuż głównej uliczki, czy skorzystać z masażu albo po prostu skosztować specjałów kuchni azjatyckiej. Ogólnie wspaniała daleka wycieczka z przejazdem koleją, który de facto pozwala nabrać sił na dalsze punkty kraju czy zobaczyć jak funkcjonuje transport, który jest inny od naszego polskiego, ale też niczym nie przypomina Indii czy Chin.

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem