5.4/6 (242 opinie)
4.5/6
Plusy, to przyroda, rejsy po rzekach, safari w Parku Fathala, spacer z lwami, możliwość poznania życia ludzi, którzy są mimo trudnych warunków zawsze uśmiechnięci, uczynni, nienachalni. Jedynie "chłopcy plażowi" nie dają możliwości wykorzystania krótkich chwil na odpoczynek nad oceanem. Plusem była pilotka, pani Małgosia. Bardzo się o nas troszczyła, każdy czuł się na maxa zaopiekowany. Przekazała nam ogrom wiedzy na tematy społeczne, obyczajowe. Może ciut brakło informacji tzw praktycznych. Hotele były w porządku, wyżywienie - nie było "fajerweków", ale głodny nikt nie wychodził z restauracji. Busik ok, klima działała aż za dobrze. Kierowca Lami - wirtuoz kierownicy zważywszy na stan dróg, szczególnie w Senegalu, w czasie dojazdu do Cap Skirring i powrotu tą samą koszmarną drogą. Pilot miejscowy Seku - sama radość, uśmiech, uczynność, zaradność. Jego KASI TALA /nie ma problemu/ zostanie już ze mną na zawsze. Komarów nie było, a jeśli się zdarzyły, to nie były zainteresowane gryzieniem. Tak więc wszystkie muggi wróciły nietknięte. Plusem były także 2 lunche i poczęstunek w czasie rejsu na Wyspę Baobabów. Minusy, to już ze strony biura, a dotyczą samej logistyki wycieczki. Dzień po przylocie, czyli 2-gi - to niby na odpoczynek, czyli "róbta, co chceta". Dobrze, że pani Małgosia nie zostawiła nas samopas, ale zabrała na karmienie sępów, z chętnymi pojechała do parku małp, pomogła wymienić pieniądze, zrobić potrzebne zakupy. Niestety, popołudnie nad oceanem było zmarnowane właśnie przez w/w "chłopców". Wróciłyśmy do hotelu. Tak naprawdę te dumnie brzmiące 9 dni, zawiera TYLKO! 3,5 DNIA ZWIEDZANIA - był to: Dzień 3-ci/ zwiedzanie Banjul, tyle, że tu nie ma co zwiedzać i po południu Las Makasutu - tu ok/ Dzień 4-ty - /rejs na Wyspę Kunta -Kinte, Muzeum Niewolnictwa, wizyta w szkole/ Dzień 5-ty /spacer z lwami, safari w Parku Fathala i rejs na Wyspę Baobabów./ Dzień 6-ty - koszmar! 12 godzin! jazdy po koszmarnych drogach, przez cztery!!! granice do Cap Skirring w Senegalu Płd. Tylko po to, aby się tam przespać i ... Jedyna atrakcja tego dnia, to krótki rejs promem przez rzekę Gambię. w Dniu 7-mym tylko krótka- 3 godzinna wycieczka na wyspę Diolów, potem pokręcenie się po miniaturowym bazarku w mieście i trzeba było jakoś samemu zorganizować sobie popołudnie. Na szczęście tym razem nad oceanem nie było "chłopców". No i Dzień 8-my - ponad sześciogodzinny powrót tą samą koszmarną drogą do Banjul. Na szczęście sprytny Seku załatwił transfer przez 2 granice bez odpraw. I także na szczęście hotel w Banjul zgodził się udostępnić nam pokoje na 3,5 godz, aby się odświeżyć i przygotować do jazdy na lotnisko o godz 17.40 /wylot był o 22/. Jeden pokój mogły zająć 4 osoby, co obniżało koszty, ale to już zasługa sprawnych negocjacji p. Małgosi. Dzień 9-ty - nie było go, bo lot był całonocny i na Okęciu byliśmy przed 6 rano. Ale ok, wiem, że taki jest zwyczaj liczenia dni - 2 są odliczane na podróż. Drogie Biuro Rainbow - jeżdżę z Wami od 2006 roku i chcę jeździć dalej. Może jednak w kwestii programu tej wycieczki warto byłoby się zastanowić i odpuścić tę koszmarną jazdę do Senegalu Płd. Potem wielogodzinny powrót tą samą drogą i nocny lot powodują bycie prawie 24 godz w podróży. Może lepiej położyć nacisk na pozostanie w Senegalu Płn, gdzie jest więcej do zwiedzania niż w Gambii, pozwolić ludziom zwiedzić Dakar... Pomimo w/w uciążliwości pozostałe punkty programu były bardzo dobrze zorganizowane, jak zawsze zresztą. Za co dziękuję. Sedeczne pozdrowienia i podziękowania dla p. Małgosi, Lamiego i Seku. Dzięki nim zawsze "świeciło słońce".
4.5/6
Hotel Oceán Beach má špatnou pláž navíc plnou odpadků a to na 5* není dobré
4.5/6
Afryka w pełnym tego słowa znaczeniu
4.0/6
Moja opinia to bardziej próba skupienia się na doświadczeniach, jakie zebrałem w czasie tej wycieczki i próbie podzielenia się moimi spostrzeżeniami, aby były pomocne kolejnym uczestnikom tej objazdówki. Program wycieczki został tak skonstruowany, że nie wymaga od jej uczestników, ani tężyzny fizycznej, ani żelaznej kondycji. Ilość miejsc, jakie znalazły się na liście pozycji do odwiedzenia nie jest duża i bez problemu wszystkie zostały "zaliczone". Nawet biorąc pod uwagę stan dróg w Gambii i Senegalu, trudności związane z przeprawami przez rzeki (jeśli ma być przeprawa promowa), czy sytuacje, jakie mogą zdarzyć się na przejściach granicznych, myślę, że program mógłby być intensywniejszy. Jeżeli ktoś liczy, że zobaczy prawdziwą dziką Afrykę, to może srodze się zawieść. Przejazdy pomiędzy miejscowościami ukazują tylko ubóstwo mieszkańców obu krajów, wszechobecny brud oraz to, jak bardzo są wszyscy uzależnieni od białych turystów. Ale o tym później. W sumie wyszła z tego spokojna, jeśli nie relaksacyjna wycieczka po małym kawałku zachodniej Afryki. Hotele - jak to na objazdówkach, nie one są rewelacyjne, jednak to zrozumiałe na takich typach wycieczek po tzw.czarnej Afryce. Jak potrzebujecie mieszkać w 5-gwiazdkowym hotelu wybierzcie Riwierę Turecką, a nie zachodnią Afrykę. Ale żeby nie było - pokoje są czyste i na tyle przestronne, że nie łamiemy sobie piszczeli i kolan o kanty łóżek idąc do łazienki. Tak, tak, są normalne łazienki z prysznicem, toaletą i jako tako bieżącą wodą, czasem również i ciepłą. Ale to zależy głównie od tego, ile osób rzuci się jednocześnie do mycia po przebytej danego dnia drodze. Dodatkowa atrakcja to braki zasilania. Nie każdy hotel ma agregat, który włącza się od razu, kiedy zabraknie prądu. Czasami trzeba poczekać godzinkę czy dwie aż włączą prąd z powrotem. LATARKA potrzebna jak cholera, i nie mam na myśli tej w telefonie. Śniadania - typowy przedstawiciel kolonializmu angielskiego (bagietka, fasolka, parówka, jakiś omlet, dżemik, sok i napój szumnie zwany kawą) lub francuskiego (croissant, bagietka, dżemiki, marmolady, soczki, nescafe) w zależności od kraju. Poza tym, kraje są biedne i nie oczekujcie, że będziecie obżerać się jedzeniem jak w domu. Wydzielą ci porcję, może dostaniesz niewielką dokładkę, i koniec. Chcesz zjeść więcej? Kopsnij się do jakiegoś spożywczaka i coś sobie kup. Uwaga kawosze!!! Prawdziwej kawy (takiej z ekspresu) należy szukać w lepszych hotelach lub w galeriach handlowych. Nawet w restauracjach częściej znajdzie się kawa rozpuszczalna niż normalna. Wiem, szukałem i było różnie. Transport - busik to kolejny produkt, który swoje życie powinien zakończyć na jakimś europejskim szrocie, bo przeglądu na pewno by nie przeszedł, a tymczasem tutaj działa i nic się w nim nie psuje. Po prostu rewelacja. Szkoda, że nasi mechanicy tak nie działają... Mały busik, miejsca twarde, zawieszenie jeszcze twardsze, ale zimny nawiew działał i to czasami zbyt dobrze, a przez szyby widać mijaną okolicę. Czego chcieć więcej? Jeżeli ktoś był na safari w Kenii czy Tanzanii, wie o jakim typie maszyn piszę. Bagaże jechały na dachu, bez żadnej plandeki, aby służby graniczne widziały, że to walizki, a nie przemyt. Brak plandeki w krajach, które tylko małą część dróg mają asfaltową? Wiecie, co to oznacza, prawda? Wszystkie walizki uzyskały podobny kolor. Drogi asfaltowe to też cud sam w sobie. Są odcinki o dobrej nawierzchni, ale w większości dróg jest więcej dziur niż asfaltu. Szykujcie się na solidny masaż waszych kręgosłupów. Przejścia graniczne - przeżycie, dzięki któremu poziom adrenaliny jest na stałym, wysokim poziomie. Ze wzgledu na ciągłe przekraczanie tych samych granic, strażnicy chyba wymyślają sobie, co zrobią danego dnia z wycieczką, nie tylko naszą, ale z każdą - przepuścić bez problemu, kazać ustawić się w rządku i czekać do jednego czy dwóch okienek, pozostawić na godzinę bez żadnej informacji? Ot, taka drobna złośliwość służb granicznych, albo po prostu się nudzą, a to ma być forma rozrywki dla nich. Przyznaję, że gdyby nie nasz miejscowy przewodnik Suttey (głęboki ukłon w jego stronę), to na większości przejść przechodzilibyśmy gehennę. Ale dzięki niemu, a właściwie dzięki jego obrotnemu i pyskatemu językowi, większość przejść załatwiliśmy wręcz spacerkiem. Ogromny szacunek!!! Dodatkową atrakcją na każdym przejściu są sprzedawcy - najpierw podchodzi jedna osoba, a po chwili jest już ze 30 osób. I każda z nich próbuje wcisnąć ci do ręki owoce, picie, koraliki, a nawet chemię gospodarczą. A jak dasz się skusić na jeden zakup, możesz być pewien, że za chwilę dostaniesz do ręki kolejny, a jak nie weźmiesz, to ktoś inny wciśnie coś innego, itd, itd... Jedyny sposób na zakup czegokolwiek? Nie wysiadaj, tylko uchyl okno w busie, przeprowadź szybkie negocjacje, zapłać, odbierz towar i zamknij okno. Albo zaraz w szczelinie pojawi się setka nowych czarnych rączek. Klimat - to jest coś, czym naprawdę ten region może się pochwalić. Byłem w styczniu i prawdę mówiąc liczyłem na gorszą pogodę. A tymczasem temperatury w dzień sięgały 38 stopni, w nocy nie schodziły chyba poniżej 25 stopni, bo można było wyjść na zewnątrz w szortach i t-shircie. Każdemu, kto jest ciepłolubny pogoda przypadnie do gustu. Cieszcie się słońcem, wspaniałymi plażami z delikatnym piaskiem. Ludzie - teraz powrócę do tematu miejscowej ludności poruszonego wcześniej. Ludzie tutaj są naprawdę bardzo biedni, a przez wieki kolonializmu zostali nauczeni tego, że biały jest kimś - kimś ważnym, kimś bogatym, kimś lepszym od nich. Pomimo, że od uzyskania niepodległości minęło kilkadziesiąt lat, takie myślenie pozostało. Przede wszystkim w Gambii. Tam spotkacie z wieloma sytuacjami, które nam wydadzą się nie na miejscu lub które są przez nas społecznie nieakceptowalne. No cóż, inny kraj, inne podejście do tego, co jest obyczajne. Kilka przykładów, z czym możecie się spotkać po wyjściu z hotelu, nawet na zwykły spacer. - każde dziecko wyciągnie do Was rękę, abyście dali jakąś jałmużnę - nie dawajcie, bo za chwilę pojawi się 20-30 następnych. - przed każdym hotelem stoi grupa "przewodników", którzy za niewielką opłatą wskażą ci to, co chciałbyś zobaczyć, opowiedzą historię miejsca czy pokażą ci, jak stragan wuja jest dobrze zaopatrzony. To może wydawać się naciąganiem turystów (bo i jest), ale za 10-15 EUR macie ze sobą przewodnika i ochroniarza w jednym, na sporą część dnia. Jak się wam trafi ktoś porządny, to nie tylko będziecie zadowoleni z jego usług, ale i jeszcze nie pozwoli innym na przeszkadzanie wam i na próby naciągania. - po plaży kręci się mnóstwo młodych ludzi (kobiet i mężczyzn), którzy oferują usługi towarzysko-seksualne. Czy to pod postacią masażu, czy wręcz jako osoba, która towarzyszy ci wszędzie, robi co chcesz, a w zamian spełniasz jej/jego zachcianki (obiad, jakieś ciuchy, itp - cena do uzgodnienia). UWAGA!!! Jeżeli chcecie zrobić zdjęcie miejscowym, a oni widzą, że masz aparat/telefon i że chcesz to zrobić, zapytaj się, czy możesz takie zdjęcie wykonać. Jeżeli zrobisz zdjęcie bez ich zgody, to w najspokojniejszym przypadku ten ktoś podejdzie i poprosi cię o usunięcie zdjęcia. Jeżeli trafi się osoba nerwowa, może być naprawdę różnie, łącznie z rękoczynami. Ucieczka również wam niewiele pomoże. Bardzo łatwo nas znaleźć, bo nie zlewamy się z tłumem. W końcu ilu białych kręci się po okolicy? Lepiej mieć o jedno zdjęcie mniej, za to wakacje będą spokojniejsze. I ostatnia sprawa - malaria, nie malaria, żółta febra, nie żółta febra, szczepić się lub nie, to nieistotne. Komary tam są i potrafią ciąć lepiej i więcej od naszych. Mocny repelent (w stylu muggi) jest jak najbardziej wskazany. Brać bez zastanowienia. I żeby nie było, że jestem typowym marudzącym Polakiem, bynajmniej. Jestem zadowolony z tej wycieczki, z warunków, jakie miałem podczas niej (bo się takich spodziewałem), z obsługi w hotelach (bo była wystarczająca), z pejzaży, jakie udało mi się zobaczyć i z ludzi, jakich spotkałem. Dla tego wszystkiego warto jechać na tę i każdą inną wycieczkę, gdyż wzbogacają one nasze życie.