5.2/6 (3 opinie)
6.0/6
bez żadnych zastrzeżeń, pokój, obsługa, jedzenie - super
5.0/6
Andorra i narty. Byłem tu latem kiedy było 30 stopni w cieniu i tylko jazda kabrio dawała jako taką ulgę. Pojechaliśmy specjalnie z okolic Girony zobaczyć Andorrę, bo narty tu planowaliśmy od dawna. Wtedy nie mogłem sobie wyobrazić, że może tu być w styczniu tyle śniegu. Przecież paly kołyszą się wśró grogi nieustannie. Jeżeli można scharakteryzować wszystkie narciarskie miejscowości to jest to jedna kręta szosa ciągnąca się wciąż w górę od położonej najniżej stolicy - La Velli aż do Paz de la Casa i tunelu oddzielającego Andorrę od Francji. Po drodze mijamy inne miejscowości jak Encamp czy Grau Roig. My wylądowaliśmy po środku czyli w Soldeu. Straight to the point: Miejscowość: Soldeu jest chyba najmniejsza ze wszystkich miejscowości po drodze. To raptem kilka hoteli rozrzuconych po obu stronach biegnącej w górę szosy, 2 puby, pizzeria, kilka knajpek, 3 sklepy sportowe i dwa spożywczaki. Do tego apteka i rozległa stacja gondoli, z ukrytym w podziemiach punktem medycznym dla miłośników gipsu i doklejony do niej nobliwym hotelem Sport Heritage, który jak przekonywał lokalny taksówkarz często odwiedzają gwiazdy FC Barcelony. Na dowód pokazał zdjęcia Mascherano lepiącego bałwana pod hotelem. Cóż, nie jest to Solden czy Val Gardena tętniąca głuchym basem z rozlicznych Apres Ski tuż po rozpięciu klamer, ale każdemu wedle potrzeb. Na zakupy do La Velli zjazd w dół taxi trwa 20 min. Gadatliwi i sympatyczni kierowcy. Podwiozą prosto do centrum w gęstwinę sklepów. Ceny? Alkohol, benzyna, perfumy, papierosy i okulary. To wg mnie ostatnie rzeczy które jeszce są tańsze w osławionej strefie wolnocłowej. Elektronika mniej a ubrania podobnie lub drożej niż np. w necie. Hotel: Bardzo przyjemny. Żaden to rozległy moloch z tysiącem bezdusznych pokoi i beznamiętną obsługą. Czyste, obszerne pokoje, niezła kuchnia z lokalny akcentem czyli carne a la brasa ( grilowane mięsiwa wszelakie i jeszcze więcej mięsiwa). Super położenie 200 metrów od gondoli, można podreptać z nartami na plecach ale uwaga! Hotel wozi nas rotacyjnymi busami do stacji. Dłużej trwa zamykanie drzwi niż jazda ale jest to pewne novum. Na transport prosto z narciarni z poziomu -1 czekamy rapte parę chwil. Piolets ma w nazwie Spa i jest to nie tyle rozczarowanie co pewne zaskoczenie. Otóż całkiem zgrabny kompleks zewnętrznych i wenętrznych basenów oraz dwóch saun jest płatny. To minus w porównaniu do podobnych hoteli w reszcie alpejsko - dolomickiej Europy. Nie zetknąłem się z tym nigdy. Poza tym 20 euro za dziecko + dorosłego i ekstra 2 euro za czepek to lekka przesada. Rekompensuje to wszystko naprawdę kompetentny i uśmiechnięty personel. ( wiadomo - mają tu dużo słońca, więcej wit.D krąży w żyłach i stąd te samopoczucie) Jest strefa zabaw dla dzieci, jakieś konsole do Super Mario, i konstrukcje rodem z fikolandów. Czy warto? Warto! 180 km od Barcelony gdzie na upartego można wykąpać się w styczniu na plaży Barcelonetty, gdzie temperatura potrafi dobić w słońcu do dwudziestu kilku stopni, tu w Pirenajach było minus piętnaście i dwa metry śniegu.
4.5/6
Bardzo dobry hotel, z różnorodnym i bardzo dobrym jedzeniem oraz miłą obsługą. Czystość naszego pokoju pozostawiała jednak wiele do życzenia. Dostępna przestronna narciarnia oraz busy, które dowożą do stacji gondolki, pomimo bliskiej odległości. Wstęp na basen hotelowy jest dodatkowo płatny - bardzo drogi.