Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
5.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Przelot Air China ok. Minusem jest, że np. Itaka i Ecco są w stanie podać dane do samodzielnej odprawy. Rainbow nie jest w stanie. Wymiana pieniędzy. Bez problemu i prowizji pobraliśmy z bankomatu na lotnisku za pomocą Revoluta. Kurs z bankomatu 7,77. W autobusie 7. W kantorze na lotnisku 6,5. Internet. Mieliśmy Unicom Hongkong 3 gb za 21 euro i 4 gb Sim2fly za 15 euro. Obie działały dobrze. Wyjazd pomijając pierwszy bardzo męczący dzień jest ok. Dobra przewodniczka.
5.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
bardzo ciekawa wycieczka pod względem programowym jak na tą część Chin , ostatnia część Szanghai moim zdaniem 3 dni to za długo program rozwleczony w czasie , nie zrealizowaliśmy części programu z powodu nieotwarcia po covidzie ?! ( teatr, opera, fabryka pereł, inne ) Kraj bardzo ciekawy, rozwiewa nasze wyobrażenia o chinach jako producenta tandety i ludzi biednie ubranych , technologicznie bardziej rozwinięci niż my , dużo samochodów elektrycznych i skuterów więc w miastach jest względna cisza , duży minus to brak komunikacji międzyludzkiej z uwagi na nieznajomość języków obcych przez chińczyków , blokada internetu światowego, płatności kodem QR i chińskie aplikacje bez tłumaczenia na angielski.
5.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wybierając wycieczki, zawsze kieruję się stosunkiem ceny do proponowanego wypasu. Impreza w której uczestniczyłem pod tym względem nie rozczarowała mnie. Jako, że wyjazd realizowany jest samolotem rejsowym, już od samego początku, podczas trasy przelotu były dwa posiłki i napoje no limit. Nie trzeba było na lotnisku nawet przepłacać za zwykle bardzo drogą wodę, bowiem byliśmy nią częstowani tuż po osiągnieciu pułapu przelotowego. Nieco to smutne, że podczas raczej drogich wycieczek egzotycznych aż tak trudno wynegocjować u przewoźników posiłki w cenie przelotu. Co do samej wycieczki….już przy wyjściu z samolotu zaczęło się jedno wielkie WoW ! Największe gabarytowo lotnisko świata powalało nowoczesnością oraz rozmachem. Podczas wycieczki trzeba przyzwyczaić się do owego powalania rozmachem oraz gigantyzmem niemal wszystkiego. Po jakimś czasie ów rozmach stał się dla przywykłego większej kameralności przybysza z Europy nieco przytłaczającym. Ogromne monumentalne budowle, sięgające niejednokrotnie 30 pięter wieżowce, wypełnione po brzegi samochodami kilkupasmowe arterie, a przede wszystkim przepychające się wszędzie ludzkie mrowie wielomilionowych aglomeracji może nieco zmęczyć i stłamsić nieprzywykłego do takiego życia przybysza ze Starego Kontynentu. W Chinach można faktycznie poczuć się pyłkiem w ponad miliardowym społeczeństwie. Co cieszy…wszędzie jest bardzo bezpiecznie. Władza czuwa, aby nikomu… zwłaszcza obcokrajowcowi nic się nie stało. Patrole policji, liczne check-pointy sprawiają, że widać że panują nad sytuacją….co faktycznie może cieszyć. Nieco smutne, że Chińczycy raczej nie utrzymują kontaktu wzrokowego. Z racji problemów z porozumiewaniem, trudno ich zagadnąć. Różnice w artykulacji głosek sprawiają, że trudno ich zrozumieć. Poza osobami pracującymi w turystyce i hotelarstwie zresztą mało kto posługuje się angielskim. Może to celowy zamysł ze strony władzy… że im mniej wiedzą co się dzieje w świecie, to tym lepiej. Jadący do Chin muszą się też liczyć, że na czas wyjazdu muszą zapomnieć o Facebooku, Google, Yahoo czy GMail. Wszystko jest blokowane. Chcąc połączyć się z Polską poprzez SKYPE wywalało mnie z sieci chyba z 5 razy…. aż w końcu udało mi się nawiązać jedno minutowe połączenie. Co prawda można by użyć specjalne programy omijające… ale testowany przeze mnie w Polsce program, nagle tam przestał działać. Oglądając w necie filmy, czytając relacje oraz słuchając naocznych świadków, liczyłem że objazd Chin będzie porównywalny wypasem z moim dotychczasowym faworytem Baśniową Tajlandią. Na plus objazdówki po Chinach były 3 posiłki w cenie. To prawdziwy ewenement w objazdówkach. Jak dotąd na 46 imprez, w których uczestniczyłem to był pierwszy taki przypadek „normalności”, a nie fakultatywnego zdzierania kasy… za zaspokojenie fizjologicznej potrzeby głodu, która wydawać by się mogła obligatoryjnie oczywista. Kolejnym dużym plusem, było codzienne wydawanie wody (zresztą darmowa woda była także w każdym z hoteli na trasie + czajnik, herbata…a także podstawowe artykuły higieniczne a nawet szczoteczka do zębów włącznie). Wbrew temu, co się wcześniej naczytałem, podawane na stoły posiłki były obfite, a większość z oferowanych dań zjadliwa, a nawet smaczna. Specyfika chińskiej kuchni przejawiała się, że raczej nie ma tam typowych dań śniadaniowych, obiednich czy kolacyjnych. Zarówno zupy, solidne mięsa, jajecznice, makarony czy będący bazą wszelkiego posiłku ryż, dostępne są tam o każdej porze posiłku. Podczas posiłków trzeba nieco uważać, na bardziej pikantne potrawy… gdyż poza pokojami hotelowymi oraz nielicznymi miejscami na trasie, toalety w Chinach są na tzw. „Małysza”, co może dawać dyskomfort podczas korzystania. Duży plus to transport. Co prawda upierdliwy jest fakt, ze praktycznie co prowincję trzeba było zmieniać autokar, to przejazd zwykle był sprawny i dość wygodny. Nieco problemów sprawiała siedzącym z tyłu klimatyzacja… która raz była zbyt ziębiąca, innym razem rozpalała do czerwoności (ale to typowa zmora wszelkich objazdówek). Osoby siedzące z przodu pod tym względem miały zwykle bardzo dobre warunki podróży. Znacznie przyjemniejszym środkiem transportu były pociągi. Zwykle bardzo szybkie i komfortowe. Niezwykłym odczuciem był nocny pociąg z Pekinu do Xian. Jako, że przejazd odbywał się w pierwszej kwarcie programu, wpłynął nie tylko na zapoznanie się grupy, ale także integrację z drugą grupą. Tym sposobem zaprzyjaźnione już ze sobą dwie grupy nawiązały nić sympatii, przestając uważać się za oponentów. Aż szkoda, że przejazdy po Chinach nie odbywają się wyłącznie pociągami. Chińska kolej to potęga. Wygodne, rozkładane do pozycji półleżącej fotele miały więcej miejsca, niż turystyczna klasa lotowskich Dreamlinerów. Szybkość przejazdowa 350 km/h, sprzedające jedzenie piękne stewardesy, europejskie toalety (na przemian z chińskimi „małyszówkami”), automaty z wrzątkiem (wraz z papierowymi kubkami) wprawiały w zdumienie, kiedy u nas doczekamy się takich środków transportu. Każda stacja ogłaszana była przez spikerkę zarówno po chińsku jak też angielsku. Także hotele na trasie wycieczki można by uznać za całkiem zadowalające. Hotelowe budynki, to niestety nie sprzyjające integracji 16-18 piętrowe molochy. Pomieszkując w chińskich hotelach z rozrzewnieniem wspominałem hotele greckie, włoskie czy chorwackie… z balkonami, tarasem czy ogródkiem wiedeńskim, gdzie kwitło życie towarzyskie większości uczestników wycieczki. Na całej trasie wycieczki, wszystkie pokoje wyposażone były w jednorazowe kapcie, ręczniki, podstawowe kosmetyki, grzebienie, a nawet szczoteczki do zębów z pastą … a w jednym także w gratisową maszynkę do golenia. Wszędzie do dyspozycji gości była butelkowana gratisowa woda oraz herbata. W hotelu „Nanya” w Shuzhou w moim pokoju były nawet szlafroki oraz owoce. Nieco szokujący dla nas bywał kilkakrotnie widok szklanej ściany pomiędzy łazienką a pokojem. Chińczycy mają nieco inne podejście do intymności. Na szczęście z myślą o zagranicznych turystach przygotowano na owe szyby żaluzje. Co do programu, to skrojony był na swoją miarę, a wszystko dopięte na ostatni guzik. Oferowany od kilku sezonów, przegryzł się idealnie. Praktycznie niewiele było czasu wolnego. Fani shoppingu najczęściej będą ograniczeni do oferty chińskiego kontrahenta typu: fabrykę pereł, jedwabie, herbaciarnia czy pracownia wyrobów z terakoty, które jak to bywa często uszczęśliwiają turystów na różnego rodzaju objazdówkach bez względu na długość i szerokość geograficzną. Jak wiadomo, ceny w sklepach producenckich jak zwykle są wygórowane. Czasem można jednak trafić na coś ciekawego. Dla przykładu 3 terakotowe figurki w ładnym pudełku w pracowni kosztują 100 juanów, gdy te same od ulicznych sprzedawców stoją już po 20 juanów. Nie ma jednak gwarancji, czy obwoźni sprzedawcy oferują prawdziwą terakotę, czy też jakiś podrabiany szajs. Czas wolny na ostatnie zakupy, gdzie będzie można wydać resztę juanów będzie praktycznie dopiero na sam koniec na starym mieście w Szanghaju. Jeśli nie zniechęci Was niekończąca się ciżba ludzka i wydawany przez nią olbrzymi rumor i hałas, raczej powinniście być oczarowani specyfiką tego miejsca. Sklepy na starówce oferują niemal wszystko… począwszy od T-shirtów, poprzez ceramikę, wyroby jubilerskie, jedwabie, galanterię skórzaną, elektronikę, różnorodną tandetę oraz spożywkę. Choć powszechnie wiadomo, że Chiny podróbkami stoją, kto liczy na wielkie zakupy „prawie” oryginalnych topowych ciuchów, obuwia czy elektroniki, może się przeliczyć. Ceny w chińskich firmowych sklepach są za to nawet jakie 20 % wyższe niż u nas. Praktycznie tylko raz na muzułmańskim bazarze koło meczetu można było upolować „oryginal copies” odzieży, sprzętu sportowego oraz zegarków. Jakość oraz design wyrobów jednak nie zawsze zachęcały do zakupów. Oczywiście wszędzie trzeba się targować. Przy takim ogromie konkurencji i zalewie towaru często można zejść do 1/3 a nawet ¼ ceny. Ja zwykle kupuję z każdego egzotycznego wyjazdu T-shirta. Cena wyjściowa 150 juanów za T-shirt z chińskim napisem Shanghai bardzo szybko zeszła do… 20 juanów. Jak to niestety coraz częściej na objazdówkach bywa, także tu wciskane są fakultety. Jakoś trudno mi to zrozumieć, po co komu na objeździe fakultety, gdy generalnie wszyscy jadą aby jak najwięcej zwiedzać. Fakultety są OK, na pobycie, gdy leniwi ludzie na pobycie, czasem chcą zmienić leniwy los wakacjusza i jednak choć trochę poznać okolicę w której sobie „pobytują”. Zawsze mnie to bardzo boli, gdy musze przepłacać za fakultety na objeździe. Na szczęście w porównaniu choćby z Kubą czy Meksykiem, te na „złotym smoku” były cenowo do zaakceptowania. Osobiście nie zdecydowałem się na chwalonych powszechnie przez wszystkich akrobatów. Niestety, podczas tego występu obowiązuje zakaz fotografowania i filmowania. Choć występ był przez większość chwalony, spora część uczestników poszła tropem „No Money, No Honey”, oszczędzając 35 USD. Co prawda rozumie pilota, że nie informował, że kto sprytny, to może zaryzykować filmowanie, na zasadzie „Polak potrafi”, co niektórym udało się zarejestrować co nieco materiału z występu. Cieszę się, że od tego sezonu , przejażdżka rikszami po starym Pekinie jest w cenie. To bardzo dobre rozwiązanie, gdyż riksze to fajna sprawa… lecz według mnie zbyt drogie, gdy były fakultetem. Zatem tak trzymać… super, że teraz są w podstawowym programie. Ceny fakultetów związane są z kursem juana. Bywa wiec, że często są nieco tańsze niż podane w katalogu. Osobiście skorzystałem z wjazdu na setne piętro Szanghajskiego światowego Centrum Finansowego. Choć koszt około 30 USD może nie był zbyt niski, to panorama miasta widziana z wysokości 470 m zapierała dech w piersiach. Uczestnicząc w tym fakultecie można też przy okazji wysłać stąd kartki. To chyba jedynie na naszej trasie miejsce, gdzie znajdowała się skrzynka. Była też możliwość kupienia pojedynczej widokówki, co nie jest tak oczywiste w Państwie Środka (przynajmniej w miejscach turystycznych, gdzie zwykle wciskają od razu cale komplety widokówek). Niesamowite wrażenie zrobił też wieczorny rejs po rzece Huangou (około 30 USD). Wrażenia bezcenne. Znawcy tematu, stwierdzili że do iluminacji Szanghaju umywa się nawet Las Vegas. Mimo konieczności kolejnego wysupłania 20 USD ogromne wrażenie pozostawił przejazd jedyną komercyjną linią kolei magnetycznej na świecie. MAGLEV w ciągu 7 minut i 5 sekund przemierza trasę 30 km, miejscami przyspieszając do 430 km/ h (chwilowo widziałem nawet 431 km/h). To po prostu trzeba przeżyć. Przy takiej szybkości, gdy zwalnia do setki wydaje się jakby stał w miejscu. Podróż odbywa się w dwie strony, więc dwukrotnie możemy przeżyć tą fenomenalną jazdę, gdy spoglądając przez okno, wszystko praktycznie znika nam z oczu. Usiądźcie w pierwszym wagoniku, to uda Wam się obejrzeć przez szybę sterowanie koleją przez motorniczego. Także obligatoryjny program wycieczki wydaje się bardzo interesujący. Tian’anmen, Zakazane Miasto, Wielki Mur (wymaga stanowczości w przejściu, choć wystarczy przeciętna kondycja) , Ogród Mistrza Sieci, Wielki Kanał czy terakotowa armia to miejsca z cyklu chińskie „must see”. Najmniej ciekawym punktem programu to teatr Lee Garden. Wymęczeni sporą zmianą czasową i trafieni „jet lag”, słuchając piskliwych głosów aktorów, większość z nas przespała cały spektakl. Moich oczekiwań nie spełnił też klasztor Shaolin. Pomijając komercję, związaną z występami, miejsce to wydaje się jakby obskurne i mało ciekawe pod względem wyglądu. Zamknięty do zwiedzania las pagód, można jedynie podziwiać stojąc przy barierce. Także klasztorne budynki nie wywołują takich emocji, jak zaprezentowane na filmach o karate scenerie. Niczym dobrze wyreżyserowany film, wycieczka „W krainie złotego smoka” w doskonały sposób rozwija napięcie począwszy od powalającej ogromem zabudowie Pekinu, kończąc fajerwerkami zachwytu związanym z osobliwym urokiem Szanghaju. Myślę, że to doskonała impreza dla tych, którzy do Chin wybierają się po raz pierwszy. Zachęcający stosunek ceny do wypasu, sprawia że produkt pt. „W krainie złotego smoka” można uznać za jeden z najlepszych ofert biura Rainbow Tours. Choć zwiedzaniu Chin co rusz towarzyszyło mi przysłowiowe „WoW”, a imprezę prowadził pasjonat Państwa Środka Szymon Rubinkiewicz, który żyje każdym wyjazdem, nie wykazując żadnych oznak wypalenia zawodowego (jego wiedza, profesjonalizm, umiejętność przekazywania informacji oraz przydatne pilotowi spokój i opanowanie sprawiają, że jestem gotów wstawić go do piątki moich ulubionych pilotów RT), myślę że choć impreza doskonale zrealizowana, nadal moim numerem 1 w rankingu wycieczek RT pozostanie „Baśniowa Tajlandia”. Póki co, to jedna z nielicznych wycieczek RT, którą gotów byłbym powtórzyć, nie żałując że program zrobiłbym to po raz drugi. Na to ma jednak wpływ nie sam program, ale raczej specyfika kraju jakim jest Tajlandia.
5.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
+ Dobra organizacja wyjazdu + Pyszne jedzenie, duży wybór (w obrębie kuchni chińskiej) i częstotliwość + Program wycieczki i forma posiłków sprzyjały integracji grupy, co skutkowało dobrą atmosferą + Zobaczone najważniejsze miejsca w Chinach + Program zrealizowany w 100%, choć w zmienionej kolejności + Pani pilot (Aleksandra) z uśmiechem potrafiła rozwiązywać najdziwniejsze sytuacje - Za dużo czasu spędzonego w sklepach (jedwab, perły, dwie herbaciarnie), a po drodze pomniejsze targowiska... - Jeśli nie wykupi się wycieczek fakultatywnych, to program w Szanghaju bardzo ubogi - Niektóre hotele daleko od centrum lub lekko zaniedbane (łazienki) - Sprzęt do komunikacji średnio dawał radę. Przydałby się lepszy i/lub wykorzystanie lokalnych audioguide'ów