Opinie klientów o Aslanis

4.5 /6
13 
opinii
Atrakcje dla dzieci
1.7
Obsługa hotelowa
4.8
Plaża
5.0
Pokój
3.9
Położenie i okolica
5.0
Rezydent
5.5
Sport i rozrywka
3.1
Wyżywienie
4.4
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

5.0/6

Wieslaw, PIOTRKÓW TRYBUNALSKI 20.02.2020

KOS - ASLANIS i 4 WYCIECZKI....

GRECJA – KOS – 20.07.2019 – część 1 No i jedź nad polskie morze! Niedawno, dwa tygodnie zimnice, to teraz dla odmiany sinice!!! Ponieważ czas w wakacje nauczycielowi zapierdziela tak szybko, jak trwa mniej więcej skok Stocha czy Małysza, znów udałem się do Pani Olgi z piotrkowskiego oddziału Rainbowa. I co? Nie uwierzycie! Znowu Grecja!!! Ten kawałek świata zaczęliśmy turystycznie nadgryzać w 2014 roku wycieczką „Klasyczna Hellada”. No, jak klasyczna, to wiadomo: Meteory, Ateny, Delfy, Mykeny, Olimpia, kanał Koryncki, Peloponez, Saloniki i inne cudawianki. To była część lądowa. Ale już tu podczas całodniowego rejsu mieliśmy zaliczone dwie pierwsze wyspy Hydra i Spetses. W 2016 byliśmy na przepięknej Santorini i przyległymi doń Nea Kameni, Palea Kameni i Thirasia. To już mieliśmy załatwione 6 greckich wysp. W 2017 roku dygnęliśmy się na Zakhyntos, a że blisko była Kefalonia, to łyknęliśmy ją też. W 2018 zwiedziliśmy Korfu oraz wykupiliśmy rejs na malutkie wysepki Paxos i Antipaxos. W tymże roku spenetrowaliśmy jeszcze Rodos, czyli 12 już wyspę, a z niej popłynęliśmy na malowniczą Simi!!! W tym roku lądowaliśmy na Skiathos, przebywaliśmy na Skopelos, a z niej popłynęliśmy w rejs na Alonissos, więc razem już 16! Kos będzie więc dla nas 17 wyspą. Grecja ma ich około 2.500, w tym 165 zamieszkałych – wystarczy! Kos, to wyspa w archipelagu Sporadów Południowych na Morzu Egejskim u wybrzeża Turcji. Jej powierzchnia, to 287,2 km². Jest 3 razy większa niż Skopelos. Tym razem port lotniczy Wrocław, czyli S8 około 235 km. Parking i o 4.00 wylecieliśmy. Na bezcłówce zakupiłem oczywiście czasoumilacz, więc było po kilka zakamuflowanych drinków i już usłyszałem, że zapiąć pasy, bo zbliżamy się do lądowania. No, do Grecji leci się szybko... Po odebraniu bagaży, jak zwykle udaliśmy się do stanowiska Rainbowa. Podchodzę, a Pani pyta: „Pan Wiesław?” I wręcza mi kopertę powitalną z informacjami. Zdębiałem! Od razu przez oczami przeleciała mi przygoda mojego kolegi Tomka, kiedy to na Kanarach, po wejściu do pokoju otrzymał szampana od szefa hotelu, za to,że jest tu drugi raz. Stojąca obok jego żona Dorota zdębiała, dowiadując się o tym i zrobiła mu big-awanturę!!! Moja też się zatrwożyła. Skąd pilotka zna Wieśka??? Ale na szczęście sytuacja bardzo szybko się wyjaśniła, bowiem trzymała... ostatnią kopertę, a u Tomka była to, po prostu zwykła pomyłka (no, powiedzmy). Po kilkunastu minutach, wczesnym rankiem byliśmy już w naszym hotelu Aslanis, a że klucze od pokoju mieliśmy otrzymać około 14.00, po kuflu z piwem ruszyliśmy spenetrować okolicę. Asystent Google podpowiedział, że nieopodal mamy słone jezioro z flamingami, a dalej morze z piękną piaszczystą, a'la bałtycką plażą, no więc w drogę. Morze i plaża faktycznie super! Tu także brak tłoku i turystów. Rzuciliśmy się w morskie fale, co po nieprzespanej nocy było zarąbistym rozwiązaniem i ukojeniem. Na plaży, nie lada atrakcją, było... stado owiec, które przywędrowało, by ochłodzić się morską bryzą. W drodze powrotnej zauważyliśmy na ogrodzeniach dziwnie usytuowane skupiska ślimaków. Może te greckie, po prostu, tak mają... Sfotografowałem również dziwnie i przebiegle zbudowany na siatce ogrodzeniowej plaster przez osy. Okolica cicha, spokojna, basen super, plaża, choć oddalona trochę od hotelu, też super! Na razie Kos nam się podoba. Na Skopelos narzekaliśmy, że tsipouro (bimber) jest w barze rozwadniany. Tu nie był..., wypiłem tylko jeden kielich....i wróciłem do pokoju - po whisky.... Barmanka na Skopelos jednak miała rację... GRECJA – KOS – 21.07.2019 – część 2 Dziś nie za wiele się działo, ale za to wiele postanowiliśmy. Otóż po śniadaniu odwiedziła nas Frau Haupt Resident /Pani Rezydent Główna/ Natalia, o typowym greckim nazwisku - Schoenradt, która przybliżyła nam „starym Grekom”, jak to w Grecji należycie spędzać życie. Siedzieliśmy, słuchaliśmy i nurtowało nas tylko jedno! Wykupić wszystkie 4 wycieczki czy nie. Decyzja zapadła! Bierzemy wszystkie 4, ale z hurtową zniżką. Pani skrzywiła się trochę, ale jak jej zaserwowałem wyrzucający serwis na bekhend, że zwiedziliśmy już 16 wysp + ta, na której obecnie rezydujemy, i że jest to 17 moja wycieczka z Rainbow, i że będę domagał się jeszcze więcej i jeszcze Bóg wie co? Szybko z opuszczoną głową, a ku naszej satysfakcji zaczęła wypisywać coś na rainbowowskich druczkach KP. No, niewiele, bo niewiele, ale urwaliśmy parę ojro. Dalej w dopołudniowym czasie barażkowaliśmy w basenie, ale i zrobiłem sobie porządek w archiwum fotek w moim smartfonie. Proponuję to wszystkim. Po obiedzie ruszyliśmy obok siedliska flamingów nad morze, a tam przy dzisiejszym wzmożonym wietrze już z daleka widać było dziesiątki pędników-latawców, które poruszały kitesurferów. Kitesurfing, to sport wodny, polegający na poruszaniu się po wodzie na desce lub hydroskrzydle z pomocą pędnika - latawca. Tutaj bowiem i na Prasonisi na Rodosie jest raj dla uprawiających tę dyscyplinę sportu. Latawce wyglądały, jak kolorowe stado motyli, a atrakcją dla nas było to, że widzieliśmy tych wysoce zaawansowanych technicznie sportowców, dosłownie z kilkunastu kroków. Ich skoki na kilkanaście metrów w górę i ślizgi przy zawrotnych szybkościach, robiły wrażenie! Po morskich hulaszczych kąpielach, bo fala była dzisiaj nawet atrakcyjna, wróciliśmy do hotelu na tsipouro i piwko. Kolacyjka, znów piwko, felietonik i lulu, bo jutro pierwsza z wycieczek. No, podpowiem. Jutro stracimy wiele nerwów, bo wycieczka ta jest dla wyjątkowo odważnych. Otóż będziemy spacerować po dnie krateru Stefanos na wyspie Nisyros. Nie dziwne, więc że kupiliśmy ją z naszego hotelu, tę wycieczkę...tylko my, zagorzali wulkanolodzy z terenów niewulkanicznych! GRECJA – KOS – 22.07.2019 – część 3 No i tak to jest, jak się połączy piekielne moce wulkanu, który zwiedzaliśmy, a wieczorem czarcie moce tsipouro, czyli greckiego zajzajeru, przeplatane piwem. To wszystko przy nocnych Polaków rozmowach, tym razem gdyńsko-wieluńsko-piotrkowskich, spowodowało, że autor trzeciej części felietonu zaniemógł. Dzisiaj mamy dzień wolny, jeśli chodzi o atrakcje turystyczne, więc nadrabiam narosłe zaległości. Otóż poniedziałek rozpoczął się dla nas wczesnym śniadaniem i już po chwili byliśmy na miejscu zbiórki obok klubu gokartowego, skąd zabrać miał nas autokar na dzisiejszy ausflug, czyli wycieczkę. Wkradło mi się niemieckie słowo, bo na przystanku spotkaliśmy rodzinkę ze Szwajcarii, z którą pogaworzyłem trochę, testując mój niemiecki. Okazało się, że nie jest z nim tak źle, z tym moim niemieckim - nie Szwajcarem. Rodzinka zdziwiona była, dlaczego ich autobus nie przyjechał o czasie? Tłumaczyłem, że to Grecja, i że mogą czekać jeszcze pół godziny i niech się temu nie dziwią, bo Grek, co ma zrobić dzisiaj, robi jutro. Nie godziło się to z ich, całkiem o innym biegunie, przysłowiową szwajcarską dokładnością. Wtem pojawił się nasz autokar i pomknęliśmy z kierowcą Stefanosem na drugi brzeg Kosu, do portu w Kardamenie, skąd po godzinie byliśmy już statkiem u celu, na wulkanicznej wyspie Nisyros w porcie Mandraki. Po drodze minęliśmy jeszcze wyspę pumeksową, gdzie wydobywa się po prostu pumeks. Wyspa Nisyros, którą zamieszkuje blisko 1000 ludzi, z czego 700 w Mandraki, jest w przybliżeniu okrągłego kształtu, ma średnicę około 8 km i powierzchnię 41,6 km². To więc już nasza 18 grecka wyspa! Najpierw autokarem udaliśmy się do przepięknie położonej na kalderze wulkanu wioski Nikia. To, takie małe Santorini z białymi domkami i niebieskimi okiennicami. Po drodze jednak nasza pilotka Agnieszka przybliżyła nam trochę historię wyspy, wspomniała o endemicznych gatunkach zwierząt i roślin żyjących tu na wyspie, m.in. niebieskich ptaszkach kiani, jaszczurkach kurkutawlos i dzikich hiacyntach. Kolejnym punktem był wreszcie sam wulkan i jego krater. Wulkan Stefanos jest obecnie słabo aktywny, a jego funkcja ograniczona jest do działalności hydrotermicznej. Największa ostatnia erupcja hydrotermalna miała miejsce w 1888 roku. W jego kraterze znajdują się tzw. fumarole, czyli otwory, z których wydobywa się para siarkowa o temperaturze do 450 stopni Celsjusza!!! Jeden fumarol Grecy nazwali nawet „bezdupny”! Nie wiecie czasem - dlaczego? Nam udało się zejść na samo dno krateru, gdzie w temperaturze, przy fumarolach ponad 50 stopni podziwialiśmy jego ogrom. Temperaturę i zapach wytrzymaliśmy, ale nie ma się co chwalić, bo po powrocie do hotelu, gdy zdejmowałem koszulkę jeszcze waliło... wulkanem. Z terenów wulkanicznych pozyskuje się sławny w chirurgii obsydian (szkło wulkaniczne), z którego wykonuje się m.in. najwyższej klasy skalpele, stosowane w mikrochirurgii! Krętą drogą autokarem przedostaliśmy się z powrotem do portu w Mandraki. Miasto położone wzdłuż nabrzeża spenetrowaliśmy dość sprawnie, ale przy nokautującym nas upale, na pytanie pilot Agnieszki, czy wchodzimy jeszcze do świątyń, odpowiedź grupy była szybka i jednoznaczna – NIE! Każdy chciał już zasiąść w tawernie i w pierwszej kolejności napić się zimnego piwa w zmrożonym kuflu. Do tego u nas poszły jeszcze 2x smażone, panierowane kalmary i tradycyjnie sałatka grecka. Wszystko było po grecku Ola Kala, czyli OK! A zapłaciliśmy w najbardziej prestiżowej knajpie „Vegos”, pod zarąbiście starym, słynnym tutaj i gigantycznym fikusem z 1956 roku - jedynie 31 Euro!!! Po zaspokojeniu kulinarnych żądz ruszyliśmy na podbój Mandraki, ale już indywidualnie. Podziwialiśmy uroki greckich uliczek. Co tu jeszcze ciekawego? Otóż na wyspie tej, jako jedynej na świecie można spotkać dżem z.... pomidorów i lody pomidorowe! Tego nigdzie nie spotkamy! Naszliśmy też miejsce pamięci jednego z tych Greków, którzy lecieli porwanym samolotem 9 września 2001 roku, wbijając się w wierze WTC w USA! W drodze powrotnej drzemka na statku, autokar, hotel, kolacja, a resztę już napisałem na początku... GRECJA – KOS – 23.07.2019 – część 4 Choć niewiele się dzisiaj wydarzyło, bo byczyliśmy się na basenie, to dzień był szczególny. Otóż od kilku lat już się tak składa, że moja żona obchodzi urodziny zagranicą. Tak też jest i w tym roku, a ponieważ z życzeniami łatwo, a o prezenty trudniej, to cały czas przebąkuje mi o piątkowej wycieczce do tureckiego Bodrum. A tam, jak wiadomo zagłębie złota! Ach! Po co ja tę wycieczkę wykupiłem? Z wtorkowych atrakcji, poza kojącymi wysoką temperaturę kąpielami w basenie i zimnym piwem, można uznać stronę kulinarną. Otóż na lunch zaserwowano niecodzienne u nas potrawy m.in. jesiotra, sałatkę z octopusa, czyli po polsku ośmiornicy, a na kolację była m.in. grillowana kozina. Wszystko z okazji urodzin potwierdzone było piwem, winem i tsipouro. Jutro o 8.15 ruszamy na wycieczkę dookoła Kos. Pod opieką pilota Pani Agnieszki poznamy wszystkie osobliwości i smaki wyspy. Będzie Kos, Zia i Antymachia. Nie mylić z Gigantomachią, czyli w mitologii greckiej walką bogów olimpijskich z gigantami. Tylko nie tych bogów od igrzysk olimpijskich z Olimpii, tylko bogów z góry Olimp. A zresztą żadnemu Grekowi nie chciało się nawet wejść na Olimp i sprawdzić, czy oni tam siedzą. Ci co byli najcwańsi napisali potem mitologię bogów greckich, ktoś to wydał, przestraszył prostych lokalesów i sprzedawał po wioskach dla zysku.... I jeszcze nam kazali potem to czytać w szkole. Ech Grecy, Grecy... GRECJA – KOS – 24.07.2019 – część 5 No i zaczął się od dziś trzydniowy, wycieczkowy hard core! Dzisiaj zaatakowaliśmy tour de Kos, czyli musieliśmy się dowiedzieć, co w trawie piszczy na Kosie. Już po drodze z hotelu do stolicy mieliśmy fajny polski akcent, bo jadąc z kierowcą o pitnym imieniu Nektarios, spotkaliśmy jadącego naszego Poloneza Daewoo FSO! Potem już samo miasto Kos, czyli stolica wyspy, która od czasu do czasu nękana jest trzęsieniami ziemi. Ostatnie mocne było w 2017 roku, dlatego w całym mieście widać reperkusje tych wydarzeń. Najpierw weszliśmy do łaźni rzymskiej, a potem z pilotką Agnieszką podeszliśmy pod najstarszy platan, pod którym Hipokrates, jeden z prekursorów współczesnej medycyny, obdarzony przydomkiem "ojca medycyny", robił swoim uczniom wykłady już 400 lat przed naszą erą. Czy tak długo żyją platany? Oczywiście nie! Ale, jak wiecie Grecy lubią sobie trochę pododawać do historii, powymyślać legendy, bogów i innych mitologicznych cudoków, żeby turysta miał co słuchać od przewodników, więc niech tak zostanie. Tu również, jak się dowiedziałem od najstarszych Greków, idąc drogą legend, swoje przysięgi Hipokratesa, bo w Polsce takich bogów medycyny nie było i nie ma, przed rozpoczęciem zawodu, składali tacy wybitni lekarze „Trybunalskiego Grodu”, jak: Marek Ch. i Arkadiusz S.... he, he, he. Zabudowa Kosu jest rodzima, ale i różnorodna, z powodu okupacji tureckiej, włoskiej i niemieckiej. A zapomniałbym. Zwiedzając Grecję po raz „n-ty”, nagromadzona wiedza się przydała. W czterech konkursach pytań Pani Agnieszki, mające określić m.in. nazwę roślin, ku zdumieniu gawiedzi, zwyciężył kto? Wiesiek! Na cztery pytania padły najszybsze i najtrafniejsze odpowiedzi, jak u Huberta Urbańskiego w „Milionerach”, we wstępnej części teleturnieju. Były to odpowiedzi: kapary, granaty, araukaria i eukaliptus. Po prostu jestem dobrym florystą, nie tylko trenerem i wf-istą, nie wspominając już o ornitologii... W dalszej drodze do Asklepionu, o którym za chwilę, minęliśmy „małą Turcję", wioskę Platani, gdzie żyje największe skupisko Turków na wyspie. Dotarliśmy do Asklepionu. Jest on najrozleglejszym i najważniejszym stanowiskiem archeologicznym na wyspie. Odnalezione wykopaliska ukazują ciekawą historię miejsca. Znajdowało się tutaj w starożytności pierwsze na świecie, można powiedzieć - sanatorium, które poświęcone było Eskulapowi (synowi Apolla). Samo położenie jest zresztą przepiękne – malownicze wzgórze, które niegdyś całe dookoła porośnięte było cyprysami. Uczyło się tutaj wiele znakomitości, a jedną z nich był Hipokrates. Wszystkie zabudowania są na dość stromym terenie – naliczyliśmy 113 schodów, dlatego zabudowania podzielone są na cztery części /poziomy zwane „andria”/. Pierwszy z nich prezentuje ruiny rzymskich budowli z I wieku naszej ery. Drugi poziom, to miejsce gdzie była szkoła medyczna. Trzeci – świątynia Eskulapa z Kiparissios Apollo (IV wieku p.n.e.) Czwarty poziom został zbudowany w II wieku p.n.e., a była tam świątynia w stylu doryckim z izbą chorych. Hipokrates uważał: żeby ciało było zdrowe, musi być zdrowa i dusza. Z tego względu w sanatorium był: teatr, sauna, basen, termy itp. A doskonale wiemy, że najgorszym zabójcą jest stres. Więc kochani moi! Nie wkurzajmy się za wiele... Czego życzę nam wszystkim. Dalej ze śledzącymi nas przez okna autokaru górami Dikeos, dojechaliśmy do najwyżej położonej na ich zboczach malowniczej wioski Zia. Z wioski rozpościera się panoramiczny widok na całą wyspę Kos , turkusowe morze i sąsiednie wyspy. Ulokowane na zboczu sklepiki, tawerny i domostwa, tworzą swoisty urok. Ta Zia, to jak u nas najwyżej położony Ząb k/Zakopanego. I tu trzy litery i tu trzy. I ta wioska najwyżej i ta! Coś w tym musi być! Dokonaliśmy degustacji oliwy z oliwek, jak i samych oliwek w lokalnej oliwiarni. Mieliśmy w planach, wspominaną wczoraj przeze mnie, Antymachię, czyli ruiny zamku Joannitów, ale po ostatnim trzęsieniu ziemi w 2017 niestety obiekt zamknięto, ze względu na bezpieczeństwo turystów. Aaa, tak w ogóle, to wiecie, że wycieczki te tzw. „objazdówki” stracą w Europie już raczej sens? Otóż w Unii Europejskiej wprowadzono przepis, że jest absolutny zakaz konsumpcji i picia w autokarze!!! No, proszę Was! Tak fajnie było! I komu to przeszkadzało? W Grecji, przynajmniej tu na Kos, informuję Was, że już są nalepki w autokarach!!! Jak wyciągnąłem colę, tylko colę nie jakąś „rozśmieszającą wodę”, kierowiec Nektarios, tak się jakoś wymownie spojrzał na mnie... Kolejny, ostatni przystanek, to południowo-zachodni skraj wyspy – półwysep Kefalos, porośnięty aromatycznymi ziołami, gdzie swój raj mają pszczoły, którym nikt tu nie pryska chemią. Wytwarzają one m.in. miód tymiankowy, piniowy i inne, w zależności, gdzie właściciel pasieki postawi przenośny ul. Takie tu są cwaniaki-pszczelarze. Półwysep Kefalos, to oprócz plaż w Marmari czy Tigaki, najbardziej wietrzny zakątek wyspy. Tu znajdowało się najwięcej wiatraków, a obecnie to raj dla windsurferów. My dotarliśmy na lunch na Kamari Beach, do rewelacyjnej tawerny „Marias”. No, słuchajcie, ja bym z tej knajpy nie wychodził, tak smacznie i tanio! Polecam wszystkim turystom na Kosie. Za dwa duże piwa, big tygrysie krewetki na maśle i czosnku, smażone panierowane kalmary i 1 sałatkę grecką z rewelacyjną obsługą zapłaciłem 24,50€ !!! Potem była jeszcze kąpiel w zatoce Kamari, fotka romantycznej wysepki Kastri oraz deserowa degustacja w wytwórni miodu „Melisa”, bo z grecka - melisa, to pszczoła. Próbowaliśmy cztery rodzaje miodów, poznaliśmy, jak leczniczo działa maść wyprodukowana przez lokalną Maję i Gucia, jedliśmy pączki z miodem lukumades i nie uwierzycie piliśmy nalewkę miodową – rakomelo. Wycieczka Pani Agnieszko OK! Dotarliśmy do hotelu. Jeszcze basen, piwko, tsipouro, kolacja i... się zaczęło. Wstrzymywałem się z tym długo, bo wczasy, Hipokrates mówił, żeby się nie denerwować, ale szambo wywaliło! Wziąłem talerzyk i chciałem nałożyć sobie jedyne mięso, jakie było do konsumpcji tego wieczora, czyli jakiś owy mielony. Wegetarianinem nie jestem, pal sześć biorę, ale przewracam, przewracam i wszystkie kotlety są spalone! Po obu stronach czarne i twarde, jak bile z bilarda obok. Zresztą sami zobaczcie na zdjęciu (Facebook: Wiesław Kozica), którego zabroniono (obsługa hotelu) mi zrobić, ale zrobiłem! Bile chociaż nie były spalone... Pytam jednego kelnera, który non-stop pilnuje przy jedzeniu, aż jest to krępujące, ale do wytrzymania, czy to jest dla people? Yes! Słyszę. No, na tyle, to rozumiem po angielsku! To ukroiłem mu ten zwęglony kawałek i mówię – to, zjedz Ty! Podbiegł mąż Tekli, czyli szefowej, bo tak ją nazwaliśmy, jej chyba syn, bo to w Grecji takie rodzinne biznesy są, i straszyli mnie policją, że ze mną są ciągłe problemy. Kiedy ja żadnych problemów z tym dziwnym towarzystwem, jak się okazuje, bo inaczej ich nazwać trudno, nidy jeszcze nie miałem! To oni są dla mnie, nie ja dla nich. Stwierdzili, że jest to moja ostatnia doba w tym hotelu! Wiec powiedziałem, że niech wezwą policję, to poczęstuję tymi spalonymi kamieniami cały posterunek, nawet ten "Trzynasty", albo z Saint-Tropez.. Za kotleta wylecieć z hotelu??? Tego jeszcze nie grali! Jestem wszystkożerny, ale przeholowali! Ta hiperkontrola przy konsumpcji posiłków i czucie wzroku na sobie podczas pobytu w hotelu, nie daje komfortu i rodzi dziwnego rodzaju stres, a Hipokrates mówił, że stres szkodlliwy jest... A opinię zamieszczę i tak na stronie Rainbow! Hoteli w Grecji jest pierdylion! Chcą trzymać gości za mordę, jak dzieci na obozie przetrwania? Ale za jakie pieniądze! Coś tu nie halo! Nie mam pretensji do Raibowa, bo już opisywały mi Panie pilotki, co to jest za Tekla, jak o cokolwiek poprosiły ją na korzyść gości. Rozumiem zasady hotelowe, zaznajomiłem się z nimi i je przestrzegam, ale nie każcie mi jeść spalonych kotletów! Komuś się przypaliły? Ludzka rzecz. Mówimy sory i ok. Gesslerowa by wam te kotlety z tą brytwanką wywaliła na płytki! Negocjowaliśmy lunch boxy na piątkową wycieczkę, bo tu śniadanie od 8.00, a my mamy wyjazd do Bodrum o 7.30. Człowieku nie ma szans, żeby podać dwóm osobom kawę godzinę wcześniej, dać zjeść normalne śniadanie, albo przygotować lunch boxy. Udają Greka! Zeus nie pomoże! Przecież wykupując 4 wycieczki, nie jadłem 4 lunchów, to jeszcze mam nie zjeść choć skromnego śniadania w piątek? No, nie zjem, już to wiem na 100%. Tekla, tak postanowiła! Nie, bo nie! Taki był fajny dzień i mi wszystko spierdzielili! Na razie leżę w swoim łóżku i czekam na policję.... Chyba płyną z Aten, bo trochę już zeszło.... GRECJA – KOS – 25.07.2019 – część 6 A zacznę dzisiaj źle, od końca dnia, żeby dobrze sfinalizować relację. Jeśli chodzi o obiekt hotel Aslanis Village, nie można powiedzieć, jest czysty, woda w basenie czysta, pokoje sprzątane codziennie, z chociażby tego względu, że papieru toaletowego nie wrzuca się w całej Grecji do muszli, tylko do kosza, bo rury kanalizacyjne są tak wąskie, że można sobie samemu w pokoju narobić amabarasu. No, Greki nie wpadną na to, żeby zrobić szerszą średnicę rur i nic nie poradzisz. Mieli na tym Olimpie tylu bogów, ale nie mieli Hudraulikosa.... Pościel zmieniana w połowie pobytu, ręczniki zmieniane wtedy, kiedy trzeba, nawet codziennie. No i już, jak czytacie, to zadajecie sobie pytanie, no czego ten Wiesiek chce? Otóż te kulinaria, no ludzie trzymajta mnie! Przez trzy dni żona upraszała pilotów wycieczki, by porozmawiali z szefową, czyli Teklą, żeby do śniadania były warzywa. Mimo usilnych starań nie udawało się. Ale jakiś bóg grecki musiał nawiedzić Teklę w nocy, chyba Hades-Tomatos, bo ta zlękłą się i złożyła w ofierze, (czyt. dała na pożarcie turystom) od środy warzywa!!! Ogórki, sprawdzaliśmy na bazarowych stoiskach kosztują około 0,60€, pomidory 1.40€, no czy tak trudno jest posiekać nożem jedne i drugie i wrzucić do michy? Mięso na lunch i kolację, w każdej postaci, nigdy nie było ciepłe, a już pomarzyć gorące. A z wczorajszego hitu dnia – słynnych zwęglonych kotletów - teraz uważajcie - dzisiaj na kolację była zrobiona jakowaś zapiekanka czy lasagna, z tymi czarnymi kotletami w kawałkach. Nawet im się nie chciało poodcinać tych zwęglonych części, wtedy istniało nawet spore prawdopodobieństwo, że byśmy się na to nabrali. Ale zostawmy to pitolenie o jedzeniu i przejdźmy do meritum dzisiejszego dnia, czyli do egejskiej przygody – rejs po trzech wyspach. Teraz będzie, to dobre. Tu od razu, bym nie zapomniał, melduję, że były to greckie wyspy nr 19, 20 i 21, które zwiedziliśmy. Relaksujący rejs po krystalicznie czystych wodach Morza Egejskiego, nie dla wszystkich był jednak relaksujący. Otóż przy wsiadaniu na statek w Kos okazało się, że Angole zajęli wszystkie miejsca na dziobie statku, te do opalania. Prawie już są wyexitowani z Unii, a się panoszą. My przycupnęliśmy, jako nielubiani teraz w Unii, na kanapach, tuż przy...barze. Po 40 min. rejsu zaczęło się. Można powiedzieć dosłownie – karma wraca.... Jak zaczęło huśtać dziobem, tak Angole jeden po drugim lądowali w kiblu pod dolnym pokładem. Ruch był taki, że przed przybiciem do brzegu pierwszej wyspy – Kalymnos, też chciałem skorzystać z WC, w celach normalnie fizjologicznych po piwie, czyli na tzw. „jedynkę”, ale wolałem się tam w klapkach nie wybierać!!! Przetrzymałem! Na Kalymnos w miasteczku Vati zwiedziliśmy pracownię poławiaczy gąbek, a potem skorzystaliśmy z morskiej kąpieli. Po powrocie był planowany lunch. Souflaki, tzatziki i surówka szybko znalazły się w brzuchach Polaków. Czy jedli Angole? Nie widziałem.... Zarówno wpływając wąskim gardłem - nie tym Anglików, tylko takim przesmykiem, jak i wypływając z Vati, mieliśmy obiecane, że podziwiać będziemy występujące tu w środowisku naturalnym delfiny! Ale tyle nam już naobiecywali na tych rejsach po greckich wyspach, że będą delfiny, że byłem sceptykiem. Wreszcie są!!! Super jest podziwiać te przemiłe zwierzęta, jak baraszkują w morzu. Potem kierunek na bezludną wysepkę Plati. Tu zacumowaliśmy i odbywały się skoki do wody, kąpiele ze statku, a jak ktoś chciał, mógł dopłynąć do brzegu egejskiej wysepki. Ogłoszono nawet konkurs wyłowienia wrzuconego obok statku na głębokość około 7 metrów szampana. Trójka śmiałków próbowała go wyłowić, jako nagrodę, ale jak wspomniał pilot, był to pierwszy jego rejs bez zwycięzcy. Nagroda kumuluje się do kolejnego rejsu, ktoś ma szanse wyciągnąć więc dwie butelki. Ostatnim akcentem była malownicza wysepka Pserimos z łagodną piaszczystą plażą i kilkoma tawernami. Piwko i kąpiele wypełniły czas. Wracamy. Mniej wieje, fale mniejsze, Angole się cieszą.... GRECJA – KOS/BODRUM TURCJA – 26.07.2019 – część 7 Dzisiaj z rańca ruszyliśmy z Kos poza Unię Europejską, do tureckiego Bodrum - znanej miejscowości wypoczynkowej, słynącej z klubów nocnych, sportów wodnych, złotnictwa, zabytków oraz szmirowatego bazaru. Po przejściu odprawy paszportowej /tu informacja: na jeden dzień w rejsach Turcy nie wymagli wizy, a zresztą od marca 2020 w ogóle znoszą wizy dla Polaków!!!/ ruszyliśmy statkiem „Malena” w kierunku wybrzeża tureckego, tam też odprawa i z pilotem Andrzejem już byliśmy na terenach Erdogana. Najpierw zwiedziliśmy słynne wzgórze wiatraków, nadgryzione mocno przez ząb czasu. Fotki przy drzewkach szczęścia, podziwianie zatoki i potem rychło do miasta, obok antycznego, czynnego do dziś, dobrze zachowanego teatru. A dalej słuchajcie, to już raj dla kobiet! Wytwórnia wyrobów ze srebra i złota. Laski leciały tam szybciej niż F16 z Łasku! To już teraz wiem, czemu moja żona nie mogła przez kilka nocy spać spokojnie w hotelu... A co faceci? A, dla nich był tylko soczek jabłkowy, żeby ochłonąć. Nie, nie od upału, tylko od żądz ich osobistych partnerek. Soczek nie za wiele mi też pomógł, a los nie ominął... Niedawne, lipcowe urodziny mojej małżonki, burczenie, fukanie, przebąkiwanie, spowodowały redukcję, na terenach poza unijnych, sporej kwoty ojro! Mimo ceny i tak odetchnąłem. Kupiłem pierścionek, a mogłem przecież... broszkę! Żona skorzystała także z usługi czyszczenia obrączki ślubnej za free. Powiem Wam, że faktycznie po 32 latach odzyskała blask, jak nasze małżeństwo... Obiad w restauracji „Diamond” wyhamował tempo wycieczki. Zasiedliśmy przy kojącym pragnienie, słynnym w całej Turcji piwie Efes. No i znów padły kalmary oraz mix kebab, czyli mieszanka różnych mięsiw, ale z wersją dla „kulturalnych” na talerzu, oczywiście bez wieprzowiny, której tutaj się po prostu nie jada i dobrze. Czas wolny po lunchu wypełniliśmy włóczęgą po słynnym bodryjskim bazarze. Może i byśmy tak spenetrowali jego cały teren, ale charakter upierdliwości sprzedawców tureckich, nigdy mi nie leżał. A zastanowiłem się w pewnym momencie, czemu do licha natarczywi są tutaj tylko faceci. Czy nie lepiej byłoby w takie bodryjskie upały nie wystawić, jako naganiaczki urocze, zgrabne laski w stringach czy bikini? To nie, faceci i faceci! Aaa wiem, faktycznie Allach, by się wkurzył..., bo to muzułmanie! Ale jakby, wyobraźmy sobie, tak było, to nie ręczę za siebie, bo jakby taka zrobiła jeszcze drinka, wciągnęła na zaplecze, to nie wiem, ale chyba kupiłbym taką tandetę podwójnie np. oryginalną. Co to znaczy podwójnie? To znaczy np. z logo nike i adidasa na jednym produkcie! Polecano nam nawet, jak krzyczał Turek „oryginalną skórę … z Radomia! Teksty: „ Hej kolega Polak! Choć kup, nie pożałujesz” lub „ masz za 30€!” Nie dzięki! „Dobźie, dobźie, masz za 15€! Choć, choć!”, zmęczyły nas na tyle, że skierowaliśmy się na miejsce zbiórki, by uniknąć natarczywości tureckich kupców. Bazar, czy raczej centrum handlowe z oryginałami mamy przecież pod nosem w „Ptaku” pod Rzgowem.... Tu, jakby wpadł nasz urząd celny i PIH, to może ocalałyby jedynie stoiska z herbatami, miodami i przyprawami! Choć pewności nie mam... Wracamy na Kos! Jutro ostatni dzień, a o 13.30 wyjeżdżamy od pajęczycy Tekli. GRECJA – KOS – 27.07.2019 – część 8 Halo, halo Rainbow! To już 16 wycieczka z Waszego Biura ! Mam taki pomysł. Może oprócz karty stałego klienta, którą zaszczytnie posiadam, w takich skomplikowanych np. „Kozicowych” przypadkach, szanowne biuro – Dyrektor, bądź dział marketingu wpadnie na pomysł, by nagradzać takich pragnących zwiedzać świat np. kartą VIP, czy jak ją tam zwał „złota kartą”, bądź kartą „upierdliwego klienta Raibow”. Przecież taka bajera zmobilizowałaby stałych „bywalców”. Ale odzewu ni ma! Halo, halo Rainbow, powtarzam! Obudźcie się! Podsuwam Wam pomysł! Chcę np. wydać wszystkie swoje oszczędności na turystykę! Jak nie, to wydam zaplanowany kapitał w innym biurze... To już 7 razy w Grecji i 21 zaliczonych wysp! Czas i pora zmienić, tu by się cisnęło na usta – operatora. Na razie nie chcemy go zmieniać, ale niech się ogarnie, bo...? Żaden szantaż – propozycja. Na pewno będziemy jeździć, latać, poznawać nieznane, życie jest tylko jedno, no więc ??? A tak dzisiaj, to ostatnie śniadanie w hotelu Aslanis Village mieszczącym się pomiędzy Marmari a Tigaki. Pakowanko. Spędziliśmy fajne chwile z dwoma polskimi parami z Wielunia i Gdyni. Dzięki Kochani, pomimo pejoratywnych cech recepcjonistki i właścicielki - Tekli, było gut! Znów szczęśliwie wracamy! Wymoczyliśmy się jeszcze przy greckim słońcu do woli w basenie, po bombie, potem klucze do recepcji, autokar i heja na lotnisko, tak około 15 km. Wszystko poszło sprawnie i już po wizycie w strefie bezcłowej siedzieliśmy w samolocie. Lądujemy we Wrocławiu..., a potem już witamy Piotrków Trybunalski. W domu pomimo, że syn zgubił mi, podczas naszej tygodniowej nieobecności, dwa piloty do telewizora i dekodera z trzech /no ni ma chyba takiej rodziny, jak sądzę trafnie, w Polsce/, wróciliśmy do polskiej... , nie komentuję już rzeczywistości. Szukał ich przez tydzień! Ja w nerwach znalazłem je w 10 minut! DO ZOBACZYSKA NA TURYSTYCZNYM SZLAKU!!!

5.0/6

KATARZYNA, CHRZASTAWA MALA 11.10.2019

polecam

Super miejsce dla tych, którzy maja pomysł na wypoczynek - na Kos jest wiele miejsc do zobaczenia, zwiedzenia. Ośrodek traktowaliśmy jako bazę wypadową - cicho, spokojnie, daleko od typowych miasteczek wypoczynkowych i stety niestety od plaży (super - piaszczysta, szeroka, pod wodą mało żyjątek, ale coś za coś) . Na miejscu można wypożyczyć rower - przejażdżki 3 km od Tigaki, 2 km od Marmari, gdzie można zrobić zakupy (świeże owoce i warzywa mniam!), po drodze mozna zobaczyć słone jezioro, na którym żerują flamingi :) od ośrodka - 5 minut do przystanku , z którego odjeżdża bus do Kos (cóż, Grecja to stan umysłu, więc to co tam jest napisane nie pokrywa się z prawdą - hehe te same godziny odjazdów widzieliśmy w Tigaki, więc trzeba wziąć to pod uwagę :)). Posiłki w ściśle określonych terminach, dobre, ale bez frykasów (mało owoców i ryb (sic!), za to bakłażany -pychota. Pokoje - ot takie, normalne, południowe :), czyste, regularnie sprzątane. Właściciele zaangażowani, mili, komunikatywni (ale widoczne matriarchalne zapędy właścicielki :)). basen czynny do 19, zadbany.

5.0/6

Bartłomiej, Leśno 19.09.2019

Fajne miejsce

Hotel przyjazny, czysty, schludny ale ilość gwiazdek jest adekwatna do standardu. Nie ma co robić w hotelu prócz małego basenu , ale jeśli jedziemy tam spać a w ciągu dnia zwiedzać jest okej. Jedzenie smaczne , świeże aczkolwiek mały wybór. Personel bardzo miły i uprzejmy.

4.5/6

Magda 13.09.2019

Super wakacje

Hotel taki jak w opisie oferty, polecamy na spokojne wakacje
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem