5.0/6 (112 opinie)
6.0/6
Bardzo przyjemna i ciekawa wyprawa. Azja trochę inna niż to co widzieliśmy do tej pory , ale nie znaczy gorsza. Program nie był bardzo napięty , co akurat dla nas po wyczerpującym roku w pracy było OK. Trasa po południowym Wietnamie ma swój urok. Zwiedzane miejsca ciekawe, choć nie wszystkie do końca. Ale każdy patrzy na to trochę inaczej.Sajgon czy Nia Trang naprawdę robią bardzo pozytywne wrażenie. Zwłaszcza dzielnice turystyczne, Hotele na objeżdzie dobrej klasy. Raz wymienialiśmy pokój bez żadnych problemów. Za mało ciekawych przyrodniczo miejsc, za dużo typu fabryka cukierków czy obróbka kokosa. Przewodnik z olbrzymią wiedzą na temat Wietnamu, bardzo pomocny i kompetentny. Mamy zamiar wrócić do Wietnamu , ale tym razem na północ. Podobno jest całkowicie inna. Polecam na spokojną i wyluzowaną wyprawę. Hotel na pobycie ROMANA mimo 4 gwiazdek , zawiódł nasze oczekiwania. Hotele na pobycie 3 gwiazdkowe miały dużo lepszy standard. Pokoje niezbyt przyjemne z lekkim zapachem wilgoci. Fakt ,że wszystkie mają widok na morze, chociaż te na parterze czysto teoretycznie. Zaraz po przyjeżdzie wymianialiśmy pokój , bo ten który dostaliśmy na ostatnim piętrze był fatalny. Nie jestem wielkoludem , ale na malutkim balkonie nie mogłem się wyprostować , bo uderzałem głową w okap dachu. Ale zamieniliśmy go natychmiast bez problemów na duzo lepszy. Zdecydowanie za mało leżaków nad morzem i na basenie. Naliczyliśny razem koło 30. Dobrze że było mało ludzi , a i tak był problem rano. Położenie hotelu właściwie na samym końcu miasteczka, ale są restauracyjki gdzie można dobrze i tanio zjeść. Taksówka do centrum to wydatek od 2 do 3 dolarów. I nikt nie naciąga , licznik zawsze włączony. Reasumując , zarówno zwiedzanie jak i pobyt warte polecenia.
6.0/6
Była to moja trzecia wizyta w Wietnamie z biurem podróży Rainbow. Śmiało mogę polecić każdemu ten kierunek, ponieważ wycieczki do Wietnamu są dopracowane, a piloci mają duże doświadczenie w oprowadzaniu grup po tym kraju. Piszę teraz tę opinię jedząc cukierka o smaku rambutana, którego przywiozłam z tego niesamowitego kraju. :) Polecam tę wycieczkę osobom zapracowanym, które chcą odpocząć, ponieważ tempo zwiedzania jest spokojne. Sam Wietnam ściąga do siebie miłośników kultury, historii i przyrody - każdy znajdzie tu swój kawałek świata. :) Na wycieczkę wybraliśmy się w listopadzie, pod koniec pory deszczowej. Padało jednak tylko o 16 przez dwadzieścia minut, więc decydując się na taki termin naprawdę nie ma się czego obawiać. Ulewę można było przeczekać pod dachem, kurtki przeciwdeszczowe nie były jakoś specjalnie potrzebne. Zazwyczaj program kończył się obiadem jakoś o 15-16, później mieliśmy czas na samodzielne zwiedzanie lub relaks. Hotele na trasie miały baseny, szczególnie ciekawy był hotel w Sajgonie, który miał basen widokowy na ostatnim piętrze.DZIEŃ 1Zbiórka przy stanowisku Rainbow po lewej stronie od głównego wejścia na lotnisko. Odprawa przeszła bardzo sprawnie, bez długich kolejek i czekania, na pokładzie samolotu można było kupić sobie ciepłe danie na kolację.DZIEŃ 2Przylecieliśmy do Sajgonu o 7.50 rano, więc mieliśmy cały dzień dla siebie. Po drodze z lotniska autokar zatrzymał się przy sklepie jubilerskim, w którym można było wymienić pieniądze w dobrym kursie. Należy pamiętać żeby z Polski zabrać ze sobą te nowsze dolary, wydane po 96. Mieliśmy 300 dolarów na osobę, codziennie jedliśmy kolacje, nie oszczędzaliśmy na niczym i korzystaliśmy ze wszystkich wycieczek dodatkowych. Zakwaterowaliśmy się w hotelu w samym centrum miasta, część grupy poszła do pokoju odpocząc po locie, a my ruszyliśmy na miasto. Poszliśmy na targ i zjedliśmy sobie sajgoni na obiad. Kiedy chodzenie się nam znudziło wróciliśmy do hotelu, przebraliśmy się w stroje kąpielowe i wjechaliśmy windą na najwyższe piętro hotelu na basen. Pilotka zamiast kolacji zaproponowała nam wcześniejszą obiadokolację, jakoś o godzinie 17. Wyjechaliśmy autokarem do dobrej restauracji, a o 18-19 można było położyć się spać. Następnego dnia byliśmy wypoczęci i nie czuliśmy już różnicy czasowej.DZIEŃ 3Po śniadaniu ruszyliśmy na całodniowe zwiedzanie miasta: katedra Notre Dame, Pałac Zjednoczenia, zabytkowa Poczta Główna, Ratusz. Przy katedrze i poczcie dostaliśmy czas wolny, warto wejść do maca na loda lub pójść na kawę z widokiem na plac przy katedrze. Następnie oglądaliśmy piękną pagodę Tien Hau, w której unosił się zapach kadzideł. Sami mogliśmy takie kadzidełka zapalić, a w pagodzie oprócz architektury można było fotografować żółwie. Dużo czasu spędziliśmy w Muzeum Wojen Indochińskich, jest ta bardzo ciekawy punkt programu, na który należy poświęcić sporo czasu. Muzeum składa się z kilku poziomów, jeżeli ktoś wybrał się na wycieczkę z małymi dziećmi na spokojnie można zwiedzać sam parter. Na średnim poziomie oglądamy już drastyczne zdjęcia, a jeszcze wyżej znajdują się eksponaty w postaci np. zniekształconych płodów w formalinie, jako pozostałość po ''Pomarańczowym Agencie''. Mamy również okazję oglądać broń i mundury. Przed wejściem do muzeum znajdują się czołgi i samoloty, do których można podejść, dotknąć i fotografować się na ich tle. Polecam jednak zostawić sobie tę przyjemność na koniec, już po wyjściu z budynku, ponieważ w środku według mnie jest ciekawiej. :) Wieczorem skorzystaliśmy z wycieczki fakultatywnej: kolacja z rejsem po rzece. Polecam się na nią skusić. Najpierw wyjeżdżamy do portu i przesiadamy się na pływającą restaurację na statku. Cała kolacja i rejs trwają około 3 godzin, na wieczór nie trzeba brać cieplejszych ubrań, ponieważ jest naprawdę przyjemnie i w ogóle nie wieje wiatr. Po kolei serwowane są rozmaite dania, oglądamy występy: tańce, śpiewy i grę na niecodziennych dla nas instrumentach. W przerwach robimy zdjęcia oświetlonych wieżowców Sajgonu. Świetne jedzenie, świetna rozrywka, polecamy :)DZIEŃ 4Tego dnia wyjechaliśmy kawałek poza granice miasta żeby zwiedzić tunele Cu Chi. Poruszaliśmy się tam razem z przewodnikiem po ścieżkach w ''dżungli'', należy założyć wygodniejsze obuwie - żadnych obcasów, ale oczywiście zwykłe sandały są ok. Oglądaliśmy pułapki, które zastawiali Wietnamczycy, widzieliśmy partyzancką kuchnię, miniszpital, a także sami przeszliśmy się tunelami. Idzie się w kucki lub mocno zgarbionym, tulene są oświetlone więc nie trzeba zabierać latarek, ale osobom puszystym i tym, które mają problemy zdrowotne odradzam. Udaliśmy się na strzelnicę przy tunelach - był tam czas wolny i postrzelaliśmy z M60. Następnie wróciliśmy do partyzanckiej kuchni i mieliśmy poczęstunek złożony z tego, co jedli żołnierze. Po wizycie w tunelach udaliśmy się do świątyni Kaodaizmu. Jest to niezwykle kolorowa budowla, która łączy w sobie elementy ze wszystkich głównych religii. Żeby wejść do środka należy zdjąć buty (można mieć skarpetki) i mieć zasłonięte kolana. Trafiliśmy na nabożeństwo z mistycznymi dźwiękami i śpiewami, można było oglądać je z parteru lub tarasu u góry. Za świątynią znajduje się ciekawy ogródek przypominający stylem japońskie, a po boku park, w którym biegają małpki. Następnie pojechaliśmy na obiadokolacje do restauracji, którą prowadzi prawdziwa pani Wietkongówka! :) Smaczne jedzonko, dostaliśmy ciekawą słodką zupę z owoców. Powrót do hotelu i znowu relaks na basenie, a później Sajgon nocą. Warto pójść na kawę, jest tutaj bardzo dobra i niedroga. Kawa mrożona z mlekiem nazywa się ''kafe su da''. Zaraz obok jubilera, w którym wymienialismy pieniądze (po lewej stronie od targu) znajduje się wegetariańska restauracja - można w niej zjeść bardzo smaczną kolację. Targ zamyka się o 18, ale później jeszcze do półcony wszystkie stoiska wynoszą się na ulicę. Po północy życie wiekiego miasta ucicha.DZIEŃ 5To był dzień spędzony na łonie natury. Po śniadaniu wyjechaliśmy do delty Mekongu i przesiedliśmy się na niedużą łódź motorową. Płynęliśmy głównym korytem rzeki, obserwowaliśmy przyrodę, drewniane domki zbudowane na brzegach. Na łodzi był mikrofon i nasza pilotka Asia cały czas opowiadała ciekawostki. Dopłynęliśmy na wyspę i udaliśmy się na krótki spacer w malowniczej, zielonej okolicy. Doszliśmy do małych kanałów delty Mekongu i przesiedliśmy się na nieduże, 4-osobowe łódeczki. Nasza pani Wietnamka rozdała nam typowe dla tego regionu stożkowate kapelusze i zaczęła wiosłować. Teraz płynęliśmy wąskim kanałem i mieliśmy przyrodę na wyciągnięcie ręki. Dopłynęliśmy do wioski, w której był poczęstunek (egzotyczne owoce i herbata). Podczas jedzenia oglądaliśmy występy i słuchaliśmy tradycyjnych pieśni miłosnych, haha :) Następnie wróciliśmy do naszej większej łodzi i popłynęliśmy w kolejne miejsce, tym razem na degustację kokosówki, bananówki i wężówki oraz wyrobów z kokosa. Obserwowaliśmy proces wyrobu cukierków kokosowych, które są przepyszne. Można było tutaj próbować wszystkiego ile tylko się chciało i zrobić zakupy. Później udaliśmy się na obiad w pięknym ośrodku i jedliśmy smaczną rybę. Łodzią wróciliśmy do portu, później około godzinkę jechaliśmy autokarem do hotelu. Całą wycieczkę w ogóle wspominam jako wycieczkę niewielu przejazdów, w dodatku bardzo krótkich. :) Można wypocząć, ani trochę nie czuliśmy się zmęczeni.DZIEŃ 6Opuszczamy Sajgon, jedziemy do Dalat. Tego dnia nasze zwiedzanie było trochę inne przez pewne okoliczności. Program trochę nam się odwrócił, oczywiście niczego nie ubyło - wręcz przeciwnie przybył nam do oglądania jeden dodatkowy wodospad. Jednak w programie na ten dzień jest wodospad Datanla, który my oglądaliśmy następnego dnia, ale opiszę go tutaj. :) Wsiedliśmy na kolejkę, która składała się z osobnych ''samochodzików'', tak więc każdy miał swój i podczas zjazdu każdy sam regulował tempo. Wodospad był na dole, jeżeli ktoś panicznie boi się kolejki może zejść na dół schodami. Sam zjazd na dół był niesamowitą atrakcją, zjeżdżaliśmy dosłownie w lesie wśród drzew. Wodospad jest duży i robi wrażenie, można oglądać go z wielu stron, ponieważ zarówno z lewej jak i z prawej znajdują się schody, którymi można wejść na górę i porobić zdjęcia jeszcze bliżej wodospadu. To miejsce bardzo mi się spodobało, ponieważ zazwyczaj na wycieczkach kręci mnie przyroda. :) W Dalat mieliśmy naprawdę świetną kolację, bardziej w stylu europejskim. Polecam wieczorem wyjść na miasto i kupić wino z owoców morwy, ponieważ Dalat z wina słynie, a to jest akurat wyjątkowe w smaku. Nie dostaniecie go już nigdze indziej, więc kupcie je tutaj. :) W Dalat wieczorami jest nieco chłodniej, ale jakiś sweter czy lekka bluza oczywiście wystarczy.DZIEŃ 7Rano pojechaliśmy do wioski na występy: były tańce, śpiewy, picie dużych ilości wina ryżowego ze słoja. Sami również tańczyliśmy i angażowaliśmy się w rozrywkę. Było wesoło, wszyscy dobrze się bawili bez takiej ''atmosfery przymusu''. Odwiedziliśmy lokalny kościół chrześcijański. Tego dnia udaliśmy się również do świątyni Zen. Położona jest na szczycie wzgórza więc dostaliśmy się do niej kolejką linową, co było świetną atrakcją. W świątyni należy mieć zakryte kolana. Cały kompleks położony jest w pięknych ogrodach, przy świątyni jest klasztor i widzieliśmy wielu mnichów. Miło było pospacerować czując w powietrzu zapach kadzideł i słysząc dźwięki gongu. Po obiedzie odwiedziliśmy stację kolejową i chętni (a warto!) udali się na wycieczkę koleją wąskotorową. 10$, a w programie tej wycieczki był przejazd koleją do porcelanowej świątyni. Świątynia składała się z trzech budowli, każda z nich pokryta była kolorowymi porcelanowymi płytkami. W jednym budynku był ogromny posąg Buddy. Warto zejść do podziemia jednej świątyni, ponieważ znajduje się tam buddyjskie ''Niebo i Piekło''. W Niebie mamy ogród, śpiewające ptaszki, Buddę i mnichów, a w Piekle jest naprawdę ciekawie ;p Schodzimy jeszcze bardziej w dół i przechodzimy przez labirynt różnych ''pokoi?''. Z mroku wyłaniają się podświetlone na czerwono i fioletowo szkielety, demony i inne straszydła, słyszymy starszne dźwięki. :) Jest to ciekawe miejsce pokazujące nieco wietnamskiej wyobraźni i specyficznego gustu architektonicznego. Taki dom strachów. :) W świątyni również trzeba mieć zakryte kolana, tutaj tego mocno pilnują, ale wystarczy zarzucić chustę. Po wycieczce fakultatywnej dogadaliśmy się z kierowcą żeby wyrzucił nas w centrum miasta i poszliśmy na wielopiętrowy duży targ. Zrobiliśmy zakupy (tania, fajna odzież, dobre owoce kandyzowane i wino) oraz zjedliśmy kolację we własnym zakresie. Do hotelu wygodnie i niedrogo wróciliśmy taksówką.DZIEŃ 8Po śniadaniu zwiedzaliśmy Szalony Dom. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć ;p Dom jest labiryntem wielu sekretnych przejść, w górę, w dół, mostkami i drabinkami. Są w nim tematyczne pokoje np. pokój orła, w którym duży orzeł siedzi na wielkim jaju. Ten dom ogólnie jest hotelem i goście mogą sobie wybrać w jakim pokoju chcą spędzić noc. :) Na pewno zrobicie tu ciekawe zdjęcia, a jeżeli jedziecie z dziećmi to będzie główna atrakcja tego dnia. ;D Pojechaliśmy do Nha Trang, a po drodze zatrzymaliśmy się na dobry obiad. Jak już wcześniej wspomniałam w Dalat mieliśmy małe odwrócenie programu, które wyszło nam na dobre, bo z Nha Trang byliśmy dosyć wcześnie, a jest to miejscowość położona nad morzem więc mogliśmy po południu się kąpać. Hotel miał dwa baseny, a morze było dosłownie widoczne z jego okien i dojście na plażę było bardzo krótkie. Przejście przez ulicę i już jesteśmy. W Nha Trang można było wieczorami spacerować promenadą i pójść do centrum handlowego. Oferowali tam fish massage i warto było skorzystać, ponieważ w Mui Ne już tego nie było.DZIEŃ 9Ze względu na dobrą pogodę tego dnia program został odwrócony i mieliśmy pływanie po wysepkach. Pojechaliśmy do portu, wsiedliśmy na łódź i pływaliśmy obserwując piękne widoki. Dużo wysepek, wszędzie zielono, a woda niebieska. Zatrzymaliśmy się przy rafie koralowej, mogliśmy się tam wykąpać i snurkować. Później przesiedliśmy się na małą łódź ze szklanym dnem i również obserwowaliśmy rafę. Popłynęliśmy na piękną wyspę i mieliśmy tam 2.5 godziny na odpoczynek i kąpiele w ciepłej wodzie. Po przerwie popłynęliśmy na kolejną wysepkę, na której był obiad. Tego dnia można było wykupić wycieczkę do gorących źródeł i naprawdę warto to zrobić. Najpierw weszliśmy do wanien z błotem, później przeszliśmy przez takie bicze wodne żeby wyczyścić się z błotka. Weszliśmy do jacuzzi i relaksowaliśmy się w nim pół godziny. Potem zeszliśmy do wanny z ciepłą wodą leczniczą, zrobiło się ciemno i nastrojowo. Na sam koniec chętni kąpali się w wodospadzie lub w innych, dużych basenach o różnej temperaturze. Bardzo przyjemne doświadczenie. Po wizycie można było się umyć, przebrać w suche rzeczy. Każdy dostał tam swoją szafkę na przechowanie ciuchów. Warto wziąć tam wodopdporny aparat. Polecam tę wycieczkę każdemu, naprawdę warto się przejechać do źródeł. Wspaniały relaks. :)DZIEŃ 10Rano piękna pagoda, do której trzeba dojść po schodach. Ze wzgórza piękne widoki. Później zwiedzaliśmy świątynię przypominającą świątynie Khmerów w Kambodży lub Bagan w Birmie. Widzieliśmy formację skalną, na której odciśnięto rękę Buddy. Jest ogromna i można zrobić sobie w niej zdjęcie. :) Dobry obiad z owoców morza z pięknym widokiem. My tego dnia dodatkowo pojechaliśmy sobie na Vinpearl - wietnamski park rozrywki składający się między innymi z delfinarium, oceanarium, kina 4D, aquaparku, wesołego miasteczka z hardkorowymi kolejkami i wiele wiele innych atrakcji. To był wspaniały wieczór, w dodatku park znajduje się na zamkniętej, prywatnej wyspie, na którą dostaliśmy się kolejką linową. Niesamowite wrażenia, koszt około 30$ i naprawdę warto. Jedźcie tam, nie będziecie żałować. W hotelu w recepcji można dostać ulotkę z mapą całego parku rozrywki, wystarczy powiedzieć ''Vinpearl''. Pod hotelem stoją taksówki. :) Park czynny jest do 22, ale ostatnia kolejka linowa odjeżdża stamtąd o 21, po wyjściu również stoją taksówki lub przedstawiciele firm, którzy zamawiają nam taksówkę. Transport bez problemu. :) Siedzieliśmy tam 4 godziny i nawet nie zdążyliśmy skorzystać ze wszystkich atrakcji, jest to ogromny kompleks, coś jak wietnamski DisneyLand. Niesamowite wrażenia! :)DZIEŃ 11Po śniadaniu wyjechaliśmy do Mui Ne, był to ostatni dzień zwiedzania. Oglądaliśmy wytwórnię sosu rybnego i byliśmy na czerwonych wydmach. Wydmy były naprawdę ładne, z jednej strony las, a później już sam piasek, ciekawie zmieniał się tam krajobraz. Z wydm było widać morze. :) Obiad zjedliśmy w dobrej restauracji, znowu były sajgonki ;D Ogólnie na każdym obiedzie serwowali nam tak z 7-8 różnych dań i każdy sam sobie nakładał to, na co miał ochotę. Później zakwaterowaliśmy się w hotelu na wypoczynek, my wybraliśmy Canary. Zastanawialiśmy się między Canary a Romana, ale Canary przekonał nas bliskością do punktów turystycznych i tym, że leży w centrum miejscowości (o ile można to tak nazwać, bo mamy tu tylko jedną długą ulicę ze sklepikami i restauracjami). Jest to bardzo przyjemne miejsce na wypoczynek, cicho, piękne morze, wszędzie palmy wyginające się w stronę wody. Najlepsza restauracja jest zaraz naprzeciwko wyjścia z hotelu, nie idźcie do restauracji po lewej stronie, ponieważ podali nam tam stare, śmierdzące mięso. No niestety... W Mui Ne warto pójść do kanionu wróżek. Idziemy pół kilometra brodząc stopami w pomarańczowej wodzie, po lewej mamy czerwone skały, po prawej las, pod stopami mięciutki piaseczek. Dochodzimy do wodospadu i wracamy spokojnym tempem. :) Weźcie okulary przeciwsłoneczne, wybierzcie się tam w dzień, a nie kiedy jest ciemno. Warto również rano wybrać się do wioski rybackiej. Możemy dojść do niej plażą w lewo (40 minut wolnym spacerem). Rybacy wracają z połowu i oglądamy rozładunek. Do hotelu możemy wrócić lokalnym autobusem z miejscowymi, też fajne przeżycie. :) W Mui Ne jest jeden klub - dyskoteka, nazywa się Dragon Beach. Dwa dni w tygodniu w godzinach 22-23 są happy hours dla pań i każda dostaje drinka w wiaderku. Spokojnie wystarczy dla dwóch osób. Warto jeść świeże owoce morza, szczególnie te zakupione na plaży zaraz po wyjściu z hotelu. Zaopatrzcie się również w naszyjniki z pereł sprzedawane na plaży, ponieważ ceny są śmieszne w porównaniu do naszych. :) Kupujcie rum, różne rodzaje i smaki - kakaowy lub o smaku mango. Warto również wybrać się wieczorem ze znajomymi na grilla z krokodyla, knajpa, w której był serwowany jest pod numerem 361 jeżeli dobrze pamiętam. Po wyjściu z hotelu Canary na ulicę trzeba iść ciągle w lewo, mimo że numery na to nie wskazują. One w pewnym momencie zaczynają wzrastać i okazuje się, że nasz krokodyl jest całkiem blisko. W kanjpie każdy dostaje swoją własną porcję krokodyla w marynacie, a później każdy samodzielnie go griluje na osobistym, małym grilu :) Warto wziąć litr ciemnego piwa w dzbanku, ciekawy smak. Starałam się jak najlepiej opisać tę wycieczkę żeby dobrze doradzić i pomóc w podjęciu decyzji co do kierunku wakacji. Jednak słowa nie oddają tej imprezy i klimatu Wietnamu, to po prostu trzeba zobaczyć! :) Jeżeli lubicie łączyć zwiedzanie z wypoczynkiem ta wycieczka okaże się dla Was idealna. :)
6.0/6
Jedna z najlepszych wycieczek na jakiej byłam. Zarówno ze względu na sam Wietnam, ale także ze względu na organizację wyjazdu. Doskonała równowaga między wspólnym zwiedzaniem i możliwością zwiedzania samodzielnego. Niezbyt dalekie trasy, a jednocześnie bardzo ciekawe obiekty i miejsca do zwiedzania. Nic nie było zbędne czy nudne.
6.0/6
Wietnam potwierdza, ze Azja to nasze miejsce na ziemi. Wszystko począwszy od jedzenia, pogody, ludzi nas zachwyca. I tym, którzy zastanawiają się czy warto pojechać - WARTO!!! Jest to zupełnie innych świat i niezapomniane doznania. Super przemyslana i zorganizowana wycieczka, od pierwszego do ostatniego dnia pobytu.