6.0/6
Bardzo ciekawy program z fantastycznym pilotem Miłosławem. Miłosław to osoba kompetentna , niezwykłej kultury, dzięki któremu w miłej atmosferze uczestnicy wycieczki mogli dużo dowiedzieć się o zwiedzanych miejscach.
Adam, Radom - 30.07.2021
4/5 uznało opinię za pomocną
6.0/6
Vino i lavanda to najczęściej przywożone souveniry nie tylko z Chorwacji, ale chyba z całych Bałkanów. Nie może zatem dziwić nazwa naszego objazdu – Zapach wina i lawendy, wycieczka po najpiękniejszych miejscach Chorwacji, Bośni i Hercegowiny oraz Czarnogóry. Z lotniska Zracna Luka w Dubrowniku odbiera nas pilot transferowy. Podczas przejazdu do hotelu przekazuje nam podstawowe informacje dotyczące zakwaterowania w tym dniu oraz dzieli naszą grupę na dwa autokary. Pierwszy ma wyruszyć do Czarnogóry, według odwróconego programu. Natomiast autobus, do którego my trafiamy, bierze kurs na Chorwację. W hotelu Zenit w Neum, w Bośni i Hercegowinie, kwaterujemy się wczesnym popołudniem. Objazd rozpoczynamy dopiero następnego dnia, więc po kolacji decydujemy się na spacer nadmorską promenadą. Sklepiki i knajpki są pootwierane, jednak praktycznie wcale nie ma turystów. Jak się okazuje, ścisły sezon wakacyjny kończy się w sierpniu. Miejscowi mówią nam, że mało kto decyduje się tu wypoczywać we wrześniu. Następnego dnia poznajemy naszą sympatyczną pilotkę – Natalię. Jej miły uśmiech, dobre słowo i ciepłe spojrzenie towarzyszyć nam będzie przez najbliższe 6 dni. Zgodnie z programem objazdu, ruszamy do Chorwacji. Jedziemy malowniczą drogą wzdłuż wybrzeża Adriatyku. Tzw. Jadranska Magistrala prowadzi praktycznie od Albanii - przez Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę, Chorwację i Słowenię, aż do granicy z Włochami. My mamy okazję przejechać niezwykle urokliwy i kręty odcinek od Neum, poprzez najbardziej chyba znaną wszystkim Makarską, aż do Splitu. Pogoda jest wspaniała, słońce mocno świeci. Pierwszy punkt naszego programu to Omis, a w zasadzie kanion rzeki Cetiny, bo do samego miasta niestety nie zaglądamy. Rzeka Cetina bierze swój początek w Górach Dynarskich i płynie aż do Omisu, gdzie uchodzi do Adriatyku. Rzeka odcinkami nadaje się do uprawiania canyoningu, raftingu, kajakarstwa czy też rejsów łodzią. My udajemy się właśnie w rejs, który rozpoczyna się niedaleko mostu w Omisie. Płyniemy w górę spokojnej rzeki, otoczonej wysokimi i stromymi skałami. Trzeba przyznać, że kanion Cetiny jest niezwykle malowniczy. Po drodze mijamy kajakarzy, gdzieś ktoś wypatrzył gniazda ptaków. Na brzegu kilku wędkarzy łowi ryby. Dopływamy do momentu, gdzie nurt rzeki zmienia się, a wokół na wysokich skałach można zobaczyć śmiałków uprawiających ZipLine czyli zjazd tzw. tyrolką na stalowych linach. Zawracamy i nasz ok. godzinny rejs kończymy w punkcie startu. W Splicie zwiedzanie rozpoczynamy od antycznego pałacu cesarza Dioklecjana. Jest to była rezydencja zbudowana przez cesarza Dioklecjana na przełomie III i IV wieku jako willa, w której miał osiąść po zamierzonej na 305 r. abdykacji. Koszty nie grały żadnej roli – marmury sprowadzano z wyspy Brac, Włoch i Grecji, a sfinksy z Egiptu. Cały pałac został zaplanowany na wzór warownego obozu rzymskiego (castrum romanum). To czworokąt z czterema wieżami. Całość otaczały wysokie mury, wzmocnione dziesięcioma basztami. Do pałacu prowadziły cztery bramy: Żelazna, Złota, Srebrna i Morska, zwana również Miedzianą. Tą ostatnią wchodzimy do Pałacu, tuż przy wejściu do podziemi czeka na nas pani Agnieszka – lokalna pilotka, która w ciekawy sposób opowiada o życiu w dawnym Spalatum, czyli obecnym Splicie. Podziemne komnaty stanowiły kiedyś fundamenty kwater cesarza. Zachowały się praktycznie w nienaruszonym stanie. Podziemia ocalały tylko dlatego, że służyły mieszkańcom za… śmietnik. Długim holem, w którym obecnie rozstawione są kramiki z pamiątkami i rękodziełem, wychodzimy na westybul czyli oficjalne wejście do cesarskich apartamentów. Na lewo od niego stoi dziś katedra św. Dujama, którą zbudowano na miejscu dawnego mauzoleum Dioklecjana. Na przestrzeni wieków katedra była wielokrotnie przebudowywana, przez co dzisiaj mamy tu do czynienia z istną mieszanką stylów architektonicznych. Jedyna pamiątka po cesarzu Dioklecjanie, to jego popiersie. Wrota katedry są zdobione roślinnymi ornamentami oraz rzeźbą, która ukazuje ważniejsze sceny biblijne. Atrakcją jest również skarbiec w zakrystii. Najbardziej charakterystyczną częścią katedry jest romańska dzwonnica, wysoka na 61 m. Taras na szczycie to świetny punkt widokowy, aby zobaczyć panoramę miasta i zrobić pamiątkowe zdjęcie (wejście dodatkowo płatne). W pobliżu katedry znajdziemy również inną rzymską świątynię – świątynię Jowisza, ze wspaniałym wystrojem sufitu. W toku przebudowy przemieniono ją w kaplicę św. Jana. Warto zwrócić tu uwagę na chrzcielnicę z XII w. Następnie wychodzimy na perystyl, czyli centralną część pałacu. Było to miejsce, w którym poddani kiedyś składali cześć cesarzowi. Na straży pozostał tu jedynie egipski sfinks z czarnego granitu. Warto przysiąść i odpocząć na schodach, w cieniu marmurowych kolumn lub przy kawiarnianym stoliku. Obecnie w obrębie pałacowych murów znajduje się ponad 200 budynków, w których toczy się codzienne życie. Pałacowe korytarze zamieniły się w uliczki, natomiast w miejscu dawnych komnat zostały wybudowane domy. Przechodzimy pomiędzy budynkami, często bardzo wąskimi uliczkami w kierunku Złotej Bramy. Tuż obok niej znajduje się olbrzymi pomnik Grgura Ninskiego. Posąg upamiętnia żyjącego w X. w biskupa, który wprowadził język ojczysty do liturgii. Krąży legenda, że potarcie dużego palca u jego lewej stopy, przynosi szczęście. Palec mocno wypolerowany, więc i my decydujemy się pomóc naszemu szczęściu. W czasie wolnym spacerujemy klimatycznymi, wąskimi uliczkami Starego Miasta. W okolicznych sklepikach kupujemy pamiątki. Największe wrażenie robi na nas tzw. Vocni Trg, na którym znajduje się pomnik chorwackiego pisarza Marko Marulicia. Jest tutaj również barokowy Pałac Milesi oraz XV w. Baszta Wenecka, przy której znajduje się przejście na Rivę. Riva to szeroka, obsadzona palmami nadmorska promenada, z kawiarniami i restauracjami. Decydujemy się tu odpocząć, coś zjeść i spróbować chorwackiego piwa „Karlovačko”. Warto tu wspomnieć, że pałac cesarza Dioklecjana wraz z zabytkowym centrum Splitu został wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Na koniec idziemy jeszcze do portu, a tuż przed umówioną zbiórką odnajdujemy duże, czerwone litery ułożone w napis SPLIT. Oczywiście zdjęcie obowiązkowe ;-) Nocleg mamy pod Trogirem, w hotelu Medena. Dojeżdżamy tam dość wcześnie, więc przed kolacją mamy czas, żeby rozejrzeć się po terenie. Okazuje się, że hotel, w którym spędzimy trzy noce, to olbrzymi obiekt, na który składają się bungalowy oraz dwu-skrzydłowy budynek główny. Całość położona jest w lesie, przy samej nadmorskiej promenadzie. Do dyspozycji mamy korty tenisowe i basen, z którego część grupy od razu decyduje się skorzystać. Niestety zmienia się pogoda i robi się coraz chłodniej, a jak się później okaże, w nocy zacznie padać deszcz. My decydujemy się na spacer promenadą. Wygląda na to, że jest tu tak samo pusto jak dzień wcześniej w Neum. Całą noc pada, więc poranek wita nas chłodem. Po śniadaniu ruszamy do Parku Narodowego Jezior Plitwickich, który w 1979 r. znalazł się na liście UNESCO. Przed nami ponad 2 h jazdy, a po drodze zaczyna padać. Niestety im bliżej celu, tym większy deszcz i nie zanosi się na to, żeby przestało. Trudno, nie mamy wpływu na pogodę. Wizytę w Parku rozpoczynamy od sklepu z pamiątkami, gdzie większość grupy kupuje peleryny i parasole. Jak nas poinformowała pilotka, Jeziora Plitwickie to malowniczo usytuowana dolina z turkusowymi jeziorami, krystalicznie czystą wodą i licznymi wodospadami. Powierzchnia parku wynosi ok 300 km2, jeziora zajmują ok 200 ha. Zbiorniki dzielą się na górne i dolne, przy czym te drugie są zasilane przez podziemne źródła i okoliczne rzeki. Park zwiedza się spacerując leśnymi ścieżkami oraz niezwykle malowniczo położonymi drewnianymi pomostami i mostami, które często biegną wzdłuż, a nawet w poprzek jezior. Wierzymy na słowo, bo deszcz skutecznie zasłania nam piękne widoki i zmienia kolory… Największa atrakcja Chorwacji uparcie ukryła przed nami swój czar. Nasza pilotka wybiera jedną z krótszych tras, z racji pogody, nie mamy tego za złe. Ruszamy momentami śliskimi, mokrymi kładkami, innym razem grzęznąc w wydeptanych ścieżkach. Bardziej skupiając się jednak na pokonywanej drodze, niż podziwiając otoczenie. Mamy okazję zobaczyć Wielki Wodospad (Veliki Slap) oraz największe i najgłębsze plitwickie jezioro – Kozjak - pokonujemy je małym, elektrycznym statkiem. Niestety brak pogody, szczególnie ciągły deszcz odejmuje temu miejscu sporo uroku. Robimy pętle i wracamy do autokaru zmoknięci i zziębnięci. Po drodze, zatrzymujemy się jeszcze na degustację dalmatyńskiego sera, miodów, pikantnych kiełbas oraz oczywiście narodowego trunku narodu chorwackiego, czyli rakiji. Smakowanie lokalnych specjałów wkrótce przenosi się do autokaru i wesołym autobusem wracamy do hotelu. Następnego dnia zwiedzamy Trogir, założony w III w p.n.e. przez greckich osadników. Niestety pogoda ponownie nas nie oszczędza, siąpi deszcz. Po mieście oprowadza nas, znana nam ze Splitu, pilotka Agnieszka. Naszą uwagę zwraca na położenie Starego Miasta (wpisanego zresztą w 1979 r. na listę UNESCO)– znajduje się ono na małej wysepce, którą z lądem łączy most. Na starówkę wchodzimy przez XVII w. Bramę Lądową. Na gzymsie nad lukiem umieszczony jest lew św. Marka, a ponad nim figura bł. Jana z Trogiru – patrona miasta. Wąskimi uliczkami kierujemy się na plac Ivana Pavla II (czyli Jana Pawła II). Znajduje się tu najcenniejszy zabytek Trogiru – katedra św. Wawrzyńca. Budowę bazyliki rozpoczęto w XIII w., na zewnątrz zdobią ją postaci aniołów, świętych, a na kolumnach po obu stronach drzwi – Adam i Ewa oraz lwy. Na górnym łuku umieszczono natomiast scenę z narodzin Chrystusa. Obok katedry stoi dzwonnica z XIV w. Do wnętrza bazyliki niestety nie udaje nam się wejść. Przy katedrze znajduje się gotycko-romański ratusz, a tuż obok, zbudowany w stylu renesansowym - Pałac Cipiko. Należał do najzamożniejszej w tym czasie trogirskiej rodziny Cipiko. Zamknięciem placu jest Loggia Miejska. Przylega do niej charakterystyczna, XV w. wieża zegarowa. W dawnej loggii mieścił się sąd, a my mamy okazję posłuchać tu tradycyjnego śpiewu. Dochodzimy do Bramy Wodnej i wychodzimy na Rivę, z której rozciąga się widok na morze oraz wyspę Ciovo. Na szczęście zaczyna się przejaśniać, więc w czasie wolnym decydujemy się na spacer nadmorskim bulwarem. Podziwiamy jachty i statki wycieczkowe. Na samym końcu promenady natrafiamy na XV w. twierdzę Kamerlengo, która była rezydencją weneckiego gubernatora. Wracamy jednak na starówkę. Błądzimy wąskimi uliczkami, odnajdujemy tu mnóstwo sklepików, kawiarni i restauracji. W jednej z nich siadamy i zamawiamy kawę. Chłoniemy spokojną, leniwą, śródziemnomorską atmosferę Trogiru. Decydujemy się jeszcze wejść na dzwonnicę katedry św. Wawrzyńca, skąd rozpościera się niesamowity widok na dachy starówki, Morze Adriatyckie oraz wyspę Ciovo. Możemy udać się na miejsce zbiórki, albo zostać w Trogirze dłużej i wrócić do hotelu nadmorską promenadą. Pogoda w kratkę skłania nas jednak do powrotu autobusem. Mamy wolne popołudnie i korzystamy z udogodnień i atrakcji hotelu. Po śniadaniu wykwaterowujemy się i jedziemy w kierunku granicy z Bośnią i Hercegowiną. W przejściu granicznym są kolejki, nasza obrotna pilotka robi jednak co może, byśmy nie czekali zbyt długo. Już po chwili zjeżdżamy na sąsiedni pas jezdni i po kontroli granicznej, zmierzamy w kierunku Medjugorje. Od 1981 r., kiedy Matka Boska ukazała się sześciorgu dzieciom, to miejsce pielgrzymek milionów turystów. Wprawdzie Kościół Katolicki nie uznał oficjalnie objawień, to jednak nie zakazał pielgrzymowania do tego miejsca. Nie ma co kryć - miasteczko żyje z przemysłu turystycznego. Nim dojedziemy do Sanktuarium Królowej Pokoju, mijamy sklepy, stragany i kramy, pełne dewocjonaliów oraz pamiątek związanych z miejscem kultu. W centrum miasta znajduje się kościół pod wezwaniem św. Jakuba z charakterystycznymi, dwoma wieżami zegarowymi. Trwa msza, więc nie udaje nam się wejść do środka, jednak nasza lokalna przewodniczka pani Regina opowiada nam, że wnętrze jest surowe, a okna zdobią witraże przedstawiające 14 epizodów z życia Maryi Dziewicy oraz sceny związane z objawieniami. Tuż obok znajduje się dość duża kaplica oraz ołtarz polowy, a w jego pobliżu kilkanaście konfesjonałów, zwanych Konfesjonałem Świata, gdzie można się wyspowiadać w rożnych językach. W oddali widać charakterystyczny krzyż na wzgórzu Krizevac, na którym odmawia się drogę krzyżową. My podchodzimy jeszcze pod wykonana z brązu figurę Zmartwychwstałego Zbawiciela i jedziemy pod Górę Objawień. Do samego miejsca objawień prowadzi stroma ścieżka, przy której umieszczono płaskorzeźby z brązu, przedstawiające radosne i bolesne tajemnice różańca. Trudność wejścia, to nie wysokość wzgórza, a ruchome i duże kamienie, które nie ułatwiają pielgrzymki na szczyt. Pielgrzymów jednak to nie zniechęca. Na górze znajduje się figura Królowej Pokoju. Schodzimy, mamy chwilę czasu wolnego, więc zaglądamy do Pizzeri Timm. Zjadamy przepyszną pizzę i kosztujemy hercegowińskiego piwa „Hercegovačko”. Ruszamy do Mostaru, miasta położonego u podnóża gór i wzdłuż nurtu rzeki Neretwy, nieformalnej stolicy Hercegowiny. Wybrukowanymi kocimi łbami uliczkami zmierzamy do największej atrakcji Mostaru, wpisanego na listę UNESCO – Starego Mostu. Tak naprawdę to nowy most, bo ten oryginalny wybudowany przez Turków w 1566 roku, został zburzony podczas wojny domowej w byłej Jugosławii, w 1993 r. Most odbudowano w 2004 r. z oryginalnych, wydobytych z koryta rzeki kamieni. Po obu stronach rzeki, wejścia na most strzegą wieże, w których w przeszłości mieszkali „mostari” czyli strażnicy mostu – stąd pochodzi nazwa miasta Mostar. Ostrożnie stąpamy, bo kamienie są mocno wyślizgane tysiącami stóp. Stary Most stał się słynny nie tylko dzięki swojej historii, ale również za sprawą mężczyzn, którzy dzień w dzień oddają tu spektakularne skoki do wody. Kiedyś był to symbol męstwa i odwagi, dziś to raczej rodzaj zarobku. Trzeba jednak oddać im honor, gdyż skoki do położonej 21 m niżej Neretwy robią ogromne wrażenie. Nasza lokalna przewodniczka pani Nadina prowadzi nas zatłoczoną ulicą Kujundžiluk, pomiędzy restauracjami i knajpkami, wśród sklepików i kramów z lokalnymi pamiątkami do muzułmańskiej części miasta. Zwiedzamy tu meczet Koškin-Mehmed Paša, datowany na pierwszą połowę XVII w oraz dom turecki. Wystarczy jednak odjeść kawałek od ścisłego centrum Starego Miasta, by zobaczyć inne oblicze Mostaru – ślady kul na elewacjach, spalone budynki – to niezagojone rany po minionej wojnie. Mostar zdecydowanie zachwycił nas kontrastami. To istny bałkański tygiel, w którym mieszają się wpływy chorwackie i boszniackie. Mimo wszechobecnych wycieczkowych tłumów i odrestaurowanych budynków, śmiało możemy powiedzieć Stare Miasto urzeka swoim orientalnym klimatem i smakiem. W małych sklepikach kupujemy jeszcze pamiątki, a w lokalnej knajpce z widokiem na Stary Most , kosztujemy čevapi, czyli bałkańską wersję kebabu. Do tego zamawiamy sobie zimne piwo „Sarajevsko”. Na nocleg udajemy się do Neum, do znanego już nam hotelu Zenit. Następnego dnia jedziemy na południe Chorwacji, zwiedzać „perłę Adriatyku”, czyli wpisany na listę UNESCO Dubrownik. Rozpoczynamy od portu. Kiedyś wpływały tu statki z towarami, dziś natomiast można wypłynąć na turystyczne rejsy, by zobaczyć miasto z perspektywy morza oraz przepłynąć na okoliczne wysepki. My decydujemy się na fakultatywny rejs wokół murów miasta oraz sąsiedniej, nie zamieszkanej wyspy Lokrum. Pogoda dopisuje, adriatycka bryza przyjemnie chłodzi, a załoga częstuje rakiją. Na nadbrzeżu czeka już na nas nasza lokalna przewodniczka – pani Karolina. Wchodzimy na Stradun, czyli główną, niepowtarzalną ulicę Dubrownika. Kiedyś płynął tu kanał, który następnie został zasypany i wybrukowany. Miliony turystów tak wyślizgały kamienne płyty, że trzeba uważać na każdy stawiany krok. Nasza przewodniczka zwraca nam uwagę na Pałac Sponza, który został wybudowany jako… urząd celny, w końcu Dubrownik czerpał wielkie korzyści z handlu. Tuż obok, zaraz przy wejściu do portu, stoi wieża zegarowa z dzwonnicą, która powstała w 1444 r. Budynek z wieloma łukami, bogato rzeźbionymi zwieńczeniami kolumn oraz pięknymi oknami, to Pałac Rektorów. Tutaj podejmowano wszystkie decyzje oraz obradowała Wielka Rada i rezydował Rektor, czyli dostojnik wybierany spośród szlachty miejskiej, który podczas miesięcznej kadencji zarządzał Republiką Dubrownicką. Dziś mieści się tu muzeum miejskie. Wchodzimy do Katedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, która powstała w 1667 r. po trzęsieniu ziemi. Legenda głosi, że kiedyś wznosił się tu kościół romański ufundowany przez króla Ryszarda Lwie Serce, w podzięce za ocalenie z katastrofy morskiej. Dziś we wnętrzu można obejrzeć obraz Tycjana oraz zwiedzić bogaty skarbiec. Dalej podążamy pod Kolumnę Rolanda. Tu obwieszczano postanowienia Wielkiej Rady i Rektora, a także wykonywano wyroki. Ciekawostką jest to, że prawe ramię rycerza uchodziło za symbol miary w Republice Dubrownickiej, tzw. łokieć dubrownicki. Dubrownik to niezliczone wąskie uliczki starego miasta, liczne kościoły i muzea. A wszystko to znajduje się na tak ograniczonej przestrzeni. Zaglądamy jeszcze do klasztoru Franciszkanów, do najstarszej w Europie Apteki. Tutaj pochowany jest również Ivan Gundulić – wielki poeta i przedstawiciel literatury dubrownickiej XVI i XVII w. Tuż obok znajduje się Wielka Fontanna Onufrego. Podobno każdemu kto napije się wody, ze wszystkich 16 ujęć, spełni się marzenie. Pod Bramą Pile rozstajemy się z naszą lokalną pilotką. W czasie wolnym można udać się na wycieczkę po murach obronnych, które otaczają całe miasto (wejście dodatkowo płatne). Mury te należą do najstarszych i najlepiej zachowanych w Europie. Mury mają prawie 2 km długości, a przejście po nich zajmuje ok. 1,5 - 2 h. Można również wjechać kolejką linową na wzgórze Srđ (415 m n.p.m.) i stamtąd podziwiać panoramę Dubrownika oraz okolicznych wysp. Wielbiciele serialu „Gra o tron” mogą natomiast ruszyć śladami swoich bohaterów i miejsc, gdyż część scen kręcona była właśnie w Dubrowniku. My decydujemy się napić kawy w jednej z licznych knajpek i chłonąć atmosferę miasta. Mijają nas tłumy turystów, jest gwarno i tłoczno. Spacerujemy również wąskimi uliczkami, gubimy się w ich zaułkach i odnajdujemy na nowo. Najpiękniejsze i najdroższe miasto Chorwacji oczarowało nas bez reszty. Pobytem w Dubrowniku kończymy zwiedzanie Chorwacji i drogą wzdłuż wybrzeża jedziemy do Czarnogóry. Mijamy granicę Unii Europejskiej i zmierzamy do miejscowości Perast, maleńkiego miasteczka położonego w Zatoce Kotorskiej. Pierwsze na co zwracamy uwagę to cisza, miasteczko wygląda jak wymarłe. Po wielkim trzęsieniu ziemi w 1979 r., jego zabudowa bardzo ucierpiała. Nigdy nie została w pełni odbudowana. Perast został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W samym mieście znajduje się kilka zabytków z czasów Republiki Weneckiej, m.in. Kościół św. Mikołaja z dzwonnicą oraz pałace bogatych niegdyś rodów. Nas jednak najbardziej interesuje Wyspa Matki Boskiej Skalistej, do której przeprawiamy się łódką. Wysepka została sztucznie usypana, kiedyś była to samotna skała. Według legendy w 1452 r., w tym miejscu dwóch rybaków znalazło obraz Matki Boskiej. Obraz ten umieszczono w Kościele św. Mikołaja, jednak trzykrotnie wracał on na skałę. Postanowiono zatem w tym miejscu wybudować kościół i umieścić tu obraz. Sztuczną wyspę budowano ponad 200 lat, zatapiając w tym miejscu stare żaglowce i sypiąc kamienie. Zwyczaj powiększania wyspy trwa do dziś. Co roku, 22 lipca, okoliczni mieszkańcy wypływają na wodę i dorzucają kamienie. Na wyspie powstał Kościół matki Boskiej na Skale. Wchodzimy do środka. Wnętrze robi duże wrażenie. Oprócz ołtarza przywiezionego z Genui, naszą uwagę zwracają srebrne tabliczki wotywne ofiarowane przez marynarzy w podzięce za uchronienie od niebezpieczeństw. Do kościoła przylega muzeum, w którym można obejrzeć wiele dzieł sztuki i złożonych darów. Tuż obok sztucznej wyspy znajduje się Wyspa św. Jerzego. Niestety nie jest dostępna do zwiedzania, chociaż budzi nasze zainteresowanie - przepięknie wyglądają rosnące na niej strzeliste cyprysy. Znajduje się na niej kościół św. Jerzego oraz cmentarz, na którym chowano ważnych mieszkańców Perastu. Następny punkt naszej wycieczki to przepiękny Kotor, położony nad najdalej na południe wysuniętym fiordem czyli Zatoką Kotorską. Ogromne wrażenie robią cumujące w porcie ogromne wycieczkowce oraz górująca nad miastem twierdza św. Jana. Miasto otaczają mury obronne o długości 4,5 km. Z fortyfikacji rozpościera się oszałamiający widok na Kotor i Zatokę Kotorską. Nasz lokalny przewodnik Jovan nie pozwala nam jednak tego sprawdzić i prowadzi nas prosto na Stare Miasto przez Bramę Morską. Miasto należało do Republiki Weneckiej, także nie powinien nikogo dziwić na murach symbol weneckiego lwa. Kotor zachował swoją średniowieczną zabudowę, wpisany jest na listę UNESCO. Można tu znaleźć mnóstwo placów i placyków połączonych wąskimi uliczkami. Mnóstwo tu również różnych pałacy i pałacyków. A wszędzie restauracje, kawiarnie i knajpki, które aż same proszą by przysiąść na chwilę. Zwiedzanie rozpoczynamy od Placu Broni, a tutaj warto zwrócić uwagę na Wieżę Zegarową i średniowieczny pręgierz. Po drugiej stronie placu znajduje się natomiast Teatr Napoleoński oraz Pałac Namiestnika Wenecji. Przystajemy przy Pałacu Bizanti, Pałacu Beskuca, Pałacu Buca oraz Pałacu Pima. Przechodzimy na Plac św. Trifona i tu oprócz Pałacu Drago, zwiedzamy Katedrę św. Trifona, w której możemy znaleźć również polski akcent. Jest to krzyż, którym błogosławione były polskie wojska pod Wiedniem. Wędrując dalej krętymi uliczkami, dochodzimy do Muzeum Miejskiego. A na kolejnym placu odnajdujemy serbsko-bizantyjską Cerkiew św. Mikołaja, w której znajduje się bogaty zbiór ikon. W zasadzie naprzeciwko znajduje się Cerkiew św. Łukasza. Kiedyś był to kościół katolicki. Można wejść do środka, zapalić świeczkę i koniecznie trzeba zwrócić uwagę na podłogę – to płyty nagrobne, bo kiedyś ludzi chowano pod posadzką kościoła. W czasie wolnym spacerujemy wąskimi uliczkami, snujemy się trochę bez celu, chłoniemy uroki miasta. W napotkanej przypadkowo piekarni kupujemy świeżutki, przepyszny „burek” z serem. Ostatecznie siadamy w lokalnej knajpce i próbujemy czarnogórskiego piwa „Nikšićko”. Na nocleg jedziemy aż do miejscowości Bar i w wieczornych godzinach kwaterujemy się w hotelu Sidro. Spędzimy tutaj dwie noce. Jedziemy na północ wzdłuż wybrzeża. Naszą uwagę zwraca maleńka wyspa niedaleko Budvy. Lokalna pilotka pani Grażyna opowiada nam historię wyspy Sveti Stefan. Kiedyś biedni mieszkańcy zajmowali się tu rybołówstwem, dziś na wyspę mogą wejść tylko najbogatsi. Po tym jak rdzenni mieszkańcy wyspy, po II Wojnie Światowej wyemigrowali na Zachód, wszystkie domy wyremontowano i przerobiono na ekskluzywne hotele i apartamenty. Doba hotelowa kosztuje tu kilkaset €, zatem pozwolić sobie na pobyt tutaj mogą tylko nieliczni. Bez rezerwacji niestety na wyspę wejść się nie da, dlatego my podziwiamy ją z daleka, z tarasu widokowego. Cetina to dawna stolica Czarnogóry. Szczerze mówiąc, nie oszałamia ani wielkością, ani niesamowitymi zabytkami. Z parkingu idziemy spacerkiem pod Cerkiew na Ćipurze. Pierwotnie tu znajdowała się pierwsza siedziba oraz monastyr władcy i założyciela miasta - Ivana Crnojevića. Tutaj również znajduje się jego grób. Budowla zniszczona podczas jednego z najazdów została odbudowana w XIX w. przez ówczesnego króla Mikołaja I. Pochowano go tu razem z małżonką. Zaraz obok możemy dostrzec Monastyr Narodzenia Matki Bożej. W środku znajduje się muzeum oraz przechowywane są relikwie, m.in. Piotra I Niegosza, uznawanego za pierwszego władcę niepodległej Czarnogóry. Mijamy Biljardę, zwaną potocznie Bilardówką, czyli rezydencję Piotra II Niegosza i dochodzimy do placu Dvorski Trg. Nad placem góruje pomnik założyciela miasta Ivana Crnojevića, a tuż obok znajduje się dość niepozorny Pałac Królewski oraz Muzeum Etnograficzne. Wchodzimy na główny deptak miasta, pełen restauracji, kawiarni oraz sklepów. W wolnym czasie kupujemy drobne pamiątki, a w jednej z kafejek wypijamy kawę. Wąskimi, krętymi drogami jedziemy w stronę masywu Lovćen do Njeguszy. W wiosce Njegusza, słynącej z produkcji sera i suszonej szynki, powitano nas rakiją. W lokalnym gospodarstwie zwiedzamy suszarnię szynek oraz poznajemy proces powstawania regionalnego produktu, jakim jest suszona na wietrze szynka wieprzowa „pršut”. Poczęstowano nas również lokalnym przysmakiem, czyli pajdą chleba z serem i szynką „pršut”. Do tego degustujemy lokalne wino lub czarnogórskie piwo. Biesiadujemy przy długich drewnianych ławach. A jeśli ktoś ma ochotę na więcej, zawsze może dokupić. Można tu również nabyć zapas sera i szynki do domu. Ruszamy dalej, z tarasu widokowego podziwiamy panoramę Zatoki Kotorskiej. Widok zapiera dech. Cała trasa, którą jedziemy jest kręta, pełna serpętyn i niezwykle widowiskowa. Potocznie nazywana jest agrafkami. Od kierowcy wymaga nie lada skupienia, szczególnie podczas mijania innych uczestników drogi. Na szczęście nasz kierowca Vedar świetnie sobie tutaj radzi. Nasz ostatni przystanek na tym objeździe to Budva – najbardziej znany czarnogórski kurort i najstarsza osada na całym wybrzeżu Adriatyku. Stare Miasto w Budvie powstawało za panowania Wenecjan. Do Starej Budvy wchodzimy Bramą Morską. Wąskimi, zacienionymi uliczkami zmierzamy do Katedry św. Jana Chrzciciela. Jest to największa budowla sakralna miasta. Pochodzi ona z XV w., jednak wybudowana została na ruinach VII wiecznego kościoła. W XIX w. dobudowano dzwonnicę. W środku znajdziemy kolekcję ikon oraz stare malowidła. Tuż obok znajduje się prawosławna Cerkiew św. Trójcy, wybudowana w 1804 r. A przy samych murach obronnych można zobaczyć Cerkiew św. Sawy, wybudowaną w XII w., służącą w przeszłości zarówno katolikom, jak i wyznawcom prawosławia. Najstarszą budowlą w mieście jest Kościół Santa Marija In Punta. Została zbudowana w 840 r. przez zakon benedyktynów. We wnętrzu znajdują się cenne ikony oraz dzieła mistrzów weneckich. W czasie wolnym warto zajrzeć do Cytadeli. Początki fortyfikacji sięgają V w. p.n.e. i czasów greckich. Główny budynek to austriackie koszary wybudowane w XIX w. Z murów twierdzy rozpościera się piękny widok na pobliską wyspę św. Mikołaja, będącą popularnym celem plażowiczów. Warto się przespacerować po murach obronnych. My spacerujemy również ciasnymi, urokliwymi uliczkami starej części miasta. Wśród niezliczonych restauracyjek, winiarni i pizzeri odnajdujemy przyjemną kawiarenkę, w której zatrzymujemy się na kawę. Wychodzimy na port i podziwiamy liczne, luksusowe jachty. Wczesnym popołudniem wracamy na nocleg do Baru. Za dnia mamy okazję przyjrzeć się jak wygląda hotel. No cóż, mamy wrażenie, że cofnęliśmy się do poprzedniej epoki. Na korytarzach wytarte fotele, a obok popielniczki. Na fotelach natomiast siedzą… sprzątaczki. A czystość? Pozostawia trochę do życzenia… Mamy sporo czasu, postanawiamy przejść się po mieście. Okazuje się, że port w Barze jest największym portem w Czarnogórze, a miasto jest w całości nowe. I faktycznie w porcie można zobaczyć zarówno olbrzymie statki towarowe, jak również jachty i łódki. Spacerujemy nadmorską promenadą przy plaży. Robimy jeszcze ostatnie zakupy. Tutaj kończy się nasza bałkańska przygoda lub jak kto woli balkanske avanture. Następnego dnia rozpoczynamy tygodniowy wypoczynek.
Joanna, Warszawa - 30.09.2018
15/15 uznało opinię za pomocną
6.0/6
Niesamowite widoki. Wspaniała przygoda. Fantastyczna zabawa. Polecam z całego serca tą wycieczkę. Mimo to, że trwała 7 dni i zwiedziliśmy trzy kraje, naprawdę to wystarczyło. Wyjazd dobrze zorganizowany, poznałam dobrze kulturę wszystkich krajów. Mimo to że dużą odległość pokonaliśmy nie było to tak odczuwalne. Widoki z autokaru były nieziemskie. Pani przewodnik była niesamowita i świetnie przekazała nam wiedzę o tych krajach. Hotele były czyste i zadbane. Plaże mieliśmy obok, więc po powrocie mogliśmy skorzystać z kąpieli. Jedzonko też smaczne. Polecam !!!
MARLENA - 10.07.2023 | Termin pobytu: czerwiec 2023
6/8 uznało opinię za pomocną
6.0/6
Bardzo fajna wycieczka, chociaż bardzo intensywna przy okazji. Wszystko jednak zostało opisane dobrze w programie więc doskonale wiedzieliśmy na co się piszemy - a zobaczyliśmy bardzo dużo, sami byśmy tego tak sprawnie nie ogarnęli. Świetna pilotka Julia opowiadała nam bardzo dużo o Bałkanach i pilnowala organizacji - dzięki czemu bez zakłóceń udało się wszystko zobaczyć. Także brawa dla kierowcy Szymona, świetna robota! Hotele - jak na objeździe, do spania, nie do przesiadywania całymi dniami. Jedzenie - typowo hotelowe, ale każdy coś dla siebie znajdzie. Mówiąc krótko - polecam, bo było wino, była lawenda i było zdecydowanie wiele wspaniałych widoków które zostaną z nami na długo :)
Łukasz, Gdańsk - 02.08.2024 | Termin pobytu: lipiec 2024
3/3 uznało opinię za pomocną