5.3/6 (470 opinii)
6.0/6
Rewelacyjna wycieczka,pełna wrażeń.Program ciekawy i godny polecenia.Widoki przepiękne aż dech zapiera.Ogólnie jestem bardzo zadowolona.
6.0/6
Wycieczka bardzo dobrze zorganizowana, pilot pani Beata fantastyczna organizatorka, kierowcy również fantastyczni. Polecam każdemu tą wycieczkę .
6.0/6
'Bałkańskie Skarby ' to wyjątkowy wyjazd ze względu na: 1) niepowtarzalną atmosferę w krajach bałkańskich; tygiel różnych kultur, religii i narodowości, 2) urzekającą zabytkową architekturę; starówki miast, twierdze, mury obronne, meczety, cerkwie, monastyry, etc., 3) przepiękne krajobrazy; majestatyczne góry schodzące do morza, niekończące się plaże, urokliwe zatoki, przepastne kaniony rzeczne, rozległe jeziora, wyjątkowe serpentyny, itd., 4) wyśmienitą kuchnię; oliwa z oliwek, doskonałe wina, suszona szynka, figi, granaty, pigwy, itp, 5) świetną organizację i obsługę wycieczki; Pani pilot - osoba o wyjątkowej erudycji, obyta, wszechstronna, Panowie kierowcy - osoby profesjonalne, dające poczucie bezpieczeństwa, 6) fantastyczną grupę uczestników wycieczki; osoby z poczuciem humoru, pozytywne, wyrozumiałe. Wycieczkę polecam wszystkim tym osobom, które chcą poznać inną kulturę, delektować się przepięknymi krajobrazami, doznać niezapomnianych wrażeń. Ja zamierzam ponownie odwiedzić Bałkany (w przyszłym roku?), z całą pewnością Czarnogórę.
6.0/6
Maj 2016 to był CUDOWNY MAJ, najpierw oczekiwanie, podekscytowanie, potem wspaniała przygoda z Rainbow, po czym oglądanie zdjęć, wspominanie, może trochę żal, że wszystko minęło tak szybko, ale też wielka radość, że w ogóle się zdarzyło. Za kilka tygodni ruszam w kolejną wyprawę z tym biurem podróży, tym razem nie będą to Bałkany (chociaż tam jeszcze wrócę), ale Włochy. Biuro jeszcze nigdy mnie nie zawiodło, dlatego i w tym roku wybór był oczywisty. Z pewnością w autokarze do Woszczyc spotkam kogoś, na kogo będą czekać Bałkańskie Skarby i chociaż nie mogę się doczekać mojej włoskiej przygody, to spojrzę na tą osobę z pewną zazdrością, bo wiem co ją czeka i wiem, że wróci zachwycona. C - jak czarnogórskie miasteczka. W czasie wycieczki miałam okazję zwiedzić Kotor, Budvę oraz przejeżdżać przez Cetinje. Kotor, obok chorwackiego Dubrownika (o którym za chwilkę) to prawdziwa perła Adriatyku. Już samo jego położenie na krańcu Boki Kotorskiej sprawia, że chce się tam przebywać i cieszyć oczy niezwykłymi widokami. To bardzo dobrze zachowane średniowieczne miasto nigdy nie zostało zdobyte przez Turków, ale (jak mówił przewodnik) jest teraz zdobywane przez turystów nie tylko z Europy. Podobnie jak Dubrownik, Kotor oferuje spacer po murach obronnych, z tym, że tu potrzebna jest dobra kondycja. Mury pną się do góry, aż do twierdzy św. Jana. Kotor to nie tylko mury, to również stare budynki w weneckim stylu z suszącym się na linkach praniem, to pełen uroku Plac Broni, wieża zegarowa, a dla miłośników tematyki sakralnej katedra św. Tripuna i cerkiew św. Mikołaja. Kotor wspominam również ze względu na kwitnące magnolie i mimozy, dla miłośniczki kwiatów taka roślinność to prawdziwa uczta. Kolejnym miasteczkiem, które bardzo mi się podobało jest Budva. Gdyby wycieczka odbyła się latem, możliwe, że przy Budvie postawiłabym znak równości ze słowem dyskoteki. Z opowiadań przewodnika wynika, że jest to miasto, w którym balują młodzi bogaci Rosjanie i Serbowie. Na szczęście podróżowałam w maju i mogłam skupić się wyłącznie na zaletach tego miasteczka. Wodne taksówki snuły się od niechcenia, jachty zacumowane przy brzegu kołysały się leniwie, słońce pięknie świeciło, kilku rybaków próbowało złowić coś na obiad, miałam ochotę zostać tam na dłużej. Udaliśmy się na spacer po Starym Mieście, wysłuchaliśmy historii katedry św. Jana, a potem raczyliśmy się świeżo wyciśniętym sokiem z cytryn i spacerowaliśmy wąskimi uliczkami. Na moje szczęście były one praktycznie puste, dzięki temu mogłam na spokojnie przyglądać się budynkom, nielicznym balkonom, kwiatom. Oczywiście Budva to nie tylko starówka, pozostała część miasta nie jest już tak zachwycająca, ma się wrażenie, że jest tam strasznie ciasto, hotel stoi przy hotelu, a blok mieszkalny przy bloku. Podczas tzw. Montenegro Tour w drodze powrotnej ze wsi Njegusi przejeżdżaliśmy przez niezwykle senne, niewielkie miasteczko Cetinje. Miasteczko położone jest w okolicy masywu gór Lovcen i to właśnie stanowi jego główną zaletę. To była stolica kraju, miasteczko senne, ma się wrażenie, że nikt w nim nie mieszka. Urzekła mnie w tym miasteczku cerkiew na Ćipurze, podziwianie niewielkich klimatycznych cerkiewek mam w zwyczaju odkąd zwiedzałam z Rainbow Macedonię. Podsumowując każde zwiedzane miasteczko ma swój urok, jest jedyne w swoim rodzaju, warto dowiedzieć się czegoś na temat jego historii, a w wolnym czasie zwracać uwagę na szczegóły, chłonąc atmosferę, fotografować, aby było co wspominać po latach. U - jak Ulcinj. W tej miejscowości zatrzymaliśmy się na 3 dni, w hotelu Otrant. Bardzo się cieszę, że trafiliśmy akurat tam. Po pierwsze dlatego, że mieszkaliśmy przy plaży piaszczystej, co na Bałkanach wcześniej mi się nie trafiło. Plaża była bardzo duża, kilkanaście kilometrów, w dniu, w którym nie wybrałam się do Albanii, zrobiłam sobie długi spacer wzdłuż brzegu morza. Gdy patrzę na zdjęcia tego miejsca w internecie i widzę setki parasoli i jeszcze większą ilość plażowiczów, nie mogę uwierzyć, że na tej plaży byłam praktycznie sama. Wiadomo, kto co lubi, ja nie wyobrażam sobie zwiedzania Czarnogóry latem. PO południu natomiast wybrałam się na zwiedzanie miasteczka. Miasteczko sprawia wrażenie albańskiego, a nie czarnogórskiego. W wielu miejscach można spotkać napisy po albańsku, od przewodnika dowiaduję się, że mieszka w nim więcej Albańczyków niż Czarnogórców. Stare Miasto Ulcinj nazywane jest Kalaja to malownicze miejsce z uliczkami, którymi bardzo przyjemnie się spaceruje. Miłośnikom "staroci" polecam odwiedzić twierdzę. Mam wrażenie, że władze miasta mogłyby bardziej dbać o Ulcinj, bo miasteczko ma wszystko, co turyści lubią - piękną plażę, stare miasto położone na wzgórzu i promenadę, na której można spędzać letnie wieczory i noce. Miasteczko ma potencjał do stania się kurortem. D - jak Dubrownik. O tym chorwackim mieście napisano już pewnie wszystko. Kochają go turyści przyjeżdżający do Chorwacji głównie na wypoczynek, uwielbiają go uczestnicy objazdówek, starsi miłośnicy architektury i kościołów, młodzi fani Gry o Tron. I chociaż moim zdaniem to uwielbienie jest nieco przereklamowane, to nie mogę powiedzieć, że miasto jest brzydkie. Dubrownik to zdecydowanie perła, uważam po prostu, że nie jedyna na Bałkanach. W czasie kilkugodzinnego spaceru po Raguzie (tak dawniej nazywało się miasto) udało mi się odwiedzić punkty "must see" takie, jak Muzeum Apteki, mury obronne, Stradun, pałac Sponza i pałac Rektorów. Czas wolny wykorzystałam na krótki spacer uliczkami odchodzącymi od głównej ulicy Starówki oraz na skosztowanie owoców morza. O - jak oliwny gaj. To był przemiły dzień w Starym Barze, w którym doświadczyłam polsko - czarnogórskiej gościnności w oliwnym gaju rodziny Percic. Ugoszczono nas tam bardzo serdecznie, mieliśmy możliwość spróbowania pysznych potraw, a smak chleba z oliwą czuję do dziś. Pani Marzena jest rzeźbiarką i autorką wierszy, podczas pikniku czytaliśmy kilka z tomiku pt "Okno mojego serca". Całość tworzyła sielski obrazek, sądząc po zadowolonych minach uczestników wycieczki, to nie tylko dla mnie bardzo mocny punkt programu Bałkańskie Skarby. W - jak wycieczki fakultatywne. W czasie wycieczki można skorzystać z rejsu wzdłuż murów obronnych w Dubrowniku, z rejsu po Jeziorze Szkoderskim, programu Perły Czarnogóry oraz wyjazdu do Albanii (Szkodra i Kruja). Skorzystałam z pierwszych trzech propozycji, do Albanii nie pojechałam, bo znam już te miejsca. Z każdej wycieczki jestem bardzo zadowolona. Rejs w Dubrowniku to chwila oddechu od tłumów w mieście, to możliwość zobaczenia miasta od strony morza, ale również chwila integracji z grupą dzięki wszechobecnej Rakiji (tym razem serwowanej z butelki po napoju gazowanym, słowo chorwacki bimber samo ciśnie się nie usta). Gdybym miała określić dzień z Perłami Czarnogóry jednym słowem, powiedziałabym magia. Jeszcze kilka lat temu nawet przez myśl mi nie przeszło, że będę podróżować po Europie, że zobaczę Budvę, Perast, wyspę Matki Boskiej na Skale, że będę jadła lunch w Njegusi, niewielkiej osadzie z każdej strony otoczonej górami, zobaczę Cetinje, przejadę przez Podgoricę. Ten dzień wart był każdych pieniędzy, to najlepiej wydane euro w czasie trwania całej wycieczki. W Czarnogórze zaletą jest też fakt, że nawet w trakcie przejazdów autokarem towarzyszą nam takie widoki, że milkną rozmowy, a ludzie z nosami przy szybie starają się dostrzec i zapamiętać jak najwięcej. Piknik na Jeziorze Szkoderskim to kolejna interesująca propozycja. Ta wycieczka doszła u nas do skutku chociaż uczestniczyło w niej około 15 osób. Nasz rejs rozpoczynamy i kończymy w miejscowości Virpazar, w czasie rejsu udało nam się zobaczyć kilka gatunków ptactwa wodnego, podpłynęliśmy w pobliże wysepki, na której znajdują się ruiny tureckiej twierdzy, a potem zjedliśmy obiad w restauracji z widokiem na jezioro. Pogoda w tym czasie była dość niepewna, miejscami wychodziło słońce, towarzyszyły nam także ciemne deszczowe chmury, co z pewną dzikością jeziora tworzyło interesujący, niespotkany dotąd na Bałkanach klimat. N - jak Neretwa. Kolejny cud przyrody, który mnie zachwycił. Rzeka płynie przez Bośnię i Hercegowinę oraz Chorwację. Jest to najdłuższa rzeka, która uchodzi do Adriatyku. Neretwa towarzyszy nam w drodze z Sarajewa do Mostaru i w samym Mostarze. Neretwa utworzyła tam kanion, który otaczają masywy górskie Čvrsnica i Prenja. Kolor rzeki jest niesamowity, turkus w połączeniu ze świeżą majową zielenią to wspaniałe połączenie. Widoki podziwiamy w czasie całego przejazdu, mijając Jablanicę słuchamy opowieści o bitwie nad Neretwą, po czym robimy dziesiątki zdjęć na tarasie widokowym. Y - jak nie ma słowa na Y. Tak samo jak nie ma jednego słowa, które w pełni oddałoby moje wrażenia z uczestnictwa w tej wycieczce. Jeżeli czytacie opinie i zastanawiacie się, czy warto wybrać Bałkańskie Skarby, nie zastanawiajcie się dłużej. Całe Bałkany to skarb, każdy znajdzie tam coś dla siebie. Z jednej strony trudna historia, ciekawa architektura, z drugiej niesamowita przyroda, jeszcze niezniszczona przez turystów. Internet jest pełen opisów, zdjęć i filmików, ale tak naprawdę nic nie odda piękna tego regionu. Trzeba pojechać i przekonać się na własne oczy. M - jak Mostar. Wprowadzona w znakomity nastrój samą podróżą do Mostaru nie sądziłam, że to nie koniec pięknych widoków. Co mogę powiedzieć. Mostar mnie oczarował. Nie ukrywam, że to właśnie w Sarajewie i tu w Mostarze poczułam prawdziwego ducha Bałkanów. Skupiliśmy się na zwiedzaniu muzułmańskiej części miasta - meczetu Koskin Mehmed-Paszy, domu tureckiego, małego mostu, który stanowił pierwowzór do zbudowania słynnego Starego Mostu. Spacerowaliśmy główną uliczką zwaną Kujundziluk, przy której umiejscowione są stragany z pamiątkami oraz małe warsztaty. W czasie wolnym udałam się do jednej z wielu restauracji z widokiem na most, a po posiłku zeszłam pod most, aby zobaczyć go z innej perspektywy. Podobnie jak w Sarajewie wrażenie zrobiły na mnie ślady po wojnie, minęło już tyle lat, a cały czas można je tam dostrzec. Zburzone budynki zarośnięte już krzewami, dziury po kulach, czy wreszcie napisy głoszące, że mieszkańcy pamiętają lata 90-te przypominają tragedię sprzed lat. Obok tego wszystkiego życie toczy się dalej, uśmiechnięci turyści nie tylko z Europy robią zdjęcia, kupują pamiątki i podziwiają Mostar. A naprawdę jest co podziwiać. A - jak agrafki z Kotoru do Njegusi. Z pewnością był to przejazd pełen emocji. Na szczęście nie mam lęku wysokości, ani przestrzeni, dlatego dla mnie z każdym zakrętem robiło się coraz ciekawiej. Emocje wzbudza wymijanie się aut na szerokiej na 5 metrów drodze, rozgadani uczestnicy wycieczki milkną i przyglądają się wszystkiemu z zainteresowaniem. Podczas wjazdu zaliczamy krótką przerwę na tarasie widokowym. Na szczęście pogoda dopisała i widoczność była znakomita. Na pocztówkach i licznych fotografiach w internecie najczęściej widzimy Zatokę Kotorską z wielkim statkiem pasażerskim, który przywiózł turystów do Kotoru, nie widać całego fiordu i kolejnych Zatok, które dopiero widziane z góry tworzą całość i przyznaję zapierają dech w piersiach. To dla tego widoku jakiś czas temu zapragnęłam przyjechać do Czarnogóry, a moje szczęście polega na tym, że znam osoby, które miały to samo marzenie i wspólnie mogłyśmy je zrealizować. Gdy emocje już trochę opadną warto wsłuchać się w romantyczną opowieść przewodnika o królowej Milenie, o tym jak ludność mieszkająca w górach radziła sobie z dotarciem do Kotoru na targ i jakie warunki panują w Njegusi latem i zimą. Bo tego typu opowieści i anegdoty wzbogacają naszą wiedzę na temat zwiedzanego kraju, nie widzimy już tylko wąskiej ścieżki w górach, ale widzimy obładowanych ludzi, którzy pokonują kilometry, aby dotrzeć do miasta, nie widzimy uroczej wioski w górach, ale widzimy wioskę, w której ludzie ciężko pracują, aby przetrwać zimę. Widzimy więcej, szerzej, a po to przecież jeździ się po świecie. J - jak jedzenie bałkańskie. Nie wiem, czy to bałkański klimat, czy coś innego, ale jedzenie na Bałkanach uważam za ósmy cud świata. Smakowało mi tam praktycznie wszystko, czego do tej pory smakowałam. W Bośni i Hercegowinie polecam kawę po bośniacku, koniecznie podaną w uroczym tygielku, dużym zainteresowaniem cieszył się burek (mięsny i szpinakowy) oraz cevapcici (paluszki z mięsa mielonego doprawione cebulką, czosnkiem, grillowane lub smażone). Na deser polecam baklavę (tylko dla odpornych, bo bardzo słodka) albo deser z gruszką i orzechami. W Dubrowniku, Kotorze i Ulcinj smakowałam owoce morza i lody. Zwłaszcza chorwackie lody przypadły mi do gustu. Co do owoców morza, to wybór jest naprawdę oszałamiający, a na dodatek zarówno krewetki jak i małże były świeże. W gaju oliwnym czekała nas prawdziwa uczta, oprócz degustacji oliwek i oliwy, zostaliśmy poczęstowani pysznym kozim serem, bałkańskimi racuszkami (nazwy nie pamiętam), które łączy się z miodem (swoją drogą pyszny) lub z oliwą, ajvarem i chlebem własnej roboty. Bałkany to także nadziewane warzywa (papryka, bakłażany) oraz mięso pljeskavica (jagnięcina, wieprzowina lub wołowina). Bałkany to także aromatyczne warzywa (sałatka szopska) oraz napoje (akurat za rakiją nie przepadam, ale wino i miodówka serwowana w Njegusi były bardzo dobre). Nie ukrywam, że przywiozłam do domu trochę tych smacznych trunków, ale też prsut (szynkę suszoną) i oliwę, podróż zniosły znakomicie i mogłam jeszcze w Polsce cieszyć się tymi niezwykłymi dobrami.