Opinie o Bułgaria - Od gór do morza, po Złote Piaski

5.1/6 (114 opinie)

5.1/6
114 opinie
Intensywność programu
4.4
Pilot
5.4
Program wycieczki
5.2
Transport
5.3
Wyżywienie
4.5
Zakwaterowanie
4.7
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Sortuj: Najlepiej oceniane
Typ turysty: Wybierz
  • 6.0/6

    Wycieczka od gór do morza

    wycieczka była super, a pan Marek powinien być stawiany za wzór wszystkich pilotów wycieczek. Niezwykle elokwentny, znający historię i miejsca Bułgarii, potrafiący przekazać nam tyle wiedzy o Bułgarii, że byliśmy pełni podziwu i szacunku.

    Zdzisiek - 14.10.2015

    4/5 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Bułgaria - Od gór do morza, po Złote Piaski

    WARNA Aby dostać się do hotelu, Czorne More przedzieramy się przez spacerujący tłum. Na spotkanie wyszedł nam nasz przewodnik pan Marek Oleksza Z zażywania kąpieli słonecznych i morskich nici. Przez ten dojazd straciłyśmy bowiem najlepszą okazję na chwile błogiego lenistwa i doładowania akumulatorów przez zwiedzaniem bułgarskiego kraju. Pokój w hotelu dość przyzwoity. Z balkonu rozciąga się przepiękna panorama na miasto oraz pobliskie morze. Robimy pierwsze zdjęcia Szkoda tylko, że klimatyzacja chodzi w pokoju jak chce, załączając się niemrawo niczym przy zanikach prądu ... raz dmucha zimnem, innym razem czuć gorący powiew. Mimo swej betonowej komunistycznej przeszłości, budynek ten w czasach swej świetności był miejscem pobytu wielu dygnitarzy. Idziemy na kolację, która znajduje się w restauracji ma 14 piętrze. Jesteśmy pierwsze. Nie wiemy czy czekamy, czy już mamy zacząć posiłek. Na szczęście przychodzą kolejni uczestnicy. Zaczynamy od przystawki. Jest to sałatka składającą się z pomidorów, ogórków, papryki, czarnych oliwek i pokrojonych pasków wędliny czy szynki ( jak się później okaże, sałatka ta towarzyszyła nam przez cały pobyt w Bułgarii, a nazywała się sałatka szopska). Po przystawce otrzymaliśmy bakłażany w sosie ala cacykowym do tego mięsko i ziemniaki. Na deser bardzo słodka kaszka lub makaron zapiekany w karmelu. Po kolacji wybrałyśmy się na krótki spacer po promenadzie, po drodze jakiś rozległy park , scena na której występują dzieci w tym od nas z Polski także. Jesteśmy pod wrażeniem dzieci rosyjskich ich perfekcyjnego przygotowania tanecznego, ale chcemy dotrzeć do morza... no właśnie ... i tu powinna paść i informacja. że spotykamy się z morzem. Nic bardziej mylnego. Aby popluskać się w czarnomorskich falach, poczuć miałkość plażowego piasku trzeba wpierw przedrzeć się przez gęstą barierę budek, barów, dyskotek. Małgosia robi pierwsze zdjęcia, zbieramy pierwsze muszelki. Wracając ze spaceru kupujemy za pierwsze wymienione w kantorze (nie wymieniać na lotnisku biorą dość wysoką prowizję) pieniądze butelkę miejscowego Muskata wracamy do hotelu. Czas na spoczynek. Jutro zaczyna się nasza przygoda. Czas na śniadanie. Typowy szwedzki stół. Po śniadaniu zjeżdżamy na zbiórkę. Hotel połączony jest z kasynem, stąd ta odrobina luksusu, próbująca choćby symbolicznie zaleczyć moralnego kaca związanego z pobytem w tym miejscu. Warna jest trzecim co do wielkości i liczby ludności miastem Bułgarii, po Sofii i Płowdiwie. Pełni ważną funkcję gospodarczą, ale również kulturową. Miasto położone jest nad Morzem Czarnym i ze względu na świetne warunki do wakacyjnego wypoczynku nazywane jest morską stolicą Bułgarii. Znajduje się tu wielokilometrowy pas piaszczystej plaży. Warna jest przepięknie usytuowana przy dłuższym, północno-zachodnim brzegu Zatoki Warneńskiej, która wcina się w głąb lądu na siedem kilometrów. Historia najstarszych i najważniejszych sięga VI w. p.n.e. W tym czasie Grecy założyli tu kolonię nazwaną Odessos. W I w. p.n.e. miasto zostało włączone do Imperium Rzymskiego. Z tego okresu zachowały się ruiny term rzymskich (wybudowane około II w.), które dziś można podziwiać, jako wkomponowany w nowoczesne osiedla światowej klasy zabytek. Na przełomie VI i VII wieku do miasta dotarli Słowianie i nadali mu nazwę Warna. Miasto było wielokrotnie przejmowane przez Bizancjum, aż w XIII w. weszło trwale w granice Bułgarii. Najazd Turków w 1393 roku na długo pozbawił Warnę wolności. W 1444 roku w słynnej Bitwie pod Warną, w próbie wyzwolenia Bułgarii spod panowania tureckiego, zginął król polsko-węgierski – Władysław III Jagiellończyk, zwany Warneńczykiem. Dziś w mieście tłumy turystów chętnie odwiedzają jego Mauzoleum, wzniesione na jednym ze starożytnych trackich kurhanów. Warna odzyskała niepodległość dopiero w roku 1878. Tak bogate dzieje historyczne i świetnie zachowane zabytki z różnych okresów, tworzą miasto niezwykłe – przeplatane stylami starożytnymi, średniowiecznymi, nowożytnymi oraz współczesnymi. Obecnie Warna to jeden z najważniejszych Bułgarskich morskich portów handlowo-turystycznych. Znajduje się tu także międzynarodowe lotnisko – obsługujące głównie loty czarterowe. Warna jest znanym i cenionym na świecie uzdrowiskiem. Ze względu na obecność wód mineralnych oraz borowiny istnieje tu mnóstwo sanatoriów. Oprócz zabytków, miasto proponuje szereg współczesnych atrakcji, zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci. Szczególnym powodzeniem cieszą się delfinarium, w którym można oglądać pokaz tresury delfinów (10 lipca na świat przyszedł nowy delfinek i delfinarium było zamknięte), oraz Muzeum Przyrodnicze. Obie atrakcje zlokalizowane są w Parku Nadmorskim – najstarszym parku w Warnie, ciągnącym się wzdłuż wybrzeża, który został założony w 1878 r. (kiedy Warna wyzwoliła się spod panowania tureckiego). Pora opuścić Warnę, aby poczuć atmosferę kraju, poznać najciekawsze jego miejsca, przyjrzeć się jego mieszkańcom oraz ich życiu codziennemu. SŁONECZNY BRZEG Godzina z haczykiem szybko mija i jesteśmy na tarasie widokowym pewnej restauracji zbudowanej na kształt olbrzymiej jurty, nawiązującej do czasów, gdy bułgarskie ziemie wzięli we władanie Proto-Bułgarzy. Stąd rozpościera się wspaniały widok na pobliski Słoneczny Brzeg oraz majaczący na horyzoncie neseberski cypel. NESABYR Starożytne miasto Nessebar. Nessebar to malownicze miasto - muzeum, z ponad trzy tysięczną historią, położone w niewielkiej odległości od Rawdy i Słonecznego Brzegu. Jest ono unikatowym przykładem syntezy wielowiekowej działalności człowieka w sferze kultury i najstarszym miastem Europy. Starożytne miasto Nessebar jest znakomitym świadectwem wielowarstwowego dziedzictwa kulturalnego i historycznego. Jest to miejsce, gdzie wiele cywilizacji pozostawiło swoje namacalne ślady. Możemy tu zobaczyć archeologiczne struktury z okresu II tysiąclecia p.n.e., fortyfikacje greckich kolonii, hellenistyczne budowle, sakralne budowle z czasów starożytnych czy też siedem zachowanych kościołów z czasów średniowiecza. Wjazd do owej "perły Morza Czarnego" symbolizuje stary wiatrak. Solidne mury miejskie są świadectwem starożytnej Messambrii. W ciągu wieków przez to miejsce przewinęły się kultury Traków, Greków, Rzymian, dawnych Słowian, Bułgarów oraz Turków. Właśnie ów tygiel kulturowy sprawił, że miasto uznano za rezerwat archeologiczny, a od 1983 roku jego zabytki wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Malownicza zabudowa w stylu bułgarskiego odrodzenia oraz liczne cerkwie bizantyjskie (aż 41 !) nadają temu miejscu niepowtarzalności. Wszyscy ci, którzy uwielbiają tego typu klimaty przypominające wiekowe nadmorskie miejscowości nad Adriatykiem bądź Morzem Śródziemnym, odwiedzając czarnomorski Nesebyr będą zachwyceni. Pasjonaci architektury cerkiewnej będą wręcz wniebowzięci na widok przepięknych malowideł oraz interesujących detali kipiących od ozdób ikonostasów, w tym także cerkiew Chrystusa Pantokratora, mieszczącą obecnie galerię sztuki. Spacerując uliczkami miasta warto wybrać się nad morze, by z dala od tłoku turystów móc podziwiać wiekową zabudowę kontrastującą z ciemnoniebieskim odcieniem morza. W czasie wolnym zwiedzamy miejscowe stragany, wymieniamy pieniążki i idziemy do nadbrzeżnej restauracyjki na wyciskany soczek z pomarańczy i mrożoną kawę. Oddychamy w cieniu, a lekka bryza od morza wywołuje uśmiech na naszych twarzach. KAZANŁYK, zwany stolicą "Doliny Trackich Królów". Rozległa dolina kryje bowiem sporo kurhanów, mieszczących trackie grobowce królewskie. To co przyciąga do Kazanłyku, to interesujące Muzeum Historii. W pierwszej chwili ekspozycja wydawać się może nudna. Nieco waz, jakieś amfory i średnio ciekawe artefakty. Wszystko się zmienia, gdy wejdziemy do sali poświęconej kulturze trackiej. Ciekawe zbiory poświęcone tejże kulturze wprawiają widza w zachwyt. Złota maska pośmiertna, misternie wykonany zloty wieniec (ponoć od tego typu wieńców chrześcijanie przyjęli pojęcie aureoli), który swoimi drobnymi detalami w kształcie malutkich liści dębu wprawić może w osłupienie współczesnych znawców sztuki jubilerskiej, złote naszyjniki, klamry, misternie zdobiony królewski miecz, końska uprząż, naczynia, w tym dzbanek na kompot oddzielający owoce od płynu …trudno uwierzyć, że dawni rzemieślnicy potrafili stworzyć takie cuda. Skoro jesteśmy przy Trakach warto też znaleźć chwile, by wybrać się na pobliskie wzniesienie. Tu poza panoramą miasta zobaczyć można tracki grobowiec z okresu hellenistycznego. Tuż obok znajdują się pozostałości dawnego domu. Ciekawostką jest fakt, że podczas budowy tego domu nikt nie natrafił na grobowiec. Dopiero podczas II wojny światowej odkryto go przypadkiem podczas budowy umocnień przeciw lotniczych. Grobowiec z racji unikalnych fresków nie dopuszczony jest do zwiedzania. To zaskakujące odkrycie archeologiczne wpisane jest na listę UNESCO. Zobaczyć można natomiast wybudowaną nieco dalej kopię grobowca. Odtworzony perfekcyjnie przez artystów, przedstawia wspaniale malowidła ukazujące sceny z życia Traków. . Grobowiec stoi na szczycie skalistego wzgórza i składa się z trzech komór: przedsionka - pomieszczenie dla wozu, koni czy też niewolników towarzyszących zmarłemu w jego życiu po śmierci, korytarza - w pomieszczeniu tym składowano przedmioty codziennego użytku potrzebne zmarłemu w przyszłym życiu, komory grobowca, gdzie spoczywał zmarły. Przypuszcza się, iż grobowiec został wybudowany dla władcy trackiego, który został w nim pochowany wraz z żoną. Rozległa dolina kryje bowiem sporo kurhanów, mieszczących trackie grobowce królewskie. Kazanłyk to także główne miejsce przetworu róży damasceńskiej ( każda róża ma 80 płatków). Uprawiana w okolicy niepozorna roślina ... a konkretnie jej kwiaty są produktem używanym do wyrobu olejku różanego. Produkcję tego cenionego na całym świecie produkt poznany w tutejszym skansenie. Tu przy różanym winku, jego potrójnym destylacie czyli rakijce jak mawia pan Marek, słodkim dżemie z płatków róży i ciasteczku gospodarze skansenu opowiedzą nam o tajnikach produkcji olejku oraz jego właściwościach. Okazuje się, że olejek różany wykonuje się w taki sam sposób jak tutejszy bimber. Urządzenia można więc wykorzystać po sezonie do wyrobu przedniej rakijki (Rakijka także towarzyszy nam przez cały pobyt w Bułgarii). W trakcie zwiedzania poznajemy, jak w okresie panowania Turków żyli tu dostawcy, producenci oraz pośrednicy w handlu olejkiem różanym. Po zwiedzaniu ekspozycji pora przejść do pobliskiego sklepu, gdzie za umiarkowaną cenę można nabyć różane kosmetyki oraz popróbować dżemu a także słodkiego wina różanego, czy różanych galaretek. Dopełnieniem wiedzy o róży damasceńskiej jest wizyta w Muzeum Róż. Poza sprzętami do produkcji i wyrobu cennego olejku poznajemy także miary jakimi odmierzany jest ten cenny płyn. Ciekawostką jest, że nazwa jednostki miary różanego destylatu jest wyrazem dźwiękonaśladowczym i pochodzi od gula. Jak głoszą informacje do uzyskania 1 kg olejku różanego najwyższej jakości potrzebne są aż 3 tony płatków róż.. Dla porównania zwykła różna herbaciana, którą można kupić w każdej kwiaciarni nie jest w stanie wydać nawet ćwierci tego, co uzyskać można właśnie z róży damasceńskiej. Co prawda różę damasceńską uprawia się także w innych krajach, to z racji stabilnej sytuacji geopolitycznej produkt pochodzący z Bułgarii jest najbardziej pożądanym i cenionym na świecie. Zagraniczne firmy kosmetyczne wręcz biją się o tutejszy olejek, a największym jego importerem są oczywiście francuskie firmy perfumeryjne. Olejek różany należy do najcenniejszych i najdroższych olejków eterycznych na świecie. Jest pozyskiwany z kwiatów róży damasceńskiej uprawianej w Bułgarii. Jego wyjątkowość polega nie tylko na szczególnym zastosowaniu, ale także na skomplikowanym procesie otrzymywania. Otóż 1 kg olejku uzyskuje się z pięciu ton kwiatów zbieranych raz w roku w godzinach porannych. Olejek różany to silny afrodyzjak. Do popularności olejku przyczynił się jego niepowtarzalny zapach i zbawienny wpływ na skórę. Właściwości olejku różanego Olejek różany zawiera takie substancje, jak geraniol, eugenol, nerol i flawonoidy. Wykazuje działanie uspokajające, przeciwbólowe, antyseptyczne, przeciwzapalne. Wzmacnia naczynia krwionośne, łagodzi podrażnienia, regeneruje i nawilża skórę. Jako jedyny ma zastosowanie przy oparzeniach popromiennych. Olejek normalizuje ciśnienie krwi, może być użyty przy przewlekłym zapaleniu żołądka i niedoborach enzymów. Ponadto, łagodzi bóle migrenowe, nudności oraz napięcie przedmiesiączkowe i stany osłabienia organizmu. Olejek różany leczy pleśniawki, oparzenia, a także normalizuje układ hormonalny. Jest wysoce ceniony za likwidację nerwic, zwiększenie energii oraz wzmacnianie uczucia radości. Olejek eteryczny z róży damasceńskiej uspokaja, łagodzi napięcie nerwowe, poprawia nastrój. Masaże i kąpiele z dodatkiem tego olejku rozgrzewają, poprawiają krążenie i działają przeciwbólowo oraz przeciwstresowo. Można go używać przy leczeniu zaburzeń seksualnych, a zwłaszcza w przypadku obniżonego libido – uważany jest bowiem za silny naturalny afrodyzjak. Ten olejek eteryczny ma szerokie zastosowane w kosmetyce. Używa się go do pielęgnacji skóry suchej – olejek różany łagodzi podrażnienia, wygładza i przywraca elastyczność. Regeneruje ją i działa odmładzająco. Jego właściwości wykorzystuje się w leczeniu zmian trądzikowych, zwłaszcza trądziku różowatego i wszelkich przebarwień skóry. Wpływa na normalizację gruczołów łojowych i potowych oraz redukcję blizn i rozstępów. PŁOWDIW Większość z owych domostw to XIX-wieczne okazałe domy kupieckie. Piękne gzymsy, wykusze, malunki, oraz misterne rzeźbienia świadczą, że w czasach tureckich miasto to musiało doskonale prosperować. Co niektóre domy można także podziwiać wewnątrz. Te które dane były nam zobaczyć , posiadały niemniej efektowne wnętrza. Pięknie zdobione, drogie meble, wspaniale urządzone salony świadczyły o dobrze prosperujących gospodarzach. Wielu z właścicieli celowo pozwalało się zislamizować unikając tym sposobem płacenia ogromnego podatku. Mało który czuł się jednak z tego powodu Turkiem. Większość społeczności kupieckiej wykorzystując swoje fundusze przyczyniała się do rozwoju Płowdiwu, zapewniając tym samym nie tylko swoją pomyślność, ale także innych bułgarskich współbraci. Pięknym zabytkiem z czasów tureckich jest także Meczet Piątkowy z minaretem z 1456 r. Co prawda Dżumaja nie jest jakoś wybitnie wyeksponowany, a raczej wtopiony w ciąg zabudowy, to zdobne wnętrze świadczy o zasobnym mecenacie dawnych fundatorów. Meczet usytuowany jest przy głównym miejskim deptaku tuż obok ciekawie wkomponowanego w miejską przestrzeń urbanistyczną fragmentu starożytnego hipodromu. Można go sobie obejrzeć z poziomu górującego nad nim chodnika a także zejść schodami na dawny poziom miasta. Z ustawionego tam ekranu można wnioskować, że ów zachowany fragment hipodromu pełni obecnie rolę czegoś w rodzaju kina letniego.Płowdiw to nadal jedno z największych centrów handlowych kraju. Znany od dawna jako miejsce organizowania międzynarodowych targów. Miejsce to miało także ważne znaczenie w czasach starożytnych. Znane jako tracka Empholia była łakomym kąskiem dla Filipa II Macedońskiego, który w wyniku podboju przemianował je na Philippolis. Do tej pory jedno z miejscowych wzgórz o nazwie Nebet mieści spore ruiny trackiej twierdzy z domieszką późniejszych wpływów greckich oraz rzymskich. Górujące nad miastem potężne mury po dziś dzień poświadczają o potędze tego miejsca w czasach swojej świetności. Po dziś dzień miasto może poszczycić się także innymi pozostałościami dawnych cywilizacji. Pozostałości rzymskiego forum oraz pochodzący z czasów cesarza Trajana dobrze zachowany marmurowy teatr rzymski na pewno spodobają się każdemu entuzjaście starożytności. Jak donoszą dokumenty, w mieście tym przebywał rzymski cesarz Konstantyn. Władca Bizancjum ufundował tu cerkiew. Niestety postawiona w 337 roku świątynia nie dotrwała do dnia dzisiejszego. Istniejąca tu następczyni wybudowana została bowiem w 1832 roku. Na uwagę szczególnie zasługuje przepiękny, kunsztownie rzeźbiony ikonostas z trójwymiarowymi motywami zdobniczymi wykonanymi z jednej części drewna. W chwili do dyspozycji chowamy się na chwilę w hipodromie, robimy kilka zdjęć, a następnie idąc deptakiem docieramy na koniec hipodromu. Tutaj chwila wytchnienia, zamawiamy soczek z wyciskanych cytrusów i delektujemy się jego smakiem. MONASTYR BACZKOWSKI Dojeżdżamy do Monastyru krętymi drogami wśród majestatycznych gór Rodopów daje przedsmak tego, że jedziemy w miejsce mało dostępne, nadające się do kontemplacji. Zanim jednak zwolnimy nieco nasze szybkie i intensywne życie, musimy przebić się przez niezliczone stragany, na których sprzedawane są wyroby miejscowego rzemiosła, miody, zioła, przyprawy ect. Sam klasztor z zewnątrz sprawia wrażenie surowego. Wręcz ascetyczny, minimalistyczny wygląd bramy wejściowej zapowiada wkroczenie w zupełnie inny świat. Monastyr założony został w 1083 r. przez dwóch Gruzinów - dowódcę wojsk bizantyjskich - Grigorija Bakurjani oraz jego barta Abbasija. Od samego początku swego istnienia był niezwykle ważnym ośrodkiem życia zakonnego. Na przełomie wieków XII i XIII znalazł się w granicach Bułgarii i otoczony został gorliwą opieką przez kolejnych bułgarskich carów. W czasie pierwszych dwóch wieków tureckiej niewoli klasztor przeżył bardzo poważny upadek. Dopiero w XVII na nowo odżyło w nim życie duchowe i sztuka piśmiennicza. Rozpoczęła się także pełna jego odbudowa. Miejsce to słynie z płynącej cudami ikony św. Bogurodzicy Eleusy. (MATKA BOŻA MIŁOSIERNA) Jak większość budowli monastycznych okresu średniowiecza tego klasztor ma charakter warowny. Zespół architektoniczny monastyru tworzą dwa dziedzińce otoczone zewsząd klasztornymi budynkami. Główna klasztorna cerkiew św. Bogurodzicy pochodzi z 1604 roku i swym wyglądem odnosi się do świątyń z góry Athos (dla mnie ten monastyr przypomina dzieje obrony Częstochowy przed najazdem szwedzkim). Na terenie klasztoru znajdują się jeszcze dwie dwupiętrowe cerkwie.To co najbardziej utkwiło mi w pamięci podczas zwiedzania monastyru to przepiękne freski. Najciekawsze z nich znajdują się na sklepieniu przedsionka cerkwi św. Archaniołów i w przedsionku cerkwi św. Mikołaja Wykonał je niejaki Zachary Zograf słynący z wprowadzania w sztuce prawosławnej elementów świeckich. Miejscem najbardziej wprawiającym w osłupienie każdego zwiedzającego jest klasztorny refektarz. Na jego środku znajduje się przechodzący niemal przez całą długość sali kamienny stół. Jeśli wierzyć opowieściom przewodniczki bułgarskiej Elki i pana Marka, mnisi ponoć do tej pory spożywają tutaj swoje posiłki. Ściany oraz sufit są bogato udekorowane XVII – wiecznymi freskami. Ciekawostka, oprócz wizerunków świętych, wymalowano tu także postacie starożytnych filozofów choćby takich jak Arystoteles, Sofokles, Diogenes. Przedstawiono także drzewo genealogiczne Matki Bożej. SZIROKA ŁUKA Niedaleko Trgradu leży niewielka miejscowość Sziroka Luka. Nie mówiąc o tym, że godzinkę wędrówki w górę z tej wioski jest przysiółek, gdzie ponoć pasał kozy niejaki Orfeusz (przypowieść jak Orfeusz zszedł do Tartaru, aby tam mógł odszukać ukochaną Eurydykę). Uznana za narodową ostoję zasobów architektonicznych i folklorystycznych zdaje się nadal żyć własnym życiem. Znajdujące się tu domy rodopskich górali w dalszym ciągu zachowały rodzimy styl. W większości dwupiętrowe z charakterystycznym wykuszem na fasadzie, okryte grubym murem oddzielającym podwórza przed okiem wścibskiego przechodnia. W trakcie spaceru w jednym z domów można odwiedzić niewielkie muzeum etnograficzne, aby osobiście zapoznać się z życiem typowych mieszkańców tych ziem. Warto też przyjrzeć się z zewnątrz osadzonemu za grubym murem kościołowi St. Theotocos (Św. Bożej Matki) oraz przyległej szkoły św. Pantalejmona. Jak opowiadają miejscowi, wspomniany kościół wybudowano nakładem całej wsi w ciągu 38 dni. Takie tempo budowy wymusił bowiem turecki okupant, dość nieprzychylnie nastawiony do nie muzułmanów. Szeroka Łąka znana jest także z tutejszych pieśni zwanych "kaba gaida", którym wtóruje akompaniament miejscowego rodzaju dud - gajdy. Zachowaniem unikatowego folkloru zajmuje się tutejsza profilowana szkoła średnia. Pani ,która pokazała próbki swoich zdolności została przedstawiona w ten sposób „koncert pani ,która śpiewa, to pije , pali i jest profesorką w tej szkole”. Z brzmieniem owych rzewnych pieśni wtórowanych przez gajdy zapoznać się można podczas biesiady w jednej z tutejszych mechan. Już z daleka słychać grę gajdziarza, a na dziedzińcu pięknie dochodzi przyrumieniony na ruszcie baran. Ponoć obracał się nad rozżarzonymi węglami już od kilku godzin. Goście rozsiadają się swobodnie wzdłuż zadaszonych podcieniami stołów, smakując z wolna szopską sałatę. Padają pierwsze toasty podanym do lepszego trawienia czerwonym winem, a tuż obok stoi dzbanek bardzo przyzwoitej rakii. Czekając na jagnięcinę próbujemy czegoś w rodzaju placka ziemniaczanego... niestety na zimno, ale też smakuje. Czas na baraninkę. o dziwo udana. Podczas konsumpcji nie czuć charakterystycznego odoru wełny. Drobne paseczki baraniny z ryżem trzeba jednak dość szybko pałaszować. Im bardziej chłodne mięso, tym bardziej rośnie w ustach. Na szczęście posiłkujemy się rakijką, która bardzo pomaga nam w konsumpcji. Po posiłku zwiedzamy dalszą część wioski i udajemy się w dalszą drogę. MELNIK jest znany przede wszystkim z wina - tutaj właśnie wyrabia się słynny trunek z czerwonych winogron ze szczepu Melnik. Ale to nie wszystkie jego zalety. Jest najmniejszym miasteczkiem Bułgarii (na stałe mieszka tu ok. 250 mieszkańców), uznanym za miasto-muzeum, składającym się prawie wyłącznie z zabytkowych domów zamienionych na winiarnie i gospody, w których można delektować się bałkańską kuchnią i winem. Miasteczko otaczają unikatowe na skalę światową skalne piramidy - piaskowcowe skałki powstałe na skutek procesów wietrzenia. Ciągle panuje tu spokój i niezapomniana atmosfera. Melnik da się obejść w pół godziny, choć spacer trwa dłużej, jeśli zatrzymujemy się przy wszystkich straganach z domowymi przetworami (zielone figi w słodkiej zalewie i konfitura poziomkowa, którą opisano nam, jako “special wild strawberries form the mountains), oliwą i obowiązkowym winem. Melnik to miejsce słynne właśnie dzięki pysznym, czerwonym winom. Winston Churchill zawsze miał w piwnicy beczkę wina z Melnika. Jego bajkowe usytuowanie na skraju piaskowego płaskowyżu sprawia, że serce raduje się na możliwość obcowania z tak niezwykłym miejscem, gdzie przypominających stożki czubkom skał nadano nazwę Piramid Melnickich. Każdy kto w swoim życiu w jakimś tam stopniu spotkał się z bułgarskimi winami nie raz mógł odkryć tą nazwę na etykietach. Jak podaje publikacja „Wina Świata", „Melnik to wino koloru ciemnoczerwonego, bogate w garbniki, o przyjemnym smaku, które znacznie szlachetnieje w wyniku leżakowania. Wspomniany już Melnik dojrzewa przy granicy z Grecją. Czerwone grona dojrzewają późno i dają wspaniałe wina o intensywnym, rozbudowanym aromacie. Świetnie nadają się do beczkowania i leżakowania.". Jako, że taki rodzaj wina bardzo podpowiada moim gustom, myślę że jestem w raju. Udajemy się spacerkiem do mechany "Menczeva Ksza". Piękne, odnowione domostwa w stylu bułgarskiego odrodzenia otoczone malowniczymi wzniesieniami nadają atmosferę bajkowości. Wszędzie spokój i cisza... rzekłoby się "dolce vita". Środkiem tej maleńkiej miejscowości wzdłuż wyschniętej rzeki biegnie główna "miejska" arteria. Krótki spacerek i jesteśmy już u wejścia do owego przybytku kulinarnego. Ładne, stylizowane na ludowe, rustykalne wnętrze zachęca do odwiedzin. Tradycyjna sałatka szopska jak zwykle rozpoczyna biesiadę. W między czasie degustujemy jeden z czterech oferowanych przez restauratora gatunków lokalnego wina ( sandanski muskat – wino białe o smaku winogrona i młodych jabłek ,półwytrawne, w Złotych Piaskach kupiliśmy Melnik 13 białe i smakował podobnie, szeroka melnicka łuka i merlot to – wina czerwone pólwytrawne, melnik 13 – słodkie, czerwone). Kolejny smakołyk ... tym razem serowy byrek z nadzieniem paprykowym. Mimo teoretycznego gryzienia się łagodności owczego twarogu z ostrością papryki ów zapiekany rarytas okazuje się niewątpliwie wybornym smakołykiem. Kolejne ubogo nalane niezgorsze wino i na biesiadnych stołach ląduje danie główne. Stanowi je zestaw kiełbas oraz mięs, zasmażanych ziemniaków oraz popularnej w kuchni bułgarskiej lutenicy (pasty pomidorowo-paprykowej).Wszystko pyszne lecz tak jak mawiał tato duże oczy małe gardło oczy zjadłyby, ale przez gardło nie przejdzie. Na zakończenie biesiady dostajemy deser coś małego, czarnego, słodkiego. Okazuje się ze to konfitura z zasmażanych zielonych fig serwowane z czerwonym winem Melnik 13. Jestem pełna gramoląc się pod górkę w kierunku hotelu "Melnik", (którego właściciel jest nota bene jakimś znajomkiem Putina ), padam na łóżko, robię sobie dzień dziecka i zasypiam. Rano po śniadaniu idę zrobić jeszcze kilka zdjęć z Melnika. Za chwilę ruszamy dalej. KUKERI i SURWAKARI - Kukeri ( bułgarski : кукери; pojedynczej: Kuker, кукер) to tradycyjny bułgarski rytuał, aby odstraszyć złe duchy, w kostiumach mężczyzn wykonywania rytuału. Ściśle związanych z tradycjami znajdują się na całych Bałkanach i Grecji (w tym Rumunii i Pontu ). Kostiumy obejmują większość ciała i obejmują zdobione drewniane maski zwierząt (czasem dwustronne) oraz duże dzwony dołączone do pasa. Dotyczą świąt Nowego Roku ( surwakari) i przed Wielkim Postem ( kukeri). Mężczyźni ubrani są w kostiumy ze skór baranich lub owiec, przy dźwiękach dzwonów jakie mają zwierzęta domowe zawieszone u szyi, wykonają taniec z czasów panowania traków, który ma zapewnić dobre zbiory, zdrowie i szczęście na wsi w ciągu roku. Kukeri tradycyjnie odwiedzają domy w nocy tak, żeby „słońca nie złapać ich na drodze." Po przejściu przez wieś zbierają się na placu do tańca dziko i bawią ludzi. Rytuał zależy od regionu, ale jego istota pozostaje w dużej mierze taka sama. RUPITE miejsce ważna dla Bułgarów z działalności tutejszej mistyczni, znachorki oraz jasnowidzki baby Wangi. Będąc dzieckiem w trakcie gwałtownej wichury Wangelija została przewrócona na ziemię i poraniona. Znaleziona przez rodzinę była przerażona i miała oczy pełne piasku i kurzu. Brak środków finansowych nie pozwolił rodzinie na operację oczu. Gdy będąc już dorosłą osobą pewnego razu nagle zachorowała na zapalenie opłucnej, mimo złych rokowań lekarzy Wangelija nieoczekiwanie szybko wyzdrowiała. Z biegiem czasu zaczęły ujawniać się także jej umiejętności jasnowidzenia. Ku ogólnemu zdumieniu, opowiadała napotkanym ludziom, co spotka ich w przyszłości, a także diagnozowała ich choroby, dodając który lekarz bądź znachor może im pomóc. Setki ludzi odwiedzały jej dom, pytając o losy swoich bliskich. Wśród nich był także car Borys III, a w późniejszym czasie także komunistyczni dygnitarze i ich rodziny. Władze socjalistycznej Bułgarii przyznały jej nawet pensję i określiły wysokość opłat za wizytę. Wanga była niepiśmienna i mówiła trudnym do zrozumienia dialektem ( pochodziła z Macedonii i mówiła tamtejszym dialektem). Przypisuje się jej przepowiednie dotyczące śmierci Stalina, rozpadu ZSRR, zatopienia okrętu Kursk, a nawet zamachu na Word Trade Center. Kto chciałby się dowiedzieć więcej niech zajrzy do Internetu. Wanga zachęcała, aby każdy hodował rośliny, najlepiej kwiaty, zioła, chodził na bosaka, a wieczorem przed spaniem mył nogi, wówczas będzie zdrowszy i szczęśliwszy. Miejsce związane z działalnością baby Vangi sprzyja kontemplacji. Od samego wejścia otacza mnie tu uczucie spokoju i harmonii. Pięknie przystrzyżone trawniki, żywopłot oraz różnorakie drzewa owocowe dają uczucie namiastki raju. Dorodne jabłonie, nieznanego mi dotąd gatunku, cytryny, pomarańcze, mandarynki, granaty, pnący się radośnie ku słońcu chmiel, bambusowy zagajnik i brodzący w wodzie papirus, a także zagony wielobarwnych kwiatów zatopione w zieleni trawnika sprawiają wrażenie błogiego przedsionka raju. Pośrodku owej oazy spokoju znajduje się niewielki, porośnięty winoroślą domek w którym za życia mieszkała Wanga. Domek nie jest udostępniony do zwiedzania. Można natomiast zajrzeć przez obszerną szybę pobliskiej letniej altanki, gdzie Wanga zwykła spędzać czas, pomagając potrzebującym ludziom. Przechodząc przez oblepiony chmielem mostem docieramy do kaplicy św. Paraskiewii, której fundatorką była owa wieszczka. Choć na dachu rozpoznać można charakterystyczną dla prawosławia kopułę, jej porządek architektoniczny zdawać się może jako ekumeniczny. Fasadę kaplicy pokrywa nowoczesny w formie fresk zmierzających ku absolutowi świętych. Niestety nie mogliśmy wejść do środka ze względu na remont kaplicy. W pobliżu świątyni znajduje się podobna w swojej formie dzwonnica. Tuż obok znajduje się porośnięty pelargoniami grób. Prosty bizantyjski krzyż oraz wypisany cyrylicą napis Vanga zaświadczają o pochowanych tu doczesnych szczątkach świątobliwej wizjonerki. Na wzór monastyrów całość założenia okala parterowy budynek. Na terenie kompleksu chramu św. Petki Bułgarskiej znajdują się dwa ujęcia zimnej i gorącej siarczanowej wody. Transcendentalną namową baby Wangi skosztowałam kilka łyków wydobywającej się ze źródełka gorącej wody siarczanej oraz obmyłam nadgarstki. Żegnając się z tym pełnym uzdrawiających mocy miejscem pokłoniłam się babie Vandzie przed jej siedzącym na ławeczce spiżowym wizerunkiem. Pora ruszać w dalszą drogę. Po bokach asfaltowej szosy rośnie szpaler rozłożystych orzechów. To typowy przydrożny krajobraz Bułgarii. Ponoć posadzono je za rządowe pieniądze, aby każdy z obywateli mógł sobie nazbierać orzechów na swoje potrzeby, a także do produkcji oleju z orzechów. Obecnie olej orzechowy wypierany jest przez olej słonecznikowy, ( duża ilość pól porośnięta słonecznikami). MONASTYR RYLSKI Klasztor Riła to najstarszy, a zarazem największy aktywny ośrodek religijny w Bułgarii. Założony w X wieku stał się jednym z najważniejszych zabytków Bułgarii i jedną z głównych atrakcji turystycznych. Klasztor Riła jest przede wszystkim wyjątkowo pięknym artystycznie kompleksem, w którym została połączona harmonijnie architektura i malarstwo. Można w nim podziwiać pozłacane freski, przepiękny Krzyż Rafaila zwany rylskim składający się z 600 elementów wykonany w drzewie z orzecha i lipy rzeźbiony igłą przez 12 lat po skończeniu dzieła rzeźbiarz oślepł, liczne rękopisy i inne cenne dzieła minionych epok. Miejsce słynące cudami, wielokrotnie niszczone przez wrogów i odradzające się niczym feniks z popiołów, od wieków stojące na straży tradycji i kultury bułgarskiej. Jest to bodaj jeden z najważniejszych symboli bułgarskiego oporu przeciwko tureckiej okupacji, a także symbolem odrodzenia narodowego. Geneza założenia monastyru sięga X wieku, kiedy na tereny te przybył pustelnik Jan z Riły mający dar jasnowidzenia i przepowiadania przyszłości. Współczesna postać monastyru pochodzi z XIX wieku, kiedy to dzięki ofiarom narodu i za przyzwoleniem władz tureckich (na wydanie zgody i przymknięcie oka poszły ogromne łapówki) wybudowano ogromny kompleks klasztorny. Pierwsze co najbardziej uderza przybysza to harmonijne wkomponowanie klasztornego kompleksu w naturalne otoczenie. Grube na 2 metry mury o wysokości 24 metrów nadają kompleksowi wygląd warownej twierdzy. Po przekroczeniu bram monastyru zewnętrzna surowość przeistacza się w bajkowość jego wnętrza. Wnętrze zbudowanego w stylu bułgarskiego odrodzenia wypełnia spory dziedziniec. Otaczają go trój kondygnacyjne budynki z łukami pomalowanymi w czarno – białej tonacji oraz drewnianymi krużgankami mieszczącymi cele mnichów. Mniej więcej po środku dziedzińca stoi bazylika Świętej Bogurodzicy. Wybudowano ją na planie krzyża. Na skrzyżowaniu trzech naw znajduje się pokaźna kopuła. Ozdobą świątyni są freski oraz olbrzymi, pełen pozłacanych detali ikonostas. Pociemniałe freski w kontraście ze złotym ikonostasem robią wrażenie mistyczne. Zapach wotywnych świec, wydobywające się dyskretnie z głośnika brzmienie bizantyjskich chorałów pozwala poczuć bliskość, niemal oddech Boga. Także z zewnątrz bazylika wręcz kipi od przepięknych fresków. Te dawne komiksy o tematyce religijnej nie miały wyłącznie funkcji ozdobnej. Ich głównym przesłaniem była religijna edukacja przybyłych tu niepiśmiennych pielgrzymów. Każdy bowiem detal, każdy niuans w prawosławnej katechizacji ma tu swoje znaczenie. Oko pielgrzyma bez trudu zatem może wychwycić o czym jest mowa na danym obrazie. Jeśli postać z kluczami, to wiadomo że św. Piotr, jeśli ktoś walczący ze smokiem, to święty Jerzy. Sporo malowideł ukierunkowanych jest także na dobro i zło. Realistyczne obrazy kar piekielnych kontrastują z obrazem raju. Kolejną ciekawostką architektoniczną monastyru jest stojąca tuż obok bazyliki baszta Chrelina. Niezwykle w baszcie jest to, że nie stoi w ciągu murów. Jej funkcjonalność obronna jest dla mnie zatem niezrozumiała. U podnóża wieży ulokował się sklepik z dewocjonaliami w którym oczywiście zakupuję krzyż rylski dla siebie i Małgosi, wolałabym, żeby był drewniany, ale i taka forma też jest ciekawa. Monastyr posiada także bardzo ciekawe muzeum, pełne różnych pamiątek zarówno o tematyce religijnej jak też związanych z odrodzeniem narodowym. Przykłady dawnego bojowego oręża, pierwsze w kraju maszyny drukarskie, naczynia liturgiczne, różne dokumenty. Wszystko podzielone jest chronologicznie od początków monastyru po czasy odrodzenia narodowego. Niestety, w muzeum także obowiązuje zakaz filmowania, a pilnujące panie chyba były po kawce, bo wyjątkowo pobudzone, zerkając badawczo na wszystkich zwiedzających, czy ktoś aby nie pokusi się na wystrzelenie fotki. Monastyr Rylski to niewątpliwe miejsce niezwykle, owiane atmosferą skupienia i modlitwy. ELKA przewodniczka po Bułgarii prowadzi nas jeszcze do celi mnichów. Okazuje się, że cele nie są aż takie ascetyczne jak myślałam. Piękno i niepowtarzalność Monastyru Rylskiego doceniło UNESCO wpisując to miejsce na listę światowego dziedzictwa kulturowego. W parze z sacrum idzie zwykle profanum. Tuż za murami monastyru rozpostarły się kramiki serwujące pamiątki oraz lokalne smakołyki. Jeden z owych przybytków, znajdujący się w pobliskim murowanym budynku oferuje tutejszy rarytas zwany "mekici". Za jedyne pół lewa można sobie zafundować pysznego gorącego racucha, którego osobiście możemy posypać ogromną ilością cukru pudru. Nieco poniżej znajdują się punkty gastronomiczne oferujące różne słodkie specjały, napoje oraz dania na gorąco. SOFIA przywitała nas ciemnymi chmurami. Miasto, mimo swego trackiego rodowodu nie może pochwalić się zbytnio jakimiś wybitnymi zabytkami. Choć przez wieki pełniło różne ważne role, to stołeczne znaczenie dla Bułgarii zyskało dopiero w 1879 roku. Zwiedzanie zaczynamy od najbardziej rozpoznawalnej ikony Sofii, jakim jest sobór św. Aleksandra Newskiego. Jest to główna świątynia patriarsza Bułgarskiego Kościoła Prawosławnego i zarazem największa cerkiew na Bałkanach. Wybudowano ją na cześć rosyjskiego cara Aleksandra II, dzięki któremu Bułgaria uzyskała niepodległość. Przyjęła ona nazwę patrona carskiej rodziny św. Aleksandra Newskiego. Wybudowana w stylu neobizantyjskim świątynia posiada pozłacane kopuły mieszczące 12 ciężkich dzwonów. Wejście do bazyliki zdobią marmury ze Sieny i Carrary. We wnętrzu świątyni znajduje się zespół fresków oraz ikon wykonanych przez najznakomitszych rosyjskich i bułgarskich artystów przełomu XIX i XX wieku. Niestety, z chwila wejścia pojawia się tradycyjny dla świątyń prawosławnych zmrok. Moje zmysły zdążyły jedynie utrwalić pozłacany ikonostas. Ciekawostką są także umieszczone po prawej stronie zdobione trony z onyksu oraz alabastru dla cara i patriarchy. Zostajemy w bazylice, gdyż zaczęło mocno błyskać i po chwili złapał nas ulewny deszcz, który przekształcił się w gradobicie Na Sofię zaczęły spadać kule wielkości jaj kurzych, które spowodowały straszne spustoszenia, wybiły witraże, uszkodziły samochody, poniszczyły drzewa i domy. Większość z nas była zaangażowana w obserwację szkód jakie uczyniła przyroda, ale wracam na plac Aleksandra Newskiego. Udajemy się w kierunku widocznego nieopodal konnego pomnika rosyjskiego cara Aleksandra II zwanego tu Carem Oswobodzicielem. Pobieżnie rozglądamy się jeszcze po placu rzucając okiem na neorenesansowy budynek Zgromadzenia Narodowego, zaprojektowany przez twórcę tak wielce udanej budowli jaką moim zdaniem jest budynek serbskiego parlamentu. Po drodze zerkamy na niewielką rosyjską cerkiew Mikołaja Cudotwórcy, której pozłacane kopuły przepięknie kontrastują z zielenią dachówek oraz zielonym obramowaniem fasady w której górną cześć wpisane jest malowidło przedstawiające św. Mikołaja. Wreszcie docieramy ma obszerny plac Kniazia Aleksandra przy której wznosi się Narodowa Galeria Sztuk Pięknych, będąca pierwotnie pałacem cara Bułgarii. Na drugim krańcu placu znajduje się masywny monolit budynku parlamentu. W czasach komunistycznych mieścił się tutaj dom Bułgarskiej Partii Komunistycznej. Po kilku krokach dochodzimy do przepięknego budynku Teatru Narodowego im. Iwana Wazowa. Ze względu na rozległe zainteresowania literackie oraz ogromny dorobek Wazow nazywany jest "ojcem literatury bułgarskiej". Pomijając jego twórczość, warto się przyjrzeć jego śmierci, której oficjalnym powodem był zawał serca. Myślę, że każdy z panów chciałby mieć taką śmierć jak Wazow, który zmarł od "nadmiaru wrażeń" podczas miłosnego spotkania ze swoją baaardzo młodą przyjaciółką ( chyba o35-40 lat). Wystarczy się odwrócić, aby vis a vis teatru odnaleźć możemy uroczy zakątek, którego sporą część wypełnia efektowna fontanna. Cudownie szemrząca woda, skaczące radośnie w górę kaskady wodne wprawiają w relaks tłumnie przybywające tu rzesze miejscowych oraz turystów. Stąd już jest niemal krok do XV-wiecznego Wielkiego Meczetu, będącego obecnie siedzibą Muzeum Archeologicznego. Zobaczyć tu można skarby z epoki trackiej, greckiej oraz rzymskiej. Niemal w tym samym miejscu znajduje się postawny budynek przed którym stoją w odświętnych mundurach wartownicy. To straż honorowa pełniąca wartę przed pałacem prezydenckim.Sam pałac nie robi jakiegoś powalającego wrażenia. Przypomina on raczej monumentalny budynek z epoki totalitaryzmu. Istną perełkę kryje natomiast jego dziedziniec. Znajdująca się tam wczesnochrześcijańska rotunda św. Jerzego jest najstarszym budynkiem stolicy. W czasie pracy restauracyjnej we wnętrzu świątyni zostały odkryte trzy warstwy średniowiecznych fresków, które do XVI w. były ukryte pod tynkiem. Tutaj także zastosowano po raz pierwszy podgrzewane podłogi. Otaczające rotundę pozostałości pochodzą ze znajdującego się tu niegdyś antycznego miasta Serdica. Wyjście małym przesmykiem a potem jeszcze tylko kilka kroków aby dotrzeć do cerkwi św. Niedzieli. Nazwa cerkwi odnosi się do świętej męczennicy z III wieku n.e. bardziej znanej w Polsce jako św. Dominika. Przypuszcza się, że świątynia ta powstała około X wieku. W przeciwieństwie do większości innych kościołów w Sofii, posiadała drewnianą konstrukcję, która przetrwała aż do połowy XIX wieku, kiedy to zastąpiono ją murowaną. W 1925roku cerkiew została poważnie uszkodzona podczas zamachu terrorystycznego, którego celem miał być car Borys III. Wartym obejrzenia jest pozłacany ikonostas, który ocalał z eksplozji. Freski, które zdobią obecnie świątynie powstały z kolei w latach 70 – tych XX wieku. W niedalekiej odległości od katedry biskupiej św. Niedzieli, widnieje meczet XVI-wieczny Bania Baszy, będący największą funkcjonującą muzułmańską świątynią stolicy. Po drugiej stronie ulicy naprzeciw meczetu, zaraz za halami targowymi, znajduje się synagoga, a niedaleko niej kościół katolicki, w którym odprawiane są msze nie tylko w języku bułgarskim, ale również polskim! Poniżej linii drogi przy skrzyżowaniu ulic księżnej Marii Luizy i Niezależności u wejścia do przejścia podziemnego znajduje się niewielka bizantyjska cerkiew św. Petki Samardżijskiej. Zbudowana została na fundamentach miejsca kultu z czasów rzymskich. W czasie średniowiecza świątynia była patronem mistrzów końskich siodeł - nazywanych samarami (stąd też nazwa cerkwi). Odkryta została w wyniku prac archeologicznych po II wojnie światowej. Za względu na unikalną architekturę oraz freski, dzisiaj jest ona zabytkiem kultury. Miejsce to jest dokładnym urbanistycznym jak i geometrycznym centrum starej Serdicy i dzisiejszej Sofii. Właśnie w owym sercu miasta usytuowana jest statua patronki miasta, św. Zofii. SZIPKA Dalsza trasa prowadzi w kierunku przełęczy Szipka. Wspaniałe górskie plenery Starej Płaniny wprawiają w zachwyt każdego, kto podróżuje ta trasą. Wijąca się serpentyną droga doprowadza do niewielkiej miejscowości, mającej wspomnienie w każdym bułgarskim sercu. W czasie wojny rosyjsko-tureckiej z lat 1877-78 przełęcz Szipka aż czterokrotnie była świadkiem starć połączonych sił rosyjsko-bułgarskich z wojskami osmańskimi. Jedna z czterech wyjątkowo ważnych dla przebiegu wojny bitew pochłonęła ponad 10 tysięcy ofiar. W celu upamiętnienia wydarzenia w latach 1928-34 na szczycie wzniesiono pamiątkowy Pomnik Wolności. Nieco poniżej w pobliskim miasteczku znajduje się zabytkowy monastyr oraz Cerkiew Narodzenia Pańskiego, będąca wotum za odniesione zwycięstwo. Z racji inicjatywy rosyjskich oficerów, aby wybudować tutaj cerkiew, sama świątynia przejawia cechy architektoniczne typowe dla budynków sakralnych z terenów Rosji. Złote cebulaste kopuły, współgrają z czerwienią i bielą neobarokowa bryłą budynku, z charakterystycznymi arkadami, typowymi dla XVII-wiecznych cerkwi rosyjskich. Wnętrze monastyru kryje obszerny drewniany ikonostas. Ściany natomiast przyozdobiono sporych rozmiarów freskami. Wartym odnotowania faktem jest informacja, że cerkiewne dzwony zostały odlane z dział pozostawionych przez wroga na polu bitwy. W trakcie zwiedzania warto też zejść do tamtejszych podziemi, kryjących grobowce poległych w bitwie bohaterów. To ciche i spokojne miejsce stanowi obowiązkowy cel patriotyczno-religijnych wizyt Bułgarów. KOLOFER. Położone nad rzeką Tundżą między pasmami Starej Płaniny a Sredniej Gory, pomimo okupacji tureckiej zachowało swój bułgarski charakter. Najbardziej rzucającym się w oczy miejscem jest wyrastający spośród zabudowy sporych rozmiarów monument. Upamiętnia on urodzonego tu XIX-wiecznego poetę bułgarskiego Christo Botewa. Zainteresowani twórczością poety mogą tu także odwiedzić poświęcone jemu muzeum ... oraz XVII-wieczny monastyr. Usłyszeliśmy także kilka utworów napisanych przez Botewa w wykonaniu pana Marka. Oj zrobiło się romantycznie. Jak mówi Gosia „na duszi szczypacielnyje”. SZIRA DUPKA Otaczające nas wzniesienia Starej Płaniny kryją sieć jaskiń. Jedna z ciekawszych to Szira dupka, a dupka po bułgarsku to dziura.Aby do niej dotrzeć, trzeba się wpierw przedrzeć przez tutejsze pustkowia. Wyboista, kręta droga przedziera się przez porośnięte krzakami nieużytki. Z parkingu po krótkiej chwili docieramy do zabezpieczonego bramą wejścia do jaskini. Zielona leśna gęstwina dodaje temu miejscu tajemniczości. Zawieszone na gałązkach drzew martenice. Co roku na 1 marca Bułgarzy obdarowują się tymi biało-czerwonymi gałgankami, symbolizującymi budzenie się nowego życia, wiosnę, płodność, żyzność, a święto jest wyrazem nadziei na zdrowie i długie życie. Część martenic tradycyjnie zawiązywana jest na drzewach. W tym czasie przewodnik wprowadza nas w podziemny świat, pełen ciekawych formacji skalnych, których to personifikacje przywołują stare legendy. Choć jaskinie dla mnie prawie zawsze wyglądają tak samo, w tym samym stopniu wydają mi się bajkowe i tajemnicze, wydając się wrotami do odmiennych światów. W tej jaskini oprócz stalaktytów i stalagmitów występują bardzo rzadko spotykane heliktyty. Heliktyty powstają w wyniku wytrącania się węglanu wapnia z wody podsiąkającej z podłoża. Powstają zwykle na ścianach i stropach, a także na stalaktytach, zwykle przybiera kształt nieregularnych zgrupowań niewielkich kryształków kalcytu lub aragonitu, które narastając tworzą fantazyjne formy drzewiaste. GRABOWO –ETYR Miejsce to powstało na potrzeby założonego tu w 1964 roku skansenu. Poza kilkoma domami i kompleksem skansenu nie ma tu praktycznie nic. Ale zanim dotrzemy do skansenu mijamy miejscowość Grabowo, o którym krążą różne anegdoty i kawały ( odpowiednik naszego Wąchocka). Do skansenu wchodzimy niejako od zaplecza. Jest tu jakaś restauracja z oplecioną winoroślą przestronną pergolą. Rozstawione tu stoliki zapraszają do odpoczynku i skosztowania oferowanych specjałów. Zniecierpliwieni co do rozwoju akcji przechodzimy przez mostek pod którym leniwie płynie górska rzeczka Siwek. Zagony warzyw, uśmiechające się do słońca porastające obficie krzaki czerwone pomidory, owocowe drzewa różnej maści, to zalążek raju dla dzieci. W niewielkim domku zorganizowano tu miejsce dla dzieci, gdzie milusińscy mogą mile spędzić czas ucząc się zasad ekologii. Kierujemy się wzdłuż prowadzącej przez skansen kamiennej drogi. Własnym tempem zwiedzamy usytuowane tu stare domy, młyny oraz warsztaty rzemieślnicze. Pracujący tam rzemieślnicy starymi sposobami wytwarzają swoje wyroby. Zwiedzający mogą zapoznać się z zasadami działania dawnego młyna wodnego, kuźni, warsztatu garncarskiego a nawet przędzalni. Jest tu także prawdziwa wodna wirówka, którą gospodynie używały jako pralkę. Obiekty zgromadzone na terenie 7 hektarowego skansenu są zarówno obiektami starymi i odnowionymi, jak i nowymi budowanymi na wzór starych. Przemieszczając się w kierunku "centrum" Etyru, odwiedzamy pracujące pełną parą warsztaty. Garncarze, tkacze, kowale, jubilerzy, producenci odzieży, biżuterii, różnych bibelotów czy nawet wytwórcy ikon prezentują swoje umiejętności, zachęcając do kupna swoich wyrobów. Ja wolę odwiedzić miejscową cukiernię. Spoglądające z wystawy świeże baniczki, etyrki czy tutmaniki kuszą aby je spróbować. Zadowalamy się esterskim batonem czyli sprasowanymi śliwkami wędzonymi oraz słodką bezą, a w kawiarni na górze raczymy się kawą gotowaną na piasku oraz likierkiem z rózy. Przekraczając kamienny most, mijamy wieżę ratuszową i kierujemy się do pokrytych gontem kamiennych wiat, kryjących w swoim wnętrzu drewniane wozy, pługi, lemiesze a nawet bogato zdobione sanie, którymi zapewne gospodarze w niedzielny poranek jechali do cerkwi na nabożeństwo. Ciekawostką jest tu także poruszany za pomocą wody pas transmisyjny, służący jako ostrzałka. Spore zainteresowanie zwiedzających cieszy się miejscowy producent noży. Pięknie oprawione zdobnymi rękojeściami koziki czekają na swoich nabywców. TRIAWNA to istna perełka architektoniczna. Nie można jej pominąć podczas przemierzania bułgarskich szlaków. W oddzielonej od reszty nijakiej miejscowości architektoniczna enklawa, zachowały się doskonałe przykłady budownictwa oraz rzemiosła czasów odrodzenia narodowego. Ponad 140 budynków objęto tu ochroną pomników kultury narodowej. Z miejscowości tej wywodzą się najlepsi snycerze, tak chętnie zatrudniani na całych Bałkanach. Główny plac miejski należy do jednych z najpiękniejszych w Bułgarii. Z królującej nad nim wierzy zegarowej codziennie o 22giej rozlega się nawołująca do spoczynku melodia ludowej piosenki. Podczas odwiedzin placu warto przyjrzeć się życiu tutejszych mieszkańców. Siedzący przy partyjce kart panowie dodają kolorytu i autentyczności temu miejscu. Nie zdziwmy się, że w otwartym na oścież tutejszym sklepiku nie spotkamy sprzedawcy, który akurat poszedł sobie na obiad. Nikt tu się bowiem nie śpieszy, a łasy na chałwę i miody klient z pewnością sobie poczeka. W przyległej do placu niepozornej z zewnątrz cerkwi, kilku snycerzy trjawniańskich stworzyli przepięknej urody tron oraz wspaniały ikonostas. Skarbem cerkwi jest stary Carski Krzyż z wyrzeźbionymi 12 scenami biblijnymi. Jak zwykle pilnujące tego typu obiekt panie nie dopuszczają do zrobienia zdjęć. Chlubą miasteczka jest tutejsza szkoła, uważana za jedną z najstarszych tego typu świeckich jednostek oświatowych w kraju. Z placu idzie się starym kamiennym mostem nad korytem rzeki Trewneńskiej. Liczne muzea, galerie sztuki, urocze sklepiki z pamiątkami oraz sympatyczne restauracyjki zapraszają przechodniów do odwiedzin. Spacerując wśród uroczych domów, warto po drodze odwiedzić „ Daskałową kysztę". W tym okazałym domostwie obejrzeć można dawny warsztat snycerski. Na górnym piętrze mieszczą się tutaj "sufity słońc" będące majstersztykiem sztuki snycerskiej. Wystawione tu liczne rzeźby przedstawiają bułgarskich władców oraz świętych. Przechodząca wśród pięknej, odnowionej zabudowy brukowana uliczka zaprowadzi nas do kilku kolejnych muzeów oraz galerii prezentujących dzieła sztuki tutejszych artystów. VELIKIJE TRNOWO Było niegdyś stolicą Drugiego Państwa Bułgarskiego. Miasto położone jest na kilku wzgórzach, oddzielonych od siebie meandrującą tu rzeką Jantrą. Lokalizacja miasta wymusiła szczególną, wyjątkowo ciasną zabudowę, sprawiając wrażenie, iż domy stoją jeden na drugim. Pierwsze ślady osadnictwa na tym terenie datują się na okres ponad 3 tysiące lat p.n.e. Największe znaczenie zyskało osadnictwo na wzgórzu Carevec. Znajdujemy tu ślady bytności Traków oraz Rzymian. Ufortyfikowana miasto przez długie lata stanowiło także podporę linii obrony Bizancjum na Bałkanach. W wyniku powstania w 1187 roku, młode państwo bułgarskie położyło kres panowaniu Buzancjum na tych terenach, stanowiąc ówczesne Tyrnowo stolicą odrodzonego królestwa. Kto przybywa do tej miejscowości, koniecznie musi zwiedzić wspomniane tu wzgórze . Carewiec. ARBANASI Przyjeżdżamy do Arbanasi, aby spożyć tradycyjną kolację bułgarską. Przerywnikiem pomiędzy degustacją kolejnych dań mają być występy tutejszych hajduków. Choć wioskę dane było mi odwiedzić wieczorem, sprawiła wrażenie zadbanej. Dzięki unikalnej architekturze miejscowość znana jest jako rezerwat architektoniczny. Na niewielkiej przestrzeni ulokowanych jest aż pięć cerkwi, dwa klasztory i aż 144 warowne budynki mieszkalne. Miejsce to doceniło UNESCO wpisując je na listę dziedzictwa kultury. Miejsce to swoje złote lata przeżyło pod panowaniem tureckim, kiedy to dzięki niskim podatkom rozwinęło się rzemiosło oraz handel. Arbanaskie skóry i kożuchy znane były także w Polsce, choć trafiały nawet do Indii i Persji. Aby strzec swoich fortun miejscowi zaczęli budować warowne domostwa. Przypominały one twierdze z mnóstwem sekretnych schowków i tuneli. Grube, kamienne mury oraz umacniane ćwiekami solidne dębowe wrota chroniły gospodarzy przed nieproszonymi gośćmi. Współcześnie Arbanasi to miejsce spotkań mieszkańców Tyrnova, oraz coraz częściej zachodzących tutaj turystów. Poza niebywałą atmosferą tego miejsca ludzie chętnie przybywają tu, aby spożyć przysmaki regionalnej kuchni w lokalach stylizowanych na ludowe. Mechana w której ma się odbyć nasza biesiada posiada obszerny dziedziniec na którym znajdują się schowane pod parasolkami stoliki. Usytuowany pośrodku malowany wóz dodaje nieco ludowego autentyzmu tego miejsca. Szemrzący strumyczek dobywający się z fontanny wprowadza w sielankową atmosferę relaksu. Gospodarze zapraszają do wnętrza lokalu, skąd z głośników wydobywa się instrumentalna muzyka ludowa. Pierwsze pomieszczenie to typowa gospoda. Gospodarze zapraszają do stołów, gdzie na zastawionych stołach czeka już na nas oczywiści szopska sałatka! Pierwszy toast rakiją odbywamy po bułgarsku patrząc sobie prosto w oczy. W między czasie na salę wbiegają hajducy strzałami z pistoletu oznajmiając o swoim przybyciu. Intonują jakąś pieść biesiadną o tematyce karczemnej. Następnie pokazują sztuczkę z czapkami, zdejmując je sobie nawzajem z głów, coraz szybciej i szybciej. W końcu któryś z nich nie nadąża i przegrywa zabawę. Grę kontynuują z biesiadnikami, próbując zachęcić do wspólnej zabawy zajęte jedzeniem towarzystwo. Małgosia boi się jednego z nich. Mówi, że ma przezroczyste oczy takie jak u psa Haski. Potem okazuje się, że husarzy znieczulają się jakimś płynem prawdopodobnie rodzimego pochodzenia, ale… znajdującego się w butelce po ballantainie. Zajęci pląsami nawet nie zauważamy, kiedy nasze kieliszki zostały napełnione do połowy po raz drugi, a na stół wkracza danie główne. Z wysokiej, glinianej miski spogląda na nas coś w rodzaju warzywno-mięsnego eintopfa. Danie tłuste, sycące i ciężkie zagryzamy kawałkami chleba. Aby zniwelować ciężki posmak tłuszczu zapijamy kolejnym kieliszkiem rakijki. W tym momencie ponownie wbiegają hajducy z chustami na głowach jak piraci. Podśpiewują, podskakując w rytm bębna oraz gajdy. W rękach trzymają bębny, prosząc aby weszły na nie panie. W trakcie zabawy była jeszcze nauka gry na łyżkach, huśtawka noszona na ramionach hajduków. Dziarscy chwaci sprytnie wyszukują wśród gości najszczuplejsze panie, bujając je w rytm kolejnych pieśni. Jest też taniec z flagą. Tancerze zapraszają do nauki tradycyjnego tańca. W między czasie kelnerzy podali deser lodowy przybrany melisą i plasterkiem pomarańczy. Lody jak to lody... zwykła algida. szału więc nie było. Pora na kolejny niepełny kieliszek rakii i pożegnanie z hajdukami. Tym razem zamaskowani w zakrywające twarz futrzane czapy i odziani kożuchami niemiłosiernie dzwonią dzwonkami, wymachując przy tym pasterskimi kijami. Po trwającym może z dwie minuty jazgocie występ dobiega końca. I mamy zgrzyt otóż podali nam oszukaną rakijkę. A okazało się to wówczas, kiedy zakupiliśmy jeszcze jeden kieliszek rakijki, aby wznieść toast za panią Marię i pana Michała, gdyż obchodzili 54 rocznicę ślubu (nie ważne ,że dopiero w październiku) . Okazało się, że rakijka jest mocniejsza i inaczej smakuje. Po prostu miała swoją moc. Pora dokończyć lody, dopić ostatni podany niepełny kieliszek rakijki i zbierać się na nocleg. Rankiem, radośnie zmierzam do hotelowej restauracji, w napięciu oczekując na to, co ciekawego przyniesie nam kolejny dzień. Po śniadaniu odkrywamy bardzo interesującą ciekawostkę. Hotel Tyrnowo jest bowiem wpisany w stojącą tu z dawien dawna niewielką cerkiew. Budynek hotelu swoją bryłą tworzy jakby zadaszenie nad świątynią. Wchodzimy do środka. Jest tam piękny ikonostas. Krótka modlitwa na dobry dzień i ruszamy dalej. CAREWIEC Wielikie Trnowo ulokowane jest w centralnej Bułgarii u podnóża Starej Płaniny. Drugi Konstantynopol - tak w okresie Drugiego Państwa Bułgarskiego nazywano Wielkie Tyrnowo. Czyli po polsku Trójmiasto. Usytuowany jest na wzgórzach Carewec, Trapezica i Sweta Gora, wśród których płynie rzeka Jantra. Miasto znajduje się 241 km od Sofii, 228 km od Warny i 192 km od Płowdiw. W 2004 roku Weliko Tyrnowo liczyło około 65.000 mieszkańców. Wzgórze Cerewec położone jest we wschodniej części Wielkiego Tyrnowa. Z trzech stron otoczone jest przez wody Jantry. Po drugiej stronie wzgórza znajduje się wzgórze Trapezica. Z jednej ze skał tego wzgórza wykonywano wyroki śmierci na zdrajcach narodowych, rzucając ich w przepaść do rzeki Jantra. Najstarsze ślady ludzkie na wzgórzu Carewec datują z II wieku p.n.e. W V wieku powstała na nim twierdza bizantyjska. W XII-XIV wieku na wzniesieniu Carewec znajdowała się główna twierdza stolicy Drugiego Panstwa Bułgarskiego. Twierdza miała wysokie mury i wieże wojskowe. W Carewcu znaleziono fundamenty 22 średniowiecznych cerkwi. Główne wejście twierdzy “Carewec” składało się z trzech bram rozmieszczonych jedna po drugiej. Pierwsza brama, przy której znajdował się ruchomy most nad fosą została odrestaurowana w 1932 roku. Pałac bułgarskich patriarchów jest samodzielnym kompleksem architektonicznym. Posiadał własne mury i wieże obronne. Wewnątrz ulokowane były budynki mieszkalne patriarchów Bułgarii oraz ich służby. W centrum kompleksu znajdują się pozostałości cerkwi patriarchów wykonanych we współczesnym stylu. RUSE Miasto Ruse (funkcjonuje także nazwa Rousse) wybudowane zostało nad Dunajem. Tutaj odnajdziesz bułgarskie miasto o prawdziwie europejskim stylu architektury. Miasto Ruse było przez długi czas główną bramą do Europy i wpływ europejski jest widoczny w większości wspaniałych budynków pochodzących z XIX i XX wieku. Ruse czasami jest określane mianem: „Mały Wiedeń” z powodu klasycznego stylu budynków. Można zobaczyć tu mnóstwo wspaniałych stylów architektonicznych, szczególnie wokół głównego placu.W ostatnim czasie krąży powiedzenie, że Ruse jest „jak Paryż, ale bez ruchu samochodowego”! Dwa główne place i sieć deptaków czynią z niego raj dla miłośników zakupów, z licznymi, dużymi kawiarniami rozsianymi pomiędzy sklepami i muzeami.W mieście jest ponad 260 zabytków architektury, a trzynaście z nich o znaczeniu krajowym. Na naszej liście, które koniecznie trzeba zobaczyć, zamieściliśmy: Budynek Teatru Dramatycznego – jest to chyba najbardziej charakterystyczny budynek w Ruse z posążkiem skrzydlatego Merkurego na szczycie dachu. Katedra Świętej Trójcy – wkopana na 4,5 metra w ziemię, gdyż w czasie panowania tureckiego kościoły chrześcijańskie nie mogły być wyższe od meczetów. Budynek Urzędu Gminy, który jest w kształcie łodzi, odzwierciedlając w ten sposób znaczenie przemysłu stoczniowego w mieście. Wieża telewizyjna – najwyższy budynek na Bałkanach. Wystarczy wjechać windą na górę, gdzie jest bar / kawiarnia, by cieszyć się wspaniałymi widokami na miasto. Plac Wolności – to główny, centralny plac otoczony starymi budynkami, ze Statuą Wolności, fontannami. Świetne miejsce, aby usiąść i poobserwować ludzi.Ogrody nad Dunajem – urocze na spacery wzdłuż rzeki.Park Młodzieży – na końcu ulicy Aleksandrowskiej rozciąga się na kilka kilometrów park. Są tu korty tenisowe, basen, bary i kawiarnie. Kilometry zadrzewionych chodników cieszących miłośników spacerów.Muzea: dom Baba Tonka, Muzeum Życia Miejskiego (dom Kaliopy) prezentujący życie w Ruse na przełomie XIX i XX wieku, Muzeum Transportu w najstarszym budynku dworca kolejowego, jaki jest w Bułgarii. Można obejrzeć w nim stare wagony i lokomotywy należące niegdyś do władców bułgarskich i tureckich. Miasto, w którym pierwsze było…- pierwsza gazeta drukowana w Bułgarii w języku bułgarskim wyszła w Ruse w 1865 roku. Pierwsza publiczna apteka i księgarnia zostały otwarte w Ruse. W 1871 roku tutaj powołano pierwsze stowarzyszenie nauczycieli. Pierwsza Izba Gospodarcza, pierwsze kino i wiele więcej! Być może jednym z najważniejszych była pierwsza linia kolejowa na trasie Ruse – Warna (1866 r.), która była pierwszą tego typu na Bałkanach i ogromnie przyczyniła się do wzrostu znaczenia miasta. Rosyjsko-turecka wojna krymska z lat 1853-56 pokazała, jak rozpaczliwie w tyle za resztą Europy było Imperium Osmańskie. Nie było żadnych autostrad ani połączeń kolejowych. Podczas wojny Turcja wymyśliła strategię budowy kolei na całym obszarze jej europejskich terytoriów. Zaplanowano trzy linie, z których jedną była linia łącząca miasto Ruse z czarnomorskim portem Warna. Spotkania i negocjacje kontynuowano przez dwa lata z Brytyjczykami, Francuzami i Turkami, wszystkich zaangażowano wraz z zainteresowanymi z Rosji i Austrii. Znaczący był wpływ jednego z inżynierów o nazwisku Liar, który zyskał przewagę i chciał wypromować linię kolejową z Ruse do wybrzeża Morza Czarnego. Mimo zezwolenia na budowę linii, otrzymanego w 1856, Liar postanowił jej nie budować. Zgłosili się także do jej budowy Bułgarzy z Szumen, ale ich wniosek został odrzucony. W końcu Wielka Brytania była tym zespołem, który otrzymał projekt budowlany! Budowa całej konstrukcji linii kolejowej wraz z koncesją na jej prowadzenie przez 99 lat zostały sprzedane brytyjskiej spółce zdominowanej przez Barclay Brothers. Prace rozpoczęły się w 1864, zarówno na Ruse i Warnie. W ciągu zaledwie trzech miesięcy około 160 km zostało przygotowanych i szyny ułożono 22 km od Ruse i 32 km od Warny. To była pierwsza linia kolejowa w Bułgarii. Uroczyste otwarcie linii odwoływano wiele razy, ale w końcu 7 listopada 1866 linię ogłoszono za otwartą, kiedy turecki gubernator okręgu Ruse odbył przejazd na całej długości linii. Linia obejmuje 224 km z ośmioma stacjami kolejowymi. Brytyjska firma była pierwszą, która zaczęła eksploatację linii kolejowej, ale nadzieje na to, że kiedyś zostanie ona włączona do ruchu międzynarodowego spaliły na panewce z powodu częstych odwołań kursów i opóźnień. Niemniej jednak przez dwa lata- 1883- 85, jeździł tą linią Orient Express. Obecnie jest to jedna z najbardziej ruchliwych linii kolejowych w Bułgarii. Wina z Ruse Patrząc na rynek wina bułgarskiego, widać jak zły wpływ miała na produkcję wina źle przeprowadzona prywatyzacja winnic i drastyczny spadek jakości wielu win. Jednak dzisiaj, jak mówi wielu ekspertów, Bułgaria ponownie może pochwalić się znakomitymi winami. Nizina Naddunajska czy też Bułgarski Region Północny obejmuje południowe brzegi Dunaju oraz centralną i zachodnią część Niziny Dunajskiej. W region tym położone są wyśmienite winnice Suhindol i Ruse. Klimat obszaru jest umiarkowanie kontynentalny, ma gorące lato i wiele słonecznych dni w roku. Produkowane są tu wysokiej jakości wina z wielu różnych winogron, zarówno czerwonych, jak i białych. Czerwone są wykonane z lokalnych odmian Gumza oraz Cabernet Sauvignon i Merlot. Jeśli chodzi o odmianę Gumza, to w 1908 pierwszą niezależną uprawą winorośli i produkcją wina w Bułgarii zajmowała się spółdzielnia „Gumza”. Obecnie istnieje duże zapotrzebowanie na czerwony Suhindol Gumza na rynku międzynarodowym, jak również na rynkach lokalnych i jest to jedno z najlepiej sprzedających się win bułgarskich. Chardonnay i Sauvignon Blanc są najwybitniejszym białymi odmianami. Najbardziej typowymi lokalnymi odmianami są Muscat Ottonel, Cabernet Sauvignon, Merlot, Chardonnay, Aligoté, Pamid i lokalna Gumza. SZUMEN Choć historia miasta sięga IV wieku p.n.e., trudno tu odnaleźć jakieś porywające zabytki. Początkowo kwitła tu osada tracka, którą następnie zajęli Rzymianie by wreszcie ziemie te oddać we władanie Bułgarom. W czasie okupacji tureckiej miasto ufortyfikowano ogromnym murem. Turcy zbudowali tu także największy w okupowanej Bułgarii meczet. Właśnie jest on atrakcją, najchętniej odwiedzaną przez turystów. Tombuł dżamija to nie tylko świątynia, ale także kompleks edukacyjny. W jego skład wchodzi szkoła podstawowa (mektep) oraz szkoła koraniczna (medresa),oraz biblioteka. Na arkadowym dziedzińcu wznosi się fontanna z 1744 roku. Świątynia tworzy bryłę na podstawie sześciokąt. Przykryta jest wysoką na 20 metrów brzuchatą kopułą. Strzelisty minaret z balkonem i wieżyczkami wyrasta ku niebu na wysokość 40 metrów. Tombuł zbudowano i ozdobiono w barokowym stylu tureckim, zwanym też jako tulipanowy. Po przemianach ustrojowych świątynia wróciła on do tutejszej gminy muzułmańskiej. W chwili obecnej kompleks podlega gruntownej restauracji. Pieniądze na renowacje wyłożył sułtan Omanu. Entuzjaści sakralnych budowli muzułmańskich będą jednak zawiedzeni. Ustawione rusztowania oraz dokonywane w całym kompleksie prace remontowe utrudniają ogarnięcie całego piękna, którym będzie z pewnością emanowało to miejsce z chwilą zakończenia prac remontowych. Z pamiątek po Turkach pozostała także dobrze zachowana hala targowa, w której obecnie znajduje się stylowa restauracja. Miasto Szumem posiada także inne polskie akcenty. W mieście tym stacjonowały bowiem internowane po Wiośnie Ludów polskie i węgierskie oddziały powstańcze wraz ze swoimi dowódcami Lajosem Kossuthem, Józefem Bemem, Henrykiem Dębińskim i Zygmuntem Miłkowskim. W latach późniejszych schronili się tu także żołnierze konfederacji barskiej. Stąd też Kazimierz Pułaski wyruszył do Ameryki. Niesamowite wrażenie robi górujący nam miastem Pomnik Twórców Państwa Bułgarskiego. Prowadzi do niego 1300 kamiennych stopni, bo tyle akurat w chwili wybudowania w 1981 roku liczyło sobie państwo bułgarskie. My jednak wjeżdżamy autokarem, a do pomnika prowadzą nas ogromne niebiesko – fioletowe motyle. Pomnik tworzy osiem ogromnych betonowych bloków. Niczym książka do historii tłumaczy dzieje państwa bułgarskiego. Stojąca u podstawy pomnika osoba czuje się mała i niepozorna. Spoglądające na widza postacie przedstawiają założycieli państwa z chanem Asparuchem na czele. Zapoznamy się tu także z najważniejszymi momentami historii Pierwszego Carstwa ... umacnianiem władzy, z przyjęciem chrześcijaństwa czy stworzonym przez św. Cyryla i Metodego alfabetem zwanym głagolicą. Spacerując pomiędzy betonowymi blokami czuję się niczym w sercu świątyni, imponującej swoim ogromem, zadziwiającej twórczym rozmachem, tajemniczej i niebywałej. Krążące nad betonowiskiem majestatycznych rzeźb mrowie jaskółek swoją ilością przypominają nieco przybyłe znad Dniestru chordy chana Asparucha. MADARA Jeździec z Madary to płaskorzeźba przedstawiająca postać tryumfującego rycerza nad lwem, wyrzeźbiona w 100- metrowym klifie w pobliżu wsi Madara, w północno-wschodniej Bułgarii. Jeździec z Madary to niezwykle wyjątkowe dzieło sztuki, stworzone w pierwszych latach formowania się państwa bułgarskiego, na początku VIII wieku. Jest to jedyna taka płaskorzeźba w Europie, która przetrwała w nienaruszonym stanie do czasów współczesnych. Wyryty na skale o wysokości około 23 m, jest przedstawicielem wczesnośredniowiecznego artyzmu bułgarskiego. Relief przedstawia jeźdźca z mieczem w ręku. Pod kopytami konia jest lew, a za jeźdźcem biegnie jego pies myśliwski. Jedna z legend głosi, że cesarz rzymski polował na płaskowyżu, kiedy spadł z klifu i zmarł. Jego krewni chcąc go upamiętnić, zaangażowali artystę do wykonania jego rzeźby na klifie. Hipoteza naukowa wiąże tę naskalną płaskorzeźbę z chanami Krum (panowanie 803 – 814), Tervel (panowanie 701 – 718) lub Asparukh (panowanie 681 – 701). Skalny relief jest jedyny w swoim rodzaju w Europie. W 1979 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a w 2008 roku został wybrany jako symbol narodowy Bułgarii Narodowy rezerwat historyczno- archeologiczny „Madara” znajduje się 17km na północny wschód od Szumen, 2km od wsi Madara i 75km od Warny. Istnieje wiele hipotez dotyczących pochodzenia nazwy „Madara”. Niektórzy historycy uważają, że jest on połączony ze starożytnym greckim określeniem „madaros”, co oznaczało „nagi”, „łysy”, lub „bezdrzewny”. Inni przypisują ją oryginalnemu staro-bułgarskiemu pochodzeniu, co w tym przypadku może oznaczać „święty klif” lub „święte miejsce”. Pierwsze badania historii starożytnej Madary zostały zakończone w 1930 roku, kiedy to odkryto dwa grobowe kopce na płaskowyżu. Dokładne zbadanie grobów pozwoliło uzyskać informacje na temat stosunków handlowych między rezydentami Trakami i koloniami greckimi położonymi w Azji Mniejszej i wzdłuż sąsiedniego wybrzeża Morza Czarnego. Tracy początkowo używali jaskiń jako mieszkań, i jak ich poprzednicy – pierwsi mieszkańcy regionu – powiększyli je i uczynili bardziej komfortowymi. Starożytna historia Madary jest naznaczona dominującą obecnością Rzymian. Najbardziej imponującym zabytkiem tego okresu jest rzymska willa (Villa Rustica), zamieszkanej na przełomie II i IV wieku, składa się z kompleksu budynków charakterystycznych dla wiejskich willi w europejskich prowincjach Imperium Rzymskiego. Najprawdopodobniej była własnością zamożnej rodziny. W okresie późnego antyku (ok. IV wieku), została wzniesiona na płaskowyżu Madara twierdza, przebudowywana od czasu do czasu, aż do inwazji tureckiej w XIV wieku. W XIV wieku został założony na Madarze jeden z największych klasztorów skalnych Bułgarii. Ponad 150 naturalnych jaskiń używano jako kościołów, kaplic, samotni zakonników i grobów. Jedna z największych jaskiń została przekształcona w kościół i do dzisiaj działa jako kaplica „Saint Panteleymon”. Pod koniec XIV wieku, Madara straciła swoje znaczenie jako unikalne centrum ważne dla kultury narodowej, kulturowej i administracyjnej. W XVI wieku, wspaniałe pałace i zabytki z okresu antyku i średniowiecza zostały zrównane do fundamentów. Przetrwał tylko pomnik Jeźdźca z Madary. Obecnie znajduje się tu muzeum archeologiczne, które przedstawia historię tego miejsca. Ekspozycja obejmuje ponad 350 oryginalnych znalezisk z regionu Madary. Są plany, że jeśli któregoś dnia Bułgaria weszłaby do strefy Euro, wizerunek jeźdźca z Madary zostanie uwieczniony na bułgarskiej monecie 1 Euro! MONASTYR ALADŻA W odległości 4 kilometrów od kurortu Złote Piaski i 15 km od Warny, w parku narodowym, znajduje się jeden z nich – Monastyr Aładża. Nazwa „Aładża” jak wiele innych słów pochodzi z języka tureckiego i znaczy pstry, kolorowy. Nawiązuje ona do skał, w których wykuto monastyr. Podejrzewa się, że skalne jaskinie, w których znajduje się Aładża, mogły być zamieszkiwane nawet do 500 lat p.n.e. Znaleziono tu rysunki skalne z motywami pasterskimi z okresu wczesnego Średniowiecza. Chrześcijaństwo w okolicach Warny rozwijało się już w drugiej połowie I w. Pierwsi chrześcijanie nękani za swoją wiarę, mogli się tu bezpiecznie zbierać na modlitwy. Według historyków, prymitywne cele klasztorne w skałach zostały zasiedlone jeszcze w IV w. Jednak faktyczna działalność religijna monastyru prowadzona była w XIII i XIV wieku. Pomieszczenia, w których mieszkali mnisi zostały wykute w skałach wapiennych, a połączone były zewnętrznymi schodami. Na dolnym poziomie znajdowały się cele zakonników, kuchnia, sala ogólna i mała kaplica, a piętro górne było przeznaczone na kościół. Dzisiaj monastyr w pełni udostępniony jest zwiedzającym. Warto także przejść 800 metrów na północ, do katakumb, skąd pochodzą niezwykle cenne znaleziska z V wieku. BALCZIK Miasto założone zostało już w starożytności i pierwotnie nazywało się Krunoy (z języka greckiego). Na początku VI wieku p.n.e. greccy osadnicy wraz z miejscową ludnością tracką założyli osadę. W okresie III – I w. p.n.e. przekształciła się ona w miasto, które zostało przemianowane na Dionizopolis. Wielki rozkwit przeżyło w czasach panowania rzymskiego II – IV w. n.e. Miejscowość na przełomie VIII i IX wieku zostało włączona do Bułgarii Chana Asparucha i Dionizopolis znalazł się w granicach Pierwszego Państwa Bułgarskiego, ale już pod nazwą Karvuna. Umocnione fosą i murami stanowiło jedną z twierdz bułgarskiego państwa, która miała strzec jego morskich granic. Na początku XI wieku miasto, jak zresztą cała Bułgaria, zostaje opanowane przez Bizancjum na prawie dwa wieki. W XVI stuleciu Karvuna, niemalże doszczętnie zniszczona w czasie walk z Turkami, znalazła się w granicach Imperium Osmańskiego. Dopiero po dwóch stuleciach miasto zaczęło funkcjonować normalnie, ale już jako Bałczik i stanowiło jeden z głównych portów na Morzu Czarnym.19 Stycznia 1878 roku Balczik został wyzwolony spod panowania tureckiego. Miasto stało się jednym z większych centrów handlowych na wybrzeżu, a w przeciągu 20 lat (1890 – 1912) port w Balczik stał się trzecim co do wielkości portem w Bułgarii. Na pewien czas, po 1913 roku włączony został w terytorium Rumunii, a w 1940 roku Balczik powrócił do Bułgarii. Największą atrakcją Bałczik jest Ogród botaniczny z Pałacem. Plaża za to nie należy do najlepszych. Składa się z dwóch głównych odcinków. Pierwszy przy porcie jest największy i jedyny z bezpośrednim zejściem do morza. Jego minusem jest nieprzyjemny piasek i bliskość do starych zrujnowanych budynków przy porcie. Druga część ciągnie się wzdłuż zachodniej części promenady. Plażę zastępują sztucznie stworzone placyki z piaskiem i parasolami, a do morza schodzi się śliskimi betonowymi schodkami. Alternatywą do mało atrakcyjnej plaży są liczne baseny, część z nich zlokalizowana jest w bezpośredniej bliskości morza. W roku 1924 do Bałczik przybyła rumuńska królowa Maria. Oczarowana pięknem tego regionu postanowiła się tu osiedlić, a Bałczik nazwano letnim marzeniem królowej. Przez następne 2 lata Ministerstwo Nieruchomości wykupiło dla królowej okoliczne działki pełne polnych kwiatów, stuletnich drzew oraz opustoszałych starych młynów. Królowa wynajęła doskonałych architektów - Włochów: Augustino i Amerigo, oraz Francuza Jules'a Jeany, których zadaniem było przystosować ten rejon do wygodnego użytkowania ale jednocześnie pozostawić go tajemniczym i nie naruszonym. W kompleksie odrestaurowano stare młyny (choć ich funkcja była jedynie dekoracyjna), a budynki nowe budowano w stylu już istniejących. Niższe kondygnacje z kamienia bałcziszkiego, a dachy pokryto turecką dachówką. Osoby odwiedzające kompleks stawiając pierwsze kroki przez główne wejście mogą podziwiać dwupiętrowy budynek w kształcie tryumfalnej arkady. W jej ścianach widać wgłębienia dla strażników, którzy dzień i noc strzegli obiektu. Idąc w dół wzdłuż rzeczki biegnącej prosto do morza w cieniu starych topoli dochodzi się do Mostu Westchnień, wybudowanym w stylu weneckim. Po paru metrach rzeczka przekształca się w dziewięciometrowy wodospad. Pałac Marii nazwany przez nią samą "Ciche gniazdo" to niewielki budynek wybudowany na trzech tarasach. Jego architektura łączy w sobie styl bułgarski oraz mauretański. Charakterystyczną cechą Pałacu jest jego orientalny minaret przez co wielu ludzi bierze Pałac za meczet. Stojąc przy morzu bardzo wyraźnie widać dziewięć tarasów ogrodu. Celem architektów było stworzenie każdego tarasu w inny sposób, jednak tak by wszystkie tworzyły jedną, zgraną całość. Tarasy wyłożone są kamiennymi płytami i otoczone kwiatowymi zakątkami, łączą je małe kamienne schodki. Na trzecim tarasie znajduje się porośnięta pnączami brama, która niegdyś prowadziła do Palarni Królowej. Budynek posiadał duże szklane wrota, a jego akustyka pozwalała na podsłuchiwanie nawet bardzo cichych rozmów. Królowa Maria gościła w Palarni mieszkańców Bałczik. Przy tej okazji częstowano ich kawą oraz ... opium. Zarówno sypialnia jak i jadalnia posiadają orientalne umeblowanie. Można powiedzieć że jadalnia wygląda jak sala meczetu. Ulubioną alejka królowej była alejka odchodząca z Pałacu na wschód do Mostu Westchnień. Nieopodal znajduje się odrestaurowany młyn oraz mostek - kopia Mostu Westchnień. Jest to doskonały punkt obserwacyjny na wodospad. Stąd też widać willę księcia Nikołaja - młodszego syna Marii. Willa ta nazwana Niebieską Strzałą, jest trzy piętrowym budynkiem wybudowanym z kamienia bałciszkiego, a jej głównym zadaniem było dawanie wygodnego schronienia dla księcia i jego towarzyszy licznych zabaw. Na północny - wschód od Niebieskiej Strzały znajduje się Ogród Allacha. Można w nim podziwiać przepiękną kolekcję ogromnych kaktusów, druga co do wielkości w Europie, po tej w Monako. Latem, w lipcu, znaczna część z nich kwitnienie. Idąc dalej na wschód od młyna, dochodzi się do parku pełnego drzew, kwiatów i krzewów pochodzących z wielu zakątków świata. Tu też znajduje się rosarium oraz nimfeum (tzw. Świątynia Wody). Obiektem najbardziej wysuniętym na wschód jest kapliczka - świątynia prawosławna. Tu jest namalowany wizerunek królowej Marii. Podczas budowy kapliczki królowa poprosiła, aby jej serce zostało pochowane w tej świątyni, toteż architekt przygotował na tę okazję specjalne miejsce w ołtarzu. Na jednej z alejek można spocząć na dawnym, kamiennym tronie rumuńskiej królowej. Sam ogród botaniczny został ufundowany w 1955 roku przez bułgarskiego botanika Profesora Daki Jordanow. Kolekcja różnych gatunków roślin z niemal całego świata zajmuje obszar około 16 akrów. W ogrodzie zobaczyć można Drzewo Cukierkowe, Szerokolistną Magnolię oraz wiele innych niezwykłych drzew, krzewów i kwiatów. Ogród porasta ponad 2000 gatunków roślin. Robimy sobie sesję zdjęciową. Cały park stwarza idealne warunki do egzystencji żab, jaszczurek, motyli i innych owadów. Na terenie parku istnieje mini ogród zoologiczny "Tropical House". Można w nim obejrzeć trzy gatunki pytona, boa, anakondę, krokodyla, warana, kameleony, patyczaki, olbrzymie żaby i tarantule, iguany, skorpiony, szynszyle i inne. Ciekawostką jest iż niektóre zwierzęta swobodnie poruszają się wśród odwiedzających ( iguana, kawka) KALIAKRA Malowniczy przylądek Kaliakra leży na południe od Rusałki. To dwukilometrowy cypel, który tworzą monumentalne, niemal pionowe skały, sięgające 70 m. Na styku trzech żywiołów: morza, powietrza i ziemi powstało niepowtarzalne w swym pięknie miejsce, obfitujące w jaskinie, podwodne skały czy skalne nisze. Kaliakra to także miejsce historyczne i jeden z ważniejszych w kraju rezerwatów przyrody. Jego nazwa oznacza "cudowny przylądek", dzięki występującemu tam różowemu wapieniowi. Legenda głosi, że kolor pochodzi z krwi obrońców fortecy, którą zbudowali w IV w. p.n.e. Trakowie dla obrony istniejącego tu miasta Tirizis. Przylądek stał się także świadkiem kilku historycznych bitew morskich. W czasie wojny bałkańskiej w roku 1912 bułgarski torpedowiec "Dryzki" uszkodził turecki krążownik "Hamidie". Było to jedno z największych zwycięstw w dziejach marynarki bułgarskiej. Dziś wąski przylądek dzieli swoją niewielką przestrzeń z jednostką marynarki i kilkoma obiektami turystycznymi. Marynarze mieszają się tu z turystami obwieszonymi aparatami fotograficznymi. Z parkingu prowadzi wąska jednopasmowa droga, przechodząca przez hakową bramę znajdującą się w świetnie zachowanych ścianach fortecy. Rozciąga się z niej niczym niezakłócony widok na "cztery strony świata", co od razu przywodzi na myśl jej strategiczne położenie. Istnieje legenda odnosząca się do czasów, gdy Turcy w XIV w. podbijali Bałkany. W oblężonej przez Turków twierdzy znajdowało się 40 niewiast, obawiających się o swój los, gdyby forteca upadła. Zamiast więc poddać się najeźdźcom (i prawdopodobnie cierpieć los gorszy od śmierci) 40 panien splotło razem włosy i wskoczyło do morza. Czerwone plamy na wapiennych klifach mają pochodzić od ich krwi. Dziś przy wejściu na skały ujrzymy obelisk z napisem "Brama 40 dziewic", upamiętniający tamto wydarzenie. ZŁOTE PIASKI Złote Piaski to jeden z najbardziej znanych czarnomorskich kurortów Bułgarii. Ośrodek ten powstał w 1957 r. jako naturalna kontynuacja Parku Przyrodniczego Złote Piaski. Spokój, gorące morze, piękny stary las podchodzący aż do plaży pokrytej wspaniałym, złotym piaskiem (stąd nazwa), lecznicze źródła mineralne i urządzenia balneologiczne, wspaniałe warunki do wypoczynku, uprawiania sportów, rozrywek - wszystko to przesądza o popularności Złotych Piasków. Walory miejscowości doceniono, przyznając jej prestiżową europejską nagrodę ekologiczną "Blue Flag". Dostajemy się do kurortu. Po drodze żegnamy turystów , którzy kończą przygodę z Bułgarią, lub wybrali inne miejsce odpoczynku nad Morzem Czarnym. Docieramy do hotelu Berlin Golden Bitch. Meldujemy się w hotelu. Zakładają nam zielone plastiki na rękę. Wjeżdżamy na 7 piętro. Warunki lokalowe dobre, czysto. Otwieramy balkon. Pierwszy rzut na Złote Piaski, promenadę i morze, wciągamy powietrze, jest dobrze. Schodzimy na dół. Załapujemy się na obiad…. Hm, powinnam napisać urządzamy polowanie, jedna osoba przynosi mięso, druga sałatki, trzecia frytki, czwarta pilnuje miejsc. Siedzimy do wieczora. Raczymy się winem i rakijką. Dołączają do nas pozostali uczestnicy wycieczkowej grupy. Zresetowane wracamy do pokoju. Wita nas przyjemny chłodny pokój. Ciekawe, co przyniesie nam kolejny dzień. Mamy następujący rytm dnia - pobudka 7.00, śniadanie 7.30, plażowanie i kąpiel w morzu przez Gosię zwaną kąpielą solankową, 11.00 kawa i szampanik, 12.00 - obiad, do 16.00 sjesta, lub wycieczka, następnie plażowanie i obowiązkowa kąpiel w morzu, omijamy baseny, bo więcej tu pływa olejków i jazgoczące dzieci, o 19.00 lub 19.30 kolacja oraz obowiązkowy spacer po promenadzie bądź brzegiem morza. Wykonujemy dwa zabiegi. Jeden to chamam czyli kąpiel w łaźni tureckiej. Gosia robi mi kilka zdjęć, gdyż jest to dla mnie nowość, coś nowego, innego. Potrzebuję trochę czasu, aby oswoić się z taką formą zabiegu. W ostatnim dniu fundujemy sobie masaż całego ciała oczywiście z olejkiem różanym. Pogoda nam dopisała, spokój szum fal, kąpiel w morzu, plażowanie - istny raj na ziemi. Wyjeżdżamy. Złote Piaski żegnają nas deszczem.

    Elżbieta, Gliwice - 26.08.2014

    19/30 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Fascynująca Bułgaria

    Wycieczka super! Właściwie pod każdym względem - piękne widoki, ciekawa historia, super opowieści pana Marka Olekszy (Fantastyczny pilot - najlepszy jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nie wiem, ile zarabia, ale na pewno za mało! I prześlicznie się śmieje...:) Wyżywienie poprawne, zakwaterowanie też. I jedynym minusem jest to, że taka fajna wycieczka została zakończona 10 godzinnym oczekiwaniem na samolot w Warnie, co zdecydowanie popsuło nasze nastroje. No, ale to już nie wina biura - chociaż z drugiej strony warto się zastanowić nad dalszą współpracą z przewoźnikiem Enterair, który podobne numery robi co tydzień. To jednak nie wpływa korzystnie na wizerunek Rainbow Tours.

    Monika, USTKA - 12.08.2014

    3/5 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Lawendowo i różanie

    Bułgaria. Niedoceniana przez turystów kraina, którą większość kojarzy z wycieczkami nad Morze Czarne z okresu PRL-u. Oj, jakże może nas zaskoczyć ten kraj, ci ludzie, ten klimat. Zauroczona jestem bułgarskimi górami. Nie myślałam, że jest ich tyle i są tak urodziwe. Zakochana jestem po uszy. Na pewno wrócę do tego kraju różano-lawendowego.

    Marzena, Bydgoszcz - 17.08.2015

    6/8 uznało opinię za pomocną

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem