5.4/6 (388 opinii)
5.5/6
4500 km przejechanych w autokarze, w ciągu 10 dni, to wspaniała i niezapomniana podróż, która przybliża nam bałkańskie klimaty, między innymi: monstrualne fontanny w Skopje, gościnną Macedonię, zaskakującą Albanię, nieodkrytą jeszcze Czarnogórę i znaną już wielu Chorwację. W pamięci pozostanie wszechobecna wszędzie rakija, która w każdym kraju smakuje inaczej. Ta wycieczka jest idealną propozycją dla osób, które muszą choć na chwilę oderwać się od przytłaczającej codzienności.
5.5/6
Wspaniały sposób żeby zapoznać się z Bałkanami w pigułce. Serbia, Czarnogóra, Chorwacja, Albania i Macedonia, a na deser spacer po Lublanie (Słowenia). Chorwacja jest już troszkę droga jak na naszą kieszeń. Na mnie największe wrażenie zrobiła Macedonia- do niedawna w ogóle nieznana szerszemu gronu turystów. Przepiękne widoki, wspaniałe J.Ochrydzkie, ciekawe zabytki, bogata historia i smaczna kuchnia - nie zapominajmy że zwiedzanie to też poznawanie nowych smaków. Każdy punkt programu wycieczki to inny, piękny kamień szlachetny w szkatułce moich wspomnień - a wszystkie razem stanowią moje bałkańskie skarby. Na pewno jeszcze tam wrócę.
5.5/6
Przepiękne widoki, przepiękna pogoda, przesympatyczny pilot, Pan Grzegorz, który jest profesjonalistą w każdym calu i z ogromną wiedzą. Na Bałkany na pewno wrócę. Program wycieczki pozwolił na zapoznanie się po krótce z historią tego regionu, różnorodnością kulturową i gospodarczo-społeczną krajów z tej części Europy. Jeśli ktoś lubi intensywne zwiedzanie i niestraszna jest mu długa podróż autokarem, to szczerze polecam.
5.5/6
Po cudownych wrażeniach z zeszłorocznej wycieczki „Po Bałkańsku!” znowu przyszedł…. Czas na Bałkany. Ja niemal od pierwszego wejrzenia zakochałam się w tych tętniących życiem rejonach z cudownym krajobrazem, muzyką, kuchnią i uśmiechniętymi ludźmi. Wycieczka realizowana była w terminie 27.08-05.09.2016, a pilotowała ją pani Ania Wojtas. Program obejmuje niemal wszystkie kraje byłej Jugosławii (bez Kosowa oraz Bośni i Hercegowiny) i Albanię. Jednak dzięki temu, że jeden nocleg mieliśmy na terenie Bośni i Hercegowiny w Neum, spędziliśmy w tym kraju niesamowity bałkański wieczór. Wycieczka bardzo urozmaicona jeśli chodzi o klimaty i krajobrazy. Na początku dwie stolice i przejazd głównie autostradą, potem zaczynają serpentyny górskie, którymi dojeżdżamy do Jeziora Ochrydzkiego, górskimi drogami jedziemy przez Albanię i wreszcie w Czarnogórze zjeżdżamy nad wybrzeże Adriatyku, które towarzyszy nam już do końca trasy. Znaczna część wycieczki to klimatyczne, średniowieczne osady z wąskimi uliczkami, położone u podnóży gór i/lub na wybrzeżu. Na tej bałkańskiej trasie jest ich naprawdę sporo. Na początek wpisana na listę UNESCO Ochryda w Macedonii, potem Kruja w Albanii, Budva i Kotor (UNESCO) w Czarnogórze, Dubrovnik (UNESCO), Trogir i Rovinj w Chorwacji, wreszcie Piran w Słowenii. Wycieczka zaczyna się w SERBII porannym zwiedzaniem jej stolicy, najpierw przejazd panoramiczny z lokalnym przewodnikiem – przemiłą, uśmiechniętą i bardzo ciepłą kobietą, i w dodatku mówiącą po polsku, Swietłaną. Mijamy zniszczone budynki, które pozostały nietknięte od czasu wojny w Jugosławii w latach 90. XX wieku. Potem wizyta w cerkwi św. Sawy i spacer po Twierdzy Kalemegdan położonej nad rzeką Sawą. Oprócz Swietłany towarzyszy nam rozkoszny pies przewodnik. Na tej bałkańskiej trasie pieski często przyłączają się do naszej grupy i pilnują porządku podczas zwiedzania, a jeśli trzeba to zrobią awanturę osobom wchodzącym nam w drogę …J Po zwiedzaniu, żegnamy się ze Swietłaną i jest trochę czasu wolnego. Odwiedzamy kafejkę naprzeciwko Soboru św. Michała Archanioła i delektujemy się pyszną, gotowaną w tygielku domaća kafa, potem spacerujemy głównym deptakiem, gdzie powoli rozkładają się kolorowe kramy z pamiątkami i lokalnymi przysmakami. BELGRAD w tej krótkiej odsłonie nie robi na mnie większego wrażenia, jednak jako stolica słusznie znalazł się w tym przekrojowym programie. Żegnamy stolicę i jedziemy na południe Serbii na nocleg w miejscowości Leskovaç. Następnego dnia jesteśmy już w MACEDONII, w której spędzamy trzy kolejne noce. Jestem znowu w kraju, który pokochałam od pierwszego wejrzenia J Zaczynamy od stolicy, a lokalnym przewodnikiem jest nasza pilotka pani Ania, która od tego roku ma uprawnienia do oprowadzania wycieczek po kraju, w którym obecnie mieszka. Miasto ze smutną historią, doświadczyło nie tylko zniszczeń wojennych, ale również dramatycznego trzęsienia ziemi w lipcu 1963 roku. Na zgliszczach wciąż powstają nowe budynki i pomniki, finansowane z projektu Skopje 2014. Oglądamy panoramę miasta ze Skopsko Kale - twierdzy, która co prawda przetrwała trzęsienie ziemi, ale została poważnie zniszczona, a prace renowacyjne wciąż trwają. Z twierdzy udajemy się do pobliskiego meczetu Mustafa Paszy z XV w., robi się coraz bardziej orientalnie, spacerujemy klimatycznymi uliczkami tureckiej części miasta Stara Czarszija. Mijamy kolorowe witryny, bazar i restauracje z lokalną kuchnią, kuszące zapachem i wyglądem potraw, docieramy do jednego z niewielu obiektów, które przetrwały trzęsienie ziemi - Kamiennego Mostu przeprawiającego nas w przez rzekę Wardar do współczesności. Oglądamy nowoczesne, ale zachowujące odpowiedni styl budynki i pomniki. Skopje to miasto pomników, oprócz już istniejących, zgodnie z projektem Skopje 2014, wciąż powstają nowe. Po obu stronach mostu, na niewielkiej powierzchni, w ostatnich latach wyrosło kilka z nich, m.in. Aleksandra Macedońskiego, Cyryla i Metodego, Św. Nauma, z kolei na Placu Macedońskim wita nas fontanna z „Wojownikiem na koniu”, a w okolicy placu mamy kolejne pomniki. Wokół nas nowe centrum, wszystko tutaj powstało po trzęsieniu ziemi, wiele w ostatnich latach i wręcz pachnie świeżością. Z Placu Macedońskiego widać nowy łuk triumfalny Porta Macedonia. Odwiedzamy miejsce, gdzie kiedyś stał dom, w którym urodziła się Matka Teresa. Teraz jest tylko pamiątkowa tablica i wmontowane w chodnik płytki wskazujące granice tego domu. W pobliżu jest kompleks, z 2009 roku, poświęcony Jej pamięci, gdzie znajdują się osobiste i rodzinne pamiątki. W tym miejscu kończy się wspólne zwiedzanie, mamy czas wolny. Idziemy dalej deptakiem i dochodzimy do zachowanej ściany dawnego dworca PKP z zegarem, na którym czas się zatrzymał w godzinie trzęsienia ziemi. Obecnie jest tam Muzeum Miejskie Skopje. W drodze powrotnej odwiedzamy dom Pamięci Matki Teresy, po czym wracamy do tureckiej czarsziji, przysiadamy w ogródku jednej z licznych knajpek i zamawiamy lokalne jedzenie, pyszną sałatkę macedońską, do której dołączone jest grillowane ciepłe pieczywo. Jest również czas na zakupy i na zrobienie zdjęć. SKOPJE to bardzo osobliwa stolica z klimatem, łącząca style Wschodu i Zachodu, w tym miejscu chciałoby się pozostać dłużej… Jedziemy dalej, wreszcie zjeżdżamy z autostrady i zaczynają się cudowne bałkańskie pejzaże, górskimi panoramicznymi serpentynami, przejeżdżamy przez macedońskie wioski i zatrzymujemy się nad JEZIOREM OCHRYDZKIM. Jesteśmy po raz drugi w tym samym miejscu i w tym samym hotelu położonym przy samym jeziorze, kilka kilometrów od Ochrydy. Po kolacji można było skorzystać z pierwszego fakultetu – Wieczoru Macedońskiego w restauracji w Ochrydzie. My tym razem nie decydujemy się, ale zeszłorocznej imprezy w Restauracji Belvedere nigdy nie zapomnimy…J Było pięknie. Spędzamy wieczór przy basenie hotelowym kosztując lokalne wino Vitac z regionu Tikves, a wieczór macedoński sam przychodzi do nas, bo w hotelowej restauracji trafiamy na występ lokalnego zespołu ludowego. W kolejnym dniu do południa zwiedzamy OCHRYDĘ z przewodnikiem, wciąż jesteśmy w Macedonii, więc oprowadza nas pani Ania po raz kolejny serwując porządną dawkę wiedzy. Zwiedzanie kończymy kultowymi „Pozdrowieniami z Ochrydy” przy przepięknej cerkwi św. Jovana Kaneo położonej nad jeziorem. Przy cerkwi częstują nas rakiją, chętni mogą ją zakupić na statku podczas rejsu do Św. Nauma. Płyniemy łódeczkami do portu i mamy czas wolny. Po południu organizowany jest kolejny fakultet, wspomniany już rejs statkiem do Św. Nauma. My wiemy już, że to punkt obowiązkowy. Byliśmy tam rok temu i szczerze polecaliśmy i będziemy polecać wszystkim wahającym się. Pakujcie się na statek i ruszajcie!!! Poza tym, że zobaczycie cudowną Zatokę Kości z prehistoryczną osadą, być może usłyszycie bicie serca świętego Nauma w cerkwi, popłyniecie łódeczkami do źródeł Czarnego Drimu, zaszumi Wam w głowie od rozmaitych bałkańskich przysmaków i napojów (wino, rakija), będzie okazja również do zakupów unikalnej i pięknej biżuterii z ochrydzkich pereł. Nasza grupa wróciła – delikatnie mówiąc – bardzo bardzo zadowolona, bo działo się tam wiele, było także afterparty z tańcami na statku w drodze powrotnej. Ale niech opowiadają Ci, co byli ::-) My natomiast do kolacji pozostaliśmy w Ochrydzie, a naszym celem tym razem było bliższe poznanie tego cudownego miasta. Na początek lunch – tavcze gravcze i sałatka szopska, a potem spacer na bazar (koniecznie trzeba tam być, inwazja owoców, przypraw i nie tylko). I wreszcie miejsce, którego nie ma w programie wycieczki, ale od tego mamy czas wolny, czyli górująca nad miastem twierdza cara Samuela. Tym razem nie mogliśmy jej pominąć. Warto wspiąć się na mury, wstrzymać oddech i podziwiać, podziwiać i jeszcze raz podziwiać przepiękne widoki! W drodze powrotnej jeszcze raz zeszliśmy do położonej w pobliżu cerkwi św. Jovana Kaneo aby zobaczyć ją w popołudniowym słońcu. Widok bezcenny… Warto było przy niej spędzić więcej czasu i w spokoju upajać się widokami. Kolejny, dzień to całodzienna wycieczka fakultatywna nad Jezioro Prespańskie, do Bitoli oraz dawnego greckiego miasta Heraclaea Lincaestis. My postanowiliśmy zwiedzić pobliską cerkiew św. Stefana (10-15 min. wspinaczki pod górę spod naszego hotelu). Stąd również rozciąga się piękna panorama na całą okolicę. Potem lokalnym busem (20 denarów) dotarliśmy do Ochrydy i pospacerowaliśmy deptakiem wzdłuż jeziora, tym razem w lewą stronę (stojąc przodem do jeziora). Miasto przepiękne, warto spędzić w nim więcej czasu i tym razem wiem, że zobaczyłam wszystko to co chciałam. I jeszcze na koniec cudowne pożegnanie z jeziorem przy niezapomnianym zachodzie słońca. Następnego dnia, po bardzo wczesnej pobudce i zaopatrzeni w suchy prowiant, ok. 5:30 wyruszamy w kierunku ALBANII. Po przekroczeniu granicy jeszcze przez chwilę podziwiamy wschodzące słońce nad Jeziorem Ochrydzkim. W Albanii oczywiście witają nas liczne bunkry, ale również piękne górskie krajobrazy. Po drodze wsiada do nas lokalny, mówiący po polsku, przewodnik Czimi (zapis fonetyczny) i częstuje wszystkich pysznymi figami. Towarzyszy nam podczas zwiedzania TIRANY i Kruji. Stolica Albanii nie przypadła mi do gustu, typowa komunistyczna zabudowa, dla mnie miejsce na jeden raz. Za to KRUJA, jej położenie u podnóża gór, te widoki budzą niedosyt i tęsknotę. Miejsce, które obowiązkowo trzeba zobaczyć. Najpierw idziemy przez kolorowy bazar, gdzie warto zwrócić uwagę na biżuterię filigranową, kolorowe szale i nie tylko. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Mijamy bazar i wchodzimy na teren warowni. Zwiedzamy z grupą Muzeum Etnograficzne, potem mamy dwie godziny czasu wolnego. Na terenie warowni można zwiedzić odpłatnie Muzeum Skandenberga i wspiąć się na samą górę do wieży zegarowej (dawnej baszty obronnej), skąd rozciąga się przepiękna panorama. Wrażenia estetyczne nieco psują niewykończone wieżowce w stanie surowym. Ale klimat Kruji na długo pozostanie w naszej pamięci. Późnym popołudniem przekraczamy kolejną granicę i jesteśmy w CZARNOGÓRZE, następnie drogą pasterską zmierzamy coraz niżej ku wybrzeżu. Nad Adriatykiem niestety zaczyna padać deszcz, który psuje nam widoki. Noc spędzamy w BUDVIE, w hotelu położonym tuż przy murach otaczających starówkę. Mamy wielkie szczęście, bo jak wynika z programu, Budvę zwiedza się tylko wtedy, gdy czas pozwoli, nam pozwolił i to zarówno wieczorem, jak i następnego ranka. No więc po kolacji ruszyliśmy na spacer. Przestało padać, więc mieliśmy okazję uczestniczyć w nocnym życiu Budvy. Do późnych godzin można było robić zakupy lub posiedzieć w kafejkach. Oby więcej tego typu miejsc noclegowych. I nie chodzi wcale o jakieś super wygody, ale właśnie o lokalizację. Rano po Budvie oprowadza nas Filip - kolejny polskojęzyczny przewodnik. Nie było już czasu wolnego, więc tym bardziej miło, że skorzystaliśmy z tej okazji poprzedniego dnia. Z Filipem jedziemy dalej do KOTORU. Miejsce (wpisane na listę UNESCO) jest zjawiskowe, ze względu na klimat i położenie. Klimatyczne, piękne średniowieczne miasteczko z wąskimi uliczkami, otoczone z trzech stron górami, pozostał tylko niedosyt, ponieważ zabrakło wystarczającej ilości czasu wolnego aby wspiąć się murami obronnymi do Cerkwii Matki Boskiej od Zdrowia i najwyższego punktu miasta - Twierdzy świętego Jana (1,5-2 h w obie strony). Na pewno jeszcze tam wrócimy. Zmierzamy w kierunku CHORWACJI, przez kilka minut płyniemy promem i w popołudniowym słońcu, w towarzystwie „baby z jajami” czyli polskiej przewodniczki Karoliny, zwiedzamy majestatyczny DUBROVNIK, kolejne miasto w programie z listy UNESCO. W czasie wolnym biuro proponuje rejs łódką wzdłuż murów miasta, natomiast we własnym zakresie można je zwiedzać spacerując murami obronnymi wokół starówki lub wjechać gondolą na pobliski szczyt i stamtąd podziwiać panoramę. Jako, że byliśmy w Dubrovniku po raz pierwszy, postanowiliśmy pospacerować sobie wąskimi, zacienionymi uliczkami, a przy okazji skosztować słynnych lodów. Dubrovnik to miejsce, którego nie można pominąć podczas zwiedzania Chorwacji, ale jak dla mnie przeludnione, mało intymne i nie ma w nim tego specyficznego klimatu, który uwielbiam. Przedostatni nocleg spędzamy w Neum (Bośnia i Hercegowina). Hotel pięknie położony przy samej plaży…. Niestety gorsze wrażenie sprawił nasz pokój, kolejny raz bez balkonu, bez klimatyzacji i z mało ciekawym widokiem z okna. Za to do kolacji po raz pierwszy zaserwowano nam lampkę wina. Po pełnej przygód babskiej wyprawie do marketu, spędzamy cudowny wieczór na plaży u stóp naszego hotelu. Cieszymy się, że nie musimy nocować w windzie, bo ta, która wiozła nas w dół na plażę zatrzymała się i odmówiła nagle współpracy, a my przez kilka minut byliśmy uwięzieni w środku, telefon nie miał zasięgu i perspektywy rysowały się niewesołe… Jakoś udało się ręcznie otworzyć drzwi, na szczęście byliśmy na samym dole. Na plaży czujemy prawdziwą bałkańską moc, ludzie bawią się, biesiadują i tańczą przy akompaniamencie człowieka – orkiestry i wodzireja w jednej osobie, więc nie pozostało nic innego, jak się do nich przyłączyć. Bałkańskie kobiety chwyciły nas za ręce i pokazywały kroki. Jesteśmy pod wrażeniem, bo bez względu na wiek wszystkie mają piękne ruchy i emanuje z nich radość życia. Spędziliśmy niesamowity wieczór…. Następnego dnia jesteśmy znowu w Chorwacji, jedziemy dalmatyńską trasą, przepiękną doliną Neretwy z mnóstwem upraw i po drodze zatrzymujemy się na degustację owoców, dżemów, orzeszków i rakiji oczywiście z możliwością ich zakupu. Zwiedzamy dwa kolejne nadmorskie miasteczka: TROGIR i SZYBENIK, po których kolejno oprowadzały nas mieszkające w Chorwacji Polki: Agnieszka i Lidzia. W Szybeniku jest przepiękna katedra wpisana na listę UNESCO. Zieloną noc spędzamy w miejscowości Karlobag, w hotelu położonym przy plaży (kocham takie miejsca) i wreszcie z przepięknym widokiem z pokoju. Kolejny wieczór na plaży w naszym doborowym towarzystwie, niestety pożegnalny, tym razem bez muzyki i tańców, bo okolica bardzo spokojna i wyciszona. Ostatni punkt zwiedzania w Chrowacji, to miasto artystów ROVINJA położone na Istrii. Oprowadza nas polska Małgosia, która chajtnęła się z Chorwatem J i mieszka w pobliskiej Puli. Przyjemny spacer, kolejne klimatyczne miejsce i czas wolny na ostatni posiłek, który można odpłatnie zamówić u pilota lub coś zjeść we własnym zakresie. Jesteśmy w mieście artystów, więc co chwilę mijamy galerie, pracownie i sklepy z lokalnym lub importowanym rękodziełem. Ostatni punkt programu to PIRAN w SŁOWENII, po którym oprowadza nas Christina – jedyny przewodnik, który nie mówił po polsku, ale bardzo sympatyczna osoba. Piran to jedno z moich ulubionych miejsc na tej trasie, pięknie położone na niewielkim półwyspie. Podczas zwiedzania cofamy się w czasie od współczesności do średniowiecza, uliczki stają coraz węższe, otoczenie coraz bardziej surowe. W czasie wolnym przysiadamy w nadmorskiej kafejce i żegnamy się z pięknymi widokami i………. już tęsknimy za Bałkanami! Ok 20-ej wyruszamy w kierunku granicy. Granica na tej trasie to chleb powszedni, zwykle przekraczaliśmy ją jeden lub dwa razy dziennie, ale tym razem każda coraz bardziej oddala nas fizycznie od Bałkan. Rano, około 6-ej jesteśmy już w Polsce i przychodzi ten najsmutniejszy moment - czas pożegnania, które boli tym bardziej że dopiero zaczęliśmy się zżywać, a z niektórymi uczestnikami spędziliśmy niezapomniane bałkańskie wieczory i przygody. Porównując dwie nasze wycieczki po krajach bałkańskich mogę powiedzieć, że są one zupełnie różne i obie były dla mnie niesamowite. Wycieczka „Po Bałkańsku!” (Serbia, Macedonia i Bułgaria) to przede wszystkim przejazd dolinami rzek i górskimi serpentynami, kontakt z przyrodą, zwiedzanie małych osad i miasteczek (m.in. Mokra Gora, Drvengrad, Melnik, Ochryda) oraz monastyrów, urozmaicone środki transportu (busy, łódki, kolejka wąskotorowa). „Czas na Bałkany”, to przeprawa przez góry i doliny, potem widowiskowa trasa wzdłuż Adriatyku, liczne zabytki, spacery wąskimi uliczkami średniowiecznych miasteczek. Na obydwu mieliśmy świetnych pilotów (Jakub i Ania) i wspaniałe towarzystwo, ale widocznie Bałkany przyciągają odpowiednich i pozytywnie nastawionych do życia ludzi, dzięki którym realizacja programu jest perfekcyjna, a wspólne wieczory pozostaną w pamięci na długo. Dziękujemy wszystkim uczestnikom za dobrą atmosferę i organizację. Grupa była bardzo zdyscyplinowana i kulturalna, nie było przepychanek przy jedzeniu. Szczególne podziękowania dla drugiej połowy autokaru za super towarzystwo, dzięki któremu Bałkany były jeszcze bardziej bałkańskie J