5.3/6 (1259 opinii)
5.0/6
Cała wycieczka przebiegła sprawnie i zgodnie z planem mimo, że grupa była bardzo liczna i były częste przystanki połączone w opuszczaniem autokaru. Plan wycieczki dość rozbudowany, ale nie napięty. Sporo było czasu wolnego każdego dnia. Bardzo trzeba pochwalić pilotkę, która miała wszystko pod kontrolą a w kilku przypadkach "wątpliwych" bardzo szybko i sprawnie rozwiązywała problemy. Mam jedną radę dla tych co średnio znoszą upały powyżej 40 stopni - unikajcie wyjazdu w ostatni tydzień lipca i pierwszy sierpnia. Trochę dla nas za gorąco. Generalnie wyjazd udany i odpocząłem. Jedzenie dobre i bardzo dobre, choć z obiadokolacjami różnie bywało. Polecam wypady wieczorem do lokalnych knajpek - dobre jedzonko i super atmosfera.
5.0/6
Dookoła Grecji, 12 -19 sierpnia – Grecja przywitała nas pięknym słońcem i sporym ochłodzeniem (wg miejscowych) ponieważ w ciągu tygodnia temperatura ani razu nie przekroczyła 40 stopni :) Sobota - Lot dość krótki, transfer do hotelu sprawny, bez oczekiwania na przyloty z innych miast. Hotel usytuowany na wzgórzu, z dala od miasta. Basen czynny do 21-ej (sobota) więc można od razu wskoczyć do wody. Pokoje ładne, całkiem spore, łazienka również. Kolacja w formie bufetu, makaron, kurczak, frytki, sałatka, kotleciki – całkiem smaczne i w nieograniczonych ilościach. Po kolacji możliwość „zjechania” do miasta hotelowym busikiem – dla wytrwałych, my nie mogliśmy się doczekać kursu powrotnego do hotelu (po 2 godzinach). Może to wynikało z panującego nawet w nocy upału może z obawy przed czekają nas nazajutrz dłuuugą podróżą do Aten (ponad 500 km). Niedziela – podróż do Aten okazała się nie taka uciążliwa jak się obawialiśmy. Zaraz na początku zwiedzanie Werginy i grobowców władców Macedonii, między innymi Filipa II Macedońskiego – bardzo ciekawe wrażenia i interesujące opowieści przewodniczki. Po zwiedzaniu przerwa na szybką kawę w miejscowej knajpeczce oraz obowiązkowe zakupy brzoskwiń i nektarynek zerwanych przed godziną z drzewa (2 euro za koszyczek) i w dalszą drogę w kierunku Aten. Autokar wygodny, dość miejsca na nogi (mam 176 cm wzrostu więc wiem co mówię), klimatyzacja – ok., jak robiło się zbyt zimno, kierowca bez problemu zmieniał temperaturę. Po drodze postój na lunch – szybko i smacznie (10 euro+ coś do picia). Do Aten przyjechaliśmy około 18-ej. Miasto w pierwszym momencie nie rzuca na kolana (właściwie w drugim i kolejnych momentach też nie powala urokiem), hotel położony w nieciekawej okolicy, zresztą chyba nie było zbyt wielu chętnych na spacery po całodniowej podróży, zwłaszcza że po kolacji czekał nas „wieczór grecki”. Hotel „kompaktowy”, pokój standardowy, kolacja serwowana – musaka (wg mnie najsmaczniejsza z tych które próbowałam podczas całej wycieczki) + jabłko na deser. „Wieczór grecki” – niekoniecznie.... Jeśli liczysz na ucztę dla ciała i zmysłów to się rozczarujesz. Menu – na pewno nie była to feria smaków jaką oferuje grecka kuchnia, przystawki to głównie wariacje na temat grochu, makaron, na ciepło jakieś kiełbaski, pierożki z ciasta francuskiego, danie główne – mięso na patyku (szaszłyk) i ziemniaki. A pozostałe zmysły… no cóż, tańce ludowe bardzo ciekawe, różnorodne stroje i układy choreograficzne i to ta lepsza część wieczoru. Czas między tańcami ludowymi wypełniały popisy wokalne dwóch solistek – spuśćmy łaskawie zasłonę milczenia na tę cześć przedstawienia. Podsumowując: byłem/zaliczyłem. nic poza tym. Poniedziałek – zwiedzanie Aten rozpoczęliśmy od Akropolu. Trochę wspinania się po schodach w palącym słońcu i mamy Partenon na wyciągnięcie ręki. Dookoła wzgórza roztacza się spektakularny widok na Ateny i Pireus. Po zwiedzaniu Akropolu przejście na starożytną agorę a następnie zwiedzanie muzeum archeologicznego. Niestety ciekawości Aten nie podsycała w nas pani przewodnik, której wypowiedzi były dość chaotyczne, nie zawsze wyraźne i trochę zbyt często okraszone porównaniami ze świata relacji damsko- męskich. Mieliśmy też okazje zobaczyć zmianę warty przy grobie nieznanego żołnierza – bardzo widowiskowa, wręcz egzotyczna. Warta obejrzenia. Warto poczekać do końca, po odejściu żołnierzy, ci którzy przyszli na zmianę również wykonują serię różnych kroków i figur, które mało kto ogląda, bo tłum już się wtedy rozchodzi. Po południu przejazd do hotelu w Loutraki (nad brzegiem Morza Jońskiego), kolacja była poza hotelem, ale nie było to uciążliwe. Po kolacji można było udać się od razu na spacer nadmorskim bulwarem, był też czas na kąpiel jeśli ktoś bardzo chciał. Ale zanim dojechaliśmy do hotelu była okazja przepłynięcia Kanałem Korynckim. Mimo że nie spełnia on już tej funkcji do której został pierwotnie przeznaczony, to wg mnie pozostaje wspaniałą atrakcją turystyczną i warto skorzystać z możliwości rejsu. PS. W tym hotelu po raz pierwszy przekonałam się jak przeraźliwie mały może być kącik prysznicowy w greckiej łazience . Wtorek - antyczna Grecja na poważnie, Mała Pętla Argolidzka – wspaniały antyczny teatr i test jego wspaniałej akustyki w naszym wykonaniu; pozostałości po sanktuarium boga sztuki lekarskiej Asklepiosa (taki antyczny Ciechocinek ), Nafplion i Mykeny, do tego wspaniała przewodniczka, „odrobina wyobraźni” i obrazy które pozostają pod powiekami długo po zamknięciu oczu. Słońce przygrzewa niezmiennie, całkiem dobrym pomysłem jest parasolka, nie sprawdzi się w zatłoczonych Atenach, natomiast na otwartych stanowiskach archeologicznych staję się obiektem zazdrości pozostałych uczestników wycieczki :) . Na parkingu w Mykenach obowiązkowo kubeczek zimnego, świeżo wyciskanego soku z pomarańczy. Środa – po noclegu w hotelu w Olimpii ( duże pokoje, łazienka ok., czynny basen i niezła kolacja – wielki talerz makaronu z pulpecikami na 10-osobowy stół plus dwie karafki wina) zwiedzanie miejsca gdzie ponad 1500 lat temu odbywały się najważniejsze igrzyska olimpijskie. Stanowisko robi duże wrażenie, chociaż i tym razem nie może się obyć bez „uruchamiania wyobraźni”. Również i my zorganizowali małe zawody, których zwycięzcą został najmłodszy uczestnik wycieczki i do niego powędrował wieniec oliwny, aczkolwiek okazał się on wieńcem przechodnim ponieważ większość wycieczki „wypożyczała” go do fotografii. Wizyta w muzeum archeologicznym to kolejna porcja wspaniałej historii Grecji. Po południu, w drodze do Delf wizyta w winiarni połączona z degustacją czterech rodzajów wina i możliwością zakupów. Zwiedzanie dość fajne, wielkie beczki robią wrażenie, sama degustacja dość chaotyczna i na „łapu-capu”, jeszcze niektórzy nie spróbowali pierwszego wina a pani już otwiera następne, trochę to wyglądało jak jazda pociągiem pośpiesznym, a przecież degustacja raczej się kojarzy z powolną bieszczadzką ciuchcią a nie z wyścigami. Doświadczenie z kategorii – byłem/zaliczyłem. Przejazd na nocleg do Delf. W hoteliku w Delfach (nie bez kozery używam tego zdrobnieniaJ) mieliśmy pierwszy duży problem z pokojem – nie działała klimatyzacja (dmucha ale nie chłodzi), na szczęście podstawowa znajomość angielskiego i uśmiech na twarzy wystarczyły żeby pani (współwłaścicielka?) udostępniła nam klucz do pokoju na innym piętrze gdzie wszystko było ok. Zaletą takiego rozwiązania był również o wiele większy balkon, z którego roztaczał się cudowny widok na otaczające nas góry, doliny i niedalekie morze, a to miał być tylko przedsmak niesamowitych wrażeń które czekały nas następnego dnia. Czwartek – Delfy jedno z najświętszych miast starożytnej Grecji zatopione w przepięknym krajobrazie. Warto uwierzyć we własne siły i wspiąć się na najwyżej położony stadion olimpijski. Zwiedzamy także muzeum w których znajdują się bezcenne eksponaty. Jest też makieta całych Delf, która niewątpliwie wspomoże naszą wyobraźnię. Po opuszczeniu Delf przejazd do nadmorskiego miasteczka Itea, czas na spacer, plażowanie i pyszny lunch, do wyboru krewetki, smażone anchois, musaka lub suvlaki (ok. 11 euro), na wejście kieliszeczek uozo dla każdego, a jak ktoś poprosił to były i dwa kieliszeczki. Warto zatrzymać się przy miejscowym straganie z owocami – figi za grosze, przepyszne brzoskwinie i słodkie melony – smakujmy życie:). Po lunchu kierunek – Meteory, po drodze krótki postój w Termopilach przy pomniku Leonidasa, szkoda że podczas przejazdu nie był wyświetlany żaden film który przybliżyłby nam obraz bitwy pod Termopilami. Musiała wystarczyć opowieść Pani Agnieszki (nie można jej odmówić szerokiej wiedzy dotyczącej historii oraz współczesnej Grecji ). Wieczorem przyjazd do miasteczka u stóp Meteorów i tu niespodzianka – za oknem deszcz. Hotel przyzwoity, spora łazienka, niedogodnością była głośna klimatyzacja, ale zatyczki do uszu i „sliping glass’y” to nieodłączne atrybuty wycieczkowicza – więc problem rozwiązany. Restauracja w tym hotelu niezbyt przyjazna – kolacja wydzielana przez dwóch, niezbyt sympatycznych panów, ale… głodny chyba nie wyszedł nikt. Acha – też był basen i chyba były osoby które z niego korzystały. Po kolacji koniecznie trzeba pójść „na miasto”, całe miasto to właściwie jedna ulica, ale mnóstwo tam klimatycznych knajpeczek gdzie można napić się zimnej kawy „fredo cappuccino”, wina lub… wódki, my rozsmakowaliśmy się w zimnym ouzo :). W Grecji smakuje najlepiej. Piątek – Meteory – najlepsze zostawione na koniec. Nie było nikogo kogo ten widok nie powaliłby na kolana. O ile nie każdy z nas jest w stanie docenić piękno, majestat i bogactwo XIV-wiecznych klasztorów zbudowanych na szczytach skał to jednak piękno gór, wyrastających z ziemi skał sięgających nawet 400 m n.p.m. zachwyca każdego. Zwiedza się dwa klasztory, w przewodnikach jest przypomnienie o odpowiednim stroju – zakryte ramiona i kolana, panie raczej w spódnicach niż w spodniach. Ostatecznie można skorzystać z chust które są do dyspozycji przy wejściu do klasztoru. Wejście nie jest łatwe, schodów jest sporo a słońce grzeje niemiłosiernie. Na szczęście nie musieliśmy zbyt długo czekać w kolejce. Gdy schodziliśmy „po zwiedzaniu” kolejka na wejście była znacznie dłuższa. Po zwiedzaniu kierunek Thessaloniki – ostatni nocleg, jednak zanim udamy się w objęcia Morfeusza czeka nas jeszcze zwiedzanie miasta, kilka ciekawych obiektów Biała Wieża, Rotunda, Kościół Demetriusza. Mimo że pan przewodnik starał się ze wszystkich sił, to jednak nie udało mu się wykrzesać większego entuzjazmu z grupy. Może to wina długiej podróży, może wysokiej temperatury a może po prostu siódmy dzień intensywnego zwiedzania taki już jest. Nocleg w innym hotelu niż pierwszego dnia, tym razem w centrum miasta, ale nie wychodziliśmy już na spacer. Hotel w trakcie remontu, mięliśmy pokoje na VII i VIII piętrze, pięknie odnowione wręcz niepasujące do widoku jaki roztaczał się z okna (ruiny jakiegoś zaniedbanego budynku). W hotelu były dwie windy, które mogą powrócić w koszmarnych snach – maleńkie, bez nawiewu powietrza, jeśli nie zdążyłeś otworzyć drzwi w odpowiednim momencie można było podróżować w górę i w dół bez końca, winda nie reagowała na przyciski osoby znajdującej się w środku a jedynie jechała na wezwanie osób oczekujących. Dla zdesperowanych pozostawały schody niestety mniej więcej na poziomie III – V piętra zabarykadowane materacami oraz drzwiami które zostały tam „zmagazynowane” zapewne z powodu przeprowadzanego remontu. Rozwiązanie to nie nastrajało zbyt optymistycznie osób z rozwiniętą wyobraźnią ( a przecież przez ostatnie 7 dni nie robiliśmy nic innego tylko „uruchamialiśmy” wyobraźnięJ). Ale na szczęście zarówno wieczorem jak i rano udało się wjechać i zjechać na górę/dół i w sobotę rano, ostatnie pakowanie walizki i transfer na lotnisko. Z naszą grupą powracała do Polski pani Agnieszka więc czuliśmy się raźniej na tym niewielkim ale bardzo zatłoczonym lotniku. Lot powrotny trwał niespełna dwie godziny, Warszawa przywitała nas całkiem niezłą pogodą i słońcem, które po kilkunastu minutach przykryły chmury przynosząc ochłodzenie i deszcz… i tak jest do dzisiaj, co właściwie nie za bardzo mi przeszkadza, bo wakacje się skończyły a do pracy mogę chodzić pod parasolem :) Pierwsza wizyta w Grecji rozbudziła apetyt na dalsze jej poznawanie, teraz kolej na wyspy….
5.0/6
Pilot wycieczki Ewa godna polecenia, wykazała się profesjonalizmem. Posiłki w hotelach czasami "słabsze" szczególnie śniadania. Wycieczki fakultatywne wieczór grecki, kanał Koryncki atrakcyjne, z pewnością każdy dla siebie "coś znalazł". Saloniki nocą - słabo przemyślane (czas wolny 22 godz. w nieznanym miejscu i nocą... czy bezpiecznie?? a dzieci ...?)
5.0/6
Ogólnie wycieczka udana, dobrze zorganizowana. Wiele wrażeń.