4.8/6 (257 opinii)
Kategoria lokalna 4
0.5/6
Po kolei: 1. Nie widzę możliwości uniknięcia wchłonięcia znacznej ilości lokalnej mikrofauny. No może gdybym darował sobie wszystkie surówki, owoce i pił tylko butelkowaną wodę, a pod prysznicem, w basenach (a może także w morzu?) zalepił sobie usta? Cola, fanta „soki”, drinki, są przygotowywane na wodzie z kranu. Cała masa nowych potraw i składników spoza polskiej diety, również raczej nie wpływa stabilizująco - rozstrój i długie dochodzenie do siebie w kraju, przynajmniej dla mnie, okazały się częścią pakietu. 2. Napoje: butelkowana była tylko woda donoszona do pokojów (jak nie zapomnieli) i to piwo, które było dostępne tylko w dwóch barach na uboczu, gdzie nie mieli dystrybutorów. „Soki”? To było jeszcze gorsze niż napoje typu Garden. Nie byłem w stanie pić ich nawet jako składnika drinków. 3. Alkohole: Jeszcze gorzej niż z napojami. Widać wyraźnie, że są to produkty tylko dla turystów z AI. Plastikowe butelki i skład/smak jakby ktoś wczoraj rozcieńczał spirytus przemysłowy i zakrapiał najtańszymi aromatami typu rum/whisky. Do drinków (żeby były kolorowe, warstwowe) dolewają jeszcze ultra słodkie syropy. Równie fatalne jak soki… Poprosiłem o mojito i dostałem ten niby rum z syropem miętowym (kwasku cytrynowego już nie dodali). Bukiet/smak w rodzaju - pasta do zębów Pollena. Piwo lane słabe (trudno było się nim nawet podchmielić), też rozcieńczone niekoniecznie mineralną, w smaku poniżej polskich najgorszych marketówek. Słabo dostępne butelkowe smakowało przy nim jak cudo, a wyżej Tatry nie sięgało. Do tego wszystkiego, o ile nie wszędzie i nie zawsze trzeba było stać w kolejkach po jedzenie, to po napoje – zawsze. Obiad przy plaży obsługiwały trzy knajpy tematyczne, punkt wydawania napojów – jeden. W restauracji głównej w dużej mierze samoobsługa, po napoje w jednej kolejce, itd… 4. Posiłki: Śniadania – szeroki, ale cały czas ten sam zestaw. Obiady, kolacje, desery – tu występował płodozmian, nie wszystko było dobre, doprawione, ale choć nigdy nie trafiło się nic zachwycającego, było w miarę OK. 5. Pokoje? Wolna amerykanka. Jedni dali dychę $ na wstępie i dostali niezły pokój z widokiem na morze, drudzy dali 20 $ i dostali gorszy niż my (nie płacąc nic…) wydreptaliśmy sobie drugiego dnia. Bo pierwszego dostaliśmy strasznie brudny koszmar z nieszczelnymi oknami na ulicę, na której ruch trwa cała dobę ( kierowcy niekoniecznie używają w nocy świateł, ale trąbią wszyscy i to bez przerwy). Słowem, dasz czy nie dasz – najczęściej dopiero trzecia, czwarta propozycja będzie znośna. My mieliśmy takie kilkugodzinne poszukiwania/oczekiwania na zmianę przy recepcji dwa razy, bo w połowie pobytu, pod naszą nieobecność, weszli nam do pokoju i jakąś straszliwie śmierdząca farbą zamalowali purchle grzybowe na suficie… Mydło w płynie śmierdzące. Obsługa nie używa odkurzaczy. Podłogę jeszcze zamiotą, ale dywany/iki noszą ślady chyba nawet pierwszych gości. Wchodząc boso do łózka zabierasz to wszystko ze sobą. Niesterowalna (centralna) klimatyzacja. Możesz sobie kręcić i ustawiać temperaturę na najwyższa możliwą, ale i tek zawsze będzie wiało Syberią. W efekcie, na noc wyłączaliśmy. Woleliśmy się spocić, niż przeziębić. Na koniec zaczęło z niej nieco śmierdzieć... 6. Baseny, zjeżdżalnie fajne. Szkoda, że czynne tylko do 17:30. Szkoda, że za mało leżaków. 7. Plaża. A raczej trzy nieduże, wydzielone, oddzielone, zasłonięte od reszty wybrzeża (przez co nieco klaustrofobiczne, nie dające poczucia dużej otwartej przestrzeni) plażki. Zakaz rezerwowania leżaków, którego nikt nie egzekwuje, a wszyscy olewają. Słowem, po śniadaniu już nic wolnego nie znajdziesz. Rafki przy plażach słabe, obumierające, rozdeptane. Mało ryb, mało kolorów. 8. Obsługa. Jedni mili i pomocni nawet bez napiwków. Inni jak nie dasz napiwku z góry (dla mnie coś takiego to jednak raczej łapówka) – olewający, bezczelni, przykrzy. Recepcja – dramat. Jakby im zależało na jak najgorszej opinii o hotelu. Zawsze próbują Ci wcisnąć to co najgorsze. Zawsze musisz czekać godzinami. 9. Animacje. Tańczący derwisz czy fakir potrafili zadziwić, a nawet zachwycić, jednak zdecydowanie częściej wiało nudą. Np. Kids Club – co dzień ten sam repertuar zabaw/piosenek. Poziom nieporównywalny z włoskimi czy francuskimi kempingami. 10. Hurghada. Niesamowite kontrasty. Morze opuszczonych, niedobudowanych ruin, przetykanych hotelami i slumsami. Zadziwiający ruch uliczny. Wszechobecność podróbek. Nieustanne nagabywania. Skąd ja jestem? Może z Rosji? Nie, ja byłem z Antarktydy, Marsa, Aniołem z Nieba, a nawet Tutejszym. Czasami potrafiło to zaciąć rozmówcy taśmę. 11. Pogoda na przełom lipca i sierpnia? W dzień 40 w cieniu, w nocy min 30, woda 29. Dla mnie bomba! Powietrze rzadko stało, co łagodziło upał, ale przypuszczam, że poza sezonem mogłoby to zbijać te dwadzieścia parę do nastu... To jest podobno jeden z lepszych hoteli. Rozmawiałem z ludźmi, którzy polowali na miejsce w nim, bo taki ceniony i dobrze usytuowany. Ma dobre oceny. Ponad średnią w Egipcie i a jeszcze wyżej w stosunku do Turcji i Tunezji. Strach pomyśleć, z czym zetknęlibyśmy się w tych gorszych. Rozumiem, że ludzie mają różne wymagania i smaki, ale mnie coraz bardziej zastanawia kwestia wiarygodności pozytywnych ocen. W związku z powyższym, to był nasz pierwszy, ale i ostatni zwykły AI, w „dobrze” ocenianym hotelu. Może kiedyś wypróbujemy wersję Ultra, nie wiem… w jakimś liderze rankingów, w którym najbardziej niezadowoleni będą narzekać nie na pleśń, bród, hałas, obrzydliwe napoje, słabe jedzenie, kiepską obsługę, nudne animacje, tylko np. „Zapytałam o lawendowy papier toaletowy, a oni (skandal!) mają tylko zwykły, bały.”