5.4/6 (106 opinii)
6.0/6
Bardzo udany wyjazd. Piękna Dominikana, super pogoda i świetni ludzie. Naszym pilotem była p. Ania. Właściwa osoba na właściwym miejscu. Rozległa i bynajmniej nie tylko podręcznikowa wiedza, życzliwość, uśmiech, uczynność i świetny sposób narracji to tylko niektóre zalety tej znakomitej pilotki.
6.0/6
Super organizacja, piękny kraj, ekstra atmosfera oraz rewelacyjni przewodnicy: Martyną i Hugo. Noclegi w różnych hotelach były pozytywnym elementem zaskoczenia :)
6.0/6
W obiegowej opinii Krzysztof Kolumb ponad 500 lat temu odkrył Amerykę (w domyśle dwa ogromne kontynenty zwane dziś Ameryką Północną i Południową). Tymczasem Kolumb podczas każdej ze swych 4 wypraw penetrował wyłącznie wyspy znane nam dziś jako Małe i Wielkie Antyle oraz tereny Ameryki Środkowej i tylko otarł się o obszary dzisiejszej Wenezueli. Swą bazę i pierwsze miasto założył zaś, urzeczony pięknem wyspy, na terenie wyspy Haiti, nazywanej podówczas Hispaniolą, na obszarze której dziś leży Haiti i Dominikana. Karaiby dla konkwistadorów okazały się rozczarowaniem- nie było tam olśniewających bogactw ani gór złota, jakich spodziewali się Hiszpanie. Są za to skarby innego rodzaju: fascynująca tropikalna przyroda, bajecznie piękne plaże, błękitne niebo rozświetlone palącym niemal stale słońcem… Ponad 5 wieków później fascynację urodą Hispanioli dzielą z Kolumbem miliony turystów odwiedzających resorty wypoczynkowe Dominikany oraz innych wysp i czerpiące pełnymi garściami z owego skarbca Karaibów. Z oferty RT wybraliśmy wycieczkę pół-objazdową, pół pobytową, aby nie poprzestać wyłącznie na leniwym wygrzewaniu się pod karaibskim niebem, ale nieco bliżej poznać Dominikanę, jej przyrodę, krajobrazy, mieszkańców. A że Hispaniola nie jest wcale taka mała (niemal 74 tyś. km kw.) nie da się dotrzeć do najciekawszych miejsc wyłącznie podczas krótkich, parugodzinnych wypadów z wybranego hotelu pobytowego. Tak więc opcja objazdowa zwana „Karaibską ślicznotką” jest optymalnym kompromisem dającym możliwość choć pobieżnego zapoznania się z urokami wyspy, a jednocześnie stwarzającą okazję do 4 dniowego wypoczynku w warunkach „all inclusive” w wybranym przez siebie hotelu. Wylot z W-wy o ósmej rano i fakt, że ziemia kręci się w tę, a nie odwrotną stronę powoduje, iż pomimo długiego, niemal 12-godzinnego lotu do pierwszego hotelu dojeżdża się ok. 16-17:00. A, że hotel usytuowany jest kilkaset metrów od Costa Dorada, więc już pierwszego dnia można dokonać wstępnych „zaślubin” z morzem, a właściwie z Oceanem Atlantyckim. Miłą też była informacja, iż w owym pierwszym hotelu czeka na nas nieoczekiwana biżuteria w postaci bransoletki „all inclusive”. Tak więc po zaślubinach z morzem można także nawiązać pierwsze przyjaźnie z karaibskimi barmanami i dokonać wstępnego rozeznania „w temacie” rumu. Dla tych, których już na początku przeraziła wiadomość o długości lotu dodajmy na pocieszenie informację, że lot powrotny trwa znacznie krócej, bo tylko 9 godzin- widocznie pilotom śpieszy się do domu :). Pierwszy dzień objazdu przeznaczony jest na zwiedzanie Puerto Plata i długi przejazd na południe do Santo Domingo. W Puerto Plata nie ma zbyt wielu historycznych obiektów, najciekawszy jest malowniczy rynek miasta i jego bezpośrednie okolice. Interesująca jest także kolekcja bursztynów z zatopionymi w nich prehistorycznymi szczątkami, która była zalążkiem scenariusza filmu Jurassic Park. Oczywiście nie należy spodziewać się, że zobaczymy bursztyn nadziewany tyranozaurem, większość obiektów z mezozoiku to drobne szczątki roślin i mikroskopijne owady. W drodze do stolicy przewidziano podziwianie wodospadu Salto Daiguate, który może nie powala rozmiarami Niagary, tym niemniej wart jest obejrzenia. Płytkie jeziorko pod wodospadem pozwala na podejście pod samą strugę spadającej wody. Drugi dzień to uczta dla wielbicieli obiektów historycznych, a zwłaszcza pozostałości z czasów kolonialnych. Tych ostatnich jest zresztą na Dominikanie bardzo mało i właściwie tylko Santo Domingo daje szansę podziwiania budowli pamiętających czasy pierwszych odkrywców. Stolica jest bardzo rozległa, ale najciekawszy dla turystów dystrykt kolonialny (Zona colonial) ma zwartą zabudowę, a wszystkie jego atrakcje położone są w zakresie tego, co w przewodnikach określa się jako „walking distance”. Zabytki dzielnicy kolonialnej nikogo zapewne nie rozczarują, ten obszar miasta jest zresztą nie tylko najbardziej interesujący z historycznego punktu widzenia, ale i najlepiej zadbany i najbezpieczniejszy. Efektowną budowlą jest Alkazar de Colon z pięknie odrestaurowanym wnętrzami. Malowniczym obiektem jest także pałac prezydencki, przypominający nieco hawański Kapitol, niestety ogląda się go tylko z autobusu, tym niemniej można się do niego przespacerować już po zakończeniu zwiedzania grupowego, gdyż nie jest usytuowany zbyt daleko od centrum. Położenie „naszego” hotelu niemal przy głównym placu, zwanym Parque Colon otworzyło wspaniałe możliwości do podziwiania stolicy także i we własnym zakresie, tym bardziej, że program zwiedzania Santo Domingo kończył się około 15:00. Warto wykorzystać ten czas i pospacerować samodzielnie, warto też zobaczyć stolicę wieczorem, gdy ważniejsze zabytki są efektownie podświetlone (o tej porze jednak lepiej zbytnio nie oddalać się od w miarę spokojnej zony kolonialnej). Rejs katamaranem kolejnego dnia na wyspę Saona to punkt programu, który zachwycić musi każdego, nawet osoby cierpiące na chroniczny wodowstręt:). Gdyby w Sevre pod Paryżem obok wzorca metra miał być przechowywany wzorzec idealnej tropikalnej plaży, to Saona nadaje się do tego jak najbardziej. Pochylone ku morzu palmy, jasny drobny piasek i kryształowo klarowna szmaragdowo- zielona toń morza tworzą kompozycję, której urodzie trudno się oprzeć. Gdyby nie obecni tam turyści wyspa stanowiłaby idealne tło dla filmu o Robinsonie Crusoe. Katamaran „ląduje” na jednej z pięknych plaż wyspy i większość turystów już się z niej przez ok. 3-godzinny pobyt nie rusza. Warto jednak wybrać się na niedługi spacer przez lasek na położoną w sąsiedztwie kolejną plażę. Jest znacznie szersza i także bardzo malownicza, fale są tam zwykle większe, ale turystów trochę mniej. Dodatkową atrakcją pobytu na Saone jest serwowany w trakcie pobytu posiłek w formie bufetu i napoje serwowane w nieograniczonej ilości zarówno na katamaranie jak i na plaży. Króluje „Cuba libre” (rum z colą), ale dla lokalnych patriotów mają też „Santo libre” (rum + sprite). Patrioci z dalszych krajów muszą się ograniczyć do tego wyboru, bo gorzkiej żołądkowej tam nie mają:). W jedną stronę płynie się szybką łodzią, w drugą katamaranem. Nie zaznajomieni z techniką morską pewnie by nawet nie zauważyli specjalnej różnicy, więc podpowiemy po czym można poznać czym się płynie. Łódka zatrzymuje się na obszarze płycizny przy brzegu i jest wówczas czas na kąpiel w szmaragdowym Morzu Karaibskim, zaś katamaran nigdzie się nie zatrzymuje, ale obsługa włącza nagłośnienie słyszalne zapewne od Caracas do Miami i można trochę „poszaleć” przy karaibskich rytmach. Króluje dominikańskie merengue. Jeśli ktoś nie zna kroków pomogą mu w tym obecne na statku animatorki oraz odpowiednio wyposażony barman. Altos de Chavon wygląda jak toskańska wioska w centrum tropikalnego krajobrazu. Ten oryginalny projekt włoskiego architekta Roberto Copa i przemysłowca Charlesa Bluhdorna z lat 70-tych ub. wieku nie jest zabytkiem, a raczej ciekawostką, ale także wartą obejrzenia. Uroczym miejscem jest również wioska rybacka Boca de Yuma z plażą pełną kolorowych łodzi i malowniczym, klifowym wybrzeżem. Tam też na turystów czeka jedyna z imprez fakultatywnych podczas części objazdowej: krótki rejs po rzece Yuma (ok. 35-40 min). Kolejnego dnia w parku narodowym Los Haitises zwiedza się dwie jaskinie. Z pewnością jaskinie krasowe w wielu krajach są o wiele bardziej efektowne od tych dominikańskich, tu jednak najciekawszym elementem nie są same twory skalne, ile rysunki naskalne Indian Taino z czasów przedkolumbijskich. Niezwykle malownicze jest też samo otoczenie jaskiń- las mangrowy z plątaniną korzeni i lian oraz porośnięte zielonym gąszczem mogoty. „Gwoździem” programu ostatniego dnia objazdu jest konna wycieczka do wodospadu El Limon. Każdy turysta dostaje swego wierzchowca, którym może być koń albo muł, o wyborze zwierząt decydują miejscowi. Każda opcja ma swe wady i zalety (lub z uwagi na koński temat „zady i walety”). Koń wygląda dostojniej, ale jest wyższy zaś muł wygląda … no jak to muł, ale jest niższy i na skalnej ścieżce stąpa bardzo stabilnie. Każdy turysta i jego zwierzak ma swego opiekuna, który idzie z nimi. Cała „karawana” idzie w zwartym szyku, więc nie ma obawy, że ktoś niechcący uruchomi koniowi „nadbieg” i pogalopuje po rekord trasy. Do samego wodospadu trzeba jeszcze dojść pieszo po ok. półgodzinnej jeździe. Cała eskapada wraz z krótkim pobytem nad wodospadem trwa ok. 2 godzin. W wycieczkę tą wkalkulowany jest bufet obiadowy z napojami wliczonymi w cenę (tylko soft drinki, napojów alkoholowych przed jazdą na koniu, a tym bardziej na mule się tam nie podaje, pewnie żeby nie być zamulonym). Kolejne 4 dni przeznaczone są na pobyt w wybranym z oferty hotelu. W zasadzie wszystkie hotele zapewniają podobny, wysoki standard usług, nieograniczoną możliwość konsumpcji w ramach all inclusive i rozmaite atrakcje (animacje, występy, sporty wodne, wycieczki fakultatywne itp.). Dominikana w tej wersji to świetna propozycja dla tych, którzy chcą choć troszkę wypocząć na słynnych karaibskich plażach nie rezygnując jednak z możliwości aktywniejszego spędzenia wakacyjnego czasu i nieco głębszego poznania uroków pięknej Hispanioli.
6.0/6
Na wycieczce objazdowej "Karaibska ślicznotka" byliśmy w dniach 24.04-2.05.21.Naszymi przewodnikami-opiekunami byli Natalia i Stefan/przedstawiciel lokalnego kontrahenta/.Nie można sobie wymarzyć lepszych przewodników. Bardzo mili,uprzejmi,służący radą i pomocą.P.Natalia bardzo kompetentna osoba a Stefan świetnie logistycznie rozgrywał sprawy.Hotele b.dobre.Nie wykupowaliśmy obiadokolacji,wg nas nie było takiej potrzeby a w restauracjach hotelowych można było z karty menu wybrać odpowiadające danie w przystępnej cenie.Zakupy -pamiątki robiliśmy w supermarketach,przy których zatrzymywaliśmy się.Nie było potrzeby przepłacać na lotnisku.Wyjeżdżając na zwiedzanie wodospadu El Limon nie trzeba ubierać kaloszy,wystarczy obuwie w którym się podróżuje/minimalne ubłocenie!/Godna polecenia jest wycieczka do miasteczka Altos de Chavon z której korzystaliśmy. Inne -zależy co kogo interesuje.Nam tylko ta odpowiadała.Wyżywienie super,warto spróbować lokalnych potraw.Dla mnie coś w rodzaju purre z platanów/pastewne banany/odpowiednio przyprawione ,podstawowa lokalna potrawa -super! No i świeże-dopiero tam poznaje się ich prawdziwy smak! W Bavaro najlepsze drinki /a szczególnie coco loco/i pizza.Jest tam też przy recepcji sklepik z pamiątkami z Dominikany z niezbyt wygórowanymi cenami.Wycieczka wspaniała,godna polecenia. Teresa z mężem