5.7/6 (13 opinii)
6.0/6
Wyjazd fajnie zorganizowany, miejsca piekne, pogoda wspanial, ludzie bardzo symaptyczni, widoki dech zapierajace, czego chciec wiecej. Nic dodac nic ujac. Bylo fantastycznie:) juz szykuje sie na kolejna objazdowke z rainbow:) jedynie co to w jednej z loggy mielismy problem z woda ale wszystko inne to rekopensowalo. Poza tym to Afryka Środkowa a nie Dubai wiec jadac tam trzeba nastawic sie inaczej. Jak ktos preferuje co roku Egipt to niech wybierze kolejny raz Egipt, calej reszcie powinno sie bardzo podobac:) hotel Sarova zaskoczyl nas bardzo pozytywnie:) nie wiedzialam że takie warunki zastana nas wlasnie w Kenii. Jedzenie pyszne, obsluga mila, bardzo czysciutko i wszystko na naprawde wysokim poziomie:) Reef w duzo nizszym standardzie ale mial swoj urok i klimat. Nic nam nie przeszkadzalo, jedzenie rowniez bylo smaczne, obsluga rowniez mila:) a cale safarii to po prostu bajka😍 ciezko bylo wrocic do Polski:)
6.0/6
Polecam wszystkim
6.0/6
Powitanie z Afryką-Czyli moje wspomnienia z podróży do Kenii Wyobraź sobie najpiękniejsze miejsca na świecie. Pierwotną przyrodę, zwierzęta pasące się na bezkresnej sawannie, lasy równikowe, wyniosłe, ośnieżone szczyty górskie. Spalone słońcem pustynie sięgające aż po horyzont, ciche górskie doliny, rafy koralowe, nieskazitelne białe plaże z palmami kokosowymi, ciepłe wody Oceanu Indyjskiego. Parę lat temu przeczytałem ten krótki opis kraju Afrykańskiego w pewnym katalogu z wycieczkami egzotycznymi.Powyżej tego opisu była piękna ilustracja Kenijczyka na tle pięknej sawanny z górami w tle.Poniżej znajdowała się fotografia tubylca jadącego rowerem przez plaże turkusowego Oceanu Indyjskiego.Te i inne obrazy utkwiły mi w pamięci,gdyż przypominały mi młodzieńcze tęsknoty za awanturniczymi,pełnymi przygód podróżami. Pamiętam dokładnie ten dzień kiedy rozbudziłem sobie marzenie podróży do Afryki.Był szary , ponury Wrzesień roku 2009.Parę miesięcy temu zdałem maturę i udałem się w poszukiwanie pracy.No tak , pracy.Wracając na dworzec autobusowy postanowiłem wstąpić do biura podróży po katalog.Chciałem uprzyjemnić sobie ten szary dzień oglądając ilustracje z pięknych egzotycznych zakątków.Było ich wiele, ale na jednej z ilustracji ujrzałem piękny przestwór oceanu.Człowiek wiele uczyni by marzenia stały się realniejsze,ja tak uczyniłem.Postawiłem sobie priorytet by odwiedzić ten zakątek.Choć wydawał mi się on nieco odległy,postanowiłem spróbować. W międzyczasie starałem się zbierać informację na temat tego kraju,jego kultury.Natrafiłem wtedy na książkę autorstwa Henryki Kozłowskiej zatytułowaną „Kenia kiedyś była moja” Z książki dowiadujemy się , że autorka przez 17 lat mieszkała w Kenii, towarzysząc mężowi Piotrowi w pomiarach geodezyjnych przemierzając ten kraj wzdłuż i wszerz.Relacje autorki pomogły mi dostrzec prawdziwą Kenie,nie tylko jej piękno pod względem przyrodniczym,ale ujrzeć obyczajowość tego kraju,panujące od lat niezmienne zasady przekazywane z pokolenia na pokolenie.Z kolei dzieło Szwajcarskiej autorki Corinne Hofmann pomogły mi dostrzec Kenię wewnątrz. Jest to relacja z czterech lat, które spędziła w buszu. Kierowana wielką miłością życia, wyszła za mąż za Lketingę, Masaja z Kenii. Tam doświadczyła nieba i piekła, dotarła do granic wytrzymałości fizycznej i duchowej. Wraz z córką Napirai wygrały największą walkę o przetrwanie. Corinne Hofmann, urodzona w 1960r. mieszka obecnie w Szwajcarii. Nadszedł rok 2011.Osiągnąć swój cel.W międzyczasie pojawił się dylemat odwiedzenia Ameryki , ale jednak Afryka zwyciężyła.Pozostaje tylko kwestia finansowa,ale po paru miesiącach uzbierałem środki do wyjazdu i poczułem ,że jedną nogą już jestem w Kenii.Wybór padł: Powitanie z Afryką 9 dni.(Rainbow Tour)Trochę mało jak na podróż życia,ale wystarczająco by zaspokoić apetyt niedoświadczonego,naiwnego podróżnika. Udałem się zatem do biura zakupić wycieczkę. Do wyjazdu zostało kilka miesięcy,przez ten czas nie mogłem choć starałem zobaczyć siebie w Kenii.Pomyślałem,to nie dla mnie , coś poza moim zasięgiem. .Ale uświadomiłem sobie , że w marzeniach trzeba iść za ciosem i być konsekwentnym.Człowiek który nie marzy umiera. Pewien alchemik o imieniu Paulo Coelho napisał: „To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.” Nie trudno się z nim nie zgodzić. Czas płynął, a ja w coraz większej gorączce podróżniczej.Pojawiały się obawy,teoretycznie o wszystko , nawet o rzeczy błahe i nieistotne.Zresztą jest to fobia w której nie jestem odosobniony, po prostu zależało mi , by nikt i nic nie popsuło mi wczasów. Emocję sięgały zenitu, kupiłem przewodnik po Kenii, słuchałem utworów przypominających mi ten kawałek Afryki.Powoli zacząłem się przygotowywać do podróży.Zaopatrzyłem się w środki przeciw malaryczne ,dolary amerykańskie , kremy z filtrem, baterie itp. Zima coraz chłodniejsza, ale dla mnie to żadna przeszkoda.Rok 2011 minął a do podróży zostało 6 dni. Z Pamiętnika 5.01.2012 Początek wyjazdu Spakowany , wszystko dopięte na ostatni guzik.Czekam do wieczora.Wyjazd na lotnisko zaplanowałem na godzinę dziewiętnastą czyli czternaście godzin przed wylotem.Sporo czasu,ale bałem się , że wypadną jakieś nieprzewidziane okoliczności więc postanowiłem wyjechać wcześniej.Początek podróży dla mnie to przekroczenie progu własnego mieszkania,z plecakiem i malutką torbą i z tą myślą JUTRO W RAJU Na lotnisko pojechałem z wujkiem,na drodze ślisko,co nie gdzie remonty dróg ,ale dotarłem bezpiecznie na lotnisko im. Fryderyka Chopina w Warszawie.Tam odstawiłem do przechowalni zbędne rzeczy i pożegnałem się.Usiadłem na krześle i czekam,jeszcze 9 godzin 6.01.2012 Oczekuję na odprawę,zmęczony,świadomy tego , że jeszcze ładnych parę godzin nie będę spał.Nie skakam z radości z powodu wyjazdu,jeszcze pewne rzeczy do mnie nie dotarły.Chętnie bym się wyspał.O godzinie siódmej otrzymam voucher lotniczy, mam nadzieję , że otrzymam.Co dalej? Pójdę do odprawy , gdzie już nie ma wyjścia, gdzie będę skazany sam na siebie. Nie wiem co mnie czeka. Przez mgłę dociera fakt , że dzisiaj stanę na ziemi Kenijskiej. Nie mogę narzekać ,bo jeśli chcę mieć naturę podróżnika muszę liczyć się z tym , że będę miał nieprzespane noce. Ale i zyskam dużo , spokój ducha, moc doświadczeń. Jak na razie muszę dotrwać , bo dopiero 2:42. Godzina 4 dostałem bilet, dosyć wcześnie udało mi się go odebrać, czyli mogę powiedzieć , że jestem już skazany na Afrykę ! Obchodzę lotnisko , kilka razy , przyglądam się ludziom którzy udają się w różne strony świata. Bardzo lubię lotniska, są one takimi skrzyżowaniami świata. Ludzie z różnych stron Polski udają się na lotnisko z zamiarem opuszczenia kraju. Wśród nich jest wielu emigrantów, wczasowiczów, ludzi biznesu , poszukiwaczy przygód. Każdy udaję sie w swoją stronę. Spoglądam na tablicę , wpatruję się w mój numer lotu. Mombasa z międzylądowaniem w Sharm El Sheikh. Godzina 6 , do odprawy pozostało 60 minut, a ja nie czuję się najlepiej. Niewyspany ,zmęczony , a jeszcze tyle lotu przede mną. Nadeszła godzina 7. Czyli odprawa. Samopoczucie nie najlepsze, stres przed lotem. Pomyślnie przeszedłem odprawę bagażową i paszportową , udałem się do wyjścia. Robiło się widno, pogoda nie najlepsza, ale się tym nie przejmowałem, bo po co ! No i w końcu , godzina 9 , pora wylotu, pora długo , bo aż lata wyczekiwana . Głowa do góry , wstaję i udaję się do wyjścia, skąd czeka na nas autobus , którym udajemy się do samolotu. Samolot, pasy zapięte , spoglądam na lotnisko. Po paru minutach odrywamy się od ziemi ,samolot przebija się przez grubą warstwę chmur. Stres mija, za chmur wyłania się słońce, a ja czuję się niczym wolny ptak, myślami w Afryce. Wylądowaliśmy w Egipcie, temperatura niecałe 20 stopni, więc nie za ciepło dla kilku osób wysiadających w Sharm El Sheikh namiastki Afryki. Jeszcze parę godzin. Lecimy przez bezkres pustyń obserwując Egipt, Sudan, Etiopię ,wpatrując się w spektakularny zachód słońca. Po dwóch godzinach otrzymujemy informację o lądowaniu samolotu w Mombasie na lotnisku Moi. Wypełniamy w samolocie jeszcze karty imigracyjne wjazdu. Samolot się obniża , coraz niżej i niżej przez warstwy mgły i pary. W samolocie gasną światła. Stewardessa obchodzi samolot kilkakrotnie , psikając środkiem przeciw komarom. Udusić się można. Wylądowaliśmy w Kenii. Wszędzie ciemno , ale przez szyby dostrzegłem piękne palmy kokosowe, roślinność która tak bardzo różniła się od naszej. Dla mnie to była wzruszająca chwila, o tak ! Pierwsze niezapomniane wrażenie, gdy wysiadłem z samolotu i poczułem prawdziwą Afrykę. Gorąco ,wilgotno a w powietrzu unosił się dziwny zapach. Dziwny , bo jednym pachnie a drugim śmierdzi. Zapach Oceanu Indyjskiego. Temperatura też wysoka jak na noc. Czekała mnie jeszcze długa odprawa na bardzo malutkim lotnisku. Tam rozmawiałem z Panią która już dziesiąty raz była w Kenii, przekonywała , że to najpiękniejszy kraj na świecie. Cóż, poczekamy zobaczymy ! Po odprawie wsiedliśmy do busa i udaliśmy się w kierunku hotelu. W drodze przyglądałem się ludziom spacerującym, kobietom które miały piękną cerę . Odcień skóry , idealnie pasujący do barw flagi Kenijskiej. Było późno , ale ludzie zajmowali się handlem ,i innymi rzeczami, czasem w dobrych a częściej w gorszych warunkach. Dotarliśmy do hotelu Mombasa Beach skąd udaliśmy się do restauracji, na świeżym powietrzu. Tam pierwszy raz ujrzałem ocean, wsłuchując się w jego szum. Kolacja skromna, bo nie byłem głodny. Trochę ryżu, kawałek kurczaka, mango, arbuz i świeży sok z owoców. Po kolacji udałem się do pokoju, i tu miałem niesamowite szczęście gdyż dostałem jeden z dwóch najlepszych pokoi z widokiem na ocean. Budynek znajdował się na klifie, dość wysoko, a ja pokój miałem na ostatnim piętrze gdzie palmy nie przysłaniały widoku, a wokół rozpostarty był piękny widok oceanu. Poczekam do jutra. Tymczasem idę spać. 07.01.13 Obudził mnie boy hotelowy o 5 rano ,z informacją, że jadę na safari. Moje safari było dopiero za trzy dni. Wyjaśniłem pomyłkę i udałem się spać. Nadszedł ranek , przez taras zobaczyłem piękny widok na Ocean Indyjski. Po pysznym śniadaniu udałem się na plażę, zbadać teren i okolice. Teren naszego hotelu był położony w pięknym ogrodzie z tropikalną roślinnością. Przechadzałem się ścieżkami obserwując różnorodne gatunki roślin i zwierząt. Tu nie gdzie był skalniaczek w którym wylegiwały się kolorowe gekony i inne jaszczurki. W ogrodzie można było dostrzec baobaby , drzewa akacjowe, palmy kokosowe i wiele innych roślin, nie mówiąc już o agawach i bugenwillach. Piękne plaże, z białego drobnego piasku oślepiały oczy przy święcącym w zenicie słońcem. Akurat była pora odpływu więc woda odsłaniała rafy koralowe bogate w różne dziwne stworzenia. Po godzinie 2 po południu był przypływ więc miałem okazję potaplać się w ciepłym oceanie indyjskim. W tle pływały łódki dhow nadając urok temu miejscu. Poznałem również Polaka który mieszkał w ty samym hotelu. Ten dzień był naprawdę piękny. Tysiące kilometrów od zimnej Polski , sprawiały , że czułem się wyśmienicie. Wieczorem piłem zimne piwko przyglądając się odbijającemu światłu księżyca o taflę oceanu. Piękny widok, połyskującego się morza, niczym płynna rtęć. Wsłuchiwałem się w ciszę , która wyjątkowo grała tego wieczora. 8.01.13 Po śniadaniu poszedłem na plaże. Kenijskie wybrzeże to ucieleśnienie wyobrażeń o egzotycznych wakacjach , tropikalnych plażach i turkusowym morzu. Wspaniałe hotele kuszą doskonałym serwisem , ciepłe wody oceanu skrywają rafę koralową, którą można podziwiać , nurkując z butlą lub z rurką. To idealne miejsce na odpoczynek po trudach safari. Ten rejon to także wspaniała historia, język i kultura Suahili, z zabytkowymi miastami Mombasą, Malindi i Lamu. Spacery krętym i uliczkami czy rejs tradycyjną łodzią dhow z pewnością oddadzą atmosferę wspaniałego wybrzeża tak różną od innych regionów kraju. Jadąc na północ od Mombasy w kierunku Mtwapy mija się plaże Nayli,Bamburi,Shanzu,Kikambala,Vipingo.Nasz hotel znajduje się przy plaży Nyali. Podobnie jak południowe wybrzeże , północne plaże wzdłuż drogi B8 są mocno zagospodarowane. Rozwinęły się tu w latach 70 XX w. hotele dużych korporacji turystycznych, które organizują wakacje dla turystów z Europy. Przechadzając się po plaży spotkałem człowieka który przekonał mnie na nurkowanie. Namówiłem na nie również znajomego Polaka.Za 25 $ popłynęliśmy katamaranem na wyspę koralową. Akurat był odpływ więc były dobre warunki do nurkowania .Tam kilka razy wchodziliśmy pod wodę .Piękna pogoda ,laguny. Nurkowanie dostarczyło nam wielu niezapomnianych wrażeń. Następnie wracaliśmy w kierunku plaży łodeczką Afrykańską ,gdzie miejscowi zaśpiewali nam popularną w Kenii piosenkę Jambo,Jambo Bwana. Następnie wybraliśmy się do supermarketu tuk tukiem kupić kilka rzeczy. Wróciliśmy motocyklami po bardzo ekscytującej i nieostrożnej przejażdżce. Wieczorem rozmawialiśmy z Kenijką pochodzącą z Zanzibaru ,od której dowiedzieliśmy się ,że jest chora na malarię .Po kolacji obejrzeliśmy show akrobatyczne w wykonaniu młodych Kenijczyków. Szczęśliwy , ale spalony od słońca udałem się na wypoczynek. 09.01.12 Tego dnia nie czułem się najlepiej .Powodów mogło być wiele, objawy po środkach przeciwmalarycznych, inne nawyki żywieniowe, odmienna flora bakteryjna. Postanowiłem , że ten dzień będzie dla mnie spokojny. Jutro wyjeżdżam na Safari , więc wolałem odpocząć. Dzień zacząłem od śniadania na świeżym powietrzu. Fasolka w sosie ,croissanty i pyszny sok z Mango. Podczas posiłku na chwilę odwróciłem uwagę , a już przyfrunął ptaszek i częstował się moim śniadaniem .Następnie wybrałem się na basen, trochę popływałem. Potem przy muzyce relaksowałem się w pięknym tropikalnym ogrodzie. Ozdobą były piękne małpki , które buszowały po ogrodzie, wspinając się i pokonując kolejne piętra budynku hotelowego. Tego dnia nabrałem ochoty na orzecha kokosowego zerwanego z palmy. Wieczorem dawka środków przeciwmalarycznych, pakowanie .Jutro safari , więc trzeba się należycie wyspać. 10.01.12 Kolejny dzień, tej nocy nie spało mi się najlepiej, w dodatku klimatyzacja była zepsuta. Wstałem o świcie, wpatrując się w taflę oceanu. Opuściłem pokój i udałem się na „early breakfast” wczesne śniadanie . Następnie pojechaliśmy do Mombasy załatwić papiery. Miałem okazję trochę przyjrzeć się temu miastu. Dojeżdżamy do Mombasy- kwintesencji czarnego tropiku: parna, zakurzona czasami senna ,czasami tłoczna , zawsze hałaśliwa, zawsze autentyczna, pełna trąbiących „matatu”, setek rowerów, tuziny straganów z owocami czy rybami. Jest także najbardziej zabytkowym miastem całej Kenii z wieloma wpływami arabskimi , indyjskimi czy portugalskimi i brytyjskimi. Uwagę przykuwały kły słoniowe nad jezdnią. Po załatwieniu formalności udaliśmy się w kierunku Tsavo West. Bacznie obserwowałem warunki w jakich przyszło żyć tubylcom. Uzbrojony w broń jaką był aparat fotograficzny robiłem zdjęcia gdzie się da. Raz zdarzyło się , że zatrzymał nasz bus policjant, który twierdził , że próbowałem zrobić mu zdjęcie i udzielił mi reprymendy. Wcale nie miałem zamiaru robić mu zdjęcia, nawet go nie zauważyłem , tak jakoś przypadkowo się złożyło. W Kenii nie wolno fotografować policji , budynków wojskowych flagi. Dlatego nie wykłócałem się z policjantem w obawie ,że zabierze mi aparat i pozbawi mnie pamiątek ,które były dla mnie tak bezcenne. Dla mnie ta sytuacja wydawała się dosyć śmieszna , ale w takich sytuacjach lepiej się opanować .Pokonywaliśmy kolejne kilometry, Kenia odsłaniała swe piękno. Ujrzałem pierwsze zebry, aż w końcu dotarliśmy do Parku Tsavo West. Park był piękny, czerwona gleba pośród zieleni w której gdzieniegdzie buszowały zwierzęta. Miałem okazję ujrzeć lwa , impale, słonie , żyrafy , a nawet nosorożca. Auto które nam towarzyszyło, miało awarię. Najechało na jakiś kamień , rozerwało zbiornik z paliwem. Wbrew zakazowi turyści wysiedli z busa, a przebywaliśmy w środku buszu. Pozostało nam holować zepsuty bus. Jechaliśmy przez piękną , malowniczą okolicę. Piękne obrośnięte zielenią góry, akacje ,baobaby. Nasza loża również była piękna .Z restauracji roztaczał się piękny widok na zielony park. W oddali do wodopoju podchodziły słonie by ugasić pragnienie. Ten dzień był ekscytujący .Podróżowaliśmy przez czerwoną glebę, obserwując dziką florę , faunę . Pięknie prezentowały się wodopoje do których przybywały różne gatunki ptactwa. Wieczorem wsłuchiwałem się w odgłosy zwierząt buszujących w sawannie. Do loży udałem się bez strażnika Masaja, miałem dreszczyk emocji, bo idąc przez zarośla co chwila mogłem usłyszeć odgłosy zwierząt. Dotarłem jednak cały i zdrowy. 11.01.12 Jest wieczór, leżę sobie w królewskim łożu, w pięknym parku z basenem wtopionym w sawannę na tle Kilimandżaro. Ten dzień był pełen wrażeń, ale długi i męczący. Ranek w Parku Tsavo był pochmurny i deszczowy, toteż pojechaliśmy na safari a następnie w kierunku Amboseli. Odwiedzamy wioskę masajską, przyglądając się Kenijskiemu plemieniu, ich tańcom ,zwyczajom, pracy. Maniaty czyli domki Masajów były zadymione wewnątrz , ta metoda miała chronić przed komarami przenoszącymi malarię. Przed wyjazdem zaopatrzyłem się w drobne upominki. Najwięcej radości wynika z dawania, więc rozdałem kilka upominkom miejscowym w postaci bandanek , długopisów, dzieci częstowałem cukierkami. Masajowie zaprezentowali nam jak wytwarza się ogień z odchodów słonia i drewna .Następnie pojechaliśmy do gęstego od zieleni parku Mzima gdzie znajdowały się dwa połączone ze sobą źródła w których mieszkały hipopotamy i krokodyle. Dalszym punktem podróży było Shetani ogromny zastygły wylew magmy. Najwięcej emocji dostarczało jednak safari. Tysiące zwierząt ,słonie, hieny, antylop , kudu, impale , lwy , nosorożce , strusie, guźce i wiele innych w bajkowej scenerii na tle majestatycznej ośnieżonej góry Kilimandżaro. Safari było długie i niezapomniane. Kończę już pisać gdyż muszę iść spać, jestem zmęczony a jutro muszę wstać przed szóstą. 12.01.12 Wstaję o świcie. Zaspany i zmęczony udaję się na śniadanie. Słońce wschodzi a ja sycę wzrok oświetlonym ,ośnieżonym wierzchołkiem góry Kilimandżaro. Widok zachwycający. Więc wyciągam aparat by uchwycić piękno najwyższego szczytu w Afryce. Dzisiaj wybieramy się na ostatnie safari. Ponownie mamy okazję spotkać słonie które przecinają nam drogę zmierzając w kierunku Kilimandżaro. Prócz innych zwierząt uwagę naszą utkwił taniec godowy strusia, zakończony finałem. Z bólem serca rozstajemy się z dzikim światem przyrody , który rządzi się własnymi prawami i udajemy się w daleką drogę w kierunku wybrzeża. Po drodze spotykamy pawiany, i oglądamy ich perwersyjne zachowania .Droga do Mombasy była długa, ale prowadziła przez piękne Afrykańskie krajobrazy. Po południu wstąpiliśmy do baru na obiad. Najedzony oraz syty przygód z bagażem pamiątek wracam z grupą na wybrzeże. Po drodze można było dostrzec piękną plantacje palm kokosowych .Po trudach safari udałem się prędko do hotelowego basenu, następnie wsłuchiwałem się w szum palm w tym, niestety ostatnim dniu pobytu w moim najpiękniejszym kraju na świecie. 13.01.12 Czas na pożegnanie z Afryką! Po śniadaniu udałem się do pokoju spakować rzeczy. Postanowiłem jeszcze raz zanurzyć się w oceanie. Chwila czasu na refleksje. Następne wybieramy się do Mamba Village. Jest to farma krokodyli które się hoduje , by uratować je przed wyginięciem. W stanie dzikim w pierwszym roku życia ginie ich aż 99 procent. Warany, marabuty, a nawet niektórzy ludzie z widocznym apetytem zajadają krokodyle jaja oraz świeżo wyklute młode. Natomiast w gospodarstwach hodowlanych, gdzie zwierzęta znajdują się pod odpowiednim nadzorem, ich śmiertelność waha się od dwóch do dziesięciu procent. Po roku młode osiągają długość półtora metra i są już wystarczająco duże, by radzić sobie z większością zagrożeń. Natomiast krokodyle żyjące na swobodzie dorastają do tej samej wielkości nawet trzy lata. Przed naszym wyjazdem ostatnie szylingi wydałem na pyszne lody. Ale nadszedł czas wyjazdu. Ostatni raz spoglądam na ocean, tych widoków nie zapomnę. Udajemy się busem w kierunku Mombasy. Słońce już zachodzi , więc żegnamy piękną Kenie która tak nas oczarowała pod wieloma względami. Przed odprawą musiałem niestety rozstać się z muszelkami które otrzymaliśmy od tubylców podczas nurkowania. Po odprawie zaopatrujemy się w prowiant na drogę powrotną. W samolocie spoglądam przez szybę na lotnisko, przypominam sobie ten moment kiedy wylądowałem do Kenii. Opuszczamy kraj , udajemy się w kierunku Europy. W Warszawie wylądowaliśmy o piątejpiątej nad ranem. Po odprawie udałem się na dworzec PKP. Skąd udałem się w moje strony. Brr zimno w tej Polsce!Teraz pozostała mi opalenizna, pamiątki i wspomnienia. Zakończenie. Podróż do Kenii była dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Udało mi się zobaczyć inny świat.Mam nadzieję ,że znów stawię stopę na ziemi Kenijskiej a ona przywita mnie słowami : "Jambo Bwana" Habari Gani? A ja z uśmiechem odpowiem "Mzuri Sana" Artur Tyrna
6.0/6
cudowne przeżycie w sercu Afryki. Doskonały moment na wyjazd - lęk przed Afryką (zupełnie nieuzasadniony - kraj bezpieczny, a najbliższe źródło Eboli oddalone jest od Kenii mniej więcej na taką odległość jak od Polski) powoduje, że wycieczki po parkach narodowych są komfortowe, przepiękne kenijskie plaże niemal puste, jak nad Bałtykiem w październiku, a Obsługa stara się odgadnąć oczekiwania turystów. Natura, zwierzęta, widoki (w tym niezapomniane Kilimandżaro górujące nad parkiem narodowym Amboseli), hotele podczas safari - wszystko to sprawia, że pobyt w Kenii należał do magicznych. 3-dniowe safari jest dokładnie tak długie jak trzeba.