5.2/6 (252 opinie)
5.0/6
"Powitanie z Afryką" to wakacje, które wzbudzały w nas wszystkie możliwe emocje - zdumienie, zachwyt, radość, strach, zdziwienie, złość. Niesamowite było oglądać zwierzęta znajdujące się na wyciągnięcie ręki, niezapomnianym przeżyciem było spanie w lodgii - namiocie, bezsilnością napawało porównanie kenijskich zarobków z cenami w sklepach. Jeszcze nigdy nie przeżyliśmy tak dużo w tak krótkim czasie. Jeszcze zanim wyjechaliśmy z Polski, otrzymaliśmy kompletne informacje dot. dokumentów koniecznych do wypełnienia przed wylotem (oprócz wizy - również dokumenty związane z pandemią covid). W pierwszej części wyjazdu, czyli odpoczynek nad oceanem, przebywaliśmy w hotelu Baobab w Diani. W hotelu czuć afrykański klimat - część restauracyjna jest na świeżym powietrzu, zakryta dachem zrobionym z (chyba) liści palm. Przy jednym z 3 basenów kręcą się małpki, które chętnie pozują do zdjęć oraz z równie dużą przyjemnością atakują talerze z przekąskami, więc polecamy mieć wtedy oczy dookoła głowy :) Na basenie można wypożyczyć ręcznik kąpielowy (bez dodatkowych opłat). Przy 2 basenach są parasole i palmy, które dają przyjemny cień. Przy każdym z basenów jest bar oraz część wypoczynkowa, w której serwowane są przekąski między głównymi posiłkami. Baseny są czyste, woda jest nagrzana od słońca, a widok z każdego z basenów to ocean, z którego wieje przyjemna, silna bryza, więc nawet przy temperaturach rzędu 35C nie jest za gorąco. Byliśmy w Baobabie w pierwszej połowie marca i nie było najmniejszego problemu z dostępnością leżaków przy basenach. Animacje w hotelu są naprawdę porządnie przygotowane - w ciągu dnia water polo, fitness w basenie, a wieczorami - przedstawienia (występuje w nich ok. 20 osób), podczas których prezentowany jest np. pokaz gimnastyki artystycznej. Sam pokój znajdujący się w jednym z 4-pokojowych domków, był przestronny, czysty, codziennie sprzątany. W pokoju znajdowała się klimatyzacja, lodówka, telewizor, sejf (darmowy), żel pod prysznic i szampon, suszarka, czajnik oraz herbata i kawa - instant. Każdego dnia do pokoju były dostarczane 2 butelki wody, każda po 750 ml, więc bez problemu można było myć nią zęby. W recepcji można było poprosić o założenie moskitiery na łóżko (bez dodatkowych opłat). Warto nadmienić, że ośrodek jest opryskiwany i podczas tych kilku dni nie widzieliśmy ani jednego komara. Na balkonie niejednokrotnie gościliśmy małpki, które z zaciekawieniem nas obserwowały :) Na terenie całego ośrodka było WiFi - które działało szybko, bez najmniejszych problemów. Posiłki - przede wszystkim różne rodzaje mięs - baranina, wołowina, kurczak, dużo dań indyjskich, pasty, dania lokalne. Niewiele dań wegetariańskich, ale zawsze było co położyć na talerz :) Napoje bezalkoholowe bezpłatne - zarówno przy posiłkach, jak i pomiędzy nimi (alkohole - w barach była informacja, że niektóre drinki są płatne, ale nie wiemy jak to wyglądało cenowo). Ośrodek był bardzo duży - było gdzie spacerować. Wszyscy pracownicy mili i bardzo pomocni (moskitierę zakładano nam koło północy!). Na terenie hotelu jest sklepik z pamiątkami - można tam kupić np. magnesy czy obrazy z afrykańskimi motywami. Plaża - czysta, ogromna (w nocy ocean zabierał praktycznie całą plażę!), było na niej dużo beach boysów, którzy usilnie chcieli sprzedawać naszyjniki, pamiątki, wycieczki - ale taki urok kenijskich kurortów. Beach boysów wystarczy całkowicie zignorować i po pewnym czasie odejdą (mówienie "nie" na nich nie działa). Nie wchodzą oni na teren hotelu (są bramy, które są pilnowane przez strażników; na noc bramy są zamykane ze względów bezpieczeństwa). Pod hotelem stoją tuk-tuki, więc za 2-3$ można dojechać np. do Carrefoura i zaopatrzyć się w lokalne kawy lub herbaty - wybór i cena znacznie lepsze niż na lotnisku! Podczas 3-dniowego safari odwiedziliśmy 2 parki: Tsavo West i Amboseli. Zobaczyliśmy tysiące zwierzaków, które niejednokrotnie przechadzały się tuż obok naszych vanów! Kierowcą był Kenijczyk, który bardzo dobrze mówił po angielsku oraz znał najważniejsze słowa po polsku (“prawo”, “lewo”, “samiec”, “samica” oraz wszystkie nazwy zwierząt). Kierowcy komunikują się ze sobą za pomocą CB radia, więc wiedzą, gdzie znaleźć np. lwa. Warto prosić kierowcę, aby pokazał Wam np. hienę - o ile zwierzaki przez te kilka minut nie uciekną, to kierowca podjedzie w podpowiedziane przez innego kierowcę miejsce. Na safari było 7 busów z Rainbow, w których było 2 polskich pilotów - przesiadali się z busa do busa na każdym z przystanków, żeby opowiadać o safari oraz o życiu Kenijczyków. Nocowaliśmy w 2 różnych lodgach - pierwsza, w parku Tsavo - Ngulia Safari Lodge - murowany budynek z końcówki lat 60. W pokoju nie było klimatyzacji, moskitiery w oknach były nieszczelne, moskitiera na łóżku była dziurawa, więc wietrzenie pokoju koniecznie przy zgaszonym świetle. Prąd i Wi-Fi były od wieczora do północy oraz w okolicach śniadania. Druga lodga - AA Lodge - to namioty. W jednym namiocie mieściło się łóżko oraz umywalka, prysznic i toaleta. Prąd i Wi-Fi były cały dzień, ale Wi-Fi było dostępne tylko w częściach wspólnych. W obu lodgach były baseny, ale nie bardzo jest czas, by z nich korzystać. W lodgach nie było suszarek do włosów. Lodgę opuszcza się ok. 6:15 rano; wcześniej jest śniadanie w formie bufetu. Kolejny posiłek w skrajnym przypadku mieliśmy dopiero o 14:45, więc dobrze kupić przed safari batoniki lub inne niepsujące się jedzenie. Przerwy są co ok. 2 godziny, na każdym postoju jest bezpłatna toaleta (z mydłem i nierzadko ręcznikami papierowymi). Najdłuższa jazda bez przerwy była z lotniska do Baobabu oraz z parku Tsavo do Amboseli - obie ok. 3-3,5h. Ostatni hotel, już w Mombasie - my wylądowaliśmy w hotelu Reef - standard dużo niższy niż w Baobabie, ale jest w nim klimatyzacja! Niestety w oknach nie ma moskitier, a w ścianach są dziury, więc do pokoju wlatywały owady. Wyjazd z hotelu był o godzinie 13 (wylot do Katowic), więc bez obiadu, a na lotnisku nie ma żadnej restauracji - można tylko kupić gotowe kanapki - dlatego prawie każdy kupował posiłek w samolocie.
5.0/6
Przygodę z Afryką najlepiej rozpocząć od Kenii. Kraj leżący nad Oceanem Indyjskim, przez który przebiega równik idealnie prezentuje klimat Afryki. Pierwsze odczucie Europejczyka to niewątpliwie obraz innego statusu ekonomicznego. Dziurawa droga z lotniska uczy cierpliwości ale jednocześnie przypomina, że teraz nie jest pora żeby się gdziekolwiek spieszyć. Ponadto być może to jedyna okazja żeby zobaczyć jak toczy się życie nocne w Mombasie. Efekt końcowy tej wycieczki to hotel, zwykle w urokliwym stylu swahili, który przenosi nas w krainę dłuższego lub krótszego relaksu. Każdy dzień spędzony na wybrzeżu rozpoczyna się od wyraźnego smaku z nutką goryczki, który kryje robusta. Słońce spokojnie unoszące się nad horyzontem zaprasza na odpoczynek na leżaku pod dobrze zaadaptowanymi palmami kokosowymi z widokiem na błękitny bezkres oceanu. Spokój czasami zakłóca głośny krzyk miejscowych chłopców plażowych, którzy chętnie zaprezentują swoje rękodzieła do sprzedaży. Środek dnia to najlepsza pora żeby poznać smak ugali, posiekanych glonów a nawet mięsa z antylopy. Trzeba się tylko bronić przed złośliwym atakiem małpy, która potrafi wykraść świeże, kruche ciastko niemal z ust swojej ofiary. Szkoda czasu i energii na prowadzenie batalii zwłaszcza że noc w Kenii zaczyna się już o godzinie dziewiętnastej. Wtedy na łowy wychodzą komary, które bardzo lubią krew tych, którzy nie znają zapachu repelentów. Po kilkudniowym złapaniu oddechu i zaaklimatyzowaniu nadchodzi oczekiwany dzień wyjazdu na Safari. Skoro świt wita nas uśmiechnięty kierowca, który będzie nam towarzyszył przez wszystkie dni plądrowania kenijskich sawann. Każdy kto zna Króla Lwa wróci wspomnieniami do czasów dzieciństwa i tym razem na żywo zapozna się z całym jego królestwem. Nie brakuje tu pasiastych zebr, wysokich żyraf, szybkich strusi, kolosalnych słoni a nawet szyderczo śmiejących się hien. Niech tylko nie przeraża nas wizja spania w samym środku afrykańskiej sawanny, bowiem w żadnym innym miejscu słońce nie zachodzi tak pięknie nad rozłożystymi niczym parasole akacjami...
5.0/6
Bardzo dobra organizacja zarówno w samym hotelu, jak i podczas safari. Pyszne jedzenie i miła obsługa. W każdym miejscu, w którym przebywaliśmy, tzn. hotele na terenie Mombasy i loggie na safari było bardzo czysto. Łącznie odbyliśmy 5 wyjazdów do 2 różnych parków narodowych, które były dobrze rozplanowane i umożliwiały zobaczenie jak największej liczby zwierząt. Cena oferowana za Powitanie z Afryką wg mnie jest odpowiednia, względem oferty. Minusem w mojej opinii była ograniczona opieka rezydentów oraz ich niedoinformowanie, w niektórych kwestiach.
5.0/6
Program wycieczki, hotel Papillon i Reef (tak, ten hotel też), lodge, rezydent, transport - wszystko było super. Wiadomo, busy nie mają klimy, a po Kenii jeździ się inaczej niż po środku Europy, ale to pomijam, bo chyba każdy w miarę zorientowany na jakiego typu wypoczynek i do jakiego kraju się wybiera powinien wziąć to pod uwagę. Jak na lokalne warunki wszystko zaplanowane super. Jedyny spory minus to Pani pilot ze strony Rainbow... no kiepsko to wyglądało, ale jak to z ludźmi - zależy na kogo się trafi. Tak czy inaczej drobny niesmak pozostał.