Zastanawiasz się, czy ta wycieczka to dobry wybór? Wpisz pytanie, a dostaniesz podsumowanie wszystkich opinii naszych gości.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Dzień 1 — Lot ku przygodzie Zbiórka na lotnisku o świcie i wylot o 5:00 okazały się strzałem w dziesiątkę. Warto dopłacić za miejsce przy oknie – od pierwszych minut można podziwiać budzący się dzień i wschód słońca gdzieś nad chmurami. Krótki postój techniczny w Egipcie mija bez stresu – nie można wysiąść, ale można wstać, rozprostować nogi i spojrzeć przez okno na złote piaski pustyni. Lot jest długi, ale spokojny. Afryka z wysokości wygląda niesamowicie – czerwona ziemia, zielone połacie buszu, ogromna, dzika, niekończąca się. Po godzinie 16:00 lądujemy w Mombasie. Już po wyjściu z samolotu czuć inne tempo życia – tu czas naprawdę zwalnia. Po odprawie wita nas rezydent – uśmiechnięty, spokojny i rzeczowy. Podpowiada, gdzie najlepiej wymienić dolary na szylingi, i pokazuje, który bus zawiezie nas do hotelu. W drodze obserwujemy pierwsze obrazy kenijskiego życia: kolorowe ubrania, małe sklepiki, wszechobecne tuk-tuki przeciskające się przez ulice i szerokie uśmiechy ludzi. Dni 2–4 — Czas zwalnia nad Oceanem Indyjskim Pierwsze dni spędziliśmy w hotelu Papillon Lagoon Reef – położonym w tropikalnym ogrodzie, gdzie budzi śpiew ptaków, a z okien widać błękit oceanu. Pokoje są czyste, codziennie sprzątane, obsługa przemiła, a jedzenie – pyszne, świeże i różnorodne. Poranki witane śpiewem ptaków, a wieczory kończone wśród znajomych przy szumie oceanu. Czas płynie tu leniwie. Spacery po plaży o świcie, kąpiele w basenie, szum fal i degustacja lokalnych przysmaków stały się naszą codziennością. Rezydent daje nam garść praktycznych wskazówek – jak złapać tuk-tuka, gdzie zjeść lokalnie, gdzie zrobić zakupy. Zapewnia też, że okolica jest bezpieczna – i rzeczywiście, tak się czujemy już za bramą hotelu. Zachęceni przez rezydenta, wybraliśmy się na wycieczkę do Mombasy. Spacer po gwarnej starówce i kolorowych bazarach to prawdziwa uczta dla zmysłów. Na lokalnym targu próbujemy świeżych owoców – mango, marakui, ananasa. Rezydent polecił uliczny stragan, gdzie mieliśmy okazję spróbować chipsów z manioka i bananów – chrupiące, lekko słone i niezwykle smaczne. Do tego koktajl owocowy i orzeźwiający napój tamarind, który stał się naszym ulubionym afrykańskim smakiem. Na plaży pojawiają się tzw. beach boysi, ale wystarczy kilka słów i uśmiech – nie są natarczywi, raczej ciekawi i serdeczni. Afryka ma swój rytm. Tu nic nie dzieje się w pośpiechu. Dzień 5 — W stronę dzikiej Afryki, ku czerwonej ziemi Budzik dzwoni o 4:00. Po bardzo wczesnym śniadaniu (4:40) wyruszamy w siedmiogodzinną podróż do Parku Narodowego Tsavo West. Trasa prowadzi przez miasteczka, wioski z glinianymi chatami i pełne życia drogi. Choć ruch drogowy w Kenii rządzi się swoimi prawami – kierunkowskazy to rzadkość, a znaki drogowe jeszcze większa – sama podróż jest fascynującym wstępem do prawdziwej Afryki. Postoje są częste, a toalety przy drodze – zaskakująco znośne. Im bliżej parku, tym więcej widać dzikiej natury. Po przekroczeniu bramy zaczyna się prawdziwa przygoda – pierwsze żyrafy, zebry i antylopy wzbudzają zachwyt, a rozległe równiny i gaje akacjowe przypominają scenerię z „Króla Lwa”. Zakwaterowaliśmy się w Ngulia Safari Lodge – miejscu jak z filmu. Położona na skraju skarpy Ndawe, z panoramicznym widokiem na rozległe sawanny. Z tarasu można podziwiać słonie i bawoły przychodzące do wodopoju. Pokoje są proste, czyste, z tarasu widać sawannę i słonie. Po krótkim odpoczynku i lunchu wyruszamy na popołudniowe safari. Bus sunie po czerwonej drodze. Po jednej stronie stado żyraf, po drugiej – zebry jakby pozujące do zdjęć. Spotykamy dwie rodziny słoni kąpiących się w wodzie, a chwilę później majestatyczne bawoły i czarnego bociana. Wieczorem, po kolacji, nadchodzi chwila magii – obsługa wiesza mięso dla lamparta. I rzeczywiście – w nocy przychodzi! Siedzimy w ciszy, a on, niespiesznie i dumnie, pojawia się w świetle lamp. Potem już tylko cisza nocy, przerywana odgłosami słoni i bawołów. Niezapomniane doświadczenie. Dzień 6 — Źródła Mzima i magia Kilimandżaro Wczesnym rankiem wyruszamy na kolejne safari. Chłodny poranek ustępuje miejsca gorącemu dniu, gdy zza horyzontu wstaje słońce. Zatrzymujemy się przy Źródłach Mzima – dwóch oczkach wodnych połączonych kaskadami. Spacerujemy z rangerem, który prowadzi nas ścieżkami, po których codziennie przechodzą słonie i hipopotamy. W wodzie widać stado hipopotamów i krokodyle – jedne leniwie leżą, inne spokojnie płyną. Kolejny przystanek to Shetani Lava Flow - jedno z niezwykłych miejsc w Parku Narodowym Tsavo West. Rozciąga się na ok. 60 km – czarna, pofałdowana masa zastygłej lawy ciągnie się po horyzont, jakby sama ziemia zastygła w ruchu. Miejscowi do dziś opowiadają legendy, że to właśnie szatan wyszedł tu kiedyś na powierzchnię ziemi. Dziś to miejsce emanuje spokojem, ale ma w sobie coś mistycznego. Czarne, ostre skały tworzą nieregularne kształty – tunele, szczeliny i zastygłe fale lawy, które przypominają ocean zastygły w ruchu. Na pozór martwe, w rzeczywistości tętni życiem – pomiędzy kamieniami wyrastają suche trawy i krzewy, a czasem można dostrzec jaszczurkę lub małego gekona wygrzewającego się na słońcu. Shetani Lava Flow to miejsce, które najlepiej pokazuje potęgę natury – jak ogień potrafi zamienić ziemię w kamień, a czas zacierający ślady nadaje jej nowe życie. Stojąc tam, w ciszy, z wiatrem smagającym twarz, trudno nie poczuć respektu wobec sił natury. To jedno z tych miejsc, gdzie Afryka pokazuje swoje surowe, pierwotne oblicze – piękne i nieujarzmione. Jedziemy dalej przez obszar Wielkiego Rowu Afrykańskiego – miejsca, gdzie dosłownie rodzi się nowy kontynent. W końcu w oddali pojawia się Amboseli, a nad nim – Kilimandżaro. Ogromne, majestatyczne, pokryte śniegiem. Mieliśmy szczęście – góra ukazała się w całej krasie. Widok zapiera dech. W Penety Amboseli Resort wita nas obsługa z ciepłymi, wilgotnymi ręcznikami. Po krótkim odpoczynku i obiedzie znów ruszamy na safari. To kraina słoni – spotykamy ich dziesiątki. Przechodzą tuż obok, spokojne, dostojne, jakby wiedziały, że są u siebie. W tle góra, która zdaje się czuwać nad nimi. Widzimy też bawoły, guźce i sprytnego szakala, który skrada się w poszukiwaniu kolacji. Po południu odwiedzamy wioskę Masajów. Widać, że przygotowana jest z myślą o turystach, ale mimo to warto tu zajrzeć – można zobaczyć ich domki, zatańczyć z Masajami i poznać kulturę tego dumnego ludu. W drodze na safari mijamy prawdziwe masajskie osady – identyczne, tylko bez turystów. Dzieci nie uczestniczą w wizytach, więc nie trzeba kupować cukierków. Jeśli ktoś chce pomóc – wystarczy kilka koszulek. Wieczorem kolacja, rozmowy i sen przerywany odgłosami buszu. Dzień 7 — Pożegnanie z sawanną Jeszcze jedno, ostatnie safari. Wstajemy o 5:00, by zobaczyć Kilimandżaro o świcie. Przez chwilę góra jest widoczna w pełnej krasie, po czym znika za chmurami – jakby nie chciała się żegnać. Droga do Mombasy jest długa i pylista. Większość trasy to piasek, więc warto mieć chustę lub maseczkę. Po drodze mijamy wioski, dzieci bawiące się przy drodze, kobiety niosące wodę na głowie, targowiska pełne owoców. Zatrzymujemy się na obiad i chwilę odpoczynku – jest czas na zakup pamiątek. Wieczorem docieramy do Reef Hotel. To skromny, ale czysty hotel z wygodnym łóżkiem i widokiem na ocean. Kolacja w towarzystwie znajomych i serdeczne przywitanie przez obsługę kończą ten dzień w pięknym stylu. Dzień 8 — Pożegnanie z Afryką Ostatni dzień w raju. Po pysznym śniadaniu zostawiamy bagaże w hotelu i ruszamy na małe zakupy do Carrefoura – kawa, herbata (koniecznie o smaku mango!) i lokalne smakołyki. Po powrocie szybkie odświeżenie i… czas się żegnać. Podsumowanie Przed wyjazdem czytałam różne opinie o hotelach i lodgach – niektóre zniechęcały. Dobrze, że się nie wycofałam. Kenia miała być tylko jednym z kierunków „do odhaczenia”, a stała się miłością od pierwszego wejrzenia. To kraj kontrastów – dzikiej przyrody i spokojnego rytmu życia, ludzi skromnych, ale szczęśliwych. Safari to przygoda życia – te same zwierzęta, które znamy z zoo, tu żyją naprawdę, wolne i dumne, kroczące po czerwonej ziemi. Kenia zostaje w sercu na zawsze – z zapachem buszu, zachodem słońca nad sawanną i uśmiechem ludzi. Zakochałam się w Kenii. I wiem, że tam wrócę – tym razem połączę ją z Tanzanią. Bo Afryki po prostu nie da się zapomnieć. ❤️
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Jeden z najlepszych urlopów, Safari - przeżycie niesamowite, dla mnie było szkoda, że tylko trzy dni, teraz wybrałabym dłuższe.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Nawet w snach nie myślałam, że podczas pobytu spodka mnie tyle atrakcji. Od przywitania rezydentów na lotnisko po 3 dniowe safari. Czuliśmy się mega zaopiekowane z córką podczas pobytu na Czarnym Lądzie. Rezydent Pan Marcin doskonale zapoznawał nas z historią Afryki jak i cudownie opowiadał o zwierzętach. Cudowne hotele podczas pobytu na safari- przy wodopoju stada słoni ♥️ Moje serce zostało w Keni
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Dobrze Rainbow. Druga wycieczka z wami na pokładzie. Jak było tym razem? Czy również spisaliście się tak dobrze jak ostatnio? Lecimy. Razem z moją ukochaną w tym roku wybraliśmy Kenię, chodź bardzo długo zastanawialiśmy się nad Kubą. Czy żałowaliśmy swojego wyboru? Absolutnie nie, ale może zacznijmy od samego początku. Co było nie tak? Z całym szacunkiem, ale błagam zmieńcie linię lotniczą, którą przewozicie ludzi do Kenii. Lot trwa około 10 godzin, niestety na pokładzie nie uraczycie "bogatego" menu. Żeby nie umrzeć z głodu zmuszeni jesteście zjeść wątpliwej jakości kanapki lub jedyne co jest na ciepło czyli panini. Także moi drodzy przyszli podróżnicy, zaopatrzcie się w kabanosy i inne rarytasy. Tak naprawdę była to jedyna rzecz, która nie specjalnie mi się spodobała. Teraz już będzie tylko dobrze. Sam transport do hotelu bardzo sprawnie i przyjemnie. Późnym wieczorem dotarliśmy do naszego Bramburi Beach Hotel. Czy byłem zadowolony z naszego miejsca? Tak byłem. Czy mając taką możliwość, wybrałbym inny hotel? Również tak. Jaki więc hotel wybrać? Po, której stronie Mombasy? Południowej czy Północnej? Ogólnie jedno i drugie ma swoje zalety. Nie będę opisywał tutaj w szczegółach każdego hotelu. Najlepiej samemu ocenić jakie, komu warunki pasują. Ogólnie nie różnią się zbytnio od siebie i każdy zbudowany jest w podobnym klimacie, w podobnym standardzie. Jednak jeśli chcemy mieć ładniejszą plażę, rafę koralową to należy wybrać hotele znajdujące się na południe od Mombassy. W szczególności położone przy Diani Beach. Z południa o wiele łatwiej i szybciej można dostać się na wyspę Wasini. (wycieczka fakultatywna). Czy hotele na północy mają jakieś zalety? Przede wszystkim bliskość Mombasy, więc jeśli macie chwilę wolnego czasu to w miarę szybko dostaniecie się do centrum na małe zakupy i zwiedzanie. Do tego są nico tańsze niż odpowiednicy z południa. Wycieczka fakultatywna na wyspę Wasini. Czy warto zrobić sobie przerwę od plażowania i tam pojechać? Zdecydowanie tak. Osobiście jestem typem osoby, która po dwóch dniach leżenia na hotelowym basenie ma dość, więc wycieczka była jak najbardziej wskazana. Czy widzieliśmy delfiny? Tak, mieliśmy to szczęście i przyjemność, że mogliśmy oglądać te przepiękne stworzenia w swoim naturalnym środowisko. Jeśli ktoś z was tego nie widział, to gwarantuje uczucie w serduszku jest niesamowite. Dodatkowo sama wycieczka drewnianą łódką, wśród fal - wow coś niesamowitego. Miało to swój niepowtarzalny klimat. Snorkeling. O wiele bardziej podobał mi się niż na Dominikanie. Większa ilość ryb. Płaszczki, ośmiornice, kalmary, było tego niesamowicie dużo. Dodatkowo można było pływać bez kamizelki więc miałem przyjemność oglądania całej morskiej fauny i flory z bardzo bliskiej odległości. Wyspa Wasini Najmniej atrakcyjna część wycieczki, chociaż dobrze było zobaczyć "lokalnych" mieszkańców i ich warunki w jakich żyją. Naprawdę skłania to człowieka, do sporych refleksji na temat życia. Bardzo dobry obiad, możliwość wyboru : ryby, kurczaka, kraba. Safari Chyba najpiękniejszy czas całej wycieczki. Na samym początku i proszę to przekazać dalej. Chciałbym bardzo, ale to bardzo jeszcze raz publicznie podziękować naszej niesamowitej Paulinie, która zaopiekowała się nami najlepiej jak tylko można. Tsavo West, do którego właśnie się kierowaliśmy bogate jest w roślinność krzewiastą, do tego jest to teren bardzo górzysty, przypominający obrazki jak z Avatara. Czy długo czekaliśmy na zwierzęta? Nie. Są dosłownie wszędzie. Zaraz na samym początku naszym oczom ukazały się impale. Następnie w wodzie, chłodziły się hipopotamy, by następnie za rogiem pojawiły się czerwone słonie z Tsavo. Z resztą na zdjęciach poniżej wszystko widać. W Tsavo West dotarliśmy do tak zwanej lodgy. Są to miejsce na terenie parku, które są po prostu hotelami, gdzie z balkonu można obserwować całą, otaczającą nas przyrodę. Przy odrobinie szczęścia, w granicach wzorku pojawią się kolejne, niesamowite i dzikie zwierzęta. My z naszego pokoju mieliśmy okazję zaobserwować słonie i bawoły. Nasz obiekt zlokalizowany był praktycznie na samym szczycie góry. Widok był niesamowity. Po drodze do Parku Amboseli, zajechaliśmy w odwiedziny do Masajów. Ogólnie dużo się słyszy, że Masajowie są strasznie biedni, że mają ciężkie życie itd. Ok nie ma tam luksusów, ale oni prowadzą takie życie z wyboru. Do tego dostają całkiem spoko pieniążki, jeśli przyjeżdżają do nich turyści. Także nie jest to tak jak nam się do końca wydaje i z głodu oni nie umierają. Warto to zobaczyć i to jak najszybciej, bo najprawdopodobniej wioski zniknął w przeciągu kilku lat. Park Narodowy Amboseli jest zupełnie inny niż wyżej opisywany Tsavo. Dużo mniej tu zieleni, na próżno szukać gór, poza tą jedną - Kilimandżaro, która wybija się swoim pięknem ponad równinne tereny Amboseli. Park narodowy w południowej Kenii przy granicy z Tanzanią, obejmuje powierzchnię 390,26 km², a zwierzęta są dosłownie wszędzie. Tyle ode mnie, było super, polecam i do zobaczenia na innym wyjeździe.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Powitało nas tropikalne powietrze ze specyficznym klimatem - duża wilgoć i gęstość powietrza, oraz oczywiście wysoka temperatura. Było ciemno. Pot z nas spływał. Trochę bolała nas głowa. Mimo zmęczenia jako pierwsi znaleźliśmy się przy wyznaczonym busie, ale czekaliśmy na osoby, które też jechały do hotelu Jacaranda Indian Ocean. Wysmarowaliśmy się repelementami na komary. Po około 1 godzinie siedzieliśmy wreszcie w busie , który wiózł nas na prom, aby dalej dojechać na wybrzeże Kenii nad plażę Diani Beach. Na prom musieliśmy poczekać. Przeprawa promowa trwała ok 30 minut. Do hotelu dojechaliśmy po północy. Otrzymaliśmy klucze i miły Kenijczyk zaprowadził nas do pokoju dając po drodze kilka dobrych rad ,które głównie dotyczyły mieszkających na terenie hotelu małp. Gdy weszliśmy do pokoju - pierwsze co zrobiłam to patrzyłam na olbrzymie łoże czy jest na nim moskitiera. Na szczęście była, bo bez niej nie mogłabym spokojnie zasnąć. Na stoliku stała kolacja i woda, ale jeść nam się nie chciało. Zrobiliśmy sobie jeszcze tylko po drineczku,(jako lek :)) potem szybka kąpiel i spać - już nie mogliśmy doczekać się porannego widoku. Rano przywitało nas oczywiście cudowne słońce. Pobyt w tym hotelu był bajeczny. Mieszkaliśmy w bungalow w przestronnym czystym pokoju. Ogromny taras z widokiem na basen, plażę i ocean. Korzystaliśmy z kąpieli w basenie i oceanie ( nie chciało się wychodzić z wody ) Dużo spacerowaliśmy po przepięknej plaży. Spacerując w lewo dochodziliśmy do rzeki, która podczas przypływu łączyła się z oceanem - niezapomniany widok. Hotel zatopiony jest w tropikalnej roślinności z ogromną ilością ptaków i oczywiście towarzyszących nam na każdym kroku małp. W cieniu starych baobabów widzieliśmy bardzo ciekawą ceremonię ślubną białego z Kenijką z ich obyczajami i przyśpiewkami. Po kilku dniach sielanki czekało nas safari. Naszym przewodnikiem był prawdziwy tropiciel. To jemu zawdzięczamy niesamowite przeżycia z każdej wyprawy do parków. Jego bystre oczy cały czas w czasie jazdy kontrolowały okolicę. Zwykle znajdował to co chciał nam pokazać. Minusem było to, że chcąc nam jak najwięcej pokazać czasem zbyt krótko zatrzymywaliśmy się i nie zdążyliśmy zrobić dobrych zdjęć. Widzieliśmy lwa, lamparta (to był moment, nie zdążyłam zrobić zdjęć, ale na szczęście mąż sfilmował te wspaniałe okazy), duże rodziny słoni, stada hien przy czym podjechaliśmy do gniazda hien i oglądaliśmy małe hieny , które są bardzo sympatyczne czego już nie można powiedzieć o dorosłych osobnikach, stada bawołów, wiele ciekawych kolorowych ptaków o barwnym upierzeniu, stada sępów ucztujących i wypoczywających na drzewach sawanny. Zachwyciły nas żyrafy, podjeżdżaliśmy bardzo blisko i mogliśmy obserwować jak dostojnie ze spokojem objadają listki drzew. Widzieliśmy też biegnące stado żyraf - to był niesamowity widok. Utkwiło nam w pamięci tysiące antylop i stada zebr. Są one bardzo zwinne i szybkie, a zebry skore do zabawy. Oprócz zwierząt zachwyciła nas roślinność, charakterystyczne drzewa ,,parasolki", różnorodność krzewów , traw kwiatów ich zapach, rozmaite odgłosy , dźwięki, miejscami wielka cisza no i pobyt pod Kilimandżaro. Przez cały czas safari również w nocy czuliśmy się bardzo dobrze i bezpiecznie, wszystkie nasze potrzeby były natychmiast zaspakajane. Atmosfera podczas safari była wspaniała i niezapomniana. Po tych niesamowitych przeżyciach i wrażeniach czekał nas 7 dniowy pobyt w kameralnym hotelu Scorpio Villas. Prowadzi go Włoszka, która świetnie zarządza rodzinnym biznesem. Hotel w stylu masajskiej wioski. Niewielkie wille pokryte strzechą zatopione w ogromnym tropikalnym ogrodzie pełnym śpiewających ptaków kolorowych gekonów i innych jaszczurek. Pokój był duży oczywiście z wielkim łożem z moskitierą, klimą i wiatrakiem. Mieliśmy wielki taras też z łóżkiem i moskitierą, 2 fotele i stoliczek :). Widok na baseny i wspomniany ogród, graniczący z plażą. Jednak plaża przez przypływy pokryta była wodorostami. Był jednak wydzielony teren gdzie były bezpłatne leżaki pod parasolami i ochroniarz. Czas szybko i beztrosko nam minął. Acha zapomniałam wspomnieć o przepysznym jedzonku, wieczornych afrykańskich tańcach i koncertach. Bardzo polecam taką wycieczkę i wymienione hotele. Z chęcią chciałabym się tam znowu znaleźć.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wyjazd bardzo ciekawy , wręcz rewelacja...., całkowicie nowe doświadczenia... inny teren - przepiękne krajobrazy z wielkimi obszarami zieleni niezakłóconej żadnymi budynkami...wieczorny odpoczynek dla oka i uszu..., no a w trakcie safari brak asfaltu, więc masaż każdego mięśnia z osobna w sześcioosobowych busach...., ale na wesoło....inne zwyczaje - aby docenić, co mamy w swoim normalnym życiu, polecam wizytę w osadzie Masajów....., inni - bardzo sympatyczni, chętni do pomocy tubylcy - chociaż z otwartymi rączkami, bo patrzą, aby za pomoc ich wynagrodzić szylingami 100 szylingów - to polskie 5 zł, więc nie kapitał..... dodatkowo dzieci przesłodkie o przesmutnym życiu....z czego to wynika? częściowo z wielkiej biedy, więc wszystko chętnie biorą - słodycze to norma dla nich, ale dostałyśmy się do szkoły dla sierotek i dzieci chorych - to tam aż piszczało od biedy, więc można wziąć dla dzieci wszystko (przybory szkolne, ubranka, kosmetyki...)....cudny wyjazd na wyspę Wasini z przecudnym Murzynkiem Ryszardem, który pięknie mówi po polsku, sypie kawały i przez cały dzień zabawia turystów informacjami z życia bieżącego Kenijczyków...dopytuje o życie Polaków...doskonale orientuje się w polskiej piłce nożnej...w mapie Polski, a do tego śpiewa polskie kawałki piosenek i rozbawia do łez recytacją "Murzynka Bambo"...cała nasza grupa przesłała go do Polski i wszyscy byli tym zachwyceni....polecamy też wizytę w kościele chrześcijańskim (można podjechać tuktukiem - my tam trochę przez przypadek się znalazłyśmy, ale przy pomocy tubylców)- msza niby zwykła, dość podobna do naszej, ale w tak odległej miejscowości i w innych realiach to wielkie przeżycie....
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Super wyjazd. A Pan Robert jest the Best. Hotele, safari. Wycieczka naprawdę fajna Rainbow super organizacja wyjazdu.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Prawdziwe powitanie z afrykańską przygodą, rodzące niedosyt. Hotel Diani Beach Lodge, klimatyczny, z uśmiechniętą, pomocną obsługą, świetnym, urozmaiconym jedzeniem i dobrym i lokalnymi alkoholami. Ciepły ocean indyjski, świetna pogoda (choć w grudniu zmienna - przejście z pory deszczowej na suchą powoduje dużą wilgoć w powietrzu, temperatury jednak są wysokie, a pogoda w ciągu dnia szybko zmienia się na słoneczną). W hotelu sporo małpek złodziejek. Na plaży można zapoznać się z miejscowymi sprzedawcami usług i przedmiotów, którzy potrafią wiele opowiedzieć o swoim kraju - warto ich poznać , np. Bruno Sudi potrafi doskonale pokazać stworzenia żyjące w oceanie. Świetny hotel w samym centrum parku narodowego Travo West, z balkonu można było obserwować przechodzące stada dzikich zwierząt, a jedząc kolację, patrzeć na lamparta zwabionego wywieszoną na specjalnej drewnianej konstrukcji giczą antylopy. Widok z tego holellu zapiera dech! Tsawo West to park z typowo off-roadowymi ścieżkami i ogromem zieleni, z której nagle wyłaniały się zwierzęta a drugi park, Amboseli, wyglądał jak na przyrodniczych filmach, z rozległymi przestrzeniami sawanny , pojedynczymi akacjami i baobabami oraz stadami zwierząt przechodzącymi często przed samym busem. Warto obejrzeć Mombasę, w niej baobaby z masą nietoperzy i zabytkowy Fort Jesus, choć z braku finansów, nieodnowiony. Wspaniałe widoki na wyspie Wasini, delfiny i rafa, choć nie polecam osobom cierpiącym na chorobę morską - na oceanie potrafi bardzo bujać.... Kraj bardzo biedny, podstawą życia lokalsów jest turystyka i powiedzenie 'hakuna matata!' czyli 'nie ma problema' :) Można się od nich wiele nauczyć....
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wyjazd bardzo spontaniczny niecały tydzień przed podróżą wykupiony wyjazd nie zawiódł naszych oczekiwań. Podróż samolotem trochę przydługa ale cóż Kenia nie leży tak blisko więc ale udało się wytrzymać w samolocie. Hotel Neptun też nie zawiódł. Miły spokojny co dało sporo relaksu i odpoczynku od codzienności. Safari mega fajne . Szkoda tylko że nasze busiki były najskromniejszymi środkami transportu jakie spotkaliśmy na trasie. Zdecydowanie polecam te wyprawę!!!!
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Safarii było moim marzeniem od dziecka! Bardzo się cieszę że udało się to zorganizować razem z Rainbow:) Wycieczka na zawsze zostanie w mojej pamięci. Z kwestii praktycznych, hotel w którym byliśmy pierwsze 4 dni (Leopard resort) był znakomity. Plaża piękna i zadbana, restauracja z bardzo dobrym jedzeniem. Piątkowa kolacja na plaży zrobiła na nas wrażenie:) Co do samego safarii. Byliśmy w dużej grupie (9 samochodów) i na tą ilość mieliśmy dwóch przewodników. Janek który był przewodnikiem w naszej grupie wykazał się ogromem wiedzy! To też dzięki niemu uważam ten wyjazd za niezwykle udany! Zdecydowanie Janek dostaje od naszego wanu 10/10! Zwiedziliśmy dwa parki i każdy z nich zapierał dech! Ilość zwierząt jaka widzieliśmy spełniła wszystkie nasze oczekiwania! Jeśli ktoś ma wątpliwości co do wyjazdu to mogę go zapewnić że nie będzie żałować! Na nas organizacja Rainbow zrobiła dobre wrażenie i rozpatrujemy kolejną wycieczkę z nimi. Tym razem padnie na Azję:)