Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Birma jest krajem jeszcze nie zepsutym przez masową turystykę pomimo gdzieś w tle komentarzy o dyktaturze wojskowej. Nie odczuwa się tego. Pełne bezpieczeństwo, ludzie bardzo przyjaźni. Wspaniała wyprawa,widoki zapierające dech w piersiach. Ale z banknotami dolarowymi zupełne przegięcie pały. Muszą być gładkie,czyste, najlepiej prosto z drukarni, innych nie wymienią, nawet pilot takich nie przyjmie. Dużo zależy od pilota, a Pani Paulina była wielka..Bardzo dobra organizacja. polecam
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Od powrotu z wycieczki wciaz jestem myslami w Birmie. Zglebilam wiedze o tych stronach zamawiajec ksiazki i albumy z przepieknymi ilustracjami miejsc,ktore od- wiedzilam i ktore mam nadzije zobaczyc w blizkiej przyszlosci. Otoz miejscowy przewodnik zaproponowal, ze dla chetnych zorganizowal by druga czesc w jeszcze piekniejsze strony. To brzmi obiecujaco. Mam nadzieje, ze Wasze Biuro moglo by zaoferowac taka wyprawe. Udaje sie teraz na nocny odpoczynek, nie zapominajac o dalszym studiowaniu historii i kultury Birmy. Dziekuje pieknie za wrazenia, ktore wciaz towarzysza mi w codziennym zyciu.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Turyści kochają Azję za mnóstwo rzeczy: za wspaniałe zabytki, różnorodność kultur, magię orientu, egzotyczne smaki i zapachy Dalekiego Wschodu. Ale nade wszystko za poczucie bezpieczeństwa, uśmiech i życzliwość, gościnność. Ale Azja to wciąż bardzo ogólny cel podróży, mnóstwo krajów i społeczeństw. Zapewne wszystkich spośród nich większości turystom obejrzeć się nie da, ale niektóre obejrzeć warto bardziej niż inne, a niektóre wręcz trzeba, jeśli chce się mieć jakiekolwiek pojęcie o tym kontynencie. Birma należy do tych państw, które obejrzeć nie tylko warto, a nawet trzeba, ale wręcz do tych, których pominąć NIE WOLNO! To jeden z najbardziej fascynujących krajów nie tylko całej Azji, ale i jedna z najciekawszych dostępnych destynacji turystycznych w ogóle. Choć Birma to spore państwo, mające zarówno całkiem wysokie łańcuchy górskie (najwyższy szczyt sięga prawie 6000 m n.p.m.), malownicze tropikalne plaże, piękne jeziora z Inle na czele i potężną rzekę Irawadi, tym co przyciąga turystów w tamte strony nie są walory krajobrazowe, ale raczej specyficzna, unikalna i jedyna w swoim rodzaju kultura. Podobnie jak większość krajów tego regionu świata Birma jest krajem buddyjskim, niemniej buddyzm ma tu całkiem inne oblicze niż poza jej granicami. O ile w sąsiednich krajach buddyzm stanowi jeden z aspektów tamtejszej kultury, o tyle w Birmie jest on nieodłącznym elementem codzienności i przenika każdą sferę życia. To najbardziej „ortodoksyjny” z krajów buddyjskich, w którym nawet pomimo coraz szerszego otwarcia się na świat w ostatnich latach, świątynie wciąż pozostają pełne, ludzie ubierają się w tradycyjny sposób, a przyklasztorne szkoły rozbrzmiewają głosami modlących się młodych chłopców oraz dziewcząt i nie cierpią na problemy z naborem czy brakiem „powołań”. Słów kilka o programie wycieczki. Składa się on z kilku etapów związanych z miejscami o szczególnym znaczeniu i wyjątkowej atrakcyjności. Najpierw Mandalay- niegdyś miasto królewskie, słynące ze Szmaragdowego Pałacu i wspaniałych świątyń. Dziś samo miasto nie robi większego wrażenia, zabytkowy pałac już nie istnieje, a odbudowanego po wojnie turyści zwiedzać nie mogą. Tym niemniej warto odwiedzić Mandalay przede wszystkim dla jednego zabytku- Pagody Kuthodaw. 729 śnieżnobiałych kapliczek mieszczących kamienne tablice z kanonem nauk buddyjskich Tipitaki robi ogromne wrażenie. Ale to nie jedyna atrakcja okolic Mandalay. Warto przyjrzeć się Birmańczykom w świątyni Mahamuni, zawierającej według tradycji jedyny wierny wizerunek Buddy, warto też obejrzeć klejnot buddyjskiej architektury sakralnej, klasztor Shwenandaw i odbyć rejs rzeką Irawadi do Pagody Mingun. Ta ostania budowla ma co prawda tylko status największego na świecie stosu cegieł, ale nawet sam rejs jest wart zachodu, a poza tym w okolicy jest także niezwykle efektowna, olśniewająca bielą Pagoda Hisnbyuma. Bardzo ciekawym doświadczeniem jest wizyta w klasztorze Mahgandhayon. W Chinach tego typu obiekty dawno już zniknęły lub zamieniono je na muzea. Tu nie dość, że potężny klasztor jest nadal czynny to jeszcze, co nie zdarza się często, można w nim podejrzeć codzienne życie mnichów. Ostatni obiekt związany z okolicą Mandalay to drewniany most U-Bein. Najdłuższy tekowy most na świecie łączy brzegi jeziora Taung Tha Man i z pewnością wart jest kilkudziesięciominutowego spaceru. Drugi etap podróży do świątynie Bagan. Nie ma na ziemi miejsca, które dałoby się porównać z Bagan. Co prawda nie zobaczymy tu świątyń tej wielkości co Angor Wat czy Borobudur, ale „porażająca” jest ilość wzniesionych tam pagód. Na 40 km kwadratowych rozrzuconych jest ponad 2000 świątyń i pagód o prawie 1000 letniej historii. Po tym rozległym terenie można poruszać się konnymi bryczkami, wynajętymi skuterkami lub rowerami albo po prostu spacerować. Koniecznie trzeba zobaczyć ten swoisty las pagód w świetle wschodzącego lub zachodzącego słońca. Mount Popa (z popem nie ma nic wspólnego) mieści na samym szczycie buddyjski klasztor. Warto pokonać 777 schodów prowadzących na górę, choćby po to, by poobserwować modlących się tam wiernych oraz mnichów i obejrzeć kilkadziesiąt kolorowych kapliczek z wizerunkami natów (swoistych bóstw, których kult jest immanentną cechą buddyzmu birmańskiego). Miasteczko Kalaw, stanowiące kolejny cel podróży jest niewielkim ośrodkiem górskim. Ma ono wyraźnie inny klimat od pozostałych rejonów Birmy. I to zarówno dosłownie, bowiem w położonym na wysokości ponad 1300 m n.p.m Kalaw można nieco odetchnąć od upału birmańskich nizin, jak w sensie ogólniejszym. Kalaw nosi bowiem wyraźne ślady obecności Brytyjczyków, co jest szczególnie widoczne w tamtejszej architekturze. Trzecim etapem podróży, stanowiącym sam w sobie godny cel odwiedzenia Birmy, jest jezioro Inle. Jeśli nawet niektórzy twierdzą, że „magia” tego miejsca jest przereklamowana, to naprawdę tylko odrobinę. Cały dzień rejsu łódkami wypełnia podróż po szczególnie interesujących miejscach jeziora. Są co prawda w programie typowe dla takich miejsc wizyty w lokalnych manufakturach produkujących tkaniny, cygaretki czy biżuterię, ale nie one są tam najważniejsze. Trudno nie zachwycić się rybakami wiosłującymi w karkołomnej pozycji nogą, pływającymi ogrodami warzywnymi czy malowniczymi wioskami na palach. A jeśli na kimś usiane pagodami równiny Bagan nie zrobiły większego wrażenia, to musi obejrzeć prawdziwy las stóp świątyni Shwe Indein. Trzeba ubrać mocno przyciemnione okulary, bo blask słońca odbijającego się od tysięcy złotych stop jest doprawdy oślepiający. To kolejne miejsce na trasie podróży, jakiego próżno szukać gdziekolwiek indziej na turystycznej mapie świata. Czwarta część wycieczki związana jest z pobytem na Złotej Skale. Na szczycie 1100 metrowego wzgórza wznosi się pagoda Kyaiktiyo. Ani pagoda ani otaczające ją obiekty sakralne nie są wyjątkowej klasy zabytkami. Miejsce to jednak jest dla Birmańczyków świętym sanktuarium i jedzie się tam nie tyle podziwiać architekturę świątyni co podpatrzyć przybywających tam pielgrzymów i zobaczyć przebieg cowieczornych uroczystości religijnych. Pielgrzymi przybywają cały dzień po to by wziąć udział w wieczornych rytuałach i modlitwach przypominjących to, co w naszej kulturze nazwalibyśmy nocnym czuwaniem. Widok tysięcy rozmodlonych pielgrzymów składających ofiary, modlących się nad chybotliwymi płomykami świec, i czuwających całą noc pod gołym niebem na świt jest poruszający i robi większe wrażenie, niż nawet najbardziej zachwycające budowle czy zabytki. Trzeba jeszcze dodać, że na Złotą Skałę wjeżdża się specjalnie dostosowanymi terenowymi ciężarówkami a sam wjazd i zjazd bardziej przypomina udział w etapie rajdu Paryż –Dakar niż stateczną podroż do miejsca kultu. Ze Złotej Skały jedzie się do byłej stolicy Birmy- Rangunu, po drodze odwiedzając jeszcze historyczną stolicę, Bago z jej zabytkami. Rangun nie ma do zaoferowania turystom zbyt wiele, jest dość zaniedbany, hałaśliwy i mało efektowny. Warto obejrzeć Karaweik (pałac zaprojektowany na wzór królewskiej barki) i Świątynię Leżącego Buddy. Tym jednak co przyciąga turystów do Birmy i Rangunu równie mocno co pagody Bagan czy uroki jeziora Inle jest świątynia Shwedagon. To kolejne miejsce na trasie wycieczki, którego nie da się porównać z niczym innym, jedyne, zachwycające i nieprawdopodobnie piękne. Ogromna, masywna, wielowiekowa Złota Stupa otoczona jest lasem mniejszych złotych stóp, pagód, kaplic, gąszczem ołtarzy, monumentów, figur. I wreszcie ostatni etap podróży- wypoczynek na plażach Ngwe Saung. O ile o wymienionych zabytkach i miejscach wytrawniejsi podróżnicy na ogół już coś wiedzą, o tyle o Birmie jako o celu wypoczynku na morzem mało kto coś słyszał. Jeśli już plaże w tej części Azji, to raczej Tajlandia, Wietnam czy Malezja. A tymczasem Birma ma do zaoferowania plaże równie ładne, o ile nie lepsze i to w co najmniej kilku ośrodkach nadmorskich. Ngwe Saung jest dobrym wyborem. Plaża jest wielokilometrowa, bardzo szeroka, piaszczysta i co może najważniejsze w zasadzie pusta. Żadnych tłumów, rozwydrzonych dzieciaków, parawanów, turkoczących pływających „bananów” czy brzęczących nad uchem motolotni. Spacer brzegiem ciepłego, czystego morza i powrót zajął nam cały dzień, a nie doszliśmy do końca plaży a jedynie do końca jednej z licznych zatok. Dodatkowym atutem tego miejsca jest hotel, położony praktycznie na plaży, w tropikalnym pięknym ogrodzie, o świetnym standardzie i przemiłej obsłudze. Wypoczynek w Ngwe Saung to wymarzone zwieńczenie tej jednej z najbardziej fascynujących podróży jakie kiedykolwiek odbyliśmy. Trzeba jeszcze dodać, że elementy które opisałam, to tylko „jazda obowiązkowa” czyli te punkty które znajdują się programie i które z pewnością turysta obejrzy. Ale w czasie wielodniowej podróży po Birmie z pewnością nadarzy się okazja do podpatrzenia wielu innych ciekawych miejsc, obyczajów, zdarzeń. My mieliśmy między innymi okazję obserwować kilkukrotnie uroczyste procesje z okazji oddania dzieci do klasztoru (kilkusetosobowe barwne orszaki, fantazyjne stroje i majestatyczna karawana słoni pozostawia niezapomniane wrażenia), odwiedziliśmy też przyklasztorne szkoły by podejrzeć tamtejszą edukację (sale wypełnione kilkudziesięcioma uczniami na głos powtarzającymi buddyjskie nauki pod okiem mnicha-nauczyciela też wyglądają bardzo interesująco) a także odbyliśmy kilkudziesięciokilometrową podróż lokalnym pociągiem osobowym z Kalew do Aungpan. Rankiem warto wybrać się na mały spacerek by zobaczyć mnichów „obchodzących” swoją dzielnicę i zbierających dary żywnościowe. Czasami słyszy się opinię, że w dzisiejszym najeżonym lasem anten telewizyjnych i „opasanym” łączami internetowymi świecie podróże tracą sens, bo przecież wszystko można obejrzeć nie ruszając się ze swego fotela w domu, na ekranie telewizora czy komputera, i to często w świetnej jakości 3D i 4K! Oczywiście dla prawdziwego podróżnika takie twierdzenie to herezja. Tym niemniej w niektórych przypadkach można zrozumieć że, aby mieć jakie takie wyobrażenie np. o wieżowcach Dubaju czy urokach Alhambry niejednemu wystarczy „wirtualna” podróż na ekranie w zaciszu własnych czterech kątów. Są jednak takie miejsca na ziemi, które trzeba poznać samemu, których oko kamery, nawet tej najnowocześniejszej nie jest w stanie oddać w pełnym bogactwie barw, zapachów, odgłosów, specyficznej aury czy atmosfery. Skupione, rozmodlone twarze mnichów w buddyjskich świątyniach, melodyjny śpiew mantr w pagodzie Shwedagon, namaszczenie z jakim ubodzy wierni przyklejają listki złotej folii do statuy Buddy w pagodzie Phaung Daw, delikatny odgłos setek metalowych dzwoneczków pośród lasu złotych stóp w Shwe Indein, migoczące w świetle tysięcy lampek skupione twarze pielgrzymów pod Złotą Skałą, monotonnie powtarzane na głos frazy przez młodych mnichów w szkole, szmer łódek przesuwających się pośród zielonych pływających ogrodów Inle – wszystko to trzeba zobaczyć, usłyszeć i doświadczyć samemu. Kilkanaście dni pobytu w tym kraju nie czyni z nikogo eksperta. W dalszym ciągu mamy niedosyt i poczucie, że wiemy o tym kraju stanowczo za mało. Ale ten, kto tego wszystkiego nie widział, nie słyszał, nie przeżył i nie doświadczył nie zrozumie nic!
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Jeżeli ktoś lubi takie klimaty ,to będzie super.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Nie ma co oceniac!!!! BYŁO S U P E R !!!!!!!
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Podróż niezwykle ciekawa poznawczo, Birma ma wiele do zaoferowania, zabytki na trasie zwiedzania to pełne życia miejsca - miejscowa ludnosc, mnisi, pielgrzymi, rytuały a przy tym przepiekne światynie - każda inna, niezwykłe jezioro Inle, góra Popa, Złota skała. Wszystko w scenerii wschodów i zachodów słońca. Polecamy KONIECZNIE
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
- to liczba mocno niedoszacowana, że na wstępie zacytuję pilota. Pagody - małe i ogromne, ceglane, białe, złote, w środku niczego i w centrum miasta. Wszędzie pagody, codziennie pagody. I TO SIĘ NIE NUDZI - TO ZACHWYCA. Wiele osób wcześniej opisało program, więc tego robić nie będę. Dodam tylko kilka (czasem bardzo subiektywnych uwag). - banknoty do kantoru muszą być właściwie wprost z drukarni, ale kto by się tym przejmował. Tam są bankomaty - zaraz obok hotelu, w świątyni (!), na stacji benzynowej. Tylko dlaczego (jak zwykle) pytanie o bankomaty wprawia pilota w zakłopotanie? Uwaga: nie ma bankomatu na pobycie. Choć to się chyba zmieni, bo pilot zauważył, że budują tam filię banku. - ktoś pisał, że „odmieniali” pieniądze w kantorze, bo im dużo zostało. My wielokrotnie dodatkowo wyjmowaliśmy w bankomacie. Ogrom okazji do wydawania pieniędzy - od lunchy (bo w programie jest raz kolacja raz lunch a na pobycie tylko śniadania) po pamiątki. I to na ogół rękodzieło autentyczne a nie chińszczyzna (jeszcze nie). A ceny? Czasem nawet nie chciało nam się targować. Uwaga: na pobycie żadnych typowo birmańskich rzeczy. Tu tylko dmuchańce do pływania (trochę to wygląda jak w Międzyzdrojach ) i … suszone ryby. - w katalogu tego nie podają, ale faktycznie jedna noc bez bagażu głównego. Piszą jednak o tym wszyscy w opiniach więc można się przygotować. Jednak taka informacja powinna w katalogu być (na innych trasach - była). - co do stroju - żadnego problemu. Sukienki letnie, spódnice - dlaczego nie. Wcale nie tylko na pobycie (zresztą tam tak samo jak gdzie indziej). Owszem w kusej spódniczce czułabym się może dziwnie, ale taka do kolan - czemu nie. Często w takiej wchodziłam też do świątyń (tylko dlatego, że tu aparat fotograficzny, tu trzeba buty zostawić a pilot cos opowiada i zaaferowana zapominałam o długiej spódnicy) i nie wzbudzało to żadnych protestów. Tylko chyba w dwóch miejscach tego pilnują. Warto mieć przy sobie taką zawiązywaną długą spódnicę, ale chodzić w normalnych, letnich długościach. - woda - dwie butelki wody dostajemy codziennie od pilota i zawsze jest woda w pokoju hotelowym. Od pilota lokalnego dostajemy też prezenty (i to wcale nie byle jakie) za „dobre zachowanie’ J - hotele - położone genialnie - w samym centrum Rangunu czy przy Złotej Skale. Szczególnie ten ostatni jest ekstra (kelnerzy w kamizelkach, pod muchą), na skale. Właściwie można usiąść przed hotelem i obserwować to co się tam dzieje rankiem, nie trzeba nigdzie iść. Standard - naprawdę fajny. A hotel Magic - we fioletach …. - przydadzą się krople do oczu. W Birmie bardzo, bardzo się kurzy. Wszystko jest zakurzone - rośliny ale i pamiątki czasem trzeba wytrzeć z kurzu aby zobaczyć jaki jest wzór na pudełku. - chusteczkę to wycierania stóp dostajemy przed każdym zdjęciem butów (tak, tak wszystko zwiedzamy boso - ja to już tak się przyzwyczaiłam, że któregoś razu zapomniałam o butach, ale mąż czuwał). Są bardzo porządne więc właściwie z własnych nie korzystaliśmy. - pobyt - mieścina na końcu świata, ale wcale nie jest tak, że jesteśmy sami na plaży a wokół nic. Obok kolejny hotel (z głośnymi animacjami)a dalej plaża publiczna. A tam ogromna ilość parasoli i … plastikowych krzesełek. Coś jedzą, gotują. A i atrakcje typu banan tez są (ale nie w naszym hotelu). W naszym hotelu faktycznie pusto, głucho (szczególnie jak ma się domek na końcu plaży hotelowej). Miasteczko blisko, ale po wrażeniach z objazdu jakieś takie mało birmańskie. Robi się tu powoli kurort, choć droga się tu kończy - lot wewnętrzny - lotnisko mocno egzotyczne (uwaga: miejsca w samolocie zajmuje się na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy”) ale samolot OK., podają jedzenie mimo krótkiego lotu. Na przelocie z/do Bangkoku biuro wykupuje dla nas posiłek (jest to ten np.lunch z programu). - lot balonem w baganie - super. Mam wrażenie, ze to sie da załatwic - zalezy tylko od desperacji pilot (a nasz był mocno zmotywowany - dlaczego? Ci co byli wiedzą :) - przejazy długie ale widoki za oknem nie pozwalały mi zamknac oczu. Widok chatki z liści palmowych a obok panel słoneczny - bezcenny.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Lądowanie w Bangkoku, i po raz kolejny zwiedzamy to samo – kochane Rainbow zróbcie zmianę w programie aby po raz 5 nie oglądać przez dwa dni tego samego…. (dla tych co już sami są w stanie oprowadzić grupę po Pałacu Królewskim – choć nie wolno) , ale już kolejnego dnia jesteśmy w bajkowej krainie ……….. Po przylocie do Mandalay rozpoczynamy zwiedzanie Birmy od rejsu do Mingun ( Błoga sielanka – wygodne fotele, zimne napoje ). To pierwsze spotkania z Birmańczykami, obserwujemy uśmiechniętych ludzi, którzy za wszelką cena chcą nam sprzedać wszystko co można uszyć z bawełny ( spodnie, koszule, bluzki, spodnie po około 5000 (15 zł) Kolejny dzień rozpoczynamy wschodem słońca w Bagan. Nie wypada nazwać inaczej jak nasz Zajebisty Pilot Tomek zorganizował bajkowy poranek. Na miejscu pierwsze pagody – tysiące pagód – gdzie wzrok nie sięga tam pagody i balony które startują o poranku . Pagody pięknie zachowane. Następnie zwiedzamy Górę Popa, Jezioro Inle ,Kyaikto - Złota Skała , Rangunu , słynna Pagoda Schwedagon , a następnie jedziemy do wypoczynek w hotelu. Na wypoczynku wspominamy niezapomniane chwile spędzone w Birmie, jednym z ostatnich krajów, gdzie nie ma jeszcze wielu turystów choć bardzo miłą niespodzianka było spotkanie trzech Polaków również zwiedzających ten bajkowy świat.Lądowanie w Bangkoku, i po raz kolejny zwiedzamy to samo – kochane Rainbow zróbcie zmianę w programie aby po raz 5 nie oglądać przez dwa dni tego samego…. (dla tych co już sami są w stanie oprowadzić grupę po Pałacu Królewskim – choć nie wolno) , ale już kolejnego dnia jesteśmy w bajkowej krainie ……….. Po przylocie do Mandalay rozpoczynamy zwiedzanie Birmy od rejsu do Mingun ( Błoga sielanka – wygodne fotele, zimne napoje ). To pierwsze spotkania z Birmańczykami, obserwujemy uśmiechniętych ludzi, którzy za wszelką cena chcą nam sprzedać wszystko co można uszyć z bawełny ( spodnie, koszule, bluzki, spodnie po około 5000 (15 zł) Kolejny dzień rozpoczynamy wschodem słońca w Bagan. Nie wypada nazwać inaczej jak nasz Zajebisty Pilot Tomek zorganizował bajkowy poranek. Na miejscu pierwsze pagody – tysiące pagód – gdzie wzrok nie sięga tam pagody i balony które startują o poranku . Pagody pięknie zachowane. Następnie zwiedzamy Górę Popa, Jezioro Inle ,Kyaikto - Złota Skała , Rangunu , słynna Pagoda Schwedagon , a następnie jedziemy do wypoczynek w hotelu. Na wypoczynku wspominamy niezapomniane chwile spędzone w Birmie, jednym z ostatnich krajów, gdzie nie ma jeszcze wielu turystów choć bardzo miłą niespodzianka było spotkanie trzech Polaków również zwiedzających ten bajkowy świat.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Podczas naszej dwutygodniowej wyprawy odwiedziliśmy najcenniejsze zabytki Birmy: Shwedagon Paya, Bagan, Złotą Skałę czy Manhamuni Paya. Odbyliśmy również całodniową wycieczkę łodzią po niesamowitym jeziorze Inle, podczas której mogliśmy podglądać życie kilku ciekawych, zamieszkujących te tereny grup etnicznych ( Długie Szyje, lud Pa-O, plemię Intha). W trakcie zwiedzania licznych obiektów sakralnych, które w Birmie otoczone są ogromną czcią, obserwowaliśmy fascynujące, buddyjskie rytuały. W Baganie przeżyliśmy niezapomnianą podróż balonem o wschodzie słońca ponad tysiącami świątyń. Wreszcie po niewątpliwych trudach podróży, mogliśmy zaznać błogiego odpoczynku na szerokich, prawie bezludnych plażach kurortu Ngwe Saung. Po dwóch tygodniach spędzonych w Myanmarze mogę potwierdzić opinie innych podróżników, że jest to kraj niezwykły, kraj szeroko uśmiechniętych ludzi, wspaniałych i niepowtarzalnych zabytków, kraj niezliczonej liczby mnichów i mniszek i niewątpliwie - kraj tysiąca pagód.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Birma zaskoczyła mnie nie tylko bogactwem zabytków, różnorodnością krajobrazów ale także niezłym poziomem infrastruktury ( poza drogami ).Ludzie są sympatyczni,życzliwi i dobrze nastawieni do przyjezdnych chociaż biedni