Opinie klientów o Agoulos Inn

4.6 /6
88 
opinii
Atrakcje dla dzieci
2.7
Obsługa hotelowa
4.4
Plaża
3.6
Pokój
4.1
Położenie i okolica
5.1
Rezydent
4.4
Sport i rozrywka
3.5
Wyżywienie
3.0
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

5.0/6

Tomasz, Topolin 15.07.2014

pozytywna

Po zmianie pokoju (z poziomu gruntu na 1-sze piętro) było super a sama zamiana nastąpiła od ręki bez dyskusji i problemów. Wspaniały widok, dość czysto, sympatyczna obsługa, bezpośrednio nad morzem z wygodnym dostępem. Polecam.

5.0/6

Iwona, Bydgoszcz 25.07.2015

Cudowny wypoczynek

Moglibyśmy tam zamieszkać...Cisza ,spokój, blisko morze... Minusem był słabo wyposażony aneks kuchenny i przydałby się bliżej sklepik😊 Czysciutko,skromnie ale w zupełności wystarczająco 😊

5.0/6

Wieslaw, PIOTRKÓW TRYBUNALSKI 09.07.2017

SUPER SPOKOJNY HOTEL - BARDZO DOBRY NA WYPOCZYNEK I JAKO BAZA WYPADOWA

ZAKYNTHOS (1) wtorek 27.06.2017 – I ZNÓW BIAŁONIEBIESKI GRIECHENLAND Start naszego samolotu na długo oczekiwane wakacje miał odbyć się o 13.50, ale nawałnica turystów, jaka przewala się w tym okresie przez Okęcie, to prawdziwy koszmar. Samoloty odrywały się od płyty lotniska jeden po drugi, a nasz Small Planet oderwał się dopiero około 14.30, ale nieco ponad dwugodzinny lot szybko wynagrodził lekkie opóźnienie. Nasz kolorowy samolocik trafił w wyspę Zakynthos... Ale zanim trafił, to jeszcze na pokładzie samolotu żona wykorzystując to, że jestem pod wpływem „przyspieszacza” lotu zwanego Ballantines, wykorzystała chwilę słabości i już miała na swym ręku bransoletę za „stówę” od stewarda. Potem szybko bagaże i pod opieką pilota, heja do sąsiadującego ze stolicą wyspy Zakynthos – najstarszego turystycznie Argassi. Recepcjonistka z Hotelu Agouloss Inn przywitała nas typowo greckim, luzackim nastrojem. Klucze, rozpakowanie, zimne piwko w przybasenowym barze, przywitanie z morzem i ruszyliśmy na lokalny rekonesans. Ale za daleko nie odeszliśmy, bowiem tuż obok trafiliśmy na fantastyczny koncert ludowej muzyki greckiej w wykonaniu lokalnego dziecięcego zespołu. Głos fletów, dzwonków, skrzypiec, gitar, przy klawiszowym keyboardowym akompaniamencie opiekunów, roznosił się lekko wśród słuchaczy i bujał po morskich falach zatoki. Przyszedł zmrok, toteż szybko udaliśmy się do pobliskiego sklepu, by zakupić coś niecoś.... Zimna whisky spożywana w miłej, urlopowej atmosferze wśród przepięknych widoków, na tarasie greckiego hotelu w towarzystwie szumu fal – bezcenne, ale ululała nas szybciutko.... ZAKYNTHOS (2) środa 28.06.2017 – UUU! CIĘŻKO SIĘ WSTAWAŁO....…..powody różnorakie, ku temu były, ale po pysznym śniadanku doszliśmy szybciuśko do siebie i ruszyliśmy na basenik. Taką wodę cieplutką, to ja lubię! Basen krótki, nie trzeba się namachać łapami i już jesteś na drugim brzegu. Człowiek z natury nie umie pływać, więc po kigo licha łomotać kończynami rzadką ciągle wodę... Trochę chlapaniny, urokliwych widoków, fantazyjnych opowieści z rodakami na basenie i ani się nie obejrzeliśmy, a już mieliśmy planowane spotkanie z rezydentką odnośnie spraw organizacyjnych, jak i strategii turystycznego penetrowania Zakynthosu i Kefalonii. Na pobliski, widoczny z naszego hotelowego okna Peloponez się nie wybieramy, mamy to już zaliczone. Decyzje zapadły, więc będzie się działo, będzie co relacjonować.My tu gadu-gadu, a jeść się chce, więc na obiad. W „Green Frogu” pod degustację poddaliśmy: zupę dnia, czyli takie coś, jak nasza pomidorowa krem z dynią na zakwasie, łeeee! No, musiały być oczywiście kalmary, oczywiście sałatka grecka i coś, co zatrajkotał grecki tawerniany kelner, ale nie za wiele skumałem, mając na uwadze moje „perfekcyjne” umiejętności języka angielskiego. Nie robiłem więc problemu i powiedziałem mu po polsku: - „Dobra! Dawaj chłopie! Przecież i tak zjemy! Tym tajemniczym daniem były.... skrzydełka z grilla. Nawet ok, ale bądź tu mądry, jak po angielsku są skrzydełka? Był taki kiedyś film „Skrzydełko, czy nóżka”, ale ni jak nie kojarzyłem dziada, co do mnie mówi. Dwa Mythosy zakończyły biesiadę w „Zielonej Żabie”. Super poobiednią „przystawką”, oczywiście nie dosłownie, była możliwość zakupu na wszechobecnych straganach klapek Google, Facebook, a nawet You Tube. Duchota wąskich uliczek Argassi sprowokowała nas do szybkiego powrotu do hotelu i jeszcze szybszego siup do basenu. Jeszcze dziś wieczorne zwiedzanie stolicy wyspy, czyli miasta Zakynthos. Tutaj po upalnych dniach, dopiero po zmroku budzi się ono do życia. Na tę okoliczność, znając powagę sytuacji i czcząc ichniejszą stolicę, postanowiłem ubrać barwy narodowe, czyli niebiesko-białe. Najpierw udaliśmy się do bardzo bogato zdobionego kościoła Św. Dionisosa, patrona wyspy, którego sarkofag złożony jest właśnie w tych murach. Corocznie, podczas jego święta, rytualnie obnoszon jest on po zakynthoskich uliczkach. Następnie dojechaliśmy do serca miasta – Placu Salomosa. Tu znajduje się pomnik takiego skurczybyka-muzyka, który wyobraźcie sobie kiedyś, napisał 158-zwrotkowy hymn Grecji!!! Komisja Księgi Guinnesa nie miała wątpliwości, kogo wpisać w jej annały pod tym względem na erste platz. Rozpatrywała też naszego Józefa Wybickiego, ale przepadł gdzieś w drugiej dziesiątce..... To tutaj oraz na słynnej i eleganckiej ulicy Alexandro Roma, Grecy spotykają się ze swoimi znajomymi i przychodzą z rodzinami, pomimo nadal panującego kryzysu, ale Grek ma to gdzieś głęboko, by odpocząć po lenistwie całego niewyobrażalnie męczącego dnia w jednej z okolicznych kawiarni czy tawern. Wlazłem nieopatrznie do jednego spożywczaka i aż mną wzdrygnęło na widok Ouzo. Tak, widok tego alkoholu działa na mnie, po tureckiej wycieczce „Smak orientu”, jak Boczek, bądź Paździoch na Ferdka. No ludzie! Kto wymyślił takie paskudztwo? Tak spieprzyć alkohol, to może tylko zaspany, zmęczony oszołomek-Grek! Pyszne lody w jednej z tawern, przy akompaniamencie greckich, gitarowych hitów i niepotrzebnie ryzykancko wybranego piwa Alfa, zakończyły dzisiejszą, krótką nieco, ale fajną wycieczkę. Jutro będę musiał się bardziej sprężyć, bo przed nami spore wyzwanie – królowa Wysp Jońskich, tajemnicza Kefalonia. Żona już padła, a ja jeszcze muszę zapierdzielać w okolice hotelowej recepcji na dobry sygnał Wi-Fi, żeby napisać relację. A jeszcze wleję sobie jednego whiskacza... ZAKYNTHOS (3) czwartek 29.06.2017 – NA PODBÓJ KEFALONIIWczoraj zrypani byliśmy, jak konie po westernie, toteż nic nie napisałem. Sory! Pomyślałem sobie, że relacja mogłaby być niekompletna, raz z powodu zmęczenia, a raz z narastająco zakłócającego mi skutecznie koncentrację i zakynthoski wieczór jednego Amerykanina, którego pewnie znacie, niejakiego Jacka Danielsa....Dzień, jak 50 tysięcy innych Polaków przebywających na Zakynthosie, rozpoczęliśmy śniadaniem, którego główną częścią była... jajecznica po polsku. Potem już od 7.45 zdaliśmy się na biuro Raibow i wskoczyliśmy do busa, gdzie po godzinnej drodze dotarliśmy do portu, z którego w dalszą drogę zabierał już nas gigantyczny prom na królową Archipelagu Wysp Jońskich - Kefalonię. W porcie spotkaliśmy nawet jacht z.... Gdyni! Jednak przed półtoragodzinną, morską trasą, orzeźwiliśmy się w tawernie, lubianym przez nas, zimnym, świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy. Płyniemy. Drzemkę morskiej podróży zakończył ryk syreny promu! A tak fajnie bujało.... Wysiadamy. Podczas zwiedzania wyspy nie zapomnimy o dokumentowaniu naszej obecności logiem społeczności facebookowej „Tumybyli”....- Pierwszym punktem zwiedzania wyspy mającej powierzchnię, ponad 786 km kwadratowych, będzie klasztor patrona wyspy Świętego Jerassimosa – oświadczyła nasza pilotka Zuzanna. No, myślę sobie, znów kolejny klasztor i... nuda. Ale tym razem moje oko szybko zalogowało się w osobliwościach bogato freskowanych włości, składających się ze starej i nowoczesnej architektury. Fotki oddają niewątpliwe uroki klasztoru. W ogrodzie sióstr zakonnych upajaliśmy się charakterystycznym zapachem kwitnących fikusów. U nas mówią, że rosną gruszki na wierzbie, a tu można było nawet spotkać rosnącą akację na palmie. Potem były dwie jaskinie. Jedna, licząca 2 mln lat - Drogarati ze stalaktytami i stalagmitami, typowa, więc nie ma co komentować, choć hitem jest tu naturalnie wyrzeźbiony balkon wykorzystywany do VIP-owskich koncertów, gdzie śpiewali m.in. Andrea Bocelii i Maria Callas. Druga – Melissani, ta zdecydowanie robi wrażenie. Podziemne bajeczne, słodkowodne jeziorko, gdzie płynie się łódkami prowadzonymi przez bajeranckich, no powiedzmy gondolierów, robi niesamowite wrażenie. Chłód otoczenia, wody oraz jej kolorystyka, stymulowana przebijającymi się promieniami słonecznymi przez górny otwór jaskini – bezcenne! Potem trochę podróży busem, wśród gór parku narodowego, gdzie żyją nawet dzikie konie z Enos! Wreszcie słynna piaszczysta Plaża Myrtos! Super widok z góry. Polecam. Szkoda tylko, że nie było czasu, by zjechać na dół i się pokąpać… To na niej i na całej Kefalonii kręcono sceny do słynnego filmu opowiadającego o czasach II wojny światowej „Mandolina kapitana Corelli” z Penelope Cruz i Nicolasem Cage. Pyszny obiad z owoców morza: dorada, sardele, kalmary, sałatka grecka i piwko skonsumowaliśmy w urokliwym, portowym miasteczku Agia Effimia, skąd roztacza się widok na pobliską Itakę. Nie, nie autokar biura Itaka, który właśnie przywiózł grupę rodaków, tylko tę wyspę mitologicznego Odyseusza, który błąkał się po całym świecie, aby dojść do Pacanowa.... Krótka wizyta w stolicy wyspy Argostoli dała nam okazję do pierwszego i niespodziewanego spotkania ze słynnymi, wolnożyjącymi tutaj żółwiami Caretta Caretta. Fajnie zobaczyć takiego gigantycznego skurczybyka, w jego własnym, wodnym środowisku. Podpływały bardzo blisko, licząc na jakieś smaczne kąski, ale te padły już wcześniej naszym łupem na wspomnianym obiedzie w tawernie. ZAKYNTHOS (4) piątek 30.06.2017 – PEŁNA REKREACJA....Greckie śniadanko rozpoczęło leniwy, spędzony w basenie, w morzu, na leżaku, a to znów w basenie, dzień. Delektowanie się kąpielami słonecznymi super widokami, przewalanki w basenie, fotki okolicy, to wszystko, co dziś robiliśmy do obiadu. Na konsumpcję w asyście piwa Amstel, ustrzeliliśmy tym razem super knajpkę „Grenada” z polskim menu, co dało nam większe szanse wybrania tego, czego chcielibyśmy popróbować. Frutti di mare trochę mi się przejadło, toteż wybraliśmy tym razem jedną sałatkę ziemniaczaną, drugą ogórkowo-pomidorową oraz polecane przez Greków stifado i kleftico. Stifado, to nic innego, jak pyszna gulaszowata wołowina z małymi cebulkami podana z frytkami i ryżem, a kleftico, to jagnięcina zapiekana z warzywami i serem w folii. Oba dania polecamy. Pyszne! Wszystko, to za nieco ponad 30 euro. Przypadkowo, jeszcze na Kefalonii przerzuciłem się na piwo Amstel. Nieco inny smak niż Myhtos, ale lepiej mi teraz wchodzi.Po obiedzie połaziłem jeszcze po centrum Argassi, zrobiłem potrzebne zakupy i znów wróciłem do mojej wybranki na basen. Dziś dolecieli nasi rodacy z Bydgoszczy. Jest tu taki napływ turystów w rozpoczynającym się sezonie, że ich samolot musiał krążyć 15 minut nad wyspą, by uzyskać zgodę lądowania na tym małym lotnisku. Jutro ruszamy na kolejne atrakcje, o których niebawem.... ZAKYNTHOS (5) sobota 01.07.2017 – HALB UND HALB, CZYLI PÓŁ NA PÓŁ – WYPOCZYNEK I ZWIEDZANIEWiem, co tam przeżywacie z pogodą w kraju. Penetruję przecież wieści z Polski, bo jest Wi-Fi i jeszcze odblokowali nie dość, że roaming na rozmowy i SMS-y, to i na internet, pięknie nazywany transmisją danych, no i niech tak się zwie, ale jest wreszcie tak, jak ma być! Czuję się jako mobilnie wyzwolony Europejczyk! Ja pierdzielę idę po ulicy, dzwonię i nic nie płacę, a w knajpie włączam sobie facebooka i już wiem, co robi Kryśka czy Maryśka gdzieś w Przeworsku, czy też Janek i Franek w Kutnie. Jednak z racji pogody wybiorę zawsze zadłużoną w Unii Grecję i pojadę ich wspomagać, niż czekać nad Bałtykiem, czy będzie 15 stopni i wieczorem burza, czy może morze bez burzy, ale woda 11 stopni! Grecy przynajmniej gwarantują zawsze cudną pogodę. Choć dzisiaj mam pewne zastrzeżenia, bo dali czadu – 43 stopnie! Jak dla Polaka, to trochę przesadzili! Tego co mierzył temperaturę, jak tylko się urodził, no Celsjusza, trzeba byłoby lekko potrząsnąć. Do południa były więc igraszki (bez Diabła) na basenie.... i w morzu.Drugą część dnia wypełniła wycieczka, a raczej długo oczekiwany przez nas rejs z Zatoki Laganas, podczas którego spotkaliśmy się z niewątpliwą wizytówką wyspy - sympatycznymi, ale zarazem dystyngowanie poruszającymi się żółwiami Caretta Caretta, które na swoje miejsca lęgowe wybrały właśnie m.in. południowe plaże Zakynthos. A odnośnie samych żółwi, to mi ich naprawdę szkoda! Płynie sobie taki bidny żółw i nagle ktoś krzyczy: „Jest tu! Jest tam!” I cztery czy pięć łódek, heja do niego. No ludzie! Kto by to wytrzymał! Wyginą, jak cholera! No, może zły to przykład, bo właśnie w Afryce teraz cholera nie wyginęła, tylko ponoć zbiera tam obecnie srogie żniwo.Ale wracajmy do trasy naszego rejsu. Udaliśmy się dalej w kierunku przeuroczej wyspy Marathonisi. Nie, nie ma nic wspólnego z biegiem maratońskim. Kotwica w dół i Wiesiek już w najbardziej zasolonym Morzu Jońskim. Ooo! Twu! Naprawdę jest słone! Ale kąpiel w takim upale – bezcenna. Przepiękne groty, także robiły niezapomniane wrażenie. Nasz kapitan, jako nieoficjalną atrakcję zafundował nam łapanie ryb, na swoją kolację. Po złapaniu jednej na... szynkę z serem zrobiłem fotkę. To była chyba ryba zwycięzca, bo podniosła, raczej nieświadomie, płetwy do góry. Nie wiedziała, że za parę godzin czeka ją... patelnia.Popłynęliśmy dalej na Półwysep Keri. Nieoczekiwaną atrakcją była łódź, czy jakiś tam Nautilus, który przypłynął z turystami. Jej futurystyczny kształt zrobił wrażenie. To chyba te łodzie z przezroczystym dnem, a w ogóle poruszał się jak wodolot. Tam w wypłukanych wapiennych skałach monumentalnie opadającego wielkiego klifu ponownie zachwycił nas błękitny, szmaragdowy, czy już sam nie wiem, szafirowy kolor wody ! Coś pięknego! – mówili współturyści. Nawet ci z Piotrkowa Tryb, no bo jakbyż inaczej. Świat jest piękny, ale mały.... Ponownie zastosowaliśmy przystanek na kąpiel, ale tym razem w zimnych, zacienionych przez owy klif wodach. Chłód wody i piękno zatoczki, nie do opisania. Wróciliśmy do portu w Laganas. Tu także nie zapomniałem o „Tumybylcach”, których z drewnianego mostku wyspy zakochanych Cameo szczególnie pozdrawiamy!!! Szukałem i znalazłem. Chodziło mi o samochód z polską rejestracją. No i znalazłem! Tu właśnie w laganaskim porcie. Nie zapomniałem też o logo Raibow, biurem z którym jeździmy i zwiedzamy świat od kilku już lat. Ale nie zawiedliśmy się, ani razu. Gratulacje więc Rainbow! Chyba już za tydzień, korzystając z Waszych ofert, wylądujemy na lubianych przez nas Bałkanach. W paru miejscach jeszcze nie byliśmy, więc pora je zwiedzić.Obiadokolacja w „Grenadzie” zakończyła znów atrakcyjny dzień. Tym razem lekkie, drobiowe souflaki z grilla, sałatka grecka i kalmary ukontentowały nasze trzewia. Powrót do hotelu wśród alei kwitnących nieprzerwanie oleandrów, palm, fikusów, araukarii i innych cudów, zakończyła dzisiejszy dzień. Jeszcze nieregulaminowa kąpiel po 20.00 w przyhotelowym basenie. Ufff, jak fajnie i heja. Znów w akompaniamencie whisky piszę tę relację.... Już miałem ją wrzucić na facebooka, a tu sru! Ni ma prądu i internet padł. Zrobię to, zaraz z rańca. ZAKYNTHOS (6) niedziela 02.07.2017 – BANANA BEACHPo śniadaniu na basen, ale po 2 godzinach zaczęło nam się już nudzić. Jednak przyzwyczajenie do zwiedzania powoduje, że przestoje stają się monotonne i nas nudzą. Szybka decyzja i jesteśmy już na przystanku autobusowym. Kierunek – jedna z największych piaszczystych plaż Zakynthosu - Banana Beach, koło Vassilikos. Bilety po 1.80 euro od osoby i około 12 km jazdy po górskich zakrętasach. Wreszcie ukazuje nam się rozległa jońska plaża, taka jak nasze bałtyckie, ale różnica jest podstawowa, już pisałem o tym, gwarancja ciepłoty wody i żelazna pogoda. Choć dzisiaj temperatura dawała się we znaki, to lepsze to, niż w kurtce i z parasolką w lipcu nad Bałtykiem. Plażowanie i kąpiele w morzu rewelacyjne. W drodze powrotnej, w oczekiwaniu na grecki autobus, a tu czeka się po 30-40 minut, bo to grecki rozkład jazdy, mało nie wpadł nam do torby dodatkowy pasażer, owad dziwoląg z wielkimi rozłożystymi czułkami. Szybko pozbyliśmy się nieproszonego gościa, ale fotka na pamiątkę została.Po skosztowaniu plażowo-morskich wrażeń, przyszła pora na popołudniową obiadokolację. Decyzja krótka – owoce morza. Wybraliśmy jedną z restauracji w centrum. Tak się zajęliśmy zamawianiem, a potem kosztowaniem przesmacznych dań, że nawet zapomniałem zerknąć, jak owa knajpa się nazywa... Dziś zamówiliśmy łącznie 4 dania. Kuchnia za pośrednictwem młodej greczynki-kelnerki zaserwowała nam: sałatkę grecką, krewetki, kalmary, sardele, łososia, oliwki, ser feta i dwa łupiące w zęby piwa. No, nie uwierzycie, ile za to wszystko zapłaciłem! Już szykowałem jakieś 70 euro, a obsługująca nas greczynka przynosi nam rachunek i twierdzi, że tylko 43,16 Euro. Pysznie i tanio, bez komentarza. ZAKYNTHOS (7) pechowy kurna poniedziałek 03.07.2017 – PRZYSZEDŁ SZTORM I ….! ZATOKI WRAKU NIE BUDIETJuż wczoraj dowiedzieliśmy się od naszej pani pilot Zuzanny, że wycieczka o nazwie „Rejs VIP do Zatoki Wraku” z przyczyn sztormu, który pojawił się na wieść, że będziemy opuszczać we wtorek wyspę, nie odbędzie się. Albo też z powodu innych grzechów, ale nie będziemy się tu zagłębiać, każdy swoje ma, a jak nie, to niech pierwszy pierdzielnie kamieniem w Grecję. A zresztą tu jest tyle kamieni, ze przestańmy.... Nie było nam dane! Niestety sztormu nie udało się przeprosić i wszystkie wycieczki, nawet z lokalnych biur odwołano. Mnie pozostał ciężki dzień na basenie.... Ci, którzy znają mnie, doskonale wiedzą, ile mnie to musiało kosztować, by przeżyć taki właśnie dzień. Tyle, to ja ludzie jeszcze nigdy w wodzie, tak długo się nie rozpuszczałem...Z zazdrością spoglądałem na letargujących, wyłączonych z rzeczywistości, niby takich turystów, jak ja, ale wciąż nurtowało mnie pytanie: ile spokoju w sobie trzeba, żeby tak beztrosko, nie nerwowo leżeć, czytać brrrr, opalać się przewracając z boku na bok i z pleców na brzuch? To nie dla mnie! Nie umiem tak! No, nie uleżę tak długo i już. Mogę trochę, ale nie aż tak.... Przestaniesz cholero wiać! Na nic zdały się moje mruknięcia pod nosem. Wiatr w okolicach południa zaczął jeszcze więcej przybierać na sile, toteż przymknąłem się i wlazłem do basenu! Wyobrażacie sobie, jak ja się tłukłem po tym małym, nie ma co mówić terenie.W basenie, myślę sobie, porobię trochę fotek, to mi i czas jakoś zleci do wymyślnej znów obiadokolacji w „Grenadzie”. Tak też popstrykaliśmy sobie kilka fotek nam, no i ….. sztormowi, może da spokój. Całe szczęście, że w recepcji jest internet, to jeszcze co trochę latałem, żeby dowiedzieć się co w trawie PISzczy, no i naturalnie, żeby zabić... czas. I tym sposobem doszliśmy do chwili, kiedy żołądki powiedziały – halo, gdzie są smakowite kalmary? Krótkie odświeżenie i podreptaliśmy do „Grenady”. Po analizie menu znów wybraliśmy kleftico, stifado i odmiennie, tym razem przepyszną, jak się później okazało kałamarnicę. Na talerzach nie zostało nic, a tuż po uregulowaniu rachunku sympatyczna Czeszka, pracująca w tej tawernie, przyniosła nam deser od firmy. Wszystko ok, ale gdzie go zmieścić? Znane nam dobrze, a i spodziewane w tej sytuacji „Nashledanou!”, czyli czeskie „Do widzenia!” zakończyło nasze kolejne, kulinarnie ukontentowane popołudnie. Aaa! No, zapomniałbym! W „Green Frogu” (kompleks sklepowo-restauracyjny) „upolowałem” żółwia. Okazał się być, tak jak przewidywałem, bardzo miły i sympatyczny.... Dla wnuczki Lei, Sary i Pawła zakupiliśmy pamiątkowe, zakynthoskie t-shirty. Po powrocie do hotelu już nie poszedłem na basen... Zająłem się relacją z kolejnego greckiego dnia z lekką nutką Mackenzie... Dziś grzebiąc w internecie utwierdziłem się w przekonaniu, że najbardziej popularnym nazwiskiem w Grecji tak, jak u nas Nowak, jest Papadopoulos. To taki Miller w Niemczech, Garcia w Hiszpanii, Murphy w Irlandii, Popescu w Rumunii, czy Nagy na Węgrzech. Z pozdrowieniami dla tych, którzy czytają.... ZAKYNTHOS (8) wtorek 04.07.2017 – ADIOS ZAKYNTHOS!!!Wszystko dobre, co się dobrze kończy. I tak właśnie było... Tylko, po co się skończyło? Czas ostatniego dnia, przed odlotem, postanowiliśmy wypełnić baseningiem, plażingiem, kąpaningiem i na koniec obiadingiem. Po opuszczeniu pokoju bety zostawiliśmy obok recepcji i ruszyliśmy do wody. W basenie mieliśmy oznakowanie głębokości. Niby nic szczególnego, ale grecki luzing nawet i tu musiał znaleźć swoje potwierdzenie. Metr głębokości wody na basenie Greka, to nie tak, jak wszędzie 1 metr! To jakieś 1,60...., co widać na zdjęciu. Po akcjach: woda-leżak-woda-leżak poczuliśmy, że trzeba pierdzielnąć ostatnie „kuchenne rewolucje” i ruszyliśmy do znanej już nam tawerny Granady. Zamówiłem znów kilka smacznych, lokalnych dań i zacząłem wraz z żoną testowanie, czy smakują one tak, jak wcześniej, tak super? Czy „Granada” otrzyma w przyszłości gwiazdkę Michelin?Po kolejnych smacznych degustacjach już trzeba było przeteleportować się w upale do hotelu, gdzie po chwili jechaliśmy autokarem na lotnisko w Zakynthos. Po sprawnej, naprawdę nie w greckim stylu odprawie, za kilkanaście minut nasz współwycieczkowicz zaskakująco zakomunikował mi, przez bezstresowo roamingowy teraz dla Polaków telefon, że nasz samolot ma wystartować nie planowo o godz.19.00, ale o....18.00!!! Szok! To prawda, ale takie figle, to tylko w Grecji. Z tą mitologią, to też mogła być ściema. A niech to! Grecki metr na basenie, to mniej więcej to samo, co o godzinę wcześniejszy odlot samolotu.... Tylko tu na Zakynthos, pilnuj się turysto, bo możesz wystartować np. o godzinę wcześniej.... Propozycję wcześniejszego odlotu przyjęliśmy z niekwestionowanym entuzjazmem.W locie powrotnym udało mi się cyknąć jeszcze dwie fajne fotki wysp. Przy wyjściu z samolotu poprosiłem kapitana o fotkę w kokpicie. Zaakceptował prośbę i wlazłem do środka!Ale, ale, co się dzieje? Wychodzimy z samolotu, ale ….przez rękaw? Czy, to takie ćwiczenie, czy real. Tak real! A może ćwiczą tu opuszczanie samolotu przez Donalda Trampa, bo jutro przecież ląduję w Warszawie, z wizytą w Polsce. Jeszcze tylko bagaże, chwila wspomnień, rozmów i rekordowo po 5,5 godz. od startu samolotu z wyspy, jesteśmy już w.... Piotrkowie Trybunalskim.

5.0/6

Danny, Warszawa 23.07.2014

Zaciszne, swojskie miejsce, z grecką rodziną w tle

Obsługa - mieszanka Greków i Brytyjczyków. Hotel w większości opanowany przez Polaków chcących wypocząć a nie imprezować. Bardzo sympatyczne Panie pokojowe, warto codziennie zostawić 2 euro. Super widok na morze ze wszystkich pokoi. 100 m do morza. Fajne kąpielisko (zejście schodkami) mimo że bez piaszczystej plaży. Nie potrzebne żadne specjalne obuwie. Widok na zatokę i miasto Zakynthos - rewelacja. Jedyny minus: kiepski internet, fatalne śniadania (lepiej nie wykupować), kiepskie łazienki. Tydzień da się przeżyć :-)
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem