4.3/6 (10 opinii)
6.0/6
Zapowiadało się kiepsko. Burczący pan wydający bilety powrotne,potraktował nas jak zło konieczne. Potem było już tylko lepiej i ciekawiej. Hotele podczas objazdu,powyżej oczekiwań. Pilot-przewodnik -pan Piotr bardzo zorganizowany, miły mający wiadomości na temat. Transport punktualny,czysty-bez zarzutu. Wrażeń moc. Dynamicznie rozprzestrzeniający się wirus sprawiał ,że inaczej zapewne patrzyliśmy na wiele spraw,ale mieliśmy też okazję widzieć jakimi optymistami są hindusi ,ile wkładają rozumu,a ile serca w walkę z niechcianym gościem. Indie skradły nam serca,a serdeczność mieszkańców ,przemiła obsługaw hotelach i profesjonalizm pana Piotra sprawiły,że mimo obaw o powrót czuliśmy się bezpieczni. Niebagatelną sprawą była grupa wspaniałych ludzi w różnym wieku wspierających się,ciekawych świata i wrażeń. podsumowując-Indie to nie Złoty Trójkąt, lecz Cudowny Wielokąt.
6.0/6
Do Indii polecieliśmy na początku marca 2020. Był to czas, kiedy w Chinach epidemia koronawirusa już się rozpętała, w Polsce pojawił się pierwszy przypadek. Jeszcze przed rezerwacją (około miesiąc wcześniej) zastanawialiśmy się czy będzie bezpiecznie lecieć do Azji, jednak okazało się, że do pewnego momentu Indiom udawało się bardzo dobrze zabezpieczać przed zarazą i nic nie stanęło na drodze do naszej podróży. Lot Dreamlinerem wspominamy bardzo dobrze. Dużą zaletą są rozdawane koce i poduszki oraz możliwość obejrzenia filmu (nie każdy bierze na urlop laptop). Po przylocie do Indii, z uwagi na procedury związane z koronawirusem, czas spędzony na lotnisku nieco się wydłużył (wypełnianie dokumentów lokalizacyjnych, mierzenie temperatury, itp.). Po przekroczeniu granicy i zebraniu całej grupy pojechaliśmy do hotelu w Goa. Mieliśmy chwilę wolnego, śniadanie i ruszyliśmy zwiedzać Stare Goa. Stare Goa i Panaji W pierwszej kolejności udaliśmy się do hinduistycznej świątyni Shri Mangesh, wzniesionej ku czci Shivy (jedno z najistotniejszych bóstw w hinduizmie). Po przekroczeniu bram świątyni obowiązkowe było zdjęcie butów oraz okrycie nóg i ramion. U wrót świątyni znajdował się charakterystyczny trójząb, a nad wejściem widniał „om” – czyli sylaba hinduizmu postrzegana jako dźwięk powstania wszechświata. Wewnątrz świątyni nie można robić zdjęć. Kolejnym punktem programu były kościoły/katedry katolickie, jako że Goa to dawna kolonia portugalska (do początku lat 60-ych XX w.). Odwiedziliśmy Basilicę de Bom Jesus oraz Katedrę Se. Szczególnie ta druga bardzo przypomina obiekty sakralne jakie można spotkać w Portugalii. Następnie udaliśmy się do Panaji, gdzie spacerowaliśmy wąskimi uliczkami miasta. Kolorowe niskie domki, z białymi elementami wokół okien i drzwi, charakterystyczne azulejos (ceramiczne płytki), były wyjęte niczym z portugalskiego miasteczka. Po niezbyt długim spacerze, zmęczeni upałem i podróżą, wróciliśmy do hotelu. Po powrocie mieliśmy ok. 2h na sen, a następnie kolację. Zgodnie z planem mieliśmy nocować w Goa, okazało się jednak, że tego samego dnia wieczorem lecimy do Delhi. Uważam, że był to dobry pomysł, ponieważ następnego dnia mogliśmy trochę dłużej pospać i dopiero ruszyć zwiedzać Delhi. W przeciwnym razie byśmy musieli wstawać w nocy, aby rano lecieć do Delhi (i tego samego dnia je zacząć zwiedzać). Delhi Ponieważ dotarliśmy do hotelu w nocy, a jednocześnie mieliśmy zapas czasu (nie musieliśmy lecieć nigdzie rano), mogliśmy sobie pospać. Po późniejszym śniadaniu udaliśmy się na zwiedzanie tego interesującego, pełnego kontrastów miasta. Z jednej strony biurowce, schludnie ubrani biznesmeni i pracownicy korporacji, z drugiej – pod wiaduktami ludzie leżący pod kartonami, ludzie mieszkający w prowizorycznych namiotach. Co udało nam się zwiedzić – meczet Jama Masjid (Wielki Meczet); Old Delhi – uliczki pełne sklepikarzy, bazar Chandni Chowk, gdzie mieliśmy okazję jeździć rikszami (jazda pełna wrażeń), jest to miejsce, gdzie warto kupić herbaty i przyprawy; Grobowiec Humajuna - władcy Indii z dynastii Wielkich Mogołów – kompleks budowli z czerwonego piaskowca i marmuru; miejsce kremacji Mahatmy Gandhiego. W Delhi spróbowaliśmy też indyjski McDonald, do którego udaliśmy się na późniejszy lunch (we własnym zakresie, ale całą grupą). Kolejnego dnia wyruszyliśmy do Agry. Podróż indyjską „autostradą” była ciekawym doświadczeniem – kiedy to powstał korek, samochody/motocykle, które nie miały czasu, żeby czekać, zawracały pasem dzielącym drogi i ruszały pod prąd. Agra Oczywiście głównym punktem wycieczki był grobowiec Tadż Mahal. Akurat nie było tłumów takich jak zwykle, gdyż już z uwagi na panujący koronawirus, turystów było nieco mniej. Budowla robi wrażenie, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę fakt, kiedy była budowana oraz materiał – marmur, z którego powstała. W Agrze zwiedziliśmy także komnaty Czerwonego Fortu, leżącego po drugiej stronie rzeki Jamuny (względem Tadż Mahal). Wieczorem zjedliśmy kolację i mieliśmy trochę czasu na małe zakupy w okolicy hotelu oraz odpoczynek. Następnego dnia udaliśmy się na 2 dni do Jaipuru. Okazało się jednak, że większość miejsc musimy zobaczyć pierwszego dnia, gdyż w kolejny dzień było święto Holi, a że obawiano się koronawirusa postanowiono ograniczyć przemieszczanie się ludzi w mieście i zamknięto część obiektów. Żeby móc większość miejsc odwiedzić pierwszego dnia pobytu w Jaipur, z hotelu wyruszyliśmy o 4.30. Po drodze zwiedzaliśmy jeszcze Fatehpur Sikri, czyli zespół architektoniczny dawnej stolicy Wielkich Mogołów. Dotarliśmy tam ok. 6 rano, było jeszcze chłodno, więc od autokaru do bram miasta marszobiegiem. Byliśmy pierwszymi odwiedzającymi. Niesamowite uczucie. Magii temu miejscu dodawał wschód słońca. Po dotarciu do Jaipur zaczęliśmy zwiedzanie od Pałacu Miejskiego, w którym odbywają się liczne przyjęcia z udziałem maharadży. Ponieważ było święto Holi już na wejściu zostaliśmy umazani po twarzy kolorowym proszkiem. Następnie udaliśmy się do Fortu Amber - kompleksu radźpuckich fortyfikacji i pałaców. Kolejnym punktem była fabryka biżuterii. Na wejściu zostaliśmy obdarowani szklaneczką rumu, aby zakupy były łatwiejsze i przyjemniejsze 😊 Zwieńczeniem dnia był wspólny obiad na dachu jednego z budynków z centrum Jaipuru. Kolejny dzień rozpoczęliśmy od Świątyni Małp w Galcie. Wracając z Galty zatrzymaliśmy obok pałacu na wodzie w Jaipur, gdzie młodzi Jaipurczycy świętowali Holi, spacerując, obsypując siebie i innych kolorowym proszkiem. Później udaliśmy się na kolejne zakupy😊 – tym razem do fabryki dywanów. Tego dnia też był czas na drobne zakupy w Jaipurze, u lokalnych sklepikarzy. Wróciliśmy do Delhi. Ostatni dzień w Północnych Indiach i ostatnie zwiedzanie - Świątynia Sikhijska, Delhi Gate i Parlament, a wieczorem lot do Goa i 4 dni odpoczynku, kąpieli słonecznych i wodnych. Plaże w Goa nas oczarowały. Wcale nie są brudne jak niektórzy piszą. Są szerokie, z bujną roślinnością i puste.Przyznam, że trudno było mi się zdecydować na kraj - rozpatrywane były Indie, Wietnam, a także Gambia i Senegal. Po przeanalizowaniu plusów i minusów, programu wycieczek, relacji zwiedzanie vs odpoczynek, spodziewanego jedzenia, ewentualnych szczepień - padło na Indie. Uważam, że była to dobra decyzja! Pomimo panującego wirusa udało się wszystko zobaczyć. Indie są fantastyczne, polecam wszystkim, a szczególnie tym, którzy lubią coś więcej niż leżenie na plaży. Choć i dla tych jest rozwiązanie – piękne plaże Goa 😊 Mój mąż średnio chciał wyjeżdżać (to ja w naszym domu jestem „włóczykijem” ;), jednak po powrocie jest bardzo zadowolony i podziękował mi, że zabrałam go do Indii. Jesteśmy bardzo zadowoleni z obsługi i całej organizacji wyjazdu. Uważam, że było to dobre połączenie – kilka dni zwiedzania najważniejszych miejsc w Indiach + 4 dni wypoczynku, które dały wytchnienie po intensywnych dniach na północy kraju.
6.0/6
Obawy przed wyjazdem były nie uzasadnione, całkowicie. Organizacja wycieczki, obsługa Pilotów (polskiego-Inga Samborska i lokalnego Chandan Shekhawat-a ) bez zarzutu.Trasa dopasowana do możliowści czasowych, hotele na objeżdzie, choć opisywane jako 3 gwiazdkowe były czyste o standardzie wysokim - Red Fox grupa. Dla europejczyjka zderzenie z wyżywieniem, podobne jak wpadnięcie na osobówki na trucka. Nie spotkacie się z najmniejszymi podobieństwami do naszej kuchni , no może kurczaki ale też nie za bardzo, no i smaki raczej nie na podniebienia nasze ( OSTRO i PALI i w gardłach). Trzeba bezwzględnie trzymać się swojej grupy, albowiem nie ma miejsca gdzie by nie było MNÓSTWA Hindusów i innych maści i ŁATWO BARDZO ŁATWO SIĘ ZGUBIĆ. Wrażenia niezapomniane, to co zobaczyliśmy pozostanie na zawsze w pamięci i na zapisanych kartach SD czy innych środkach pamięci.POLECAMY WYJAZD choć koszta są takie jakie są.
5.0/6
Wycieczka obejmuje kultowe miejsca, które warto zobaczyć: Taj Mahal, Czerwony Fort, Galtę, opuszczone miasto.... Jest bardzo dobrze przygotowana i dostępna bez względu na wiek i sprawność fizyczną. Naszą pilotką przewodniczką była p. Aleksandra - skarbnica wiedzy o Indiach, co przejawiało się nie tylko obszernymi objaśnieniami, ale też anegdotami, mitami, historyjkami. Warto zobaczyć na żywo kolory Indii. Hotele na objeździe wystarczające na przespanie nocy.