Opinie o Bałkany znane i nieznane

5.2/6 (60 opinii)
5.2/6
60 opinii
Intensywność programu
5.0
Pilot
5.5
Program wycieczki
5.2
Transport
5.4
Wyżywienie
4.5
Zakwaterowanie
4.2
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
  • 5.0/6

    bardzo dobrze

    Warto pojechać na wycieczkę,piękne krajobrazy,wspaniałe miejsca ,pogoda gwarantowana,wspaniała organizacja.

    Włoddek,Białystok - 07.08.2017  | Termin pobytu: czerwiec 2017

    3/3 uznało opinię za pomocną

  • 5.0/6

    WARTO WRÓCIĆ NA BAŁKANY

    BAŁKANY ZNANE I NIEZNANE 2017 (1) - czwartek 13.07.2017 Wiem, wiem, niektórzy fani podróży nie mogą się już doczekać mojej kolejnej relacji!!! Więc według zasady: „mówisz i masz” - lecimy z kolejną. Naszą kolejna kuuulinarną i nie tylko pooodróż, rozpoczynamy Proszę Państwa w Piotrkowie Trybunalskim 13 lipca 2017 roku, o godz 0.40. Tym samym Piotrkowie, który obchodzi w tym roku 800-lecie i tym samym, który znany jest okolicznym mieszkańcom oraz słynie Proszę Państwa ze słodkiego, acz i gazowanego napoju, jakim jest.......jałoooowiec. To tu także od wieków, sposobem rzemieślniczym, wytwarza się inny zacny chmielowy napój sulimarowy, zwany Proszę Państwa – piwem. To, o tym piwie i jałowcu Cesarz Otton III mówił niewiele,......a prawie nic! Ale Proszę Państwa - do rzeczy! Do rzeczy, która tylko swój początek miała będzie w „Trybunalskim Grodzie”. Tak, jak wspomniałem, podróż rozpoczęła się 13-go, tego 13-go, którego zabobonni i przesądni wręcz nienawidzą! Ale cóż terminu wycieczki Rainbowa nie przesuniesz. Zmienna, jeśli chodzi o pogodę, podróż do miasta Poznania, najpierw na parking, a potem na lotnisko „Ławica”, trwała blisko 3 godziny. Teraz stąd, ze stolicy Wielkopolski, postanowiliśmy wznieść się w przestworza, by za 1 godzinę i 45 minut znaleźć się już w byłej Jugosławii. To, że 13-ty jest pechowy, widać było także po porannej kolejce podróżnych, którzy ustawiali się do pierwszej odprawy, po karty pokładowe około 4 rano. Wtedy ogłoszono, że odprawa odbywać się będzie przy stanowiskach nr 12 i 13. Do 12-tki stanęło 2/3 turystów, a do 13-tki ….pozostali. No, wiadomo, że wepchałem się w tę, krótszą....i po usilnych prośbach, popartych moją niekwestionowaną urodą wyperswadowałem Pani odprawiającej nasz lot, że należałoby się, tak zasłużonemu pedagogowi Wiesławowi, trochę więcej miejsca na nogi w samolocie. No i stało się! Dostałem! Ale po wejściu do samolotu stewadressy wzięły mnie w obroty i od razu zostałem, jako nadmieniam - doświadczony pedagog, kierownikiem ewakuacyjnym od katastrof, środkowej części statku powietrznego. Ku..wa! Myślę sobie, to taki szef od Smoleńska? Ale.... tam powiem Wam, przy tych miejscach ewakuacyjnych jest tyle miejsca na nogi, że chyba obejmę tę fuchę na stałe. Super! Po starcie ogarnęła nas, atakująca z nienacka niedospanych turystów - drzemka, która po jakże płynnym przepoczwarzeniu się w sen, doprowadziła nas szybko nad Bałkany. Pamiętam tylko, jak przez sen kupiłem litrowego Ballantinesa i już lądowaliśmy w chorwackim Dubrowniku. Stamtąd, podziwiając rewelacyjną pogodę i jeszcze bardziej rewelacyjne widoki, sprawnie przejechaliśmy Jadranską Magistralą 87 km i znaleźliśmy się w Neum, w Bośni i Hercegowinie. W tym samym Neum, w którym już kiedyś gościł wspomniany Cesarz Otton III i gościliśmy my podczas jednej z ekskursji. Położony na zboczu góry Hotel Zenit, stylu późny Josip Broz Tito, stał się pierwszym, noclegowym naszym punktem. Po rekonesansie odeśpimy sobie nockę. Przed zakwaterowaniem jeszcze zjechaliśmy, by przywitać się ze słonym morzem, zdegustować ichniejszą śliwowicę, ale w taką gorączkę w cholerę się nie da... za bardzo, a i jakże zasmakować lokalnej kuchni. Na początek na obiad poszły „lignje sa żara”, czyli kalmary z grilla + piwo Karlovaćko. Ceny korzystne i najniższe, jeśli chodzi o cały blok byłej Jugosławii. Walutą oficjalną wśród 3.791 tys. zamieszkujących te tereny mieszkańców jest marka konvertibilna – KM. Kurs marki związany był z marką niemiecką po kursie sztywnym 1:1. Po wprowadzeniu euro sztywny kurs marki transferowej do euro wynosi 1 EUR = 1,95583 KM. Ceny z odwiedzonej przez nas restauracji, zamieściłem publikując wam – „jelownik”, czyli jadłospis. Krótko mówiąc 1 marka, to 2 złote, a 1 euro, to 2 marki i gitara! Po zaplanowanym poobiednim śnie, który miał na celu zregenerować nasze organizmy ruszyliśmy na upalny, powarzam upalny, spacer po mieście, a potem chlup do Adriatyku, by w słonej wodzie, jedynego bośniohercegowińskiego miasta, które ma dostęp do morza, wymoczyć wymaglowane przez podróż ciało. Jeszcze kolacja w hotelowej restauracji, rozmowy ze współwycieczkowiczami odnośnie jutrzejszych planów, łyk ku temu wina od Rainbowa (pozdrowienia z tej okazji dla Pani Olgi!) i rozluźnienie w pokoju, tym bardziej satysfakcjonujące, że dowiedziałem się, że nasz debel z Łukaszem Kubotem jest w wielkim deblowym finale Wimbledonu!!! Brawo Łukasz Kubot! Brawo Marcelo Melo!!! I już śpię...... Konwertibilny Wiesław Makłowicz! BAŁKANY ZNANE I NIEZNANE 2017 (2) - piątek 14.07.2017 Po śniadaniu w Neum jechaliśmy i jechaliśmy, ale zarąbiście malowniczą trasą, kanionem rzeki Neretwy do Sarajewa. Widoki zapierające dech w piersiach, nawet mojej żony.... Trasa wiodła między innymi przez Jablanicę, gdzie w 1943 roku miała miejsce słynna bitwa partyzantów Tity z okupantem – bitwa nad Neretwą. Tam też zatrzymaliśmy się na postój. No i masz! Pieką się barany, a my dopiero około 2 godziny po śniadaniu, gorąco i jeść się nie chce. No, nie pojesz, a na wynos przecież nie wezmę! Co pierdzielnę baraninę w autokarze? Skończyło się na wąchaniu i oglądaniu....i tyle miałem Makłowicza. Myślałem, że się uchronię przed autokarowym snem, ale niestety padłem także, jak inni bałkanturyści naszego autokaru FC Bayern Munchen, który wielu już fotografowało, bo nawet mnie myliło z Lewandowskim...... Gigantyczne nalepki na tylnej części autokaru sprawiały to, ze nasz pojazd był fotografowany do końca wycieczki..... Na przedmieściach Sarajewa, olimpijskiego miasta z 1984 roku, widać było jeszcze poostrzeliwane w czasie niedawnej wojny budynki i bloki. Pilotka dałą nam do obejrzenia nawet pamiątkowy medal z igrzysk, który otrzymywali na otwarciu wszyscy startujący zawodnicy. Miasto zostało założone w XV wieku przez Turków Osmańskich w pięknej dolinie rzeki Miljacka. Zwiedzanie stolicy Bośni i Hercegowiny – Sarajewa, zaczęliśmy od zabytkowego centrum miasta, gdzie mieszają się wpływy różnych kultur i religii. Przeszliśmy przez Latinski Most - miejsce zamachu na arcyksięcia Ferdynanda w 1914 roku, a potem podczas modłów obok meczetu Gazi Husrev-beja. Dalej był bazar – sarajewskie sukiennice, cerkiew oraz małe piwo „Sarajewo” + lody. Po Sarajewie przejazd do Serbii, a po drodze wizyta w Wyszechradzie, gdzie zwiedzaliśmy najsłynniejszy most na Bałkanach, zbudowany w XVI w. przez mistrza Sinana na zamówienie Mehmeda Paszy Sokolovića. Historia tego mostu, harmonijnie spinającego brzegi rzeki Drin jedenastoma lekko przerzuconymi łukami, stała się inspiracją dla pisarza Ivo Andrića do napisania powieści pt.: „Most na Drinie”, za którą otrzymał Nagrodę Nobla. Nie chodzi mi o tego drina, którego pije teraz podczas pisania tej relacji, tylko o taką rzekę Drin... Wyszechradzki czas wolny spędziliśmy w Andrićgradzie, kolejnej realizacji pomysłu Emira Kusturicy, który chciał w ten sposób upamiętnić autora powieści. Andrićgrad (lub inna nazwa Kamengrad) został wykorzystany, jako sceneria do filmu na podstawie powieści „Most na Drinie”. Honorowym obywatelem Andrićgradu jest m.in. tenisista Novak Djokovic! Niespełna w godzinę byliśmy już na granicy z Serbią, którą przekroczyliśmy na starych, znanych nam dobrze z czasów przedunijnych zasadach i przejechaliśmy do pięknie położonej w górach Mokrej Gory. Tu zjedliśmy kolację i zakwaterowaliśmy się w hotelu na dworcu serbskiej wąskotorówki Sagańskiej Osmicy, która wcześniej łączyła Belgrad z Dubrownikiem poprzez Sarajewo!!! Jak widać, padnięty jestem i dziś humorem nie tryskam, Kończę tę relację i do łóżka się ciskam.... Kusturica-Kozica BAŁKANY ZNANE I NIEZNANE 2017 (3) - sobota 15.07.2017 Z rańca, z Mokrej Gory, po lekko na jeża, intensywnym podejściu górskim, udaliśmy się do pięknie położonego w górach Kustendorfu, skąd rozpoczęliśmy naszą przygodę z Emirem Kusturicą. Ale jeszcze po drodze, nie spodziewałem się, że będą niespodziewane atrakcje. Już na drzewie znaleźliśmy ….telewizor, a potem na ścieżce nuty, a w drodze powrotnej nawet chatę w wyprostowanych ...beczek! No, ja pierdzielę, myślę sobie, co będzie dalej? Gdybym znalazł flaszkę po piwie, bądź rakiji, to tak, a tu telewizor na drzewie i nuty na ścieżce? Zwiedzając „drewniane miasto” mieliśmy nieodparte wrażenie, że jesteśmy częścią filmu ,”Zivot je cudo”, czyli „Życie jest cudem” Kusturicy. Wizyta w wiosce-skansenie, inaczej Drvengradzie – dała nam możliwość pooglądać urocze, drewniane domy, cerkiew z dzwonnicą, restaurację, bank, sklepy, łaźnię turecką, bibliotekę, galerię, no i nie zapomniałbym nadmienić, że korty tenisowe, ale w opłakanym stanie oraz liczne gadżety prosto z planu filmowego, np. samochody typu limuzyna Trabant-long, czy Wołga. Często można tu spotkać samych artystów, filmowców, a sam mistrz Kusturica mieszka pod nr 8 i jeśli jest na miejscu, chętnie popija kawę w restauracji. To najbardziej znany reżyser i scenarzysta bałkański, jeden z najsłynniejszych i najbardziej oryginalnych współczesnych twórców europejskich. W ubiegłym roku swobodnie pomieszkiwał tu podczas festiwalu - Robert de Niro. Swoje ulice mają tu Fellini, Bergman, Novak Djoković czy Bruce Lee. Wioska - rozrasta się i każdego roku pojawiają się nowe ciekawostki. Drugim punktem sobotniego programu był przejazd kolejką wąskotorową Sarganską Osmicą, której trasa prowadzi przez trudny, górski teren oraz liczne tunele. Podczas 2-godzinnego przejazdu, który dupy nie urywa, widzieliśmy przepiękne górskie widoki oraz osobliwości 5 stacji, na których się zatrzymywaliśmy. Ale, tak jak mówię, jeśli ktoś jechał słynną Bernina Express w Szwajcarii, to ma takie porównanie, jak maluch do mercedesa....i zakończmy temat! No, ale zaliczyliśmy i heja! Nawet pierdzielnęliśmy sobie foty ze zdezelowanym, to mało powiedziane „autoszynopojazdem”, który wykorzystywany był w filmie Kusturicy. Po zakończeniu górskiego rajdu, zjedliśmy serbski, znów Boże się pożal posiłek, którym był obiad, choć do obsługi, trudno się przyczepić, bo zaperdzielają, aż się kurzy, przecież w tym kraju – Serbii, mają 50%-towe bezrobocie!!! Zanim wsiedliśmy w obfotografowywany non-stop nasz autokar Bayernu Monachium i ruszyliśmy w dalszą drogę, pyknęliśmy jeszcze zakupy alkoholickie w dworcowym sklepiku – 8 euro za litr, naprawdę super, aż słodziutkiej rakiji i w drogę....ło matko, jaką długą i kretą, to sobie nie wyobrażacie. Ja, tę drogę dopiero nazwałem Sagańską Osmicą! Bo ciężko było nawet usnąć w autokarze, kiedy nasz Szumacher bujał autokaem, to raz w lewo, to raz w prawo, pokonując górzyste serpentyny. Po drodze, po przekroczeniu granicy serbsko-czarnogórskiej zajechaliśmy do jednego z największych kanionów Europy – przepięknego Kanionu rzeki Tara, która nazywana jest Łzą Europy, ze względu na czystość wody. Jest to najgłębszy kanion w Europie, a najlepiej podziwiać go ze spinającego oba brzegi mostu w Parku Narodowym Durmitor. Urokliwy most łączący oba zbocza, tworzy w tym miejscu niesamowite wrażenie. Stąd też tutaj zorganizowane atrakcje. Szybką decyzją powiedziałem sobie: „zrób człowieku coś dla siębie!” i jedną z nich zdecydowałem się zaliczyć! Na 824 metrowy zjazd na linie, nad kanionem rzeki Tary za 20 euro, zdecydowało się tylko 2 uczestników naszego bałkańskiego objazdu. Ja i jeden gimnazjalista! Było super! Choć spodziewałem się pewnego rodzaju większej adrenaliny!!! Takiej mniej więcej, jak z mojego punktu widzenia - zatwierdzenie reformy oświaty w naszym kraju przez Sejm, Senat i Prezydenta! To, tu w Kanionie rzeki Tara, po atrakcyjnym zjeździe w jednej z lokalnych restauracji dowiedziałem się, że Kubot z Melo mają w finale Wimbledonu 1:1 i 3:2 i pojechalismy dalej. Serpentynki nie miały końca....Wreszcie 23.00 i jesteśmy w Hotelu Palac w Petrovaću w Montenegro i czytam w internecie o sukcesie ŁUKASZA KUBOTA, KTÓRY WYGRAŁ Z MELO DEBLOWY WIMBLEDON!!!. Wypijamy jeszcze toast za wimbledoński sukces Łukasza i łubu dubu z serbską rakiją i już śpię!!! BAŁKANY ZNANE I NIEZNANE 2017 (4) - niedziela 16.07.2017 Po wspaniałym śniadaniu, no nieporównujmy, tu Serbii do tego dzisiejszego, bo wyszłaby relacja piernika z wiatrakiem. Coraz bardziej zaczyna nam się podobać! No! Czarnogóra przepiękna! Dziś Kotor i Budva!!! Perły Czarnogóry, która ma 293 km wybrzeża!!! Czarnogórcy, których jest zaledwie 620 tys., czyli mniej niż bunkrów w Albanii, zamieszkują zaledwie na 12 tys. km kwadratowych, czyli mniej więcej tak porównywalnie, jak nasz teren woj. lubuskiego. No, nie ma co się powstrzymywać – chciałoby się tu żyć.....Czyli na starość, albo Grecja, albo Tajlandia, albo....Czarnogóra, z której mało kto wie, pochodzi słynny nasz dziennikarz i komentator sportowy Włodzimierz Szaranowić(cz). Jedziemy do Kotoru, którego historyczne centrum wpisane jest na listę UNESCO. Kotor, to portowe miasto, malowniczo położone u podnóża masywu Lovćen. Okolica przypomina norweskie krajobrazy i jest określana, jako położony najdalej na południe fiord Europy. Jest to region wyjątkowego przyrodniczego piękna, gdzie strome zbocza gór opadają ku morzu. W programie było oczywiście zwiedzanie starego miasta wraz z m.in. Katedrą św. Trifona i symbolu miasta - wieży zegarowej z XVII w. Ale już na samym początku, na przedmieściach przywitała nas wielka lalka Pipi Langstrumpf. Zwiedzanie przepięknej starówki w tłumnie przetaczającej się fali turystów i fal gorąca, które rozszarpywała morska bryza – bezcenne! Białe kamienne domy, urokliwe uliczki, witryny sklepów i butików, zapachy owoców morza mieszające się z różnych lokaleskich restauracji, urocze - skąpo ubrane ekspedientki butików, bujające się w zatoce ekskluzywne kadłuby jachtów – wszystko, to bezcenne, by uradować zmęczone, nieco już stażem, oko 53 -letniego pedagoga i trenera... Ale tylko tu, w centrum Kotoru, jeśli chodzi o kulinaria, kupisz bezcenną „pastę z kozicami (krewetki) i bazylią” za 8 euro i tu nawpierdzielasz się też za 8 euro muli, w sosie własno-czosnkowym, aż ci wyjdą bokiem. Także tutaj nazywam się „Krewetka”! Ja pierdzielę ujadłem się po pachy!!! No! Powiem prawdę! Żona wybrała przepiękne kolczyki, a ja po prostu – mule! Ale jednego akcentu nie pominę! Akcja: kupujemy różne cuda na kotorskim bazarze i babka, u której kupowaliśmy, mówi po czarnogórsku do mojej żony: - „Poznaję Panią! Pani była tu parę lat temu nazad” - czyli kiedyś tam! My w szoku! Spojrzeliśmy na siebie i mówimy: - Nosz kurna! Cyganka jakaś? Czy Wróżbita Maciej? Odpowiadamy, że tak! Byliśmy tu dokładnie 4 lata temu.... Poznała moją żonę, a na tym bazarze. Przecież przez 4 lata przewinęło się tu pierdylion ludzi! Szynki, sery, rakija, worki suszonych już grzybów, świeże owoce i warzywa – to wspaniały asortyment tego kotorskiego bazaru. Wspólne zdjęcie na wielkiej ławce, na którą trudno się wdrapać, a ma ona za zadanie uzmysłowić dorosłemu, jak trudno jest dziecku pokonać taką przeszkodę w realizacji swoich impresyjnych marzeń, zakończyło nasz pobyt w Zatoce Kotorskiej. Teraz Budva. Przejazd do Budvy zajął nam, w tym nasilonym ruchu, około godziny. Udaliśmy się na Stare Miasto z murami obronnymi z XV w., z zespołem bram i fortyfikacji oraz uroczymi kamiennymi uliczkami. Na wstępie u bram Starego Miasta zrobiliśmy zdjęcie z zajebiaszczo wielkim dzwonem, który uczestniczył w filmie z Kirckiem Douglasem. Ale weź mnie zabij! Już kurna nie pamietam, pod jakim tytułem... Chciałem porwać giga kotwicę, ale ta w stosunku do filmowego dzwonu, nie była ze styropianu....Piękna czarnogórska blondi, z którą chciałem zagadać po kilku głębszych rakiji, była, jak się okazało, tylko cholernym manekinem! Z pomocą lokalnego przewodnika przelecieliśmy w mig całą staromiejską Budvę. Tu, żona zakupiła niezbędny ponoć wachlarz, a ja niezbędny....browar. Siedząc z wycieczkowymi znajomymi, na ławeczce w marinie, gdzie majestatycznie znów kiwały się jachty światowych notabli, postanowiłem wskoczyć do pobliskiej knajpki i tu właśnie zaskoczyłem na ostatnie piłki finału wimbledońskiego singla, w którym maestro Federer 3:0 rozprawił się z Chorwatem Cilićem! W drodze powrotnej do hotelu w Petrovaću, zatrzymaliśmy się przy jednym z bałkańskich cudów – Wyspie Świętego Stefana. To tu ślub brał słynny tenisista - Serb Novak Djoković. Kolacja w Hotelu Palas przerosła nasze marzenia! No, było wszystko! Od lubianych przeze mnie pstrągów, sardeli, po kilka rodzajów różnie serwowanych mięs, smacznych dodatków, wina, deserów i cudów nie widów. Zabawiłem się w Magdę Gessler, ale nie można było znaleźć minusów. Nie było więc rewolucji. Smaki, konsystencja, różnoodność potraw - godna polecenia. Można? Można! Pokolacyjny spacer, rozpoczynającą swe nocne życie czarnogórskiej nadmorskiej promenady, zakończył nasz intensywny dzień. Koniec dzisiejszej avantury, czyli po czarnogórsku, po prostu - przygody! Kotor, Kozica, Budva, szklanka, W nocy rakija i „pisanka”. Ło kurde, no nie ma czasu, tego relacjonować. Jednodniowe opóźnienie nadrobię chyba dopiero na wypoczynku w czarnogórskim Ulcinji.... BAŁKANY ZNANE I NIEZNANE 2017 (5) - poniedziałek 17.07.2017 Poranek rozpoczęliśmy pożegnaniem z morzem na przyhotelowej plaży, a zarazem z Petrovacem, w którym nocowaliśmy 2x. Droga do Dubrownika, z przeprawą promową z Zatoki Kotorskiej, nie usłana była różami. Oczekiwanie na skuteczne pokonanie granic, pomiędzy Czarnogórą i Chorwacją, tylko w marzeniach było krótkie. Po prostu Czarnogórcy i Chorwaci robią sobie na złość! A tu jest wszystko polaco, polaco, czyli po bałkańsku wolniej, wolniej. Tu wszystko można, nie trzeba. Stąd też kolejki do odprawy granicznej w sezonie urastają nawet do kilku kilometrów!!! Żałowałem tylko, że rakija jest w luku autokaru, bo jechałoby się szybciej, ale i tak w konsekwencji wnętrze autokaru wypełniła, poza małymi wyjątkami - bałkańska drzemka. Wreszcie Dubrownik - przepięknie położone miasto, o wspaniałym klimacie, pełne zabytków i niezwykłych, urokliwych uliczek, restauracji i niecodziennego lansu na około 300 metrowym Stradunie, czyli głównej ulicy. Podczas spaceru z przewodniczką, którą poznaliśmy 4 lata temu, przypomnieliśmy sobie jego historię z m.in. klasztorem franciszkanów z przełomu XIV i XV, Muzeum Apteki oraz podziwialiśmy unikatowe mury miejskie. Dubrownik nie na darmo zwany jest "perłą Adriatyku". Prawie wszystkie zabytki skupiają się wewnątrz niewielkiego powierzchniowo starego miasta, ale jest ich tak dużo, że nie sposób zobaczyć wszystkich w jeden dzień. Dzień jednak na pewno wystarczy, aby przekonać się, że warto tu wrócić. My po spacerze, w czasie wolnym, mieliśmy już z góry opracowaną strategię.... Najpierw jedna z najlepszych knajp z owocami morza - ta w porcie i toaleta, a potem wjazd za 140 kun kolejką linową na wzgórze, z którego widać całą przepiękną panoramę tego chorwackiego cudu. Po upalej penetracji miasta, gdzie trzeba było bacznie pilnować rzeczy osobistych, bo jest tu paru zawodowych magików w sezonie, którzy robią fik-myk i nie masz już portfela i dokumentów. I wtedy wakacje masz z bani... Ale nikt w ten sposób z naszej grupy na szczęście nie ucierpiał. Dość długa droga przywiodła nas na Rivierę Makarską do miasta Gradac, gdzie śpimy 2 noce. BAŁKANY ZNANE I NIEZNANE 2017 (6) - wtorek 18.07.2017 Około 8.00 ruszyliśmy w kierunku Trogiru i Splitu, ale już na początku podróży pilot poinformowała nas, że pojedziemy inną drogą ze względu na wielkie pożary, które pustoszą rivierę chorwacką. Tak też było w okolicach Splitu, gdzie ogień sięgał do autostrady, a dym czuć było w całym autokarze. Widać było popalone gospodarstwa, które zostały ewakuowane. Najpierw udaliśmy się do Trogiru typowego nadmorskiego miasteczka, gdzie z przewodnikiem przespacerowaliśmy się po malowniczej starówce, zaliczając między innymi: ratusz z przełomu XIV i XV w. i katedrę św. Wawrzyńca z XIII w. Wysłuchaliśmy lokalnego kwartetu, który acapella zaśpiewał trogirskie folkowe hity. Po programowym zwiedzaniu ruszyliśmy w miasto.Pierwszym punktem była potrzeba kulinarna, toteż w jednej z urokliwych knajpek zjedliśmy sardele, czyli małe adriatyckie rybki z piwem Karlovaćko. Potem latanina po uroczych uliczkach i.... kolejna bransoleta dla mojej żony!!! Piękno uliczek, knajpek, butików i odpierdzielonych, opalonych i skąpo ubranych turystek – bezcenne! Lecimy na Split. Ta sama przewodniczka przeczołgała nas po starym mieście Splitu, którego zabudowa odzwierciedla burzliwe dzieje regionu, krzyżują się tu wpływy weneckie, węgierskie i austriackie. Zobaczyliśmy antyczny pałac cesarza Dioklecjana, jeden z najpiękniejszych w Europie przykładów rzymskiej architektury obronnej (III-IV w.), katedrę, mauzoleum cesarza i malowniczy port. Następnie czas wolny i błędne lawirowanie, to tu, to tam, aż wreszcie, w którejś z uliczek, klapnęliśmy na kawie, lodach i rogalikach, bo nasze nogi i lokalne temperatury dały się we znaki. Po odpoczynku jeszcze delektowaliśmy się widokiem na port i wspaniałą monumentalną architekturę tego sporego nadmorskiego miasta. Po powrocie do hotelu w Gradacu zjedliśmy kolację i wyszliśmy jeszcze na nadmorską promenadę, gdzie przy szumie fal przeplatał się język polski z czeskim. Kupiłem więc piwo Pilsner, które o dziwo jest tańsze od ich lokaleskich i wywaliliśmy się na leżakach. Nadgoniłem relacje, jutro o 7.50 ruszamy w kierunku lawendowej wyspy Hvar. BAŁKANY ZNANE I NIEZNANE 2017 (7) - środa 19.07.2017 Rano udaliśmy się z Gradacu do Drvenika na prom Jadrolinija, który po półgodzinnym rejsie przewiózł nas na wyspę Hvar. Jest to jedna z najpiękniejszych i najlepiej nasłonecznionych wysp w Europie, słońce świeci tu przez 300 dni w roku. Otoczona krystalicznym, turkusowym morzem, mieni się wieloma kolorami, głównie ze względu na słynne uprawy lawendy, liczne winnice i gaje oliwne. Hvar leży na skrzyżowaniu dróg morskich, do dziś jest jednym z ważniejszych portów żeglarskich. Najpierw przejechaliśmy niemalże przez całą jej długość do stolicy wyspy Hvaru - największego miasta na wyspie, słynącego zarówno z pięknych zabytków, jak i bogatego życia nocnego. Nad miastem góruje twierdza Spanjola, z której rozciąga się wspaniały widok na archipelag Wysp Pakleńskich. Z twierdzy przeszliśmy pod Katedrę św. Stefana oraz klasztor benedyktynek, w którym siostry wykonują koronki z nitki agawy. Ale potem ruszyliśmy w miasto i tu kochani otrzeżenie! Jeśli wleziesz do miasta w stroju plażowym, to przywalą ci 500 albo 600 euro mandatu, w zależności, jak źle jesteś ubrany. Jeżeli walisz browar na terenie miasta czy rakiję, albo żona twoja lub laska żre pizzę, a ty leżysz obok niej na plecach i udajesz, że tego nie widzisz – 700 euro, razem! Koło klasztoru benedyktynek z kolei możesz zrobić złą minę do dobrej gry, ale musisz mieć na szyi gadułkę Rainbowa, bo zamienisz się w kamienną postać, jak taki jeden cudok. Jak dobrze poszukasz, to i znajdziesz nawet wizerunek kozicy, która na stałe przebywa w mieście. W knajpie „Dalmatino” możesz zjeść tatar z kozicy lub risotto z kozicami, no ale wybaczcie, dla mnie byłby, to wielce paradoksalny kozicobalizm. My jednak wybraliśmy tatar z tuńczyka, zupę rybną, sałatkę grecką po chorwacku z nutką lokalnego pysznego, niefiltrowanego piwa San Servolo. Nie, nie San Escobar! Po Hvarze zwiedziliśmy Stari Grad, a w nim między innymi barokowy kościół św. Stefana, dom-twierdzę P. Hektorovica, słynnego mieszkańca wyspy, poety doby renesansu. I takich tam jeszcze lokalnym tram-ta-tam-tam, bo już ich nie pamiętam. Pospacerowaliśmy uroczymi, wąskimi uliczkami miasta, które najlepiej oddają klimat tego miejsca. Tu właśnie, w jednej z restauracji spróbowaliśmy unikatowych lodów lawendowych, a nawet facebookowych!!! No, wątpię czy ktoś, takie smaki próbował... Tylko tu na Hvarze napijesz się także lawendowego szampana, albo jak wszędzie indziej bardzo zimnego, czeskiego browara z marketu, bo jest tańszy o dziwo od ich Ożujska i Karlovaćka o jedna kunę, czyli takiego futerkowca. Zrobiliśmy lawendowo-pamiątkowe zakupy na portowym straganie i teraz wali mi cała walizka tym hvarskim cudem. A na koniec walnąłem sobie super selfie ze słuchawki z lokalnej budki. Chlapanie w basenie w hotelu Arkada i miłe pogawędki, zakończone obfitą kolacją, wypełniły nasz dzień. Jutro o 4.45 już wyruszamy na prom, a potem jeszcze 330 km do Ulcinj w Czarnogórze, gdzie spędzimy kolejny tydzień, czyli 7-dniową avanturę, po bałkańsku przygodę. Lawendowy Koszałek Kozico-Opałek

    Wiesław, PIOTRKÓW TRYBUNALSKI - 27.08.2017

    32/42 uznało opinię za pomocną

  • 5.0/6

    Może być lepiej...

    Eskapada intensywna, ale bardzo interesująca. Doskonała pilotka p. Karolina Łuczak. Dwa z hoteli nie do akceptacji, poniżej trzygwiazdkowego standardu: zaniedbane, wymagające remontu. Organizator winien ich unikać.

    DANUTA, BYDGOSZCZ - 23.09.2017  | Termin pobytu: wrzesień 2017

    39/43 uznało opinię za pomocną

  • 5.0/6

    Bałkany w pigułce

    Program tej wycieczki bardzo przypasuje osobom, które wcześniej na Bałkanach nie były. Bardzo długa trasa, cztery kraje w tydzień - tak, żeby wszystkiego po trochu liznąć i wiedzieć, gdzie planuje się wrócić w przyszłości. Szkoda trochę, że najwięcej czasu poświęcone jest Chorwacji, bo pozostałe kraje są równie interesujące, a każdy miał tylko jeden swój dzień. W szczególności urzekła mnie Czarnogóra, która nie dała spać w autokarze, co chwila atakując pięknymi widokami zza okna ;). Podczas podróży brakowało mi trochę krótkich przerw w zatoczkach widokowych, by dłużej nacieszyć oko. Gdzieniedzie brakowało mi czasu wolnego (tylko godzina w Sarajewie - a mogliśmy wyjechać z hotelu po prostu pół godziny wcześniej, bo akurat dzień był w miarę luźny; brak nawet chwili w Budwie, aczkolwiek tam po prostu byliśmy już o później godzinie). Dużo czasu za to na wyspie Hvar - bardzo przyjemnie było tam wypoczywać. Polecam też zwiedzanie Bałkanów we wrześniu, gdy jest wciąż ciepło, ale nie dokuczliwie gorąco. Przy czym jednak należy mieć na uwadze, że terminy wrześniowe są mniej oblegane. Mieliśmy przykrą sytuację związaną z odwołaniem naszego terminu i przesunięciem nas na tydzień później (z 6 września na 13 września). Całe szczęście, nie mam problemu z manipulacją terminem urlopu, ale nie każdemu się pewnie to udało. Dodatkowo nasz wypoczynek przypadł na samą końcówkę września, a koniec sezonu w małej miejscowości to dość smutny widok, kiedy wszystko się zamyka. Szkoda, że Rainbow nie zareagowało wcześniej, bo moglibyśmy wybrać wówczas albo inną trasę wycieczki w tym samym terminie, albo termin wcześniejszy. W połowie sierpnia niestety już takiego wyboru nie było :( Podczas wycieczki objazdowej trzeba nastawić się, niestety, na słabej jakości noclegi, które są największym minusem tej podróży. Nie kupuję tłumaczenia, że "to tylko jedna noc", bo tak naprawdę było to 6 noclegów w słabych, a gdzieniegdzie złych warunkach. W zasadzie tylko jeden nocleg był naprawdę przyjemny. W związku z tym polecam wypoczynek po objeździe, żeby nie nabrać przekonania, że na Bałkanach są akademiki zamiast hoteli ;) Pani Julia, nasza pilotka, sprawdziła się w swojej roli znakomicie, natomiast przewodnicy lokalni już różnie. Fantastyczny przewodnik w Splicie ("ja wam powiem o co z tym Splitem chodzi"), fajni przewodnicy w Kotorze i Trogirze. Na ich tle przewodniczki w Sarajewie oraz Dubrowniku wypadły nieco słabiej, ale również można było wiele dowiedzieć się ze zwiedzania. Pewnym minusem wycieczki byli niektórzy wycieczkowicze, biegający non stop z kamerą. Drodzy podróżnicy, kiedy wybieracie się na taką wycieczkę, skupcie się na słuchaniu i podziwianiu, a nie filmowaniu. Tego filmu i tak nikt nigdy nie obejrzy, a wasze nagrywanie wszystkiego dookoła jest bardzo krępujące zarówno dla innych uczestników wycieczki, jak i pilota oraz przewodników. Z tego miejsca pragnę też pozdrowić Pana Kierowcę, który był przekozakiem i mistrzem kierownicy. Polecam zatem tę podróż wszystkim, którzy chcą zobaczyć Bałkany z wielu stron: różnorodna i intrygująca Bośnia (z pewnością odwiedzę ponownie Sarajewo), nieco surowa Serbia, widowiskowa Czarnogóra (wracam tam koniecznie! na tyrolkę nad Tarą!) i zabytkowa Chorwacja.

    Martyna, Łódź - 28.09.2018  | Termin pobytu: wrzesień 2018

    42/45 uznało opinię za pomocną

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem