5.1/6 (444 opinie)
5.0/6
Program wycieczki bardzo ciekawy i urozmaicony. Rzeczywiście była to wyprawa bliżej Bogów, bo na każdym koku było nawiązanie do greckiej Mitologii oraz Homera i Iliady i Odysei. Wielkość i wspaniałość kultury starożytnej mogłam podziwiać w Atenach: na wzgórzach Akropolu, przez Agorę oraz artefakty Muzeum Archeologicznego. W miejscowości Epidauros zobaczyłam najlepiej zachowany starożytny teatr grecki. Jego akustyka jest niesamowita. Do dziś są tam wystawiane dramaty starożytnych Greków. Warto też było odwiedzić Mykeny i zobaczyć grób Agamemnona. Ciekawy był przeskok ze starożytności do okresu bizantyjskiego za sprawą Mistry. Z góry mogliśmy podziwiać współczesną Spartę, przypominając sobie jednocześnie wspaniałą historię tej starożytnej Sparty. Miasteczko Monemwasia, położne na skalnej wyspie, to jest turystyczna wisienka na torcie. Odwiedzenie Olimpii na miesiąc przed Igrzyskami Olimpijskimi w Paryżu, to było dla mnie niezwykłe i symboliczne przeżycie. To w Olimpii, miejscu pierwszych Igrzysk Olimpijskich, został rozpalany ogień olimpijski, który 26 lipca 2024r. trafi do Paryża. Co ciekawe ten ogień rozpala słońce. Warto też zobaczyć jak Igrzyska Olimpijskie zmieniły się od czasów starożytnych. Cały czas dostarczają nam mnóstwo pozytywnych emocji, ale też widzimy ile za tym stoi pieniędzy i marketingu. Był też czas na relaks, oddech i odpoczynek na bajkowej plaży Simos na wyspie Elafonisos, a także podczas morskiego zwiedzania wyspy Zakynthos. Morza Jońskie i Egejskie są krystaliczne czyste, woda w kolorach turkusu i lazuru. Można było też zobaczyć sławne żółwie Caretta, Caretta. Dla mnie wielką przyjemnością były rejsy promami, a także morska wycieczka statkiem do Zatoki Wraku. Niezapomniana pozostanie również Jaskinia Dirou, którą w 80% zwiedza się małymi łódkami. Ta jaskinia jest przepiękna, bogata, malownicza, zapierająca dech w piersiach. Warto też wspomnieć o przepięknych gajach oliwnych i pomarańczowych. Dla mnie osobiście ta wycieczka w 100% spełniła moje oczekiwania.
5.0/6
Fantastyczna, kompetentna pani Pilot wycieczki. Dobra organizacja oraz zakwaterowanie w czasie wycieczki.
5.0/6
To miała być Turcja. Niestety, wycieczka, planowana jeszcze przed pandemią, w feralnym sezonie 2020, nie doszła do skutku. Biuro Rainbow, w zamian zwrotu pieniędzy za zaliczkę, zaoferowało voucher z rocznym terminem ważności. Właśnie zbliżał się termin jego wykorzystania i trzeba było się na coś zdecydować, by nie stracić, zainwestowanych jeszcze w 2019 roku, pieniędzy. Grecja wygrała z Turcją programem wycieczki. Wraz z partnerem, chcieliśmy trochę odpocząć, a objazdówka „Bliżej Bogów” wydała nam się mniej obciążająca niż oferty tureckie. Rozpoczęło się od zgrzytu. Wylatując w nocy z Katowic, liczyliśmy się z tym, że lądując o 6 rano na Zakynthos, możemy nie być od razu zakwaterowani w hotelu i trzeba będzie sobie jakoś zorganizować czas oczekiwania na zakwaterowanie w hotelu. Jakie było nasze zaskoczenie, kiedy tuż przed odjazdem z lotniska, do autokaru przyszła – jak się przedstawiła – asystentka rezydenta biura podróży, która poinformowała nas o tym, że w hotelu czeka już na nas pilotka i, co zaskakujące, pokoje, które mimo wczesnej godziny, będą już dla nas dostępne. Niestety, była to nieprawda. Recepcja w hotelu była równie zaskoczona, jak grupa, umęczonych podróżą, 20 osób. Interwencja u pilotki nic nie dała. Nie odbierała telefonów, tylko przysłała smsa z informacją, że musimy poczekać, aż pokoje zostaną przygotowane. Na zewnątrz było jeszcze ciemno. Obsługa hotelu pozwoliła nam się rozłożyć na basenowych leżakach i przeczekać do świtu, licząc na to, że pokoje będą gotowe wcześniej niż rozpoczynająca się o 12 doba hotelowa. Smutny musiał być to widok koczujących przed hotelem turystów. A wystarczyło nie wprowadzać nas w błąd i nie dawać nadziei na wczesne zakwaterowanie. Klucze do pokojów dostaliśmy po 9. Pierwszy dzień pobytu trzeba zorganizować sobie samemu. Na szczęście, Hotel Letsos ma spory, wielofunkcyjny basen i jest położony blisko ładnej plaży. Wokół sporo sklepów i tawern. Obiad zjedliśmy w Akti Restaurant tuż przy porcie Alykanas. I to było najlepsze wyżywienie podczas całej wycieczki. Tego dnia po prostu trzeba się zrelaksować i poddać promieniom greckiego słońca. Dzień drugi, zgrzyt drugi. Niestety, nie udaliśmy się na miejsce, z którego roztacza się widok na Zatokę Wraku – fotograficzną wizytówkę wyspy. Powód, który podała pilotka: ze względów bezpieczeństwa taras widokowy zamknięto. Nieprawda! Wśród nas były osoby, które tydzień wcześniej odwiedziły to miejsce. My po prostu jechaliśmy za dużym autokarem, który nie przecisnąłby się przez wąskie dróżki. Nie będzie też krótkiego odpoczynku na plaży. Według organizatorów rejsu, nie pozwoliły na to warunki pogodowe, które innym stateczkom podobnej wielkości, jakoś nie przeszkadzały w dopłynięciu do plaży. Płynęliśmy rano i cała plaża była w cieniu. Wszystkie te okoliczności sprawiły, że widokówkowa atrakcja wypadła trochę blado. Zaoszczędzony w Zatoce Wraku czas wykorzystaliśmy na przerwę przy straganach z nalewkami (jednych takie handlowe postoje mogą irytować, ja je traktuję jako obowiązkowy „objazdówkowy” folklor) i w stolicy wyspy – Zante, gdzie warto zrobić zakupy na wieczór, bo później może nie być ku temu okazji. Stamtąd przeprawiliśmy się promem na Peloponez i wyruszyliśmy w stronę Olimpii. Późno popołudniowe zwiedzanie miejscowości, w której odbywały się igrzyska panhelleńskie jest ucztą dla ducha, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy poczują odpowiedni klimat. W hotelu meldujemy się już po zmroku. Kolejny dzień to podróż przez Peloponez, podczas której zwiedzimy Mistrę i Monemvasię, nazywaną greckim Gibraltarem. Tego dnia czeka nas dosyć wczesna pobudka, więc podczas przejazdu warto uzupełnić niedobory snu. Nocleg w miejscowości Gythion. Kto będzie miał szczęście, trafi na pokój z pięknym widokiem na morze. Komu tego szczęścia zabraknie, będzie oglądał ruiny hotelu, znajdującego się po sąsiedzku. Wybierających się na wieczorny spacer po Gythion prawdopodobnie czeka konfrontacja z kupieckimi „zwyczajami” Greków. My mieliśmy dwie takie okazje: pierwszą, podczas kolacji w tawernie. Nauczyliśmy się wtedy, że w Grecji, wszystko, co pojawia się na stole, znajdzie się na rachunku. Czy to będzie woda, której nie zamawialiśmy, pieczywo, które uznaliśmy, że jest do sałatki, orzeszki do piwa, za wszystko to trzeba będzie zapłacić. Następnym razem wizytę w knajpie rozpoczynaliśmy od wyraźnego „no water!”, choćby ta czekała otwarta przy stole. Druga okazja nadarzyła się w sklepie z pamiątkami, gdzie sprzedawca zażądał ode mnie wyższej kwoty, niż ta na metce, tłumacząc to, że to stara cena w drachmach. Tylko się uśmiechnąłem pod nosem… Czwartego dnia popłynęliśmy na Elafonisos. Wprawdzie zanim wsiedliśmy na prom, czekała nas 2 godzinna jazda autobusem, ale wszelkie niewygody podróży wynagrodziła przepiękna plaża Simos. Niestety, dwie godziny w tym miejscu to trochę mało. Polecam wziąć ze sobą winko, które w tym miejscu idealnie sprawdziło się do przełamywania lodów między wycieczkowiczami. Dzień mógłby być idealny, gdybyśmy posiedzieli na plaży choćby godzinę dłużej. Ale to piszę ja, wielki fan tego miejsca. Dzień 5. (Zgrzyty według innych). To był dzień przewidziany na wycieczki fakultatywne. My nie kupiliśmy żadnej. I chyba dobrze zrobiliśmy. Co nami kierowało? Jaskinie Diros, koszt 30 Euro to za dużo za atrakcję, która na miejscu kosztuje 12 Euro, a przez pilotkę reklamowana jest słowami: „kto widział jaskinie w Słowenii, tego nie zaciekawią te greckie”. A ja widziałem. Czekając na resztę grupy poszliśmy na spacer do latarni morskiej w Gythios i zrobiliśmy zakupy pamiątek (nauczeni greckimi zwyczajami, zaczęliśmy targować się ze sprzedawcami, co pozwoliło odkuć się po tawernianych „rachunkowych bonusach”). Wizytę w winiarni też odpuściliśmy. Miało być na bogato, wino miało się lać strumieniami. Z opowiadań współtowarzyszy, absolutnie tak nie było. Naparstek niezbyt dobrego wina do spróbowania, do sklepu, szybciej, szybciej i do autokaru. My w tym czasie, za darmo, raczyliśmy się winogronami, rosnącymi tuż przy parkingu. Przejazd do Nafplio trochę męczący, ale same miasteczko przeurocze! I znów szkoda tej godziny straconej w winiarni, bo czas wolny w pierwszej stolicy niepodległej Grecji spędzaliśmy w biegu. Baaaardzo szkoda! Noc spędziliśmy w Loutraki, w - nie ma co owijać w bawełnę, byle jakim hotelu „Barbara”. Zwłaszcza opłacona kolacja pozostawiała wiele do życzenia. Nie dopłacaliśmy do kolacji i chyba dobrze zrobiliśmy. Opinie naszych kolegów nie pozostawiały wątpliwości – było nie najlepiej. „Trociny” to jedno z łagodniejszych sformułowań. Hotel miał bezpośrednie wyjście do plaży, a tam wraz z dwójką nowopoznanych znajomych, wypiliśmy wino i raczyliśmy się przygotowaną, z zakupionych w sklepie produktów, kolacją. Polecam! Po śniadaniu zwiedzanie Małej Pętli Argolidzkiej, zobaczyliśmy antyczne „uzdrowisko” w Epidauros, ze spektakularnym teatrem oraz Sanktuarium boga sztuki lekarskiej Asklepiosa. Następnie przejechaliśmy do Myken gdzie zwiedziliśmy Cytadelę i Skarbiec Atreusa zwany grobem Agamemnona. Po prostu: WOW! Trzeba mieć oczy dokoła głowy, bo jest co oglądać. Obiad w zaprzyjaźnionej z biurem podróży tawernie (choć należałoby napisać „barze bardzo szybkiej obsługi”) i przejazd do Aten. A tam pierwsza konfrontacja ze stołecznym życiem. Widok z hotelu? Nawet będąc w Indiach rzadko widywałem tak okropne obrazki. Budynek po drugiej stronie ulicy to jakiś squat z narkomanami i bezdomnymi. Słowo honoru, trochę strach się bać. Ale mieliśmy już zorganizowaną paczkę znajomych i mimo ostrzeżeń greckiej przewodniczki, wyszliśmy na wieczorny spacer. Podczas niego obejrzeliśmy zmianę warty przy Parlamencie, zjedliśmy kolację i próbowaliśmy się nie zgubić na tętniącej wieczornym życiem Place. Czasu było więcej, ponieważ nie odbył się zaplanowany na ten dzień „Grecki Wieczór”. W zamian zaproponowano płatny, nocny przejazd autokarem po stolicy… Ostatni dzień zwiedzania to Ateny. Do wyboru mieliśmy dwie przewodniczki, bardzo szybko i niewyraźnie mówiącą (za to rzucającą anegdotami) Greczynkę i trochę sztywną, za to bardzo elokwentną Polkę. Wybraliśmy tę drugą i chyba dobrze się stało, bo część osób przeszło w trakcie zwiedzania od Greczynki do naszej grupy. Po zwiedzaniu, ostatni czas wolny, który warto wykorzystać na zakup pamiątek, bo te w Atenach są zdecydowanie najtańsze. Dla przykładu, mydełko oliwne w zestawie z magnesem można kupić już za 1 Euro. W każdej wcześniejszej miejscowości ceny za same magnesy zaczynają się od 2 Euro. Same Ateny nie są takie złe, jak można o nich usłyszeć. Oczywiście zwiedzane w pośpiechu, ale jak same przewodniczki twierdziły, oprócz Akropolu, niespecjalnie jest co w zabetonowanej stolicy zwiedzać. Tego samego dnia trzeba zdążyć wrócić na Zakynthos. Czasu starczyło jeszcze na postój przy Kanale Korynckim. Dzień 8. W hotelu jesteśmy tuż przed północą, dwie godziny później musieliśmy być gotowi do wyjazdu na lotnisko. Koniec wycieczki. Podsumowując. Bardzo nam się podobało! Może byliśmy wygłodniali wakacji, może hiper poprawna, z zacięciem katechetki, pilotka – Pani Marta, może nowo poznani znajomi, przesympatyczni dla pary dwóch chłopaków, może spokojny, „wakacyjny” program wycieczki, może promocyjna cena „Happy Hours”, która okazała się dużo niższa od tej, którą zapłacili inni turyści, a najprawdopodobniej sama słoneczna Grecja sprawiły, że to była jedna z przyjemniejszych wypraw biura Rainbow, na których byłem. A byłem już na kilku.
5.0/6
Wycieczka bardzo ciekawa. Przepiękne krajobrazy. Niesamowicie błękitna woda. Można się też dużo dowiedzieć. Wycieczka zrealizowana w miarę na spokojnie bez języka na brodzie, jest czas wolny na obiad czy samodzielne zwiedzanie. Bardzo miły i pomocny pan pilot Michał. Świetni też byli lokalni przwodnicy, którzy opowiadali nie tylko o historii Grecji, ale także o czasach współczesnych. Warto także wziąć udział w wycieczkach fakultatywnych. Kanał koryncki i wieczór grecki to świetne atrakcje.