5.2/6 (301 opinii)
6.0/6
01 marca 2014r. z duszą na ramieniu (gdyż był to mój pierwszy lot przez Atlantyk) i nadzieją w sercu wyruszyłyśmy na podbój tego niesamowitego miejsca. Już pierwszego dnia wjeżdżając do Hawany i widząc z okien autobusu zniszczone lecz piękne budynki architektury kolonialnej wiedziałam, że będzie to niezwykła podróż. Hawana zrobiła na nas ogromne wrażenie. Piękne zabytki, kolorowe placyki, muzyka, uśmiechnięci ludzie. Zwiedziliśmy hotel Nacional gdzie mogliśmy poczuć zapach i klimat lat 50-tych, Plac Rewolucji , twierdze El Morro i la Cabana. Mieliśmy okazję wypić mojito w hotelu Ambos Mundos, w którym przebywał Ernest Hemingway. Na koniec dnia odwiedzilismy Plac Katedralny, po którym czekała nas niespodzianka.... a skoro niespodzianka to nie wypada zdradzać jaka, ale niezła jazda była:) :) Następnego dnia ciąg dalszy Hawany : Cmentarz Kolumba, Muzeum Rewolucji i czas wolny na samodzielne włóczenie się po uliczkach i placykach Hawany. Po Hawanie przyszedł czas na kontakt z przyrodą. Pojechaliśmy przez farmę orchidei oraz Pinal del Rio do Parku Narodowego Valle de Vinales. Wapienne mogoty robią niezwykłe wrażenie. Byliśmy w pięknej indiańskiej grocie, do której weszliśmy z jednej strony, a wypłynęliśmy z drugiej oraz w fabryce cygar, ale niestety nie udało nam się skręcić żadnego na udach:)Następnego dnia wyruszyliśmy do farmy krokodyli, gdzie pierwszy raz próbowałam ich mięsa. Dobrze , że to my spróbowaliśmy krokodyla, a nie on nas:). Następnie odwiedziliśmy bardzo wzruszające miejsce tj. zatokę świń z muzeum , w którym są zdjęcia, broń i inne eksponaty upamiętniające inwazję uchodźców kubańskich podczas której zginęło wielu ludzi. W końcu dotarliśmy do Cienfiegos, które zapamiętam z pięknego teatru, czyli kolejnego miejsca gdzie czas zatrzymał się ponad pół wieku temu. Wieczorkiem dojechaliśmy do hotelu i tam ucieszyłam się jak dziecko ! Okazało się że jest jest prąd 220V , a co za tym idzie można naładować w końcu baterie i napić się swojej parzonej kawy. Mała rzecz a cieszy. Następnego dnia „obwodnicą miasta” dotarliśmy do niezwykłego, miasta, które mnie zauroczyło, a mianowicie do Trynidadu. Brukowane uliczki, zielono-niebiesko-żółta zabudowa po prostu czarowała swoim urokiem. Na głównym placu starszy pan od niechcenia nucił „ Aquí se queda la clara la entrañable transparencia de tu querida presencia comandante CHE GUEVARA „ Było to chyba najładniesze wykonanie tego utworu jakie kiedykolwiek słyszałam. Wieczorem wróciliśmy do Trynidadu, by zobaczyć bawiących się kubańczyków i troszkę się też pobujać. Po tym bujaniu troszkę się ciężko wstawało następnego dnia, ale trzeba było jechać dalej tym razem w stronę Camaguey. Zanim tam jednak dotarlismy byliśmy w dolinie cukrowni, gdzie mogliśmy poczuć się jak baron cukrowy, ale też i niewolnik (w związku z tym za próżnowanie można było zarobić kilka małych batów ), mieliśmy również możliwość spróbowania soku z trzciny. Tam tez zobaczyliśmy pierwszy i ostatni na Kubie pociąg.... Do Camaguey dotarlismy późnym popołudniem … i okazało się, że miasto będziemy zwiedzać na rikszach. Niespodzianka okazała się bardzo trafiona , śmiechu i zabawy było co niemiara. Ponadto w jednym z kościołów był akurat biskup, więc otrzymaliśmy od Niego błogosławieństwo, a ksiądz – gospodarz kościoła był bardzo uradowany, że kościół odwiedziła grupa z Polski. Kolejnego dnia był Dzień Kobiet- pojechaliśmy do Holgiun, gdzie bardzo radośnie świętowano ten dzień. Były stragany, festyn, rozbawione dzieci i my :) Był jeszcze pomnik Jana Pawła II. No i jeszcze było muzeum , w którym właściwie nic nie było...to znaczy nic oprócz nas :) Hotel w Guardalavace był bardzo fajny, przyjechaliśmy na tyle wcześnie, że mogliśmy zażyć jeszcze kąpieli słonecznej. Leżąc na plaży podeszła do mnie nastolatka , przyłożyła mi telefon prawie do twarzy i zrobiła zdjęcie..... no cóż skoro my fotografowalismy kubańczyków (nie tak oficjalnie oczywiście) , to dlaczego oni nie mieliby fotografować nas:) zresztą u nich jeszcze youtube nie działa , więc się nie martwię:). Prawie cały następny dzień jechaliśmy, jak to pilotka okresliła „drogą której nie ma” na wschód Kuby do Baracoa. Przyroda stawała się jeszcze egzotyczniejsza, ludzie coraz bardziej przypominali z urody indian, widać było coraz większą biedę, a pisane hasła świadczyły o większej sympatii dla komunizmu. W samym Baracoa, to bujają się już wszyscy. Określenie „bujać się' przyjęło się w całej grupie dość szybko, pochodzi od fotela bujanego, które jest na wyposażeniu każdego kubańćzyka, a oznacza obijających się znudzonych mieszkańców. Tam rzeczywiście czas płynie jeszcze wolniej. Bieda rzuca się w oczy, ale warto dodać, że mimo to uśmiech nie schodzi z twarzy ludzi. Są bardzo serdeczni i życzliwi. W Baracoa zafundowano nam dodatkowo niezłą atrakcję, a mianowicie imprezkę w lokalnej tancbudzie. To dopiero było coś!! Wracając byliśmy tak rozbawieni, że na drodze tańczylismy i spiewaliśmy nasze polskie „Szła dzieweczka do laseczka”, „Hej Sokoły” itd., a Kubańczycy pytali gdzie można kupić naszą płytę:)) Tam też był czas na całodzienne plażowanie i to jakie plażowanie.:) woda w oceanie cudownie ciepła i kryształowa. Oprócz nas plażowały także kury, kozy i świńki:) Nadszedł w końcu czas na pożegnanie tej części wyspy i wyruszylismy w kierunku Santiago de Cuba przez Guantanamo. Jechalismy górami mijaliśmy ledwo stojące domy, ludzi którzy próbują wyżyć z tego co mają, a mają naprawdę niewiele . Kiedy przejechaliśmy na drugą stronę gór nagle krajobraz zmienił się w pustynny, mijaliśmy piękne kaktusy i byliśmy coraz bliżej Guantanamo. Chyba każdy z nas czuł się troche dziwnie w tym miejscu. Ze specjalnie przygotowanego punktu widokowego widzielismy rozległa zatokę. W Guantanamo nie mogliśmy też nie zauważyć wielkiego napisu „ Socialismo o muerte”. Późnym popołudniem dotarlismy do pięknego hotelu w Santiago de Cuba, które zwiedzaliśmy nastepnego dnia. Najpierw odwiedziliśmy Patronkę Kuby Matkę Boską Del Cobre. Piękne sanktuarium pełne modlących się pielgrzymów składających kwiaty, palących świece. Następnie Plac Rewolucji, cmentarz Santa Efigenia , koszary Moncada , katedrę oraz fortecę San Pedro de la Roca , z której roztaczał się przepiękny widok. Wieczorem czekał nas główny punkt programu dnia czyli.... lot z Santiago do Hawany. No troszkę stresu było, ale szczęśliwie dolecieliśmy do celu. Na tym zakończyła się część objazdowa wycieczki:( ( W Varadero było plażowanie, przejażdżka busem turystycznym, no i ostatnie zakupy , a warto zaznaczyć, że z Kuby można przywieźć pamiątki , które nie pochodzą z Chin:)) Kubańczycy sami robią autka i inne drobiazgi z puszek po napojach, czy biżuterię z nasion. My kupiłyśmy sobie torebki, które robią furorę wśród znajomych:) Minął już ponad miesiąc odkąd wróciłam z Kuby i nie ma dnia, abym za nią nie tęskniła. O tej podróży marzyłam wiele lat i cieszę się , że w końcu to marzenie się spełniło. Wszystkim, którzy zastanawiają się nad Kubą radzę, aby się pospieszyli, bo cywilizacja już zaczyna pukać do jej drzwi i być może jest to jeden z ostatnich momentów aby zobaczyć prawdziwą Kubę...
6.0/6
Bardzo ciekawa wycieczka, dobrze zorganizowana . W porównaniu do poprzedniego wyjazdu z roku 2007 widać większą biedę choć z drugiej strony zastaliśmy bardziej zadbane i błyszczące stare amerykańskie samochody. Temperatury i wilgotność bardzo przyzwoite. Czuliśmy się jak w Polsce latem. Komarów nie było czasem jakieś meszki trochę dokuczały. Tym razem nie było podziału na peso wewnętrzne i zewnętrzne. Była jedna waluta ale za euro można kupić pamiątki i alkohole. Spotkało nas coś co nigdy się nam nie przytrafiło, okradli nasze walizki . Kradną rumy oraz wody kolońskie. Kilka osób zgłosiło ten sam problem na lotnisku w Katowicach. Niestety mimo wykupionego dodatkowego ubezpieczenia, którym objęte są miedzy innymi szkody bagażu, nie dostaliśmy złamanego grosza ani od firmy Rainbow ani LOT. Otrzymaliśmy na lotnisku w Katowicach stosowne dokumenty dotyczące włamania i kradzieży. Liczyliśmy, na rekompensatę z RAINBOW TOURS choćby w postaci bonu. Z Polski można zabrać długopisy jakieś koszule, coś do ubrania nawet buty. Można w ten sposób pomóc kubańczykom. Warto skorzystać z wycieczek fakultatywnych. Wizyta w Klubie muzycznym oraz udział w Rewii de Parisien warte zobaczenia. Świetna muzyka na żywo a rewia to feeria barwnych strojów i znakomici artyści.
6.0/6
Wycieczka na prawdę super. Program zrealizowany w 100 %. Przepiękne widoki, wspaniali ludzie i ta karaibska atmosfera.... Obejrzeliśmy całą Kubę a różnicę miedzy różnymi regionami są bardzo duże. Jeśli miałbym jeszcze raz pojechać to tylko na tą wycieczkę. Wrażenia niezapomniane ....
6.0/6
Wycieczka wspaniała. Super Pilotka. Wspaniała grupa. Magiczna, dziwna i zaskakująca Kuba.