Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Zniewalający zapach przypraw, aromat cynamonu, kolendry i mięty… Feeria smaków i barw… Rzeka ludzi, która płynie we wszystkich kierunkach. Uliczni kuglarze, zaklinacze węży, połykacze ognia i treserzy zwierząt. Wszystko to tworzy niepowtarzalną i orientalną atmosferę. A ja stoję w samym środku tego zgiełku i gwaru – jestem na placu Dżamaa el-Fna w Marrakeszu, czerwonym mieście tysiąca zapachów… ale zacznę od początku. Pomysł był prosty – zwiedzić największe i najstarsze miasta Maroka, traktując jako bazę wypadową Agadir. Szybko się jednak okazało, że plan był niewykonalny bo odległości do Casablanki i Fezu ogromne. Przeloty, noclegi, te wszystkie rezerwacje – nie, to po prostu nie ma sensu. Szybkie przekartkowanie katalogu i jest wycieczka – Cesarskie Miasta. Pierwszy w życiu objazd, ale co tam. Decyzja podjęta, jedziemy! Zobaczymy nie tylko Casablankę i Fez, ale i wiele więcej. Jak się później okazało, to był bardzo dobry wybór. W Agadirze lądujemy wczesnym popołudniem. Już od wyjścia z samolotu uderza nas charakterystyczny zapach Afryki. Po krótkim transferze przez miasto, kwaterujemy się w Hotelu Omega. Pierwszy z hoteli i pierwsza ocena – dobry standard, czysto i schludnie, a do tego świetna kuchnia. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze, dlatego Rainbow Tours zbiera u nas plusy. Trochę czasu wolnego pozwala nam przejść się nad ocean i do centrum miasta. Wieczór kończymy w hotelowym barze, wystylizowanym na wzór berberyjskiego namiotu. Popijając marokański „Flag” oglądamy mecz Real Madryt – Atletico Madryt. Objazd zaczynamy następnego dnia. Rano ruszamy na wzgórze z kazbą. Wielki napis „Bóg, Ojczyzna, Król” już poprzedniego wieczoru zwrócił naszą uwagę. Z kazby rozciąga się niesamowity widok na całą okolicę – plaże, hotele i port. Jeszcze tylko kilka zdjęć z wielbłądem w tle i możemy ruszać dalej. Po drodze zwiedzamy kobiecą kooperatywę. Jest to spółdzielnia kobiet, gdzie berberyjki w tradycyjny sposób pozyskują „złoto Maroka”, czyli olej arganowy. Krótka degustacja, zakupy i już jesteśmy w drodze. Mijamy gaje arganowe, szkoda tylko, że na żadnym z drzew nie ma chociaż jednej kozy… Docieramy do Essaouiry, nadmorskiego miasteczka z twierdzą Sqala de la Ville. Rozciąga się z niej wspaniały widok na Atlantyk i plażę. Piękne, wąskie i kręte uliczki mediny skłaniają do spaceru. Człowiek chciałby się tu zgubić, pozostać w tej atmosferze luzu i niezwykłym klimacie. Mijając sklepiki z wyrobami z drewna tui i cedru, dochodzimy do uroczego portu i wybrzeża usianego wystającymi z oceanu skałami. Patrzymy na rozpryskujące się fale popijając sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy. W Polsce kosztuje majątek, tutaj jakieś 0,5€. Dzień kończymy w Safi, spacerem po dzielnicy garncarzy. To urokliwe miasteczko słynie z kolorowej ceramiki. Nocleg mamy w Hotelu Golden Tulip Farah, wprawdzie trochę z dala od centrum, ale w dobrym standardzie. Następnego poranka nasza pilotka ma dla nas niespodziankę - zatrzymamy się nad oceanem, tak poza programem. Nie zważając na protesty sąsiedniego autokaru, pakujemy się do naszego autobusu. Całe szczęście, że nasza grupa jest zgodna - oczywiście, że jedziemy, oczywiście, że chcemy! Zatrzymujemy się w małej wiosce Oualidia. Wysiadamy nad samą laguną. Widok zapiera dech w piersiach. Intensywny błękit nieba. Lazur oceanu. Biały piasek. Fale rozbijające się o skały. Ciemna zieleń rybackich łodzi... Wszystko to tworzy bajeczny obrazek. Poławiacze krabów i ostryg zachwalają swój świeży towar – „Nie? To może chociaż zdjęcie?” Ruszamy dalej do Al Dżadidy. Zwiedzamy Cysternę Portugalską i Fortecę Mazagan. Spacerujemy po murach obronnych i spoglądamy to na miasto, to na port z małymi łódeczkami. Jeszcze tylko czas wolny w medynie i jedziemy do upragnionej Casablanki. Casablanca - miasto symbol, dzięki hollywoodzkiej produkcji z Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergman. Miasto kontrastów, w którym europejska cywilizacja i arabskie zabytki łączą się w harmonijną całość. Miasto wita pokaźnymi bilbordami z reklamami najlepszych europejskich marek. Szerokie, wielopasmowe, zakorkowane ulice i nowoczesne samochody. Banki, siedziby międzynarodowych firm, ekskluzywne hotele, kluby i restauracje. Wysiadamy przy nadmorskim bulwarze wysadzanym palmami. Mijamy jeden prywatny klub za drugim, pieniądze i zasobność mieszkańców tej ekskluzywnej dzielnicy widać na każdym kroku. Tym samym bulwarem można dojść do Meczetu Hassana II, symbolu miasta szczycącego się najwyższym minaretem na świecie. Budowla jest imponująca i robi olbrzymie wrażenie. Już samą atrakcją jest obejście świątyni na zewnątrz. Wzrok przyciągają wspaniałe fontanny, bogate zdobienia i liczne drzwi z brązu okolone marmurowymi portalami. Na otaczających dziedzińcach i placach tysiące wiernych. Robimy postój na placu Mohameda V na obowiązkowe zdjęcia ze sprzedawcami wody i jedziemy do Hotelu Anfa Port. Z hotelowego tarasu widokowego rozpościera się wieczorna panorama miasta. Udaje nam się jeszcze wyskoczyć po kilka pamiątek do mediny. Sprzedawcy są tu nienachalni i uprzejmi. Następnego dnia jedziemy do stolicy Maroka – Rabatu. Zwiedzanie rozpoczynamy od Pałacu Królewskiego, a w zasadzie podziwiać możemy tylko imponującą bramę Bab ar-Rouah. Dalszego wstępu bronią uzbrojeni żołnierze. Szella to nekropolia dynastii Merynidów. Są tu również ruiny rzymskiego miasta Sala Colonea, pozostałości szkoły koranicznej i magiczny marabut. Wszystko to tonie wśród zieleni i bocianów. Wieża Hassana to symbol miasta, widoczna jest z każdego miejsca Rabatu. Budowę meczetu przerwano z powodu śmierci władcy. Pozostał niedokończony minaret i las kolumn. Pomimo tego, że budowli nie ukończono, wygląda imponująco. Tylko wyobraźnia pozwala ujrzeć dzieło w pełnej krasie. Na drugim końcu placu wybudowano Mauzoleum Mohameda V. Biel marmuru odcina się tu od błękitu nieba. Ostatni przystanek w stolicy Maroka to Kasba Oudaja. Za niepozorną bramą kryje się spokojna, artystyczna dzielnica z drogimi, tradycyjnymi domami. Spacerujemy krętymi, biało-błękitnymi uliczkami... Jest tu zadziwiająco cicho i pusto, a przede wszystkim pięknie. Warto się tu zgubić. W lokalnej kawiarni wypijamy marokańską kawę "Nous Nous" i zjadamy ciastko z marcepanem. Posileni ruszamy do Meknes, miasta pięknych bram. Znajdujące się tu Bab el-Khemis i Bab el-Mansour są najwspanialsze w całym Maroku. W pobliskiej zabytkowej medinie robimy zakupy. Zwiedzamy legendarne spichlerze i stajnie, a w zasadzie ich ruiny. Na koniec wchodzimy do mauzoleum Mulaya Ismaila. Po przekroczeniu pięknej rzeźbionej bramy, ukazuje się dziedziniec wyłożony mozaiką z fontanną na środku, drewniany strop i marmurowe kolumny. Grobowiec sułtana dostępny jest również dla wyznawców innych religii niż islam. Dzień kończymy w Volubilis. Późnym popołudniem ruiny tego rzymskiego miasta toną w czerwonej poświacie zachodzącego słońca. Nadaje im to pewnego mistycznego czaru. Spacer pośród ruin i mozaik skłania do zadumy. Na nocleg udajemy się do Fezu, do Hotelu Tghat. Pomimo, że Fez jest najstarszym z cesarskich miast, hotel wygląda wyjątkowo europejsko i komfortowo. Poranek przywitał nas deszczem, nie przeszkodzi nam to jednak w zwiedzaniu tego intrygującego miasta. Rozpoczynamy od Dar al-Makhzen, czyli pałacu królewskiego. Niestety do środka wejść nie można, a szkoda bo już sama olbrzymia, bogato zdobiona brama wygląda imponująco. Spacerem ruszamy do żydowskiej dzielnicy Mellah, wstępujemy do synagogi Aben Danan. Następnie wjeżdżamy na wzgórze, gdzie znajdują się Grobowce Merynidów. Przed nami rozpościera się zachwycająca panorama miasta. Robimy kilka zdjęć i udajemy się do Fes el-Bali, czyli najstarszej części miasta. Fezka medina to istny labirynt ponad 9000 krętych i wąskich uliczek. Nasz marokański przewodnik ostrzega, że po okrzyku „uwaga” musimy natychmiast zrobić miejsce dla przejeżdżającego obok motoroweru, muła lub osła. Szybki test i idziemy, miejmy nadzieję, że nie zostaniemy stratowani. W medinie kupić można wszystko: owoce i warzywa, ryby, mięso, przyprawy, ubrania, skóry, dywany, meble... Swoje kramy i liczne warsztaty mają rzemieślnicy. Już z daleka słychać pracę kowali, stolarzy i szewców. Zaraz obok tkalnia i sklep z dywanami. Barwny tłum ludzi krąży między straganami. Po drodze mijamy meczety i medresy. Z zewnątrz podziwiamy najstarszy i najwspanialszy meczet świata muzułmańskiego – El Karawijjin oraz mauzoleum założyciela miasta Mulaj Idrisa II, przechodzimy obok fontanny Nejjarine. Zmierzamy prosto do garbarni skór. Przy wejściu mężczyzna wręcza każdemu gałązkę świeżej mięty. Dopiero po chwili, gdy dociera do nas nieprzyjemny i ostry zapach, wiemy co z ową gałązką miętową zrobić. Z tarasu widokowego oglądamy cały proces garbowania i farbowania skór w olbrzymich kadziach. W sklepie natomiast zachwycamy się gotowymi już wyrobami – babusze, torebki, kurtki, paski… nie zapomnijmy tylko o targowaniu. Z mediny wychodzimy bramą Bab el-Jeloud, najbardziej reprezentacyjną z bram. Przez miejscowych zwana jest Blue Gate. Popołudniu mamy czas by pospacerować po Ville Nouvelle, czyli tzw. nowym Fezie. Idziemy szerokim bulwarem wysadzanym palmami. Mijamy fontanny, kawiarnie i restauracje. Ta europejska dzielnica kontrastuje z widzianym chwilę wcześniej światem arabskim. Kolejny dzień prawie w całości mija nam na podróży przez malownicze góry Atlasu Średniego. Trudy podróży rekompensują rewelacyjne widoki. Postój robimy w górskim kurorcie Ifrane. Nie bez przyczyny zwany jest marokańską Szwajcarią, miasteczko wygląda jakby żywcem było przeniesione z Alp. Na posiłek zatrzymujemy się w niewielkiej wiosce, gdzie posilamy się tradycyjnym tajine. Do Marrakeszu dojeżdżamy dopiero pod wieczór. Kwaterujemy się w Hotelu Oudaya. To chyba najbardziej marokański z naszych hoteli. Wśród jego licznych korytarzy i dziedzińców można się zgubić niczym w medinie. Wieczorem ruszamy na plac Dżamaa el-Fna. Wprawdzie czasu mamy niewiele, ale to wystarczy by poczuć atmosferę tego miejsca. Ogromny plac ożywa właśnie po zmroku. Rozstawiają się garkuchnie, zbierają się turyści, rozpoczynają się występy ulicznych grajków. Dżamaa el-Fna to najbardziej barwny i gwarny punkt miasta. Góruje nad nim 70-metrowy minaret meczetu Koutoubija, zarazem najważniejszy zabytek miasta. Pośród tłumu turystów spacerują mieszkańcy, możemy tu spotkać Marokanki w spódniczkach mini, jak również kobiety zasłonięte od stóp do głów. Dżamaa el-Fna to równocześnie przedsionek ogromnej mediny. Tutejsi sprzedawcy opanowali sztukę handlu do perfekcji. Zaopatrzeni w kilka zupełnie niepotrzebnych przedmiotów orientujemy się, że to już czas zbiórki. Kolejny dzień rozpoczynamy od zwiedzania. Najpierw meczet i minaret Koutoubija, który uchodzi za jeden z najpiękniejszych w Afryce Północnej. Następnie Grobowce Saadytów, które są jednym z najsłynniejszych przykładów sztuki arabskiej. W skład nekropolii wchodzą dwa mauzolea, dziedziniec i ogrody. Dzielnicą żydowską przechodzimy do Pałacu Bahia. Wnętrza pałacu zdobione są z przepychem koronkową ornamentyką i mozaikami. Wspaniałe drewniane sufity, piękna ceramika, liczne krużganki i patia. Medresa Ali Ben Jusufa to istne arcydzieło ornamentyki. Centralnym miejscem jest dziedziniec z sadzawką, a na piętrze ukryte są skromne pokoiki uczniów szkoły koranicznej. Krótka wizyta w zielarni berberyjskiej i krętymi uliczkami mediny przechodzimy na plac Dżamaa el-Fna. W ciągu dnia jest wyludniony i brak mu wieczornej magii. Podążamy do Agadiru podziwiając urzekające krajobrazy z górami Atlasu Wysokiego w tle. Wracamy do Hotelu Omega, po to by następnego dnia rozpocząć tygodniowy wypoczynek… ale to już inna opowieść.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Bardzo ciekawa wycieczka. Każde miasto ma swój niepowtarzalny klimat. Wspaniała pilotka wycieczki pani Sylwia Dąbrowska, która posiada ogromną wiedzę na temat Maroka i bardzo chętnie dzieli się nią z uczestnikami wycieczki. Znajomość faktów historycznych pani Sylwii jest zaskakująca. Pełny profesjonalizm pod każdym względem. Wycieczka godna polecenia.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Najlepsza przewodniczka z Rainbow. Pani Marta. Robi to z pasją i ma do tego dar. Cesarskie Miasta wbrew nazwie powinny mieć nazwę imperialne miasta, nie mniej jednak program wycieczki bardzo fajny. Gorąco polecam
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Moja przygoda z tą właśnie wycieczką zaczęła się od zmiany- bo pierwszą propozycją była,, Błękitna północ ,, na którą nie było chętnych i tak trafiłem z rodziną na ten program . Maroko -fajnie ,pozytywnie mnie zaskoczyło ,przemili ludzie ,smakołyki i lokalne potrawy bardzo dobre ,pogoda idealna a nawet mogło być bardziej słonecznie ( chwilę padał deszcz ).Program bardzo ciekawy ,intensywność zwiedzania dobra , autokar bardzo dobry ,kierowca prowadził autobus bardzo bezpiecznie .Pani przewodniczka -Nina - skarbnica wiedzy ,pomocna jak ktoś potrzebował pomocy . Hotele takie sobie no ale to normalne na objazdowych wycieczkach no i jedzenie w hotelach też nie do końca smaczne , ale każdy coś znalazł dla siebie. Ogólnie polecam ten program chociaż uważam że i tak Błękitna północ jest fajniejsza i chętnie ją zobaczę.