5.3/6 (1854 opinie)
6.0/6
Wyprawa do Maroka była mojego męża i moją podróżą poślubną - a zarazem pierwszym naszym wyjazdem zagranicznym, nie bez powodu wiazalismy wiec z wycieczką duże nadzieje - i nie zawiedlismy się! Zachwycił nas kraj - barwny, różnorodny, wręcz oszałamiający, idealnie trafiliśmy również z pogodą - wyjazd w końcówce marca gwarantował ciepłą, nie upalną aurę, i niezwykle świeżą zieleń mijanych drzew w zagajnikach i gajach oliwnych, i łąk. Program wycieczki pozwolił nam poznać kraj od najlepszej strony - od nadmorskiego kurortu w Agadirze, poprzez barwny, inspirujacy Marrakesz, z tętniacym życiem głównym placem, Fez z wielowiekowymi tradycjami, rzymskie Volubilis, nowoczesny Rabat, kosmopolityczną Casablancę i artystyczną Essouirę. Niewątpliwą, wielką zaletą wycieczki była osoba pilotki, pani Małgorzaty Kraski - jej komentarze, zarówno podczas zwiedzania jak i przejazdów autobusem, pozwoliły nam zgromadzic mnóstwo informacji i ciekawostek o Maroku - również tych mniej 'oficjalnych', jak na przykład o slubach i obyczajach rodzinnych. Reasumując, uważamy że trafiliśmy wręcz perfekcyjnie - program wycieczki byl wręcz fascynujący, hotele - czyste, schludne i oferujące smaczne wyżywienie, łączące kuchnię francuską z marokańską - jest słodko! ;) polecamy! Marta i Tomek
6.0/6
Program ,,Cesarskie miasta'' spełnił moje oczekiwania. Pogoda dopisała , pani pilot Nina rewelacyjna, transport dobry i sprawny, hotele bez zastrzeżeń, wyżywienie wystarczające. Na trasie jest czas wolny na lunch, zakup pamiątek itp. Polecam każdemu ten program , kto po raz pierwszy wybiera się do Maroka. Już marzę o programie ,,Magiczne południe''.
6.0/6
O Maroko marzyłam od kilku lat. Znajomi wracający z tego kraju opowiadali, przywozili pamiątki i gotowali w tajinie pyszne potrawy. Jakiś czas temu zwiedziłam Andaluzję, w której wpływy arabskie są bardzo widoczne. A ja tak bardzo lubię ten nienachalny orient. Program wycieczki "Cesarskie miasta" zorganizowany jest tak, aby zobaczyć jak najwięcej. Ale jest to też program dla każdego, nawet dla mniej doświadczonych piechurów. Ja należę do długodystansowców, więc kilkanaście tysięcy kroków dziennie było w sam raz. Opisując poszczególne etapy postaram się wpisać ilość przebytych kilometrów i wydeptanych kroków. Mierzyłam je na iWatchu, więc należy brać poprawkę na te dane. Podróż rozpoczęła się na lotnisku w Warszawie. Lecieliśmy z EnterAir prawie 5h na lotnisko w Agadirze. Po przylocie na lotnisku i odebraniu bagaży, zaraz przy wyjściu czekały na nas pilotki i rezydentki. W jednym samolocie bowiem przylatywały osoby na różne objazdy oraz pobyty. Panie bardzo sprawnie zorganizowały nam przejście do autokarów. Jadąc do hotelu docelowego, pilotka pomyślała o tym, aby zahaczyć o kantor i wymienić walutę po dobrym kursie. Ważne, aby zachować paragon z tej transakcji, bo gdybyśmy nie wydali wszystkiego, to na tej podstawie wymienimy dirhamy na euro na lotnisku przed wylotem. Do hotelu Omega w Agadirze dotarliśmy ok 12 w południe i znowu bardzo sprawnie zostaliśmy przydzieleni do pokoi. Tego dnia mieliśmy czas wolny. Jako, że z hotelu było bliziutko nad ocean, należało to wykorzystać. Przejście promenadą do centrum to prawie 5km w jedną stronę. Ale to bardzo przyjemny spacer, który można zakończyć w pobliskiej knajpce zamawiając coś do jedzenia i picia. W Agadirze raczej nie ma problemu z alkoholem w barach i restauracjach, ale jeśli idziemy na piwo to warto zapytać czy jest w sprzedaży. W Maroko mamy prohibicje i alkohol nie jest szeroko dostępny. Dodam, że jeśli chodzi o sklepy to są w niektórych lokalnych sklepach i na pewno w każdym Carrefourze. Kolacja w hotelu była raczej kontynentalna z elementami marokańskimi. Tak samo śniadanie kolejnego dnia: ser, mortadela, dżem, miód, warzywa. Polecam herbatę marokańską, czyli zielona z miętą. Marokańczycy używają bardzo dużo cukru, ale w niektórych hotelach stoją dwa imbryki: sugar/no sugar. Po śniadaniu przejechaliśmy autokarem do Marakeszu. To był pierwszy punkt zwiedzania. Rozpoczęliśmy od krótkiego postoju przed meczetem Kutubija. Zrobiliśmy kilka zdjęć i wróciliśmy do autokaru. Następnie przejechaliśmy do Palace Bahia, gdzie poznaliśmy historie tego pięknego pałacu. Następnie przejechaliśmy do Le Jardin Secret. To piękny ogród, gdzie rosną owocowe drzewa oraz zioła. Pachnie przepięknie cytrusami, daktylami i rozmarynem. Rainbow tak ułożył nasz pobyt w Marakeszu, że wyjątkowo mieliśmy zapewniony lancz w hotelu, żeby po nim wyjśc na zwiedzanie i spędzenie wieczoru na Dżemaa el-Fna. To świetny pomysł, bo właśnie wieczorem Marakesz jest najpiękniejszy. Po wizycie w ogrodach zwiedziliśmy medinę oraz kameralną berberyjską zielarnię. Można tam kupić kremy, przyprawy i oleje arganowe. To sprawdzone miejsce, a właściciel mówi po polsku. Po zmierzchu dostajemy czas wolny i możemy poszwendać się po placu w podgrupach. Ja zaczynam od skosztowania gotowanych ślimaków. Mi smakowało i zjadłam największą porcję, ale nie wszyscy byli takimi entuzjastami. Ślimaki można zamówić w 3 różnych porcjach. Największa kosztuje 20 dirhamów (2 euro). Pilotka wskazała nam kawiarnie pod którą mieliśmy spotkać się później. Ta restauracja ma taras, z którego rozpościera się przepiękny widok na cały plac. To trzeba zobaczyć! Na placu sprzedawcy są dość natarczywi. Tańczą i śpiewają, żeby zaprosić Cię do siebie. Niektórym się udało i mieliśmy okazje zjeść pyszne szaszłyki z marokańskim chlebem. Marakesz pożegnał nas smakiem i zapachem Maroka. Kolejny dzień to Rabat. To bardzo dostojne miasto. Tu mieszczą się urzędy oraz pałac króla. Mieliśmy okazję zwiedzić własnie pałac króla (tylko z zewnątrz), Chellah, Mauzoleum oraz śliczną część miasta, czyli Oudayas Kasbah. W Rabacie nie zostaliśmy na noc. Przejechaliśmy do Fezu. W tym mieście zostaliśmy na 2 noce. Rano zaczęliśmy zwiedzanie miasta. I tutaj też na początek pałac króla. Dodatkowo tuż obok ulice były pozamykane z powodu wizyty ekipy filmowej. Trafiliśmy na zdjęcia do nowego filmu o przygodach Indiany Jonesa. Potem przejechaliśmy na wzgórze z którego podziwialiśmy cały Fez. Następnie zjechaliśmy do manufaktury ceramiki, z której słynie Fez. Tam kolejne zakupy i pokaz kunsztu pracowników manufaktury. A na koniec medina. A tam? Wizyta w manufakturze tkackiej, garbarni skór i szkole koranicznej. Garbarnia skór to specyficzne miejsce. Dla wrażliwych węchowo rozdawane są pęczki mięty do wąchania, bo w całym budynku czuć garbowaną w odchodach gołębich skóry. Po zwiedzaniu przejazd do hotelu i kolacja. Po śniadaniu w Fezie przejazd do Volubilis i Meknes. To pierwsze miasteczko to ruiny rzymskiego miasteczka. Bardzo dobrze zachowane, a dodatkowo cały czas prowadzone są tam prace archeologiczne. Można przypuszczać, że każda z kolejnych wycieczek zobaczy kolejne odkryte fragmenty miasta. Po Volubilis przejechaliśmy do Meknes gdzie zwiedziliśmy spichlerz i stajnie dla 12k koni. Wieczorem przyjechaliśmy do Casablanki na kolację i nocleg. W Casablance są dwa obowiązkowe punkty zwiedzania: plac Mohammada V oraz Meczet Króla Hassana. To fantastyczna budowla wchodząca do oceanu. Wizytę kończymy kawą na Cornishu. Teraz przejazd do El Jadidy. Tam wizyta na murach obronnych z czasów portugalskich oraz lancz w jednej z restauracji, które specjalizują się w owocach morza. Na koniec dnia przejazd do Essaouiry. To ostatnie miejsce na trasie naszej wycieczki. A jest to bardzo piękne miasteczko portowe. Niebieskie kutry nad brzegiem oceanu są na wielu widokówkach z Maroka. Zwiedzamy medinę i odwiedzamy berberyjską manufakturę jubilerską. Tutaj zakupy i czas wolny. Idziemy do mediny coś zjeść i wracamy do Agadiru. Trzeba się mądrze przepakować, żeby nie przekroczyć 23kg bagażu w drodze powrotnej. Ostatniego dnia mamy czas wolny i korzystamy z tradycyjnego Hammamu. To uczta dla ciała. Nie żegnam Cię Maroko, ja mówię do zobaczenia wkrótce!
6.0/6
Wycieczka cudownie pachnąca kwiatami pomarańczy, szaleństwo kolorów, i smaków. Wszechobecna orientalna egzotyka. Czyste hotele, przemiła pani przewodniczka, piękno oceanu. Rewelacja!