Zastanawiasz się, czy ta wycieczka to dobry wybór? Wpisz pytanie, a dostaniesz podsumowanie wszystkich opinii naszych gości.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Chiny -w krainie złotego smoka. Wycieczka posiada wiele komentarzy,Postaram się nie powielać pozytywnych opinii ( co będzie trudne) i opiszę swoje wrażenia z podróży. Pierwsze co musieliśmy załatwić to wymiana paszportów w związku z brakiem wolnych 6 kolejnych stron. Czekała nas długa podróż. Zdecydowaliśmy się więc na przyjazd dzień wcześniej do Warszawy unikając niespodziewanych korków na autostradzie(500km). Wybraliśmy opcję z międzylądowaniem w Dubaju gdyż lot bezpośredni do Pekinu jest ok. ale z powrotem czekała by nas podróż pociągiem z Szanghaju do Pekinu.W sumie w podróży jesteśmy tyle samo i do kraju przylatujemy mniej więcej o tej samej porze. Przy okazji spędziliśmy na zwiedzaniu jeszcze jeden dzień w Szanghaju. Po za tym zawsze można rozprostować kości pochodząc po lotnisku w Dubaju. Ponadto lecimy liniami Emirates największym samolotem latającym z Polski (Boeing 777) a póżniej największym samolotem pasażerskim świata (Airbus A380). W ofercie lini kilkanaście filmów po polsku, dobre jedzenie i gratisowe markowe alkohole pozwalające znieść uciążliwość podróży:).Wybór okazał się dobry gdyż samolot w Szanghaju miał problemy techniczne z zamknięciem luku bagażowego i mogliśmy obejrzeć finał MŚ Francja –Chorwacja na telefonie chińczyka. W powietrzu było by to niemożliwe. Później błyskawiczny transfer przez lotnisko w Dubaju i czuliśmy się tak jakbyśmy lecieli lotem bezpośrednim. Przylot punktualnie mimo 2.5 godzinnego poślizgu. Po przylocie do Pekinu odprawa z pobieraniem odcisków palców i wypełnianie deklaracji. Warto mieć swój długopis w bagażu podręcznym. Opera Pekińska. Nastawieni przez poprzedników, że obejrzymy straszne nudy po przedstawieniu byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Pilot objaśnił jak należy ją odbierać i dlaczego jest niepowtarzalna . Opis tego co się dzieje wyświetlany po angielsku po bokach sceny. Akcja początkowo dość trudna do zrozumienia tym bardziej, że dźwięki dochodzące ze sceny drażnią układ nerwowy zmęczonych podróżnych.Z biegiem czasu akcja się rozwija, zakończenie jest dynamiczne i wychodzimy zadowoleni. Doceniliśmy kunszt aktora odgrywającego rolę kobiecą. Później, w którymś hotelu obejrzałem sobie jeszcze jeden akt opery w telewizji. Drugi dzień. Zwiedzanie wg programu. Pałac letni. Pierwsze selfi z młodymi Chinkami. Przez chwilę czuję się jak gwiazda filmowa. Zaczynam rozumieć celebrytów. Wzbudzamy niesamowite zaciekawienie. Fabryka pereł. Ciekawe tym bardziej, że Chinka przedstawiająca mówiła nieźle po polsku. Później panie udały się na zakupy kremów z pereł, my zajęliśmy się poszukiwaniem najdroższej perły a przy okazji poczęstowano nas lokalnym alkoholem. Hmm. Pierwszy szok. Nie da się tego pić. Wątek rozwinę póżniej. Wielki Mur. Pogoda barowa. Jeszcze nie pada ale słaba widoczność. Wchodzimy. Mam wrażenie, że dla chińczyków wejście na mur jest obowiązkowe jak pielgrzymka do Mekki. Wdrapują się po stromych schodach dwuletnie urokliwe maluchy. Starzy i młodzi. Obieramy sobie cel – max. czwarta wartownia.Mijamy dużą toaletę, kończą się schody jest płasko. W czwórkę dochodzimy do szóstej. Widoczność spada do kilku metrów i zaczyna padać. Zadowoleni bo mamy zdjęcia muru we mgle. Schodzimy. Peleryny są ok. ale jest w nich niesamowicie gorąco. Na dole pijemy kawę z automatu. Kierowca włącza ogrzewanie i za chwilę ubrania są suche. Obiekty olimpijskie i place wokół robią wrażenie. Taki chiński rozmach do którego powoli się przyzwyczajamy. Świątynia Niebios. Zmiana diety diety spowodowała, że mój organizm zdecydowanie zażądał skorzystania z toalety. Tu nie zastosowałem się do dobrych rad i będąc w kabinie okazało się, że nie ma papieru. Papier pobrałem przy wejściu, szybki powrót, a tu kolejka do kabiny. Masakra. Bądźcie przygotowani. Plac Tian anmen. Robi się gorąco. Niekończąca się kolejka chińczyków, prawie biegiem, ”poganiana” przez panów z megafonami do mauzoleum Mao Zedonga. Wszechobecne samochody policyjne z kamerami. Robimy grupowe zdjęcie. Chińczykom nie jest to dane. Grupa powyżej pięciu to już zagrożenia dla porządku publicznego. Przejście do Zakazanego Miasta. Czujemy co to znaczy tłum. Wg. pilota to takie normalne ilości turystów. Prawdziwe oblężenie zaczyna się gdy Chińczycy mają wolne i udają się na zwiedzanie. Przyznaję, że Zakazane Miasto robi wrażenie, szczególnie jeżeli wcześnie obejrzało się filmy „Ostatni cesarz” i „Cesarzowa”. Hutongi. Wcześniej indywidualny lunch. Zjedliśmy ziemniaczane wieże, pieczone kałamarnice na patyku i truskawki w karmelu. Całość popita sokiem z kokosa. Koledzy w lokalnej knajpce nieco przepłacili za piwo ok. 40zł !!! za butelkę. Ale pić się chciało bo przyprawy ostre. Mieszkanie w hutongu nie robi na nas takiego wrażenia jak np. na amerykanach. Przypomina styl naszych mieszkań z epoki: „późny Gierek”. Zaskoczeniem może być to że w odległych czasach taki dom zamieszkiwała jedna rodzina dzisiaj dziesięć. Herbaciarnia. Degustacja, różne smaki i zakupy. Cena czarnej herbaty w opakowaniu wielkości małego talerza powala(0.5kg) 38200juanów czyli ok. 20 tys. zł. Do tego czajniczek za 30tys. zł. Za stówkę oferowano 150g opakowania. Nocny pociąg.Olbrzymi dworzec z przestrzennymi poczekalniami. Bez lokalnego przewodnika poruszanie się po dworcu i trafienie do odpowiedniej poczekalni dla europejczyka nie do ogarnięcia. Napisy, komunikaty tylko po chińsku. Pewną wskazówką będą cyfry arabskie ale i tak nasza przewodniczka przystawała i zastanawiała się czy dobrze idziemy. Pilot jeszcze w autobusie mniej więcej nas podzielił i przy niewielkich roszadach rozmieściliśmy się w przedziałach. Bagaż główny jechał z nami więc nie było problemów z przebraniem się. „Odkrywam” kapcie jednorazowe. Jakoś nigdy nie korzystałem z nich w hotelach bo zawsze miałem swoje klapki. W pociągu nie ma pryszniców, umywalki i toalety w standardzie naszego PKP więc do przeżycia.Tu przydadzą się własne ręczniki i nawilżane chusteczki. Palący mogą palić na końcu wagonu są popielniczki nie muszą blokować WC. Zapalniczki palaczki przemycały w biustonoszach. Mimo, że zapałki są dozwolone przy kontroli bezpieczeństwa nie będąc pewną czy można kontrolerka pozbawiła mnie ognia. Nie warto zamawiać kawy u pani w pociągu. Lepiej zaparzyć swoją z dostępnego wrzątku. Gniazdko 230V jest w przedziale. Warto mieć przedłużacz kilkoma gniazdami. Ułatwia to jednoczesne ładowanie baterii aparatów, telefonów laptopów itp. Przejazd jest okazją do integracji grupy. Niewielka 27 osobowa grupa lepiej się poznała. Uwaga. Sklep z europejskim alkoholem dopiero za 4 dni! I tak bezboleśnie w pozycji horyzontalnej przebyliśmy 1100km. Xian. Dawna stolica Chin. Początek Jedwabnego Szlaku. Pogoda barowa. Dziewczyny kupują plastikowe worki z podeszwą zastępujące kalosze. Niezły patent. Pelerynki chronią ale jest w nich niezwykle gorąco. Chyba lepiej sprawdzają się parasole. Pagoda dzikiej gęsi zgodnie z programem i wykład pilota z podstaw buddyzmu i życia Buddy. Poznajemy mistrza kaligrafii. Wybrańcy obdarowani kaligrafią z napisem Polska po chińsku. Przechodzimy ulicą pełną kramów dzielnicy muzułmańskiej , jedzenie przygotowywane bezpośrednio przed spożyciem, pamiątki itp. Wieczorem uczta pierogowa. Pierogi w formowane w kształt nadzienia. Później barwne, roztańczone przedstawienie Dynastia Tang. Wieczorem indywidualne zwiedzanie Xian. Wspaniale oświetlone zabytki i trafiamy ponownie do dzielnicy muzułmańskiej. Mocne oświetlenie, nie pada, mamy wrażenie , że trafiliśmy w zupełnie nowe miejsce. Próbujemy kulek zanurzonych chyba w ciekłym azocie. Konsumując z ust wydobywają się kłęby pary.Polecam wybranie się na wieczorny spacer. Armia terakotowa. Największe odkrycie archeologiczne XX wieku. Samo w sobie robi wrażenie. Zabezpieczone z rozmachem. Tłumy zwiedzających. Ponad 3200 terakotowych żołnierzy. Niepowtarzalne warte zobaczenia. W drodze do Luoyang w sklepie przy stacji benzynowej kupujemy na spróbowanie przekąski w cenie 1-2 zł.Np. kiełbaski o różną mocą przypraw. W Chinach jest dość luźne podejście do stosowania różnych dodatków typu E….. więc tak naprawdę nie wiadomo co jemy. Ciekawe, że po Chinach jeżdżą samochody o całkowicie nieznanych przez nas marek ale większość wygląda znajomo. Chińczycy mają ok. 50 swoich marek. W osobowych możemy spotkać wiele VW, BMW i innych marek europejskich za to w ciężarówkach i autobusach tylko marki rodzime. Dużo aut elektrycznych. Szczególnie rzuca się w oczy Tesla. Skutery tylko elektryczne. Jest ich dużo. Największym problemem jest to , że są bezgłośne. Często gęsto wchodziliśmy pod koła sunącym cicho jednośladom szczególnie wieczorem gdy dla oszczędności akumulatorów nie włączają świateł. Luoyang. Śniadanie na 25 piętrze.Miasto z latarniami w kształcie piwonii. Kosztujemy herbatę i jadalne kwiaty piwonii. Okazja na zakup drobnych prezentów piwoniowych Groty Longmen, dojazd melexami. 100 tys. wizerunków Buddy. Klasztor Shaolin. Bruce Lee nigdy nie był w klasztorze. Ba, nigdy nie był nawet w Chinach. Szok.Wrażenie robią otwory po palcach w drzewie gdzie mnisi ćwiczyli ciosy. To samo w posadzce gdzie trenowali. Pokaz adeptów sztuk walki szczególnie tych najmłodszych, którzy osiągnęli bardzo wysoki poziom umiejętności. Ilość ćwiczących w okolicznych szkołach walki również jest zdumiewająca. Wieczorem zakupy zupek chińskich do skonsumowania w szybkim pociągu. Rano ruszamy w podróż szybką koleją CRH. Pociąg jedzie po estakadach specjalnie wybudowanych na jego potrzeby. 302 km/h nie trzęsie jest bardzo komfortowo. Zupki nie lepsze od naszych z Radomia tylko w większych opakowaniach z widelcem w zestawie. No i można prawie wszędzie zalać wrzątkiem. Na końcowej stacji pociąg nie nawraca. Obracają fotele w przeciwnym kierunku i pociąg rusza w drogę powrotną. Rejs po Wielkim Kanale w Suzhou. Spacer uliczkami wzdłuż kanału okazja do zakupu pamiątek. Przejazd do hotelu i dla wielu oczekiwana atrakcja dnia supermarket Carrefour. W końcu europejski alkohol. Chiński alkohol zupełnie nie przypadł nam do gustu. Cała grupa była podobnego zdania gdyż nie nadaje się do picia. No chyba że jest ktoś bardzo zdesperowany lub hotel oddalony od Carrefoura (wersja deLux). Wysoko procentowy 54% i wyżej najbardziej przypomina nasz bimber ale z jakimś trudnym do określenia posmakiem.Próbowaliśmy niżej procentowe to samo a najgorsza była wódka ”perfumowana”. To było dla nas największe zaskoczenie. Wietnamczycy wytwarzają bardzo przyzwoitą wódkę i jeszcze w cenie 12zł za butelkę. Piwo nie powala ale schłodzone do obiadu ok. Papierosów nie próbowałem ale ceny od 11 do 70 juanów. Palacze z naszej grupy palili przywiezione z kraju. Ogród Mistrza Sieci – tu przewodnik stanął na wysokości zadania gdyż początkowo nie za specjalnie rozumiałem co jest w tym obiekcie takiego niepowtarzalnego, że jest ewenementem w skali światowej. Brawo dla pilota. Fabryka jedwabiu. Ciekawe jak wyłapać pierwszą nić z kokonu, co zrobić gdy w kokonie są dwa jedwabniki i nić jest splątana. Jak rozróżnić naturalny jedwab od sztucznego. Szoping. Dziewczyny miały chwilę na szaleństwo zakupowe. Przejazd do Szanghaju. Pogoda piękna. Wieżowce, infrastruktura wielkiego miasta. Mam wrażenie, że wszystko jest tu bardzo dobrze zaplanowane. Mnóstwo zadbanej zieleni, szerokie ulice i chodniki. Na pewno nie ma to nic wspólnego z chińska tandetą. Aura wynagradza nam początkowe mokre dni. Wjeżdżamy najszybszą windą świata (prawie 74km/h) na Szanghaj Tower. Drzwi na 118 piętrze otwierają się prawie natychmiast i podziwiamy widok miedzy innymi „otwieracza butelek”. Jest co oglądać z wysokości 552 metra. Wieczorem następna obligatoryjna atrakcja. Przejrzystość powietrza idealna. Płyniemy obejrzeć Szanghaj nocą.Nie widziałem osoby, która nie robiłaby zdjęć. Jest pięknie. Nadbrzeża zapełnione po brzegi. Następnego ranka przejazd superszybkim pociągiem. Maglev najszybszy magnetyczny pociąg świata.Osiąga 431km /h. Podróż w jedną stronę trwa 7minut i przejeżdżamy a może właściwiej przelatujemy parę cm nad ziemią dystans 30 km.Wrażenia: Przy max. prędkości czuć, że pociąg wbija się w powietrze, trzęsie i wibruje. Mijanie pociągów przy łącznej prędkości ok.700 km w realu niesamowite. Video tego nie oddaje. Zwiedzamy Szanghaj. Nanjing Street – sklep Appla tłumnie oblegany przez chińczyków mimo, że mają masę rodzimych producentów elektroniki.. Błękitne niebo i drapacze chmur. Spacer po Bundzie. Wielkość i przede wszystkim ilość robi wrażenie. Widać potęgę gospodarczą Chin. Wieczorny pokaz akrobatyczny na bardzo wysokim poziomie. Szczególnie motocykliści w metalowej kuli. Publiczność nagradza występy naprawdę gromkimi oklaskami. Ostatni dzień. Muzeum Narodowe. Lokalna pilotka załatwiła nam wejście –wyjściem omijając myślę kilkugodzinną kolejkę. Pierwsza sala tybetańska. Stroje –szczególnie zrobiony ze skóry łososia. Zobaczyliśmy stare banknoty, pieczęcie w których tak lubują się chińczycy. Sala kaligrafii nie dla nas – nie sposób odróżniać tych „krzaczków”od siebie. Bardzo ciekawa ekspozycja ceramiki, np. bezcennych waz z dynastii Ming. Replika smoczego pieca do wypalania ceramiki. Wystawiono najstarsze odnalezione skorupy naczyń z 6800 r p.n.e. Wspaniała kolekcja wyrobów z brązu. Naczynia, figurki, narzędzia i dzwony. Przedmioty po angielsku miały tylko krótką informację. Chińczycy posługiwali się elektronicznymi przewodnikami. Odsłuchiwali informacje o przedmiocie po wpisaniu numeru. Centrum Planowania Miasta – makieta Szanghaju jest wielka. Mogliśmy na żywo zmieniać kamery i podglądać jaki jest ruch drogowy. Metro Szanghajskie w 2014 roku mogło przewieść 9,3mln pasażerów dziennie. Podsumowując. Przy tym tempie rozwoju za 30 lat język chiński może wyprzeć angielski w komunikacji międzynarodowej. Dlatego może zacznijmy uczyć się chińskiego :)
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wycieczkę zaliczam na plus, polecam . Zobaczyliśmy ciekawe, znane i mniej znane miejsca. Przewodnik Adrian C. rewelacja- duża wiedzą, znajomość terenu oraz wzorcowe podejście do 'podopiecznych' jedyny minus to lot z przesiadkę w Dubaju, gdzie długo trzeba czekać Sylwia K.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wycieczka do Chin z Rainbowem choć wymagała pewnego wysiłku fizycznego, to z całą pewnością pozwoliła się odstresować od problemów codziennego życia. Duża zasługa w tym znakomitego pilota, który prowadził wycieczkę wśród "chińskich raf" Pana Karola. Umiał on doskonale wypośrodkować przekazywane informacje, tak by przekazać wiedzę o zwiedzanych obiektach i samych Chinach, a jednocześnie nie znudzić, a zaciekawić, zachęcić do zadawania pytań, czy samodzielnego szukania odpowiedzi w necie. Co do zwiedzanych miejsc i obiektów, to ciężko opisywać każdy z nich osobno. Każdy w Chinach może znaleźć to co szuka. Chiny antyczne, czy też bardziej lub mniej starożytne ( zabytki w dużej mierze są obiektami odtworzonymi w jakimś momencie historii, obiektów wcześniejszych, które z różnych względów uległy zniszczeniu. Urok przede wszystkim nie trwałości podstawowego ich budulca czyli drewna) przeplatają się z nowoczesnym państwem. Chiny to jednak obecnie wielki plac budowy, wszędzie widać budowane obiekty, z naszego polskiego punktu widzenia budowane na monumentalną wręcz skalę. Na mnie szczególne wrażenie zrobiły wrażenie dwa miasta, "niewielkie" jak na chińskie warunki, bo zaledwie 5 milionowe Xian i prawdziwa światowa metropolia Szanghaj. Xian uwodziło swoją historią, zabytkami, urokiem uliczek pełnych straganów, a Szanghaj zgiełkiem życia jednego z największych miast świata i nocnymi fajerwerkami świateł pulsującymi na gigantycznych wysokościowcach. Co do samej wycieczki, początkowo pewnym problemem w czasie posiłków ( prawie zawsze w prawdziwie chińskim stylu) było nie tyle posługiwanie się pałeczkami, a umiejętność "dzielenia" się serwowanymi potrawami przy wykorzystaniu znajdujących się na stołach "kręciołków", tak by samemu spróbować, innym współbiesiadnikom dać spróbować, a jednocześnie nie powywracać wszystkiego co znajduje się na stole. W miarę szybko ten element chińskiej rzeczywistości udało się wszystkim opanować. Z językiem angielskim też nie ma tu problemu, na ogół poza hotelami nikt nim się nie posługuje, więc liczą się raczej indywidualne zdolności lingwistyczne i z zakresu "akrobatyki" palców, co szczególnie potrzebne jest przy mniejszych lub większych targach. Choć uczciwie trzeba przyznać, że jako potencjalni kupujący zostaliśmy dostrzeżeni przez chińskich handlarzy pamiątek, gdzieniegdzie pojawiły się już karteczki z polskim zdaniem : "taniej niż w biedronce". Przy poważniejszych zakupach tych "lepszych" jakościowo pamiątek prowadzonych w odwiedzanych "manufakturach" z całą pewnością będzie ktoś z personelu dysponujący umiejętnościami językowymi pozwalającymi na sprawne przeprowadzenie transakcji. Co do pieniądza obowiązującą walutą jest yuan (dzielący się na jao, a te dzielą się na nieużywane już praktycznie feny), kurs wymiany dolara jest praktycznie taki sam wszędzie, ale ostrożnie z wymianą większych sum na lotnisku, tam pobierają dość wysoką prowizję czy podatek. Moje skromne doświadczenie pokazuje, że "lepszą" walutą do zabrania na tą wycieczkę są dolary. Euro da się wymienić (choć nie wszędzie), ale jego wartość przelicznikowa, jest jakby niższa od tej której byśmy oczekiwali. W "manufakturach" gdzie wydatki mogą być duże (lub nawet bardzo duże :-)) nie ma problemu z dokonywaniem płatności w dolarach czy euro (zgodnie z obowiązującym kursem). Jeśli chodzi o zakupy z płatnością kartą też podobno są realizowane bez problemowo, choć ja osobiście nie sprawdzałem (może nie miałem, aż tak wysokich wydatków). Ceny w Chinach są znacznie wyższe niż byśmy jako turyści oczekiwali i generalnie uwzględniając ich specyfikę odpowiadają tym u nas w kraju.Przy wymianie waluty, a właściwie przy przyjmowaniu reszty na straganach dobrym zwyczajem jest spojrzeć czy na otrzymanych banknotach znajduje się podobizna przewodniczącego Mao, zdarzyć się może, że "kreatywny" sprzedawca spróbuje obdarzyć nas banknotem Tajwanu (lub innego egzotycznego dla nas kraju), który ma znacznie niższą wartość niż waluta Chin kontynentalnych. Chińska Republika Ludowa to także kraj "wielkiego brata" kamery są wszędzie, podobnie jak kontrole bezpieczeństwa prowadzone przy wejściu do obiektów publicznych, zabytków, wszelkich dworców, do metra o lotniskach już nawet nie wspominając, do tego trzeba się po prostu przyzwyczajić. Chodzenie po ulicach chińskich miast, nawet samodzielne czy w małej grupce, również nocą jest raczej bezpieczne i nie stwarzające wielkich zagrożeń. Specyficzne jest podejście do zasad ruchu drogowego, gdzie odnosi się wrażenie, że dla miejscowych użytkowników dróg (zarówno pieszych, jak i zmotoryzowanych) zasady ruchu drogowego są tylko zaleceniami, które można respektować lub nie w zależności od swych potrzeb. Trzeba zachować tu daleko idącą ostrożność i poświęcić o wiele więcej uwagi na to co dzieje się na ulicach niż przyzwyczajeni jesteśmy do robienia w kraju. W trakcie wycieczki mieliśmy okazję podróżować kilkoma autokarami, nocnym pociągiem, szybkim pociągiem, samolotem - wszystkie te środki komunikacji nie odbiegały na gorsze od tego co mamy w kraju, a były z reguły lepsze pod względem komfortu podróży i czystości. Co do hoteli nie można mieć zastrzeżeń, jak na tego typu wycieczkę objazdową były wpełni zadowalające i pod względem komfortu pokoji i serwowanych posiłków. Choć nie co uciążliwa mogła być dla niektórych osób ich wysokość, poruszanie się po nich bez wykorzystania windy nie wchodziło raczej w rachubę. Reasumując wycieczka Chiny - w krainie złotego smoka, to świetna wycieczka dla osób, które pierwszy raz spotkają się z tym wielkim krajem. W miarę równomiernie rozłożono tu akcenty pomiędzy tym co nowoczesne i współczesne, a tym co stare i historyczne, każdy znajdzie tu co zechce. Życzyć tylko podróżnikowi należy tak wspaniałego pilota jaki nam się trafił.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Skorzystaliśmy z oferty wraz z żoną , termin 3-14 czerwca 2024 roku. Świetny program, bardzo dobra organizacja. Opiekun Pan Leszek THE BEST. Mały minus - nie wszystkie hotele miały dobry standard.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Ogólna ocena i wrażenia po podróży z Rainbow mamy pozytywne. Gdyby całość skompresować do + i -: - gadułki (słaby zasięg i jakość dźwięku - uszy od nich bolały) - wycieczki zakupowe (perły, jedwab) - zwiedzanie muru przesunięte na pierwszy dzień, gdzie po nieprzespanym locie był to nie lada wyczyn i wiele osób nie weszło na mur + nasza przewodniczka Agnieszka - miała dużą wiedzę i chętnie się nią dzieliła + organizacja przejazdów, wejść do miejsc zwiedzania, hoteli - super organizacja + hotele (oprócz tego w Pekinie) + intensywność (zero nudy) + jedzenie (dobrze, że Chińskie, nie zawsze dobre bo Chińskie :) + Chiny (warto je zwiedzić i zobaczyć na własne oczy jak zmienia się Świat)
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Program bogaty w różnorodne atrakcje, wiele ciekawych zabytków i doświadczeń w krótkim czasie. Świetny pilot p. Marek - dobry organizator, z ogromną wiedzą, którą dzielił się ze zwiedzającymi. Różnorodny transport- szybkie pociągi, w tym nocny, rejs po kanałach Tongli, czy nocny po rzece Huang Pu. To wszystko dało możliwość częściowego poznania Chin i jego mieszkańców. Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni, A Rainbow, jako biuro podróży, kolejny raz się sprawdziło .
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Chiny to generalnie po pandemii dość niedostępny kraj. Rainbow postarało się, aby uczestnicy zobaczyli co się da (w tym zakazane miasto, dotychczas zamknięte dla "bladych twarzy"). Świetne prowadzenie wycieczki przez 2 pilotów, ciekawy program - w tym przejazdy kolejami (kuszetka i szybka kolej). Minusy - jedzenie jest bardzo regionalne i choć każdy znajdzie cos dla siebie to Chińczycy jedzą raczej tłusto (potrawy smażone w tłuszczu). Hotele raczej ok, ale po pandemii widać spore niedociągnięcia - w większości przypadków wymagają jednak odświeżenia. Polecam dla wszystkich zwiedzających w szybszym tempie - poza tym codziennie (w pierwszej części wycieczki) robi się od kilku do kilkunastu km na piechotę - sam plac Niebiańskiego Spokoju w Pekinie ma 2 km.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
O wyjeździe na kontynent azjatycki marzyliśmy z mężem od dawna. Azja-Chiny; takie było nasze pierwsze skojarzenie. Chiny to trzeci co do wielkości kraj na świecie. Jego historia liczy ponad 5000 lat. Jest tu tyle wspaniałych miejsc do zobaczenia... Przejrzeliśmy wiele różnych ofert biur i nasz wybór padł na ofertę biura Rainbow Tours „W krainie Złotego Smoka”. Program wycieczki był bardzo kuszący, nie wspominając o cenie- wykupiliśmy wycieczkę w tzw. first minute. Po kilku miesiącach wyczekiwania- lipiec 2013; lotnisko Okęcie. Pilotem naszej grupy okazał się p. Karol Szatkowski. Mieliśmy szczęście- p. Karol posiada nie tylko ogromną wiedzę o historii Chin, ale świetnie zna też współczesne aspekty życia Chińczyków; jest również wspaniałym organizatorem. Do Pekinu a w zasadzie Beijingu lecieliśmy Airbusem i Boeingiem Warunki przelotu były bardzo dobre, w trakcie każdego z lotów otrzymaliśmy dwa posiłki. Jednak 9 godzin w samolocie zrobiło swoje i po wylądowaniu część grupy musiała odsapnąć. Po spotkaniu z chińską przewodniczką udaliśmy się w stronę Pałacu Letniego. Kompleks pałacowy zajmuje około 300 hektarów, z czego ponad połowa to Jezioro Kunming. Miejsce to upodobała sobie zwłaszcza cesarzowa Cixi, która, aby uatrakcyjnić to miejsce wydała pieniądze przeznaczone na rozbudowę chińskiej floty. Następnie pojechaliśmy na kolację i Operę Chińską- bardzo specyficzny spektakl. Po operze nareszcie odpoczynek! Podczas całej wycieczki nocowaliśmy w bardzo dobrych, 4 * hotelach. Miejsca w pokoju było sporo, dostawaliśmy zawsze szczoteczki,pastę do zębów, ręczniki, herbatę w czajniczku. Następnego dnia rano czekało na nas śniadanko- jakże odmienne od karjowych:) Dostawaliśmy z reguły gorący ryż, sosy, warzywa na ciepło, kiełbaski, jajka na twardo i sadzone... Hmmm – dobrze, że były też tosty i dżemik :) Po śniadaniu wyruszyliśmy na zwiedzanie Wielkiego Muru, Drogi Duchów i Grobowców Ming. Odwiedziliśmy też fabrykę pereł i obiekty olimpijskie. My czekaliśmy z niecierpliwością na zobaczenie Wielkiego Muru- i nie zawiedliśmy się. W delektowaniu się widokami przeszkadzał troszkę upał i olbrzymie tłumy Chińczyków, którzy tego dnia zjechali autokarami i tłumnie wraz z innymi starali się zdobywać Mur, który jest jednym z najbardziej morderczych i największych osiągnięć budowlanych ostatnich tysiącleci. Powstał na rozkaz okrutnego choć bardzo zdolnego stratega – cesarza Czenga. Jego długość wynosi 2400 km, jednak to nieprawda, że jest widoczny z kosmosu. Wije się po okolicznych wzgórzach jak wąż. Mieliśmy czas, aby dokładnie go poobserwować, powspinać się i „zdobyć” medal za zdobycie Muru. Później zobaczyliśmy obiekty olimpijskie, nowoczesne i niespotykane konstrukcje architektoniczne. Po kolacji nie miałam dość wrażeń i dlatego namówiłam męża na wyprawę w poszukiwaniu egzotyki. Kraj poznaje się nie tylko oczami, ale także... kubkami smakowymi. Taksówką pojechaliśmy na ulicę Wang Fujing Road, która słynie z tego,że na smakoszy czekają tu smażone skorpiony, węże, czarne pająki. Hmmm... być i nie skosztować? O nie! Mały wydatek kilku dolarów i już trzy małe skorpioniki lądują w mojej buzi. Całkiem smaczne , warte degustacji.Potem żałowałam,że nie skusiłam się na węża. Potem już nie było takich okazji :) Kolejny dzień wycieczki i kolejne atrakcje. Pilot zaprowadził nas do miejasca, które okazało się najważniejsze w Państwie Środka. To Świątynia Nieba. Znajduje się tu Ołtarz Nieba, przy którym cesarz mógł kontaktować się z Niebiosami. Później mogliśmy podziwiać przepiękny,błękitno-zielony Pawilon Modłów o Dobry Urodzaj. Następnie przeszliśmy w stronę Placu Tian'an Men, znanego również jako Plac Niebiańskiego Spokoju. Jego powierzchnia prawie 50 hektarów czyni go największym placem na świecie. To tutaj Mao ogłosił powstanie Chińskiej Republiki Ludowej. Tutaj także niestety w 1989 r krwawo zostały stłumione protesty studentów. Wojsko zmasakrowało setki ludzi. Obserwując plac dostrzegliśmy wielu policjantów w mundurach, ale zdarzali się także funkcjonariusze ubrani po cywilnemu pilnujący porządku. Nie czułam się komfortowo. Na szczęście potem szybkim krokiem przeszliśmy przez olbrzymią Bramę Niebiańskiego Spokoju z jeszcze większym portretem Mao :) do wspaniałego Zakazanego Miasta. Jest to przeogromny kompleks pałacowy, jeden z największych na świecie. Obecnie jest to muzeum, a swą nazwę zawdzięcza temu, że kiedyś wstęp tutaj miała tylko najbliższa rodzina cesarza, najważniejsi dostojnicy państwowi – oraz eunuchowie. Przez ponad 500 lat zamieszkiwało na tym terenie 24 cesarzy z dynastii Ming i Qing. Legenda głosi,że kompleks składa się z 9999 komnat i pokoi. Mogliśmy także zobaczyć ogromny i przepiękny Plac Najwyższej Harmonii poprzecianny łukami Złotej Rzeki. Naprawdę takie miejsca zapadają na zawsze w pamięci.Ponieważ był to nasz ostatni dzień w Pekinie pilot zaproponował nam dodatkowo płatne atrakcje – czyli pandy w zoo oraz zwiedzanie hutongów. Nie wszyscy z tego skorzystali... a szkoda. Pandy wszystkich chwyciły za serce, choć na pewno wolałabym je oglądać na wolności Po wyjściu z zoo riksze zabrały nas na zwiedzanie hutongów., czyli najbardziej charakterystycznej zabudowy starego Pekinu. Słowo”hutong” oznacza po prostu długą,wąską alejkę. Warto zobaczyć takie miejsca,które pomału odchodzą w zapomnienie. Wieczorem po całym dniu zwiedzania czekała na nas pyszna i słynna „kaczka po pekińsku” i nocny przejazd pociągiem do Xian. W pociągu warunki były bardzo dobre, musieliśmy jednak oddać główny bagaż,który jechał w innym wagonie. Mieliśmy 4-osoby przedział sypialny i wypoczęci dojechaliśmy do Xian. Po śniadanku i odświeżeniu w hotelu ruszyliśmy z nową pilotką na zwiedzanie Xian. Zobaczyliśmy przepiękną Pagodę Dzikich Gęsi, mogliśmy się przespacerować, a nawet przejechać rowerami po ogromnym Murze Miejskim. Dotarliśmy także na świetny Bazar Muzułmański, gdzie zakupiłiśmy większość pamiątek z uwagi na duży wybór i świetne ceny. Wieczorem udaliśmy się na miłą kulinarną niespodziankę- bankiet pierożkowy. Amatorom fajnych, śmiesznych zdjęć polecam zabrać aparat ze sobą. Cieszyliśmy się jak dzieci odgadując co zawiera każdy pierożek, a były tak takie w kształcie kaczuszek, świńskich ryjków, łabędzie,kwiatów. Zabawa na sto dwa... Po upragnionym odpoczynku w hotelu następnego dnia czekała na nas – ARMIA TERAKOTOWA. Napisałam to wersalikami ponieważ właśnie Armia i Groty w Longmen zrobiły na mnie największe wrażenie w czasie wycieczki. Odkryta przypadkiem przez pracujących na polu chłopów stała się jednym z najwspanialszych odkryć archeologicznych na miarę światową. Archeolodzy pod powierzchnią pól odkryli ogromną, liczącą ponad 6000 terakotowych wojowników armię. Miejsce to powstało z rozkazu cesarza Qin Shi Huanga w III w p.n.e. Pracowało dla niego ponad 700 000 tysięcy robotników. Większość z nich tajemnicę powstania armii zabrało do grobu. Pod ziemią oprócz skarbów zakopano żołnierzy z terakoty wraz z rydwanami, uzbrojeniem. Podobna nie ma dwóch identycznych podobizn wojowników, każda twarz jest inna. My mogliśmy obejrzeć trzy hangary z dołami. Pierwszy- największy hangar mieści dół mający 11 korytarzy oraz 1230 m długości. Armia Terakotowa określana jest mianem „ósmego cudu świata”... i my ten cud archeologiczny mogliśmy zobaczyć :) Następnego dnia pojechaliśmy zobaczyć Groty w Longmen.Jest to miejsce godne zobaczenia, chyba niewiele jest takich miejsc na świecie. W prowincji Henan znajduje się unikalny na skalę światową zespół 2000 nisz, grot i grotek oraz 70 pagód z wizerunkami Buddy. Od całkiem malutkich,po ogromne, kilkunasto metrowe- nie mogłam się napatrzeć. Wizerunki te zostały stworzone przez bogobojnych mnichów-rzeżbarzy w wapieniu. Istotna jest ilość posągów- a jest ich ponoć 100 tysięcy. Na mnie największe wrażenie wywarła figura Buddy w Grocie Modłów licząca sobie 17 metrów wysokości. Czułam się jak malutka mróweczka... Następnie przejechaliśmy do Klasztoru Shaolin. Tak,tak- kto oglądął „Wejście Smoka” wie, o czym piszę. Samo miejsce jest niezwykłe, otoczone wzgórzami. Zobaczyliśmy Las Pagód czyli cmentarzysko mnichów buddyjskich, po czym oczekiwaliśmy na pokaz walk. I tu niestety doznałam jedynego chyba na trasie wycieczki rozczarowania. Czysta komercja-żadnej atmosfery wzniosłości, choć sztuki wykonywane przez adeptów kung-fu nie były proste. Kolejny dzień wycieczki to przejazd do Wuxi , a potem do Suzhou. Tutaj mogliśmy podziwiać niewielki, ale przepiękny Ogród Mistrza Sieci- malowniczą rezydencję z XII wieku. Chińczycy lubowali się w tworzeniu takich ogrodów, które miały przedstawiać wszystkie otaczające nas żywioły. Odbyliśmy też rejs po Wielkim Kanale, wieczorem p. Karol zabrał nas na spacer po małym miesteczku Tongli. Czerwone oświetlone lampiony wiszące u drzwi domów, grajkowie przygrywający na dziwnych instrumentach, zapach potraw … To wszystko mamy ciągle przed oczami. Miasteczko troszkę przypominało Wenecję- choć taką egzotyczną :) Ostatnie dni naszej wycieczki to Szanghaj. Dojechaliśmy wieczorem i od razu rozpoczęliśmy od „wysokiego c” czyli rejsu nocą po rzece Huang Pu. Bajkowy klimat, miasto oświetlone jak wspaniała, świąteczna choinka. Niezapomniany widok... Po jednej stronie Bund po drugiej Pudong. Super!!! Aparaty fotograficzne aż „gotowały” się w rękach właścicieli. Następnego dnia zobaczyliśmy Świątynię Jadeitowego Buddy, Muzeum Szanghajskie, Centrum Planowania Miasta. Mogliśmy także przeżyć dreszcz emocji wjeżdżając na platformę widokową znajdującą się na wieży telewizyjnej Oriental Pearl. Z wysokości ponad 300 metrów mogliśmy obserwować panoramę Szanghaju; mnie trzęsły się nogi ponieważ podłogą po której się poruszliśmy była przezroczysta, wykonana jakby ze szkła. Ale mój mąż szalał z radości jak duże dziecko :) Zobaczyliśmy także wspaniałe zbiory Muzeum Sznghajskie z przepiękną porcelaną; przez chwilę byliśmy w Starym Mieście które swą zabudową i klimatem przypomina lata 20 – 30 ubiegłego wieku. Mimo,że od wycieczki upłynęło już sporo miesięcy często z mężem wracamy wspomnieniami do tych niezwykłych miejsc. Przypominamy sobie smak potraw, usłyszane dźwięki; oglądamy zdjęcia. Wróciliśmy zadowoleni i syci wrażeń, choć każdy „zapalony turysta” zawsze łaknie jeszcze więcej. Wspominamy świetną organizację wyjazdu i wiedzę p. Karola. Polecamy wycieczkę, każdemu kto chce poznać ten fragment Państwa Środka. Obecnie czytamy przewodniki o Rumunii i Hiszpanii, które mamy w planach zwiedzania... też z biurem Rainbow. Do zobaczenia na szlaku... :) Katarzyna
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Super wyjazd i program. Przelot bez przesiadek to komfortowa podróż nawet w klasie ekonomicznej. W trakcie lotu (w obie strony) serwowane dwa posiłki (w tym jeden na ciepło). Napoje bezalkoholowe, kawa, herbata, wino w cenie przelotu. Obsługa przewodnika zaczyna się od litniska w Pekinie. Czekają na nas: polski przewodnik oraz jego lokalny (inny w każdym mieście) odpowiednik. Do autobusów przewodnik usadza w kolejności rezerwacji, więc klienci last-minute zwykle siadają w ostatnich rzędach. Pierwsze ustawienie w autobusie przetrwało do ostatniego dnia. Autobusy były przyzwoitej klasy, czyste, codziennie butelka (0,5l) wody dla każdego uczestnika. Jechaliśmy grupą 28-mio osobową i w paru autobusach mieliśmy dodatkowe wolne miejsca (czy to na bagaż, czy też aby swobodnie usiąść). Hotele - tak jak w innych opiniach - jedynym problemem może być pleśń w łazienkach (w jednym z hoteli było to bardzo widoczne). Pościel zawsze świeża, woda pokojach (codziennie butelka 0,5l dla każdego, poza ostatnim hotelem przy lotnisku). Łazienki dobrze przygotowane - jeżeli ktoś nie ma specjalnych wymagań co do szamponu, czy żelu pod prysznic - może w zasadzie zabrać: dezodorant, coś do golenia (to oczywiście męski punkt widzenia) - pozostałe środki włącznie z jednorazowymi szczoteczkami i pastą do zębów znajdzie na miejscu.W większości hoteli szlafromi, w każdym jednorazwoe kapcie frote. Pokoje zawsze były wysprzątane, jakkolwiek znalazły się wśród nich takie 20-to letnie jaki i bardzo nowe. Wykładzina podłogowa w niektórych z nich prosiła się o poważne pranie. Szczęśliwie trafialismy do pokoi gdzie obowiązywał zakaz palenia. Jakkowliek "nieśmiały" zapach papierosów unosił sie w powietrzu. Chińczycy palą wszędzie, trafił się nawet jeden któy nie potrafił zgasić papierosa przed wejjściem do widny - przetrzymał przez kilkanaście pięter papierosa w zwiniętej dłoni. Wyżywienie - za naszą przwodniczką - na śniadanie: obiad, na obiad: obiad, na kolację - dla odmiany: obiad. Mimo powtarzalnego menu - ryż, makaron, pierożki, warzywa, itp - nie znudziło się do ostatniego dnia. Najlepsze jedzenie było w środku wyjazdu, szwedzki stół w trakcie obiadu i napoje bez ograniczeń. W każdym przypadku zjadaliśmy ze smakiem - największe emocje budził smak kolejnej zupy - z czym można by to "porównać"? Pakowanie i wypakowywanie: indywidulana walizka dla każdego - jeżeli jedziecie w kilka osób - to dobry pomysł. Zostawcie sobie od razu sporo miejsca na zakupy robione w Chinach - przyda się, zamiast wyciągania dotatkowej torby. Serwis hotelowy skutecznie zabiera do autobusu walizki wystawione przed drzwi pokoju - nie trzeba ich taszczyć. W pociąch typu "bullet" - do i z Shanghaju - walizki średnie da się położyć nad głowami, większe trzeba składować na końcu przedziału. W pociągu nocnym - przez 36 godzin nie oglądasz bagażu głównego. Więc to co potrzebne do podstawowej higieny i przebrania musisz mieć ze soabą. Pociąg nocny. Przydział poszczególnych kabin trochę losowy - ja z żoną trafiliśmy do oddzielnych kabin - dzięki życzliwości innych uczestników udało się przesiąść. Kabiny 4-ro osobowe, czyste, pościel w porządku. Toalety w pociągu to jeden WC i pojedyncza kabina z trzema uwywalkami - przy sensownej logistyce 32 osoby w pojedynczym wagonie zdążą się rano umyć. Do WC pod koniec podróży potrzebne były jednorazowe kapcie (dostępne w przedziałe w rozmiarze chińskim - czyli małe). Powszechny w Chinach dystrybutor z gorącą wodą - temperatura wystarczy do zaparzenia herbaty i kawy rozpuszcalnej - na kawę "plujkę" nie ma co liczyć. Zakupy. Każdy dzień to klejna pokusa: perły i kosmetyki z pereł, herbaty, jedwabie, emalia komórkowa, drobiazgi na każdym kroku. Warto negocjować: z ceny 150 juanów udawało się zejść do 60-90 juanów. Targujcie się, ostatni odchodzący ma szansę na jeszcze lepsze warunki. Ale za jakość trzeba zapłacić. W sklepach z perłami i herbatami (Pekin) promocje - kup trzy, dostaniesz czwartą gratis. Zabytki i program zwiedzania. Polecam nasz termin - na dwa tygodnie przed Złotym Tygodniem - zwiedzaliśmy bez żadnego tłoku. Bo jak nazwać 3 osoby w kolejce do barierki w Zakazanym Mieście aby obejrzeć wnętrze kolejnego pawilonu. Tu naprawdę było spokonie - zdarzały się chwile gdy na zdjęciach miałeś tylko elementy architektury, bez mrowia chińczyków i turystów. Zarazem temperatura w Pekinie do 30-31 stopni i Shanghaju 20-24 pozwalała na komfortowe zwiedzanie. Program dopasowany do pełnego przekroju wiekowego, mimo różnych, często wczesnych pór budzenia, dawało się wytrzymać i spokojnie dospać w autobusie. Chiny to duży kraj, więc w autobusie spedzilismy sporo czasu. Pojedynczy przejazd to przeciętnie 45-90 minut. Atrakcje. Opera pekińska - trzeba obejrzeć jako coś zupełnie innego niż standardowa opera. Zwłaszcza jeśli chodzi o śpiew i muzykę. Dynastia Tang - przepiękne stroje, muzyka, śpiew. Wszystkim się bardzo podobało. Groty tysięcy buddów, wygodny spacer wśród mnóstwa posągów. Fakultatywne. Maglew - 431 km na godzinę w pociągu za 20 USD, to choćby dla selfie na face'a. Otwieracz - widok z 490 m na Shanghaj oraz spacer po szklanej podłodze. Akrobaci - w hali ERA - zachwyt jaki poziom może osiągnąć człowiek. Ostatni element - 8 motocylki wewnętrz kuli o średnicy maks 8-10 m to dynamiczny pokaz umiejętności, mozyki i świateł. Nocny rejs po rzece w Shanghaju z widokiem na przepieknie oświetlone oba brzegi (w tym wysokościowece) - pozwala zachwicić się współczesnym Shanghajem, To był nasz pierwszy wyjazd do Azji, ale rozbudził nasze pragnienia zobaczenia kolejnych krajów i kultur. Duża zasługa w tym naszej przwodniczki Marty Sz. - pozdrowiam serdecznie. Gorąco polecam
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wyjazd do Chin był spełnieniem marzeń,intensywny program ale by zobaczyć tak duży kraj nie było innej opcji.Ludzie otwarci i sympatyczni,jedzenie inne ale nowe doznania smakowe wskazane. Zastrzeżenie do pilota,Olaf sympatyczny ale mało zainteresowany by nam opowiedzieć o kraju i zwyczajach. Przejazd w Szanghaju szybkim pociągiem to porażka bo Rainbow wprowadza w błąd co do prędkości bo Maglev jedzie wolniej niż pociąg do Szanghaju czyli 300km/h a nie jak w opisie 400km/h.