Zastanawiasz się, czy ta wycieczka to dobry wybór? Wpisz pytanie, a dostaniesz podsumowanie wszystkich opinii naszych gości.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Gorąco polecam podróż do krainy złotego smoka. Wrażenia niezapomniane. Przygotujcie się na wstrząs kulturowy o olbrzymim natężeniu. Program jest szalenie intensywny, nie liczcie więc, że wyśpicie się za wszystkie czasy. Nie zamierzam opisywać każdego dnia, od tego jest program. Nie zamierzam też wyliczać gdzie było niedosmażone, a gdzie niedogotowane i w którym hotelu nie działała lodówka, takie rzeczy po prostu się zdarzają i spuszczamy na to zasłonę milczenia. Inspektorzy i maniakalni perfekcjoniści zawsze mogą wybrać wersję de lux. Dlatego wyciągajcie zaskórniki ze skarpet i jedźcie bo warto, warto i jeszcze raz warto!-)
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
;Na wycieczkę do Chin namówił nas syn zafascynowany Azją. Wybór kultowej wycieczki Biura Rainbow: „Chiny – w krainie złotego smoka”, okazał się złotym strzałem. Program oferuje balans między bogatą historią i tradycją a współczesnością i stylem życia - dorównującym największym metropolią świata. Wycieczka przeznaczona jest dla osób lubiących ciągle być w ruchu, fascynujących się zabytkami, ale również innowacyjnymi technologiami, chłonących klimat miejsc, otwartych na nowe zaskakujące doznania. Profesjonalizm i przyjazna postawa pilotki Pani Asi, umożliwiła nam wykorzystanie czasu do maksimum. Chętnie służyła pomocą i radą, starając się wyjść naprzeciw oczekiwaniom uczestnikom grupy. Dzięki sprawnej organizacji mogliśmy być dodatkowo w miejscach gdzie na co dzień żyją, pracują i odpoczywają Chińczycy, doświadczyć chińskiego masażu po trudach podróży, skosztować lokalnych przysmaków nie serwowanych w hotelach i restauracjach, zobaczyć unikatowe pandy czy zorganizować urodziny z tradycyjnym tortem. Wycieczka jest pełna kontrastów i zaskoczeń. Od śladów wielkiej historii, przez intrygujący świat mnichów, po zdobycze najnowszych technologii i rozrywki na światowym poziomie. Każdy znajdzie coś dla siebie. Przez cały pobyt towarzyszą grupie przewodnicy lokalni, ułatwiając poruszanie się po miejscach, które dla Europejczyków wydają się nieproblematyczne: jak wejście na teren muzeum czy dworzec kolejowy. W Chinach obowiązuje nadmierne legitymizowanie się i prześwietlenie bagażu. Zakazane jest wnoszenie „niebezpiecznych” przedmiotów, którymi może okazać się pianka do włosów czy nożyczki. Przewodnicy mówią po angielsku i można u nich wymienić dolary na lokalną walutę. W Chinach przywiązują dużą wagę do jedzenia. Istnieje nawet forma powitania, która w tłumaczeniu brzmi: ”Czy już dzisiaj jadłeś?”, dlatego mimo egzotycznej dla nas kuchni nie można być głodnym. Posiłki w większości serwowane są przy okrągłych, obrotowych stołach więc każdy może wybrać coś odpowiedniego dla siebie. Środki komunikacji, którymi się poruszaliśmy to: samolot, autokar, szybka kolej, Maglev (najszybszy pociąg świata), tramwaj, statek, tramwaj wodny, łódź i kilometry piętrowych serpentyn zbudowanych nad miastami dla samochodów. Chińczycy są przyjaźni, bardzo często proszą o możliwość zrobienia wspólnego zdjęcia, nie wymuszają napiwków, ale równocześnie nauczeni walki o swoje miejsce w tym bardzo zaludnionym kraju, często krzyczą porozumiewając się, rozpychają chcąc dotrzeć do wybranego celu, słabo mówią w językach europejskich. To była ogromna przyjemność stanąć oko w oko z żołnierzem Terakotowej Armii kryjącej przed archeologami do dzisiaj tajemnice, poczuć atmosferę Państwa Środka z czasów jego świetności czy żyć życiem wielkiej metropolii jaką jest Szanghaj. Najbardziej zauroczyły mnie jednak miejsca mniej znane w Polsce jak „Groty Smoczej Bramy”, Suzhou - zwana Wschodnią Wenecją, Ogród Mistrza Sieci czy Centrum Kultury w Xian, rzadziej odwiedzane przez chińskich turystów i pozwalające pełniej zanurzyć się w kulturę tego kraju. Wyjątkowym przeżyciem był również nocny rejs po rzece Huang Pu, multimedialny obraz w Muzeum Sztuki Chińskiej czy seans w Centrum Planowania Miasta. Po tej wycieczce za słowem „Chiny” kryje się dla mnie już coś innego.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
O samej wycieczce napisano już wiele komentarzy więc nie będę się powtarzała. Trzeba ten kraj koniecznie zobaczyć i koniec. Jest trochę do poprawienia organizacyjnie, chodzi o hotel w Zhengzhou. Ja rozumię że blisko dworca, że czas itd ale w takich warunkach nie mozna pozwolić na spedzenie choć chwili ludziom. Tam jest po prostu niebezpiecznie. Jest niedaleko (200m) inny hotel i nie wierzę że w nim nie mozna nocować. Może bedzie trochę drożej ale chyba nie na tyle że jak się zdecydowało na wycieczke to parę groszy zmieni tę decyzję. Pozostałe hotele są jak na warunki objazdówek OK. W komentarzach pojawiają się opinie że papier toaletowy to towar deficytowy. Nie zauważyłam tego. Jest wszędzie, często przed wejściem do toalety a nie w samej kabinie, ale jest. Mogło się zdarzyć że dwa autokary na raz wpadły i nie było mozliwości uzupełnienia i wtedy brakowało, tak się może zdarzyć wszędzie. Kolejna rzecz kawa. Jest dostępna wszędzie do śniadania i wcale nie najgorsza. W kawiarniach też jest , nawet bardzo dobra, może nie najtańsza ale jest i jak ktoś jest kawoszem wcale nie musi wozić się ze swoimi kubkami i kawą rozpuszczalną. Wzieliśmy je , ale ani razu nie używaliśmy bo każda kawa serwowana czy to do sniadania czy w kawiarni napewno była lepsza niż rozpuszczalna.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wycieczka godna polecenia. Bardzo ciekawy program, dobre hotele, smaczne jedzenie (chić nieco monotonne) oraz przede wszystkim fantastyczny pilot Adrian. Za nami 11 dni, które na długo pozostaną w pamięci.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Niesamowita przygoda. Z jednej strony tradycja i duch kilku tysięcy lat cywilizacji, z drugiej dynamiczny rozwój i oszałamiający, monumentalny Szanghaj.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wycieczka mega fajna,srednio męcząca na szczescie byly dni ze wstawalo sie o 9, w hotelach 2 noce,przejsciowek nie potrzeba koniecznie pobierzcie alipay,wezcie nowe dolary przewodnik wymieni na juany , ale malo zebyscie nie zostali z nimi. Przewodnik Przemek byl super potem z wyjatkowej sytuacji dostalismy przewodnika chyba Mariusza? Ktory powinnien byc naszym przewodnikiem od poczatku ale na szczescie nie byl, obgadywanie nastawianie grupy wogole nie jest profesjonalne i wiem ze grupa miala zamiar pisac skargi bo to co robil bylo bardzo dziwne? Na szczescie byl tak naprawde tylko w szanghaju, przemek tlumaczyl super opowiadal ciekawie z zycia a mariusz historycznie zanudzal grupe, wycieczka fajna 2 hotele slabe reszta git 1 hotel w pekinie kiepski sniadanie tez ale potem tylko lepiej
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wycieczka zorganizowana super,.Pilot pan Piotr -rewelacyjny ,posiada bardzo duża wiedzę, jest bardzo spokojny ,potrafi wszystko załatwić. Hotele budżetowe ale przyzwoite,miałam ,posiłki ok -przy okrągłym stole .Przewodnicy wymieniają pieniądze, więc spokojnie. Podróż szybkim pociągiem 351km na godzinie bardzo fajna,a w trakcie kontroli bezpieczeństwa zwracali uwagę na lakiery i pianki powyżej 150ml,nożyczki powyżej 5cm za to goraca woda do zalania kawy lub zupki chińskiej.Bardzo fajna wycieczka polecam
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wycieczka do Chin z Polski przyleciała, za przewodnika - Karola dostała. Karol, gdy tak liczną grupę zobaczył - od razu do ziwedzania pekniu nas zaporowadził. Gdy z Chińskiego Muru schodziliśmy, same zakwasy w łydkach mieliśmy. Maszerując dziarskim krokiem, cała grupę miał pod okiem. Mikrofonik, dobry żarcik i Karolek miał nas w garści. Mówił dużo, zrozumiale, że słuchało się wspaniale. Jego wiedza przekazana będzie w głowach utrwalana. Wiele wspaniałych miejsc razem zwiedziliśmy a zakupowione pamiątki do walizek schowaliśmy. Dziękujemy Panie Karolu za wspamiały wyjazd.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Chiny -w krainie złotego smoka. Wycieczka posiada wiele komentarzy,Postaram się nie powielać pozytywnych opinii ( co będzie trudne) i opiszę swoje wrażenia z podróży. Pierwsze co musieliśmy załatwić to wymiana paszportów w związku z brakiem wolnych 6 kolejnych stron. Czekała nas długa podróż. Zdecydowaliśmy się więc na przyjazd dzień wcześniej do Warszawy unikając niespodziewanych korków na autostradzie(500km). Wybraliśmy opcję z międzylądowaniem w Dubaju gdyż lot bezpośredni do Pekinu jest ok. ale z powrotem czekała by nas podróż pociągiem z Szanghaju do Pekinu.W sumie w podróży jesteśmy tyle samo i do kraju przylatujemy mniej więcej o tej samej porze. Przy okazji spędziliśmy na zwiedzaniu jeszcze jeden dzień w Szanghaju. Po za tym zawsze można rozprostować kości pochodząc po lotnisku w Dubaju. Ponadto lecimy liniami Emirates największym samolotem latającym z Polski (Boeing 777) a póżniej największym samolotem pasażerskim świata (Airbus A380). W ofercie lini kilkanaście filmów po polsku, dobre jedzenie i gratisowe markowe alkohole pozwalające znieść uciążliwość podróży:).Wybór okazał się dobry gdyż samolot w Szanghaju miał problemy techniczne z zamknięciem luku bagażowego i mogliśmy obejrzeć finał MŚ Francja –Chorwacja na telefonie chińczyka. W powietrzu było by to niemożliwe. Później błyskawiczny transfer przez lotnisko w Dubaju i czuliśmy się tak jakbyśmy lecieli lotem bezpośrednim. Przylot punktualnie mimo 2.5 godzinnego poślizgu. Po przylocie do Pekinu odprawa z pobieraniem odcisków palców i wypełnianie deklaracji. Warto mieć swój długopis w bagażu podręcznym. Opera Pekińska. Nastawieni przez poprzedników, że obejrzymy straszne nudy po przedstawieniu byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Pilot objaśnił jak należy ją odbierać i dlaczego jest niepowtarzalna . Opis tego co się dzieje wyświetlany po angielsku po bokach sceny. Akcja początkowo dość trudna do zrozumienia tym bardziej, że dźwięki dochodzące ze sceny drażnią układ nerwowy zmęczonych podróżnych.Z biegiem czasu akcja się rozwija, zakończenie jest dynamiczne i wychodzimy zadowoleni. Doceniliśmy kunszt aktora odgrywającego rolę kobiecą. Później, w którymś hotelu obejrzałem sobie jeszcze jeden akt opery w telewizji. Drugi dzień. Zwiedzanie wg programu. Pałac letni. Pierwsze selfi z młodymi Chinkami. Przez chwilę czuję się jak gwiazda filmowa. Zaczynam rozumieć celebrytów. Wzbudzamy niesamowite zaciekawienie. Fabryka pereł. Ciekawe tym bardziej, że Chinka przedstawiająca mówiła nieźle po polsku. Później panie udały się na zakupy kremów z pereł, my zajęliśmy się poszukiwaniem najdroższej perły a przy okazji poczęstowano nas lokalnym alkoholem. Hmm. Pierwszy szok. Nie da się tego pić. Wątek rozwinę póżniej. Wielki Mur. Pogoda barowa. Jeszcze nie pada ale słaba widoczność. Wchodzimy. Mam wrażenie, że dla chińczyków wejście na mur jest obowiązkowe jak pielgrzymka do Mekki. Wdrapują się po stromych schodach dwuletnie urokliwe maluchy. Starzy i młodzi. Obieramy sobie cel – max. czwarta wartownia.Mijamy dużą toaletę, kończą się schody jest płasko. W czwórkę dochodzimy do szóstej. Widoczność spada do kilku metrów i zaczyna padać. Zadowoleni bo mamy zdjęcia muru we mgle. Schodzimy. Peleryny są ok. ale jest w nich niesamowicie gorąco. Na dole pijemy kawę z automatu. Kierowca włącza ogrzewanie i za chwilę ubrania są suche. Obiekty olimpijskie i place wokół robią wrażenie. Taki chiński rozmach do którego powoli się przyzwyczajamy. Świątynia Niebios. Zmiana diety diety spowodowała, że mój organizm zdecydowanie zażądał skorzystania z toalety. Tu nie zastosowałem się do dobrych rad i będąc w kabinie okazało się, że nie ma papieru. Papier pobrałem przy wejściu, szybki powrót, a tu kolejka do kabiny. Masakra. Bądźcie przygotowani. Plac Tian anmen. Robi się gorąco. Niekończąca się kolejka chińczyków, prawie biegiem, ”poganiana” przez panów z megafonami do mauzoleum Mao Zedonga. Wszechobecne samochody policyjne z kamerami. Robimy grupowe zdjęcie. Chińczykom nie jest to dane. Grupa powyżej pięciu to już zagrożenia dla porządku publicznego. Przejście do Zakazanego Miasta. Czujemy co to znaczy tłum. Wg. pilota to takie normalne ilości turystów. Prawdziwe oblężenie zaczyna się gdy Chińczycy mają wolne i udają się na zwiedzanie. Przyznaję, że Zakazane Miasto robi wrażenie, szczególnie jeżeli wcześnie obejrzało się filmy „Ostatni cesarz” i „Cesarzowa”. Hutongi. Wcześniej indywidualny lunch. Zjedliśmy ziemniaczane wieże, pieczone kałamarnice na patyku i truskawki w karmelu. Całość popita sokiem z kokosa. Koledzy w lokalnej knajpce nieco przepłacili za piwo ok. 40zł !!! za butelkę. Ale pić się chciało bo przyprawy ostre. Mieszkanie w hutongu nie robi na nas takiego wrażenia jak np. na amerykanach. Przypomina styl naszych mieszkań z epoki: „późny Gierek”. Zaskoczeniem może być to że w odległych czasach taki dom zamieszkiwała jedna rodzina dzisiaj dziesięć. Herbaciarnia. Degustacja, różne smaki i zakupy. Cena czarnej herbaty w opakowaniu wielkości małego talerza powala(0.5kg) 38200juanów czyli ok. 20 tys. zł. Do tego czajniczek za 30tys. zł. Za stówkę oferowano 150g opakowania. Nocny pociąg.Olbrzymi dworzec z przestrzennymi poczekalniami. Bez lokalnego przewodnika poruszanie się po dworcu i trafienie do odpowiedniej poczekalni dla europejczyka nie do ogarnięcia. Napisy, komunikaty tylko po chińsku. Pewną wskazówką będą cyfry arabskie ale i tak nasza przewodniczka przystawała i zastanawiała się czy dobrze idziemy. Pilot jeszcze w autobusie mniej więcej nas podzielił i przy niewielkich roszadach rozmieściliśmy się w przedziałach. Bagaż główny jechał z nami więc nie było problemów z przebraniem się. „Odkrywam” kapcie jednorazowe. Jakoś nigdy nie korzystałem z nich w hotelach bo zawsze miałem swoje klapki. W pociągu nie ma pryszniców, umywalki i toalety w standardzie naszego PKP więc do przeżycia.Tu przydadzą się własne ręczniki i nawilżane chusteczki. Palący mogą palić na końcu wagonu są popielniczki nie muszą blokować WC. Zapalniczki palaczki przemycały w biustonoszach. Mimo, że zapałki są dozwolone przy kontroli bezpieczeństwa nie będąc pewną czy można kontrolerka pozbawiła mnie ognia. Nie warto zamawiać kawy u pani w pociągu. Lepiej zaparzyć swoją z dostępnego wrzątku. Gniazdko 230V jest w przedziale. Warto mieć przedłużacz kilkoma gniazdami. Ułatwia to jednoczesne ładowanie baterii aparatów, telefonów laptopów itp. Przejazd jest okazją do integracji grupy. Niewielka 27 osobowa grupa lepiej się poznała. Uwaga. Sklep z europejskim alkoholem dopiero za 4 dni! I tak bezboleśnie w pozycji horyzontalnej przebyliśmy 1100km. Xian. Dawna stolica Chin. Początek Jedwabnego Szlaku. Pogoda barowa. Dziewczyny kupują plastikowe worki z podeszwą zastępujące kalosze. Niezły patent. Pelerynki chronią ale jest w nich niezwykle gorąco. Chyba lepiej sprawdzają się parasole. Pagoda dzikiej gęsi zgodnie z programem i wykład pilota z podstaw buddyzmu i życia Buddy. Poznajemy mistrza kaligrafii. Wybrańcy obdarowani kaligrafią z napisem Polska po chińsku. Przechodzimy ulicą pełną kramów dzielnicy muzułmańskiej , jedzenie przygotowywane bezpośrednio przed spożyciem, pamiątki itp. Wieczorem uczta pierogowa. Pierogi w formowane w kształt nadzienia. Później barwne, roztańczone przedstawienie Dynastia Tang. Wieczorem indywidualne zwiedzanie Xian. Wspaniale oświetlone zabytki i trafiamy ponownie do dzielnicy muzułmańskiej. Mocne oświetlenie, nie pada, mamy wrażenie , że trafiliśmy w zupełnie nowe miejsce. Próbujemy kulek zanurzonych chyba w ciekłym azocie. Konsumując z ust wydobywają się kłęby pary.Polecam wybranie się na wieczorny spacer. Armia terakotowa. Największe odkrycie archeologiczne XX wieku. Samo w sobie robi wrażenie. Zabezpieczone z rozmachem. Tłumy zwiedzających. Ponad 3200 terakotowych żołnierzy. Niepowtarzalne warte zobaczenia. W drodze do Luoyang w sklepie przy stacji benzynowej kupujemy na spróbowanie przekąski w cenie 1-2 zł.Np. kiełbaski o różną mocą przypraw. W Chinach jest dość luźne podejście do stosowania różnych dodatków typu E….. więc tak naprawdę nie wiadomo co jemy. Ciekawe, że po Chinach jeżdżą samochody o całkowicie nieznanych przez nas marek ale większość wygląda znajomo. Chińczycy mają ok. 50 swoich marek. W osobowych możemy spotkać wiele VW, BMW i innych marek europejskich za to w ciężarówkach i autobusach tylko marki rodzime. Dużo aut elektrycznych. Szczególnie rzuca się w oczy Tesla. Skutery tylko elektryczne. Jest ich dużo. Największym problemem jest to , że są bezgłośne. Często gęsto wchodziliśmy pod koła sunącym cicho jednośladom szczególnie wieczorem gdy dla oszczędności akumulatorów nie włączają świateł. Luoyang. Śniadanie na 25 piętrze.Miasto z latarniami w kształcie piwonii. Kosztujemy herbatę i jadalne kwiaty piwonii. Okazja na zakup drobnych prezentów piwoniowych Groty Longmen, dojazd melexami. 100 tys. wizerunków Buddy. Klasztor Shaolin. Bruce Lee nigdy nie był w klasztorze. Ba, nigdy nie był nawet w Chinach. Szok.Wrażenie robią otwory po palcach w drzewie gdzie mnisi ćwiczyli ciosy. To samo w posadzce gdzie trenowali. Pokaz adeptów sztuk walki szczególnie tych najmłodszych, którzy osiągnęli bardzo wysoki poziom umiejętności. Ilość ćwiczących w okolicznych szkołach walki również jest zdumiewająca. Wieczorem zakupy zupek chińskich do skonsumowania w szybkim pociągu. Rano ruszamy w podróż szybką koleją CRH. Pociąg jedzie po estakadach specjalnie wybudowanych na jego potrzeby. 302 km/h nie trzęsie jest bardzo komfortowo. Zupki nie lepsze od naszych z Radomia tylko w większych opakowaniach z widelcem w zestawie. No i można prawie wszędzie zalać wrzątkiem. Na końcowej stacji pociąg nie nawraca. Obracają fotele w przeciwnym kierunku i pociąg rusza w drogę powrotną. Rejs po Wielkim Kanale w Suzhou. Spacer uliczkami wzdłuż kanału okazja do zakupu pamiątek. Przejazd do hotelu i dla wielu oczekiwana atrakcja dnia supermarket Carrefour. W końcu europejski alkohol. Chiński alkohol zupełnie nie przypadł nam do gustu. Cała grupa była podobnego zdania gdyż nie nadaje się do picia. No chyba że jest ktoś bardzo zdesperowany lub hotel oddalony od Carrefoura (wersja deLux). Wysoko procentowy 54% i wyżej najbardziej przypomina nasz bimber ale z jakimś trudnym do określenia posmakiem.Próbowaliśmy niżej procentowe to samo a najgorsza była wódka ”perfumowana”. To było dla nas największe zaskoczenie. Wietnamczycy wytwarzają bardzo przyzwoitą wódkę i jeszcze w cenie 12zł za butelkę. Piwo nie powala ale schłodzone do obiadu ok. Papierosów nie próbowałem ale ceny od 11 do 70 juanów. Palacze z naszej grupy palili przywiezione z kraju. Ogród Mistrza Sieci – tu przewodnik stanął na wysokości zadania gdyż początkowo nie za specjalnie rozumiałem co jest w tym obiekcie takiego niepowtarzalnego, że jest ewenementem w skali światowej. Brawo dla pilota. Fabryka jedwabiu. Ciekawe jak wyłapać pierwszą nić z kokonu, co zrobić gdy w kokonie są dwa jedwabniki i nić jest splątana. Jak rozróżnić naturalny jedwab od sztucznego. Szoping. Dziewczyny miały chwilę na szaleństwo zakupowe. Przejazd do Szanghaju. Pogoda piękna. Wieżowce, infrastruktura wielkiego miasta. Mam wrażenie, że wszystko jest tu bardzo dobrze zaplanowane. Mnóstwo zadbanej zieleni, szerokie ulice i chodniki. Na pewno nie ma to nic wspólnego z chińska tandetą. Aura wynagradza nam początkowe mokre dni. Wjeżdżamy najszybszą windą świata (prawie 74km/h) na Szanghaj Tower. Drzwi na 118 piętrze otwierają się prawie natychmiast i podziwiamy widok miedzy innymi „otwieracza butelek”. Jest co oglądać z wysokości 552 metra. Wieczorem następna obligatoryjna atrakcja. Przejrzystość powietrza idealna. Płyniemy obejrzeć Szanghaj nocą.Nie widziałem osoby, która nie robiłaby zdjęć. Jest pięknie. Nadbrzeża zapełnione po brzegi. Następnego ranka przejazd superszybkim pociągiem. Maglev najszybszy magnetyczny pociąg świata.Osiąga 431km /h. Podróż w jedną stronę trwa 7minut i przejeżdżamy a może właściwiej przelatujemy parę cm nad ziemią dystans 30 km.Wrażenia: Przy max. prędkości czuć, że pociąg wbija się w powietrze, trzęsie i wibruje. Mijanie pociągów przy łącznej prędkości ok.700 km w realu niesamowite. Video tego nie oddaje. Zwiedzamy Szanghaj. Nanjing Street – sklep Appla tłumnie oblegany przez chińczyków mimo, że mają masę rodzimych producentów elektroniki.. Błękitne niebo i drapacze chmur. Spacer po Bundzie. Wielkość i przede wszystkim ilość robi wrażenie. Widać potęgę gospodarczą Chin. Wieczorny pokaz akrobatyczny na bardzo wysokim poziomie. Szczególnie motocykliści w metalowej kuli. Publiczność nagradza występy naprawdę gromkimi oklaskami. Ostatni dzień. Muzeum Narodowe. Lokalna pilotka załatwiła nam wejście –wyjściem omijając myślę kilkugodzinną kolejkę. Pierwsza sala tybetańska. Stroje –szczególnie zrobiony ze skóry łososia. Zobaczyliśmy stare banknoty, pieczęcie w których tak lubują się chińczycy. Sala kaligrafii nie dla nas – nie sposób odróżniać tych „krzaczków”od siebie. Bardzo ciekawa ekspozycja ceramiki, np. bezcennych waz z dynastii Ming. Replika smoczego pieca do wypalania ceramiki. Wystawiono najstarsze odnalezione skorupy naczyń z 6800 r p.n.e. Wspaniała kolekcja wyrobów z brązu. Naczynia, figurki, narzędzia i dzwony. Przedmioty po angielsku miały tylko krótką informację. Chińczycy posługiwali się elektronicznymi przewodnikami. Odsłuchiwali informacje o przedmiocie po wpisaniu numeru. Centrum Planowania Miasta – makieta Szanghaju jest wielka. Mogliśmy na żywo zmieniać kamery i podglądać jaki jest ruch drogowy. Metro Szanghajskie w 2014 roku mogło przewieść 9,3mln pasażerów dziennie. Podsumowując. Przy tym tempie rozwoju za 30 lat język chiński może wyprzeć angielski w komunikacji międzynarodowej. Dlatego może zacznijmy uczyć się chińskiego :)
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wycieczkę zaliczam na plus, polecam . Zobaczyliśmy ciekawe, znane i mniej znane miejsca. Przewodnik Adrian C. rewelacja- duża wiedzą, znajomość terenu oraz wzorcowe podejście do 'podopiecznych' jedyny minus to lot z przesiadkę w Dubaju, gdzie długo trzeba czekać Sylwia K.