4.8/6 (13 opinii)
Kategoria lokalna 3
6.0/6
Jestem zachwycona i bardzo zadowolona z pobytu w tym hotelu. Bałam się, że będzie okropnie, bo przeczytałam kilka niepochlebnych opinii na stronie angielskiej. Teraz stwierdzam, że to co tam piszą to wierutna bzdura!!! Hotel leży w odległości 10 minut od lotniska. Lecieliśmy 1,5 godziny do Chorwacji, potem na lotnisku przywitała nas miła Pani z Rainbow wskazując autobus, którym dojechaliśmy do hotelu. Już na miejscu naszym oczom ukazał się piękny, wielki holl. Pani recepcjonistka, przemiła osoba dała nam klucze do pokoju. Pokój super. Nie duży, ale elegancki, wielkie łóżka z wygodnym materacem, milutkie kołderki i podusie. Łazienka mała ale czysta i elegancka z dużą kabiną prysznicową. Polecam dopłacić za pokój z widokiem na morze. Zachody słońca są obłędne i można je oglądać z wysokości 4 piętra. Cudnie !!! Szum morza w nocy usypiał. Nad ranem budziła nas co prawda koparka, gdyż obok buduje się jakiś apartamentowiec. No ale cóż, na to wpływu hotel nie ma. Pisałam już, że Pani z recepcji była niezwykle pomocna, zwłaszcza, gdy okazało się, że zamknęłam walizkę na kluczyk, a owy zostawiłam na parkingu w Katowicach. Szybko znalazł się Pan z przecinakiem i kłódka wylądowala w śmietniku. Pocieszającym jest fakt, że to nie ja pierwsza odwaliłam taki numer :D Jedzenie w hotelu, jak czytałam miało być okropne, a było bardzo smaczne. Na śniadanie wszystko czego dusza zapragnie, szynki, sery, jogurty, chrupki, warzywa, owoce, ciasto. No może tylko kawa z ekspresu była sztuczna: rozpuszczalna z proszkiem zamiast mleka :( Warto wziąc mały czajniczek ze sobą. Na obiadokolację była codziennie jakaś ryba, wieprzowina, drób, dwie zupy do wyboru, ciasta, owoce, sery obłędne krojone w duże kawałki, świeże warzywa. Naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Obsługa niezwykle pomocna. Wyjaśniono nam, że nie mając wykupionego pakietu All inclusive, nie możemy nalewać sobie wina i piwa do kolacji, natomiast soki, wodę, colę możemy jak najbardziej. Przy restauracji jest taras, a na nim stoliki. Dużo osób tam jadło kolację. Kilka osób dokarmiało bezdomne kotki, obsługa nie zwracała im uwagi. Biedy takie. Tak ich dużo w Chorwacji. Nie zapominajcie o nich proszę! Hotel ma basen, wystarczający, gdyż niewiele osób z niego korzystało i można na luzie popływać. Hotelowa plaża i 50 m do morza to też atut. Leżaki codziennie myte. Przeszkadzała mi muzyka przy basenie. Dużo było francuzów i mieli oni tam swoje animacje. Na końcu hotelu jest przystań, gdzie można wypożyczyć kajak, deskę, zamówić jazdę na bananie lub polatać spadochronem za motorówką. My nie korzystaliśmy z tych atrakcji, za to niedaleko hotelu jest przystań, gdzie można zakupić podróż łodzią motorowa do Dubrownika. Naprawdę warto zobaczyć wybrzeże Chorwacji od stronu morza. Mury Dubrownika i sam Dubrownik to magiczne miejsce. Nie dziwię się, że tam właśnie kręcono film "Gra o tron". Trzeba to zobaczyć na własne oczy. Hotel Epidaurus znajduje się w niewielkiej miejscowość Cavtat. Urokliwe miejsce. Dużo restauracji, kawiarenek, trochę zabytków. My codziennie chodziliśmy wokół cypla wysuniętego w głąb morza., prowadzącego do centrum miasteczka. Polecam zjeść w mieście rybkę Orada (nasza dorada). Smak nieziemski. Wzięłam na tydzień czasu 1000 kun i to mi wystarczyło. Partner też miał tysiaka. Żal było opuszczać to cudowne miejsce. Byliśmy pod koniec września, a pogoda nas rozpieszczała. W nocy nie było już tak gorąco, więc klima nie była potrzebna. Natomiast w dzień można się było wygrzać na leżaczku i popływać w ciepłym jeszcze Adriatyku. Nie było też tłumów ludzi, tak jak w sezonie. Myślę, że jeszcze tam wrócimy :) Polecam z całego serca ten Hotel.
6.0/6
Do hotelu Remisens Epidaurus w Cavtat trafiamy po tygodniowej wycieczce objazdowej „Zapach wina i lawendy”, czyli naszej bałkańskiej przygodzie po Chorwacji, Bośni i Hercegowinie oraz Czarnogórze. Wybór hotelu podczas rezerwacji, to szczerze mówiąc nie lada wyzwanie. Potwierdzić to może z całą pewnością ekipa Salonu Firmowego przy Al. Jana Pawła II w Warszawie. Jeszcze na etapie wstępnej rezerwacji, hotel zmieniam chyba dwukrotnie. A wszystko za sprawą opinii dotyczących długich przejazdów pomiędzy hotelami a lotniskiem oraz samych ocen hoteli. Ostatecznie wybór pada na Hotel Epidaurus w Cavtat. Jak się później okaże, to była świetna decyzja. Nie oznacza to jednak wcale, że od razu zniknęły wszelkie wątpliwości, o nie. Jednak pracownicy Rainbow czuwają – „proszę nie zmieniać rezerwacji, hotel jest po generalnym remoncie”. Po tych słowach, mogę już być spokojna. Do hotelu, jak już wspomniałam, trafiamy po objeździe. I tutaj niestety, z punktu widzenia turysty – logistyka troszkę kuleje… W hotelu kwaterujemy się grubo po 14:00, pomimo tego, że z miejscowości Bar w Czarnogórze wyjeżdżamy po godz. 8:00. Okazuje się, że pod lotniskiem Zracna Luka w Dubrowniku musimy się przesiąść do innego autobusu i tutaj czekamy ponad 2 godziny na dwa samoloty turystów z Polski. Spokojni jednak mogą być Ci, którzy wybiorą ten hotel na sam wypoczynek. Z lotniska to odległość ok. 5 km, zatem po kilku-minutowym transferze, wysiadamy pod głównym wejściem. Odprowadza nas animatorka Rainbow, zapewniamy ją jednak, że z pewnością poradzimy sobie z zakwaterowaniem. Po chwili, z opaskami All inclusive na nadgarstkach oraz kluczem magnetycznym w ręku, wjeżdżamy windą na 2 piętro. Nasz standardowy pokój z widokiem na ogród, okazuje się być pokojem superior z balkonem i widokiem na morze, a wszystko w nim, zresztą jak w całym hotelu, pachnie nowością. Jest popołudnie, zatem postanawiamy ten dzień przeznaczyć na mały rekonesans. Jest już po lunchu, ale to nic nie szkodzi… Zaraz obok restauracji serwowane są przekąski. Możemy zjeść świeżo przygotowanego hamburgera lub hot-doga. Goście hotelowi, to w przeważającej większości Francuzi, w średnim lub raczej zaawansowanym wieku. Bardzo łatwo ich odróżnić, gdyż wszyscy klienci francuskiego biura Lookea noszą czerwone opaski All inclusive. Pozostali goście, tak jak my, otrzymują te w kolorze niebieskim. Nie ma co tu się dopatrywać jednak żadnej dyskryminacji. Wszyscy korzystają z tych samych udogodnień i atrakcji hotelu. Różnica polega jedynie na tym, że francuskie biuro posiada swój sztab animatorów, którzy zapewniają rozrywkę swoim turystom, tzn. zapraszają na animacje tylko swoich gości. Do nas podejdzie animator hotelowy, w szarych lub pomarańczowych barwach hotelu, zaprosi nas do zabawy w języku angielskim, a finalnie okaże się, że bierzemy udział w tej samej konkurencji co grupa Francuzów. Polaków w hotelu jest bardzo mało. Podczas naszego pobytu widzieliśmy chyba tylko dwie pary z Polski. Sam hotel, należący wcześniej do sieci Iberostar, następnie do Smart Selection, a obecnie Remisens, składa się z pięciu 3-piętrowych budynków, połączonych ze sobą. Cały hotel przeszedł generalny remont w 2017 r. Wszystko lśni i dosłownie pachnie nowością. Teren wokół hotelu, raczej nie należy do sporych. Jest jednak zadbany. Znajdziemy tutaj 2 baseny oraz brodzik dla dzieci. Nie są jakoś szczególnie duże, czy głębokie. Uważam jednak, że w zupełności wystarczające. Jeden z basenów położony w ogrodzie, jest tu trochę ciszej i kameralniej. Drugi natomiast przy samym nadbrzeżu i stanowisku animatorów. Tutaj właśnie odbywają się animacje i ciągle gra muzyka. Tuż obok znajduje się brodzik dla dzieci. W pobliżu również znajdziemy bar z napojami oraz popołudniowym ciastem. Hotel znajduje się przy samej plaży Tiha. Wielbiciele długich, piaszczystych plaż na pewno będą zawiedzeni. Plaża Tiha jest wąska, ma może 2-3 metry szerokości i kilkanaście metrów długości, a do tego jest żwirowo-kamienista. Również Adriatyk nie jest tu tak lazurowy jak w innych rejonach Chorwacji. Woda jest raczej ciemnogranatowa i mętna. Leżaki i parasole są bezpłatne, jednak z racji wielkości plaży, stoją na betonowym, hotelowym nadbrzeżu. Na terenie hotelu działa szkoła nurkowa. Można również skorzystać z szerokiej oferty sportów wodnych. Za dodatkową opłatą możemy wynająć kajak, skuter lub łódkę. Z racji bliskości lotniska, co jakiś czas, nad naszymi głowami pojawia się startujący lub lądujący samolot. Hałas jednak nie jest wielki i zupełnie nieuciążliwy. Cały następny dzień przeznaczamy na relaks. Pływamy w morzu, korzystamy z atrakcji hotelu. Czas nam płynie w zasadzie od posiłku do posiłku. Jedzenie - nie ma co ukrywać – jest wyśmienite. Dominuje kuchnia międzynarodowa, z chorwackimi akcentami. A wybór potraw jest naprawdę duży. Do tego niezobowiązująca atmosfera w restauracji. Wszystko to powoduje, że czujemy się jak w oazie spokoju. Z plaży, obserwujemy z oddali olbrzymie statki wycieczkowe, które cumują w porcie, w Dubrowniku. Tak „Perła Adriatyku” znajduje się w odległości ok. 20 km, a my z naszego balkonu widzimy zarys murów obronnych! Widok niesamowity, muszę przyznać. Niestety wieczorem, zaczyna padać. Rano wita nas również chłodny i deszczowy dzień. Przeciera się dopiero popołudniu, jednak o plażowaniu można jeszcze zapomnieć. Decydujemy się zatem na spacer do oddalonego o ok. 1 km starożytnego miasteczka Cavtat. Z hotelu wychodzimy boczną bramą i idziemy wzdłuż Adriatyku. Po drodze mijamy siostrzany hotel Remisens Albatros. Ulica jest wąska ale mało ruchliwa. Pierwsze co widzimy, to cumujące łódki. Jest ich chyba z kilkadziesiąt. Później zaczynają się sklepiki, głównie z pamiątkami i restauracje. Początki miasta sięgają jeszcze czasów starożytnych, kiedy została tu założona pierwsza osada grecka – Epidauros. Później przeszła ona we władanie rzymskie, a po najazdach Słowian i Awarów oraz po upadku Zachodniego Cesarstwa Rzymskiego – przestała istnieć. Jej mieszkańcy schronili się na wyspie Lave, z której potem powstał Dubrownik. W XV w. miasto zostało oddzielone od lądu kanałem i otoczone murami obronnymi. W czasach Republiki Dubrownickiej, Cavtat, zaraz po Dubrowniku, był drugim ważnym portowym, handlowym i administracyjnym miastem. Mijamy dworzec autobusowy i mały port, skąd wypływają statki i łódki do pobliskich miejscowości, m.in. do Dubrownika. Obok znajduje się agencja turystyczna, gdzie możemy zakupić bilety oraz kantor wymiany walut. To kwestia kluczowa, bo nie we wszystkich sklepikach czy kawiarniach przyjmują od nas płatność w €. Główna, a zarazem najpiękniejsza część miasteczka, to promenada z palmami. Wzdłuż promenady znajdziemy restauracje i kawiarenki. Leniwa atmosfera sprawia, że naprawdę, trudno się oprzeć, by nie przysiąść na chwilę w jednej z nich. Tuż obok w porcie, cumują natomiast zachwycające i luksusowe jachty. Miasto otoczone jest sosnowymi lasami i strzelistymi cyprysami. Wszędzie jest cudownie zielono. Wszechobecna cisza i spokój oraz dużo mniejsza ilość turystów, to oczywiście nie wszystko, co Cavtat ma do zaoferowania. Amatorzy zabytków na pewno nie będą zawiedzeni, gdyż znaleźć tu można wiele budowli pamiętających czasy Republiki Dubrownickiej. Do najciekawszych z nich należy na pewno XVIII w. barokowy kościół św. Mikołaja. W jego wnętrzu znajdziemy drewniany ołtarz oraz galerię ze zbiorem obrazów, rzeźb i naczyń liturgicznych. Ślady dawnej historii można również odnaleźć w renesansowym Pałacu Rektorów, XV w. kościele św. Błażeja oraz klasztorze Franciszkanów. Z nowszych budynków, na uwagę zasługują – dom rodzinny jednego z najbardziej znanych chorwackich malarzy, prekursora modernizmu - Vlaha Bukovaca (we wnętrzach możemy podziwiać dzieła artysty) oraz mauzoleum rodziny Raćić z początku XX w., które w całości powstało z białego kamienia. Amatorzy pieszej turystyki znajdą natomiast specjalnie dla nich przeznaczone ścieżki i trasy. W Cavtat spędzamy całe popołudnie. Kupujemy mnóstwo pamiątek. Najbardziej popularne to te z krawatem. Dla niektórych może być ciekawostką to, że krawaty pochodzą z Chorwacji, a ich początek szacuje się na XV-XVI w. Były oznaką miłości i wierności. Chustki wiązane przez kobiety na wzór krawata na szyjach ich ukochanych, wyruszających na wojnę, miały przypominać dom i rodzinne strony, a w ciężkich chwilach - dodawać otuchy. To dlatego właśnie do dziś krawaty są tu jedną z najpopularniejszych pamiątek jaką można kupić w sklepach. Znajdziemy je głównie na breloczkach i kubeczkach. Najwięcej jest tych w „chorwacką kratę”, czyli w barwach chorwackiego herbu. Obok nich, na uwagę zasługują lawendowe mydełka i olejki oraz wino. Chorwackie tradycje w produkcji wina sięgają przecież IV w. p.n.e. Kolejne dni upływają na wypoczynku. Relaksujemy się nad basen lub na plaży. W lokalnej telewizji znajdujemy kanał, który 24h na dobę transmituje obraz z głównej ulicy Dubrownika „Stradun”. Pomimo tego, że Dubrownik zwiedzamy podczas naszej wycieczki objazdowej, postanawiamy zobaczyć to miasto nocą. W hotelu kupujemy bilety na statek do Dubrownika w cenie 80 Kun, w obie strony. Wypływamy wczesnym popołudniem i już po kilkudziesięciu minutach dopływamy do portu w Dubrowniku. W marinie cumują luksusowe jachty. Nim zapadnie zmrok, „błądzimy” pomiędzy wąskimi uliczkami Starego Miasta. Wędrujemy pomiędzy znanymi już nam zabytkami. Główną, wypolerowaną setkami tysięcy stóp, 300 m aleją Stradun dochodzimy do wejścia na fortyfikacje, czyli mury obronne obiegające starówkę. Fortyfikacje mają 1940 m długości. Wzmacnia je ok 20 baszt, bastionów i fortów. Spacer po murach obronnych i podziwianie Stari Grad zajmuje nam ponad 2h. Schodzimy zaraz przy Wielkiej Fontannie Onufrego. Z 16 paszcz kamiennych maszkarów bije woda o cudownych właściwościach. Napicie się wody z każdej z nich przynosi podobno długie i szczęśliwe życie. Tuż obok znajduje się renesansowy kościół Zbawiciela oraz klasztor Franciszkanów. Franciszkanie słynęli w średniowieczu z wyrobu medykamentów i olejków. Swoje produkty sprzedawali w założonej w 1317 r. aptece. Apteka działa do dnia dzisiejszego i jest najstarszą apteką w Europie. Wracamy aleją Stradun w kierunku portu i dochodzimy do placu Luža. Wznosi się tutaj Pałac Sponza, w którym mieściły się: urząd celny, skarbiec, mennica, urząd miar, Akademia Dubrownicka oraz Muzeum Socjalistycznej Rewolucji. Obecnie działa tu archiwum. Znajdujący się obok, wzniesiony w XV w. Pałac Rektorów był siedzibą zarządców miasta, wybieranych na miesięczną kadencję. W pobliżu znajduje się również kościół św. Błażeja, patrona miasta oraz Kolumna Rolanda. Sprawowano pod nią rządy, ogłaszano rozporządzenia, przykuwano do niej skazanych na pohańbienie. Przedramię rycerza było natomiast miejską miarą łokcia. Następnie udajemy się do katedry Wniebowzięcia Matki Boskiej, którą w 1192 r. ufundował król Ryszard Lwie Serce, w podziękowaniu za ocalenie życia. We wnętrzu katedry wisi obraz Tycjana z 1550 r., przedstawiający wniebowzięcie. Natomiast katedralny skarbiec skrywa bezcenne relikwie. Zaczyna się ściemniać, a my wracamy na główny Stradun. Okazuje się, że zwyczajny spacer o tej porze, to niezapomniane przeżycia. Praktycznie co krok odbywają się koncerty i liczne spektakle teatralne. Miejscowe grupy wokalne i pieśniarze śpiewają o miłości i morzu. Ci co preferują nocne życie, znajdą w Dubrowniku liczne dyskoteki i bary. My natomiast decydujemy się jeszcze wjechać kolejką na wzgórze Srđ. Z góry rozpościera się wspaniała panorama podświetlonego Dubrownika, a także widać Cavtat i lotnisko Čilipi. Do hotelu wracamy w nocy, ostatnim kursem naszego statku. Hotel Remisens Epidaurus w Cavtat zdecydowanie zasługuje na więcej niż 3*. Spokojnie oceniam go na 4,5*. Odnowione, nowoczesne wnętrza, niezobowiązująca atmosfera, wyśmienita kuchnia i pomocny personel to gwarancja komfortowych i udanych wakacji. Dodatkowy plusik za położenie hotelu w pobliżu „Perły Adriatyku”, czyli Dubrownika.
5.5/6
było super, bliski Dubrownik ciekawe miejsce do zwiedzania. Pogoda murowana, ciepłe morze. Myślę, że jeszcze tam wrócę
5.5/6
Bardzo mily hotel, w cichej i spokojnej miejscowości. W sam raz by ucoec od zgoelku miasta. Muszę pochwalic naszego rezydenta, przemila Pani która gdy wracaliśmy z wycieczki fakultatywnej specjalnie dzwonila do hotelu by upewnić się czy hotel zostawi nam kolację. Chyba jedyna wadą jest to że reklamowane a imacje sa prowadzone przez TUI i tylko w jezyku francuskim.