5.0/6 (568 opinii)
Kategoria lokalna 5
5.5/6
Ogólnie jesteśmy bardzo zadowoleni z pobytu na Karaibach i w hotelu Senator. Plaża, woda, jedzenie, obsługa hotelowa na 6 punktów dajmy 5. Jedynym minusem było niskie ciśnienie w kranach i brak ciepłej wody.
5.5/6
Pobyt w Dominikanie był dla mnie już trzecią imprezą organizowaną przez biuro podróży Rainbow, w tym drugą na Karaibach i pierwszą typowo pobytową, a to z uwagi na niefortunne okoliczności pandemiczne (ograniczone możliwości podróżnicze, wszelakie obostrzenia, ryzyko zarażenia itp.) - był to dla mnie zatem też pierwszy urlop zagraniczny w czasach Covid-u. Co prawda, nie obyło się bez pewnych uzasadnionych obaw, lecz finalnie zorganizowanie takiego wypoczynku (w tym dotarcie na miejsce i powrót) okazało się sprawne i bezproblemowe a sam pobyt w pełni udany, mimo panujących obostrzeń na terenie hotelu jak i poza nim. A czemu akurat Dominikana? Zadecydowała tu strona praktyczna. Ze strony wirusa brak testów na Covid czy konieczności kwarantanny - wymagany był jedynie dokument QR potwierdzający pełne zaszczepienie po powrocie do Polski. Po drugie - 2 lata temu spędziłam cudny urlop na Antylach Południowych Karaibów, w których z miejsca się zakochałam a w dalszych podróżach chciałam, już wtedy, choć troszkę uszczknąć z tych "właściwych" Karaibów. Zaś oferta hotelu Senator (zaznaczę, że goście Senatora mogli korzystać w pełni również z udogodnień hotelu sąsiedniego Playa Bachata, co nie działało w drugą stronę a nam zapewniało ciszę i spokój) - jego położenie i infrastruktura przeważyły w podjęciu decyzji. Dominikana a precyzyjniej Republika Dominikany to kraj położony na wyspie Haiti (zwanej często Hispaniola) będącą częścią archipelagu Wielkich Antyli Morza Karaibskiego – od zachodu wyspę zajmuje Republika Haiti a od wschodu właśnie Republika Dominikany. Jest to dość istotne, a nie od razu takie oczywiste, by nie mylić tych pojęć, gdyż w kwestii polityczno-geograficznej Dominikana - pewnie ku zaskoczeniu wielu – nie jest wyspą. Stąd już na wstępie, prostym przykładem, wydawałoby się wręcz podstawowej wiedzy, mamy potwierdzenie słynnej maksymy, że “podróże kształcą”:) Jednak ciężko byłoby dokształcać się, zapoznać z krajem, poobcować z naturą, poczuć jego autentyczny klimat i doświadczyć życia Dominikańczyków spędzając czas jedynie na terenie ośrodka wypoczynkowego, dlatego też jeszcze przed wylotem, był czas na rozeznanie się w atrakcjach Dominikany i wybór wycieczek fakultatywnych, które miały zapewnić ich realizację i zaspokoić tę podstawową ciekawość, zupełnie obcego dla mnie wcześniej, kraju. Na miejscu padł wybór dwóch wycieczek o charakterze aglomeracyjnym, czyli zwiedzania Puerto Plata i Santo Domingo oraz jednej przyrodniczej, aby eksplorować dziewicze tereny Półwyspu Samana. I o ile fakultet ukierunkowany na Puerto Plata spełnił moje oczekiwania , to stolicę kraju - Santo Domingo wyobrażałam sobie zupełnie inaczej i po zobaczeniu głównych atrakcji odczuwam pewien niedosyt połączony z lekkim rozczarowaniem na widok architektury, stanu zachowanych zabytków, ich rozmieszczenia i ogólnie wizualnie jako całości - brakowało mi tam bowiem wyeksponowania stylu kolonialnego, przestrzeni w Centrum, kolorów, balkonów bujnie obrośniętych kwiatami i ogólnego porządku. Nie jest to absolutnie przemyślenie kierowane do Rainbow - organizacja była jak najbardziej konkretna, a wszystkie obowiązkowe punkty "odhaczone", mimo to, po najstarszej stolicy Ameryk, spodziewałam się większego zachwytu, zwłaszcza, że miałam już okazję podziwiać inne miasto kolonialne - Kartagenę w Kolumbii. Podejrzewam, jednak, że na osobach będących pierwszy raz, w tak charakterystycznym mieście, Santo Domingo może zrobić całkiem pozytywne wrażenie. Perełką zaś, bez cienia wątpliwości, jest wycieczka na Płw. Samana i do Parku Narodowego Los Haitises, którą wspominam z pełnym entuzjazmem i sporym sentymentem. Ale po kolei... Puerto Plata, oficjalnie San Felipe de Puerto Plata - oznaczające "srebrny port" (z uwagi na kolor liści drzew porastających okolicę), któremu nazwę nadał sam słynny odkrywca Krzysztof Kolumb, to nadmorskie miasto o charakterze portowym, leżące u wybrzeży Oceanu Atlantyckiego - urzekło mnie ono m.in. odrestaurowanymi i zabytkowymi budynkami pomalowanymi pastelowymi kolorami, nadmorską promenadą (z najdłuższą ławką stanowiącą miejsce spotkań tubylców) tętniącą życiem i gwarem turystów, klimatyczną różową uliczką, uliczką przyozdobioną kolorowymi parasolkami a nawet drewnianą rotundą ciekawej architektury umieszczoną na środku rynku; miałam też możliwość zobaczenia latarni morskiej i XVI wiecznej fortecy św. Filipa (pełniącej niegdyś rolę więzienia) zaś punktem wartym zainteresowania jest najwyższy w okolicy (ok 800 m n.p.m.) i górujący bezpośrednio nad miastem, zalesiony szczyt Pico Isabel de Tores (Góra Izabeli) z ok 16 metrowym posągiem Chrystusa Zbawiciela (na wzór tego z Rio de Janeiro) i przepiękną panoramą na miasto - na terenie góry, utworzono klimatyczny ogród botaniczny z tropikalną roślinnością (np. helikonie czy Pachystachys lutea z rodziny akantowatych) oraz zbiornikami wodnymi zamieszkałymi m.in . przez karpie chińskie i żółwie czerwonolice; teoretycznie turyści dostają się na szczyt (jedyną w Dominikanie) koleją linową, która jednak wcześniej zepsuła się, nie zdążono jej naprawić, przez co transport na Górę Izabeli zapełniły nam (w ramach wyjątku) pojazdy ciężarowe, przemykające z gwarem silników przez wioski, co zapewne było nie tylko dodatkową atrakcją (przejazd obok piętrowego cmentarza, maleńkich wiosek, widok na okoliczne lasy i skalne formacje) dla nas - turystów ale i dla mieszkańców, którzy wychodzili wtedy przed swoje domostwa ochoczo pozdrawiając nas machaniem i uśmiechami. Po drodze odbyło się też zwiedzanie wytwórni rumu marki Macorix z degustacją kilku wariantów smakowych, wizyta w fabryce czekolady del Oro i u lokalnego jubilera trudniącego się obróbką larimaru (kamienia szlachetnego występującego w Dominikanie, o nietypowym niebieskim kolorze, przypominającym barwę karaibskich wód, skąd też wzięła się jego nazwa) - w każdym z tych miejsc obowiązkowo był czas wolny na zakup wspomnianych wyrobów czy innych (wybitnie kolorowych) pamiątek a na koniec wycieczki zorganizowano jeszcze postój w markecie na "większe" zakupy, gdzie warto zaopatrzyć się, szczególnie ,w kawę. Santo Domingo - stolica Dominikany a zarazem najstarsze miasto kraju i pierwsze po odkryciu Ameryki a założone przez brata Krzysztofa Kolumba - Bartłomieja (Bartolomeo) Kolumba już w 1496r.; jest to zapewne miejsce z największą liczbą zabytków, bogatą historią i kulturą regionu widocznymi na każdym kroku, lecz cała starówka nosi za to mocno widoczne ślady upływu czasu tych kilkuset lat; atrakcją turystyczną jest właśnie stara kolonialna dzielnica (Zona Colonial), która znalazła miejsce na liście światowego dziedzictwa UNESCO - tam wśród brukowanych uliczek z architekturą kolonialną znajdziemy m. in. Katedrę Najświętszej Maryi Panny, jako najstarsze religijnie miejsce kultu katolickiego w całej Ameryce, o architekturze gotycko-renesansowej (w której wnętrzu nie spodziewałam się ujrzeć kapliczek z kolorowymi witrażami i zachowanymi oryginalnymi freskami), ruiny najstarszego szpitala (san Nicolas de Bari) "nowego świata" (które zamieszkały zielone papużki Amazonki), wąską uliczkę z wielobarwnymi budynkami, gdzie kręcono niektóre ujęcia do "Ojca Chrzestnego"; tego dnia zwiedziliśmy również Alcazar de Colon - najstarszą rezydencję wicekrólewską w Ameryce, powstałą z inicjatywy syna Krzysztofa Kolumba - Diega Colon, który tuż po zostaniu gubernatorem Indii zlecił jej wykonanie, aby stanowiła dom dla rodziny a która obecnie pełni funkcję bardziej muzeum dla zwiedzających (ku memu zdumieniu, z dość pokaźną kolekcją mebli użytkowych, strojów, ksiąg czy innych przedmiotów z dominującym znaczeniem religijnym); odskocznią od miejskiego zgiełku i strzałem w dziesiątkę po Santo Domingo był dla mnie zdecydowanie Park Narodowy Los Tres Ojos położony nieopodal stolicy - fenomenem tego miejsca jest fakt położenia wśród gęsto porośniętego lasu tropikalnego, gdzie pochowane są jaskinie, a w ich załębieniach powstały aż 3 bajkowe, podziemne jeziorka z krystalicznie czystą wodą niespotykanych odcieni barwy niebieskiej i pływającymi w niej rybkami widocznymi jedynie dzięki otworom skalnym, przez które dostaje się światło dzienne - aby dostać się do ostatniego, największego i najbardziej zachwycającego jeziorka trzeba przeprawić się łódką w ciemnym tunelu jaskini, co przy pobudzeniu wyobraźni wyzwoliło u mnie dreszczyk adrenaliny a przy wpatrywaniu się w skały zauważyłam też skupiska nietoperzy, które ów doznanie wzmocniły - w tym miejscu oklaski za pomysł realizacji "trzech oczek" z połączeniu z Santo Domingo, które wg mnie "uratowały" ten fakultet wycieczkowy i wcale nie dziwię się, że tak wiele filmów nakręcono wykorzystując walory tejże lokalizacji; zwieńczeniem dnia zaś była najdziwniejsza latarnia morska jaką w życiu widziałam, czyli Faro a Colon przypominająca z lotu ptaka gigantyczny betonowy krzyż a która de facto jest rodzajem pomnika pełniącym rolę mauzoleum wybudowanym ku pamięci Krzysztofa Kolumba Półwysep Samana (z zatoką Samana) i Park Narodowy Los Haitises - położone w północnej części Dominikany z uwagi na mocne zalesienie i podmokłe tereny stanowiły niegdyś idealne schronienie dla piratów - obecnie słyną wśród turystów z pięknych plaż i ośrodków wypoczynkowych, jednak dopiero rejs łodzią motorową przez zatokę Samana z niesamowitym wręcz ukształtowaniem terenu wybrzeża i ciągnącymi się kilometrami bajkowymi plażami z białym piaskiem obrośniętymi gęsto wyłącznie palmami aż do popularnego Parku Narodowego Los Haitises z dziewiczą, tropikalną przyrodą pozwala nam uwydatnić, dostrzeć z innej perspektywy i docenić osobliwość tego rejonu, która zapewne nie daje takiej ekscytacji podczas wylegiwania się na plaży; Los Haitises to dla mnie cudowna kraina wysepek oraz wystających z morza wapiennych formacji skalnych (mogotów) przypominających już te z "Avatara" (porośniętych przez drzewa kapokowe czy kluzje), licznych kanałów i lasów namorzynowych utworzonych przez drzewa mangrowe (takie jak mangrowiec biały czy korzeniara czerwona) dopełnia ten efekt nieziemskości i dziczy a wpływając łodzią w namorzyny stopniowo budowany jest nastrój grozy a to dzięki połączeniu wystających ponad taflę wody korzeni i mgły unoszącej się pomiędzy nimi; same skałki muszą być rajem dla ornitologów, gdyż zamieszkałe są przez niezliczone gatunki ptaków z pelikanem brunatnym i fregatą wielką na czele, której kształt widziany od spodu na tle bezchmurnego nieba osobiście mnie zafascynował - przypominając wielkiego pterodaktyla, przez co czułam jakbym odbyła podróż w czasie; najbardziej jednak zapadło mi w pamięć występowanie tam 2 endemicznych ssaków domingohutii haitańskiej oraz almika haitańskiego, który należy do garstki jadowitych ssaków na świecie a jego wygląd posłużył jako pierwowzór do stworzenia postaci animowanej, znanej zapewne dla wielu z dzieciństwa - "Ryjka" z Muminków :) Docelowo, po dotarciu na ląd w Parku, gdzie, nota bene, znajduje się wiele jaskiń i grot, dowiedziałam się, że zamieszkiwały je setki lat temu szczepy Indian Taino - rdzennych mieszkańców Antyli, a dowód tego widać na ścianach po dzień dzisiejszy, gdzie zachowały się piktogramy oraz petroglify z czasów nawet przedkolumbijskich. Każdy aspekt tej wycieczki i wspomnienia z nią związane wywołują u mnie mimowolnie pozytywne emocje - żałuję jedynie, że nie zdecydowałam się na odwiedzenie Dominikany i rejonu płw. Samana w okresie zimowym (okolice marca) kiedy to na wody zatoki spływają się setki gigantycznych rozmiarów humbaków, aby się rozmnażać, co musi być spektakularnym widowiskiem dla miłośników przyrody w łodziach przepływających akurat w ich pobliżu. Tego dnia nie mogło zabraknąć rejsu na wyspę Cayo Levantado, by poczuć się jak na typowej rajskiej plaży, popijając bezalkoholowego drinka w ananasie i korzystać w pełni z kąpieli w cieplutkiej wodzie, opalać się, zajadać świeżo złowionymi owocami morza i cieszyć każdą chwilą błogiego relaksu. Na "deser" już i tak pełnego wrażeń dnia wybraliśmy się pod wodospad Los Cocos - aby dostać się do głównej atrakcji trzeba było krótkim, lecz urozmaiconym szlakiem "przedrzeć się" przez dżunglę - wtedy rezydent zatrzymując się pokazywał jak rośnie np. owoc kakao, jak wygląda kwiat bananowca i z jakiej formy wyrastają dojrzałe banany, po czym poznać graviolę (flaszowca miękkociernistego) i jakie zastosowanie ma obecnie w terapii leczenia raka. Podczas takiego marszu nie uszły mej uwadze rosnące w runie leśnym siedliska okazałych widliczek oraz mięsożernych mimoz a w ostatnim punkcie krótkiego trekkingu, tuż pod wodospadem byłam świadkiem zapierających dech w piersiach wyczynów młodzieńców wywołujących stopniowy wzrost napięcia z nutką grozy, którzy w piątkę wspinali się na coraz wyższe partie wodospadu po czym zeskakiwali wprost do zbiornika wodnego u jego podnóża a kulminacyjnie ostatnia osoba będąca najwyżej... zbiegła po jego ścianie. Przejazd (czasem nawet 4-5 godzinny) autokarem stwarza nam praktycznie jedyną możliwość obserwacji zachowania Dominikańczyków, sposobu i warunków życia, tego w jaki sposób wykorzystują (lub nie) zasoby naturalne, w które obfituje ich ziemia. I tak zza szyb autokaru, w dolinach można podziwiać bogactwo rzadkich roślin i tropikalnych owoców, tamtejsze wioski są porośnięte drzewami mango gęsto owocującymi (żal się robi na widok fermentujących mango, których nie sposób przerobić czy wyeksportować), sadami bananowymi i plantacjami cytrusów, okolice hoteli upiększają dość pospolicie występujące rozkwiecone drzewa barwy intensywnej pomarańczy i czerwieni, czyli wianowłostki królewskie (zwane płomieniami Afryki), w miastach na uwagę zasługują wielobarwne krzewy wilczomlecza okazałego z ostrymi cierniami na łodydze, którego mimo piękna lepiej jednak nie dotykać (kontakt z sokiem rośliny może poparzyć skórę); niezależnie od ukształtowania terenu w oczy rzucały się nieraz pokaźne siedliska palm lub ich pojedynczy przedstawiciele wielu ciekawych gatunków a w zalesionych miejscach licznie pojawiały się dzikie kozy i krowy; nie sposób było też nie zauważyć śladów człowieka w postaci porozrzucanych śmieci w lasach i na plażach - głównie plastików stanowiących poważny dla ekosystemu i psujący krajobraz problem, który mocno zaburza wizje dziewiczych Karaibów jako przyrodniczej oazy; społeczność zamieszkująca w Dominikanie różni się kolorem skóry - wynika to z faktu, że obywatele Haiti (o czarnej karnacji) migrują tam głównie za pracą mieszając się z Dominikańczykami o jaśniejszej, śniadej karnacji; większość mieszkańców porusza się motocyklami i innymi jednośladami zupełnie nie przestrzegając zasad bezpieczeństwa, na co patrzy się ze zdumieniem lub przerażeniem - na jednym motocyklu często widać całą rodzinkę - dzieci są jedynie "wciśnięte" między rodziców, kierowca często trzyma na kierownicy siatki pełne zakupów czy wiezie wielkogabarytowe przedmioty - jednak w ramach skrajności ilość i klasa najlepszych marek samochodów widywanych na ulicach też potrafi mocno zszokować - rzeczą nagminną jest też brak przedniej tablicy rejestracyjnej, którą zastępuje się kupionymi wcześniej tablicami dekoracyjnymi lub nawet z oznaczeniem innego kraju.
5.5/6
Dominikana przerosła moje oczekiwania. Było pięknie i bardzo egzotycznie. Można było poczuć karaibski feeling :) Warto było wybrać ten hotel. Był ciut droższy niż hotel obok Bachata, ale miał więcej atutów. Mniej gości 500 zamiast 1000, internet w całym hotelu i na plaży, bardziej komfortowe pokoje. Zdecydowanie bardziej polecam hotel Senator.
5.5/6
Byliśmy w hotelu Senator od 24 kwietnia do 4 maja br. Pobyt uważamy za bardzo udany. Hotel położony jest nad samym Oceanem, plaża jest zjawiskowa porośnięta palmami i innymi ciekawymi drzewami, sprzątana codziennie. Woda w Oceanie jest czysta i cieplejsza niż w basenie.Pokoje są skromnie urządzone ale czyste, sprzątane codziennie łącznie z wymianą ręczników.Posiłki w formie szwedzkiego stołu są bardzo urozmaicone,ładnie podane i jest duża ilość potraw.Jeżeli ktoś lubi owoce morza to na pewno będzie usatysfakcjonowany, gdyż codziennie jest do wyboru kilka potraw z tego gatunku.Hotel jest godny polecenia ze względu na bardzo miłą obsługę, dobre jedzenie, ogólną czystość w pokojach i na terenie całego obiektu.Ogromnym plusem hotelu jest położenie przy samej plaży na której jest duża ilość leżaków, tak, że nigdy nie było problemu z brakiem miejsc.Hotel w pełni zasługuje na swoje 5 gwiazdek.