5.1/6 (774 opinie)
Kategoria lokalna 4
6.0/6
To miał być krótki urlop przed sezonem. Raczej bez większych wymagań, liczyła się tylko dobra pogoda, a przynajmniej lepsza niż w kraju. Znowu padło na Grecję. Nie ukrywam, że duży wpływ na podjęcie decyzji miało złagodzenie przez Grecję covidowych zasad wjazdowych. To była też szansa na zobaczenie Salonik, bo nie udało mi się tam dotrzeć podczas pobytu na Chalkidiki kilka lat wcześniej. Dokonując rezerwacji wakacji, wykupuję od razu wycieczkę do Salonik, pragnę mieć gwarancję, że tym razem uda się zwiedzić drugie, co do wielkości, miasto Grecji. Hotel San Panteleimon znajduje w maleńkiej miejscowości Panteleimonas, w pobliżu piaszczysto-żwirkowej plaży. To powinien być udany wypoczynek. Na lotnisku Saloniki-Macedonia lądujemy około południa. Z terminala odbiera nas nasza pilotka – Monika. Do samego hotelu, czeka nas ponad 1-godzinny transfer. Droga jednak dość szybko i sprawnie nam mija. Ten hotel wybrało sporo turystów, także zakwaterowanie chwilę trwa. Cierpliwie czekamy na swoją kolej w barze. Tutaj okazuje się, że praktycznie cały personel mówi w języku polskim. Nasze zdziwienie jest ogromne! Tak naprawdę nie zdążyłyśmy się dobrze rozsiąść w barze, gdy otrzymałyśmy już pokój. Pokój deluxe jest spory i dość przestronny, nowocześnie umeblowany. Znajduje się w nim łóżko dwu-osobowe oraz jedno-osobowe. Z balkonu mamy widok na basen. San Panteleimon Hotel & Resort wywiera na nas bardzo dobre pierwsze wrażenie. Niewielka recepcja i lobby, tuż obok przestronna restauracja. W rogu restauracji znajduje się bar. Część stolików ustawiona jest na świeżym powietrzu, przy basenie. Basen może nie jest olbrzymi, ale w zupełności wystarczający. Z jednej strony basenu znajduje się niewielki brodzik dla dzieci, natomiast po drugiej jest bar. Naprzeciwko budynku głównego, po drugiej stronie basenu, znajdują się domki, w których mieszka m.in. personel. Sam hotel składa się z budynku głównego oraz budynków położonych po drugiej stronie ulicy. Mieszczą się tam pokoje typu bungalow, zdecydowanie skromniej wyposażone. Wszędzie jest czysto i wszystko wokół jest zadbane. Codziennie rano leżaki i basen są sprzątane, tak samo zresztą jak stoliki i krzesełka w barze. Hotel znajduje się w dość spokojnej okolicy, zdecydowanie polecam go osobom, które nie lubią hałasu i gwaru turystycznych kurortów, cenią sobie spokój oraz potrafią docenić uroki natury. Goście hotelowi, to jednak w olbrzymiej większości Polacy. Jeszcze tego samego dnia postanawiamy przespacerować się po okolicy. Panteleimonas to tak naprawdę jedna ulica, kilka tawern i sklepów. Jest początek sezonu, także praktycznie wszędzie jest pusto, a część lokali jest jeszcze pozamykana. Naszą uwagę skupiają natomiast spore, zagospodarowane pola kempingowe, ciągnące się praktycznie wzdłuż całej ulicy. Widać tutaj pierwsze samochody, zarówno Greków, jak i Rosjan. Następnego dnia wita nas zachmurzone niebo. Jest zdecydowanie chłodniej, na szczęście nie pada. Mamy spotkanie z rezydentką. Pokrótce opowiada o hotelu oraz okolicy. Godnych uwagi miejscach, do których można dotrzeć samemu oraz o zorganizowanych wycieczkach fakultatywnych. Przy okazji okazuje się, że wycieczka do Salonik się nie odbędzie. Cóż, jesteśmy zwiedzione. Rezydentka doradza nam jednak, że najbardziej optymalną opcją jest wynajem auta. W kilka minut po spotkaniu organizacyjnym w hotelu zjawia się właściciel pobliskiej wypożyczalni samochodów. Już nas nie dziwi fakt, że również dość swobodnie posługuje się językiem polskim. Sprawdzamy prognozy pogody i w zasadzie najbliższe dwa dni nie zapowiadają się bardziej pogodne. Ciut lepsze temperatury prognozowane są jednak w Salonikach. Decydujemy się wobec tego na wypożyczenia auta na 2 dni. Zwrot pieniędzy za wycieczkę do Salonik pokrywa nam 2-dniowy wynajem samochodu z pełnym ubezpieczeniem. Tego dnia plażowania nie ma, bo pogoda się nie poprawia. Postanawiamy po prostu przejść się po plaży, która znajduje się w odległości ok 200 m od hotelu. Z plaży idealnie widać wznoszący się na wzgórzu Zamek Platamon, a w zasadzie jego ruiny. Znajduje się on w odległości ok 2 km w linii prostej od miejsca naszego zakwaterowania. U jego podnóża mieści się kawiarnia Gallaria. To cel naszego krótkiego spaceru plażą. Skoro rezydentka zachwalała to miejsce podczas spotkania powitalnego, to trzeba to sprawdzić. 😉 Kawiarnia znajduje się na końcu plaży, w nieczynnym już tunelu kolejowym. Wnętrze stylizowane jest na wagony kolejowe, szczególnie bar i toalety. Lokal oferuje również serwis plażowy za dodatkową opłatą. Jest akurat niedziela, więc lokal jest pełny. Trudno znaleźć wolny stolik wśród tłumu Greków. Mijając trochę bokiem główną salę wchodzi się do tunelu kolejowego. Pozostały tu jeszcze tory wybudowanej w 1915 r. linii kolejowej, która łączyła Ateny i Saloniki. Tunel przestał spełniać swoją oryginalną funkcję w 2004 r., gdy tory kolejowe przeniesiono trochę w głąb lądu. Tunelem można dotrzeć do sąsiedniej miejscowości Platamonas. Następnego dnia rano nasz samochód czeka już pod hotelem. Formalności związane z wynajmem auta zajmują dosłownie kilka minut. Po chwili mkniemy autostradą do Salonik. Droga jest prosta, bo autostradą wjedziemy bezpośrednio do miasta. Jestem zaskoczona, że na drodze jest aż tak pusto. Nie jestem pewna czy to efekt pandemii, czy też faktycznie początku sezonu. Na trasie mija nas zaledwie kilka aut. W ciągu ok godziny docieramy do miasta. O ile jednak do tej pory samochodów było mało, to w Salonikach jest już spory ruch. Zaparkowanie gdzieś przy ulicy graniczy z cudem. Kręcimy się chwilę blisko nadbrzeża, bo to tam jest najwięcej atrakcji, ostatecznie decydujemy się stanąć na płatnym parkingu w jakimś centrum handlowym. Dzień jest gorący, wręcz upalny. Saloniki mają bardzo długą historię. Powstały najprawdopodobniej ok 315 r. p.n.e. Kassander, ówczesny władca Macedonii, pojął za żonę przyrodnią siostrę swojego dawnego wodza – Thessalonikę. Od jej imienia pochodzi nazwa miasta. Rozwijało się ono dość szybko, m.in. dzięki bezpośredniemu dostępowi do morza. Czasy rzymskie przyniosły rozbudowę zespołu miejskiego, m.in. modernizację murów obronnych i budowę świątyń. Przez miasto przebiegał również jeden z najważniejszych starożytnych szlaków handlowych. W czasach Bizancjum Saloniki stały się drugim najważniejszym ośrodkiem cesarstwa wschodniorzymskiego. W 1430 r. Saloniki zostały zdobyte przez siły tureckie. Miasto pozostało we władaniu Turków do 1912 r., kiedy to zostało odbite przez Greków. Natomiast w 1917 r. miasto strawił wielki pożar. Podczas odbudowy zniszczono wiele muzułmańskich zabytków i częściowo zmieniono układ urbanistyczny miasta. Ciekawostką jest, że w 1881 r. w Salonikach urodził się przywódca Turków i przyszły prezydent Mustafa Kemal Ataturk. Zwiedzanie miasta rozpoczynamy od Placu Arystotelesa, który uznawany jest za serce Salonik. Odbywają się tu wydarzenia kulturalne i rozrywkowe. Od placu, nadbrzeżną promenadą udajemy się w kierunku tzw. Białej Wieży. Dawniej stanowiła ona część murów obronnych, powstała w XV w. za panowania tureckiego. Dziś mieści się tu muzeum i jest to doskonały punkt widokowy. Biała Wieża jest chyba najbardziej rozpoznawalną budowlą w mieście, znajdziemy ją na wielu pocztówkach i fotografiach. Po zwiedzaniu muzeum (jest audioguide w języku angielskim) i podziwianiu widoków, spacerując dalej promenadą dochodzimy do Pomnika Aleksandra Wielkiego, który dosiada swojego konia Bucefała. Kawałek dalej znajduje się jedna z najbardziej znanych greckich rzeźb współczesnych – instalacja „Parasole”. Dalej mieści się Muzeum Archeologiczne oraz Muzeum Kultury Bizantyjskiej. Zawracamy i oddalamy się od nadbrzeża, mijamy kilka ciekawych kościołów (m. in. Grecki Kościół Prawosławny Panagia Dexia) i dochodzimy do Łuku Triumfalnego Galeriusza oraz Rotundy. Łuk Galeriusza dawniej połączony był z Rotundą, powstał w 297 r. p.n.e. po zwycięskiej wojnie z Persami. Do dziś zachowały się tylko dwa jego filary, chociaż pierwotnie były cztery. Na filarach umieszczone są marmurowe płaskorzeźby przedstawiające sceny bitewne. Są one w chwili obecnej częściowo zasłonięte ze względu na prowadzone prace rekonstrukcyjne. Rotunda natomiast to najstarszy zabytek w mieście, pochodzi z przełomu III i IV w. p.n.e. Pierwotnie miała służyć jako świątynia Zeusa, następnie zaadaptowano ją na kościół, a w czasach tureckich na meczet. Do czasów obecnych zachował się minaret, świadczący o muzułmańskiej przeszłości tego miejsca. Decydujemy się na zwiedzanie wnętrz Rotundy, gdyż skrywają bogato zdobione mozaiki z XIV w. Spacerujemy dalej, w kierunku jednego z najstarszych kościołów w Salonikach – do Świątyni Hagia Sophia. Świątynia powstała tu już w III w., jednak obecna pochodzi z VII w. i wzorowana była na Świątyni Hagia Sophia w Stambule. W czasach Bizancjum, została przekształcona w meczet. W 1912 r. po wyzwoleniu przez Greków, ponownie stała się kościołem. Następnie udajemy się w kierunku ruin forum rzymskiego. Po drodze mijamy zamknięte łaźnie tureckie Bey Hamam. Łaźnie powstały w 1444 r. i były wykorzystywane do lat 60-tych poprzedniego stulecia. Żałuję, że nie można zajrzeć do środka. Tuż obok, widać już z daleka, rzymskie forum. To zdecydowanie najważniejsze miejsce w całym mieście. Pełniło funkcję administracyjną starożytnych Salonik. Można podziwiać pozostałości po amfiteatrze, ulicę handlową oraz fragmenty mozaik podłogowych. Wracamy w kierunku nadbrzeża, już z daleka widać Plac Arystotelesa. Nasza rezydentka miała rację, wszystkie zabytki są w zasięgu spaceru, tylko troszkę długiego. W sumie, to jesteśmy na nogach ponad 4 godziny, ale Saloniki są tak piękne, że nie mamy dość. 😉 Zaglądamy jeszcze na lokalny targ, a kawałek dalej posilamy się gyrosem w picie. Żegnamy się z Salonikami i zastanawiamy się, gdzie dalej ruszyć. Jakieś 50 km od Salonik znajduje się małe miasteczko Wergina. W czasach starożytnych nosiło nazwę Aigai (miasto kóz) i było stolicą dawnej Macedonii. Dziś znajduje się tutaj muzeum, gdzie zobaczyć można królewskie grobowce, odkryte w 1977 r. przez greckiego archeologa. Muzeum jest bardzo klimatyczne, jego wnętrza są zaciemnione, co skupia uwagę odwiedzających na eksponatach. Znajdują się tu grobowce króla Filipa II oraz Aleksandra IV. Wszystkie przedmioty znalezione we wnętrzach grobowców są eksponatami muzeum. Ich mnogość oraz waga odkryć spowodowały, że stanowisko wpisane zostało na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W drodze powrotnej do hotelu łapie nas deszcz, ale dojeżdżamy akurat na kolację. Dowiadujemy się, że na miejscu pogoda cały dzień była deszczowa. Natomiast tylko 100 km dalej, nam towarzyszyło piękne słońce. Liczymy na to, że następny dzień będzie podobny 😊 Poranek wita nas słońcem. Nie jest wprawdzie jeszcze upalnie, ale przynajmniej niebo jest prawie bezchmurne. Po śniadaniu ruszamy na objazd okolicy. Naszym pierwszym celem są ruiny antycznego Dion, dawnego antycznego miasta, które wielokrotnie gościło m. in. Aleksandra Wielkiego. Dokładna data powstania miasta Dion nie jest znana, jednak najstarszym obiektem jest pochodząca z czasów archaicznych świątynia bogini Demeter, a w zasadzie to jej ruiny. Szczyt rozwoju Dion osiągnęło za czasów panowania Aleksandra Wielkiego. Było to w tym okresie najważniejsze miejsce kultu religijnego. W V w. n.e. miastu położyła kres seria kataklizmów – najazdy, trzęsienie ziemi oraz lawina błotna i powódź. Starożytny Dion dzielił się na osadę miejską otoczoną murami oraz rozległe tereny świątynne położone na południ e od bram miasta. Obecnie jest to największy teren archeologiczny w Grecji. Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że jego zwiedzenie zajmuje nam kilka godzin. W obrębie miasta odnajdujemy ruiny typowych miejskich zabudowań – m. in. wille, rzymskie termy, fragmenty murów obronnych. Na największą uwagę zasługuje tu Willa Dionizosa, jedna z najokazalszych rezydencji w mieście, z zachowaną przepiękną mozaiką. Bogate mozaiki zachowały się również w rzymskich termach, natomiast na głównej miejskiej ulicy można odnaleźć koleiny po dawnych rydwanach. Natomiast poza murami miasta największe zainteresowanie wzbudza całkowicie zrekonstruowany hellenistyczny teatr, teatr z czasów rzymskich, a także Sanktuarium Zeusa Olimpijskiego, Sanktuarium Bogini Isis oraz Sanktuarium Bogini Demeter. Uzupełnieniem stanowiska archeologicznego jest Muzeum Archeologiczne znajdujące się w centrum współczesnego miasta Dion. Znajdują się tu eksponaty odkryte podczas wykopalisk. Oczywiście tutaj też zaglądamy, do wejścia uprawnia ten sam bilet. Przysiadamy na chwilę w znajdującej się naprzeciwko muzeum kawiarni. Pijemy tu kawę frappe, chyba najlepszą w Grecji. Kawiarnia, zresztą jak i dwie sąsiednie, świeci pustkami. Do kawy, dostajemy w poczęstunku domowe ciasteczka. Po krótkiej przerwie ruszamy dalej, pod Masyw Olimpu (najwyższy masyw górskie w Grecji), który w tej okolicy widoczny jest chyba z każdego miejsca. Oczywiście nawet nie próbujemy wspinać się na jego najwyższy szczyt Mitikas (2918 m n.p.m.), który nawet w maju pokryty jest warstwą śniegu. Podjeżdżamy pod Klasztor Świętego Dionizosa. Jest on stosunkowo nowo, ale stylizowany na dawny styl. Przed wejściem bezpłatne chusty do okrycia się. Spędzamy tu chwilkę i ruszamy dalej. Przejeżdżamy przez klimatyczną górską miejscowość Litochoro i zatrzymujemy się na jej końcu. Wchodzimy do Parku Narodowego Olimpu, wpisanego zresztą na Listę Przyrodniczego Dziedzictwa UNESCO. W czasach starożytnych Olimp uważany był za siedzibę bogów i otoczony był aurą tajemniczości, gdyż był niedostępny dla śmiertelników. Mimo upływu lat, jego tajemniczość nie przeminęła, a zjawiska atmosferyczne pozwalają poczuć ducha dawnych czasów. I my właśnie odczuwamy lekką niepewność i ciarki na plecach, bo nie dość, że wokół nie ma żywego ducha, to jeszcze nagle zmienia się pogoda. Chmury w szybkim tempie przykrywają wierzchołki Olimpu i robi się chłodno. Wprawdzie udaje nam się w kilka minut dotrzeć szybkim marszem do Łaźni Zeusa (wodospad), który jest naszym celem, jednak brak słońca zabiera cały urok tego miejsca. Równie szybko wracamy i gdy docieramy do auta, zaczynają spadać pierwsze krople deszczu. Jesteśmy na tyle blisko hotelu, że postanawiamy wrócić na obiad, a przy okazji poczekać na poprawę pogody. Kluczymy jeszcze po jednokierunkowych uliczkach Litochoro, ale w końcu udaje nam się wyjechać z miasteczka. Przejaśnia się dopiero późnym popołudniem. Wsiadamy do auta i jedziemy znowu w góry, tym razem do Skansenu Paleos Panteleimonas – 200-letniej wioski położonej na zboczach Olimpu, na wysokości 460 m n.p.m. Prowadzi nas kręta, wąska droga. Zamek Platamonas oraz zatoka, pozostawione za nami są raczej słabo widoczne ze względu na duże zachmurzenie. Jednak samo Paleos Pantaleimonas zachwyca swoją kamienną zabudową i brukowanymi uliczkami. Mimo, że dziś utrudniony, to w słoneczny dzień z pewnością roztacza się stąd piękny widok na Masyw Olimpu oraz morze i Zatokę Egejską. Sercem wioski jest mała kamienny kościółek pod wezwaniem św. Panteleimona. W pobliżu rosną 200-letnie Platany. Wokół znajdują się kamienne domy, w których mieszczą się tawerny, pensjonaty i sklepiki z pamiątkami. Można się tu poczuć tak, jakby cofnęło się w czasie. Spokój i ciszę tego miejsca burzy w tej chwili tylko deszcz, który znów zaczyna padać. Sklepikarze zamykają swoje kramiki, pojedynczy turyści w popłochu uciekają do pozostawionych na parkingu samochodów. My robimy to samo. Gdy zjeżdżamy na podnóża Olimpu, pogoda jest ciut lepsza, niby troszkę pada, ale świeci również słońce. Postanawiamy podjechać na chwilę do miejscowości Platamonas. Parkujemy w jednej z bocznych uliczek i gdy przestaje padać, idziemy na spacer. Zaglądamy akurat do małego portu rybackiego, gdy ukazuje się naszym oczom przepiękna tęcza. Wpadamy do kościółka i kilku sklepików, a następnie wracamy do hotelu na kolację. Wprawdzie nie udało się zobaczyć wszystkiego co na ten dzień było zaplanowane (dłuższego pobytu w Paleos Panteleimonas, czy też wąwozu Tempi), ale dzień uważam za bardzo udany. Kolejne dni upływają nam na błogim lenistwie, wszak tydzień to tylko 7 dni. 😉 Relaksujemy się nad basenem z drinkami w ręku lub wędrujemy odpoczywać na plaży. Hotel wprawdzie nie ma tu swoich leżaków, ale wystarczy cokolwiek zakupić w jednym z licznych nadmorskich barów, by skorzystać z leżaków i całej infrastruktury. Nam najbardziej podpasował Oceana Hotel & Beach Bar. Tutaj również muszę przyznać, że była to rekomendacja naszej rezydentki 😉 Ostatniego dnia, postanawiamy jeszcze zajrzeć do Zamku Platamonas, w końcu znajduje się w odległości spaceru. W trakcie okazuje się jednak, że czeka nas wyczerpująca wspinaczka po asfalcie, ale jakoś dajemy radę. Zamek to dzieło krzyżowców, którzy w 1204 r. wybudowali fortyfikację na fundamencie starej bizantyjskiej warowni. Wzgórze zostało otoczone solidnymi murami, a w północnej części powstała ośmioboczna wieża. Głównym zadaniem twierdzy miała być ochrona przebiegającego tędy szlaku handlowego łączącego Macedonię z południową Grecją, a także kontrola żeglugi w Dolinie Tempi. W 1470 r. zamek został zdobyty przez Wenecjan, natomiast w XVI w. zajęły go oddziały Tureckie. Grecy zdobyli Platamon dopiero w 1912 r., w czasie gdy grecka Macedonia uwolniła się od zwierzchnictwa Tureckiego. Zamek zaczął popadać w ruinę, natomiast podczas II Wojny Światowej został zbombardowany przez siły niemieckie. Do czasów obecnych zachowała się jedynie wieża oraz część murów obronnych. Pomimo tego, dziś jest to jeden z największych i najlepiej zachowanych zamków warownych w całej Grecji. W okresie letnim są tu nawet organizowane wydarzenia kulturalne. Z zamku roztacza się przepiękne widoki, zarówno na Masy Olimpu, jak również na Półwysep Chalcydycki. Schodzimy ze wzgórza i starym tunelem kolejowym przedostajemy się do kawiarni Gallaria. Orzeźwiające, zimne, lokalne piwo jest tym czego nam potrzeba w ten upalny dzień. 😊 Hotel San Panteleimon zdecydowanie zasługuje na swoje 4*. To idealny wybór dla poszukujących ciszy i spokoju. Senne miasteczko Panteleimonas raczej nie dostarczy zbyt dużo rozrywki 😉 Sama Riwiera Olimpijska ma jednak już dużo więcej do zaoferowania. Masyw Olimpu, antyczne Dion, Paleos Panteleimonas, Zamek Platamonas czy Saloniki to ciekawe miejsca, zdecydowanie warte odwiedzenia.
6.0/6
Pierwotnie mieliśmy jechać na tydzień objazdu i tydzień wypoczynku. Korzystając z możliwości jaką dała nam przedsprzedaż zmiany i w związku z Koronawirusem postanowiliśmy osiąść w jednym miejscu i padło na Riwierę Olimpijską. Strzał w 10! Wypoczywaliśmy i zwiedzaliśmy wedle naszego pomysłu. Maseczki obowiązywały wszystkich na lotnisku, w samolocie, komunikacji miejskiej jak i w sklepikach. W knajpkach i hotelu nie trzeba było. 11.09 wszedł obowiązek w naszym "województwie", że trzeba nosić wszędzie - nie odczuliśmy tego :-) Naprawdę dezynfekcja była dostępna na każdym kroku, ale można było zapomnieć o pandemii podczas tego wyjazdu. Czuliśmy się zaopiekowani i bezpieczni. Grecy mili, sympatyczni i serdeczni. Z podniesioną głową przyjmują trudną sytuację, ale nie poddają się. Sam hotel jest wyremontowany. Pokoje bardzo przyjemne. Obsługa dogada się z każdym :-) Chcąc ćwiczyć angielski... dostawałam odpowiedzi po polsku. Leżaki nad basenem puste. Basen korzystaliśmy kiedy nikt nie pływał - naprawdę tak się dało :) Co było dla nas dużym zaskoczeniem. Plaża i cieplutkie morze około 100-150 metrów od hotelu - polecam brać ręczniki, kupić najtańszy parasol i korzystać z kąpieli D3 i solankowych. Wszystkie wycieczki proponowane przez Rainbow nas urzekły. Zabytki opustoszałe, można było delektować się widokami i historią. Przewodniczki za każdym razem podkreślały, że dla nich te miejsca są nowością - nigdy nie mogły dojrzeć przez masę turystów smaczków i detali. Wszystko przebiegało płynnie i sprawnie. Jedne z lepszych naszych wakacji i bardzo się cieszymy, że nie zrezygnowaliśmy i pojechaliśmy. Na lotnisku w Salonikach oczywiście sprawdzali kody QR - ale na testy z naszego samolotu chyba nikogo nie brano . Dystans społeczny zachowany i pilnowany. Wakacje z Rainbowem polecamy z całego serca , a my idziemy bookować przyszłoroczny urlop jak co roku z przedsprzedażą!
6.0/6
czyste pokoje ,miła obsługa,dobre jedzenie
6.0/6
Hotel cudowny !! Niesamowita panująca tam atmosfera ze strony obsługi, prze pyszne jedzenie! Bardzo bliziutko do cudnej plaży, widoki i okolica niesamowite ! Bardzo polecam ! 😊