5.5/6 (213 opinie)
6.0/6
Od zawsze wiedziałam,ze Afryka ma w sobie coś niezwykłego. Już w dzieciństwie, kiedy czytałam "Przygody Tomka na Czarnym Lądzie" Szklarskiego, marzyłam o tym, by poczuć jej zapach, zobaczyć kolory, posłuchać odgłosów zwierząt na bezkresnej sawannie i poznać historię zawartą w opowieści natury. I wreszcie, po wielu latach, moje marzenie się spełniło. W styczniu 2013 wraz z przyjaciółmi wybraliśmy się na Czarny Ląd. To, co zobaczyliśmy i co przeżyliśmy, pozostanie w nas już na zawsze, bo Afryki nie da się zapomnieć.Ale po kolei. Kiedy wylądowaliśmy w Mombasie, poczuliśmy nieznany nam i nieporównywalny z niczym zapach. Był to zapach Afryki, przygody, zapach spełniających się marzeń. W ciągu sekundy oblepiło nas gorące powietrze, ale radość z przybycia była tak wielka, że nic nam nie przeszkadzało. Po nocy spędzonej w hotelu wsiedliśmy do sześcioosobowych samochodów terenowych i wyruszyliśmy do Parku Narodowego Amboseli. A więc witaj przygodo!!! Towarzysze podróży, których nam przydzielono, okazali się wspaniałymi kompanami. Odbierali świat podobnie jak my, więc szybko znaleźliśmy wspólny język. Od samego początku zachwyciła nas pilotka- Kornelia . Urzekła nas swoją wiedzą, miłością do Afryki, pasją odkrywania, pogodą ducha i niepojętym wprost optymizmem. Od razu wiedzieliśmy,że można by z nią przemierzyć cały świat.Po kilku godzinach jazdy, w czasie których podziwialiśmy przecudne krajobrazy i zachwycaliśmy się rdzawoczerwonym kolorem afrykańskiej ziemi, dotarliśmy do Amboseli i po krótkim wypoczynku pojechaliśmy do Parku Narodowego. To, co zobaczyliśmy, odebrało nam dech w piersiach. Już pierwszego dnia mogliśmy oglądać stado lwów, widzieliśmy też wędrujące przez sawannę słonie, trochę dziwaczne hieny, bawoły i mnóstwo najróżniejszych gatunków antylop. Spektakl natury był tak niezwykły, że płakaliśmy jak dzieci, bo trudno nam było uwierzyć w to, że udało się nam tu przybyć i zobaczyć to, o czym do tej pory mogliśmy jedynie przeczytać w książkach. Niesamowitym doświadczeniem był dla nas nocleg w lodgach, które okazały się po prostu wspaniale wyposażonymi namiotami. Nocne odgłosy zwierząt, które z pewnością przebywały w pobliżu, zapierały dech w piersiach, nieco przerażały, ale przede wszystkim fascynowały nas, podróżników z dalekiej Europy. Następnego dnia czekała nas całodzienna wyprawa do Parku Narodowego Amboseli. Park przywitał nas pięknym widokiem na ośnieżony szczyt Kilimandżaro, który wydawał się być na wyciągnięcie ręki. Trudno wprost uwierzyć,ze w sercu Czarnego Lądu można zobaczyć śnieg!Szybko okazało się, że tego dnia matka natura przygotowała dla nas coś niesamowitego- mogliśmy podziwiać lamparta wypoczywającego na drzewie, przyglądać się małemu guźcowi biegnącemu za mamą, obserwować śpiące w cieniu akacji lwy, zachwycać się długonogimi żyrafami, które wdzięczyły się do nas jak modelki i podchodziły do naszego samochodu. Mnie jednak najbardziej urzekły stada słoni. Są to zwierzęta piękne i dostojne,stąpają tak cicho, że trudno usłyszeć, gdy się zbliżają. Można by patrzeć na nie bez końca.Opowieści Kornelii i naszego wspaniałego kierowcy Ngeru, który okazał się wielkim znawcą wielu gatunków zwierząt, wciągnęły nas tak bardzo,że zdziwiliśmy się, gdy trzeba było opuścić park. Następnym punktem programu był pobyt w masajskiej wiosce, w której mogliśmy poznać kulturę i sposób życia Masajów. Tańczyliśmy wspólnie z nimi, a potem odwiedziliśmy kilka domów pasterzy i szkołę, mieliśmy też możliwość porozmawiania na temat przyszłości tego plemienia i jego problemów. Dla mnie najciekawszą częścią pobytu w wiosce okazała się wizyta w szkole i kontakt z dziećmi, które cieszyły się, mogąc nam pokazać, gdzie się uczą i opowiadając o swoich marzeniach. Noc w Afryce jest najczarniejsza na świecie i nadchodzi bardzo szybko, więc musieliśmy wracać na nocleg. Kolejnego dnia, po kąpieli w basenie na terenie lodgy w Abboseli, kiedy to pływając, podziwialiśmy majestatyczny szczyt Kilimandzaro, znowu przemierzaliśmy afrykańskie bezdroża, by dotrzeć do Parku Lake Nakuru. Po drodze mijali nas Masajowie idący z kozami na pastwiska, masajskie dzieci biegnące w mundurkach do szkoły, żyrafy, antylopy,zebry. Nie mogliśmy uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.Wkrótce zatrzymaliśmy się przy punkcie widokowym na Wielki Rów Afrykański. Podziwiając go z wysoka, po raz kolejny stwierdziliśmy, że Afryka nie jest czarna, tylko wielokolorowa. Czerwona ziemia, zielone akacje, błękitne niebo, biegnące w oddali biało-czarne zebry...-wszystko to przyprawiło nas o zawrót głowy. Tego po prostu nie można nie zobaczyć! A gdy się już zobaczy, to na pewno nie można zapomnieć. Park Lake Nakuru miał dla nas inne atrakcje. Podziwialiśmy w nim małpy, gazele, zebry. Udało nam się nawet zobaczyć białego nosorożca, choć to niezwykle rzadki widok. Nad Jeziorem Nakuru nie było wprawdzie masy wyczekiwanych przez nas flamingów, ale i tak te, które udało się zobaczyć były przepiękne. Dwa kolejne dni spędziliśmy w Masai Mara. To rzeczywiście niezwykłe miejsce. Mogliśmy w nim obserwować lwy, słonie,żyrafy, bawoły, antylopy i wiele innych gatunków zwierząt. Dzięki wycieczce nad rzekę Marę po raz pierwszy obserwowaliśmy groźnie ryczące hipopotamy, krokodyle czające się na brzegu na swą zdobycz i śmieszne makaki, które usiłowały ukraść nasze paczki z drugim śniadaniem. Czuliśmy się tu niezwykle, tym bardziej, że widoki, które rozciągały się przed nami, znaliśmy jedynie z filmów przyrodniczych. Dzięki fascynującym opowieściom Kornelii i Ngeru, czas upłynął nam bardzo szybko i trzeba było wracać, choć wcale nie mieliśmy na to ochoty. Okazało się, że obserwacja natury ładuje nasze akumulatory, odrywa nas od codziennych problemów i przynosi cudowne wytchnienie. A przecież afrykański spektakl jest jedyny w swoim rodzaju, nie da się go przewidzieć ani zaplanować. Na koniec naszego pobytu w Afryce pełnej zapachów, kolorów i smaków, znaleźliśmy się w Nairobi. Tu czekała nas wizyta w domu Karen Blixen. Widzieliśmy to niezwykłe miejsce w filmie "Pożegnanie z Afryką", który uwielbiamy, a teraz sami mogliśmy spędzić w nim trochę czasu. Pamiątki po pisarce i jednocześnie rekwizyty znane z filmu zrobiły na nas niesamowite wrażenie. Spotkaliśmy tu inna Afrykę niż w parkach narodowych, ale wcale nie mniej fascynującą. Jak tu wracać do domu, skoro chciałoby się jeszcze tyle zobaczyć? obiecaliśmy sobie,że kiedyś tu wrócimy, bo Afryka zniewala, pochłania, rozkochuje w sobie, wyzwala najpiękniejsze emocje. Tutaj po prostu trzeba być, by życie było pełniejsze. Teraz, kiedy zamykam oczy, czuję wiatr wiejący na sawannie, tęsknię za rdzawoczerwoną ziemią afrykańskich bezdroży, odtwarzam w myślach niezwykłe kolory,zapachy i smaki, których nigdy nie da się zapomnieć.
6.0/6
Wycieczka 100 % zadowolenia.Widoki niedopisania możliwość obcowania z dzikimi zwierzętami bezcenna.Polecam wszystkim kto chce przeżyć wspaniałą przygodę.
6.0/6
Znakomite safari. Zaangażowani wszyscy począwszy od przewodniczki a skończywszy na znakomitych kierowcach.
6.0/6
Dobrze zorganizowana wycieczka. Przejazdy pomiędzy parkami i w obrębie parków mikrobusikami 6-osobowymi, z podnoszonym dachem, które wydają się nawet wygodniejsze od standardowych Toyot. Kierowcy kompetentni, a samochody spokojnie dały radę wertepom w parkach. Pilot, pan Marcin przesiadał się pomiędzy trzema samochodami, żeby każdej grupie opowiedzieć coś o Kenii. Noclegi w lodge'ach zgodne z takim standardem, choć lodge w Masai Mara było zdecydowanie słabsze. Infrastruktura wewnątrz namiotu ograniczyła się do łóżka i trzech wieszaków na ubranie. Pogoda dopisała, pomysł na łączenie dwóch safari w jedno dłuższe jest dobry, bo czasem trzeba było sporo jeździć, żeby zobaczyć konkretne zwierzaki. Niestety, nie udało nam się znaleźć lamparta, więc uważam, że biuro powinno zafundować nam kolejną Kenię ;). A na serio, spokojnie dało by się zrobić dłuższe safari poranne i potem popołudniowe, choć wiem, że to musiałoby więcej kosztować. Może jako dodatkowa opcja dla chętnych? Wioska masajska taka sobie, widać było, że nastawieni byli głównie na kończący wizytę targ, tak zorganizowany, że trzeba było coś kupić. No, ale to ich praca i zarobek, więc trzeba odżałować parę dolarów. Rejs po jeziorze Naivasha ciekawy, choć dla mnie zbyt krótki i po zbyt uporządkowanym kawałku jeziora. Jakieś bardziej naturalnie dzikie otoczenie dało by więcej satysfakcji. Ale ptaków mnóstwo, pelikany, kormorany, czaple, ibisy, flamingi itp. Oraz orły, które nasz kapitan łódki umiał przywoływać specjalnym gwizdem. Myślę, że gdyby przedłużyć wycieczkę o 2 dni i zrobić dodatkowo Tsavo East i West, to satysfakcja była by jeszcze większa. Ale i tak jesteśmy z żoną bardzo zadowoleni!