4.7/6 (72 opinie)
6.0/6
Byłam na wyjeżdzie we wrzesniu 2014. Było swietnie, bardzo dobra organizacja, super program, dużo zwiedziliśmy .... Uważam wyjazd za bardzo udany. Czasu wolnego nie było za dużo, ale i tak wystarczająco by zakupić pamiatki, cos zjeść, wypić kawe Mysle, że jeszcze sie wybiore z Rainbow na inna wycieczke Hotel Oasis i pod Turynem, może bez rewelacji, ale pozostałe były ok
6.0/6
FAJNY PROGRAM, FAJNY PILOT ,,HOTELE TEŻ CZYSTE I NA POZIOMIE WSZYSKO BYŁO ZGRANE,JEDZENIE MOGŁOBY BYC LEPSZE. ALE NADRABIALIŚMY DOBRYM WINEM...W WENECJI POWINNO BYC WIĘCEJ CZASU WOLNEGO MOŻNA KUPIC TANIO FAJNE RZECZY POLECAM -- MOŻNA ZOBACZYC CIEKAWE I PIĘKNE MIEJSCA.
6.0/6
„Włochy albo się kocha albo nienawidzi” to słowa naszej pilotki Pani Beaty. Święte słowa. Italia skradła nam serca w zeszłym roku, odkrywając przed nami uroki Toskanii i Umbrii. Wracaliśmy więc do niej jak stęsknieni kochankowie, by ponownie nasycić się jej pięknem, tym razem przemierzając drogi północnej części kraju. Pocztówki z Włoch dla wygodnych. Nasze pocztówki. Takie w 3D. Widoki pełne zapachów i smaków, sekrety wąskich uliczek i zaułków, blichtr wielkiego świata w blasku fleszy i ciepło romantycznych kolacji przy lampce wina. Przedpołudnie w niedzielnej Padwie. Promienie słońca przeganiają chmury, którym przez chwilę wydawało się, że ten dzień będzie należał do nich. Tłumy turystów na Prato delle Valle i przy bazylice św. Antoniego są już dla włoskich rodzin, które wyszły na ulice miasta, by miło spędzić wolny dzień, czymś zupełnie naturalnym. Międzynarodowy tłum integruje się właściwie wszędzie: i przed relikwiami św. Antoniego, i zerkając przez kraty na dziedziniec Uniwersytetu, i spiesząc na legendarną kawę z likierem miętowym do Caffe Pedrocchi. Zwykła niedziela. A Werona? Miłosne wyznania przypinane na maleńkich karteczkach do ścian wejścia na dziedziniec domu Julii elektryzują powietrze wokół tych prawdziwie zakochanych. Smak świeżej krwi czują w ustach na Arenie ci, którzy usłyszeli świst włóczni i zgrzyt tarczy gladiatorów zastygłych w walce tuż u wrót miasta. I jeszcze słodycz Amarone wypełniająca usta rodzynkowym ciepłem słońca. Zamek w Sirmione zwykle niedostępny dla turystów w poniedziałki, otwiera niespodzianie swoje podwoje. Ci najwrażliwsi usłyszą może na blankach samą Marię Callas. Wąskie i kręte uliczki miasta budzącego się niespiesznie do życia pachną tortem czekoladowym i najlepszym cappuccino w całej Italii. A na koniec szum fal jeziora Garda próbuje spleść się z winnymi nutami Bardolino z winnicy Flavio w jedną pieśń pochwalną dla dzisiejszego dnia. Piano. Pianissimo. Od skrojonych na miarę granatowych garniturów emanuje pewność siebie ich właścicieli, którym prawie codziennie manekiny z witryn butików Prady, Versace i Armaniego otwierają drzwi, zapraszając do świata mediolańskiego luksusu, który zapiera dech w piersiach. Patrzeć i podziwiać może każdy, jak stopklatki zatrzymywać w pamięci obrazy zamku Sforzów, mediolańskiej katedry, La Scali i uśmiechniętej twarzy Papa Francesco, z takim oddaniem mieszającego pastę w wydrążonym do połowy kole ogromnego parmezanu. Mediolan zachwyca. Turyn dystansuje powagą urzędów i dostojeństwem Palazzo Reale, elektryzuje tajemnicą całunu turyńskiego i rozgrzewa do czerwoności wiele serc kibiców piłki nożnej. Ale nie uwodzi, nie kradnie serca, nie pozwala za sobą tęsknić. Co innego Genua, w której wiatr od morza niesie ze sobą zapach wolności i obietnicę odkrycia Nowego Świata przez Krzysztofa Kolumba. Na tej pocztówce jest również miejsce dla „pomidorczików” Pani Almy i jakże wyczuwalnego podniecenia ogarniającego męskie serca na myśl o prezentacji najnowszego modelu Ferrari. "I wyjechałeś z Portofino, Na drodze został tylko kurz....” O takich miejscach jak Cinque Terre mówi się: bajkowe; wręcz nierealne, maleńkie miasteczka przyczepione do skał wybrzeża niczym kolorowe butki dla ptaków są dowodem na to, że człowiek próbuje odebrać naturze niemal wszystko, mimo że słono przychodzi mu za to płacić. Ale właśnie dla takich chwil się żyje, dla widoku Monterosso z pokładu łodzi, dla niezapomnianego smaku owoców morza w Ristorante Micky, dla blasku słońca złocącego fale Morza Ligryjskiego. „Chwilo trwaj, jesteś tak piękna”. Bolonia wcale nie jest taka tłusta; jest smaczna. I to bardzo. I bardzo skutecznie kusi wszelakimi dobrociami wprost z witryn maleńkich sklepików, w których na wyciągnięcie ręki ogromne, dojrzewające szynki parmeńskie, aromatyczne salami i legendarne mortadele szepczą do ucha: „No chodź, nie pożałujesz”. Czy to świętokradztwo myśleć w Bazylice św. Petroniusza o tortellini? Mozaiki w Mauzoleum Galli Placydii i Bazylice św. Witalisa w Rawennie są jak tchnienie Bizancjum; jak odcisk wschodu na zachodzie, jak przedsmak cudu Bazyliki św. Marka w Wenecji. A Wenecja tonie w strugach deszczu, jakby chciała zmyć z naszych stóp cały pył Italii, którą przewędrowaliśmy w ciągu tego tygodnia. Ale nie ma się co dziwić, woda i Wenecja to jedno; dzięki morzu miasto stało się potęgą a jednocześnie broniło się przez całe stulecia przed jego niszczycielską siłą. By zachwycać po dziś dzień plątaniną wąskich uliczek i maleńkich mostów, by zapierać dech w piersiach bogactwem Bazyliki św. Marka i Pałacu Dożów. Duch dawnej Wenecji błąka się po mieście prowadząc za ręce tych, którzy choć przez parę chwil pragną stać się jej częścią. Nawet w strugach deszczu.
6.0/6
Ogólna ocena bardzo dobra.