5.3/6 (248 opinii)
4.0/6
Samolot nie nadający się do tak długich podróży. Ciągła sprzedaż i reklamowanie produktów na pokładzie samolotu nie pozwoliła nawet na chwilę odpoczynku. Hotel i pobyt bardzo dobry.
3.5/6
Niestety ale jedyna zorganizowana wycieczka z biura okazała się niewypałem pod względem jakości oferty. Safari - przyroda, boskie ale za to Rainbow nie odpowiada. Natomiast pilotka studentka o znikomej wiedzy nt Kenii próbowała nam tę przyrodę przybliżyć. Czytanie z przewodnika, polszczyzna wołająca o pomstę do nieba i traktowanie pasażerów jak dzieci powodowały że nasz bus jęczał na myśl, że ma się ona do nas dosiąść. Oferta dość lakonicznie opisuje noclegi oferowane podczas safari. Po pobycie nie dziwie się bowiem nocowaliśmy w dwóch najstarszych ośrodkach rodem z lat 60. Jedyne co ratowało miejsca to jedzenie. Rekomenduje korzystanie z oferty lokalnych przewoźników. Koszt safari znacząco niższy, oferta bardziej elastyczna i pieniądze idą do kieszeni ludzi którzy ich naprawdę potrzebują.
3.5/6
Wyjazd fajny. Hotel w trakcie wypoczynku bardzo dobry. Safari rewelacyjne. Hotel REEF -jedna wielka katastrofa. Fatalna organizacja wyjazdu z hotelu REEF na lotnisko. Ewidentna wina rezydentów.
3.5/6
O RAINBOW: W Kenii byliśmy od 25.11.2017 r. do 10.12.2017 r. Przed wylotem poinformowano nas, iż limit bagażu wynosi 20 kg (dla rejsowego) i 5 kg (dla podręcznego). W październiku limity zmieniono na 15 kg i 5 kg, zaś na dzień prze wylotem "przywrócono" pierwotne limity (dla porównania: osoby lecące z TUI mają 25 kg i 5 kg). W efekcie powyższego zamieszania kilkanaście osób wyleciało z bagażem oszacowanym na podstawie mniejszego limitu. Po przylocie do Kenii dość sprawnie rozwieziono turystów do wybranych hoteli. Następnego dnia zaplanowano spotkanie z rezydentem. Spotkanie trwa około 30-45 minut i sprowadza się do powitania, prezentacji wycieczek fakultatywnych oraz do przedstawienia podstawowych informacji o kraju i okolicy (gdzie można coś kupić, czym tam dotrzeć itd.). O wiele informacji trzeba dopytywać samemu (dla porównania: spotkanie z rezydentem TUI trwało grubo ponad 1,5h, a osoby znajdujące się pod opieką tego biura zostały poinformowane o wszystkim). Część "wypoczynkową" spędziliśmy w hotelu Neptun Village. W kompleksie hoteli Neptun rezydent jest dostępny raz w tygodniu, w piątek (jeśli ktoś udaje się na safari to ma możliwość tylko jednokrotnego spotkania rezydenta, gdyż jeden piątek przypadnie na pobyt na safari. Rezydent TUI jest każdego dnia). Podczas pobytu musieliśmy skorzystać z opieki miejscowego szpitala z uwagi na zatrucie pokarmowego. W tym samym dniu do szpitala trafiło 5 innych turystów z Polski, z pobliskich hoteli. Wówczas w szpitalu znajdował się również przedstawiciel Rainbowa. Kilka dni później do szpitala, na 5 dni, trafiło starsze małżeństwo z Polski. Podczas ich pobytu w szpitalu nie pofatygował się do nich żaden przedstawiciel Rainbowa. Na safari udaliśmy się w kolumnie 10 busików (w każdym po 6 osób). Wszystkie busiki były obsługiwane przez dwie przedstawicieli Rainbowa. Panie przesiadały się, po około 1-2h jazdy, pomiędzy busami, przy czym jedna z nich bardziej rozmawiała z kierowcami, niż z turystami. W konsekwencji również i w tym okresie nie można było uzyskać zbyt wielu informacji o Kenii. Być może sytuacja wyglądała inaczej w busach, w których kierowca był "rozmowny". Nasz nie był:). Po safari, zgodnie z umową, powinniśmy zostać zakwaterowani w "hotelu wybranym na przedłużenie pobytu", którym ponownie był Neptun Village. Tymczasem zakwaterowano, na 1 dobą, nas w Hotelu Reef. Transport do Neptuna zapewniono dopiero kolejnego dnia. WYCIECZKA: Hotel: wybraliśmy hotel Neptun Village. Hotel jest bardzo przyjemny, położony nad super plażą. Jedzenie w hotelu jest smaczne, często serwowane są potrawy typowo europejskie. Podczas każdego posiłku do wyboru jest kilka, kilkanaście dań (np. gotowane jajka, jajecznica, frytki, naleśniki, ryby, jagnięcina, wołowina, pieczona kaczka, kurczak, dania kuchni włoskiej, ryż, ośmiorniczki, duży wybór ciast, owoce). Bardzo fajnym miejscem jest zlokalizowana na terenie hotelu włoska restauracja, w której można dostać rewelacyjną pizzę. Ponadto, podczas naszego pobytu zorganizowano również kolację serwowaną "pod niebem". W każdy wieczór na terenie obiektu odbywają się programy rozrywkowe, zaś podczas dnia mają miejsce różnego rodzaju animacje. Plaża: hotel położony jest nad rewelacyjną plażą (Diani Beach). Super piasek i super woda. Pewnym minusem są miejscowi "naciągacze", którzy próbują "wcisnąć" usługi (safari, wodne safari) lub pamiątki. Najlepszym sposobem pozbycia się ich towarzystwa jest ich ignorowanie lub stanowcze podziękowanie. Jakakolwiek dłuższa rozmowa da tylko ten efekt, iż do jednego "naciągacza" dołączą inni. Okolica: hotel położony jest w pobliżu miasta Ukunda, gdzie znajdują się centra handlowe. Jedno z nich ma charakter hali targowej, tam można kupić lokalne pamiątki, owce, warzywa itd. Tego rodzaju rzeczy znajdziecie jednak i na terenie hotelu, jak również przy hotelu. Dla nas ciekawsze był drugie centrum, na które składa się supermarket i kilka boxów. W supermarkecie można kupić lokalne przyprawy, kawę, herbatę itd. Obok supermarketu jest sklep z alkoholem. Centra różnią się jeszcze tym, że pierwsze jest nastawione na turystów i ma ceny jak dla turystów, drugie zaś ma ceny miejscowo, jest klimatyzowane i bardziej "europejskie". W drugim ("supermarkecie") nie ma lokalnych pamiątek (te jednak są oferowane wieczorami w hotelu, jak i przez cały dzień przy hotelu). Przykładowe ceny z "supermarketu": wódka (miejscowa, 0,7 L): 5 dolarów, piwo (miejscowe): 1,5 dolara, miejscowe kawy, przyprawy, herbaty: od 1 do 5 dolarów za sztukę (zależy od objętości i jakości). Do centrum można dojechać "tuk-tukiem" (miejscowy środek transportu), które non stop jeżdżą w okolicy. Wystarczy się zatrzymać i za sekundę jakiś pojawi się obok. Koszt dojazdu to około 2-3 dolary (w jedną stronę, za całego tuk tuka). Safari: w ramach programu "Powitanie z Afryką" odwiedziliśmy dwa parki (Tsavo i Ambosseli). Pierwszy z parków jest dość zarośnięty krzewami, przez co można w nim dostrzec głownie duże zwierzęta. Drugi zaś ma bardziej "otwarty" charakter (mniej roślinności) i umożliwia łatwiejszą obserwację zwierząt. W ww. parkach dominują roślinożercy (bardzo dużo słoni, żyraf, antylop, strusi), trudno zaś spotkać drapieżniki (widzieliśmy kilka hien i dwa szakale, jeśli zaś chodzi o lwy to mogliśmy oglądać trzy sztuki, ale z odległości około 1,5 km). W parkach można również spotkać sępy, hipopotamy i bawoły. Dużym utrudnieniem w obserwacji zwierząt jest to, że busy poruszają się w kolumnie. Jeśli zatem osoby z pierwszego busa mają możliwość obserwacji zwierząt spacerujących przy drodze, to osoby z busa nr 3, 4 itd taką możliwość tracą, gdyż każdy kolejny bus wystrasza zwierzę. Dla osób, które liczą na możliwość obserwacji drapieżników parki Tsavo i Ambosseli będą rozczarowaniem. Z kolei osoby, które były na programie "w poszukiwaniu źródeł Nilu" wróciły zachwycone tym co widziały. Mogąc cofnąć czas dziś zamiast "powitania z Afryką" wybrałbym "w poszukiwaniu źródeł Nilu". Ponadto, dużym utrudnieniem w obserwacji. Loggie: loggie, w których nocowaliśmy, to wydzielone obiekty znajdujące się albo w sercu parku (Tsavo), albo tuż przy parku (Ambosseli). Jeżeli chodzi o standard to nie mamy najmniejszych uwag. Loggia w Tsavo miała być zlokalizowana nad wodopojem i miała zapewniać możliwość obserwacji zwierząt. Wodopój okazał się małą kałużą, nad którą kręciły się jedynie owady. Ponadto, z loggi można było obserwować jedzącego lamparta. Lampart rzeczywiście był, gdyż obsługa loggi co wieczór zawiesza mu - obok loggi - kawał mięsa. Drapieżnik nie reaguje ani na morze turystów, którzy oświetlają go latarkami i lampami, ani na zapach człowieka. Druga z loggi (Ambosseli) nie zapewnia możliwości obserwacji żadnych zwierząt, ale jest znacznie lepsza i ma lepsze jedzenie. W loggiach alkohole są dodatkowo płatne (np. piwo - 4-5 dolarów za butelkę). Ostatniego dnia, podczas powrotu po safari do Mombasy, biuro nie zapewnia obiadu. Wszystkie busy uczestniczące w safari zatrzymują się w hoteliku, w mieście Voi, gdzie można zakupić obiad za kwotę 10 dolarów od osoby. Z naszej grupy busów (10 busów - 60 osób) na zakup obiadu zdecydowała się garstka osób, reszta miała wątpliwości co do jakości jedzenia:). Wioska masajska: odwiedziliśmy wioskę masajską, która jest typową ustawką, rodzajem skansenu. W rzeczywistości wioska, w której byliśmy, nie ma stałych mieszkańców, a "Masajowie" "dojeżdżają" do niej z okolicznych wiosek. Jeden "Masaj" mijał, na motorze, naszego busa przed naszą wizytą w wiosce. W wiosce jest możliwość zakupu lokalnych pamiątek. Wizyta w wiosce kosztuje 25 dolarów. Z perspektywy czasu uważam, ze nie warto do niej zaglądać. Lepiej poprosić kierowcę, żeby zatrzymał się- przejeżdżając z Tsavo do Amboselii - w prawdziwej kenijskiej wiosce. Prawdziwa wioska: podczas przejazdu z Tsavo do Amboselli zatrzymaliśmy się w prawdziwej kenijskiej wiosce, później zatrzymywaliśmy się w takich wioskach jeszcze parę razy, za każdy razem prosząc kierowcę o chwilowy postój. W takich wioskach widać "prawdziwą Kenię" i jej problemy (głód, brak ubrań). Rozdaliśmy dużo ubrań, nieco zabawek i nieco słodyczy. Teraz uważam, że niepotrzebnie zabrałem zabawki i słodycze z Polski, gdyż miejscowi ich nie potrzebują. Im potrzeba ubrań, butów. Niesamowita jest radość dzieci z otrzymanych prezentów oraz wdzięczność ich rodziców. Miejscowe szpitale: w Kenii w zasadzie są wyłącznie prywatne szpitale. Gdy musieliśmy się udać do jednego z nich (Palm Beach Hospital) szpital wysłał po nas - do hotelu - taksówkę, na miejscu zaś szybko i sprawnie wykonał potrzebne badania. W razie jakichkolwiek problemów proszę nie obawiać się wizyty w kenijskim szpitalu. Wyspa Wasini: polecam ale wyłącznie dla tych, którzy nurkują. Dla pozostałych osób wizyta na wyspie nie ma sensu. Podczas pobytu na wyspie mamy zapewniony obiad, który jednak przygotowywany jest w pomieszczeniu z wybitymi szybami, na korytarzu zaś - z podłogi - wyrasta jakieś drzewko, w okolicy jest dużo śmieci. Część osób zjadła tak przygotowane dania i było okej, część zaś później zmagała się z problemami żołądkowymi. Po obiedzie mamy możliwość zapoznania się z lokalną wioską, podobno biedną. W wiosce zobaczymy kolejny stos śmieci, rozpadające się domy i siedzące obok kobietom często z dobrej jakości telefonem w dłoni. Całość tej wycieczki to koszt 100 dolarów (plus 50 za nurkowanie i kolejnych 10 za np. możliwość zjedzenia langusty, przygotowywanej w warunkach jak powyżej). PODSUMOWUJĄC: Kenia jest miejsce, do którego warto się wybrać. Miejscowe plaże są rewelacyjne i przywieźliśmy z tego kraju wiele świetnych wspomnień. Liczyliśmy na możliwość obserwacji większej liczby drapieżników, ale ich brak wynika ze specyfiki parków, które były w naszym programie. O ile polecam samą wycieczkę do Kenii, to jednak odradzam korzystanie z usług biura Rainbow.