5.4/6 (505 opinii)
6.0/6
Polecam każdemu ta wycieczkę aby zobaczyć to co przedstawuaja nam media. Wojtek nasz przewodnik człowiek zakochany w tamtejszej kulturze. Zdradził wiele ciekawostek. W trakcie wycieczki "zaliczysz" większość obowiązkowych pkt. Niestety tempo zwiedzania jest intensywne i brakuje czasu na lepsze zapoznanie się że zwiedzanym miejscem. Jest to minus i plus bo masz szansę zobaczyć więcej rzeczy. Dzuen kończy się w godzinach popołudniowych i masz czas żeby poznać miasto na własną rękę. Dubaj kwestia gustu. Abu Zabi na mnie zrobiło ogromne wrażenie. Pozostałe Emiraty warte zobaczenia jako kontrast do Dubaju. Hotel w Dubaju na plus położenie blisko stacji metra. Hotel w Fudżajrze przy plaży jednak na odludziu. W okolicy targ owocowy i dwie knajpy.
6.0/6
Wyjazd do ZEA to był strzał w 100% Rewelacyjna wycieczka z Biura Rainbow. Cudowne klimaty, ogromna wiedza przewodnika. Wybiorę sie jeszcze nie jeden raz do ZEA. Polecam
6.0/6
Poznanie 7 Emiratów ich życie ,obyczaje,zakazy.
6.0/6
Zjednoczone Emiraty Arabskie - (1) No i zaczynamy! Pod blokiem przed 4.00 odśnieżanko, potem droga na Okęcie, odprawa, niezbędności w wolnocłówce i heja! O 8.00 pakujemy w przestworza. Lot będzie trwał do Fujairach 5 i pół godziny. Do zobaczenia wieczorkiem. Kolejne wejście już znad Oceanu Indyjskiego.... ZEA (2) Jeśli kogoś boli ząb, to u stomatologa bierze znieczulenie. Jeśli ktoś leci 5 i pół godziny samolotem, to lepiej, by też skorzystał ze znieczulenia, tylko że w innej formie.....(whisky), bo wtedy lot wydaje się o połowę krótszy.... Korzystając z tej właśnie formy, rychłym sposobem z pomocą czarodziejskiego sklepiku stewardes linii Enterair znaleźliśmy się w ZEA, a konkretnie w jednym z emiratów - Fujairach. Różnica 3 godzin do przodu spowodowała, że dzień nam się szybciutko skończył. Dzień zakończyła smaczna kolacja w hotelu Royal Beach w Dibbie, nad Zatoką Omańską. Jutro pierwszy dzień petropodboju ziem arabskich... ZEA (3)No! Po nocy doszliśmy do siebie. A teraz hotel Royal Beach, tuż nad Zatoką Omańską bungalowy: dwa pokoje, jeden z tzw. no, nie ma się co dziwić „małżeńskim łożem”, drugi pokój dwułóżkowy, dwie łazienki, aneks kuchenny i pokój gościnny. No szok, metrów kwadratowych ze 120! Tylko czekaliśmy na to, że jak w czasach studenckich w tzw. studio dokwaterują nam drugą parę.... ale nie! Uff, spojrzałem po godzinie w kierunku recepcji - udało się! Teraz sobie myślę, może to „mieszkanie plus” dla młodych....? Program wtorkowego dnia był lightowy. Po śniadaniu wyruszyliśmy na krótką wycieczkę w głąb gór Hadżar. Po drodze zatrzymaliśmy się przy najstarszym, zarazem najmniejszym w kraju, niewielkim meczecie Badiyah, a następnie dotarliśmy do miasta Fujaira. Dalej po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na zdjęcia w dolinie Bitnah oraz odwiedziliśmy słynące z „Piątkowego Targu” miasteczko Masafi. Słynie ono z naprawdę świeżych owoców mango o niespotykanym w naszym kraju smaku. Sam zeżarłem jedno mango, zachwalane przez pilota w mig! A teraz kilka spostrzeżeń, bo bez tego nie wytrzymam, by zdać Wam drodzy Fani Turystyki, relację de facto. Otóż jeśli chodzi o kurs dolara do dirhama, czyli lokaleskiej waluty, to trzyma on się od 1971 roku, tak jak go ustalili 1$ = 3.65 dh i nic tu nie jest w stanie, tego ruszyć! Nie interesuje ich giełda w Hong Kongu, spadek giełdy papierów wartościowych Don Jones czy sytuacja w Polsce na Podkarpaciu! Kurs jest stały i ma tak być, no może się wahać 2-3 promile... Państwo, to zjednoczone 7 emiratów z najbogatszym, a zarazem stolicą Abu Dhabi. Najbogatsi mają tu naprawdę wiele do powiedzenia. Np. taki szejku ma kaprys wybudować sobie tunel w górach na trasie, to se kurde wybuduje i hej, bo jeszcze inny na to nie wpadł i zaraz nadaje nazwę swoim imieniem. Inny, taki Khalif wybuduje sobie Burj Khalifa, najwyższy budynek na świecie i co mu zrobisz? Przejeżdżaliśmy o zmroku obok stadionu z jupiterami, takiego, jakie mają nasze drużyny z ekstraklasy. Pomyślałem sobie – grają jakiś mecz, bo światła waliły, że hej! Nie! Mówi pilot, tam ktoś poszedł, kopie sobie piłkę lub z kimś podaje. Mieszka tych lokalesów tu blisko 9 milionów, ale tylko 10% to Emiratczycy petrodolarowcy. Tu żeby być bogatym, nie wolno nic robić! Ty po prostu jesteś! Na ciebie pracuje pozostałe 90%!!! Czyli imigranci z Pakistanu, Indii, Somalii, Iranu, itp. Sporo jest Polaków, Czechów, Francuzów, Węgrów i innych europejskich cudawianek. Ale ci ostatni, to już kierownicy, inżynierowie np. placów budowy hoteli, autostrad, centr handlowych itp. Ci pierwsi, to zwykli robotnicy. Taxi? Bardzo tanie – wychodzi 1,35zł za kilometr. Taksówki wszystkie są z rocznika 2016 i nazywają się przeważnie..... Toyota. No cóż bogatemu wszystko wolno, ale każdy kierowca taxi musi być ubrany w koszulę z krawatem, w jednym błękitnym kolorze i tak ma być! W tym kraju, tak w ogóle toyotę kupuje się średnio co 30 sekund!!! Jesteśmy, jak na razie, w jednym z najuboższych emiratów. Napięcie będzie narastać wraz z upływem naszych dni wycieczki.... Jajka na śniadanie dostajesz z datą jego „wyprodukowania” i zdatności do użycia, a i potwierdza, że są z ZEA. Alkoholu normalnie nie kupisz, ale my mamy na terenie hotelu sklepik, taki jak u nas nocny, z okienkiem i wszystko dostaniesz, cola puszka 0,355, no bo musi być inaczej – 3 dirhamy, czyli ze 3,30zł. Litr whisky 70zł. No i po co było wozić „śmieszną wodę” z W-wy? Kurde przeprowadzę się na starość do ZEA, sprzedaję wszystko i mogę zamieszkać nawet w tym hotelu.... jest ok. No chyba, że jak to mawia moja żona, sprzedajemy wszystko i spadamy na Tajlandię, tam jest jeszcze taniej! My lecieliśmy enterairem, a tak w ogóle słynne linie Fly Emirates mają rejsy codziennie do Warszawy i abarot. Toteż Emiratczycy zaczęli interesować się Polską. Przyjeżdżają. Ale jakiż zachwyt powoduje w nich nasza flora. Jak to jest, że cała Polska jest tak zielona? Te lasy, te łąki.... i tego nikt nie podlewa??? Z pamiątek, to oryginalne są złote karty, no takie zwykłe do gry, tylko, że złote, bo i jak. Oprócz tego oczywiście miniaturki - słynny żagiel i Burj Khalifa. Aaaa, jeszcze krótka zapowiedź! Jutro realizujemy rejs do Omanu. No, tam mnie jeszcze nie było!!! Ale, ale, jest jeden szkopuł, oj jest i to bardzo zasadniczy!!! Nie wolno tam wwozić alkoholu! Kolega naszego pilota Bartka (tu słowa uznania dla naszego grupenleitera, jest super!) próbował, przewieść do Omanu puszkę.... piwa! Niestety wpadł! A karę wykonują tu, nie tak, jak w naszych sądach po 2-3 latach. Tu wykonuje się ją natychmiastowo! Wyrok był 20 batów i 2000$!!!!! Dopóki nie wpłacisz tej kasy, to masz pecha. Kombinuj, ona ma leżeć na biurku!!!! Po 10 batach koleś stracił przytomność! Można szybko egzekwować? Można! Ach ta demokracja. Fajna, ale nie tak do końca. Jak tu dobrze, bez naszej ostatnio, bardzo męczącej polskiej polityki...Szejk Wiesław Fujairah Kozica Zjednoczone Emiraty Arabskie - (4). Aaaaa, to już środa 18.01.2017, jak ten czas zapierdziela???Jest ciepło, jest! A woda w basenie ze 32 stopnie. W takiej ciepełkowatej, przyhotelowej sadzawce jeszcze nie pływałem... Ale do rzeczy. Rano pobudka, pindrowanie, breakfast, dobrze, że nie break dance i fiksum dyrdum do portu, na statek do Omanu. Ta część Omanu w formie półwyspu, to tak, jak Obwód Kaliningradzki w Rosji, oderwany jest od głównej jego części. Tu jest taka maniana z terenami, że jadąc co chwilę jesteś w Fujairach, Omanie, Szardży i znów w F,O,S, podobnie jak na Śląsku: Katowice, Chorzów, Bytom, Zabrze czy Gliwice, nie wiesz, po prostu, gdzie jesteś. Po odprawie paszportowej na granicy z Omanem udaliśmy się do portu, gdzie czekał na nas statek turystyczny, którym szybko wypłynęliśmy w …..bezalkoholowy rejs. Nie ryzykowaliśmy przewożenia trunków do tego państwa, bo kary już wspominałem, są drastyczne i natychmiastowe. Wiem, że w Polsce teraz około -7 stopni, a tu ...ciepełko. A propos ciepełka i „trunków”, tu w łOmanie wodę pije się w kubkach jogurtowych, no tak mają i już! A piwo, jest oczywiście 0,00 %!!! Podziwianie skalistych, niczym nieporośniętych skał i klifów, gdzie nie zamieszkują raczej żadne zwierzęta, może prócz ptaków, szałem nie było... To niestety nie Santorini, ani nie Zakhyntos.... Przepłynęliśmy obok bardzo drogiego hotelu, do którego można dostać się tylko drogą morską lub helikopterem, ale cenionym przez możnych tego świata, bo tutaj mogą oni za grubą kasę znaleźć spokój i odosobnienie, by wypocząć. Potem statek zawinął do zatoki, w której wśród promieni słonecznych zażywaliśmy kąpieli, karmiliśmy wścibskie, agresywne na żarcie kozy i wyszukiwaliśmy niespotykanych u nas muszli. Po powrocie motorówką na statek zaserwowano obiad, a tuż po nim sprytna obsługa statku urządziła turystom mini-bazar z olejkami, perfumami, biżuterią, słynnymi wśród polskich rodzin magnesami na lodówkę i innymi duperelami. No, z Omanu musieliśmy mieć magnes.... A żona, a no właśnie żona! Musiała wycisnąć mi z portfela kupę dirhamów na pierścionki i bransoletki. Znajomej z wycieczki jeszcze pożyczyłem stówkę, tak że mój egzotyczny, kaszmirowy olejek zapachowy w kształcie lampy Alladyna, musiałem już zakupić za twardą walutę.... Chłopaki cwaniaki, handlowali, że hej! Tu załogę stanowił Ukrainiec, który obsługiwał nas, jeśli chodzi o posiłki. Obsługa techniczna była z Bangladeszu, motorówkę prowadził chyba jakiś Egipcjanin, a nacji było tu tyle, że trudno się połapać. Ale wszyscy sympatyczni, to trzeba przyznać. Nagle na pokładzie zabrzmiała arabska muzyka, a kapitan zaproponował nam przebieranko w stroje lokalesów. Ubaw był przedni! Posiadłem tutaj swoją, nową według prawa omańskiego żonę, która za bardzo wiele nie może i jest grzeczna, jak trusia... Oj! Po powrocie będzie ciężko.... Motorówką zwiedzaliśmy jeszcze jaskinię, a tuż po tym, w drodze powrotnej niektórych opanowywała śpiączka Zatoki Omańskiej, która czyha na wyczerpanych turystów, gdzieś w jej zakolach.... Po zawinięciu do portu dla mnie atrakcją był jeszcze targ świeżo złowionych ryb i cudów natury. To, co widziałem, tzn. barrakudy i chomarowsko (nie homerowsko) podobne dziwadła było super! Jutro po śniadaniu pakowanko i o 8.00 ruszamy na podbój nieprawdopodobnego Dubaju!!! Tam, gdzie np. na lotnisku pracuje 90 tysięcy ludzi z 50 krajów, którzy harują non stop i uśmiechają się co najmniej 17 razy na godzinę, a co 92 sekundy startuje samolot!!!! To trochę więcej ludzi niż Piotrków, Wola Krzysztoporska i Wolbórz razem wzięte! O tym i o innych „sehenswirdigkeiten”, czyli osobliwościach Dubaju, postaram się Wam zrelacjonować już jutro. Do zobaczyska!!!Sułtan Wiesiek Oman Kozica ZEA (5) czwartek 19.01.2017 Ho! Ho! Ho! To jeszcze nie Dubaj! Lecimy przez kolejne emiraty, do Dubaju dojedziemy wieczorem.... Po lekkim śniadaniu w iście narodowych, polskich barwach (jajeczka na twardo z pomidorami) i wykwaterowaniu opuszczaliśmy spokojną Zatokę Omańską, ale jeszcze raniutko skoczyłem do naszego przyhotelowego, zakamuflowanego, a jakże sklepiku z alkoholem, by zakupić literek Ballantinesa, bo w Dubaju to już kicha, nic nie kupisz. Ciekawi ceny? No, to już! Litr kosztował mnie 70 dirhamów, czyli, jakieś 77zł. Tak! Tu tak było można kupić. Taniej niż na naszej „łaskawej” bezcłówce! Na cholerę, więc targałem to z sobą z Polski? Tego nie było ani w informatorze Raibowa, ani w żadnych opiniach. No, wiec teraz jest! Na zdjęciu prezentuję moją białą walizeczkę, na którą zawsze się gapią z niedowierzaniem na lotniskach przy odprawach, bowiem waży ona w porywach tylko do 8-9 kilogramów....to czarne na niej to laptop, który, wiadomo, nie należy do walizeczki i leci zawsze w bagażu podręcznym. Przemieściliśmy się do Emiratu Ras Al-Chajma, w którym zobaczyliśmy panoramę okolicy oraz położone na stromej skale wieże obronne fortu Dhaya. Pierdzielę nie wchodziłem, z dołu też ładnie widać! Odwiedziliśmy Al-Hamra – wieś-widmo, niegdyś tętniącą życiem, z typową dla tej części wybrzeża architekturą. Ta osada rybacka nad Zatoką Perską, dziś opuszczona – stanowi nostalgiczną pamiątkę, po w sumie nie tak odległych czasach. Wioskę opuszczono z powodu nawiedzenia jej przez ...złe duchy w 1951 roku. To od tego roku, stoi do chwili obecnej, nawet porzucony jeep! Jeśli ktoś myśli, że w całych Emiratach jest tak pięknie, jak w Dubaju czy Abu Dhabi, to jest w wielkim błędzie! Żeby mieć wyrobione zdanie, trzeba tu po prostu przyjechać. Bida, aż piszczy! No, co tu mają żreć? Piasek z pustyni czy skały? Tylko Emiratczycy, którzy stanowią około 10% całej ludności, to ludzie bardzo bogaci i obrzydliwie bogaci. Reszta, to imigranci, którzy na nich pracują. A tak w ogóle, to powierzchniowo emiraty, to trochę więcej niż 1/4 Polski. Dalej droga prowadziła obok pięknie położonego na wąskim półwyspie miasta Umm Al-Quwain, stolicy kolejnego z emiratów. Następnie dojechaliśmy do najmniejszego emiratu, Ajmanu, gdzie w zlokalizowanym w doskonale zachowanym forcie zobaczyliśmy, jak wyglądało życie w Emiratach przed petrodolarowym boomem. Pod koniec dnia udaliśmy się do trzeciego, co do wielkości emiratu – Szardży, zwanego „Perłą Zatoki” i najbardziej ortodoksyjnego, jeśli chodzi o religię islamu. Tu muzułmanka nie wykąpie się w morzu bez okrywającego całe ciało stroju, a i turystom nie radziłbym się tam wybierać w europejskim ….stringowym stroju. Miejsce to pozostało najbardziej tradycyjnym emiratem, gdzie ściśle przestrzega się prawa islamskiego. Była sesja zdjęciowa przy największym w mieście meczecie Fajsala, byliśmy obok zbudowanego w XIX w. fortu Al-Hisn i dotarliśmy na niewielki, lokalny rynek - souk Alarsa, położony w zachowanej starej dzielnicy, nazywanej The Heart of Sharjah. Odwiedziliśmy nowootwarte Muzeum Cywilizacji Islamu, szczycące się unikatowymi zbiorami w dziedzinie zarówno rękodzieła, jak i inżynierii oraz Ajman Muzeum. Przejechaliśmy następnie do Dubaj Grand Hotelu w Dubaju na kolejne noclegi. O 21.00 chętni pojechali na wycieczkę fakultatywną do Burj Al-Arab – słynnego hotelu w kształcie żagla. To pierwszy 7 * hotel na świecie! Tak go nazywają. W cenie 140 USD/osobę, czyli razem za dwie - 280 dolców = 1170 złotych, było zwiedzanie i degustacja 2 wybranych drinków na osobę....., my zostaliśmy przy Ballantinesie 55zł za litr w hotelu.... Dokupiliśmy tylko za 5 dihamów (5,50zł) colę w markecie do przepitki, by …....przygotować dla was relację z dzisiejszego dnia.....a nie taka to łatwa sprawa tutaj. Jak się towarzystwo dorwało po całym dniu do internetu, to musiałem czekać, aż cholery pojadą na te drinki do Burj Al-Araba! No, teraz mi się może uda wysłać relację... Aaaano, jeszcze info dla turystów z Polski. Toalety w całych Emiratach są bezpłatne!!! Strajki są na całym terenie prawnie zakazane, bo i nawet nie ma żadnych związków zawodowych... Ale kto, by tu strajkował, jak z okazji ich Święta Niepodległości 2 grudnia, w którymś tam roku szef wszystkich szefów (szejków), taki ichniejszy Jarzyna ze Szczecina, dał im, ot tak, podwyżkę wszystkim pracownikom państwowym – 100%!!! Tylko tu, gdzie nie rosną truskawki, a zresztą tu nic nie rośnie, napijesz się soku truskawkowego. No widział ktoś sok truskawkowy u nas w Bierdonce, Lidlu czy innym Kauflandzie??? Wiem, wiem niecierpliwicie się, ja też! Już jutro od rana Dubaj(!!!), w którym jeszcze w 1945 roku mieszkało 35 tys. mieszkańców na pustyni, a teraz w porywach 2,8-2,9 mln!!!! - Z piasków pustyni, które przesypuję ziarnko po ziarnku, jak Mariusz Max Kolanko w USA, by poznać tutejsze obyczaje, zakamarki i tajemnice życia emiratczyków - Wiesiek Mohammed Szardża Kozica - "Wiadomości" ZEA (6) piątek 20.01.2017 DUUUUBAJ!Halooo! Halooo! Nie! To nie Bohdan Tomaszewski - to piotrkowski korespondent Raibowa z Dubaju!!! Po hotelowym, hinduskiej kuchni, śniadaniu, które żarły chyba wszystkie nacje z Azji i my Polacy, udaliśmy się do nowych dzielnic Dubaju. Dorwaliśmy się wreszcie do długo oczekiwanego Wielkiego Świata!!! Wooow! Wszyscy chcieliśmy, to zobaczyć! Jak te nasze gały są pazerne na widoki, to cała nasza głowa nie może nad tym zapanować. Ale do rzeczy! Najpierw podziwialiśmy Port Lotniczy w Dubaju, z którego każdego dnia, średnio co 90 sekund startuje samolot w 250 kierunkach tygodniowo na cały świat, prócz Antarktydy! Lotnisko jest prywatne i należy do Szejka Dubaju Mohammeda bin Rashida Al Maktouma. Jest on Emirem Dubaju, a zarazem wiceprezydentem Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Międzynarodowy port lotniczy w Dubaju, to 55 lat rozwoju, od niezabudowanego terenu pustynnego, do jednego z największych lotnisk na świecie. Przemysł lotniczy przynosi szejkowi (bo, to lotnisko prywatne) ponad 22 miliardy dolarów rocznie, a obsługiwanych jest wtedy ponad 57 milionów pasażerów!!! Dla ponad 85% pasażerów lotnisko w Dubaju jest miejscem tranzytowym na dalsze loty. Dubaj, który znajduje się na styku Wschodu z Zachodem jest głównym portem przesiadkowym dla pasażerów podróżujących na trasie Europa – Azja. Dzięki korzystnej lokalizacji, w zasięgu 8 godzin lotu z lotniska w Dubaju znajduje się 80% populacji Ziemi. Oj, bo wreszcie wzlecę w przestworza..., a tu tyle nowoczesnej architektury i kosmopolitycznej atmosfery. Najpierw dwu, a potem siedmiopasmową autostradą dotarliśmy do Dubaj Mariny, największego portu jachtowego na świecie. Od podziwiania wieżowców rozbolały kręgi szyjne. Jeszcze bileciki i na jacht! No taki, jakie się podziwia, gdzieś tam w Grecji, Chorwacji czy innych cudach. Wypłynęliśmy w rejs, aby delektować się widokiem futurystycznych wieżowców Dubaju od strony wody. Zobaczyliśmy m.in. najwyższe budynki mieszkalne i hotele na świecie, wznoszące się na ponad 400 m, wyspę w kształcie palmy oraz budowle zapierające dech w piersiach i inne cuda nie widy! Po rejsie w autokar i jedziemy najbardziej reprezentacyjną ulicą Dubaju - Sheika Zayeda, by po chwili znaleźć się na pustyni i pospacerować po bajecznych ogrodach Dubai Miracle Gardens, które na nasze szczęście otwarto 27.11.2016 roku. To tam znajdziemy ponad 45 mln kwiatów, 45 różnych gatunków tworzących niezwykle kompozycje i kształty m.in: znanych budynków, zwierząt i roślinnych wzorów. Jedną z osobliwości jest obrośnięty kompozycjami z kwiatów samolot Fly Emirates. Ogrody trafiły do księgi rekordów Guinnessa ze względu na najdłuższą na świecie ścianę zbudowaną z kwiatów. Uuu! Gonią nas, gonią, a kolejnym punktem jest 5* hotel Atlantis, ulokowany na samym krańcu wyspy-palmy i zwiedzanie osobliwego akwarium ze wspaniałymi okazami ryb i cudów morskich. Z krańca sztucznie usypanej wyspy w kształcie palmy - The Palm Jumeirah, napowierzchniową kolejką-metrem, podziwialiśmy panoramicznie jej konstrukcję, aż po jej lądowe korzenie. Potem centrum handlowe Mall of the Emirates z jedynym na świecie, w pełni zadaszonym, czynnym cały rok, stokiem narciarskim ze sztucznym śniegiem i.... pingwinami. Po lunchu i spacerach po centrum, powiedziałem sobie! Tak następnym moim autem będzie nowoeksponowane tutaj i zaborczo zamawiane przez Emiratczyków BMW i8!!! Aaaa! Jeszcze jedna ważna sprawa. Otóż podczas lunchu dowiedziałem się, że mam zaszczyt konsumować go razem przy stoliku z naszą koleżanką z wycieczki, olimpijką, wioślarką z Igrzysk Olimpijskich z Moskwy, kilkukrotną uczestniczką mistrzostw świata i Europy - Janiną Klucznik, która w Moskwie w konkurencji dwójek podwójnych zajęła 5 miejsce! Jej wspomnienia i wymiana naszych doświadczeń trenerskich uprzyjemniły nam drogę powrotną do hotelu, gdzie właśnie pisze tę relację... Jutro Abu Dhabi. Hola, hola! Wiem! Ale na Burj Al Araba i Burj Khalifa przyjdzie czas...Wiesiek Bin Kozica Al Maktoum ZEA (7) sobota 21.01.2017 - ABU DHABIPo śniadaniu przejechaliśmy do Abu Dhabi, stolicy ZEA. Tam zobaczyliśmy imponujący swoim gigantyzmem, przepychem urzekający swym pięknem meczet Szejka Zayeda – ufundowany przez pierwszego prezydenta kraju, który nie doczekał jednak otwarcia budowli w 2007 roku, bowiem zmarł w roku 2004. No i trochę się teraz rozpiszę n.t. tego meczetu, bo warto! Świątynia o powierzchni 22 tys. m2 jest największym w Emiratach i ósmym, co do wielkości na świecie. W głównej sali modlitewnej może modlić się 7 tys. osób, a dodatkowe 3 tys. w dwóch salach bocznych, z których jedna przeznaczona jest tylko dla kobiet. Cały meczet wraz z dziedzińcem może pomieścić 40 tys. wiernych! Największy żyrandol Swarovskiego waży 9 ton!!! Powiem Wam, że po tylu zwiedzonych meczetach, cerkwiach, kościołach czy katedrach, ta budowla z białego marmuru z Włoch zaskoczyła mnie najbardziej! Byłem w meczecie w Istambule, trudno było wytrzymać, bo tak waliło spoconymi skarpetami, tu przeciwnie, mieliśmy do czynienia z iście laboratoryjną czystością! To jest szok! Budowlę zdobią 82 kopuły, w tym największa kopuła świata o średnicy wewnętrznej 70 m i zewnętrznej 85 m, znajdującą się nad główna salą modlitewną. Zwieńczenia kopuł i minaretów oraz kapitele wszystkich kolumn wykonano z 24-karatowego złota. Salę główną zdobi największy na świecie ręcznie tkany dywan o wielkości 5627 m2, ważący 35 ton!!! Dwieście tkaczek, tkało go 2 lata! W budowie Wielkiego Meczetu Szejka Zayeda wzięło udział 3 tys. architektów, rzemieślników i robotników! Następnie udaliśmy się do centrum, gdzie odwiedziliśmy skansen – tradycyjną wioskę, w której można poznać sposób życia dawnych mieszkańców Abu Dhabi. Zobaczyliśmy, jak w ciągu jednego pokolenia biedna rybacka wioska przemieniła się w jedną z najpiękniejszych metropolii świata. Tam wykorzystałem chwilę na to, by choć zanurzyć stopy w Zatoce Perskiej. Dalej kilkupasmowymi autostradami udaliśmy się na rynek z daktylami. Nie przepadam, nie jadam, więc się trochę potłukłem pomiędzy kupującymi, ale uciekłem, bo mi zaczęli wciskać, to cholerstwo..... Ja, to bym karmił tym wielbłądy.... Dalej przejechaliśmy koło Wysp Szczęścia - Sadiyat Island - gdzie do 2030 r. powstanie kopia Luwru(!), Muzeum Gugenheima, marina, ekskluzywne hotele, wille i pola golfowe. Dalej wizyta w Ferrari World, jednym z największych i najsłynniejszych tematycznych parków rozrywki, częściowo pod zadaszeniem w kształcie charakterystycznego logo Ferrari. Podeszliśmy na trening pod sam tor Formuły 1. Ryk silników był swoisty. Oblecieliśmy osobliwości miasteczka Ferrari, kupując m.in. prezent dla.... naszej wnuczki i heja dalej! Trochę uleczającej drzemki w autokarze pomiędzy Abu Dhabi a Dubajem, po przyjeździe obok wieżowca, gdzie mieszka słynny Roger Federer na 2 i pół tysiącach metrów kwadratowych(!) weszliśmy do Hotelu Mariott, wjechaliśmy na 52 piętro, by podziwiać Wyspę Palmę i marinę z góry w dzień i o zmroku, gdzie mieszka kupę światowych celebrytów, m.in. Maradona. Super widoki, tym bardziej, że przy kawce i drinkach z Chivas Regal 12. To naprawdę warto zobaczyć!!! Potem idąc wśród nocnych molochów, które biją światowym klimatem, kierowaliśmy się do stacji metra, którym zmęczeni wracaliśmy do hotelu. To najdłuższa linia metra bezobsługowego na świecie. Tu nie ma maszynisty! Komputery obsługują cały temat i śmiga wszystko. W metrze nie to, że nie można palić, tu nawet zakazane jest picie, konsumpcja posiłków i nawet żucie gumy, a kara za nieuzasadnione wciśnięcie hamulca bezpieczeństwa, to 2000 dirhamów, czyli jakieś 2200zł. Ale jest czyściutko.....Wiesiek Abu Dhabi Kozica ZEA (8) niedziela 22.01.2017 – CAŁA NIEDZIELA W DUBAJUKtoś pomyśli sobie – niedziela! Wszystko pozamykane. W Dubaju nic bardziej mylnego! Niedziela to tu w nowym tygodniu pierwszy dzień pracy. Wolnym dniem jest tutaj ...piątek. A wtyczki polskie, tak, te takie do prądu, pomimo trzybolcowych emirackich gniazdek i ostrzeżeń, że nie będą pasować tu na miejscu, wszędzie mi pasowały! Tutaj w szkole oceny mają nie tylko uczniowie (ABCDE, A jest najlepsza), ale i szkoły, które jeśli znajdą się na końcu lokalnego rankingu, są zamykane. Tak dla ciekawości podam, że słowo Dubaj oznacza z perskiego „dwaj bracia”, a Abu Dhabi - „syn gazeli”. No, jest tu i trochę dziwactw, ale kraj jednym słowem spodobał mi się! Pilotaż Bartka – podczas całej wycieczki również. Był super! Gość zna się na rzeczy jak Emiratczyk na ropie i pieniądzach! „Konsekwentny, elokwentny, żartobliwy i życzliwy. Duża wiedza, orientacja, punktualność, męska gracja”. No nic, ruszamy spod hotelu i korek, ale nasz kierowca, Mohammed, zna tu lokalne, tajemne sztuczki i już jesteśmy przy ptasim azylu Ras Al Khor, w którym można pooglądać setki ptaków w tym min: flamingi, czaple i ….przepiórki. Dalej wreszcie pod upragniony żagiel, czyli Burj al Arab, który jest niewątpliwą dumą, ikoną i wizytówką Dubaju!!! No, którz nie chciałby się tu znaleźć? Wszyscy jak perska bryza ruszyliśmy na oceaniczną plażę, by „nadmuchać” majestatyczny żagiel. Fotki i sprawdzanie temperatury wody w Zatoce Perskiej pewnie by się nie skończyły, gdyby nie komenda naszego szejka Bartka: „Proszę Państwa – zapraszam do autokaru”. Sprytnie, szybciutko znaleźliśmy się w kompleksie Madinat Jumeirah - "dubajskiej Wenecji", stworzonym w klimacie włoskiej laguny. Widoki i klimat miejsca, pomimo jego młodego, nie porównywalnego do oryginału wieku, urokliwie specyficzny. Po wyjściu, na podjeździe czekało na nas czerwone Ferrari, no nie konkretnie na nas, uczestników wycieczki, ale, jakby się ktoś uparł, mógł skorzystać z jazdy, wypożyczając „czerwonego diabła” za odpowiednią sumkę... Nie obejrzysz się, a tu już jedzie kolejne cacko. Tym razem zieloniutkie Lamborghini Huracan, który do setki przyspiesza w 3,2 sekundy, a do 200 w 9,9! My jednak, dostojnie przemieściliśmy się naszym autokarem marki Foton, który w logo ma odwrócony... znaczek adidasa, pod pałac szejka Dubaju Raszida Al Maktuma. Dotarliśmy jedynie do miejsca, gdzie posterunek policyjny dalej już nie da zbliżać się do bram wiceprezydenta Emiratów. Tam zaznajomiłem się, moim „płynnym” angielskim, z „laskami” z Zimbabwe, które wywarły na mnie spore wrażenie, podając nazwę Kraków! Tu, w posiadłości szejka, nawet znaki drogowe są złote na czarnym tle! Z arystokratycznych terenów Dubaju udaliśmy się do największego na świecie, jeśli chodzi o liczbę stoisk sklepowych, centrum handlowego Dubai Mall, gdzie widzieliśmy m.in. wielkie akwarium, lodowisko, imponujących rozmiarów szkielet dinozaura oraz wodospad ze słynnymi skoczkami. Widzieliśmy wspaniały pokaz fontann w rytm arabskiej muzyki, a potem zakupiliśmy okazałe pamiątki w postaci fantastycznych egzotycznych perfum dla mnie, no i (kolejnych), a jakże kolczyków i bransolet dla mojej żony. Dalej czekała na nas „wisienka na torcie”! Nie, nie torcie, którego wyrabiał chyba jakiś Hindus czy inny Somalijczyk w Mall. Chodziło oczywiście o najwyższy budynek świata – Burj Khalifa!!! Po zakupieniu kart wstępu, kontrolach na bramkach niczym na lotnisku, dotarliśmy wreszcie do windy, która, jako trzecia w rankingu szybkości wind na świecie, zawiozła nas na 124 piętro! Widoki jak z helikoptera zapierały dech w piersiach. To, po prostu trzeba zobaczyć! Sesje zdjęciowe i w dół. A na dole nie lada atrakcja! Aston Martin z filmu Jamesa Bonda! No, to znów fota! Odwracam się, i co myślicie, że spotkałem Bonda, no nie, aż tak dobrze to nie było. Obok mnie stoi była tenisistka z Częstochowy - Marta, z którą nota bene kontaktowałem się na facebooku wczoraj! Fajne spotkanko. To, że Burj Khalifa jest najwyższym budynkiem świata, ogólnie wiadomo, ale Emiratczycy dowiedzieli się, że gdzieś w świecie planowana jest budowa jeszcze większego stwora (Irak), to mają już w projekcie kolejny futurystyczny gigant! Dalej przejechaliśmy obok starej dzielnicy Bastakiya, której architektura wynika z gorącego, pustynnego klimatu. Po przerwie przeprawiliśmy się abrą, tradycyjną taksówką wodną przez kanał Dubai Creek na najbardziej znany w mieście targ przypraw – Spice Souk oraz rynek z wyrobami złotniczymi – Gold Souk, gdzie znajduje się największy złoty pierścień świata ważący 64 kilogramy!!! Stamtąd po zakupie najdroższej przyprawy świata szafranu i mieszanki różnych kwiatów, których używamy jako dodatek do parzonej herbaty, oczywiście z bazarowym targowaniem, ruszyliśmy w powrotną drogę do hotelu. Czas pobytu w Emiratach nieubłaganie kończy się. Jutro mniej przyjemne pakowanie i o 11.00 autokarem na znane nam lotnisko w Fujairach. Dzisiaj na kolacyjkę zawitaliśmy z żoną do restauracji libańskiej, blisko hotelu w lewo, po drugiej stronie ulicy(trzeba przejść kładką górą). Za 45 dirhamów, całe szczęście, że zamówiliśmy tylko jedną porcję mix grill. Mięso z rusztu + kopa warzyw + do tego arabskie pieczywko, w formie placków na gorąco, humus i jakiś twarożek. Można było wykorkować, to porcja dla dwojga i to głodnych, nie jednej i to może chcącej coś przekąsić osoby! Good Bay! Duuubaj!!!Wiesiek Szejk Khalifa Rafa Fifa ZEA (9) - DUBAJ – POST SCRIPTUM Ach! Jak zaczęło tak znów mrozić, to tym bardziej człowiek wraca do niedawnego komfortu termicznego 27-29° C w Emiratach! Oj Dubaju, Dubaju - pomyślałem sobie, a jeszcze coś naskrobię, no powiedzmy wyklikam na klawiaturze…, bo o poniedziałku, ostatnim dniu wycieczki „Przygoda z szejkiem”, nic w relacjach nie było! Tak więc ostatniego dnia w poniedziałek rano, po śniadaniu, moja żona skoczyła jeszcze w hotelu do koleżanki Asi, by zobaczyć hicior zakupowy w postaci, nie ma co ukrywać ekstrawaganckich butów. Nooo! Taką pamiątkę z Dubaju, jak zobaczy jakakolwiek „konkurencja”, to jej taki GUL skoczy, że lepiej nie komentować! Po sprawnym opuszczeniu hotelu, trzeba przyznać, że grupa podczas całej wycieczki była zdyscyplinowana, czekała nas jeszcze 160 kilometrowa droga na lotnisko do Fujairah. Pustynia, wielbłądy (nie ma dzikich), wydmy, kamienie, oazy, a i rondo na pustyni się trafiło, tak wyglądała nasza podróż, by dostać się na lotnisko. Krajobraz pustynno-kamienno-skalisty, towarzyszył nam do samego końca. Zawieźliśmy po drodze jeszcze jedna parę na dodatkowy 7-dniowy pobyt do Al Aqah i tam właśnie zrobiłem fotki na korcie. No, być w Emiratach i nie być na korcie? Tam też niedaleko, przy granicy z Omanem, gdzie bywaliśmy, spadł niedawno śnieg! Drogi dojazdowe, by ujrzeć to, bardzo rzadko występujące tu zjawisko natychmiast się zablokowały. Macie to na You Tube. Po drodze w jednym z miasteczek widzieliśmy wychodzące ze szkoły dzieciaki, które wszystkie ubrane były w tradycyjne arabskie stroje. Dalej już pożegnanie z naszym superpilotem Bartkiem przed strefą odpraw i oczekiwanie na nasz samolot, który z Warszawy transportował następny turnus… dla Bartka. Bagaże z napisem „Baggage screened” powędrowały do samolotu Enterair, który po wylądowaniu szybko i sprawnie wypakowano, posprzątano, zatankowano, zapakowano i przygotowano dla pasażerów. Ciekawostki o samolocie? No to już. Lecieliśmy Boeingiem 737-800 średniego zasięgu, który ma 39,5 m długości, posiada 189 miejsc, a zasięg około 5200km. Odległość z Warszawy do Dubaju w linii prostej, to 4158 km, ale wiadomo, że samolot lecąc w wyznaczonych korytarzach powietrznych ma tych kilometrów znacznie więcej. O popularności Boeinga 737 świadczy fakt, że w każdej chwili ponad 1250 tych maszyn znajduje się w powietrzu, a średnio co 5 sekund, gdzieś na świecie, startuje bądź ląduje jedna z nich. Ile waży samolot? A 79 ton! A paliwo znajdujące się w skrzydłach – 20 ton! Czyli po 10 w jednym. Taki smok, który zbudowany jest z 367 tys. części, pali w ciągu godziny 2,5 tony! Jedna opona do Boeinga 737 kosztuje 7 tys. dolarów, a całe koło 15 tys. Paliwo lotnicze to nafta, ale bardzo dokładnie oczyszczona z parafiny, by zachowywała płynność w bardzo niskich temperaturach, tj. do -55° C na wysokości przelotowej lub nie zamarzała w samolotach parkujących zimą na lotniskach syberyjskich (-70° C). Już w samolocie dostaliśmy miejsca w ostatnim rzędzie na ogonie. Lot trwał około 5 godzin i 50 minut, bo lecieliśmy w ostatniej fazie pod wiatr. Jak tylko ruszyła sprzedaż konsumpcyjna, to byliśmy pierwsi, bo stewardessy ruszyły z obu stron. Zamówiliśmy czerwony barszczyk instant i kanapki. Boże, jak to smakowało, po kilkudniowej hotelowej kuchni hinduskiej, to sobie nie wyobrażacie!!! Ludzie jedli, i jedli, i jedli. Potem sprzedaż wolnocłowa alkoholi, papierosów, kosmetyków i innych cudawianek. W pewnym momencie kapitan poinformował nas, że przelatujemy nad Lwowem i za 2 minuty będziemy nad granicą z Polską, wtedy samolot w polskiej strefie będzie już powoli obniżał lot, przygotowując się do lądowania w Warszawie. Fajnie co? Już za 2 minuty nad granicą, a od okolic Rzeszowa przygotowuje się do lądowania w stolicy oddalonej o ok. 300 km! Ale, ale! Tuż za miniętymi przedmieściami Lwowa, gdy sprawdzałem na mapie, mieliśmy fajny akcent, bowiem przelatywaliśmy nad niczym innym tylko nad ukraińską miejscowością Kozice. A potem już Okęcie. Powiem Wam, że jeszcze nigdy tak sprawnie nie upuszczałem lotniska. Nie! Nie było żadnej ewakuacji! Po odprawie paszportowej przeszliśmy po bagaże i anim się obejrzał, a już leciały nasze. Szybki telefon na parking, gdzie parkowałem swoją Kię, rach-ciach i już byliśmy w busie. Zimno, jak 100 diabłów! No, ale co tam krótkie formalności z odebraniem auta i rura, żeby po całym dniu łyknąć sobie, już w domowym fotelu, zakupionego enterairowego whiskacza… SPRAGNIONY LATA – WIESIEK RAINBOW KOZICA