Opinie o Sardynia i Korsyka - Szmaragdowe Perły

5.0/6 (195 opinii)

5.0/6
195 opinii
Intensywność programu
4.3
Pilot
5.2
Program wycieczki
5.1
Transport
5.1
Wyżywienie
4.4
Zakwaterowanie
4.5
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Sortuj: Najlepiej oceniane
Typ turysty: Wybierz
  • 6.0/6

    ocena wycieczko po Sardynii i Korsyce w 2014 roku

    bardzo interesujący program. Super pilot- pani Monika Giordano. Ocena- 6

    Jan, Warszawa - 16.10.2014

    8/11 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Sardynia i Korsyka

    Wycieczka dobrze zorganizowana.Pani Pilot bez zastrzeżeń.Wyżywienie dobre.Hotele dobre jak na klasę turystyczną.Przejazdy nieuciążliwe.Brak nadmiernie rannego wstawania.

    Stanisław, Łomża - 28.09.2019

    6/6 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Sardynia - mało znany skarb

    Była to nasza ósma wycieczka do Włoch. Poprzednio w miarę dokładnie zwiedziliśmy z żoną inne regiony i tylko Sardynia pozostała dla nas ziemią nieznaną, tym bardziej, że w przewodnikach traktowana jest po macoszemu; poświęca się jej przeciętnie trzy strony. Teraz rozumiem, dlaczego: nie ma tu prawie wcale zabytków tej klasy co np. w Pizie czy Florencji. Są po prostu przepiękne krajobrazy, malownicze miasteczka, klifowe wybrzeża i szmaragdowe morze. Życie zaś płynie tu zupełnie inaczej niż w Polsce. O szóstej rano jest jeszcze głęboka noc i miasto śpi, słońce zaczyna wschodzić około siódmej. Zaś o jedenastej wieczorem ludzie dopiero wychodzą z restauracji; bywa, że ustawiają się na przykład w kolejce po bilety do kina. Wycieczka jest raczej wypoczynkowa. Od miasta do miasta jedzie się godzinkę lub dwie a urozmaicone krajobrazy nie pozwalają na nudę (spoza lasów wysuwają się wszędzie poszarpane szczyty skał). Nie widać tu prawie pól uprawnych, przeważają lasy korkowe lub eukaliptusowe oraz łąki ze stadami owiec albo krów. Tutejsze wsie to przeważnie pojedyncze domy rozrzucone na wzgórzach. Miasta zaś i miasteczka, które widzieliśmy, zbudowane były zazwyczaj u podnóża wzgórz, zwieńczonych resztkami zamku jak rycerskim hełmem. Na te wzgórza zazwyczaj wjeżdżaliśmy kolejką turystyczną; później można oczywiście zjechać z powrotem, ale zejście pieszo jest łatwe i o wiele przyjemniejsze. Tak więc po przyjeździe do kolejnego miasta odbywaliśmy obowiązkowy spacer po głównych zabytkach a później dostawaliśmy czas wolny (zwykle godzinkę lub dwie). Można było wtedy na własną rękę powłóczyć się po wąziutkich uliczkach obserwując tutejsze niespieszne życie, zjeść coś lub napić się kawy czy też kupić pamiątkę. Uwaga: wizyta w barze i wypicie kawy jest właściwie nieodzowne bo nie ma tu publicznych toalet a zamówiwszy espresso można skorzystać z toalety w barze. Lotnisko w Olbii jest tak zbudowane, że podróżni po wyjściu z samolotu lądują w wielkim centrum handlowym, więc idąc po bagaż należy uważać, by się nie zgubić. Po przylocie zakwaterowano nas w niedalekim mieście Tempio Pausania. Nasz hotel „New Petit Hotel“ stał w samym środku miasta, rzut beretem od zabytkowego centrum z katedrą i starymi kamienicami (to nowoczesny, ładny, sensownie urządzony hotel). Ten pierwszy dzień mieliśmy wolny i mogliśmy przywitać się z lodami włoskimi, do których gorąco tęskniliśmy, później zaś dać nurka między zabytkowe kamieniczki. Ich kształty są zaskakująco nieregularne; mało która z nich została zbudowana na planie prostokąta a frontony szerokości jednego balkonu nie są wcale rzadkością. Drugiego dnia zwiedzaliśmy Bonifacio na Korsyce; to już Francja i aby dostać się tam, trzeba było przy wejściu na statek pokazać dokument ze zdjęciem. Rejs jest bardzo przyjemny i niezbyt długi – jeśli nie ma wiatru. Jednak gdy my płynęliśmy, morze było niespokojne i wielu pasażerów niestety źle się poczuło (z tego też powodu nie skorzystałem z dodatkowego rejsu po zatoce). Bonifacio wygląda jak włoskie miasto – gdyby nie rozbrzmiewający wszędzie język francuski, nie widziałbym różnicy. Cieniste uliczki pną się mozolnie na szczyt wzgórza a stare kamieniczki dla zachowania równowagi wczepione są w siebie podporami. Przerażająco wyglądają niewyobrażalnie strome i wąskie klatki schodowe tych kamieniczek z drabinami zamiast schodów. Na pytanie, jak radzą sobie tu starsi ludzie, przewodniczka odpowiedziała: „nie wychodzą zbyt często a zakupy wciągają w koszyku na sznurze“. Przeciwwagę tych zabytków stanowią wspaniałe, nowoczesne jachty, rozpychające się w porcie. Można pogapić się na polerujące je załogi, jedząc zamówioną na wynos w jakimś barku gorącą tartę (na przykład ze szpinakiem i serem – jest pyszna). Trzeci dzień zaczynamy od zwiedzania Castelsardo (po krótkim postoju na zdjęcie przy słynnej skale w kształcie słonia) – malutkiego miasteczka z ogromnym zamczyskiem na szczycie wzgórza. Zwiedzając zabytkowe kościoły poznajemy lokalny (w pierwszej chwili trochę szokujący) zwyczaj, obowiązujący w Sardynii przez cały sierpień: figury Matki Boskiej zdejmowane są z ołtarzy i leżą na ozdobnych katafalkach, przykryte woalem, ubrane w eleganckie buty i złote pierścionki. Alghero, do którego następnie jedziemy to spore miasto portowe. W porcie panuje duży ruch, co chwilę wpływają i wypływają stateczki, nic sobie nie robiąc z replik machin oblężniczych, stojących na pozostałościach fortyfikacji. Nad główną ulicą wiszą sznury sztucznych kwiatów (pozostałość po niedawnym wyścigu kolarskim), pod którymi kłębi się tłum turystów. W sklepach z pamiątkami króluje koral (zdarza się też podrabiany). Spod tych kwiatów lądujemy w porcie i wsiadamy na stateczek, mający nas zawieźć do Groty Neptuna. Rejs sam w sobie jest bardzo przyjemny – płyniemy wzdłuż skalistego wybrzeża, rozkoszując się jego malowniczością. Ale to zaledwie preludium: grota jest prawdziwą bajką! Stanowi ciąg niby podziemnych pałaców, ozdobionych przez naturę lasem stalaktytów o najwymyślniejszych kształtach i jakby tego było mało – podświetlonych kolorowymi reflektorami, w świetle których lśnią podziemne jeziora. Jednak podczas zwiedzania należy uważać, bo ścieżka jest bardzo śliska i wyboista. Ponadto samo wejście oraz wyjście nie należy do łatwych – trzeba się ostro przepychać przez tłum turystów, nieustannie dowożonych stateczkami. Dwie kolejne noce spędzamy w mieście Oristano. Hotel stoi blisko centrum, gdzie do późna tętni życie towarzyskie, więc po kolacji można wyjść sobie na przyjemny spacer. Czwarty dzień zaczynamy od ważnego zabytku: przepięknego kościoła Matki Boskiej od Łaciatej Krowy, który stoi samotnie, wznosząc nad spaloną słońcem równiną swą wieżę w czarne i białe pasy. Stamtąd przenosimy się do Bosy, bajecznie kolorowego miasteczka, ulokowanego nad obsadzoną palmami rzeką, oczywiście na zboczach wzgórza z wielkim zamkiem. Widok spod tego zamku na ujście rzeki jest niezapomniany, podobnie jak schodzenie wąskimi uliczkami do turystycznego centrum pomiędzy kamieniczkami, które widziane od jednej strony mają tylko jedno piętro, ale od drugiej – trzy. Ostatnią atrakcją dnia jest półwysep Sinis i jego piękne plaże. Dostajemy dwie godziny na kąpiel w morzu. Jest jednak pewien problem: nie ma tu przebieralni ani toalet publicznych; pilotka doradza nam przebieranie w toaletach tutejszych restauracji... Piątego dnia jedziemy do Cagliari. To stolica, duże miasto o wielu atrakcjach, które kolejno odwiedzamy. Są tu między innymi saliny, gdzie żerują flamingi (choć trudno nakłonić do pozowania te ptaszyska), bazylika z cudowną figurą, ogromna i bardzo bogato zdobiona katedra, której podziemne kaplice mają stropy całkowicie pokryte wykutymi w kamieniu kwiatami, resztki murów obronnych i na koniec – mnóstwo restauracji, gdzie można bardzo smacznie i niedrogo zjeść. Do tego w bocznych uliczkach uliczni handlarze oferują za niewielkie pieniądze doskonałe podróbki markowych torebek... Po południu zaś przejeżdżamy do Barumini, by zwiedzić kamienne budowle, pozostałości zagadkowej cywilizacji nuragijskiej. Można do nich ostrożnie wchodzić i te resztki wież wzniesionych z głazów robią spore wrażenie! Szóstego dnia jedziemy do regionu Barbagia by zobaczyć pozostałości dawnej osady nuragijskiej i tzw. Studnię Św. Krystyny a następnie miasteczko Orgosolo. To miasteczko, dawno temu cieszące się złą sławą, obecnie pokryte jest dziesiątkami (a może nawet setkami) murali o wysokiej nieraz wartości artystycznej, które stanowią wielką atrakcję nie tylko dla miłośników street artu. O rozbójniczym niegdyś fachu mieszkańców przypominają już tylko posiekane kulami drzwi jednego z domów przy głównej ulicy (dziś grabi się tutaj najwyżej przy pomocy kas fiskalnych). Dzień kończy tzw. obiad u pasterzy czyli spełnienie snu łakomczucha. Zasiadamy na długich drewnianych ławach w gaju oliwnym i jesteśmy częstowani miejscowymi przysmakami: plackami, serami, owocami, wędlinami oraz pieczonym (dość tłustym) mięsem. Wino roznoszone jest w wielkich dzbanach bez ograniczeń. Na koniec możemy posłuchać pieśni w wykonaniu pasterzy (zwłaszcza 90-letni senior rodu świetnie daje sobie radę) i potańczyć lokalne tańce, w których turyści chętnie biorą udział. Nic dziwnego, że wracając do autokaru nasza grupa śpiewa ile siły „Sokoły“ a zaciekawieni włoscy turyści filmują to egzotyczne dla nich widowisko. Siódmego dnia wraz z autokarem przeprawiamy się promem na wyspę Maddalena. Zwiedzanie zaczynamy od muzeum Garibaldiego na wyspie Caprera. Jesteśmy w nim bardzo pilnowani i kontrolowani, ale prawdę mówiąc nie ma tam właściwie nic ciekawego. Później podczas autokarowego objazdu Maddaleny mijamy popularną plażę i pilotka daje chętnym godzinkę na kąpiel w morzu. Następnie zwiedzamy miasto La Maddalena a właściwie miło spacerujemy po jego głównym deptaku. Na koniec odwiedzamy jeszcze prywatne miasteczko Porto Cervo, gdzie wypoczywają milionerzy. Jest to bardzo specyficzne, ociekające luksusem miejsce, zbudowane od razu w całości według jednolitego planu. W porcie stoją olbrzymie oceaniczne jachty a niemal wszystkie sklepy to butiki najdroższych marek świata (nie ma tu czegoś takiego jak mały sklep spożywczy). Ósmego dnia o świcie opuszczamy hotel i z nieukrywanym żalem jedziemy na lotnisko. Po kilku godzinach 40-stopnniowy upał i szafirowe niebo będą już tylko wspomnieniem...

    Wojciech i Ewa - 04.10.2017

    302/316 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Sardynia - znana i nieznana

    Wycieczka bardzo udana. Poznałam wiele ciekawych miejsc. Zwiedzane wyspy piękne i tajemnicze. Atmosfera wspaniała.Pilotka Monika to urodzona przewodniczka.

    seniorzy - 24.07.2017  | Termin pobytu: lipiec 2017

    11/14 uznało opinię za pomocną

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem