4.9/6 (17 opinii)
Bagaż
rejestrowany i podręczny
Opieka
polskojęzycznego pilota
Ubezpieczenie
podstawowe
Oferta dostępna w innej konfiguracji
6.0/6
Anna, Rumia 23.04.2014
wycieczka marzeń...
Sri Lanka i Indie Południowe to ostatnia z imprez Rainbow, w której miałam przyjemność uczestniczyć. Dla mnie była pierwszą tak egzotyczną i tak wyczekiwaną, co powodowało, że oczekiwania wobec niej były znaczne. Z zadowoleniem jednak przyznaję, że zostały one w pełni spełnione, za co serdecznie dziękuję organizatorom, a przede wszystkim naszej pilotce Oli. Ponieważ kwestie dotyczące programu, transportu i inne są w dalszej części bardziej rozbudowane, nie będę w tym miejscu tego opisywała (dla zainteresowanych informacje zamieszczam niżej). W moim krótkim wstępie dodam tylko, że nazwa wycieczki „Sri Lanka i Indie Południowe - na styku dwóch kultur” w doskonały sposób odzwierciedla to, co było w niej najistotniejsze, a mianowicie bardzo urozmaicony i zarazem bogaty w wiele ciekawych informacji i szczegółów program, a także dwie totalnie różne religie, bogaty koloryt i egzotykę tych dwóch jakże blisko siebie położonych państw.6.0/6
Franciszek Tychy 23.04.2014
Indie Południowe i Sri Lanka .
Każdy wyjazd urlopowy poprzedza zwykle dokładna analiza ofert organizatorów turystyki. W naszym przypadku wybór padł na imprezę pod nazwą „ Sri Lanka i Indie Południowe – na styku dwóch kultur” organizowaną przez Rainbow Tours. Otwarła się przed nami realna szansa poznania w stosunkowo krótkim czasie i za niewielkie pieniądze nowych dla nas, jednych z najbardziej egzotycznych miejsc na naszym globie. Bogaty program utwierdził nas w przekonaniu, że udział w tej imprezie zaspokoi nasze oczekiwania odnośnie: poznania bogatej historii, popartej licznymi zabytkami kultury, w tym wpisanymi na listę UNESCO; podpatrzenia codziennego życia mieszkańców tych ziem i zachodzących przemian; obcowania z przyrodą w najbardziej egzotycznym wydaniu; przeżycia niezapomnianych chwil na pięknych plażach i innych zakątkach. Przy dużym zaangażowaniu doświadczonego pilota nasze oczekiwania spełniały się z każdym upływającym dniem. Przelot z Warszawy na Sri Lankę odbyliśmy czarterem. Po prawie 9-ciu godzinach bezpośredniego lotu nasz Dreamliner ląduje w Colombo. Mimo wcześniejszych obaw dotyczących niezawodności tych samolotów, podróż okazała się bezpieczną i wygodną. Po krótkim czasie przeznaczonym na odpoczynek i aklimatyzację udajemy się na ekspresowe zwiedzanie miasta, gdzie liczne ślady przeszłości kolonialnej przeplatają się z wielkomiejskim gwarem i nowoczesnością. Na wstępie poznajemy pozostałości fortu z czasów kolonizacji wyspy przez Portugalczyków, Holendrów i Anglików. Dalej zagłębiamy się w uliczki, w których zachwycają nas bajecznie kolorowe świątynie hinduistyczne, świątynie buddyjskie i biało- malinowy meczet. Jeszcze kilka chwil na zwiedzenie kościoła Wolvenndhal z przykościelnym lapidarium. Kościół pochodzi z 1745 roku, to jest z okresu panowania Holendrów. Przejeżdżamy do najbogatszej dzielnicy Colombo, czyli do Ogrodów Cynamonowych. Jeszcze około 100 lat temu były na tym terenie plantacje drzew cynamonowych. Teraz są tu liczne okazałe wille, ambasady, elitarne szkoły, galerie, kilka obiektów sportowych, parków porośniętych drzewami splecionymi lianami. Ciekawymi obiektami są: ratusz- biały dom , centrum konferencyjne – dar Ludowej Republiki Chin, pomnik niepodległości z 1948 roku- kolumnada przykryta dachem oraz pomnik ówczesnego premiera niepodległego Cejlonu Stephena Senanayke. Dzień kończymy na Galle Face Gren – na deptaku nad Oceanem Indyjskim, gdzie spotykamy spacerujące rodziny, amatorów latawców, młode pary, licznych sprzedawców egzotycznych owoców i słodyczy. W oddali widzimy hotele, wieżowce, budynki rządowe. Wczesnym rankiem pobieramy w bufecie pakiet śniadaniowy, opuszczamy Colombo i lecimy do stolicy Kerali w Indiach , do Trivandrum – świętego miasta tysiącgłowego węża Ananty. Tu słuchamy mitologicznych opowieści i zwiedzamy z zewnątrz świątynię ku czci Wisznu. W odróżnieniu od wielu innych widzianych świątyń hinduistycznych ta nie jest kolorowa. Tu też zwiedzamy Pałac Putta Malika, który służył radżom Trawankoru przez 100 lat. W pałacu zachwycają liczne sale mieszkalne, audiencyjne, gier i zabaw z drewnianymi , misternie rzeżbionymi sufitami. Następnie przejeżdżamy do Padmanabhapuram, gdzie zwiedzamy XVI wieczny pałac królewskiego rodu władców Trawankoru. Ten pałac to hektary ogrodów i zabudowań ze spiętrzającymi się zadaszeniami. Wszędzie bogato rzeżbione sufity i filary. Tu drobna niespodzianka – popsuł się autokar.. Wydawało się, że awaria autokaru pokrzyżuje realizację dalszych planów. Nic podobnego, pani pilot szybko rozwiązała problem. Przesiadamy się do miejscowych zdezolowanych busików z zakratowanymi oknami. Oj była to szalona jazda, gaz do przysłowiowej dechy, ręka na klakson i do przodu po wąskiej, wyboistej i pełnej kałuż drodze. Póżnym wieczorem szczęśliwie docieramy do Kannijakumari, najdalej na południe wysuniętego punktu Indii, gdzie spotykają się wody Oceanu Indyjskiego, Zatoki Bengalskiej i Morza Arabskiego. Przez gwarny targ nocny docieramy do świątyni wyznawców Bogini Kumari. W świątyni obowiązuje zakaz fotografowania, więc aparaty fotograficzne pozostawiamy na jednym ze straganów, panie zgodnie z obyczajem zakrywają ramiona i kolana, panowie zdejmują koszulki i już gotowi do pośpiesznego przebiegnięcia po niekończących się zakamarkach świątyni. Po wyjściu udajemy się na przylądek, gdzie liczni pielgrzymi dokonują ablucji. To miejsce odwiedzamy jeszcze raz wczesnym rankiem, by za dnia zobaczyć niebieski monument w kształcie fali poświęcony kilkunastu tysiącom ofiar tsunami jakie nawiedziło to miejsce w 2004 roku, świątynię upamiętniającą fakt rozsypania w tym miejscu części prochów Mahatmy Gandhiego oraz zrobić zdjęcia na przylądku z sympatycznymi pielgrzymami. W drodze do Madurai oglądamy z okien już naprawionego autokaru piękne krajobrazy i las elektrowni wiatrowych, którym sprzyjają występujące to monsuny. Po 250 kilometrach jesteśmy w Madurai, w mieście zbudowanym na planie kwiatu lotosu. W V wieku p.n.e. był to starożytny ośrodek nauki. Dziś jest ważnym centrum biznesowym południowych Indii. Zwiedzanie zaczynamy od zachowanej części pałacu władców Maduraju- dynastii Najaków z 1636 roku. Wszyscy fotografujemy imponujące, wysokie kolumnady i sufity z charakterystycznymi kolorowymi motywami. Największym skarbem miasta jest świątynia Sri Meenakshi, będąca miejscem kultu małżonki boga Sziwy. Przypowieść głosi, że księżniczka od narodzin miała trzy piersi, oczy rybiego kształtu i rybi zapach. Szukano na to rady u różnych świętobliwych mężów , a ci orzekli że te przypadłości znikną, gdy Minakszi spotka przyszłego męża. I tak się stało, gdy spotkała boga Sziwę, z którym osiem dni póżniej została zaślubiona. Teren świątyni ma wymiary 259 x 223 m. Prowadzi do niej dziewięć monumentalnych, pokrytych kolorowymi rzeżbami bram sięgających 60 metrów wysokości. Wiele budowli pochodzi z czasów panowania Tirumala Najaka (1623-1655), lecz świątynia została podobno założona w XII wieku, zaś nadzwyczajna Sala Tysiąca Filarów ( jest ich dokładnie 997) pochodzi z XVI wieku. Każdy filar jest inny i przedstawia postaci mężczyzn, kobiet, bogów, bogiń i muzykantów. Zapełniona jest pielgrzymami w dzień i w nocy. Pielgrzymi dokonują pudży obchodząc bóstwa dookoła, zgodnie ze wskazówkami zegara. Na dziedzińcu znajduje się rezerwuar wody do rytualnego obmywania się. Póżnym wieczorem tuktukami, takimi trójkołowymi pojazdami, powracamy z hotelu do świątyni na uroczystość przenoszenia boga Sziwy do kaplicy żony Minakszi. To dla wyznawców hinduizmu uroczystość religijna a dla turystów folklorystyczna: orszak wiernych, lektyka z bóstwem, zapach kadzideł, odgłosy trąbek i bębnów. Po uroczystości wracamy tuktukami do hotelu. W kolejnym dniu opuszczamy stan Tamilnadu ze wspaniałymi zabytkami wpisanymi na listę UNESCO i podążamy na tereny zielonej Kerali. Z okien autokaru i na postojach podziwiamy piękne krajobrazy oraz codzienne życie mieszkańców terenów znanych z plantacji kardamonu, kauczuku, kakao, kawy, cynamonu, zielonego pieprzu, wanilii, ananasów , orzechów, gałki muszkatołowej i herbaty. W drodze odwiedzamy także Park Narodowy Peryiar, zwany również „sanktuarium dzikich zwierząt”. Obszar parku liczy 305 km. kw. i jest położony nad brzegiem sztucznego jeziora, które powstało w wyniku budowy tamy na rzece o tej samej nazwie co Park. W Parku występują przepiękne okazy różnorodnych drzew, natomiast nie udało się nam zobaczyć w tym miejscu słoni, tygrysów czy też lampartów. Wieczorem skorzystaliśmy z pokazu walk hinduistycznych oraz powłóczyliśmy się po miejscowych warsztatach i sklepach rzemieślniczych. W szóstym dniu naszej przygody udajemy się do Allepey, gdzie kilkuosobowymi grupami zajmujemy mieszkalne barki i udajemy się na prawie całodobowy rejs po kanałach i rozlewiskach Kerali. To okazja do wypoczynku, podziwiania malowniczych krajobrazów, obserwowania życia ludzi i dziewiczej natury wpisanej na listę UNESCO. To również raj dla znawców ptactwa. Obsługa barek ugościła nas posiłkami z lokalnymi przysmakami. Natomiast przyroda nocą uraczyła prawdziwą tropikalną burzą ze strugami ciepłego deszczu oraz kawalkadą grzmotów i błyskawic rozdzierających ciemności nocy. Rano zaś wysłuchaliśmy niesamowitego koncertu budzącego się ptactwa. Po śniadaniu nastąpiło wyokrętowanie i przejazd do Cochin, ważnego portu dla handlarzy przyprawami. Zachował się tu dawny urok miasta z elementami pokolonialnymi oraz tysiącletniej historii żydów na tym terenie. Zwiedzamy kolejno bazylikę Santa Cruz, synagogę i portugalski Pałac Mattancherry z pięknymi zbiorami, odkurzonymi w związku z wizytą księcia Karola, która miała miejsce kilka dni wcześniej. Pozostał jeszcze do oglądnięcia najstarszy kościół wybudowany w Indiach przez Europejczyków, to kościół św. Franciszka. Budowla drewniana powstała w 1503 roku, a kamienna w XVI wieku. Tu w 1524 roku pochowany został Vasco da Gama. Grób zachował się do dziś, mimo że jego szczątki w 1539 roku zostały przeniesione do Lizbony. Zachował się również dom ,w którym mieszkał ten podróżnik, który jako pierwszy dotarł drogą morską z Europy do Indii, umożliwiajac Europejczykom swobodny handel z Azją południową. Wieczorem, podobnie jak książe Karol uczestniczyliśmy w pokazie tańca indyjskiego kathakali. W kolejnym, ósmym dniu wracamy z Cochin na Sri Lankę do Colombo. W niespełna 40 minut lotu piękne panie, w charakterystycznych, eleganckich i kolorowych sukienkach zdążyły powitać na pokładzie gości, wykonać wszystkie procedury związane ze startem, rozdać i zebrać myjki, wydać posiłki i napoje, uporządkować pokład oraz z miłym uśmiechem pożegnać pasażerów. Z lotniska udajemy się bezpośrednio do sierocińca dla słoni w Pinnawali, gdzie znalazły schronienie zwierzęta porzucone przez swoje stada lub okaleczone. Słonie w pewnym sensie zarabiają na siebie poprzez wykorzystanie ich odchodów do miejscowej produkcji papieru czepanego, m.in na pocztówki i inne gadżety. Jak zwykle po wygodnym wypoczynku i sutym śniadaniu udajemy się autokarem w kierunku Anuradhapury – pierwszej stolicy wyspy z V wieku p.n.e. (lista UNESCO). W drodze odwiedzamy kolebkę buddyzmu na Sri Lance – Mihintale z imponującym sanktuarium na wzgórzu, gdzie do poszczególnych miejsc dochodzimy boso po 1840 schodach. Wartało wejść dla niesamowitych widoków na okolicę i na bielące się na tle zieleni stupy i pomniki Buddy. W Anaradhapurze odwiedzamy świątynię skalną Isurumuniya (III wiek p.n.e) z posągiem siedzącego Buddy. Dalej przemierzamy drogę łączącą święte drzewo Sri Maha Bodhy z Wielką Stupą z charakterystycznym murem złożonym z figur słoni naturalnej wielkości. Pilot w tym czasie przybliża nam zasady buddyzmu i objaśnia, że oglądane przez nas święte drzewo ma dla wyznawców buddyzmu szczególne znaczenie religijne, gdyż zostało wyhodowane ze szczepu tego figowca pod którym Budda doznał oświecenia. Niebo każdego dnia nie żałuje nam słońca. Zmęczeni, spoceni, ale i zadowoleni zatrzymujemy się przed kolejnymi obiektami Anaradhapury, gdzie na obszarze kilkunastu kilometrów kwadratowych w dwóch zespołach znajduje się 20 świątyń, pałaców obejmujących okres od 2500 roku p.n.e do 1017 roku n.e. W tym miejscu rodzi się refleksja, pytanie: Jak w tym czasie wyglądało życie na naszych rodzimych ziemiach i jakie wartości materialne i niematerialne przetrwały z tego okresu do współczesności? Czas ugasić pragnienie, a orzechów kokosowych i różnokolorowych soczków tu nie brakuje. Kolejny dzień wita nas ponownie słoneczną pogodą. Czas na zwiedzanie kolejnej stolicy wyspy - Polonnaruwy. Jest to średniowieczna stolica kraju z okresu XI – XII wieku. Zachowało się 19 pomników architektury i sztuki. Wokół cytadeli znajdują się m.in. ruiny pałacu króla Paragramy Bahu, sala audiencyjna, sala ministrów, baseny królewskie oraz w dalsze części Gal Vihara – skała z wyrzeżbionymi czterema posągami Buddy. Po dłuższym odpoczynku wyruszamy w kierunku skalnej fortecy królewskiej. To niesamowite jak nagle z sawanny wyłania się ogromna skała, jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na Sri Lance . Przed nami ponad 200- metrowa skała o pionowych ścianach. Trudno uwierzyć, że na nią można wejść. Przecież to trzeba pokonać 80 pięter i w tej temperaturze i przy dużej wilgotności powietrza. Według przekazu historycznego twierdza na skale została zbudowana przez samozwańczego króla Kassapa w V wieku n.e. Droga do niej prowadziła po małych, płytkich schodach wykutych w skale. Trudno sobie nawet wyobrazić jak dostarczano tam materiały, żywność i w jaki sposób przemieszczał się król ze swoją świtą. Król rezydował tam przez 18 lat, to jest do czasu, gdy nieopatrznie zdecydował zejść do pałacu dolnego, gdzie prawdopodobnie został zabity przez przyrodniego brata lub popełnił samobójstwo po przegranej z nim bitwie. Od tego czasu twierdza zaczęła popadać w ruinę. Przekazy o niesamowitym bogactwie, o pięknych ogrodach z fontannami, o rozświetlających lustrach rozmieszczonych na ścianach skały przetrwały do dnia dzisiejszego i inspirują artystów, pisarzy, rzemieślników. Taki obraz skały zobaczyliśmy m.in. na makatce wykonanej w miejscowej pracowni batiku. Powoli mijamy ruiny i fosy pałacu dolnego, dalej ogród skalny i pozostała już tylko mozolna wspinaczka. W połowie drogi, w połowie wysokości skały zatrzymujemy się w jaskiniach z freskami przedstawiającymi nimfy tryskające erotyką i kobiecością. Freski przetrwały w tak niekorzystnych warunkach klimatycznych 15 wieków dzięki zastosowaniu barwników naturalnych i odpowiedniemu przygotowaniu podłoża skalnego. Powstały i zachowały się dzieła fascynujące, należące dziś do kulturalnego dziedzictwa ludzkości (UNESCO). Po wzniesieniu się do wysokość ¾ skały otworem stoją ruiny wielkiej bramy prowadzącej do pałacu, o jej ogromie stanowi wielkość zachowanych lwich łap będących oprawą architektoniczną bramy. Jeszcze trochę wysiłku i już z ruin pałacu górnego roztacza się wspaniały widok . Widok i orzeżwiający wiaterek stanowią swoistego rodzaju nagrodę za pokonanie wszelkich przeciwności, ale przed nami jeszcze zejście w tą dwustumetrową przepaść. Zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Sigiriy znajduje się inny skalny zabytek wpisany na listę UNESCO: zespół świątyń i klasztor w Dambulli. Od niego rozpoczynamy kolejny, jedenasty dzień naszej wędrówki. Miejsce to zostało odkryte około 100 roku p.n.e. przez króla Valagama Bahu, gdzie znalazł schronienie na wygnaniu podczas jednego z tamilskich najazdów na wyspę. W ciągu ponad 20 wieków w pięciu pieczarach powstawały świątynie. Najstarsza z nich , niewielka Devaraja-Iena ( Pieczara Króla Boga) szczyci się wykutym w skale przed ponad 2000 laty posągiem Buddy w stanie nirwany. Największa świątynia liczy 48 m. długości,15 m. szerokości i kilka metrów wysokości. Każda ma swoją nazwę, swój wystrój i swoją historię, ale kto by to wszystko zapamiętał, oczywiście nie licząc naszego pilota. W ogrodzie przypraw w okolicy Matale poznajemy tajniki przypraw i ich znaczenia dla zdrowia człowieka . Następnie oddajmy się w sprawne ręce masażystów, którzy poprawią nasze samopoczucie poprzez użycie w masażu wonnych olejków. Jeszcze trochę czasu na zaopatrzenie się w pachnące laski cynamonu, gałki muszkatołowe, laski wanilii oraz przeróżne olejki z przypraw i ruszamy w dalszą drogę. Po przybyciu do Kandy uczestniczymy w dość barwnym pokazie tańców połączonych z chodzeniem po rozżarzonych węglach. Póżnym wieczorem odwiedzamy jedno z najbardziej znanych miejsc na Sri Lance – Świątynię Zęba – kolejny obiekt z listy UNESCO. Cała świątynia pięknie podświetlona. We wnętrzu tłumy pielgrzymów biorących udział w pudży, modlących się oraz tłumy cierpliwie czekających w kolejce do relikwiarza – my wśród nich. Przed relikwiarzem wielka platforma kwiatów złożonych przez pielgrzymujących, dalej biblioteka, a w niej święte księgi, najstarsze spisane na liściach palmowych. W miejscowej pracowni podziwiamy prezentowane nam różne okazy kamieni szlachetnych oraz ich misterną obróbkę. Pokaz kończy się jak zwykle zachętą do zakupów. Następny dzień rozpoczynamy od spaceru po Królewskich Ogrodach Botanicznych. Słaby deszcz nie przeszkodził, bo organizatorzy byli przewidujący i przygotowali odpowiednią ilość parasoli. Ogrody te należą do najlepiej zagospodarowanych w całej Azji. Jest tu ponad pięć tysięcy gatunków flory. Duże wrażenie wywołuje ogród japoński, Dom Orchidei, piękne okazy drzew słoniowych, migdałowych, filmowa aleja palm królewskich, aleja palm z Seszeli, stanowiska papirusu i ten ogromny rozłożysty fikus beniamin. Jest tu również opisane drzewko – dar z Polski przywieziony przez byłego premiera Józefa Cyrankiewicza. Uroczo na tle przyrody prezentowały się pary młode przychodzące tu w odświętnych, bogato zdobionych, tradycyjnych strojach właściwych dla określonej kasty. Kast już nie ma, ale tradycja pozostała. Po obiedzie opuszczamy Kandy i licznymi serpentynami wśród herbacianych dywanów i pól tarasowych udajemy się w kierunku Nuwara Eliya. Pokonujemy 1400 metrów przewyższenia, podziwiamy górskie krajobrazy, odwiedzamy plantację i fabrykę herbaty Cejlon. W halach śledzimy cały proces od suszenia do pakowania w worki i wysyłki na giełdę towarową. Tu też każdy chętny może nabyć gustowne herbaciane upominki. Po noclegu w okolicach Nuwara Eliya udajemy się dalej na południe wyspy w kierunku Parku Narodowego Yala. W drodze zatrzymujemy się w punkcie widokowym z widokiem na górską rozpadlinę. Kolejnym miejscem postojowym jest wodospad Ravana. W hotelu przesiadamy się na terenówki i bierzemy udział w jeep safari. Podziwiamy sawannę, różne formacje skalne, lagunę. Aparatami fotograficznymi strzelamy, utrwalając na kliszy kolejne zdobycze: pelikany, ibisy, kormorany, gużce bawoły, sarenki, pawie, małpy, warany, orły, krokodyle, gniazda termitów i uroczą rodzinkę słoni. Niestety nie udało się upolować lamparta i niedżwiedzia, ale słoniowa rodzinka wynagrodziła starania. Do hotelu wróciliśmy długo po zachodzie słońca, bo i sam zachód słońca na skraju sawanny tuż przy brzegu Oceanu Indyjskiego dał wiele niezapomnianych wrażeń, wzmocnionych jeszcze odrobiną miejscowego araku. Dwa ostatnie dni przed wylotem do Warszawy spędzamy w Galle i okolicach tego miasta. W drodze na wypoczynek na zachodnim wybrzeżu wyspy zatrzymujemy się w Matarze. Przez most udajemy się na wyspę z buddyjską świątynią. Jest to najdalej na południe wysunięty punkt Sri Lanki. W drodze powrotnej jeszcze rzut oka na pozostałości fortu portugalskiego z zachowaną wieżą zegarową.. Tu też kończy się linia kolejowa z Colombo wybudowana przez kolonizatorów brytyjskich. Galle zachowało wyjątkowo kolonialny charakter, a w szczególności rozległy fort wpisany na listę UNESCO. Trudno nie zauważyć symbolu tych stron, to jest rybaków stojących na długich palach wbitych w dno Oceanu, chroniących się w ten sposób przed wysokimi falami. Nie można również nie zauważyć biedy, zniszczeń jakie wyrządziło tsunami w 2004 roku. Nawet dość szybko odbudowywane są domostwa, ale przygnębiający jest widok licznych mogił w ich sąsiedztwie. Pozostawiona tu przez turystów gotówka, to pewnego rodzaju dobrze pojęta pomoc dla tych sympatycznych mieszkańców. Na pozostałe półtora doby lokujemy się w hotelu położonym bezpośrednio przy czystej, piaszczystej plaży łagodnie schodzącej do Oceanu Indyjskiego. Hotel w otoczeniu palm, z segmentami różnej kategorii oraz z basenem dostępnym o każdej porze. Doskonałe warunki do relaksu po trudach zwiedzania. Na długo w pamięci pozostaną wysokie i spienione fale, nieustający szum oceanu, urocze wschody i zachody słońca, dobra kuchnia .Oczywiście jednorazowy pobyt daje jedynie ogólne wyobrażenie o tych terenach. Można tu jeszcze powrócić, ale przecież jest jeszcze wiele równie ciekawych miejsc na świecie godnych uwagi.