5.4/6 (1110 opinii)
6.0/6
Pilot wycieczki pani Gosia fantastyczna. Objazd całej Turcji w pigułce, ale bardzo zadowalający. Super zadowoleni z wycieczki. Polecamy, nie bać się dalekich przejazdów.
6.0/6
Pełen wrażeń, znakomicie zorganizowany objazd najsłynniejszych miejsc w Turcji.
6.0/6
Bardzo fajna wycieczka, bardzo dużo można zobaczyć i poznać. Wycieczka dopracowana i odbyła się płynnie.
6.0/6
A może to przeznaczenie? Zastanawiam się kończąc smutną dla mnie rozmowę z pracownicą Rainbow Tours informującą mnie, że niestety moja długo wyczekiwana 2-tygodniowa wyprawa do Turcji nie dojdzie do skutku, ponieważ nie ma wystarczającej liczby chętnych... Nie mam dużo czasu na zastanowienie, szybko rzucam okiem na nazwy innych wycieczek do Turcji. Bo Turcja musi być i już. Smak Orientu – brzmi pysznie. I było :-) 30 lipca wylot z Rzeszowa. Punktualnie, wygoda w samolocie, żadnych problemów w trakcie lotu. Cieszę się jak dziecko, że jadę do „swoich.” Po wyjściu z lotniska w Antalyi lekki szok termiczny, ale muszę się szybko dostosować. Przed lotniskiem czeka przedstawiciel biura, Pan Arek, który był następnie naszym pilotem. Do hotelu przyjeżdżamy ok. 20. Wspaniale, mam trochę czasu, aby wieczorem zanurzyć się w duszną i gwarną atmosferę miasta podczas ostatniego dnia Şeker Bayramı. Następnego dnia bardzo wcześnie wstaję, ciekawa swoich współtowarzyszy i czekających na mnie niesamowitych miejsc. Zasiadam na swoim miejscu i ruszamy. Nie mogę oderwać oczu od widoku za oknem – Taurus Zachodni. Jednocześnie wsłuchuję się w opowieści Pana Arka, które głeboko zapadają w pamięć, uczą i rozbawiają (kogut z Denizli). Pamukkale mnie nie rozczarowało, z radością zdejmuję buty, decydując się na krótką przechadzkę po białych tarasach, które oślepiają w tureckim słońcu. Pan Arek opowiada o pozostałościach po starożytnym Hierapolis. Możliwość samodzielnego zwiedzania, ale niestety na „bliższe spotkanie” z „Doctor Fish” nie ma już czasu, bo kolejnym przystankiem – Meryemana – miejsce, gdzie rzekomo przebywała Maria Matka Jezusa pod koniec swojego życia. Wszyscy grzecznie ustawiamy się w kolejce, przechodzimy w skupieniu przez dom i kaplicę, następnie kierujemy się w stronę kraników z wodą. Niektórzy przybyli z buteleczkami (woda będzie pamiątką dla przyjaciół w kraju) lub karteczkami z prośbami – można zawiesić na murze. Ciekawe. Następnie przejeżdżamy do Efezu. Podążając z naszymi TGSami za naszym pilotem oglądamy ruiny i słuchamy opowieści o życiu i zwyczajach dawnych mieszkańców. Kolejny dzień rozpoczynamy od zwiedzenia fabryki bajecznie kolorowych dywanów, często latających ;-) Możemy spróbować samodzielnego tkania, zastanawiam się nad zmianą zawodu ;-) Kolejne ważne miejsca w historii – Pergamon i Troja. Oparty o strome wzgórze teatr w Pergamonie robi niesamowite wrażenie. W przeciwieństwie do Troi. Rozczarowanie. Nie jestem szczególną wielbicielką historii starożytnej, więc z niecierpliwością czekam na dalsze punkty programu. Nocleg mamy w Çanakkale – strategiczne miasto portowe, gdzie nad morzem rży filmowy drewniany koń. Następna pobudka już przed czwartą rano, ponieważ musimy koniecznie zdążyć na prom odpływający o 5. Płyniemy w ciemnościach, zrywa się wiatr, niebo od czasu do czasu rozjaśniają błyskawice. Na drugim brzegu nasz autokar zwalnia – wokół nas ściana wody. Nieprzyjemne uczucie. Nic nie widać poza wodą lejącą się z nieba. Ale nic to – po pewnym czasie wita nas Stambuł. O radości!!! Większa część mojej grupy wybiera się na rejs po Bosforze, a ja z entuzjazmem ruszam w znajome strony. Czeka na mnie feria barw, zapachów i smaków. Gwar rozmów, pokrzykiwania, zapraszające uśmiechy sprzedawców. Od czasu do czasu przystaję, wdając się w krótkie pogawędki z miejscowymi, którzy są bardzo ciekawi przyjezdnych. Zbliża się kolejna burza, więc wracam na parking, z torebkami pełnymi tureckich pyszności i miłych wspomnień. Nagle przy moście Galata pojawia się niecodzienne zjawisko – woda zaczyna wirować, tańczyć w powietrzu, rzucając porwanymi deskami i powodując uczucie strachu. Pierwsza trąba powietrzna w moim życiu. Niezwykłe. Dołącza do nas grupa po rejsie i już razem wybieramy się do Hagia Sophia – miejsce oblężone przez turystów. My i nasze TGSy posłusznie podążamy za Panem Arkiem, który jak zwykle serwuje nam solidną porcję pysznej historii i anegdot. Następnie Pan Arek prowadzi na At Meydanı (Hipodrom), zatrzymujemy się przy kolumnie wężowej (fascynującą teorię z polskim wątkiem na temat zniknięcia głów weży przedstawił Jason Goodwin w swojej książce „Kamienne węże” - polecam). Do Błękitnego Meczetu decyduję się wejść razem z grupą, wejściem dla turystów. Za nami dziesiątki innych turystów, w środku gwar i błyski fleszy. Jest już po modlitwie, są tylko pojedyncze osoby, które „odrabiają” zaległą modlitwę. Trudno się skupić. Rezygnuję z posiłku w czasie wolnym i biegnę po nieco ochłody i nowe wrażenia do Yerebatan Sarayı (Zatopiony Pałac). Cisza, spokój, w ciemności słychać tylko rytmicznie kapanie lodowatej wody. Po mokrej śliskiej nawierzchni kieruję się do kolumn z bazami w kształcie głowy Meduzy. Topkapı Sarayı (rezydencja sułtanów) – niezbędny punkt wycieczki z niezwykłymi komnatami, relikwiami islamu, kolekcjami broni. Fascynujące miejsce dla mnie, wielbicielki historii Imperium Osmańskiego. Kolejny dzień również oferuje mi rarytas – Mauzoleum Ataturka w Ankarze, do którego podążają całe “pielgrzymki” Turków. Z ciekawością przyglądam się wystawom, żal, że tak mało czasu na zwiedzanie. Tego samego dnia zatrzymujemy się nad Tuz Gölü (Jezioro Słone). Turyści krajowi i zagraniczni w butach lub bez spacerują po jeziorze. Po horyzont ciągnie się biała tafla soli. Przed autokarem – wycieraczki, nie chcemy nanieść soli do autokaru. Kolejne przeżycie – podziemne miasto Kaymaklı, do którego nasz turecki kierowca zawiózł nas wiejskimi drogami. Inna strona tureckiego życia. Samo podziemne miasto – niskie stropy, wąskie korytarze, istny labirynt. Jeśli się ma klaustrofobię lub problemy z krążeniem – lepiej sobie darować wejście. Następny dzień to kosmiczne krajobrazy Kapadocji z niesamowitymi tworami rąk ludzkich i natury. Każdy musi zobaczyć na własne oczy. Nie do opisania. Sporo czasu na zwiedzanie, robienie zdjęć. Tego dnia mam niestety nieprzyjemność borykania się z natrętnymi sprzedawcami w sklepach ze słodyczami, punkcie sprzedaży wyrobów z onyksu, fabryce wyrobów ze skóry. Uciekam, gdzie pieprz rośnie. Idę na krótki spacer po wsi, rozpoczynam transakcję z przemiłą starszą panią sprzedającą własnoręcznie wykonane ozdoby i koronkowe obrusy i serwetki. Opłacało się. :-) Tego wieczora czekały na mnie jeszcze dwa ważne wydarzenia – wycieczki fakultatywne: pokaz wirujących derwiszy i wieczór turecki. Derwiszy polecam tylko tym, którzy naprawdę chcą wziąć udział w mistycznym widowisku i mają otwarte umysły. Proszę pamiętać, że są Państwo świadkami modlitwy. Instrumenty i gra świateł budują stopniowo mistyczny i hipnotyzujący nastrój. Wieczór turecki jest całkowitym przeciwieństwem – szalone tańce narodowe, bajeczne stroje i prezentacja zwyczajów weselnych zakończona wesołym wężem wokół ogniska poza lokalem. Wspaniały wieczór i wspólna wesoła zabawa na parkiecie. Obowiązkowy Tarkan, jasne. :-) Następny dzień nieco smutny, bo ostatni. Ruszamy w kierunku Konyi. Mevlana Müzesi – bardziej cel pielgrzymek niż muzeum, w zbiorach znajdują się bardzo cenne eksponaty dla muzułmanów. Wyjątkowe miejsce, pozostał żal, że tak niewiele czasu nam dano na zwiedzanie. Do hotelu w Antalyi docieramy wystarczająco wcześnie, aby pójść na ostatni spacer i zrobić ostatnie zakupy. Tego wieczora i następnego ranka nastąpiły pożegnania i wymiany kontaktów. Część z nas została zawieziona na lotnisko, smutna że co dobre szybko się kończy.