5.5/6 (255 opinii)
5.5/6
Polecam wszystkim! 😘 Niezapomniana przygoda,ktora na pewno długo zostanie w pamięci. Jest dużo pięknych miejsc do zwiedzania, Ci którzy lubią nie mają się nad czym zastanawiać 🤣
5.5/6
Od czego to się zaczęło? Trudno powiedzieć czy to był zew chwili czy może dawno planowana i ciagle odkładana wyprawa miała się po prostu wreszcie ziścić. Koniec końców odłożyliśmy plany byczenia się na leżaku gdzieś na słonecznej wyspie i wyruszyliśmy w podróż za ocean. Najpierw lot (na dodatek po nieprzespanej nocy) dłużył się niemiłosiernie , później pobolewał niewyleczony do końca ząb, by w końcu wylądować i nie wiedzieć, która naprawdę jest godzina. Ameryka powitała nas „Jak sie maś”, wypowiedzianym przez bardzo sympatycznego urzędnika imigracyjnego, z uśmiechem wbijającego do paszportu upragniony stempel wjazdowy. Pierwsze wrażenia z Los Angeles - ok: rozległa przestrzeń aglomeracji niewysokich budynków z powszechną zielenią drzew i krzewów, wielopasmowe drogi wijące się aż po horyzont i w oddali ledwo widoczny ocean. Po dotarciu na miejsce noclegu mamy intrygujący kontakt z ciekawymi urządzeniami made in USA - kran, a właściwie gałka do jego odkręcania, którą odginamy do dołu by odkręcić wodę, do góry by poleciała ona z prysznica, w lewo by była ciepła, a kręcąc w prawo powinniśmy uzyskać zimną, chyba, że już wcześniej zafundowaliśmy sobie prysznic z wrzątku (gałka odkręcona w lewo do oporu i do góry:) Po prysznicu gorącym, zimnym czy w sam raz trzeba zaspokoić głód i pragnienie i wyjść na ulicę. Pierwsze co się rzuca w oczy to tabliczki „PED XING”, ale niestety nie znaczy to, że blisko jest już do chińskiej knajpki, ale że mamy jeszcze do pokonania przejście dla pieszych… Światełka oznajmiające, że już zielone są interesujące: białe lub czerwone mrugające z licznikiem ile zostało nam by zdążyć przebiec, zanim nas nie rozjadą lub też ich brak. Wtedy należy obejrzeć się do tyłu i skorzystać z tego co nam tam akurat wyświetlają . Można też przejść na czerwonym (stałym) świetle z duszą na ramieniu, ale spoko - w L.A. kierowcy są nastawieni przyjaźnie i się zatrzymują , ale już w Las Vegas można się spotkać z lawiną słów , z których wyróżniają się szczególnie te na „F”. Przez zmęczenie, trudy związane z odświeżaniem się oraz konieczność przebiegnięcia na czerwonym (no ile można czekać) wpadamy do pierwszego lepszego fast foodu („Jack in the Box”), na pierwszy lepszy hamburger. Dostajemy, jak to w Ameryce, wszystko duże, bardzo duże i ogromne (mała, średnia i duża porcja) - kubek coli miał wygląd małego wiaderka… Następne doznania kulinarne, nie licząc dalej śniadań, o których dalej (i tu uwaga: jak ktoś lubi mocną kawę, a nie lurę, to polecamy kupić zawczasu Starbucksa w puszce, bo na innego nie będzie w trasie czasu), będą już lepsze zwłaszcza obiad w Monterey („Fish Hopper” - ryby i ostrygi), Modesto („Denny’s” - steki, burgery i dziki łosoś z Alaski), Santa Monica („Bubba Gump Shrimp Co.” - krewetki, ryby i sernik), Bishop (‚„Taqueria Las Palmas” - żeberka i sałatki) czy San Francisco (knajpki na „Fisherman’s Wharf”), a o reszcie nie ma co wspominać bo nie były godne uwagi. Samo zwiedzanie na początku w sporym pędzie, było bardzo ciekawe, choć w wielu miejscach chciałoby się zostać choć trochę dłużej (Rodeo Drive, Santa Monica). Najbardziej zapadającymi w pamięć wrażeniami był lot helikopterem nad Wielkim Kanionem oraz rejs po zatoce w San Francisco, zwiedzanie samego miasta San Francisco (zwłaszcza spacer po nabrzeżach, jazda zabytkowym tramwajem stojąc na jego stopniach, wizyta w Chinatown), przejazd 17 Mile Drive oraz spacer po Hollywood Walk of Fame, który kończył naszą amerykańską wyprawę. Czy podobały się same Stany Zjednoczone? Jak najbardziej! Kraj widocznych kontrastów: bogactwa Beverly Hills i bezdomnych na ulicach San Francisco, urodziwych prezenterek telewizyjnych i w większości patologicznie otyłych mieszkańców amerykańskich miast, nowoczesnej technologii i braku zasięgu telefonii komórkowej i internetu w bardzo wielu miejscach, ale przede wszystkim kraj miłych i przyjaznych ludzi. Wyjazd bardzo udany, trochę męczący, ale wspomnienia rekompensują wszystko. Szczerze polecamy!
5.5/6
Mamy ogromną przyjemność podzielić się opinią po powrocie z Kalifornii. Wycieczka bardzo atrakcyjna, różnorodna , każdy dzień inny bardzo ciekawy . Największą zasługę w dobrym odbiorze intensywnego wyjazdu ma Pani Przewodnik, Pani Aneta. Pani stworzona do tego zawodu, merytoryczna, dowcipna, z ogromną wiedzą o tym rejonie, statystyki, informacje, których nie można znaleźć w książkach. Umie zainteresować uczestników informacjami, rozbawić, wciągnąć do rozmów ale też dyscyplinować grupę. Nie było nudnych przekazów, było ciekawie. Mimo wiedzy, którą mieliśmy o USA zawsze dowiedzieliśmy się czegoś nowego. Trasa ułożona doskonale. Hotele,jedzenie ok. Nie spodziewaliśmy się wysokiego standardu bo tam tylko sen... i dalej w drogę. Organizacyjnie i logistycznie super. Możemy polecić tę wycieczkę z czystym sumieniem. Macie skarb w postaci Pani Anety.
5.5/6
wycieczka petarda !!! wszystko super zorganizowane. Pilot bardzo fajny, zorganizowany i pomocny. noclegi w spokojnych miejscach. można się było spokojnie poruszać. jeżeli ktoś się zastanawia to nie ma nad czym 😁 warto !!!