5.0/6 (309 opinii)
0.5/6
Wróciłam właśnie z wczasów w Albanii z hotelu Fafa One w Durres. Niestety ale pobyt tam był dramatem a największym byli rezydenci Pan Jacek Kowalski oraz Pan Radosław Rył.Podróżuję regularnie od kilkunastu lat, odwiedziłam blisko 40 destynacji, w tym większość z Państwa biurem, ale niestety ta będzie ostatnia za Państwa pośrednictwem. Pierwsza rzecz-hotel nie posiada łóżek pojedynczych i wszyscy turyści byli zmuszeni spać w łóżkach dwuosobowych (z mamą, bratem, czasem wręcz z niemal obcą osobą, bo ludzie podróżują w różnych konfiguracjach i czasami nawet ogłaszają się na grupach FB, iż szukają towarzystwa na wyjazd), oczywiście przykrycie było również jedno. W opinii wszystkich gości hotelowych było to skandaliczne. Na recepcji oświadczono opryskliwie, że już rozmawiano o tym z p. Jackiem i on wie! I że możemy sobie na drugi dzień przyjść i zapytać czy mają jakiś wolny pokój.Na drugi dzień, na porannym spotkaniu z panem rezydentem, poinformowaliśmy o tej sytuacji. Jedynym komentarzem Pana Jacka Kowalskiego było, iż hotel NIE POSIADA ŻADNYCH pokoi z łóżkami pojedynczymi oraz: "ja i mój brat mamy po blisko 30 lat i śpimy razem"! No przepraszam, ale nas nie obchodzi za bardzo, co Pan Jacek porabia w swym domostwie i z kim sypia. Na Państwa stronie nie było ŻADNEJ informacji, iż hotel nie posiada takich łóżek.Pan rezydent oświadczył również, że jeśli cokolwiek otrzymamy to na pewno nie w tym hotelu (większość turystów przestraszyła się tej informacji, bo biorąc pod uwagę jak nas tam cały czas traktowano, obawialiśmy się, że dostaniemy pokoje w budynkach zruinowanych, które hotel równiez posiadał). Części osób, które drążyły temat, pan rezydent Radoslaw Rył kazał się wymeldować o godzinie 11 drugiego dnia pobytu i oczekiwać do godziny 14 na nowy pokój (chyba jednak nikt nie skorzystał z tej opcji po słowach pana rezydenta Jacka). Natomiast, no przepraszam ale co to oznacza, że klient ma być 3h bez pokoju, skoro za niego zapłacił, na być ciągle szarpany, pakowany i wypakowywany i generalnie wodzony za nos. Tak więc do końca pobytu spaliśmy w jednym łóżku, w większości pod jednym przykryciem, gdyż Pani na recepcji stwierdziła, że sorry, we don't have. Dopiero po awanturze, że niech idzie kupić i że nie obchodzi nas jak to zrobi, znalazło się przykrycie, na drugi dzień zabrane jednak przez panią sprzątającą...Kolejna kwestia-na Państwa stronie jest informacja, iż hotel posiada 3 baseny oraz (była bo już nie widzę), że będziemy korzystali z całej infrastruktury kompleksu Fafa (czyli 3 hoteli). Są również nadal na Państwa stronie zdjęcia basenó, których nam nigdy nie dane było oglądać i pochodzą z hotelu Fafa Premium. Nam został jeden basenik, zatłoczony, gdzie zawsze brakowało leżaków. Ręczniki plażowe nie istniały.Na zdjęciach są też bary, nie należące do hotelu Fafa One, z których nie mogliśmy korzystać, a nawet bar wskazany przez pana rezydenta Jacka Kowalskiego, był barem płatnym i nas stamtąd przepędzano.Generalnie bar (szopa raczej) na terenie hotelu Fafa One był otwierany (malowany, zapełniany nędznymi napojami) dopiero w dniu naszego przyjazdu. Nawet zwykłej wody tam nie było i pan obsługujący, stwierdził, że musiałby ją dopiero przynieść (i oczywiście nie przyniósł). Na zdjęciach na Państwa stronie są też roześmiane dzieciaki, animowane przez wesołych animatorów, jakieś gimnastyki plażowe itp. co w rzeczywistości w hotelu Fafa One NIE ISTNIAŁO. Wesoły pan Jacek już w drodze z lotniska stwierdził po pierwsze, że ma gadane (i tylko to jak się okaże w dalszej części pobytu) i że w hotelu Fafa One mamy sobie być wyluzowani i wtedy będziemy mieć udany pobyt, bo tam się z niczym nie dogadamy bo nikt nic nie rozumie po angielsku itd. i ze w restauracji jak poprosimy o widelec to będą tak spacerować przez pół godziny i przynosić wszystko oprócz widelca (opowiadał to jako super zabawną sytuację, na którą mamy się nastawić), niestety akurat w tej kwestii pan Jacek nie kłamał. Obsługa nie rozumiała i nie chciała rozumieć NIC (jak się później okazało, część z nich całkiem sprawnie posługiwała się angielskim) natomiast po prostu mieli nas gdzieś. Na prośbę o sztućce pani kelnerka przytaknęła głową i poszła sobie stanąć w drzwiach, żeby się pośmiać z drugą kelnerką, z którą permanentnie tam stała. Tu po raz kolejny pan rezydent nie wiem od czego tam jest, bo skoro zna sytuację to nawet czysto po ludzku, powinien iść do menagera i zasugerować, żeby obsługa restauracji nauczyła się choćby kilku podstawowych słówek jak widelec czy inne drobiazgi, których turysta w restauracji hotelowej może potrzebować.Na marginesie-nie wiem od czego te panie tam stały, skoro NIGDY nie widziały, że stoły są nienakryte lub że czegokolwiek ktoś poszukuje, potrzebuje.Umiejętność posługiwania się językiem angielskim przez obsługę wyszła dopiero pewnego miłego wieczoru, gdzie bardzo miły Pan przygrywał do kolacji i w ramach wieczornych "animacji". Poszliśmy usiąść przy stolikach obok owego Pana, gdzie było też miejsce do tańczenia i natychmiast zjawiła się jedna z Pań, które nigdy nic nie wiedziały i stały bezczynnie w drzwiach restauracji, że nie możemy tu siedzieć, jeśli nic nie zamawiamy z odpłatnego Beach Baru (który zresztą widnieje na Państwa stronie w ofercie hotelu Fafa One). Kazała nam sobie usiąść na stołówce, skąd nic nie było widać ani słychać oraz gdzie inni spożywali jeszcze kolację i nie było ani jednego miejsca. Zapytałam owej pani, gdzie mam zasiąść, skoro wszystko jest zajęte i czy może na podłodze, na co z bezczelnym uśmieszkiem wzruszyła ramionami (ten gest ze strony obsługi towarzyszył nam zresztą przez cały pobyt, bezustannie krnąbrnie wzruszali ramionami). Wszyscy turyści byli przepędzani i czyli się z tym niekomfortowo, cytuję: "normalnie jak byśmy byli w getcie", "co to za segregacja na lepszych i gorszych i to na terenie naszego własnego hotelu, gdzie rezydent nam pokazał, że mamy bar nasz all inclusive". Sytuację zgłosiliśmy panu rezydentowi i obiecał interwencję.Apogeum wszystkich atrakcji w hotelu Fafa One nastąpiło w niedzielę 18.07.2021. Na holu przy windzie poprzedniego dnia zawisła kartka, że spodziewane są deszcze i burze i że hotel prosi i pościąganie rzeczy z balkonu. W niedzielę faktycznie między godziną 9 a 12 przeszedł dość ulewny deszcz (chwilami ulewny, chwilami były przerwy od deszczu) i niewielka burza. Całe zjawisko nie było jakieś nadzwyczaj egzotyczne (część ludzi kąpała się nawet w morzu, część wybrała się na zakupy). Hotel Fafa One zamarł. Pozamykały się wszystkie możliwe bary all inclusive, a także odpłatny. W tym czasie pojawił się pan Rezydent Radosław. Po wielkiej awanturze, że co w ogóle jest grane, że wszystko jest zamknięte i nawet wody nie mamy, otworzył się bar w lobby (który permanentnie był zresztą zamknięty). Nawet lodu do napojów tam nie było... Około 12.30 wyszło piękne słońce, natychmiast wszystko obeschło. Wylegliśmy zatem na basen a tam bar zamknięty, brak parasoli i cała obsługa pochowana gdzieś lub wędrująca gdzieś w oddali, kompletnie nas niedostrzegająca. Około godziny 15 poszłam w końcu na recepcję zapytać co jest grane. Po raz kolejny wzruszono ramionami, powiedziano, że deszcz przecież był i mam bar otwarty w lobby!! Pani była przy tym bardzo niegrzeczna, podśmiechiwująca się do koleżanek, które bezczynnie zasiadały na recepcji. Zapytałam czemu nie ma nigdzie informacji, że bar przy basenie nie będzie dziś wcale otwarty (z powodu porannego deszczu). Pani stwierdziła, że mogłam sobie przyjść na recepcję zapytać. Ja nie wiem, czy moim obowiązkiem jest bezustanne siedzenie w recepcji i oglądanie ich opryskliwych twarzy? Czy ich obowiązkiem poinformować gości, że bar będzie zamknięty i że się uruchomił jakiś pseudo bar w lobby? Problemem jest głupia kartka z informacją? Oczywiście ani hotel o to nie raczył zadbać ani rezydent. Napisałam do Pana Jacka-odparł, ze wszsytko ze względu na "potężne burze które dziś przechodziły i względy bezpieczeństwa przede wszystkim" oraz "że wszystko jest już otwarte" co było nieprawdą i kolejną niekompetencją i niedoinformowaniem z jego strony (tak zresztą było na każdym kroku bo był ostatnią osobą, która się dowiedziała, że nie możemy korzystać z leżaków, które nam wskazał, że mamy korzystać z nowo uruchomionego baru w Fafa One a nie wskazanego przez niego, z którego nas wyrzucono i kazano płacić).Co do bezpieczeństwa-jak słusznie zauważyli inni turyści- na terenie hotelu wisiał dosłownie na jednej śrubie zardzewiały klimatyzator, w miejscu gdzie dzieci biegały, oraz stały potężne okna do restauracji hotelowej (gdzie trwał remont), niczym niezabezpieczone, oparte o budynek, za którymi biegały dzieciaki i się chowały.Zadzwoniłam do Pana Jacka Kowalskiego. Od razu na mnie naskoczył, że przecież mam otwarty bar w lobby i w ogóle to on mówi i ja mam przestać gadać i wywrzeszczał, że już 4 telefony były w tej sprawie (owszem były ponieważ ile nas siedziało na basenie tak nikt nie wiedział co jest grane i o otwartym barze w lobby). Powiedziałam mu, że nie ma nigdzie żadnej informacji na co on znów wywrzeszczał, że przeciez był rezydent o poranku w hotelu to mogłam sobie przyjść na spotkanie (no nie mam co robić, tylko stale na spotkaniach z rezydentem przesiadywać) i że było 20 osób i one wiedziały! Tylko, że w hotelu było zapewne grubo ponad 100 osób z Polski. Powiedziałam też, że przecież już dawno nie ma deszczu i że chyba sobie kpi, że w związku z tym cały hotel zamarł. Na co wywrzeszczał, że chyba jestem niepoważna i mam go słuchać a nie prowadzić monolog i mam go w ogóle szanować (to raczej on w całym tonie i tekstach jakie puszczał nie okazywał mi szacunku jako klientce i kobiecie a ja nie powiedziałam mu nic urągliwego, jedynie dochodziłam swoich praw i tego, za co zapłaciłam i mam prawo o to się domagać). Zresztą w całej sytuacji i mojej wypowiedzi chodziło w zasadzie wyłącznie o niedopełnienie przez niego oraz hotel obowiązku informacyjnego względem gości hotelowych, pozostawionych nawet bez wody (co również jest niebezpieczne bo grozi w tych upałach odwodnieniem, jeśli już jesteśmy tacy skrupulatni). Generalnie to on prowadził wrzaskliwy monolog, pozbawiony sensu, kłamliwy zresztą bo stwierdził, że ludzie błagali go o otwarcie baru w środku bo na zewnątrz jest niebezpiecznie, co zresztą okazało się kłamstwem (kolejnym) pana Jacka, bo owszem ludzie błagali ale o otwarcie czegokolwiek bo WSZYSTKO było zamknięte a nie że komuś jest gdzieś niebezpiecznie i pragnie zamknięcia baru przy basenie (na cały dzień zresztą). Po raz kolejny powiedziałam, że nie było żadnej informacji a poza tym już jest dawno po deszczu oraz, że wcześniej również nie działa się żadna tragedia, by tak wszystko zamarło. Powiedział, że mam przestać prowadzić monolog i że była sciana deszczu i burza i że mogłam "se" wyjść a nie siedzieć w pokoju i nie wiedzieć co sie działo!! I po raz kolejny, że ja mam go szanować! Powiedziałam mu, że on mnie też i że to on jest w pracy a on na to wrzasnął coś i rozłączył połączenie.Po raz pierwszy w życiu spotkałam się z takim chamstwem. Jak on śmie "rzucać słuchawką", NIC nie załatwiać, za nic nie przeprosić bo to on nie dopełnił obowiązków, jak śmie rozmawiać w takim tonie! Ja przez blisko 40 podróży zagranicznych NIGDY nie potrzebowałam dzwonić do rezydenta a w kontaktach bezpośrednich, właściwie każdy z nich cechował się wysoką kulturą osobistą, empatią i chęcią pomocy.Jak słusznie na porannej awanturze w dniu "nawałnicy" powiedzieli turyści panu Radosławowi: panowie nic nie robią poza krążeniem stale wokół pieniędzy dla siebie, grabieniem pod siebie i naganianiem turystom usług za swoim pośrednictwem. Prawie całą drogę z lotniska pan Jacek przedstawiał wizję zakupu u niego za 10 euro cudownej, wręcz słodkiej oliwy, którą posiada od zaprzyjaźnionego oliwiarza i takiej nigdzie nie kupimy i w sklepach nie ma albańskiej oliwy (no akurat przywiozłam 2 butle, do wyboru do koloru, albańskiej oliwy od groma wszędzie :), spełniającej jakieś warunki sanitarne. Jego oliwa miała być w plastikowych butelkach po coca coli (żeby wam sie nie rozbiła w transporcie). Następnie przeprowadził agitację, do zamawiania taksówki za jego pośrednictwem do oddalonego o 10km Durres (25 euro za kurs, w kraju gdzie 3 gałki lodów na plaży kosztują 2 zł). Oczywiście przedstawił Durres jako miasto stojące zabytkami oraz cudownym shoppingiem! Na miejscu było trochę ruin bardzo zruinowanego antycznego teatru i baszta obronna oraz jedna, krótka uliczka, na której było kilka sklepików z torebkami po 240 euro i podrobionymi portfelami za 50 euro. Kolejne naciągactwo pana Jacka, zeby taksowkę u niego zamówić, z której oczywiście on zgarnie prowizję. Pan Radosław z kolei naciągnął nas na obiad podczas wycieczki do Macedonii za 10 euro, roztaczając wizję, jak to będziemy mieć 1,5h czasu wolnego i gdzie indziej z godzinę będziemy oczekiwać na jedzenie a u niego będzie od razu bo wszyscy tam na nas będą czekać z gotowym zamówieniem, jakie on telefonicznie przekaże. Oczywiście oczekiwaliśmy z pół godziny na wydawkę, dostając sałatkę, bułki, mniej wiecej łyżkę frytek i mięso jak podeszwa, na koniec plasterek 0,5cm placka (ale od razu zapowiedział wesoło, ze deser będzie mały bo przecież już bułkami się najemy). Zresztą "humor" nie opuszczał Pana Radosława przez całą wycieczkę i przy zbieraniu paszportów oświadczył, że ma nadzieję, że "na nikogo nie poleciał ale jeśli poleciał to ten ktoś powinien czuć się wyróżniony bo on wybredny jest ;) ". Ale generalnie wycieczka była wspaniała i to wielki plus (choć w drodze przez ponad godzinę kierowca dokręcał koło bo prawie odpadło...). Kierowca Roni był zresztą jedyną osobą, która była przemiła, wciąż uśmiechnięta, witająca turystów przy każdym wsiadaniu do autokaru i żegnająca ze szczerym uśmiechem.Ukoronowaniem pobytu w hotelu Fafa One była wiadomość od jednej z kelnerek, w dniu naszego wyjazdu. Podeszła do mnie podczas śniadania i wręczyła mi telefon z przetłumaczonym na translatorze tekstem (nagle umieli się skomunikować ale widelec podać to nikt nigdy nie wiedział co ten turysta w ogóle chce). Była tam wzruszająca historia jej trudnego żywota i że obserwuje mnie od początku naszego pobytu i jej się bardzo mój styl podoba i moje sukienki i żebym jej jakąś dała :)Na prawdę...byłam w krajach tzw. trzeciego świata, na wysepce na końcu świata na Madagaskarze, w Gambii, gdzie ludzie w lepiankach mieszkali i NIKT z obsługi nie wyskoczył z czymś takim...Dodam jeszcze, że z powodu mego braku entuzjazmu zostałam wielokrotnie obrzucona nienawistnymi spojrzeniami.Podsumowując-ja naprawdę nie wymagam, żeby mnie ktoś na rękach nosił, odwiedziłam kilkadziesiąt krajów, bywałam w hotelach słabej kategorii (np. 2* w Egipcie) i NIGDY wyjazd nie kosztował mnie tyle nerwów, upokorzeń, NIGDZIE na świecie nie byłam tak traktowana przez obsługę, z którą zawsze żyłam przyjaźnie, która zawsze była bardzo pomocna. Nigdy nie zostałam tak potraktowana przez rezydenta.O powyższej sytuacji, z pozamykaniem barów i że nie posiadamy parasoli na basenie i siedzimy w pełnym słońcu przy ponad 30 stopniach oraz o zachowaniu pana Jacka od razu w niedzielę informowałam biuro rainbow, pisząc na kilka adresów, podanych do kontaktu ale również zostałam olana :) Generalnie pobyt został zruinowany przez obsługę i rezydentów bo sam hotel jest ladny, całkowicie odnowiony (pomijając łóżka podwójne, brak szyby w prysznicu, niektórym ludziom spłuczki w toaletach nie działały i wiaderkiem na śmieci spłukiwali toalety przez cały pobyt). Jedzenie bardzo mi smakowało i było go pod dostatkiem (choć niektórzy narzekali, że zimne ale mi to nie przeszkadzało).