5.1/6 (114 opinie)
5.0/6
Dobra organizacja,przesympatyczna pilotka i rzetelny miejscowy przewodnik.Noclegi i wyżywienie adekwatne do niskiej ceny wycieczki/standard całkowicie wystarczający/.Program bardzo intensywny-trudno praktycznie całą Bułgarię zaprezentować w przeciągu 7 dni.Nie zmienia to faktu,że w moim odczuciu wiele elementów programu można poprawić-przykładem ostatni dzień zwiedzania/przejazd Tyrnowo-Ruse-Szumen-Warna/.Długa trasa,żeby zobaczyć Dunaj i fontanny w Ruse czy socrealistyczny monument w Szumen to dla mnie bezsens,lepiej poświęcić więcej czasu na zwiedzanie Tyrnowa i Warny.
5.0/6
Wycieczka bardzo udana, Pani Pilot - Pani Paulina bardzo sympatyczna, profesjonalna i zawszę chętna do pomocy. Miły Pan Kierowca, smaczne jedzenie i dobre hotele, starannie dobrany program wycieczki.
5.0/6
Większość z nas kojarzy ten kraj z dwoma miejscami: Słonecznym Brzegiem i Złotymi Piaskami, do których swego czasu i obecnie przybywały rzesze rodaków na słodkie lenistwo oraz buszowanie po sklepach :) A ja będąc na tej wycieczce przekonałam się, że Bułgaria to kraj o fascynującej historii, pełen ciekawych miejsc, czasem tajemniczych... Ale od początku... Pierwszego dnia po wylądowaniu w Warnie zostaliśmy zakwaterowani w hotelu Czernoe More- świetnym punkcie wypadowym do spacerów po okolicy, położonym blisko plaży przy głównym deptaku. Oczywiście skorzystałam z możliwości plażowania choć przez kilka godzin, a wieczorem mogłam pospacerować wśród tłumu wczasowiczów. W pobliżu hotelu jest pełno sklepów, kantorów z bardzo dobrym przelicznikiem walut- warto skorzystać i wymienić pieniądze. Warto też napić się świeżo wyciskanych soków- pyszne i tanie, zjeść fantastyczne lody... bo następnego dnia zaczyna się intensywne zwiedzanie z pilotem. Naszym był pan Marek - przemiły, bardzo opiekuńczy, z ogromną wiedzą o kraju po którym nas oprowadzał. Pierwszy powitał nas Nesseber- miasto założone przez Traków ponad 3000 lat temu. Spacer po tym urokliwym miasteczku trwał kilka godzin, podziwialiśmy charakterystyczne drewniane domy,Stare Miasto. Mówi się, że to miasto ma największą liczbę kościołów przypadającą na jednego mieszkańca. Do obiektów sakralnych należą bardzo znany kościół Chrystusa Pantokratora; kościół Jana Chrzciciela; cerkiew św. Apostołów.Pasjonaci architektury cerkiewnej będą zachwyceni na widok przepięknych malowideł oraz bogato zdobionych ikonostasów. Spacerując uliczkami miasta obowiązkowo należy wybrać się nad morze lub przysiąść w którejś z okolicznych kawiarni, aby odpocząć przy mrożonej kawie lub soku wyciśniętym z przepysznych pomarańczy. Można też skorzystać z ogromnego wyboru różnego rodzaju pamiątek i kupić magnesik lub likier różany...Następnego dnia poznawaliśmy Kazanłyk zwany stolicą ”Doliny Trackich Królów”, gdyż znajdują się w niej liczne kurhany, kryjące grobowce trackich królów. Na obszarze wokół Kazanłyku znajduje się ponad tysiąc różnej wielkości kurhanów. Kazanłyk jednak słynie przede wszystkim z olejku różanego, gdyż jest to główne miejsce przetwarzania róży damasceńskiej. W skansenie mogliśmy dowiedzieć się o produkcji tego cenionego na całym świecie olejku, który produkuje się w podobny sposób jak okoliczny bimber. Jak głosi informacja do wyprodukowania 1 kg olejku różanego wysokiej jakości potrzeba aż 3 ton płatków.Co roku na tym terenie odbywają się wybory najpiękniejszej mieszkanki, którą nazywa się Carycą lub Królową Róż. Oczywiście skorzystałam z możliwości zakupu likierów, mydełek, dżemów... warto pochodzić też między straganami, a nie od razu wydawać wszystkie pieniądze w sklepie z produktami różanymi. Ceny na straganach są często o połowę niższe- a jakość naprawdę nie gorsza. Koszt likierku- 7 leva; mydełka - 1 leva, dźem- 5 leva. Wyjeżdżając z Doliny Róż udaliśmy się w stronę miasta Płowdiw. Jest to drugie co do wielkości miasto w Bułgarii, a jego historia obejmuje około 6 tysięcy lat. Pierwotnie była to osada tracka nazywana Eumopias, która po zdobyciu przez Filipa II Macedońskiego ojaca Aleksandra Macedońskiego) została przemianowana na Phillipolis. Potem miasto przechodziło z rąk do rąk. W 1878r po zakończeniu wojny rosyjsko-tureckiej miejscowość otrzymała swoją obecną nazwę. Najstarszą częścią miasta jest Stary Płowdiw (Trichyłmie) położony na trzech wzgórzach. Podziwialiśmy tam przepiękne domy z wykuszami, w niektórych z nich urządzono muzea. Kończąc spacer po Płowdiwie doszliśmy do głównej ulicy- tu mieliśmy trochę czasu wolnego, aby jeszcze poczuć atmosferę miasta przy kawie lub soku. Kolejne miejsce na trasie mojego poznawania Bułgarii było ściśle związane z religią, która na tych terenach dominuje – czyli prawosławiem. Prawie 85 % ludności tego kraju wyznaje prawosławie; część ludności to muzułmanie, są też katolicy. Będąc w Bułgarii mogłam podziwiać prawosławne świątynie – większe i mniejsze.Największe i najważniejsze z nich to: Monastyr Baczkowski, Monastyr Rylski oraz Monastyr Trojański. Ja na początku zobaczyłam Monastyr Baczkowski, który tak naprawdę jest drugim pod względem ważności monastyrem w Bułgarii. Jadąc krętymi drogami mogłam obserwować szczyty Rodopów, okoliczne domki- a wjeżdżając na okoliczny teren mijaliśmy kramiki, knajpki i sklepiki. Warto do nich zajrzeć po zwiedzeniu monastyru, aby zakupić coś z bułgarskich specjałów: kozi ser, orzechy w miodzie, likiery, zioła, słodkości. Jednak zanim skupiłam się na tym co dla ciała- podziwiałam to co dla ducha. Monastyr został założony w 1083r przez dwóch Gruzinów lub Armeńczyków – braci: Grigorija Bakurjana i jego brata. Od początku był ważnym ośrodkiem życia zakonnego.Miejsce to słynie z działającej cuda ikony św. Bogurodzicy Eleusy ( Matki Bożej Miłosiernej). Relikwia ta została sprowadzona do Baczkowa w 1310 roku w obawie przed muzułmanami ze znajdująego się wówczas na obszarze Gruzji monastyru w Kras. Wierni twierdzą, że została ona namalowana przez św. Łukasza Ewangelistę. Mnie osobiście najbardziej podobały się niesamowite freski. Najpiękniejsze i najciekawsze według mnie znajdowały się na przedsionku sklepienia cerkwi św. Archaniołów. Jadąc dalej odpoczeliśmy w miejscowości Pamporowo kosztując rodopskich specjałów, aż dojechaliśmy do jeziora Dospat. Warto tam dotrzeć, aby podziwiać przepiękny widok- szkoda,że mogliśmy tam spędzić tylko kilkanaście minut. Jezioro znajduje się na wysokości 1200 m.n.p.m i jest jednym z najwyżej położonych bułgarskich jezior. Wieczorem dojechaliśmy do podobno najmniejszego miasteczka w Bułgarii- Melnika; słynącego ze wspaniałych win. Wieczorny spacer po miasteczku kończy się pyszną kolacją w Mechanie- czyli restauracji. Warto pospacerować i nie wchodzić od razu do pierwszej napotkanej, jest ich w miasteczku kilkanaście...Miasteczko otaczają unikatowe skalne piramidy z piaskowca. Jest tu bardzo cicho i spokojnie, a wieczorem panuje wspaniały nastrój – wiele osób spożywa wieczorny posiłek w jasno oświetlonych mechanach przy dźwiękach muzyki. Przed domami często można zobaczyć domowej roboty rakiję; wina owocowe, figowe, przetwory. Winem z Melnika raczył się sam Winston Churchil- który podobno zawsze miał zapas wina z tego regionu w swojej piwniczce. Nie chciałam być gorsza od Winstona i też zakupiłam wino- ale na razie czego w barku na super okazję :) Kolejnego dnia wycieczki dotarliśmy do kolejnego monastyru- tego najważniejszego w Bułgarii; czyli Monastyru Rylskiego. Jest to największy i najstarszy monastyr w Bułgarii ; założony w X wieku stanowi obecnie jedną z największych atrakcji turystycznych kraju. Znajduje się wysoko w górach i robi ogromne wrażenie swoją wielkością, przebogatą architekturą, wspaniałą przyrodą otaczającą to miejsce i bardzo dawną historią. W tym miejscu w X wieku żył pustelnik św. Iwan Rylski; jego naśladowcy wznieśli tu klasztor umieszczając w kościele klasztornym relikwie świętego. Wszyscy bułgarscy władcy składali tu dary. Z zewnątrz monastyr przypomina twierdzę; posiada mury wysokie na 24 metry i grube na 2 metry. Od 1983r Monastyr Rylski jest wpisany na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO ; rocznie odwiedza go ponad 1 milion turystów. Wszystko zrobiło tu na mnie ogromne wrażenie- wspaniałe miejsce, przepiękne freski. Nie mogłam się napatrzeć na Krzyż Rafaila- tzw. krzyż rylski, składający się bagatela z 600 elementów, a rzeźbiony przez 12 lat. Miejsce to było wielokrotnie niszczone przez wrogów, a mimo to wciąż powracające do swojej świetności i znaczenia; stojące na straży tradycji i kultury bułgarskiej. Wnętrze monastyru wypełnia spory dziedziniec, który otaczają trójkondygnacyjne budynki z drewnianymi krużgankami w których znajdują się cele mnichów. Pozwolono nam zajrzeć do jednej z takich cel i powiem szczerze, że byłam zaskoczona- okazało się, że jest tam dużo miejsca, cela jest sloneczna, nie przypominająca raczej miejsca, w którym ma się myśleć tylko o Bogu i życiu wiecznym. Pośrodku dziedzińca stoi bazylika Świętej Bogurodzicy. Z zewnątrz bazylika ozdobiona jest przepięknymi freskami o tematyce religijnej, które nie miały tylko charakteru ozdobniczego; ale miały również edukować przybywających tu niepiśmiennych mnichów. Oczywiście i w tym miejscu do głosu dochodzą sprawy doczesne- są więc kramiki z dewocjonaliami; są pamiątki i lokalne smakołyki. Ja skusiłam się na wypiekanego tu racucha obficie posypanego cukrem pudrem, a zwanego „mekici” Pychota :) Posilona, po kilkugodzinnej jeździe dotarłam do Sofii- czyli stolicy Bułgarii. Na początek idziemy pod najbardziej rozpoznawalny zabytek Sofii- czyli pod sobór św. Aleksandra Newskiego. Jest to największa cerkiew na Balkanach; dodatkową atrakcją jest parada wojska wraz z wojkowymi orkiestrami- taki bonusik :) Cerkiew wybudowano na cześć cara Aleksandra II; dzięki któremu Bułgaria odzyskała niepodległość. Wybudowana w stylu neobizantyjskim posiada pozłacane kopuły z 12 dzwonami. Po zobaczeniu wnętrza świątyni przeszliśmy pod pomnik cara Aleksandra II zwanego tu Carem Oswobodzicielem. Potem spacerem przechodzimy pod przepiękny budynek Teatru Narodowego im. Iwana Wazowa, nazywanego „ojcem literatury bułgarskiej”. Podobno przyczyna jego śmierci jest dość tajemnicza i nietypowa – oficjalną przyczyną zgonu był zawał; nieoficjalnie jednak Wazow zmarł z „nadmiaru sypialnych wrażeń” podczas miłosnego spotkania. Następnie przechodzimy pod Pałac Prezydencki, który nie jest budynkiem robiącym powalające wrażenie. Przed samym budynkiem widzimy wartowników w odświętnych mundurach. Warto zajrzeć na dziedziniec budynku skrywający wczesnochrześcijańską rotundę św. Jerzego. Ostatnie kilka dni w Bułgarii spędziłam intensywnie - będąc pod ziemią oraz patrząc wysoko w górę. Po zwiedzaniu Sofii podążyliśmy wzdłuż wzniesień Starej Płaniny, aby dotrzeć do jednej z jaskiń- zwanej Szirą Dupką; czyli tłumacząc na polski szeroką, dużą dziurą. Poprzez krzaki przedarliśmy się do miejsca, w którym czekała na nas lokalny przewodnik. Sprowadziła nas w dół po licznych schodach, w głąb jaskini. Czekał tu na nas podziemny świat, pełen stalaktytów, stalagmitów i rzadko spotykanych heliktytów, które powstają w wyniku wytrącania się węglanu wapnia z wody podsiąkającej z podłoża. Wnętrze jaskini mnie zachwyciło; wyglądało bajecznie - trochę jak ze starych legend.Było tom wiele wspaniałych stalaktytów o nieregularnych kształtach, czasem coś przypominających. Po wnętrzu jaskini spacerowaliśmy ponad 30 minut, a przewodnik zwracał naszą uwagę na co ciekawsze okazy. Bardzo mi się podobało w tym miejscu; jednak z ulgą wyszłam na zewnątrz. Następnie pojechaliśmy do miejsca w którym kultywuje się tradycyjne rzemiosło - do skansenu Etyr. Można powiedzieć, że jest to wioska- muzeum stworzona w 1964r. W malowniczo zalesionej dolinie stoją tradycyjne, drewniane domy w których wielu rzemieślników wyrabia przedmiotu z drewna, ze skóry. Można ich podpatrywać w trakcie pracy, no i oczywiście można zakupić wiele z tych ”cudeniek”. Ja zakupiłam coś słodkiego - niestety - oraz zioła i przyprawy charakterystyczne dla kuchni bułgarskiej.Potem udaliśmy się do miejscowości Triawna, która jest prawdziwą perełką architektoniczną. Ponad 140 budynków objętych jest tu ochroną pomników kultury narodowej. Główny plac miejski należy do jednych z najpiękniejszych w Bułgarii. Życie toczy się tutaj leniwie, wielu starszych mężczyzn przesiaduje w kawiarniach przy kawie parzonej na pisaku lub innym napoju i gra w popularnego Trik Traka. Spacerując uliczkami można natknąć się na sklepiki z pamiątkami, kawiarenki. Będąc tutaj nie można ominąć miejsca zwanego ”Daszkałowa kyszta”. Jest to okazały dom z dawnym warsztatem snycerskim. Na górnym piętrze można podziwiać wspaniałe ”sufity słońc” oraz wiele pięknych, drewnianych rzeźb. Kolejnego dnia po kolacji z hajdukami- a więc po krótkiej nocy udaliśmy się do Wielkiego Tyrnowa.Ulokowane jest ono w centralnej części Bułgarii, u podnóża Starej Płaniny. Usytuowane jest na wzgórzach Carewiec, Trapezica i Sweta Gora. Najstarsze ślady ludzkie na wzgórzu Carewiec datują się na II wiek p.n.e. Znaleziono tu fragmenty 22 średniowiecznych cerkwi oraz 400 średniowiecznych domów. Ze wzgórza widać Skałę Straceń- na którą przywożono skazańców i pozostawiano ich na szczycie skały, u stóp której płynęła rzeka Jantra. Skazańcy po 2-3 dniach bez jedzenia i picia najczęściej sami podejmowali decyzję o skoku w dół, w nadziei, że może jednak uda się przeżyć... z reguły się nie udawało. Następnie przejechaliśmy do miejscowości Ruse- swego czasu najbardziej ”prozachodniej” miejscowości Bułgarii- w której zawsze jako pierwsze pojawiały się wszelkie nowinki modowe lub techniczne. To tutaj powstała pierwsza linia kolejowa w Bułgarii, związane też ze słynnym Orient Expressem; powstał tutaj pierwszy bank oraz pierwszy browar. Po zwiedzaniu tego miasta pojechaliśmy do miejscowości Szumen, aby podziwiać niezwykły i majestatyczny pomnik Założycieli Państwa Bułgarskiego odsłonięty w 1981r dla uczczenia 1300 lecia państwa bułgarskiego. Zakończeniem naszej wycieczki było spotkanie z Jeźdźcem Madarskim, czyli reliefem skalnym wykutym na wysokości 23-24 metrów z VIII wieku. Wydawało mi się, że relief będzie większy, zwłaszcza,że aby go zobaczyć trzeba powspinać się po sporej ilości schodów. Mimo wszystko myślę, że było warto. Relief przedstawia dumnego jeźdźca w długiej szacie na koniu, któremu towarzyszy pies. Ostatni dzień wycieczki to wypoczynek do wieczora w Warnie- po trudach zwiedzania było to naprawdę potrzebne, zwłaszcza,że pogoda dopisywała. Wycieczka pozwala zobaczyć wiele miejsc, jednak przejazdy nie są zbyt długie i uciążliwe. Zawsze jest trochę czasu, aby coś zjeść, kupić pamiątki. Myślę,że warto dać Bułgarii szansę - i poznać ją nie tylko od strony plaży. Dla mnie wycieczka była świetnym sposobem na zobaczenie kilku wspaniałych miejsc, poznanie bułgarskich specjałów, przywiezieniu wielu,wielu zdjęć... A teraz mogę sobie je oglądać i wspominać Bułgarię od gór do morza.
5.0/6
Bułgaria to kraj o wielu obliczach. Warto zobaczyć je wszystkie nie koncentrując się tylko na tych najbardziej znanych miejscach.