5.5/6 (248 opinii)
3.0/6
Moja opinia może wydać się nieco inna od pozostałych jednak po długich przemyśleniach postanowiłem napisać parę słów ku PRZESTRODZE dla innych uczestników. Co do samej wycieczki podążającej śladami Inków to uważam, że każdy znajdzie coś dla siebie. Są piękne widoki, nieco pozostałości po inkaskiej zabudowie no i oczywiście gódź programu Machu Picchu, które zrobi na każdym niesamowite wrażenie. Sam program wycieczki jak to program ma swoje mocne i słabe strony do indywidualnej oceny, gdyż idealne wycieczki zdarzają się jedynie na filmach lub w książkach. Ja jednak chciałbym podzielić się moim negatywnym doświadczeniem ku przestrodze innym i myślę, że jestem niejedynym którego to spotkało, ale wielu pokrzywdzonych wstydzi się o tym napisać. Nie mam zamiaru się rozczulać nad sobą, a tym bardziej szukać współczucia bo każdy uważa się za mądrego dopóki problem nie dotyczy jego osoby. Z powyższej wycieczki wróciłem z córką wieczorem 10 kwietnia 2024 roku i tu niesamowite zaskoczenie dotyczące finansów, a dokładnie BRAKU 200 dolarów i 20 euro, które miałem schowane w plecaku. Długa analiza, kilkukrotne szukanie i teraz jestem już pewien, że po prostu zostały mi SKRADZIONE przez rzekomo pilnującego naszych rzeczy w autobusie kierowcę. Kradzież miała miejsce w ostatnim dniu kiedy udaliśmy się na obiad tuż przed transferem na lotnisko. W lokalu byliśmy ponad godzinę więc złodziej kierowca miał dużo czasu. Skąd moja pewność ano stąd, że pieniądze przed opuszczeniem hotelu, a wyjściem z autokaru na obiad były w plecaku z którego wyjąłem paszporty natomiast po powrocie do autokaru plecak leżał, a nie stał jak go zostawiłem na siedzeniu pod oknem no i był na siedzeniu obok czyli siedzeniu wewnętrznym. Tak trochę mnie to zdziwiło jednak mógł on się faktycznie przewrócić podczas przejazdu autobusy na miejsce parkingowe po wysadzeniu naszej grupy przed lokalem. Kiedy otworzyłem plecak, to dwie butelki picia faktycznie były w innym miejscu niż je włożyłem jednak wówczas uważałem, że mogły się przesunąć po przewróceniu plecaka, tym bardziej, że aparat i kamera były na swoim miejscu. Tak to mój błąd, że zostawiłem tą część pieniędzy, a nie zabrałem jej ze sobą, jednak jeżeli będzie czytał ten wpis nasz przewodnik SBASTIAN to gorąca do niego uwaga, aby nie zaręczał z taką stanowczością za kierowców, że to uczciwi ludzie pilnujący naszych rzeczy pozostawianych w autokarze bo jak się okazało czego doświadczyłem na własnej skórze ostatni kierowca odwożący nas na lotnisko z którym wczesnej nie jeździliśmy okazał się zwykłam złodziejem, który na dodatek ukradł pieniądze mojej córki, która dała mi je na przechowanie. Dlatego uwaga do wszystkich czytających na bazie mojego niemiłego doświadczenia, uważajcie na to co zostawiacie w autobusie, bo ja do tego wyjazdu uważałem się za wytrawnego turystę z kilkunastoletnim doświadczeniem podróżnika i to głównie z firmą RAINBOW, którego teraz zgubiła rutyna i zaufanie do ludzi. Szkoda tych pieniędzy, które i tak muszę oddać córce jednak najbardziej mi szkoda utraconego uroku wycieczki i zaufania przez jednego Peruwiańczyka, która zamiast pilnować naszego mienia po prostu je sobie przywłaszcza. Jeszcze raz proszę nie słuchajcie ślepo tego o czym zapewnia Was przewodnik, bo słabo się na tym wychodzi.
3.0/6
Zaczęło się od długiego lotu. Do Limy przylecieliśmy po 25h w zasadzie bez snu, dojechaliśmy wykończeni do hotelu, gdzie dowiedzieliśmy się, że pobudka będzie o 3 rano, co oznaczało 3 godziny snu (jeśli zaśniesz od razu). Choć intencje przewodnika, Sebastiana, były dobre (okazało się później, że gdybyśmy nie wstali tak wcześnie, kolejne dni byłyby jeszcze gorsze), to cała grupa na wstępie była bardzo rozczarowana i zła. Kolejne dni wyglądały tak, że średnio 1-2h spędzaliśmy na zwiedzaniu, reszta w autobusie. Po drodze dowiedzieliśmy się, że program układa ktoś zza biurka w Polsce, kto prawdopodobnie nie ma pojęcia o realnym czasie przejazdu nie mówiąc o wysokościach. Przejazd przez przełęcz 4900 m n.p.m. - pięknie, ale wysoko - głowa od razu zaczyna bardzo boleć. Przewodnicy hiszpański i polski starali nam się ulżyć dając liście koki do żucia i olejek do smarowania skroni, ale to pomagało trochę i na chwilę. Dolina Colca piękna, ale niestety to był kolejny punkt do odhaczenia - zobaczyliśmy kondory (w sumie godzina z czekaniem i oglądaniem) i z powrotem do autobusu. Żadnego spaceru, nic. :( Jadąc tak dotarliśmy do Puno, gdzie w końcu zaplanowane były 2 noclegi (nie 1). Wszyscy doświadczali już choroby wysokościowej, bo program nie przewiduje nawet 1 dnia na aklimatyzację (doba w Arequipie już by dużo dała). Dla mnie skończyło się to rezygnacją z wyjazdu do Boliwii i dniem w hotelu z potwornym bólem głowy i biegunką. Następnego ranka mieliśmy iść na wschód słońca (w programie dla chętnych, w rzeczywistości dla wszystkich). W programie mieliśmy pływać łodziami inkaskimi. Rzeczywistość - pobudka o 4:15 - mieliśmy mieć śniadanie. Okazało się, że śniadania nie było tylko prowiant, więc mogliśmy pospać te pół godziny dłużej. Przewodnik o tym wiedział, ale nas nie powiadomił. Sam zszedł na dół właśnie pół godziny później bez żadnego wyjaśnienia. Pojechaliśmy nad jezioro Titicaca i tam kolejna niespodzianka - zbiorcza, zabawnie stylizowana łódź, którą wypłynęliśmy na 15 minut (z wypłynięciem i wpłynięciem do portu włącznie). To się nazywa prawdziwe odhaczenie. W Cuzco trochę odetchnęliśmy, bo po tylu dniach na wysokości Cuzco to już pikuś. No i spędziliśmy tam aż 3 noce! Jeden dzień był oczekiwany szczególnie - Machu Pichu. Bilety mieliśmy niestety dopiero na 14:00. Byliśmy po drodze w pięknym inkaskim miasteczku Olantayamba oraz w sklepie, gdzie pokazano nam barwienie tkanin. Następnie, oczywiście można było kupić różne swetry, szale itp. Chodząc po sklepie każdy miał swojego cienia w postaci pani, która towarzyszyła na każdym kroku zachęcając do zakupu, co było bardzo dziwne i niekomfortowe. (Tego typu przerw, gdzie podjeżdżaliśmy pod konkretny sklep, odbywał się pokaz/degustacja i zachęta do zakupu było bardzo sporo podczas całej wycieczki). Machu Picchu - wspaniałe. Mieliśmy dość czasu, aby pochodzić po punkcie widokowym, a następnie po całym mieście. Warto mieć ze sobą lornetkę, żeby przyjrzeć się niedokończonym budowlom na górze, która jest na każdym zdjęciu. Kolejny dzień też w trybie odhaczania punktów wokół Cuzco. Wszędzie chwila, wszędzie pobieżnie. Potem lot do Limy (ciekawostka, o której nie wiedzieliśmy - w Peru na lotnisku można mieć ze sobą wodę i przejść z nią przez kontrolę bezpieczeństwa). W Limie wylądowaliśmy późno, bo po 14, więc mieliśmy mało czasu na zwiedzanie wielu punktów, więc szybko szybko. Wszyscy byli głodni, bo miał być obiad, ale że atrakcje były zamykane, a musieliśmy zdążyć, to jednak była bardziej kolacja - po 19:00... Teraz przewodnicy. Sebastian naprawdę bardzo się starał, żeby jakoś sensownie ułożyć program, który był bezsensowny. Autobus zawsze na nas czekał, jedzenie też. To, czego zabrakło, to niestety dobra znajomość języka polskiego. Wystarczała do komunikacji z nami, ale niestety zawiodła przy tłumaczeniach hiszpańskich przewodników. Było chaotycznie, ogólnie i mało :( Widać, że po prostu brakowało mu słów. Tłumaczenie to w ogóle jest trudna sprawa (szczególnie jak wchodzą dziwne historyczne słowa), więc biuro powinno się o to bardziej postarać. W grupie była jedna osoba mówiąca po hiszpańsku, która często wspominała, że to, co powiedział przewodnik po hiszpańsku nie do końca było tym, co usłyszeliśmy. Przewodnicy hiszpańscy - zaangażowani. Manuel zrobił w autobusie piękny pokaz o życiu kondorów, Stasiu (Stanislao) opowiadał o Machu Picchu (tłumaczenie poza przewodnikiem), a Rodrigo w Limie znał angielski, więc z grupką znającą angielski mieliśmy osobne opowieści w muzeum historii przedinkaskiej (nasz przewodnik tłumaczył w kilku słowach, a potem już szedł przez kolejne sale). Rodrigo opowiadał bardzo ciekawie i dużo się dowiedzieliśmy. Jeszcze kierowcy - szczególnie Ci na drodze do Puno - wspaniali, życzliwi, jechali tak, że nie miałam żadnych obaw. Podziwiam, bo mieli bardzo długą i trudną trasę do pokonania. Peru - przepiękne, szczególnie Andy. Przyroda jak nigdzie. Ludzie życzliwi. Jest niedosyt. Wolałabym mniej a spokojniej. Cieszę się, że pojechałam i zobaczyłam, ale też wiem już, na co zwracać uwagę w przyszłości przy wyborze wycieczek objazdowych.
3.0/6
3.0/6
Peru należy raz w życiu zobaczyć, ale to jest wyprawa dla twardzieli ze względu na chorobę wysokogórską. bardzo wysoko oceniam wiedzę, zaangażowanie przewodnika Marcina. Gratuluję firmie Rainbow, tak dobrych współpracowników.