5.2/6 (61 opinii)
Kategoria lokalna 3
6.0/6
Bylismy z narzeczoną na tydzien i moge powiedziec ze warto jechac hotel zadbany pokòj nie za bardzo nowoczesny ale sprzatany codziennie po za tym kto siedzi w pokoju ☺ a i łòżka bardzo wygodne 😉, obsługa miła, szczegòlnie dziewczyny w barze Sewi i Marija .Jesli chodzi o jedzenie to jest tego tyle ze kazdy moze wybrac cos dla siebie. Nie wiem ale Grecy tak maja ze wszystko jest albo słone albo słodkie
6.0/6
Polecamy wszystkim pobyt wakacyjny w hotelu Port Marina w Grecji! Hotel zsługuje na wysokie 3*. Pokoje ładne i wszystkie skierowane na morze. Sprzątane codziennie, brak zastrzerzeń. Jedzenia aż za dużo, urozmaicone. Napoje w barze od rana do wieczora i bez zarzutów. Na terenie hotelu duży basen z dużą ilością leżaków, nie ma potrzeby zajmować rano bo są zawsze dostępne. Na plażę i do miasteczka kursuje busik, leżaki na plaży też bezpłatne i dostępne cały dzień. Obsługa hotelu przemiła. Szczególnie polecam dla rodzin z dziećmi, bo jest Figoklub. Dagmara i Marta zasługuję na 5 z dużyyyym plusem!!! Zajęcia animacyjne dla dzieci i dorosłych, codziennie urozmaicone. Zabawy dla dzieci, minidisco, płika wodna, rzutki, pingpong, tańce, każdy znajdzie coś dla siebie! Dziękujemy za fantastyczną zabawę i polcamy wszystkim!
5.5/6
Ktoś może powiedzieć: „Znowu Grecja…”. No tak, znowu Grecja ale nic nie poradzę na to, że uwielbiam grecki klimat i luz, o kuchni nie wspomnę. Tym razem wybór padł jednak na stały ląd, a konkretnie na jeden z chalcydyckich paluchów, czyli Półwysep Kassandra. Hotel Port Marina znajduje się raczej na uboczu, żeby nie napisać, że pośrodku niczego. Do najbliższej miejscowości dowozi jednak bezpłatny bus, tak samo zresztą jak i na piaszczysto-żwirkową plażę. Takie położenie powinno gwarantować udany wypoczynek. Na lotnisku Saloniki-Macedonia lądujemy wczesnym popołudniem. Do samego hotelu, czeka nas ok. 2-godzinny transfer. Droga jednak dość szybko i sprawnie nam mija. Równie w ekspresowym tempie kwaterujemy się w hotelu. Recepcjonistka prowadzi nas do pokoju, który znajduje się w głównym budynku, na piętrze, zaraz przy windzie. I tutaj następuje rozczarowanie. Pokój nijak ma się do tego co znajduje się na stronie touroperatora, jak również na oficjalnej stronie hotelu. Pokój jest ciasny, ma wysłużone stare meble i mały kineskopowy telewizor. W łazience nie ma kabiny prysznicowej, ani brodzika, gdyż pokój przystosowany jest dla osoby niepełnosprawnej. Wracamy na recepcję, jednak tam otrzymujemy informację, że żadnego innego wolnego pokoju nie ma. Następnego dnia na spotkaniu organizacyjnym, sprawę przedstawiamy rezydentce. Jest zaskoczona, ale i ona niewiele jest w stanie zdziałać. Pokój może być zmieniony dopiero za dwa dni, gdyż do tego czasu nic wolnego się nie znajdzie. No cóż, poczekamy. W międzyczasie pojedziemy na jakąś wycieczkę i jakoś w tym pokoju dotrwamy. Hotel Port Marina należy do sieci hotelowej Xenios. Niewielka recepcja i średniej wielkości lobby, w którym znajdziemy kilka stolików z kanapami i krzesłami, telewizor z kanałem sportowym. W rogu bar, który zawsze jest zamknięty. W trakcie posiłków, z tego baru kelnerzy przynoszą napoje. Niewielka restauracja, z cztero-osobowymi stolikami, część z nich ustawiona jest na świeżym powietrzu, przy basenie. Basen jest jeden, ale naprawdę sporych rozmiarów i dość głęboki (do 3 m głębokości z jednej strony). Można sobie tu swobodnie ponurkować, z części basenu wydzielono brodzik. Na tyłach basenu znajduje się bar oraz stoliki na świeżym powietrzu. Sam hotel składa się z budynku głównego oraz 6 dwu-piętrowych budynków, otoczonych z jednej strony parkingiem, z drugiej strony terenem zielonym. Wszędzie jest czysto i wszystko wokół jest zadbane. Codziennie rano leżaki i basen są sprzątane, tak samo zresztą jak stoliki i krzesełka w barze. Hotel zdecydowanie polecam osobom, które nie lubią hałasu i gwaru turystycznych kurortów, cenią sobie spokój oraz potrafią docenić uroki natury. Hotel zasługuje na mocne 3*, nawet pokusiłabym się by dać mu 4*. Jak na warunki greckie, wypada naprawdę dobrze. Goście hotelowi, obok Polaków, stanowiących chyba największą grupę, to Macedończycy, Bułgarzy, Rumuni oraz niewielka ilość Serbów. Przynajmniej tak można wywnioskować z tablic rejestracyjnych samochodów zaparkowanych na parkingu. Na hotelową plażę można podjechać busem, prosto z naszego miejsca zakwaterowania lub po prostu przejść się spacerkiem. My ruszamy tam prosto po spotkaniu powitalnym z rezydentką. Plaża jest żwirkowa, z czyściutką lazurową wodą. Nie jest jakoś niesamowicie zagospodarowana, ale znajduje się tam bar (dodatkowo płatny). Leżaki są bezpłatne w części wydzielonej dla hotelu, pozostałe przydzielone są do baru, można z nich skorzystać pod warunkiem złożenia zamówienia w barze. W czerwcu wolnych leżaków jest pod dostatkiem. Woda jest ciepła i płytka. Panuje tu również cisza i spokój. Następnego dnia jedziemy zwiedzać Meteory. Wyjazd jest skoro świt, dlatego nasze śniadanie otrzymujemy w recepcji, w pakiecie na wynos. Do przejechania mamy jakieś 350 km, więc dosypiamy w autokarze. Po kilkugodzinnej podroży docieramy do Kalambaki i tam zaczynamy zwiedzanie od wytwórni ikon bizantyjskich. Mamy tu możliwość nie tylko zobaczenia jak wytwarzane są ikony, ale również zakupu pamiątek w przyzakładowym sklepie. Miejscowość Kalambaka znajduje się u stóp Meterów, zatem już po chwili ukazuje nam się najbardziej malownicza dolina formacji skalnych na świecie. Meteory wpisane są na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO, a w wolnym tłumaczeniu oznaczają „zawieszony między niebem a ziemią”. Na skałach z piaskowca wybudowane są klasztory wschodniego kościoła ortodoksyjnego. Pierwszy klasztor założył mnich Atanazy, który przybył z Republiki Mnichów (święta góra Athos na Półwyspie Chalcydyckim). W czasach świetności działały 24 monastyry, każdy na innej skale. W chwili obecnej aktywnych jest 6 i wszystkie dostępne są dla zwiedzających. Są to: Wielki Meteor, Klasztor Warłama, Klasztor Świętej Trójcy, Klasztor Rusanu, Klasztor świętego Stefana, Klasztor Świętego Mikołaja Odpoczywającego. W przeciwieństwie do klasztorów na Athos, działały tu także klasztory żeńskie, do których wstęp miały tylko kobiety. Meteory stanowiły bastion praktycznie nie do zdobycia. Do położonych na kamiennych słupach klasztorów, jeszcze do nie dawna można było dostać się jedynie za pomocą sznurowych drabin lub wciąganych na linach koszy. Dojeżdżamy do Klasztoru Świętego Stefana. Pierwsze co ukazuje się naszym oczom, to mnóstwo samochodów i autokarów. To zdecydowanie najczęściej odwiedzany monastyr. My też właśnie tutaj rozpoczynamy naszą przygodę z klasztorami zawieszonymi na skałach. Klasztor Świętego Stefana to jedyny, do którego nie trzeba wchodzić schodami – wystarczy przejść kamienny most. W środku zachwyca kolorowy dziedziniec oraz ogrody. Zaglądamy do kościoła św. Stefana (wymagany odpowiedni strój, który na miejscu może nam zostać wypożyczony), a także do muzeum religijnego. Z punktu widokowego w środku monastyru możemy podziwiać Kalambakę oraz góry Pindos. Następnie przejeżdżamy do Klasztoru Świętej Trójcy, widzimy go już z daleka z głównej szosy. Z parkingu do monastyru prowadzi tunel ze 130 stopniami wykutymi w skale. W środku znajduje się kaplica z przepięknymi freskami, niestety fotografowanie jest zabronione. Możemy tu również zobaczyć dobrze zachowaną, drewnianą wciągarkę, która kiedyś służyła do zaopatrywania w prowiant. Natomiast z klasztornego ogrodu rozpościera się przepiękny widok. Ponadto właśnie w tym monastyrze kręcono sceny do filmu z Jamesem Bondem „Tylko dla Twoich oczu”. Wracamy do Kalambaki i w lokalnej tawernie zatrzymujemy się na obiad. My decydujemy się na horiatiki, czyli grecką sałatkę. Do hotelu docieramy dopiero na kolację. Kolejny dzień to przeprowadzka do nowego pokoju. W końcu otrzymujemy taki pokój, jakim hotelarz chwali się na swoich stronach, a biuro podróży w katalogach. Pokój jest duży i przestronny. Cały jest umeblowany na biało i znajduje się w nim aneks kuchenny. Jest czysto i schludnie. Z okna pokoju natomiast widać Jezioro Glarokavos oraz hotelową plażę. Tak naprawdę dopiero teraz rozpoczynamy nasz wypoczynek w hotelu Port Marina. Kolejne dni upływają nam na błogim lenistwie. Relaksujemy się nad basenem z drinkami w ręku lub wędrujemy odpoczywać na plaży. Jest naprawdę tak blisko, że szkoda nam czasu na czekanie na hotelowy bus. Decydujemy się również pojechać do miasta Pefkochori, do którego bezpłatny transport kilka razy dziennie zapewnia hotel. Pefkochori to taka typowo turystyczna miejscowość. Mnóstwo tu restauracji i sklepów z pamiątkami. Bardziej dociekliwi mogą znaleźć przepiękny XIX w. kościół. W ciągu dnia warto tu przyjechać na plażę. Wystarczy zakupić jakiś napój w jednym z licznych nadmorskich klubów, by skorzystać z leżaków i całej infrastruktury. Wzdłuż plaży ciągnie się urocza nadmorska promenada. Wieczorem natomiast miasteczko tętni życiem. Jest gwarno i głośno, muzyka wydobywa się chyba z każdego z barów. Ubolewamy nad tym, że nie dochodzi do skutku wycieczka do Salonik. Za radą rezydentki, nie decydujemy się pojechać tam autem, to w końcu drugie co do wielkości miasto w Grecji. Możemy natomiast objechać, chociaż częściowo, Półwysep Chalcydycki. Samochód można wypożyczyć zarówno w hotelu, jak również od przedstawicieli Rainbow – ceny są tak naprawdę porównywalne. Ruszamy zatem na nasz leniwy wypad. Mijamy znane już nam Pefkochori i wjeżdżamy do Hanioti. Długo jednak tu nie bawimy, bo okazuje się, że to tak samo turystyczna miejscowość, jak sąsiednie Pefkochori. Wszędzie sklepy i bary, wzdłuż plaży ciągnie się nadmorski park. Jedziemy dalej na północny-wschód, drogą wzdłuż wybrzeża. Zatrzymujemy się w miejscowości Kalithea. To kolejny ośrodek turystyczny, z nowocześnie wybrukowanymi deptakami. Nad wybrzeżem odnajdujemy park, a w nim Świątynię Amona Zeusa. W zasadzie to zaniedbane ruiny bo pozostały jedynie fundamenty z potężnych bloków skalnych oraz dwa fragmenty z kamiennymi rzędami schodów. Kolejny przystanek to Afitos – jedna z najstarszych wsi na Półwyspie Chalcydyckim. Zachowało się tu sporo XIX w. domów zbudowanych z nieotynkowanego kamienia. Jest tu tak pięknie, że w zacienionej tawernie decydujemy się wypić kawę i zjeść lunch. Zaglądamy jeszcze do wiejskiego kościoła, wzniesionego z naturalnego kamienia i jedziemy dalej do Nea Fokea. Jedna z zatok kryje tu niewielki port i przystań. Nad zatoką portową wznosi się wieża obronna, pochodząca najprawdopodobniej z XV. Jedziemy na sam koniec Półwyspu Kassandra, do Nea Potidea. Tutaj okazuje się, że Półwysep Kassandra w rzeczywistości jest… wyspą, którą ze stałym lądem spina most. Tuż pod nim znajduje się kanał żeglugowy. Fantastycznie zielona woda odcina się tu od pomarańczowo-czerwonych brzegów. W wielu miejscach można również zobaczyć pozostałości murów miejskich. Wracamy tą samą drogą wzdłuż wybrzeża, jednak mniej więcej w połowie półwyspu skręcamy w prawo i kierujemy się na miejscowość Possidi. Przejeżdżamy przez uroczą małą wioskę Kassandrino. Samo Possidi to niewielka, raczej senna wioska. Jej atutem jest przepiękna plaża. Piaszczysta, długa, szeroka, cudowna. I tutaj decydujemy się spędzić resztę dnia. Plaża okala cały cypel, na końcu którego znajduje się latarnia morska. Wymarzona sceneria do relaksu i odpoczynku. W Possidi znajdują się jeszcze ruiny Świątyni Posejdona, ale myślę, że ten temat należałoby przemilczeć… bo ruiny są niższe, niż porastające teren trawy ;-) Do naszego hotelu wracamy akurat na kolację. Hotel Port Marina zdecydowanie zasługuje na więcej niż 3*. To idealny wybór dla poszukujących ciszy i spokoju. Oddalone o 4km miasteczko Pefkochori wprawdzie może zapewnić wiele rozrywek, jednak odległość jest na tyle duża, że w późnych godzinach wieczornych rozrywkowi turyści będą zdani jedynie na taksówki. Sam Półwysep Chalcydycki również nie wiele ma do zaoferowania, na próżno szukać tu zabytków. Ot takie leniwe wakacje.
5.5/6
Spędziliśmy tutaj bardzo miło czas naszego wypoczynku. Szukaliśmy spokojnego miejsca, z niedaleką plażą i pod kątem wakacji z małymi dziećmi. Myślę, że Port Marina dobrze sie sprawdza pod tym względem. Obsługa grecka jest wyjątkowo przyjazna i uprzejma, a polskie animatorki urozmaicają dzieciom spędzony czas zabawami i konkursami. Dzieci były naprawdę zadowolone. Na zdjęciach w Internecie jest co prawda plac zabaw, ale takowego niestety obecnie tam nie było. W basenie jest specjalnie wydzielony brodzik dla dzieci, odgrodzony płotkiem od reszty basenu. Obiekt posiada bar wewnątrz hotelu, z którego serwuje drinki w czasie posiłku i samoobsługowy Caffe bar przy basenie, czynny większość dnia. Plaża jest bardzo przyjemna, z kamienisto-piaszczystym brzegiem i płytką lazurowo-błękitną, przeźroczystą wodą. Polecam maskę do nurkowania, bo w tej ciepłej wodzie można godzinami pływać, oglądając podwodną faunę. Do plaży jest jakieś 400 m, które da się pokonać „z buta”, ale można też podjechać kursującym co godzinę busem. Na busa trzeba uważać, bo gdy wcześniej zbierze się komplet pasażerów, to odjeżdża 10 min przed czasem. W międzyczasie jeździ do pobliskiego miasteczka Pefkochori, w którym jest wiele sklepów z pamiątkami, oraz bardzo atrakcyjny deptak przy plaży. Do minusów niestety należy zaliczyć koszmarne kolejki do jedzenia (w największym sezonie), przy samoobsługowym stole i wiecznie niedostępne jajka sadzone na śniadanie. Jednak jedzenie jest bardzo dobre i raczej dobrze urozmaicone, bo jest w czym wybierać. Bardzo fajna była też zamrażarka z lodami, z której można było sobie wyskrobać kulki z lodami w kilkunastu smakach. Raz w tygodniu jest wieczór z muzyką na żywo. Wieczór grecki i dużo Ouzo zapewnia dobrą zabawę… …Papier toaletowy nie wrzucamy do toalety….