Opinie klientów o Gruzińska uczta z Kutaisi

5.0 /6
69 
opinii
Intensywność programu
4.6
Pilot
5.1
Program wycieczki
5.1
Transport
5.4
Wyżywienie
4.4
Zakwaterowanie
4.8
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

0.5/6

Pan Dariusz 18.02.2022

A mogłem polecieć do Emiratów....

Przed wyjazdem wiele czytałem i oglądałem materiałów o gruzińskiej gościnności i szacunku do Polaków, szkoda że to wszystko to nic nie warta sterta bzdur którą należy jak najszybciej wyrzucić na śmietnik mitów i legend bez żadnego poparcia dowodami. po krótce opiszę Państwu moją najgorszą wycieczkę życia, Dzień pierwszy. Droga z lotniska w kutaisi pełna dziur a pobocze śmieci, uroczo, prawda? W hoteliku poczęstunek czaczą i pora spać. W nocy straszna ulewa. Dzień drugi, na śniadanie jajka, słony ser, mortadela i cruasanty z terminem ważności do kwietnia 2021 roku (konsumpcja miała miejsce dnia 22 września 2021). Następnie wyjazd. Na dobry początek jaskinia Prometeusza, którą zalało. W zamian podczas pobytu w Tbilisi odbyliśmy "romantyczny" rejs po brudnej i śmierdzącej rzece do którego musieliśmy jeszcze dopłacić. Następnie udaliśmy się do katedry bagrati ale droga była nieprzejezdna więc w zamian udaliśmy się do innej o dogodniejszej lokalizacji. Widoki z niej były oszałamiające, ale i tak każdy zapamięta popa (prawosławny duchowny) który gonił za psami i rzucał w nie wszystkim co tylko wpadło mu w ręce. A to jak się okazało był tylko przedsmak gruzińskiego chamstwa i bezczelności. Natomiast samo miasto Kutaisi jak to mawiają d... nie urywa ale najgorsze też nie było. Transfer do stolicy. Dzień trzeci. Tbilisi jest chyba jedyną stolicą kraju niehinduistycznego gdzie bez problemu można wdepnąć w krowi placek, może nie w samym centrum i okolicach ale na obrzeżach miasta widok krów przewożonych traktorami czy chodzących samopas był naturalny. Samo miasto bez rewelacji. Wieczorek gruziński także bez rewelacji, pokaz fajny, wino mdłe a jedzenia nikt nie tknął. Dzień czwarty, to na co każdy czekał czyli wyjazd w góry. Po drodze sznury tirów z Uzbekistanu czy Turcji czekających na przejazd do Rosji, sama droga nieeuropejskich standardów. Dla nas męcząca a co dopiero dla tych biednych kierowców tirów. Na miejscu zamiast pięknych ośnieżonych szczytów widzieliśmy tylko mgłę. Nasz lokalny przewodnik powiedział mi wówczas (byłem jedyną osobą z grupy znającą angielski) że Kazbeg widoczny jest tylko przez 3 lub 4 dni w roku, w lipcu...męczący powrót do hotelu w Tbilisi nieopodal stadionu Dinama. po powrocie poszliśmy grupą do pobliskiej piekarni. kupiliśmy jakieś gruzińskie specjały, sprzedawca zapewniał nas (po angielsku, francusku rosyjsku a gdy dowiedział się że jesteśmy Polakami to także po polsku) że wszystkie są gorące, jak się okazało wszystkie były zimne i niejadalne, nie chciały ich jeść nawet szwędające się w okolicach hotelu bezpańskie psy. Dzień piąty. Mccheta. Ładne miasteczko, ale odradzam w nim kupowania kawy po turecku, no chyba że chcecie mieć po niej biegunkę tak jak kilka osób z naszej grupy. odradzam także kupowania czurczeli. Pomijając że są one niesmaczne, Panie je sprzedające gdy tylko zobaczą bądź usłyszą że do kolejki wciśnie się Rosjanin (oni tak mają, protesty na nic się zdadzą, można tylko zarobić cios w noc) od razu zaczną traktować was jak powietrze, i to pomimo deklarowanej przed minuta miłości do Polski i szacunku do naszego narodu, wspólnym bohaterze narodowym (Lech Kaczyński dla tych co nie wiedzieli...) a także wrogości do rosjan, rosji i zsrr. Zakwaterowanie w hotelu na opuszczonej stacji kolejowej w acalciche. Dzień szósty. Najmocniejszy punkt programu-skalne miasto Wardzia, powrót do hotelu i pierwsze fochy kelnerek które zaczęły brać niektórym osobom talerze z jedzeniem jeszcze podczas konsumpcji. Dzień siódmy. Zaczęliśmy od przygody z wspomnianymi już wcześniej kelnerkami. Panie ubrane jak siedemnastowieczne chłopki, nieuczesane, bez jakiegokolwiek makijażu, z niepełnym uzębieniem w zmechaconych swetrach i brudnych spodniach a także o niezbyt miłej woni zaczęły coś do nas krzyczeć po gruzińsku, następnie po niby rosyjsku a jedyne co zrozumieliśmy to "niet jesc" rzucały na stół talerzami ze swoimi specjałami (które i tak mało kto chciał jeść), widząc kolejkę do samowarów z kawą i herbatą na saszetki, trącając wszystkich w kolejce pozabierały ów saszetki a także talerze z gotowanymi jajkami, czyli na dobrą sprawę jedyną potrawą która tam nadawała się do spożycia. Po tych uprzejmościach w pełni nasyceni i napojeni, pokrzepieni pokazem gruzińskiej gościnności udaliśmy się w ośmiogodzinną drogę do Batumi. Po drodze wlekliśmy się za traktorami, moskwiczami, wołgami czy pojazdami których nie umiał nazwać nawet nasz przewodnik drogami przypominającymi te które można było spotkać w Polsce jakieś 30-40 lat temu na dalekiej prowincji. Nareszcie w Batumi. Legendarne herbaciane pola wyglądają jak nieskoszona trawa. Na mieście uwaga na osoby narodowości romskiej. Po dotarciu do Batumi widzieliśmy jedynie Hotele i apartamentowce na łączną pojemność odpowiednio 500 tysięcy i 120 tysięcy osób. Na przeciwko nich droga, gdy jakimś cudem nikogo was nie potrąci albo akurat za kierowcą spotkacie rodaka (tam tylko Polacy zatrzymują się na pasach) wejdziecie na bulwar gdzie należy mieś oczy dookoła głowy by nie przejechał cię żaden rosjanin( mimo iż nie wolno tam jeździć) a następnie plaża, którą plażą bym nie nazwał. Kamienne menhiry a zaraz zimne morze, należy uważać aby między nie wie zaklinować sonie nogi lub w przypadku dzieci czy szczupłych osób w nie nie spaść i nie złamać nogi lub coś gorszego, kolacja nawet smaczna, nocleg. Dzień ósmy. Nareszcie powrót, wyjazd z Batumi o 17. Jedyną rozrywką na miejscu były jedynie startujące i lądujące samoloty ale i ich nie było zbyt wiele, warto nadmienić że Gruzję odwiedzają tylko Polacy poza tym turyści z rosji, ukrainy, izraela grecji i kazachstanu. Turysta z innego kraju to rzadkość ( to co mówią w Internecie o napływie turystów z francji, niemiec czy stanów to mit, legenda miejska tak jak np. reptilianie). gdy już dotarliśmy na lotnisko właśnie trwała odprawa dla wylatujących greków, byli oni traktowani z szacunkiem, obsługiwani ładnym angielskim. Gdy przyszła nasza kolej to postawa tamtejszych osób całkowicie się zmieniła. Zaczęto wydawać nam rozkazy szorstkim rosyjskim (!!!!) z łatwo zauważalną wrogością w głosie. Moja próba nawiązania komunikacji po angielsku zakończyła się oszczęrzeniem wezwania policji, oczywiście po rosyjsku (znam trochę tego języka lecz nie na tyle by w pełni rozumieć co dana osoba ma mi do przekazania w sprawach bardziej skomplikowanych jak odprawa na lotnisku, jednak ja byzbal miliciju zrozumiałem). Wszystkich nas gruntownie "przetrzepano", parę osób wzięto na kontrolę osobistą, sprawdzano nawet portfele, uwagi były nawet do metalowych elementów damskiej bielizny....czuliśmy się jak w korei północnej a nie kraju który aspiruje do bycia członkiem Unii Europejskiej. Jednemu mężczyźnie zatracili pamiątkowy zegarek, sporo nas kosztowało zdrowia i nerwów by go odzyskać. Po wszystkim ten starszy już Pan popłakał się... na koniec cytując klasyka powiem Państwu "nie warto było"
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem