Opinie klientów o Od Alp do Adriatyku - Comfort

5.3 /6
136 
opinii
Intensywność programu
5.1
Pilot
5.4
Program wycieczki
5.5
Transport
5.2
Wyżywienie
4.8
Zakwaterowanie
4.9
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

6.0/6

Paulina, Jaworzyna Śląska 29.05.2023
Termin pobytu: maj 2023

Deszczowa Słowenia w maju

Słowenia jest piękna. Krajobrazy bajkowe, miasteczka urokliwe, jedzenie smaczne i bardzo różnorodne. Gdyby nie deszczowa pogoda przez większą część pobytu wyjazd byłby idealny. Podczas jednego wyjazdu było i słońce, i deszcz, i nawet śnieg, nie tylko sztuczny w Planicy, ale naturalny wciąż leżący na górze Vogel. A pogoda okazała się wtedy łaskawa i widoki z góry były fantastyczne, do tego piękne, przejrzyste jezioro Bohinj. Woda zimna więc nie sprzyjała kąpieli, ale posiedzieć nad brzegiem w tej scenerii naprawdę warto. Jeszcze bardziej zaskakujące były krajobrazy w wąwozie Vintgar. Cudowna przyroda, momentami cisza, a czasem głośny szum strumienia, aż żal wychodzić... Ale czekają kolejne niespodzianki. Np. Jaskinie Skocjańskie. Ciężko znaleźć odpowiednie słowa do opisania wrażeń. Po prostu trzeba zobaczyć i samemu ocenić. Do tego Bled z uroczą wyspą, jedyną w całej Słowenii i ślicznym zamkiem, z którego widok jest cudowny. Pogoda niestety nie dała usiąść na kawkę w Skofija Loka. Urokliwe, małe miasteczko nawet w strugach deszczu może się podobać. Podobnie jak stolica, Lubljana też nas powitała deszczem ale była łaskawsza i zamek mogliśmy zwiedzać już bez parasoli. A tutaj widok na miasto też robi wrażenie, jak zresztą inne ciekawostki miasta, np. smoczy most czy potrójny most. Do tego jeszcze Lipica i piękne konie, historyczne centrum Celje, kolorowy Maribor i Ptuj. Warto pospacerować wąskimi uliczkami, przysiąść na kawę lub delektować się tutejszą kuchnią, która jest bardzo urozmaicona ze względu na wpływy sąsiadów bliższych i dalszych. Niestety z pogodą nie da się wygrać więc nas ominął spływ rzeką Drawą przez zbyt wysoki poziom wody, ale zaplanowana zabawa się odbyła tylko na brzegu i pod dachem. Z nadzieją na kąpiele morskie jechałam do Piranu, ale niestety ani temperatura ani porywisty wiatr nie sprzyjały. Na szczęście spacer po mieście odbył się jeszcze bez parasoli, które okazały się przydatne w czasie wolnym. Łaskawsza okazała się Austria. Graz przywitał nas pogodą sprzyjającą zwiedzaniu, zarówno z przewodniczką jak i indywidualnym spacerom bo trzeba było zacząć szykować się do nocnego powrotu do domu. A spacerować było gdzie, bo i wzgórze zamkowe i centrum miasta zachęcały do spędzenia tam czasu wolnego. Jeszcze tylko objazd Wiednia Ringiem i krótki, bo nocny, spacer po mieście. Co prawda 2 godziny na Wiedeń to zdecydowanie za mało ale zobaczyć go w nocnej odsłonie było warto. I gdy wybiła 24.00 jak Kopciuszek opuścił bal tak my kończymy nasz wyjazd. Co prawda jeszcze droga powrotna, ale już prosto do domu. Ogólnie czas tu spędzony był bardzo przyjemny. A na specjalne słowa uznania zasługuje nasz pilot Pan Arkadiusz. Przez niesprzyjającą pogodę dwoił się i troił żeby poprzestawiać nasz program tak, abyśmy mogli nie tylko zaliczyć wszystkie punkty ale z nich naprawdę skorzystać. Chodziło głównie o wąwóz Vintgar i górę Vogel oraz Bled. Na nasze szczęście udało się i za to bardzo dziękuje Panu Arkowi.

6.0/6

Jacek 06.10.2015

Małe jest piekne

Maj. Konsylium rodzinne postanawia: w plebiscycie na wycieczkę 2015 „the winner is…” Od Alp do Adriatyku. Wrzesień. Słowa przekuwamy w czyn i jedziemy. Ponieważ umysł mam ścisły, to po kolei: Dzień pierwszy. Podróż. Wszystko OK. Nocujemy pod Lublaną. Dzień drugi. Klagenfurt w niedzielny poranek cichy i spokojny. Nawet gad na Neuer Platz leje wodę dość leniwie. Wracamy do Słowenii i udajemy się do wąwozu Vintgar. Po prostu piękny, warto wprowadzić go do stałego programu wycieczki, a nie tylko jako zamiennik remontowanej Planicy. Dalej jedziemy do Ribčev Laz, nad Jezioro Bohinjskie. Oglądamy freski, robimy zdjęcia ze Złotorogiem i zdobywcami Triglava, czas na szybką kawkę i wyjeżdżamy na Vogel. Trochę wiało, więc po pół godzinie na górze (z których kilka minut warto poświęcić na jotę, czyli słoweńską odmianę kapuśniaka) meldujemy się w autokarze i do Bledu. Tam, jakby mało tego dnia było wody, płyniemy pletnami na wysepkę. Uroku rejsowi dodał fakt, że jedna z współwycieczowiczek miała duży wodowstręt, pogłębiający się w miarę oddalania się od brzegu, a że reszta, pod pretekstem podnoszenia na duchu, dołowała biedaczynę – echo naszych śmiechów odbijało się od skarpy zamkowej. Ostatni punkt programu to Zamek Bledzki – ładny z zewnątrz, w środku kolekcja raczej uboga. Ale nie narzekamy, dzień na szóstkę. Dzień trzeci. Rano do Škofjej Loki, wody ciąg dalszy, tym razem z nieba. Ale miasteczko ładne, więc mówimy sobie, że nie pada, tylko kropi i odbywamy przepisową rundkę po mieście. Pogoda poprawia się szybko, w Hrastovlju nikt już nie myśli o parasolach, tylko o dance macabre. Za pół godziny Koper, ale nie włoski, tylko słoweński (choć do Włoch rzut beretem). Szkoda, że nie możemy po nim łazić dwa albo trzy dni. Piękny. Piran. Po programie obowiązkowym czas na kąpiel w Adriatyku. Żegnamy się z sympatycznym kelnerem z nadmorskiej knajpki (btw. Laško lepsze od Uniona) i pędzimy na miejsce zbiórki. Po drodze dyskusja. Żonie bardziej podobał się Koper, mi Piran. Ale wiadomo, kto w domu gotuje obiady, więc mi po namyśle też Koper. Ale Piran też. Wieczorny przejazd przez Portorož, kasyna nie na naszą kieszeń, więc nie wysiadamy. Dzień na szóstkę. Dzień czwarty. Poranny spacer po hotelowych terenach, a że hotel w Lipicy, to wypatrujemy koni. Ale ich śniadanko tym razem nie w plenerze. Idziemy więc do stadniny, można nawet było dotknąć co łagodniejsze czworonogi, a na koniec jeden z nich zademonstrował przepisowe piaffe i lewadę. Škocjanske jame nie do opisania. Bogata szata naciekowa, przełom Reki, przestrzeń – to trzeba zobaczyć. Nalewka lawendowa też warta swojej ceny. Krótki odpoczynek podczas jazdy do Lublany. Miasto z klimatem, a że przewodniczka znakomita – kolejny raz refleksja – szkoda, że nie możemy spędzić tu więcej czasu. I znów dzień na szóstkę. Dzień piąty. Mamy świadomość, że to, co najlepsze – już było. Jedziemy do Pleterje. Z klasztoru widzimy live tylko kaplicę (resztę na planszy przy wejściu), w przyległym pomieszczeniu film o kartuzach. Degustujemy wina i pleterską hruškę. Szybko do sklepu (polecam wino Kerner) i do Celje. W Starej grofiji zadzieramy głowy, by podziwiać malowidła iluzjonistyczne na suficie. Bez rewelacji, na szczęście ekspozycja muzealna ciekawa, a „Miasto pod miastem”, czyli pozostałości po zabudowaniach z czasów rzymskich warte obejrzenia. Zjadamy jakiegoś burka i jedziemy do Mariboru. Szkoda, że potraktowany trochę po macoszemu (pewnie brakło czasu straconego w Pleterje), bo to najładniejsze miasto dnia. Szybko do hotelu, potem na spływ Drawą, następnie krótkie „pozmroczne” zwiedzanie. Na szczęście wystarczy kondycji, by wieczorem spokojnie pospacerować, a rano poprawić i obejrzeć to, na co wcześniej brakło czasu. I tak płynnie weszliśmy w… Dzień szósty. Po indywidualnym Mariborskim spacerze jedziemy do Ptuja. Najładniejszy zamek wycieczki, w mieście koniecznie poszukajcie Sladkiegio butiku (kremówki rewelka) i – innego, niż pozostałe – kościoła św. Piotra i Pawła. Wyjazd do Grazu, przechadzka z przewodniczką, potem windą na Schlossberg. Czasu wolnego wystarczyło i na spacer, i na apfelstrudel. Po drodze do Wiednia minęła północ i zaczął się… Dzień siódmy. Nocny spacer po centrum Wiednia – dla mnie bez sensu. W zeszłym roku spędziliśmy w stolicy Austrii cztery intensywne dni i nie zdążyliśmy zwiedzić wszystkiego, co zaplanowaliśmy. Godzina nocnego spaceru absolutnie nie daje pojęcia o pięknie jednej ze stolic Europy. A już to, że autokar nie przejechał Ringiem obok parlamentu, ratusza, uniwersytetu i kościoła wotywnego jest niezrozumiałe. I nawet znakomita przewodniczka tego nie uratowała. Podsumowanie. Wycieczka ogólnie bardzo bardzo udana. Ogólna ocena (mimo pewnych możliwości poprawienia programu) – sześć i pół. Te dodatkowe pół przyznaję nie za znakomitą pilotkę (szacun, pani Marto), lecz firmie, za motywowanie do wysiłku intelektualnego i szukania uzasadnienia dla pięciu noclegów w pięciu hotelach. Czy w kraju wielkości przeciętnego polskiego województwa było to konieczne? Czy nie można zaplanować pierwszych dwóch noclegów w okolicach Bledu, a pozostałych gdzieś koło Lublany? Ale i tak „Od Alp do Adriatyku” zostanie na długo w pamięci. I całe szczęście, że okres dyktand mam już za sobą, bo teraz już nie piszę Słowenia, tylko sLOVEnia.

6.0/6

Artur, Mońki 26.08.2023
Termin pobytu: sierpień 2023

Od Alp do Adriatyku

Super wycieczka wycieczka biura Rainbow. Super widoki oraz pogoda. Choć można byłoby rozszerzyć program wycieczki o jeszcze jeden dzień . Program wycieczki intensywny choć bardzo ciekawy. Autokar, kierowcy i pilotka Klaudia super, przewodnicy Piotr i Tina super. Polecam wycieczke.

6.0/6

turysta z Mazowsza 17.08.2023
Termin pobytu: lipiec 2023

Os Alp po Adriatyk

Program przemyślany i dostosowany tak, żeby zobaczyć cały przekrój Słowenii. Niewielki kraj o ogromnych możliwościach turystycznych. Sporym minusem wycieczki był komfort jazdy. Jak na tak długą podróż autobus ciasny, siedzenia dość blisko siebie. Ludzie wyżsi i z dłuższymi nogami mieli spore problemy. Tym bardziej, że autobus nie był w pełni kompletny. Uważam, że wyjazd z Warszawy o 3 w nocy też jest sporym nieporozumieniem. Tym bardziej, że przed granicą były 2,5 godziny oczekiwania na dojechanie pozostałych autobusów. Duży plus i ogromne podziękowania dla pani pilot Kingi oraz dla przewodnika Piotra
114151634
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem