Opinie o Poznaj nieznane

5.0/6
(386 opinii)
Intensywność programu
4.6
Pilot
5.3
Program wycieczki
5.3
Transport
5.3
Wyżywienie
4.3
Zakwaterowanie
4.3

Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    17

    Szlakiem twierdz

    Małgorzata, Police 01.09.2020

    Wycieczkę nazwałabym "szlakiem twierdz", bo odwiedza się ich ... sporo. Ponadto trochę widoków, plaż i klimatycznych miasteczek. Ot, taka lajtowa, przyjemna, wycieczka. Saranda - ogromne rozczarowanie. Promenada w remoncie, do plaży trzeba zejść ( a potem wejść :) ) po 120 schodach. Na szczęście zaproponowano nam wycieczkę fakultatywną "jeep safari". Nazwa mocno na wyrost, ale ponieważ granica z Grecją jest zamknięta to nie mogliśmy popłynąć na Korfu. Więc dobrze, że w ogóle nam coś zaproponowano na ten dzień wolny.

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    2

    Albanię trzeba zobaczyć

    Tomasz 08.07.2018 | Termin pobytu: czerwiec 2018

    Jeżeli poznawać Albanię to jak najszybciej.

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    14

    Koniec Europy, czy koniec świata?

    Joanna, Warszawa 28.12.2024 | Termin pobytu: czerwiec 2024

    Przez jednych określana jako druga Chorwacja, dla innych to mieszanka wpływów greckich i tureckich... Albania z pewnością ma olbrzymi potencjał, chociaż chyba nie w pełni okazała swoje oblicze. Gdzieniegdzie można jeszcze spotkać relikty poprzedniej epoki, ale nie zapominajmy o pięknych plażach, cudownych widokach i licznych zabytkach. Warto tam zajrzeć, póki jeszcze ceny są umiarkowane, a kraj nie został zalany masową turystyką. Naszą pilotkę Małgorzatę poznajemy na lotnisku im. Matki Teresy w Tiranie, a pierwsze noclegi spędzamy w Durres, w Vila Llanaj - w rodzinnym pensjonacie, o dość... skromnym standardzie. Zwiedzanie zaczynamy od Kruji, czyli dość ambitnie. Wszak Kruja to pierwsza stolica kraju, a jej historia sięga III w. p.n.e. Kruja to również miasto albańskiego bohatera - Jerzego Kastriota Skanderbega. W monumentalnym zamku, górującym nad miastem, stworzono muzeum na jego cześć. Forteca robi niesamowite wrażenie. Z murów rozciąga się niesamowity widok na miasto i okoliczne góry. Nie można oczywiście zapomnieć o tureckim bazarze. Na starej, brukowanej uliczce znajdziemy mnóstwo kramików z lokalnymi pamiątkami - od magnesów i ceramiki, poprzez wina, ubrania, antyki, a nawet dywany. Mnie udało się tu kupić najtańsze magnesy i inne souveniry. W czasie wolnym, zaglądamy do polecanej przez naszą pilotkę restauracji hotelu Panorama. Z tego miejsca rozciąga się cudowna panorama miasta - widać nie tylko zamek, ale również wzgórze Sarisalltikut. Mają tutaj w karcie tradycyjny deser albański "kabuni" - ryż smażony na maśle z dodatkiem baraniny, rodzynek, cynamonu i miodu. Tego nie da się opisać, po prostu trzeba spróbować ;-) W Durres w pobliżu wieży weneckiej można odnaleźć dawne fortyfikacje . Jednak niewątpliwie najciekawszym zabytkiem jest amfiteatr rzymski, wciśnięty pomiędzy domy i bloki mieszkalne. Odkryto go bowiem przez przypadek w 1966 r., gdy jeden z budynków zaczął się zapadać. Naprawdę ten widok jest niecodzienny. Oglądamy jeszcze z zewnątrz XVI w. Meczet Fatiha. W czasie wolnym mamy możliwość przejścia się nadmorską promenada albo główną ulica miasta. Następnego dnia Tirana wita nas drobnym kapuśniakiem. To chyba jedyny pochmurny dzień podczas naszego objazdu. Stolica Albanii jest dość specyficzna, odnajdziemy tu chyba najwięcej śladów komunistycznego reżimu. Co ciekawe Tirana nie ma Starego Miasta. Na Placu Skanderbega oprócz pomnika samego bohatera znajduje się budynek Narodowego Muzeum Historycznego z przepiękną, gigantyczną mozaiką, meczet Ethem Beja, wieża zegarowa oraz maleńki diabelski młyn. A my niemal przebiegamy pomiędzy tymi atrakcjami i mkniemy dalej zobaczyć Piramidę. Tutaj zatrzymujemy się na dłużej - mamy chwilkę czasu, żeby wejść na jej szczyt i zrobić kilka ujęć panoramy miasta. Następnie przechodzimy obok fragmentu muru berlińskiego, obok którego znajduje się betonowy bunkier. Generalnie Albania, to państwo bunkrami usiane, można je spotkać na każdym kroku. Przez dzielnicę Blloku przemykamy chyba jeszcze szybciej, a szkoda bo to tutaj zamieszkiwały komunistyczne elity, a cała dzielnica była wówczas zamknięta. Dzisiaj to jedno z modniejszych miejsc Tirany, mnóstwo tu barów i pubów. My widzimy z daleka rezydencję Envera Hodży - dyktatora Albanii do 1985 r., czyli jego śmierci. I niestety mam poczucie, że trochę zbyt szybko i chaotycznie zwiedzamy to miasto - bez czasu wolnego, by gdzieś przystanąć, usiąść i poczuć atmosferę stolicy. Kolejny punkt programu to Bunk'Art 1, czyli ogromny bunkier Envera Hodży. Przyznam szczerze, że miałam mieszane uczucia przed wejściem. Spodziewałam się raczej jakiegoś opuszczonego urbexu, tymczasem muzeum pozwoliło mi niemal cofnąć się w czasie... do dawnych lat komunizmu. Bunkier powstał w latach 1972-1978 i znajduje się w nim wyposażenie z tego okresu. Dość szybko żegnamy się ze stolicą, w moim odczuciu, zdecydowanie zbyt szybko. Ruszamy na przedmieścia Tirany, by w Parku Narodowym Dajti wjechać kolejką gondolową na Górę Dajti. Z punktu widokowego rozpościerają się niesamowite widoki na stolicę! Wprawdzie czas jest mocno ograniczony, ale udaje nam się jeszcze wypić kawę w restauracji na szczycie. Zwiedzanie Beratu rozpoczynamy od wzgórza i położonej na nim twierdzy W Muzeum Onufrego możemy podziwiać napisane przez niego ikony. Tuż obok znajduje się katedra z przepięknym ikonostasem. Spacerując dalej mijamy Czerwony, a następnie Biały Meczet. Następnie czas na przytuloną do zbocza cerkiew św. Trójcy. Udajemy się do punktu widokowego, z którego roztacza się niesamowity widok na rzekę Osumi i miasto tysiąca okien, bo tak też nazywany jest Berat. Kwaterujemy się w hotelu Gega 4* (chyba najlepszy standard jak do tej pory, chociaż też nie obyło się bez drobnych komplikacji, bo zabrakło pokoi i 2 osoby nocowały w innym hotelu) i po kolacji ruszamy na wieczorny spacer. Miasto jest tak zachwycające, że kompletnie nie dziwi fakt, że w 2008 r. zostało wpisane na listę UNESCO. Kolejny dzień to długi przejazd do Permet. W okolicach tej miejscowości, w kanionie rzeki Langerica, znajdują się gorące źródła termalne. Źródła są naturalne i bezpłatne, ale wiąże się to również z brakiem jakiejkolwiek infrastruktury. Teren jest kompletnie niezagospodarowany. Na mnie największe wrażenie robi jednak kamienny most pochodzący z czasów osmańskich. Wyjątkowy jest również sam kanion, można przejść się w górę rzeki. Na taką wyprawę jednak należy wyposażyć się w dobre buty, bo cały czas brodzi się w wodzie z ostrymi kamieniami. Zdjęcia za to wychodzą cudowne! Teraz czeka nas przejazd do Gjirokaster zwanego miastem tysiąca schodów, miastem srebrnych dachów, czy też kamiennym miastem. Gdy w końcu dojeżdżamy, naszym oczom ukazują się rzędy kamiennych domów, pnących się po zboczu góry. Miasto oczywiście wpisane jest na listę światłego dziedzictwa UNESCO. Nad miastem góruje zamek i właśnie od niego rozpoczynamy zwiedzanie. Powstał najprawdopodobniej w XIV w. Rozbudowany przez Alego Paszę w XIX w. stanowi obecnie największą spośród Albańskich twierdz. Zamek otoczony jest pięcioma wieżami. Jest tutaj również ozdobna Wieża Zegarowa. Jednak to co najpiękniejsze, to widoki na miasto i kamienne domy mieniące się w słońcu. Schodzimy na Stare Miasto i Stary Bazar. Otaczają nas wybrukowane uliczki i domy z oryginalną architekturą. Pochodzą one w większości z okresu osmańskiego i nadają miastu niepowtarzalny charakter. Pośród nich znajduje się właśnie Stary Bazar - najlepsze miejsce na kupienie pamiątek. Mamy też czas wolny, żeby coś zjeść, Nocujemy w Hotelu Olimpik. Wprawdzie Gjirokaster jest niedalekiej odległości, ale nie w granicach spaceru. Następnego dnia ruszamy w kierunku Sarandy. Postój robimy przy Błękitnym Oku. To krystalicznie czyste źródło o niebieskim kolorze. Woda jest tak przejrzysta, że niemal można dojrzeć dno. Kolory wody zmieniają się w zależności od kąta padania światła - od głębokiego błękitu po turkus. Mamy tutaj też chwilę czasu wolnego i w barku nad samą wodą, z niesamowitym widokiem, możemy napić się aromatycznej kawy. Kolejny na trasie naszej wycieczki jest Butrint i stanowisko archeologiczne, które od 1992 r. znajduje się na liście UNESCO. To niegdyś ważne miasteczko portowe, łączy w sobie wpływy hellenistyczne, romańskie, bizantyjskie, weneckie oraz nawet otomańskie. Najlepiej zachowane pozostały chyba ruiny amfiteatru z III w p.n.e. oraz bazyliki. Trasa po stanowisku wiedzie wzdłuż jeziora i częściowo jest zacieniona. Zwiedzanie kończymy pod twierdzą, w której znajduje się Muzeum. Kwaterujemy się w hotelu Holiday, znajdującym się na obrzeżach Sarandy. Jest na tyle wcześnie, że udaje nam się zajrzeć na okoliczną kamienistą plażę. Następnego dnia część grupy płynie na Korfu, nieliczni zostają w hotelu. My zamierzamy wykorzystać ten czas na zobaczenie Sarandy. Zwiedzanie rozpoczynamy od ruin Synagogi z VI w., okazuje się, że żyła tu dość spora społeczność żydowska. Następnie udajemy się na spacer nadmorską promenadą. I chyba pierwszy raz podczas tego pobytu czuję się w końcu, jak w Europie. Nie tylko ze względu na ceny (są wyższe niż w pozostałych częściach kraju), ale również ze względu na panujący tu klimat i atmosferę. Miasto tętni życiem, mnóstwo tu kawiarni, restauracji i pubów z widokiem na Morze Jońskie oraz port jachtowy. Co nie oznacza, że nagle przeniosłam, się do innego świata - nadal na każdym kroku mijam bunkry, jak w każdym innym miejscu w Albanii. Następnie zatrzymujemy się w Ksamil. To takie typowe miasteczko wypoczynkowe. Plaże, piękny turkus wody, korki i brak miejsc parkingowych. Mnóstwo tu barów plażowych, także korzystając z oferty któregoś z nich, można przycupnąć na chwilę. Leżaki potrafią tu kosztować nawet 20 €. W drodze powrotnej podjeżdżamy pod Twierdzę Lëkursi. To najlepszy punkt widokowy Sarandy. Ruiny zamku to dawna osmańska twierdza, którą zbudowano w tym miejscu w XVI wieku z rozkazu Sułtana Sulejmana Wspaniałego. Na szczycie działa restauracja, w której organizowane są m.in. wieczory albańskie. Kolejnego dnia, po wykwaterowaniu jedziemy wzdłuż wybrzeża. Pierwszy przystanek robimy w Porto Palermos. Na zalesionym półwyspie znajduje się tu twierdza, zwana również zamkiem Alego Paszy. W środku panuje przyjemny chłód. Z murów rozciąga się panorama okolicy. Droga z Sarandy w kierunku Vlory należy do najbardziej malowniczych. Zatrzymujemy się na punkcie widokowym, żeby zrobić kilka zdjęć. Do Durres docieramy późnym popołudniem. Kwaterujemy się niestety w tym samym słabym hotelu Vila Llanaj. Jest sporo czasu na ostatnie zakupy albo kąpiele morskie. Czy było warto - oczywiście. Warto bo to ostatni moment, żeby spróbować jeszcze zobaczyć ułamek prawdziwej Albanii, nim zaleje ją fala komercji i turystów. Poczuć ten klimat minionej epoki, bo Albania jeszcze jedną nogą jest daleko za nami. Wciąż się uczy, bo do państwa europejskiego nadal jej daleko, raczej bliżej jej do państw trzeciego świata... Jeśli polecisz z takim nastawieniem, to z pewnością się nie rozczarujesz :)

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    8

    Bardzo udana wycieczka! Polecam!

    Marta, Bydgoszcz 09.09.2019

    W mojej ocenie wycieczka była udana i jest godna polecenia każdemu, kto chce poznać Bałkany. Zarówno plan wycieczki jak i czas przejazdów do poszczególnych atrakcji był optymalny, nie można było się zmęczyć (jedyne co wycieńczało to upał, ponad 35 st). Albania zachwyciła zarówno mnie jak i mojego partnera, oboje zakochaliśmy się w tym poniekąd "dzikim" jeszcze kraju. Nasz przewodnik- p. Ania Wójcik- była bardzo sympatyczna, uprzejma, miała szeroką wiedzę a wszystkie ciekawostki opowiadała z pełnym zaangażowaniem. Również wyrazy szacunku należą się naszemu kierowcy-Beniemu, który profesjonalnie pokonywał drogi Albanii oraz z niezwykłą precyzją wymijał jadące z drugiej strony pojazdy, często w odstępie kilku centymetrów. Lokalny przewodnik Gerti również służył pomocą i zapytany o konkretne sprawy zawsze znał odpowiedź. Dodatkowo widać było, że cała trójka-p. Ania, Beni i Gerti, super się dogaduje i bardzo się lubi a to również wpływało na atmosferę całej wycieczki. Widoki cudowne, w szczególności na północy: Przełęcz Llogara i Blue Eye. Jedzenie pyszne, był czas na spróbowanie smakołyków lokalnej kuchni. Czas również można było znaleźć na pływanie w Morzu Jońskim w Sarandzie. Jeżeli chodzi o walutę, to w Albanii bez problemu można płacić euro oraz dolarami, ale wówczas reszta jest wydana w lekach (walucie albańskiej). Bez problemu można znaleźć kantory, jak również przewodnik sam o nich mówił.

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem