Opinie klientów o Sri Lanka Łza z policzka Indii

5.1 /6
28 
opinii
Intensywność programu
3.9
Pilot
5.4
Program wycieczki
5.1
Transport
5.1
Wyżywienie
5.2
Zakwaterowanie
4.8
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

5.0/6

Paweł, Wrocław 15.10.2015

Fajne miejsce, bez hardkoru

Polecam! Wszystko super, może tylko brak lepiej zachowanych starożytnych budowli - niby wszystko fajne i stare, ale to jednak tylko ruiny. I zmieniłbym proporcje, mniej świątyń, więcej natury. Na pewno warto jako wstęp do Azji, czuć egzotykę, a jednak jest to kraj jak najbardziej cywilizowany. 2 hotele super, 2 dobre i 2 przeciętne, ale przeważnie najlepsze w okolicy. Jedzenie na plus, piwo drogie.

5.0/6

Tomek 27.09.2015

Lekki objazd

Relaksujący wyjazd z niezbyt napiętym programem. W lipcu nie było tam za gorąco, jednak ze względu na dużą wilgotność można odnieść wrażenie "ciężkości" w powietrzu. Pilot mieszkający na Sri Lance bardzo ciekawie opowiadał o życiu na wyspie. Nie ma tam zbyt dużo spektakularnych zabytków (chociaż na pewno takim jest zamek Kasjapy czy też kilka potężnych stup) jednak bogata przyroda w całości to wynagradza. Zdecydowanie polecam ten wyjazd z Rainbow! Aha - na część pobytową zdecydowanie polecam hotel trzygwiazdkowy położony na dużej przestrzeni (chyba Hibiscus Beach Hotel), bo ten pięciogwiazdkowy (Cinnamon Bey) to betonowy blok bez charakteru.

5.0/6

Robert Rafał, Łódź 16.05.2016

„Sri Lanka – Łza z policzka Indii” - 24.04–07.05.2016.

Dzień 1 24.04.2016 (niedziela) Mój wylot z Warszawy miał nastąpić wg planu o 15:00, zbiórkę na lotnisku wyznaczono na 13:00 (ja dotarłem na nie 2 godziny wcześniej). Na stanowisku Rainbow odebrałem bilet elektroniczny (wizę elektroniczną dostaliśmy już wcześniej drogą mailową) na nasze przeloty (w Polsce do odprawy potrzebny był jedynie paszport). Na lotnisku poznałem też naszą pilotkę – Paulinę Klamecką. Przeszedłem stosowne procedury związane z odprawą i oczekiwałem na wylot. Ostatecznie samolot oderwał się od ziemi dopiero o 15:09. Lot był rejsowy, lecieliśmy samolotem Boeing 777-300 (z układem siedzeń 3+4+3 w klasie ekonomicznej) należącym do linii Emirates. Podczas lotu zaserwowano jeden większy posiłek, ponadto w trakcie lotu podawano napoje i lody. Każdy pasażer miał do swojej dyspozycji indywidualne „centrum rozrywki” z dużym wyborem filmów, muzyki, informacjami nt. lotu itd. Na wyposażeniu był także koc i poduszka. W trakcie lotu obejrzałem 1 film i posłuchałem trochę muzyki. O 20:29 czasu polskiego (czyli 22:29 czasu miejscowego) wylądowaliśmy na lotnisku w Dubaju. Tam po przejściu kontroli oczekiwaliśmy na kolejny lot. Jeszcze w Polsce dostaliśmy voucher na posiłek w jednym z wybranych punktów gastronomicznych na lotnisku w Dubaju. Po jego zrealizowaniu pozostało już tylko czekać na odlot do Colombo, który wg rozkładu miał nastąpić o 2:45 czasu miejscowego. Dzień 2 25.04.2016 (poniedziałek) Start naszego samolotu trochę się opóźnił i ostatecznie oderwaliśmy się od ziemi dopiero o 3:35. Podczas lotu zaserwowano śniadanie. Były też oczywiście w trakcie lotu dostępne różne napoje. O 7:12 czasu w Dubaju (czyli o 8:42 czasu na Sri Lance) wylądowaliśmy na lotnisku w Colombo. Tam po przejściu procedur kontrolnych i odebraniu bagażu dokonałem również wymiany waluty. Z lotniska wyruszyliśmy autokarem ok. 10-tej i ruszyliśmy na zwiedzanie (głównie panoramiczne) Colombo - barwnej metropolii, w której przeplatają się ślady kolonialnej przeszłości z wielkomiejskim gwarem i nowoczesnością. Większość obiektów oglądaliśmy jedynie z okien autokaru. Wśród nich był m.in. kościół Wolvendaal (świątynia Holenderskiego Kościoła Reformowanego z połowy XVIII w.), ratusz (zbud. w I poł. XX w. w stylu neoklasycystycznym, przypominający nieco architektonicznie Kapitol w Waszyngtonie), świątynia hinduistyczna, Bandaranaike Memorial International Conference Hall (BMICH) - prezent dla Sri Lanki od Ludowej Republiki Chin (budynek zbudowany w latach 70-tych XX w.), replika posągu Buddy Aukana „zjadającego słońce”. Tylko dwa razy zatrzymaliśmy się i na krótko wyszliśmy z autokaru, żeby obejrzeć najpierw świątynię buddyjską Seema Malaka, a potem Independence Memorial Hall. Świątynia Seema Malaka jest usytuowana na wodzie, powstała w latach 70-tych XX w. wg projektu słynnego lankijskiego architekta Geoffreya Bawy, dla którego inspiracją w tym wypadku były klasztory Anuradhapury, pierwszej stolicy Cejlonu. W tym miejscu młodzi chłopcy i dziewczynki po zgłębieniu odpowiednich nauk zostają „wyświęceni” na mnichów i na mniszki. Zabudowania świątyni mieszczą się na trzech platformach wznoszących się ponad powierzchnią jeziora, gdyż wg niektórych odłamów buddyjskich „wyświęcenie” mnichów jest możliwe jedynie w miejscach otoczonych z trzech stron przez wodę. Platformy są połączone ze sobą niewielkimi pomostami. Z kolei drugi ze zwiedzanych przez nas obiektów - Independence Memorial Hall, to ażurowy budynek, wybudowany by uczcić odzyskanie niepodległości przez Sri Lankę w 1948 r. Jest to większa i betonowa kopia drewnianego budynku znajdującego się w Kandy, gdzie w 1815 r. podpisano dokumenty, na mocy których wyspa została przekazana Brytyjczykom. Na wprost budynku stoi ogromny pomnik Stephena Senanayake (1884-1952) pierwszego premiera niepodległego Cejlonu, nazywanego ojcem narodu. Po objeździe pojechaliśmy już do położonego nad oceanem hotelu „Palm Village” (dotarliśmy do niego ok. 13-stej). Tam mieliśmy już czas wolny do kolacji. Po odpoczynku wybrałem się na spacer po terenie hotelu, a następnie wzdłuż plaży. Następnie zażyłem kąpieli w hotelowym basenie i poleżakowałem w hotelowym ogrodzie. Potem wybrałem się jeszcze ponownie nad ocean, żeby obserwować zachód słońca. O 19:00 mieliśmy w hotelu kolację, a potem był już czas na odpoczynek. Dzień 3 26.04.2016 (wtorek) Po śniadaniu w hotelu i wykwaterowaniu ok. 7:16 wyruszyliśmy autokarem w dalszą drogę. Podczas niej dokonywaliśmy obowiązkowej wpłaty (w wysokości 280 USD) na bilety wstępu, napiwki itp. Dodatkowo zapłaciłem 40 USD za wycieczkę fakultatywną w postaci wyjazdu na masaż ajurwedyjski. Po drodze dołączył do nas nasz miejscowy przewodnik (przedstawiciel miejscowego kontrahenta Rainbow, którym było biuro Green Holiday) – Sunil, który towarzyszył nam dalej w trakcie objazdowej części wycieczki. W autokarze rozdano nam też odbiorniki Tour Guide System, za pomocą którego pilotka komunikowała się z nami podczas zwiedzania. Ok. 9:30 dotarliśmy do sierocińca dla słoni w Pinnawali, gdzie nowy dom znalazły zwierzęta porzucone przez swoje stada lub zranione. Jest ich tam aż ponad 70 osobników. Obiekt został utworzony w latach 70-tych XX w. Najpierw pooglądaliśmy słonie na wybiegach, potem widzieliśmy przemarsz stada słoni nad rzekę, gdzie sami też się następnie udaliśmy i byliśmy świadkami codziennej kąpieli słoni w rzece Ma Oya. Przy okazji mogliśmy podziwiać ładne nadrzeczne krajobrazy. Odwiedziliśmy też sklep, w którym dostępne były różne wyroby z odchodów słoni. O 11:15 ruszyliśmy w dalszą drogę. W jej trakcie zatrzymaliśmy się przy jakiejś restauracji, gdzie chętni mogli spożyć lunch. Następnie udaliśmy się już do Dambulli, gdzie dotarliśmy ok. 13:30. Na miejscu, długimi schodami, wspięliśmy się na wzgórze, na którym znajduje się Złota Świątynia - kompleks pięciu jaskiniowych świątyń (miejsce to wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO). Jest to jedno z najważniejszych miejsc kultu buddyjskiego na Sri Lance. Świątynie mieszczą się w jaskiniach i są pięknie ozdobione. Znajdują się w nich ciekawe malowidła, aż 150 rzeźb Buddy, a także posągi bodhisattwów, królów lankijskich i bogów hinduistycznych. Najstarsza ze świątyń powstała już w I w. p.n.e. Najpierw wspólnie je zwiedziliśmy, a potem mieliśmy czas wolny na indywidualną eksplorację okolicy. Dodam, że ze wzgórza mogliśmy podziwiać ładne widoki na okolice. U stóp wzgórza ze Złotą Świątynią widzieliśmy także bardziej współczesny kompleks buddyjski (z XX wieku). W jego skład wchodzi m.in. olbrzymi posąg Buddy w mudrze dharmaczakra, muzeum buddyjskie (jego wejście jest stylizowane na paszczę ogromnego smoka, obejrzeliśmy je tylko z zewnątrz) oraz złota stupa. O 15:40 ruszyliśmy autokarem w dalszą drogę. Na krótko zatrzymaliśmy się przy sklepie spożywczym, gdzie była możliwość zrobienia zakupów. O 17:20 dojechaliśmy do hotelu „Alakamanda” w Anuradhapurze (pierwszej stolicy Sri Lanki z V w. p.n.e.). Tam skorzystałem z możliwości kąpieli w basenie. O 19:00 mieliśmy w hotelu kolację, a potem był już czas n odpoczynek. Dzień 4 27.04.2016 (środa) Po śniadaniu w hotelu o 8:16 wyruszyliśmy autokarem na dalsze zwiedzanie. Przed 9-tą dotarliśmy do Mihintale - kolebki buddyzmu na Sri Lance. Wg podań, w III w. p.n.e. lankijski król Devanampija Tissa podczas polowania napotkał w tym miejscu mnicha. Był to Mahinda, wysłannik władcy indyjskiego Asoki. Jego zadaniem było nawrócenie władcy Sri Lanki na buddyzm. Misja mnicha zakończyła się powodzeniem. Zespół klasztorny w Mihintale położony jest na wzgórzu wysokości ok. 300 m (u jego stóp widzieliśmy pozostałości starożytnego szpitala, łaźni i klasztoru), na które musieliśmy się wspiąć po 1840 niskich i szerokich granitowych schodach. Dotarliśmy nimi do tarasu z Dagobą Mangowca (Dagoba Ambasthala). Budowla ta (powstała w I w. n.e.) wznosi się w miejscu, gdzie najprawdopodobniej mnich Mahinda rozmawiał z lankijskim królem. Stupę otaczają kamienne kolumny. Po dotarciu do tarasu mieliśmy czas wolny na indywidualne zwiedzanie wybranych obiektów. Ja najpierw wspiąłem się na skałę Aradhana Gala, z której roztaczają się zapierające dech w piersiach widoki, m.in. na porastające okolice lasy palmowe. Potem wspiąłem się na taras z ogromnym śnieżnobiałym posągiem Buddy, a na koniec, wdrapując się po kolejnych schodach, dotarłem do Dagoby Mahaseja. Jest w niej ponoć przechowywana relikwia w postaci włosa mnicha Mahindy. Powstała ona w I w n.e. i ma 41 m średnicy. Sprzed stupy roztaczają się malownicze widoki na Anuradhapurę. Po zejściu ze wzgórza świątynnego w Mihintale pojechaliśmy autokarem właśnie do Anuradhapury (dotarliśmy tam o 10:50), gdzie najpierw podjechaliśmy do klasztoru Isurumunija. Powstał on w III w. p.n.e. (ufundowany przez króla Tissę) i jest uważany za pierwszy buddyjski klasztor na wyspie. Kompleks składa się z basenu do ablucji (dziś pływają w nim ryby), niewielkiej świątynki, w której znajduje się jeden ze starszych posągów Buddy w mudrze samadhi, większej, niedawno wybudowanej świątyni z malowidłami ilustrującymi historię klasztoru i nauczanie mnicha Mahindy po przybyciu na wyspę oraz kilkumetrową statuą leżącego Buddy. W pobliskiej niedużej jaskini żyją setki nietoperzy. Naprzeciwko jaskini stoi budynek małego muzeum, w którym znajduje się m.in. tron królewski, rzeźba przedstawiająca rodzinę królewską i słynna rzeźba kochanków. Po wspólnym zwiedzeniu wyżej opisanych części kompleksu mieliśmy tam jeszcze trochę czasu wolnego (do 11:40). Podczas niego m.in. przeszedłem prze skalne wąskie przejście i następnie schodami wszedłem na platformę, z której rozciągały się piękne widoki na porośnięte palmami kokosowymi okolice. Na platformie była też niewielka biała dagoba. Następnie przejechaliśmy autokarem w pobliże kompleksu świątynnego Sri Maha Bodhi, mającego dla buddystów duże znaczenie religijne, gdyż jego sercem jest święte drzewo (figowiec pagodowy), które zostało wyhodowane ze szczepu tego figowca, pod którym Budda doznał oświecenia. Drzewko (wyglądające niezbyt okazale) zostało zasadzone w III w. p.n.e. i jest najstarszym historycznie udokumentowanym drzewem na świecie. Obok drzewa znajduje się świątynia z posągami Buddy. Po jej zwiedzeniu udaliśmy się następnie pieszo do znajdującej się w pobliżu Wielkiej Stupy - Ruwanveliseya z charakterystycznym murem złożonym z figur słoni naturalnej wielkości. Budowę tej wielkiej białej dagoby rozpoczął król Dutthagamani w II w. p.n.e. Ma ona 103 m wysokości i 290 m w obwodzie. Wieńczy ją wspaniały okaz kwarcu. Dalej autokarem podjechaliśmy jeszcze na krótko do kolejnych obiektów (przy każdym z nich wysiadaliśmy z autokaru, aby zrobić zdjęcia): dagoby Thuparama, dagoby Abhayagiri, zbiorników wodnych i dagoby Jethawanaramaya. Dagoba Thuparama jest ponoć pierwszą dagobą wybudowaną na Sri Lance. Wzniesiono ją w III w. p.n.e. na polecenie mnicha Mahindy celem ochrony cennej relikwii: prawego obojczyka Buddy. Obecnie istnieją dagoba jest rekonstrukcją pierwotnej konstrukcji. Otaczają ją kamienne kolumny. Dagoba Abhayagiri została wzniesiona w I w. p.n.e. przez króla Walagambahu z okazji odzyskania przez niego władzy. Obecnie, pozbawiona iglicy dagoba, ma ok. 70 m wysokości i jest jedną z większych budowli miasta. Zbiorniki wodne (o ciekawej architekturze) zwane basenami bliźniaczymi powstały w VI w. i służyły mnichom buddyjskim do ablucji. Dagoba Jethawanaramaya została wybudowana w III w. n.e. za rządów króla Mahasena promującego buddyzm mahajana. Obecnie ma ok. 70 m wysokości. Dawniej wraz z iglicą miała aż 122 m wysokości i była jedną z najwyższych budowli antycznego świata. Jej budowa wymagała fundamentów głębokich na ponad 7 m. Na koniec dodam, że cały kompleks zabytków Anuradhapury został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Po zwiedzaniu podjechaliśmy do restauracji, w której chętni mogli spożyć lunch. Po 14-stej wróciliśmy do hotelu. Po odpoczynku część uczestników wycieczki (w tym ja) wyruszyła (o 15:15) autokarem do miejscowości Habarana, gdzie skorzystaliśmy z fakultatywnego masażu ajurwedyjskiego. Był to ok. godzinny masaż całego ciała, potem było jeszcze kilkanaście minut w saunie i na koniec herbata. Do hotelu wróciliśmy po 19-stej i od razu zjedliśmy tam kolację. Dzień 5 28.04.2016 (czwartek) Po śniadaniu w hotelu o 7:30 wyruszyliśmy autokarem na dalsze zwiedzanie. Ok. 9-tej zatrzymaliśmy się na parkingu w pobliżu skalnej fortecy Sigiriya - siedziby królewskiej z V w. n.e. zbudowanej na szczycie 200-metrowej skały (ten zabytek również został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO). Fortecę-pałac wzniósł król Kassjapa. Do dzisiaj zachowały się fundamenty dolnego i górnego pałacu, do którego dostępu bronią wąskie schody, wiodące pomiędzy rzeźbionymi lwimi łapami, a także ogrody pałacowe i słynne freski przedstawiające niebiańskie dziewice, znajdujące się na ścianach skalnej jaskini. Po wspólnym minięciu ogrodów tarasowych (ze zbiornikiem wodnym zasilającym niegdyś sztuczne strumienie, cztery fontanny, baseny oraz spa) i ruin innych budowli, dotarliśmy do Skały Słonia i po przejściu Bramą Słonia (to niewielki przesmyk wśród wielkich bloków granitu) rozpoczęliśmy żmudną wspinaczkę po schodach. Minęliśmy ogrody kaskadowe, dotarliśmy do malowideł niebiańskich dziewic (znajdują się one w niewielkiej jaskini, przedstawiają barwne wizerunki kobiet, prawdopodobnie nałożnic króla Kassjapy) i korytarza ze ścianą lustrzaną. Król Kassjapa kazał wyposażyć korytarz w lustro, najprawdopodobniej wykonane z mik i srebra w połączeniu z białkiem jaj kurzych. Dzięki temu mógł oglądać malowidła także w lustrzanym odbiciu. Następnie dotarliśmy do Platformy Lwa. To miejsce stanowiło bramę do wewnętrznej części pałacu. Z monumentalnej rzeźby zwierzęcia pozostały do dziś jedynie jego łapy, ale kiedyś do królewskich komnat wchodziło się dosłownie przez paszczę lwa. Na Platformie Lwa dostaliśmy godzinę czasu wolnego na dalsze indywidualne zwiedzanie. W jego trakcie przeszedłem pomiędzy lwimi łapami i schodami wspiąłem się na szczyt skały. Tam obejrzałem rozległe ruiny pałacu królewskiego, podziwiałem stamtąd również piękne widoki na okolice. Droga w dół wiodła do Skały Słonia tą samą drogą, potem już inną. Podczas niej minęliśmy m.in. pozostałości „biura” króla Kassjapy chłodzonego za pomocą wody ściekającej z sąsiedniej skały – zwanej obecnie Cysterną, jaskini z „pokojem socjalnym” króla Kassjapy (znajduje się w nim tron, władca zażywał w tym pomieszczeniu odpoczynku) i Jaskinię Kobry z charakterystyczną skałą w kształcie kobry. W końcu dotarliśmy do autokaru i o 11:10 ruszyliśmy w dalszą drogę. Po kilku minutach dojechaliśmy do sklepu z wyrobami z drewna. Tam poczęstowano nas arbuzem i wygłoszono krótką pogadankę nt. różnych gatunków drzew i wytwarzania z nich różnych wyrobów. Chętni mogli też oczywiście dokonać zakupów. Następnie wyruszyliśmy w dalszą drogę i ok. 12:30 dotarliśmy do miejscowości Habarana. Tam część uczestników wybrała się na wycieczkę fakultatywną w postaci przejażdżki na słoniu (ja już kilkakrotnie takową odbyłem w innych krajach, więc tym razem zrezygnowałem), część pojechała do restauracji na lunch, a część (w tym ja) wysiadła w centrum miejscowości. Tam wybrałem się na spacer po okolicy i drobne zakupy. Gdy już wszyscy razem ponownie się zebraliśmy pojechaliśmy autokarem do Polonnaruwy (dotarliśmy tam po 14-stej) - średniowiecznej stolicy kraju (jej zabytki również zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO). Tam najpierw zwiedzaliśmy wspólnie teren Cytadeli. Obejrzeliśmy m.in. ruiny Pałacu Królewskiego (króla Parakramabahu I) i siedziby rady ministrów. Pałac miał w czasach świetności najprawdopodobniej ok. 1000 komnat, łazienki i ubikacje, doprowadzono do niego wodę. Gzymsy i ściany pałacu były zdobione sztukateriami. Na platformie (znajdował się na niej niegdyś tron królewski, obecnie widać jedynie pozostałości po nim w postaci zagłębień w kamiennej podłodze) siedziby rady ministrów widzieliśmy 18 kolumn odpowiadających 18 ministrom, którzy w czasach królestwa Polonnaruwy zarządzali 18 prowincjami na wyspie. Na platformę prowadzą schody z bogato zdobionymi balustradami, wśród różnych motywów dekoracyjnych są trąby słoni, kobry oraz lwy. Po spacerze po terenie Cytadeli (widzieliśmy na nim też szereg innych ruin pomniejszych budowli) podjechaliśmy autokarem do tzw. Świętego Czworokąta (Dalada Maluwa). Jest to kompleks 12 zabytkowych budowli i świątyń, których historia sięga XI w. Najpierw pozwiedzaliśmy go wspólnie, a potem jeszcze indywidualnie w ramach czasu wolnego. Wspomnę teraz o kilku obiektach, które tam widzieliśmy. Pierwszy to stupa Sathamal Prasada o nietypowym kształcie. Jest to siedmiostopniowa budowla w kształcie piramidy o podstawie kwadratu. Wykonano ją z cegieł, ma ponad 9 metrów wysokości. Powstała między XI a XIII w. Następny obiekt to świątynia Vatadage. Powstała prawdopodobnie w XII w. Budowla składa się z 2 kamiennych platform bogato dekorowanych kamiennymi rzeźbami. Do dolnej platformy prowadzi tylko jedno wejście od północy, podczas gdy do górnej cztery. Górna platforma otoczona jest przez mur z cegieł i kamienne kolumny, które kiedyś prawdopodobnie podtrzymywały dach. W centrum górnej platformy znajduje się niewielka stupa, którą otaczają cztery posągi Buddy. Kolejny obiekt to świątynia Atadage wybudowana przez króla Vijayabahu I (panującego w latach 1070-1110) dla umieszczenia w niej relikwii zęba Buddy. Budowlę podtrzymywały 54 kamienne kolumny (do dziś zachowała się tylko część z nich). Do wejścia do świątyni wiodły granitowe schody, z których część zachowała się do dziś. Wewnątrz były trzy posągi Buddy, obecnie jest już tylko jeden. Następny obiekt to świątynia Hatadage. Zbudowana została w XII w. przez króla Nissanka Malla dla przechowywania relikwii zęba Buddy przeniesionej tam ze świątyni Atadage. Świątynię otacza, wykonany z cegieł, kamienny mur o 37 m długości i 27 m szerokości. Wejście od strony południowej, podobnie jak i wnętrze, jest dekorowane kamiennymi rzeźbami. We wnętrzu można zobaczyć 3 kamienne kolumny (pierwotnie było ich 16) i 3 posągi Buddy (wyrzeźbione z granitu). Kolejny obiekt to Nissankamalla Mandapa. To zbudowany w XII w. dla króla Nissanka Malla pawilon, w którym władca wysłuchiwał czytanych mu tekstów religijnych. Budowla ta to kamienna platforma z 8 granitowymi kolumnami bogato zdobionymi rzeźbionymi liśćmi lotosu i kamienną stupą w centrum. Całość jest otoczona niskim murem. Następny obiekt to Thuparama. Jest to świątynia buddyjska z XII w. Jako jedna z nielicznych budowli ma dach wykonany całkowicie z cegieł. Jej mury dochodzą do 2 m grubości. Niegdyś był w niej przechowywany duży posąg siedzącego Buddy, który jednak nie zachował się do dziś. Obecnie wewnątrz są tylko mniejsze posągi Buddy wykonane z piaskowca, marmuru i miki. Jeszcze jednym obiektem, który widziałem w obrębie Świętego Czworokąta były pozostałości świątyni Bodhisattwy. Ponadto w czasie wolnym, już poza obrębem Świętego Czworokąta udało mi się dotrzeć do pobliskiej świątyni penisa Sziwy. To niewielka kamienna świątynia, w której centrum leży głaz symbolizujący Penis Sziwy. Po czasie wolnym podjechaliśmy jeszcze autokarem do skalnej świątyni Gal Vihara. W monumentalnej granitowej skale wyrzeźbiono tam w XII w. cztery posągi Buddy (uznawane za najpiękniejsze na Sri Lance). Jeden przedstawia Buddę umierającego, drugi współczującego i dwa medytującego. Trzy z tych posągów są bardzo duże, najmniejszy ma blisko 5 m wysokości, a największy w pozycji leżącej ponad 14 m. Czwarty posąg jest znacznie mniejszy i ma tylko ok. 1,4 m wysokości. Po zwiedzaniu wróciliśmy do autokaru i o 16:00 ruszyliśmy w drogę powrotną do hotelu. Podczas niej mieliśmy w autokarze małą degustację miejscowego alkoholu – araku. Do hotelu dotarliśmy prze 18-tą. Przed kolacją skorzystałem jeszcze z możliwości kąpieli w basenie. O 19:00 zjedliśmy kolację w hotelu. Dzień 6 29.04.2016 (piątek) Po śniadaniu w hotelu i wykwaterowaniu o 7:30 wyruszyliśmy autokarem w dalszą drogę. Ok. 8:30 dotarliśmy do wytwórni batiku w Sigiriya. Tam wysłuchaliśmy pogadanki na temat procesu wytwarzania batiku, a potem chętni mogli dokonać zakupów. W dalszej drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy przedszkolu z gromadką bawiących się dzieci i straganach z owocami (w wyniku tego ostatniego byliśmy potem częstowani w autokarze mango). Ok. 10:20 zatrzymaliśmy się w ogrodzie przypraw w ok. Matale, gdzie zapoznano nas z tajnikami uprawy przypraw i innych roślin oraz ich zdrowotnymi zastosowaniami. Poczęstowano nas też napojem kakaowym z likierem bananowym. Chętni mogli tam też spożyć lunch oraz dokonać zakupów. O 12:30 ruszyliśmy dalej. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na krótko w Matale, żeby zrobić zdjęcia miejscowej świątyni hinduistycznej. W autokarze zostaliśmy z kolei poczęstowani wadi (są to pierożki z soczewicą). Po 14-stej dojechaliśmy do Kandy - ostatniej stolicy królestwa syngaleskiego (wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO). W Kandy najbardziej można odczuć wpływy buddyjskie na wyspie. Miasto położone jest malowniczo na wzgórzach (na wysokości ok. 500 m n.p.m.) wokół jeziora Kandy, nad brzegiem którego znajduje się jedno z najbardziej znanych miejsc na Sri Lance - Świątynia Zęba, najważniejsza świątynia buddyjska na wyspie z relikwią Zęba Buddy. I właśnie w pobliżu tej świątyni się zatrzymaliśmy i następnie wspólnie ją zwiedziliśmy. Niewielka świątynia, w której znajduje się cenna relikwia powstała pod koniec XVI w. Cały kompleks świątynny (otoczony, pięknymi, śnieżnobiałymi murami) jest dość rozległy, w jego skład wchodzą m.in. świątynie buddyjskie, hinduistyczne i meczet. Centralna część kompleksu to kamienna świątynia, w której na piętrze za bogato dekorowanymi mosiężnymi drzwiami przechowywany jest ząb Buddy. Umieszczono go w siedmiu szkatułach w kształcie stupy wkładanych jedna do drugiej. Złoty dach nad świątynią powstał w 1984 r. Z innych budowli, które widzieliśmy na terenie kompleksu wymienię jeszcze pałac królewski z salą audiencyjną (to drewniany pawilon ozdobiony rzeźbionymi kolumnami z drzewa tekowego) i muzeum słonia Radży, który do 1988 r. kroczył w corocznej procesji. Po wspólnym zwiedzaniu kompleksu mieliśmy czas wolny do 16:40. Pospacerowałem trochę po okolicy, dotarłem m.in. do anglikańskiego kościoła św. Pawła (zbudowanego w latach 1843-48 w stylu neogotyckim), nad jezioro i do dużego centrum handlowego. Po czasie wolnym wspólnie przeszliśmy pieszo do miejscowego centrum kulturalnego, w którym obejrzeliśmy godzinny pokaz tańców lankijskich połączony z tzw. próbą ognia, czyli chodzeniem po rozżarzonych węglach. Następnie pojechaliśmy już do hotelu „Oak-Ray Regency” (dotarliśmy do niego ok. 18:40), który był naszym kolejnym miejscem zakwaterowania. Tam o 19:30 zjedliśmy kolację. Dzień 7 30.04.2016 (sobota) Po śniadaniu w hotelu ok. 8-smej pieszo przeszliśmy do sąsiadującego z hotelem dużego sklepu z biżuterią. Tam najpierw obejrzeliśmy film o kamieniach szlachetnych na Sri Lance. Potem mieliśmy jeszcze pogadankę na temat kamieni i wyrobu biżuterii, a na koniec oczywiście była możliwość dokonania zakupów. Następnie wróciliśmy do hotelu i o 9:20 autokarem ruszyliśmy w dalszą drogę. Po kilku minutach dojechaliśmy do Królewskich Ogrodów Botanicznych, jednych z najlepiej utrzymanych w Azji, z ponad 5 tys. gatunków flory. Ogrody zostały założone w XIV w. przez władców syngaleskich, a obecną postać zyskały dzięki Brytyjczykom w 1821 r. Ogrody zajmują obszar 60 ha. Najpierw zwiedzaliśmy je wspólnie, a potem mieliśmy jeszcze czas wolny do 11:10. Zobaczyliśmy m.in. ogród japoński oraz Dom Orchidei. Widzieliśmy tam też wielkie nietoperze. Następnie podjechaliśmy do centrum handlowego z restauracją. Chętni mogli spożyć tam lunch oraz dokonać zakupów odzieżowych. O 12:10 ruszyliśmy dalej. Podczas drogi mijaliśmy malownicze plantacje herbaty ze zbierającymi liście, barwnie ubranymi kobietami. Trzykrotnie zatrzymywaliśmy się na krótko na zrobienie zdjęć. Ok. 14:20 dotarliśmy do fabryki herbaty „Blue Field Tea” założonej w 1921 r. Tam najpierw mieliśmy degustację i możliwość zakupów, a potem, oprowadzani przez miejscową przewodniczkę, zwiedziliśmy samą fabrykę, gdzie zobaczyliśmy jak wyglądają kolejne fazy obróbki liści herbaty. Po 15:20 ruszyliśmy dalej. O 16:20 zatrzymaliśmy się w centrum Nuwara Eliya, miasta zwanego „Małą Anglią” ze względu na widoczne pozostałości po brytyjskich osadnikach. Leży ono na wysokości 1983 m n.p.m. Tam dostaliśmy czas wolny do 16:45. Podczas niego obejrzałem m.in. zabytkowy budynek poczty (wybudowany w stylu Tudorów) i miejscowe targowisko. Następnie ruszyliśmy już w drogę do Bandaraweli, gdzie o 18:25 zatrzymaliśmy się przed hotelem „Orient”, który był naszym kolejnym miejscem zakwaterowania. O 19:00 spożyliśmy w nim kolację. Dzień 8 01.05.2016 (niedziela) Po śniadaniu w hotelu o 6:45 wyruszyliśmy (tym razem nie autokarem a kilkuosobowymi vanami) na stację kolejową w Bandaraweli. Tam wsiedliśmy w pociąg, którym pokonując bardzo malowniczą trasę (z licznymi plantacjami herbaty) dotarliśmy (ok. 8:40) do stacji w Ohiya. Tam ponownie wsiedliśmy do czekających na nas vanów, którymi ruszyliśmy dalej. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na krótko w punkcie widokowym i przy toalecie. Po dotarciu do Parku Narodowego Równiny Hortona (jest to duży płaskowyż rozciągający się na wysokości ponad 2000 m n.p.m.) opuściliśmy autokar i udaliśmy się na kilkunastokilometrowy trekking po terenach Parku Narodowego. Jest to jeden z niewielu na świecie parków z lasem mglistym, łącznie park zajmuje obszar 3000 ha. Lasy mgliste zajmują jedynie 1% powierzchni kuli ziemskiej. Są gęste i spowite wieczną mgłą, jak gąbka zbierają wodę z chmur nad nimi się gromadzących. Rosną w nich m.in. paprocie, rododendrony, bambusy karłowate i orchidee. Część Parku Narodowego Równiny Hortona pokrywają sawanny, wiele jest też strumieni i rzeczek. Żyją tam też ponoć różne zwierzęta, ale widać były dobrze poukrywane, bo ich w zasadzie (poza ptakami) nie widzieliśmy, nie licząc jednego oswojonego sambara indyjskiego. Podczas naszej wędrówki dotarliśmy m.in. do dwóch najpopularniejszych punktów widokowych parku zwanych Małym i Wielkim Końcem Świata. Są to miejsca na krawędzi płaskowyżu, gdzie strome urwiska opadają prawie pionowo w dół ku sąsiedniej nizinie. W przypadku Małego Końca Świata przepaść ma 200 m, w przypadku Wielkiego 800 m. Niestety tylko w jednym z tych punktów mieliśmy dobrą widoczność, gdy dotarliśmy do drugiego widoki z urwiska były zakryte przez mgłę. W trakcie wędrówki widzieliśmy również wodospady Bakera o wysokości ponad 20 m. Trekking zakończyliśmy ok. 13-stej. Drogę powrotną pokonaliśmy już w całości vanem. Do hotelu dotarliśmy ok. 14:30 i przez resztę dnia mieliśmy czas wolny. Ja wykorzystałem go m.in. na spacer po mieście, a także udział we mszy św. (w języku angielskim) w miejscowym kościele katolickim pw. św. Antoniego (kościół zbudowano w XIX w.). O 19:00 zjedliśmy w hotelu kolację. Dzień 9 02.05.2016 (poniedziałek) Po śniadaniu i wykwaterowaniu z hotelu o 8:30 wyruszyliśmy autokarem w dalszą drogę. O 8:55 zatrzymaliśmy się przy punkcie widokowym (na wysokości 1041 m n.p.m.) w miejscowości Ella, z którego podziwialiśmy widok na Ella Gap - górską rozpadlinę oraz piękną panoramę okolicznych wzgórz. O 9:30 ruszyliśmy dalej i po kilkunastu minutach dojechaliśmy w pobliże wodospadu Rawany, gdzie zatrzymaliśmy się na kolejny krótki postój. Według podań, właśnie w tej okolicy Rawana, demon zamieszkujący wyspę, uwięził boginię Sitę, wybrankę Ramy. Wodospad ma 25 m wysokości. Po obejrzeniu wodospadu pojechaliśmy dalej. Podczas niej mieliśmy postój najpierw przy sklepie (była możliwość zakupów), a potem przy restauracji (w miejscowości Tissamaharama), gdzie chętni mogli spożyć lunch. Ok. 13-stej wsiedliśmy do kilkuosobowych jeepów, którymi udaliśmy się do Parku Narodowego Yala. Jest to drugi co do wielkości park narodowy Sri Lanki, dziś ma łącznie blisko 1000 km2 powierzchni. Status parku narodowego nadano tym terenom w 1938 r. (wcześniej od 1900 r. był tam rezerwat przyrody). Występuje tam m.in. aż 215 gatunków ptaków i 44 gatunki ssaków. Na miejscu odbyliśmy jeep safari, podczas którego podziwialiśmy zróżnicowane krajobrazy - sawanny, formacje skalne, laguny (zatrzymaliśmy się też nad oceanem przy pięknej plaży). Nie brakuje oczek wodnych przyciągających zwierzęta. I to właśnie liczne zwierzęta budziły tam nasz największy zachwyt. Widzieliśmy m.in. słonie, bawoły, jelenie aksis, guźce, małpy, mangusty, warany, krokodyle, pelikany, marabuty, pawie, kury cejlońskie. Była to wspaniała przygoda. Mniej przyjemnie było w drodze powrotnej, kiedy to w tył jeepa, którym jechałem uderzył ze sporą siłą tut-tuk. Ucierpiał przy tym tylko kierowca owego pojazdu, na szczęście mnie i innym uczestnikom wycieczki nic się nie stało. Musieliśmy się poprzesiadać do innych jeepów, którymi już bez problemów dotarliśmy do autokaru. Ok. 17-stej ruszyliśmy dalej autokarem. O 17:50 dotarliśmy do, położonego nad oceanem, hotelu „Peacock Beach” w Hambantota., w którym następnie się zakwaterowaliśmy. Przed kolacją skorzystałem jeszcze z możliwości kąpieli w hotelowym basenie. O 19:30 spożyliśmy w hotelu kolację. Dzień 10 03.05.2016 (wtorek) Po śniadaniu i wykwaterowaniu z hotelu o 7:30 wyruszyliśmy autokarem w dalszą drogę. Podczas niej mieliśmy dwa postoje w miejscowości Weligama: jeden postój „toaletowy” nad oceanem (mogliśmy tam przy okazji oglądać widoki na niewielką wyspę i plażę z kolorowymi łodziami rybackimi), a potem drugi przy rybakach łowiących ryby w oceanie z charakterystycznych żerdzi wbitych w dno. Przy czym to łowienie było trochę udawane, a faktycznie było to pozowanie do zdjęć dla turystów, za co później domagano się zapłaty. Ponadto w dalszej drodze mieliśmy jeszcze postój „zakupowy” przy supermarkecie. Ok. 11-stej dotarliśmy do Galle. Tam najpierw podjechaliśmy do zabytkowego Holenderskiego Kościoła Reformowanego (zbudowano go w 1755 r.), który następnie wspólnie zwiedziliśmy. Potem autokarem dotarliśmy do hotelu z restauracją i dostaliśmy czas wolny (do 12:45) na indywidualne zwiedzanie Galle. W jego ramach odbyłem spacer, m.in. wzdłuż, rozciągających się wzdłuż brzegów oceanu, murów (wzmocnionych 12 bastionami) XVII-wiecznego Fortu Holenderskiego, wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Widziałem również stojącą przy nim latarnię morską, którą Brytyjczycy wybudowali w latach 30-tych XX w. Pochodziłem też po urokliwych uliczkach starej części miasta. Po zwiedzeniu Galle ruszyliśmy autokarem w drogę do hoteli, w których mieliśmy spędzić część pobytową. Ok. 14-stej dotarliśmy do hotelu „Cinnamon Bay” (5*), gdzie wysiadła pierwsza część uczestników wycieczki, wkrótce postem dotarliśmy do hotelu „The Palms” (4*), gdzie wysiadła kolejna część uczestników wycieczki. Pozostała (najliczniejsza) część grupy (w tym ja) wraz z pilotką pojechała dalej. O 17:20 dotarliśmy ostatecznie do hotelu „Club Palm Bay” (3*) położonego nad oceanem i laguną (jej brzegi porośnięte są drzewami mangrowymi) w miejscowości Marawila. Tam się zakwaterowaliśmy na czas części pobytowej. Przed kolacją skorzystałem jeszcze z możliwości kąpieli w hotelowym basenie, a o 19:30 spożyłem w hotelu kolację. Dzień 11–12 04-05.05.2016 (środa-czwartek) Te dni miały już dla mnie charakter wypoczynkowy. W hotelu był duży basen, przy którym, leżąc beztrosko na leżaku, spędziłem sporo czasu. Oczywiście kąpałem się też w basenie. Raz plażowałem na leżaku na hotelowej plaży, niestety kąpiel w oceanie była zbyt niebezpieczna z uwagi na duże fale, zatem ograniczyłem się tam tylko do zamoczenia nóg. Odbyłem też różne spacery po rozległym terenie hotelu (położonego także nad laguną) oraz po okolicy, m.in. wzdłuż brzegów oceanu. Raz wybrałem się na obserwację pięknego zachodu słońca nad oceanem. W hotelu mieliśmy wyżywienie w formule all inclusive (z trzema posiłkami dziennie). W cenie były też drinki w barze (zarówno bezalkoholowe, jak i alkoholowe). Dzień 13 07.05.2016 (piątek) Po śniadaniu jeszcze raz porelaksowałem się przy hotelowym basenie, a potem odbyłem jeszcze pożegnalny spacer po terenie hotelu i okolicy. Po obiedzie przygotowywałem się już do podróży. Dodam w tym miejscu, że choć teoretycznie doba hotelowa kończyła się o 12:00, to mogliśmy bez dodatkowej opłaty korzystać z pokoi i all inclusive do czasu wyjazdu. Z hotelu wyjechaliśmy autokarem o 16-stej. O 17:30 dotarliśmy na lotnisko w Colombo. Tam przeszliśmy kilka kontroli i nadaliśmy bagaże. Odlot naszego samolotu zaplanowano na 20:35. Faktycznie nasz samolot oderwał się od ziemi 5 minut później. Ponownie lecieliśmy samolotem Boeing 777-300 należącym do linii Emirates. W pierwszej części lotu podano zimne przekąski. O 21:45 czasu lankijskiego mieliśmy międzylądowanie na lotnisku w Male na Malediwach. Staliśmy na nim 1,5 godziny. W międzyczasie wysiadła część pasażerów, a wsiedli nowi. W dalszej części lotu zaserwowano jeden duży posiłek. W trakcie lotu serwowano też napoje. Dzień 14 07.05.2016 (sobota) O 3:12 czasu lankijskiego czyli o 1:42 czasu miejscowego wylądowaliśmy na lotnisku w Dubaju. Tam czekało nas ponad 6-godzinne oczekiwanie na kolejny lot, który zaplanowano na 8:05. Ponownie mieliśmy do zrealizowania vouchery na posiłek na lotnisku w Dubaju. Po jego zrealizowaniu znalazłem miejsce, w którym się trochę zdrzemnąłem. Nasz samolot ostatecznie oderwał się od ziemi dopiero o 8:30. Ponownie lecieliśmy samolotem Boeing 777-300 należącym do linii Emirates. Podczas lotu podano 2 posiłki, w trakcie lotu serwowano również napoje. O 13:45 czasu obowiązującego w Dubaju czyli o 11:45 czasu polskiego wylądowaliśmy na lotnisku w Warszawie i tak się zakończyła moja kolejna egzotyczna podróż.

5.0/6

Krzysztof 10.08.2017
Termin pobytu: wrzesień 2017

Jeśli lato to nie high season to jak jest zimą?

Bardzo fajna wycieczka. Sądzę, że proporcje: objazd + wypoczynek (11+3, no może tak nie w pełni, bo jeszcze zas dojazdu) są znacznie lepsze niż klasyczne 7+7. Szczegółowe oceny poszczególnych kategorii będą dalej, więc w tym miejscu ograniczę się do uwag o charakterze ogólnym. Nie bójcie się pory, która w wielu przewodnikach jest uważana za mniej optymalną (groźba opadów). Tak naprawdę, to jak padało to akurat byliśmy w hotelu (wieczór, wczesny ranek). Raz złapała nas pod wieczór mżawka podczas zwiedzania i ... większość się cieszyła, że może się trochę ochłodzić. Kraj zdominowany przez buddystów, więc miło, zoześmianie i bezpiecznie. I co z tego, że cera jakby ciemniejsza niż w Polsce? Czy to stanowi o wartości człowieka? Objazd nie za bardzo intensywny, co dla niektórych może byc zaletą, dla innych zaś wadą. Dla 50+ chyba optymalne. Zwłaszcza, że daje to szansę na 2-3 godziny wykorzystania potencjału hotelu. Co do hoteli, to raczej na "wygwizgowie". Poza Kandy. Właściwie, to można zapomieć o wyjściu wieczorem gdzieś "w miasto". Chyba, że tuk-tukiem. Minusów trudno się dopatrzeć. Może zatrucie pokarmowe, jakiemu uległo ok. 50% uczestników (na szczęście względnie łagodne i ostatniego dnia objazdu), może wysoka wilgotność (koszulka zakładana rano zawsze sprawiała wrażenie jakby pół godziny temu była wyjęta z pralki i ledwo była tknięta słońcen na suszarce). Usłyszałem od jednego uczestnika, że różnorodność architektoniczna była skromna. Może i tak. A może wynikało to ze słabego przygotowania do wycieczki i wygórowanych wymagań?
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem