Opinie o Sri Lanka - Łza z policzka Indii

5.1/6
(304 opinie)
Intensywność programu
4.6
Pilot
5.2
Program wycieczki
5.2
Transport
5.0
Wyżywienie
4.9
Zakwaterowanie
4.7

Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    11

    Polecam Sri Lankę

    Anna, 20.11.2019

    Program wycieczki wyczerpujący, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wszystko było bardzo dobrze zorganizowane, pilotka Julia najlepsza ! Obsługa w osobie kierowcy i jego pomocnika - SUPER !!! Sri Lanka to wyspa, którą dzięki Rainbow zwiedziłam prawie całą. Co za tym idzie odhaczam ją ze swojej mapy świata, jako zaliczoną. Wszystko co najważniejsze do zobaczenia było uwzględnione w programie. A i pogoda sprzyjała, mimo że zapowiadali opady to jednak ich nie było. Polecam wszystkim i wyspę i biuro podróży.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    164

    Sri Lanka Simple The Best

    Rafał TravelfanPL 02.04.2017 | Termin pobytu: październik 2017

    Jedna z fajniejszych egzotyk, na której byłem z Rainbow. Już od dawna polowałem na Sri Lankę, jednak po dopłacie do pobytu cena jak do tej pory była dla mnie zaporowa. W sezonie 2017 Rainbow skrócił jednak pobyt do jedynie 2 dni. Pozornie tańsza wycieczka, choć krótsza stała się zatem dopiero teraz dostępna dla mojego portfela przeciętnego Kowalskiego. Mierząc stosunek „wypasu” do zapłaconej ceny, wycieczka jak najbardziej warta jest rozważenia. W cenie imprezy miałem super komfortowy, w pełni mulimedialny autokar (zdecydowanie najlepszy spośród wszystkich 46 wycieczek, na których byłem – to była 23 z RT), bardzo przyjemne hotele na trasie (w większości przekraczające moje oczekiwania), znakomite, w sporym wyborze szwedzkiego stołu jedzenie, dostosowane do oczekiwań europejskiego podniebienia. Obsługa lankijskiego kontrahenta była miła i chętna do pomocy. Przy takim wypasie, trudy przelotu spowodowane niedostosowanym do długich dystansów samolotem stają się raptem małą zadrą na programie wycieczki. W dniu 4, gdzie po południu przewidziano fakultatywnie masaż ayurwedyjski oraz w dniu 7, gdzie popołudnie było do własnej dyspozycji, przyjazdy do hoteli odbywały się w okolicach 13-14. Można było zatem poczuć odrobinę „pobytu” na objeździe, aby spokojnie powłóczyć się po sklepach, bez pośpiechu przyjrzeć się życiu lokalsów, indywidualnie poznawać różne atrakcje, czy choćby leniwie poopalać się przy hotelowym basenie. Był więc czas na odpoczynek i „rekreację” po trudach podróży. Generalnie poza dniem 8-ym, gdzie z racji bardzo niekorzystnych warunków atmosferycznych, marszruta po Równinie Hortona była dość męcząca (do tego stopnia, że w tym dniu nie było chętnych na wieczorną integrację i wszyscy padnięci odpłynęli w otchłań Morfeusza), pozostałe dni można uznać za bardzo przyjemne. Nawet wejście na skałę Sigiriya, choć męczące z racji upału połączonego z dużą wilgotnością powietrza, było do wytrzymania. Zmęczenie spowodowane dość intensywnym wysiłkiem fizycznym nadrabiała za to bajkowa panorama okolicy. Wszyscy zgodnie oświadczyli, że Sigiriya to „number one” całej wycieczki. Do pełni szczęścia podczas wycieczki brakowało jedynie widokowej przejażdżki słynną lankijską koleją. Cóż, widać nie można mieć wszystkiego. Najszybciej zniechęcały do eksploracji miejsca kultu, które z racji zwiedzania ich na boso …i to często po rozgrzanych od słońca, parzących posadzkach sprawiały spory dyskomfort. Warto jednak poświecić się, bowiem niektóre z nich bywają bardzo ciekawe architektonicznie oraz pod względem kulturowym (np. skalne świątynie w Dambula, przepięknie położony kompleks w Mihintale, oraz dla mnie wielkie WoW jakim okazała się Wielka Stupa w Anuradhapura (!!!). Podczas „Łzy z policzka Indii” jest sporo obcowania z piękną przyrodą, wypełnioną soczystymi odcieniami zieleni. Tyle bujnej zieleni, jak na Sri Lance jak dotąd nie zaoferowała mi żadna wcześniejsza egzotyczna wycieczka. Na wyspie czujemy się zatem, jakby maj trwał tu przez cały rok. Z racji wilgoci, wszystko tu rośnie permanentnie. Wyjątkowo pięknie prezentują się mijane pola ryżowe oraz ogrody porośnięte różnymi egzotycznymi roślinami. Osobiście najbardziej w pamięci utkwiły mi wypełnione soczystą zielenią plantacje herbaty. Nic jednak nie przebije Królewskich Ogrodów Botanicznych w Kandy. Uznawane za jedne z najlepiej utrzymanych w całej Azji są doskonale zagospodarowane. Pięknie przystrzyżona trawka sąsiaduje z niespotykanymi gatunkami drzew. Podczas spaceru ujrzeć możemy m.in. sztuczne jezioro w kształcie konturów Sri Lanki, olbrzymie bambusy, największe na świecie gatunki palm, z istnym hegemonem w swojej klasie olbrzymią palmą indyjską. Osobiście duże wrażenie zrobiło na mnie olbrzymie drzewo słoniowe, które swoją wielkością dorównuje sekwojom. W ogrodzie ujrzeć możemy też olbrzymi beniaminek, zadziwiający swoją wielkością w porównaniu do swoich skarłowaciałych doniczkowych kuzynów. Także fani orchidei znajdą tu swój zakątek. Niechlubną pamiątka przyjaźni polsko-lankijskiej jest zasadzone tu 16 Października 1960 roku przez Józefa Cyrankiewicza niezbyt okazałe drzewo asoka (transkrypcja z ogrodowej tabliczki). Zniechęcać mogą za to zwiedzane w programie parki narodowe. Zbyt późne wyjście na Równinę Hortona równa się zwykle pogodowej porażce. Zwykle bowiem koło południa pojawiają się tu gęste, deszczowe chmury. Brnięcie w strugach deszczu i gotowanie się przy tym w polarze i deszczówce w równie wilgotnym klimacie otoczenia nie jest zbyt przyjemnym uczuciem. Kto liczy, że w Parku Narodowym Yala spotka się z przyrodą na wyciągnięci ręki, niczym w parkach Afryki będzie rozczarowany. Osobiście odniosłem wrażenie, że jedzie się tam jedynie dla samej przejażdżki. Poza małymi wyjątkami, drugi co do wielkości park Sri Lanki oferuje podziwianie wyrastających tuż przy drodze gęstych krzaczorów. Poza porastającym oba krańce drogi gęstym korytarzem drzew oraz krzewów raczej niewiele widać. Gdy jednak czasem jakiś fragment pozbawiony jest odgradzającej gęstwiny zieleni, ukazują się piękne jeziorka, bądź polanki, gdzie ujrzeć można pasące się w oddali zwierzęta, pośród których królują bawoły oraz słonie. Niestety, po parku można poruszać się jedynie o wyznaczonych trasach. Co prawda daje to spokój żyjącym tu zwierzętom, ale spotkanie z nimi staje się sporą loterią. Wszystko zależy bowiem od tego w jakiej odległości od drogi nam się one ukażą. Zmorą parku są prześcigający się i zajeżdżający sobie drogę kierowcy. Pozbawieni wyobraźni szoferzy często swymi autami blokują dostępu do zwierząt. Gdy zjedzie się ich większa grupka, podziwiać można co najwyżej ich samochody, zazdrośnie patrząc na turystów, których kierowca wykazał większą brawurę bądź bezczelność zajeżdżając drogę innym samochodom. Gdy już pojawi się fart i pośród gęstwiny ukarze się jakieś zwierzę, bywa wtedy że próbujący nadgonić pozostałych kolegów kierowca, zatrzyma się przy zwierzęciu na tyle krótko że trudno wymierzyć aparat bądź wymagającą nieco dłuższego czasu rejestracji kamerę. Także ci, którzy liczą na romantyczne ujęcia ze słynnymi rybakami w tle, srogo się zawiodą. Dziś prawdziwych rybaków już nie ma. Ich żerdzie nie wystają już daleko w morze. Gdy tylko pojawiają się turyści, kilku z nich wskakuje na swoje pale i pozują, często zapominając nawet zamoczyć wędkę. Wśród pozujących zwykle pojawia się „kasjer”, który zbiera od każdego turysty po 100 LKR (czasem po 100 LKR od pary). Taki biznes jest dla nich bardziej opłacalny, niż owe mizerne połowy. Wyjątkowo przyjemnym miejscem jest wieńczące nasze zwiedzanie Galle. Wpisany na listę UNESCO fort oraz przylegające doń wypełnione kolonialną zabudową uliczki, to miejsce bardzo urocze. Warto powłóczyć się po tutejszych sklepach, aby za niewygórowane pieniądze zakupić magnesy, herbatę bądź inne pamiątki. Wspomnę jeszcze Colombo. Lankijska metropolia zaskakuje swą nowoczesnością. Nie przypuszczałem, że kraj taki jak Sri Lanka może posiadać miasto „z rozmachem”. Największe miasto wyspy łączy w sobie kolonialną przeszłość statecznych budynków użyteczności publicznej z nowoczesną współczesnością wielkich międzynarodowych centrów finansowych. Nie jest to jednak miejsce na tyle ciekawe, aby spędzić tam dłużej niż jeden dzień. Sri Lanka – Łza z policzka Indii, to impreza obfitująca w dość fajny, skrojony na miarę w większości spokojny program, gdzie doskonałe warunki hotelowe współgrały z komfortowym transportem. Polecam serdecznie wszystkim, którzy chcieliby liznąć nieco egzotyki za niezbyt wygórowane pieniądze.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    21

    Sri Lanka -Łza z policzka Indii

    Józefa Genowefa, OPOLE 22.12.2017 | Termin pobytu: styczeń 2018

    Wycieczka odbyła się od 25.11.2017 łącznie z podróżą 12 dni.Program wycieczki ciekawy,wspaniała pilotka Agnieszka Płachta, która bardzo dużo i ciekawie opowiadała o wyspie.Transport bez zarzutu wygodny autobus pomocna obsługa autobusu.Do samej wycieczki nie można się przyczepić ale transport samolotowy tragedia.Jak można tak daleko 10 godzin lotu takim pudłem wysyłać ludzi dlaczego biuro nie reaguje na opinie tych którzy męczyli się lecąc tak nie wygodnie, ciasno.Takim samolocikiem można lecieć najdalej do Egiptu a nie na SriLankę.Przez 10 godzin a może dłużej zaserwowano pół kubeczka wody.Piszę tą opinie dla przyszłych chętnych którzy będą lecieć na SriLankę,należy się zastanowić czy lecieć takim niewygodnym "samolocikiem".

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    4

    Rajd po Sri Lance

    Krzysztof Katowice 28.03.2014

    Jasne że z przyjemnością. W końcu nie jadę by narzekać, lecz by się cieszyć i smakować każda chwilę. Dlatego dziwi mnie gdy ktoś tylko szuka negatywów i braków, bo przecież na wycieczke wydaje kupę forsy na która musi ciężko pracować. no chyba, ze nie musi.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    48

    Sri Lanka-Łza z policzka Indii od 21 marca

    ELEGIA ŁOPATKA 16.04.2017

    Bardzo dobry program,ciekawe zabytki,dzięki czemu poznałam ducha tej niesamowitej wyspy.Pilotka Pani Ewa Pisera nie była zaangażowana w realizację programu-chciała jak najszybciej mieć czas wolny.Jeden z punktów programu ,czym jestem najbardziej zawiedzona,nie został zrealizowany.Nie byliśmy w fabryce batiku.Na moje wielokrotne monity/ w drodze do Galle/w zastępstwie fabryki byliśmy w wiejskiej chacie,gdzie dwie kobiety oderwane od przygotowania posilku starały się coś pokazać. Nie zabaczyłam więc tradycyjnego procesu uzyskiwania wzoru na tkaninach, co było moim głównym celem pobytu na Sri Lance W Kandy hotel znajdował się poza centrum miasta-co umiemożliwiło samodzielne jego zwiedzanie .Sprawni kierowcy i przewodnicy. Dobre,zróżnicowane wyżywienie ,zadowalające hotele.Wycięczkę polecam wszyskim,chcącym poznać uroki tej pięknej wyspy.Byl czas na poznanie typowych dla kraju zabytkow ,treking po płskowyżu na wysokości ponad 2000m n.p.m. ,safari w Parku Yala,gdzie widzieliśmy żyjące na wolności słonie.Na wyróżnienie zasługuje także wizyta w Królewskich Ogrodach Botanicznych w Kandy-przepiękna roślinnośc-drzewa,krzewy ,byliny i Ogród Orchidei a wszystko pokazane na dużej przestrzeni. Dorze zachowane proporcje pomiędzy zwiedzaniem,aktywnościa fizyczną i wypoczynkiem.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    4

    Polecam

    Tatiana 12.05.2016

    Bardzo fajny hotel przepyszne jedzenie dodatkowa atrakcja łódeczka przez rzekę

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    1

    Łza z policzka Indii luty 2025r.

    Mirosława Bożena, Szczecin 24.06.2025 | Termin pobytu: luty 2025

    Wycieczka ciekawa z wyłączeniem podróży samolotem, gdzie siedzieliśmy ponad 10 godzin ściśnięci jak sardynki. Brak jakiegokolwiek darmowego posiłku czy picia podczas lotu. Dobrze jest mieć ze sobą walutę aby taki posiłek nabyć. Pogoda na Lance była w kratkę, więc przyda się też parasol, który lokalsi używają zarówno w czasie deszczu jak i słońca. Trasa różnorodna i malownicza zwłaszcza parki i ochronka dla słoni. Pilotka pani Małgosia , pomocna i uczynna. Trasa warta polecenia.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    45

    Warto pojechać

    Leszek 09.09.2014

    Mimo paru minusów wycieczka godna polecenia.Potraktowałem ją jak fajny "przedsmak" Indii.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    25

    Sri Lanka w styczniu 2017

    Maciej 18.04.2017 | Termin pobytu: październik 2017

    Sri Lanka na pewno w sobie coś ma. Kraj po wyniszczającej wojnie domowej, koszmarze tsunami urzeka przepięknymi krajobrazami, „tysiącem odcieni zieleni” i pięknym Oceanem Indyjskim. Króluje buddyzm, hałas tuk-tuków z azjatyckim chaosem na ulicach i ciekawa kuchnia, którą najlepiej smakować samemu poza hotelami. Wycieczka w sumie ciekawa z kilkoma fajnymi punktami, są też „atrakcje” wg mnie zbędne, ale jest to jak zawsze opinia subiektywna. Zwiedzanie Colombo po 10 godzinnym locie trudno nazwać zwiedzaniem, raczej obserwacją z okien autokaru, z krótkimi wysiadkami przy jednej świątyni, czy Memorial Hall. Zmiana czasu i zmęczenie długą podróżą naprawdę nie sprzyjają o tej porze zwiedzaniu miasta. Kolejny dzień to przejazd do Pinnawali, gdzie znajduje się sierociniec dla słoni oraz świątyń w Dambulli. W sierocińcu znajduje się stado liczące kilkadziesiąt sztuk. Są to zwierzęta porzucone lub poranione pozostałościami różnych niewybuchów w dżungli z okresu wojny domowej. Atrakcją jest ich kąpiel w rzece Ma Oya przy dźwiękach muzyki. Następnie słonie przechodzą na drugą stronę parku, gdzie za odpowiednią opłatą można słonia nakarmić lub zrobić sobie z nimi zdjęcia (koszt zazwyczaj 1 $ dla strażnika odpowiedzialnego za danego słonia). W sierocińcu można zjeść, zakupić standardowe pamiątki typu magnesy, widokówki czy t-shirty. Dambulla to kompleks 5 świątyń w jaskiniach wykutych w skale na przestrzeni kilkuset lat, z ładnymi widokami. Tu warto (w zależności oczywiście od pogody) założyć skarpetki, ponieważ słońce niesamowicie nagrzewa kamienne schody i dziedziniec świątynny, co ułatwi nam chodzenie. Wokół świątyni oczywiście stadka małpiszonów, które pozwalają sobie naprawdę na wiele, łącznie z bezpośrednim zaczepianiem ludzi. Dambulla to na pewno jeden z ciekawszych obiektów zwiedzonych podczas tej wycieczki. 4 dzień to dzień świątyń. Tu akurat pogoda spłatała po raz pierwszy figla i deszcz wraz z mgłą nie pozwolił nacieszyć oczu widokami z Mihintale – zarówno ze szczytu skały jak i stupy. Mihintale uważane jest za miejsce, gdzie buddyzm zapoczątkował swoje istnienie na Sri Lance. Przy słonecznej pogodzie miejsce jak najbardziej warte odwiedzin. Oczywiście chodzimy tam na boso (na skałę również) i uważamy na wszędobylskie małpki. Po Mihintale wracamy do Anuradhapury, gdzie wędrujemy do Wielkiej Stupy Ruwanwelisaya i pod święte drzewo Sri Maha Bodhi. Tu akurat podeszczowa aura się przydała, bo obejście Wielkiej Stupy w słońcu byłoby małym „mission impossible”, a tak po deszczu zostały małe kałuże, gdzie można było schłodzić stopy i bez problemu zrobić rundę wokół Stupy. Wg naszej pilotki drzewo Sri Maha Bodhi uważane jest przez buddystów jako najstarsze na świecie, ale jakiegoś wielkiego wrażenia nie robi. Oprócz tego byliśmy w świątyni Isurumuniya, mniejsza od dotychczas zwiedzonych, ale też warta poświęcenia uwagi. Następnie kto chciał został w hotelu, a kto wybrał fakultet udał się na masaż ayurwedyjski kosztujący 40$. Masaż trwał ok 45 minut, później sauna i herbatka „oczyszczająca”. Doświadczenie ciekawe, relaksujące, ale raczej niewarte takich pieniędzy. Sigiriya – zdecydowanie jeden z najlepszych punktów wycieczki, zaliczyliśmy piątego dnia. Z Sigiriyą łączy się historia walki o władzę między braćmi, zakończona zwycięstwem prawowitego następcy tronu. Szczęście, że pogoda dopisała, bo widoki z tej skalnej fortecy są po prostu przepiękne. Sama skała może być wyzwaniem dla starszych osób, bo trzeba się wspinać po stromych schodach, ale podkreślam jeszcze raz, być na Sri Lance i nie wejść na Sigiryę, to tak samo jak z papieżem w Rzymie:). W jaskini z freskami „niebiańskich dziewic” zalecam wstrzymanie się z fotografowaniem tych obrazków. Tzw ochroniarze, czy strażnicy żądają przy wyjściu aparatów, telefonów i kasują te zdjęcia (przy zbyt ambitnym delikwencie można stracić wszystkie dotychczasowe fotki, więc lepiej dać sobie tu spokój, bo skutki mogą być bolesne). Po zwiedzeniu Sigiriyi udaliśmy się do kolejnej, starej stolicy Sri Lanki – Polonnaruwy, zahaczając po drodze o sklep-fabrykę wyrobów z drewna. Ceny kosmiczne – dla nas nie do przyjęcia, jedynym pozytywem była możliwość odróżnienia gatunków drzewa, z których wykonywano pamiątki, by później kupić je taniej. Kończąc ten wątek dodam, że w Polonnaruwie za słonia z hebanu dałem ok 10$, a w tym sklepie wystawiony był za 100$. Polonnaruwa to właściwie kompleks pałacowych i świątynnych ruin. Tu też trafił się obowiązkowy strażnik, który pilnował, aby nie pozować do zdjęć tyłem do Buddy i weryfikował co niektórym aparaty. Wiele ciekawszym miejscem jest Gal Vihara – świątynia z m.in. leżącym Buddą. 4 posągi zostały wyryte w granitowej skale w XII wieku i są jednymi z największych w tym regionie Azji. Następny dzień to wyjazd do miasta Kandy. Po drodze zatrzymujemy się w ogrodzie przypraw w Matale. Tam można dotknąć roślin, z których produkuje się różne kosmetyki jak i przyprawy z curry na czele. Oczywiście jest też sklepik, gdzie można te specyfiki zakupić, ale poza curry ceny nie zachęcają do kupna. Przed Kandy jest też miasteczko, gdzie przy głównej ulicy znajduje się spora, kolorowa świątynia hinduistyczna. Dzięki jednemu z wycieczkowiczów udało się przekonać pilotkę, aby się tam zatrzymać, jednak strażnicy nie byli chętni nas wpuścić i pozostały tylko zdjęcia na pamiątkę. Dziwne, że ta świątynia nie jest w programie wycieczki, tym bardziej, że znajduje się „po drodze” do Kandy i zapewne jest ciekawsza niż jakiś sklep z batikiem. W Kandy najpierw udaliśmy się na zwiedzanie Świątyni Zęba, jednej z najważniejszych świątyń dla buddystów, później na pokaz tańców lankijskich. Po tym wszystkim była możliwość samodzielnego zwiedzania miasta, jednak życie zamiera tu ok 20:00, sklepy zamykają, knajp nie za wiele, więc zostało spotkanie w barze na ostatnim piętrze naszego hotelu Casamara. Kolejnego dnia pojechaliśmy do Ogrodów Królewskich w Kandy – też jeden z jaśniejszych punktów całej wyprawy. Kilka tysięcy gatunków roślin, drzew, krzewów itd., ale największe wrażenie na paniach zrobił Dom Orchidei, gdzie umieszczono 188 gatunków tego kwiatu. Po zaliczeniu Ogrodu, kolejny kontrowersyjny punkt programu, czyli tzw. Muzeum Kamieni Szlachetnych. Czy to było muzeum, czy może jednak sklep jubilerski, można dyskutować…w każdym razie swoje odczucia opiszę w informacjach dodatkowych. Po tym wszystkim był czas, aby znów pokręcić się po mieście i choć padało niemiłosiernie, wyjście zaowocowało bardzo udanymi zakupami. Następny dzień i znów kiepska pogoda towarzyszyła nam w drodze na plantacje herbaty oraz płaskowyż Hortona. Przy jednej z plantacji zatrzymaliśmy się tylko na kilkanaście minut (dlaczego tak krótko, to pewnie tajemnica naszej pilotki), po czym dojechaliśmy do herbacianej fabryki, gdzie było zwiedzanie z degustacją oraz tradycyjnie sklep, gdzie można było różne gatunki herbat zakupić. Potem chętni mimo niesprzyjającej pogody mogli wybrać się na górską wycieczkę po płaskowyżu Hortona. Sprawdziło się to, co inni uczestnicy opisywali wcześniej, że warunki pogodowe po południu do najlepszych nie należą, jednak kilkanaście osób zdecydowało się pójść do Małego Końca Świata, a siódemka zaliczyła całą pętle z Dużym Końcem Świata i wodospadem. Cały czas siąpił deszcz, dramatu nie było oprócz ostatniego kilometra, gdzie szliśmy pod wiatr i nas przemoczyło. Generalnie trasa nie należy do trudnych, każdy średniosprawny człowiek da sobie radę. Na warunki też trzeba brać poprawkę. Wg pilotki miała przejść straszna burza, a nic takiego nie miało miejsca, być może nie chciało się jej maszerować z nami. Mimo takiej, a nie innej pogody i tak udało się na Hortonie sporo zobaczyć. Po prostu, każdy kto ma jakieś pojęcie o górach, wie, że pogoda zmienia się co kilka minut. Postaliśmy sobie na Końcu Świata i oczywiście przyszedł moment, gdy wiatr przegonił mgłę i ujrzeliśmy świetne widoki, uwiecznione na zdjęciach. Na Hortonie jest też całkiem okazały wodospad Baker’s Falls. Jednym słowem warto tam wjechać i nie można sugerować się pogodą na dole. Ostatnie 2 dni to safari w Parku Yala i miasto Galle. Na safari jeździmy jeepem w 6 osób. Nasza załoga akurat miała szczęście, bo poza lampartem udało się zobaczyć zdecydowaną większość zwierząt z bliska: słonia, krokodyle, bawoły, jelenie, mangusty, warany, przeróżne kolorowe ptactwo. Osobliwością było bajorko, w którym to sobie wspólnie leżakowali bawół z krokodylem. Fajnym elementem tego safari jest spacer po plaży nad oceanem i Skała Słonia. Wrażenie pewnie zrobią fundamenty po hotelu zmiecionym przez tsunami, zostawione chyba ku przestrodze… Wg programu jednym z punktów wycieczki mieli być lankijscy rybacy. Cóż, takich chyba można zobaczyć już tylko na pocztówkach, bo osobnicy przy których się zatrzymaliśmy są co najwyżej zorganizowaną grupą wyłudzającą pieniądze. Po prostu „menadżer” zbiera kasę do kapelusza, jak ma coś uzbierane (oczywiście najlepiej w dolarach) daje znak i paru „rybaków” wchodzi na te żerdzie i pozuje do zdjęć, ale trwa to symboliczną chwilę, więc żadna to atrakcja. Stare Miasto w Galle otacza holenderski fort z murami wysokimi na kilka metrów, które to mury uratowały ten fragment miasta przed tsunami. Fajne miejsce do spaceru wzdłuż tych murów, latarnia morska, widoczki na ocean, wąskie uliczki i sklepiki, w których można wydać trochę pieniędzy. To był ostatni, wycieczkowy dzień, po południu zostaliśmy poprzerzucani do hoteli na tzw. pobyt. My wybraliśmy hotel Tangerine Beach, oddalony o niecałe 4 km od Kalutary. Bardzo dobry wybór, zarówno infrastruktura jak i wyżywienie. Mogę go szczerze polecić na pobyt po objeździe i jeśli ktoś wybrałby go na dłuższy wypoczynek. Basen, plaża przy hotelu, bliskość miasteczka (200 rupi i zawiozą spod hotelu tuk-tukiem do centrum) sprawia, że nie będziecie się nudzić. Gdyby komuś było mało świątyń, w Kalutarze też jest okazała Stupa. Wieczorem jest też co robić, formuła all inclusive jak najbardziej na plus.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    42

    Dla każdego coś miłego

    Alicja, Wa-wa 13.12.2014

    NIEZŁY OBJAZD, JESZCZE LEPSZY WYPOCZYNEK.

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem